Recenzja filmu

Victoria (2015)
Sebastian Schipper
Laia Costa
Frederick Lau

Jesteś moją adrenaliną

Dzieło Schippera budzi niekłamany podziw. I to nie tylko ze względu na aspekt techniczny, lecz także niejako wbrew niemu. Największym sukcesem filmu jest bowiem fakt, iż z czasem przestajemy
Zarejestrować pełnometrażowy film w jednym ujęciu, bez cięć montażowych, z nieprzerwanie pracującą kamerą. Choć idea sprawia wrażenie, jakby była równie stara jak samo kino, na przestrzeni lat tylko garstka śmiałków podjęła się tego karkołomnego zadania. Szlaki przecierał już Alfred Hitchcock w 1948 roku ze swoim "Sznurem", jednak obraz mistrza jedynie "udawał", w istocie składając się z dziesięciu długich ujęć, zmontowanych tak, by sprawiały wrażenie jednego, trwającego przez 80 minut projekcji. Dopiero w 2000 roku, Mike Figgis zaskoczył eksperymentalnym "Timecode", na który składało się nie jedno, a cztery półtoragodzinne ujęcia, połączone w całość za pomocą efektu podzielonego ekranu. Potem była jeszcze głośna "Rosyjska arka" Sokurowa oraz szereg zgoła egzotycznych produkcji, z których większość nie trafiła do ogólnoświatowej dystrybucji, przechodząc tym samym bez większego echa.




Rok 2015, Niemiec Sebastian Schipper postanawia spróbować swych sił w temacie. Zamysł jest ambitny: kryminalna historia rozgrywająca się w czasie rzeczywistym, opowiedziana bez udziału montażu. Akcja "Victorii" osadzona została we współczesnym Berlinie (zdjęcia kręcono w dzielnicach Kreuzberg oraz Mitte). Tytułowa bohaterka to młoda Hiszpanka, która niedawno osiedliła się w niemieckiej stolicy. Wychodząc nad ranem z klubu, dziewczyna poznaje czwórkę berlińczyków. Sonne, Boxer, Blinker i Fuss to rozrywkowe chłopaki, nie byłoby jednak przesadą stwierdzić, że należą do tzw. "marginesu". Nieobce im kradzieże i zatargi z prawem, jeden z nich odbył nawet wyrok w więzieniu za brutalne pobicie. Osamotniona w obcym mieście Victoria zdecyduje się jednak spędzić czas w towarzystwie zgoła przyjaźnie nastawionej bandy, co zaowocuje katastrofalnymi skutkami...




Przyznam, że niezbyt wiarygodna od strony psychologicznej postawa bohaterki (nieśmiała, lekko zakompleksiona dziewczyna bez oporów akceptuje towarzystwo drobnych opryszków) z początku sprawiała mi pewien problem. Brawura z jaką został zrealizowany omawiany obraz, zmazuje jednak ów grzech praktycznie całkowicie. Od pewnego momentu śledzimy bowiem akcję z zapartym tchem, a wraz ze zwrotem akcji, którego zdradzać nie zamierzam, by nie psuć zabawy innym, napięcie nieprzerwanie rośnie, by z czasem stać się wręcz trudnym do zniesienia. W paru momentach dosłownie siedzimy na przysłowiowej krawędzi fotela, nieświadomie zaciskając dłonie na jego oparciach. Fakt, że większość dialogów jest wynikiem improwizacji, dodaje całości bezcennego realizmu, w ferworze zdarzeń łatwo zapomnieć, że "to tylko film". W tym miejscu wyrazy uznania należą się aktorom, w szczególności zaś czwórce z pierwszego planu: Laia Costa, Frederick Lau, Franz Rogowski i Burak Yigit stworzyli pełnokrwiste postaci, którymi miotają realne emocje i którym szybko zaczynamy kibicować w ich poczynaniach. Lekkomyślność bohaterów paradoksalnie działa w tym przypadku na ich korzyść. To nie papierowe figury nastawione na kalkulację, podobnie jak w życiu codziennym, ich wybory są często wynikiem impulsu, rodzą się pod natchnieniem chwili.




Dzieło Schippera budzi niekłamany podziw. I to nie tylko ze względu na aspekt techniczny, lecz także niejako wbrew niemu. Największym sukcesem filmu jest bowiem fakt, iż z czasem przestajemy zwracać uwagę na jego eksperymentalny charakter, zatapiając się w fabule po płonące z podniecenia uszy. Gdy zaś mowa o narracyjnej płynności, nie można zapomnieć o roli operatora: Sturla Brandth Grøvlen odwalił kawał wymagającej roboty, by to skomplikowane od strony logistycznej przedsięwzięcie mogło ujrzeć światło w zamierzonym kształcie (wieść niesie, że całość zarejestrowana została już w trzecim podejściu). Bez zbędnego owijania w bawełnę należy stwierdzić, co następuje: "Victoria" to prawdziwy rollercoaster, po brzegi naładowana adrenaliną petarda. W moim prywatnym odczuciu - najbardziej ekscytująca produkcja roku, bije na głowę nawet chwalone ze wszech stron "Fury Road". Jeśli jeszcze nie miałeś okazji odbyć tej podróży, pozostaje tylko jedno do zrobienia. Kamera, akcja!
1 10
Moja ocena:
9
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
"Victoria" Sebastiana Schippera rozpoczyna się nieznośnymi błyskami stroboskopu berlińskiej dyskoteki. Ta... czytaj więcej
Reżyser zaczyna mocnym audiowizualnym uderzeniem, jakim jest energiczny taniec tytułowej Victorii (Laia... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones