"W blasku ekranu" to nie film - to emocjonalne widmo, które siada obok ciebie w ciemnej sali i powoli zaczyna szeptać ci do ucha. Jane Schoenbrun stworzyła dzieło, które nie tyle się ogląda, co
"W blasku ekranu" to nie film - to emocjonalne widmo, które siada obok ciebie w ciemnej sali i powoli zaczyna szeptać ci do ucha. Jane Schoenbrun stworzyła dzieło, które nie tyle się ogląda, co wchłania. To opowieść nie o duchach, ale o ludziach, którzy sami stali się duchami - przeźroczystymi we własnym życiu, istniejącymi naprawdę dopiero w odbiciach telewizyjnego ekranu.
Historia skupia się na Jadow i Owenie - dwojgu dzieciakach, zbyt cichych dla świata, ale zbyt głośnych emocjonalnie, by zmieścić się w jego sztywnych ramach. Łączy ich obsesja na punkcie tajemniczego serialu telewizyjnego przypominającego coś pomiędzy "Buffy" a senem po gorączce. Ten serial staje się ich rytuałem, więzią, azylem - czymś, co pozwala przetrwać każdy kolejny dzień w rzeczywistości, która nawet nie wie, że istnieją.
I tu film dotyka czegoś niezwykle uniwersalnego: czy to, co kochamy, zawsze nas ratuje - czy też czasem nas pożera? Bo im bardziej bohaterowie wciągają się w świat przedstawiony, tym bardziej ich własne życie zaczyna blaknąć. Granica między fantazją a rzeczywistością nie pęka nagle - ona rozmywa się jak atrament w wodzie.
Warstwa audiowizualna to czyste hipnotyczne złoto. Neonowe rozbłyski niczym ślady emocji, które bohaterowie nie potrafią wypowiedzieć. Kamera, która obserwuje ich z dystansu, jakby bała się zbliżyć. Muzyka, która nie akompaniuje - ona prześladuje. Niektóre sceny wyglądają jak wideoklip z lat 90., inne jak fragment snu, który pamiętasz tylko wtedy, gdy zamkniesz oczy na dłużej niż wypada.
Film ma jednak jedną cechę, która czyni go wyjątkowo szczerym - nie próbuje nikogo przekonać, że będzie dobrze. Nie oferuje taniego katharsis. Nie mówi: "zrozumiałem siebie i teraz jestem wolny". Zamiast tego pyta: co jeśli twoja prawda istnieje tylko w świecie, do którego nie możesz wejść?
To kino dla wrażliwców. Dla tych, którzy mieli kiedyś ulubiony serial, grę, komiks, który był dla nich czymś więcej niż tylko rozrywką - był życiem zastępczym. Film działa jak test na empatię. Jeśli kiedykolwiek płakałeś przy ekranie, a nie w rzeczywistości, zrozumiesz go bez słów.