Recenzja filmu

W stronę słońca (2007)
Danny Boyle
Chris Evans
Cillian Murphy

Ukryty wymiar

Każdy nowy film <a href="http://www.filmweb.pl/Person,id=12197" class="n">Danny'ego Boyle'a</a>, jeszcze na etapie produkcji, wzbudza olbrzymie zainteresowanie zarówno widzów jak i krytyków. Nic
Każdy nowy film Danny'ego Boyle'a, jeszcze na etapie produkcji, wzbudza olbrzymie zainteresowanie zarówno widzów jak i krytyków. Nic w tym dziwnego. Boyle jest bowiem uznawany za jednego z najciekawszych brytyjskich reżyserów, a swoimi kolejnymi produkcjami udowadnia, że wie czym i jak zadziwić kinomanów. Popularność przyniosło mu kultowe "Trainspotting". Zrealizowana w 2000 roku "Niebiańska plaża" nie powtórzyła już tego sukcesu, ale to nie zniechęciło reżysera. Dwa lata później dał się poznać jako sprawny twórca kina grozy dzięki horrorowi "28 dni później", w którym na nowo zdefiniował wyświechtany, zdawałoby się, gatunek filmów o zombie. Swoim najnowszym projektem Boyle wkracza na dziewiczy dla siebie teren gatunku sci-fi. Co prawda wcześniej opowiadał o kosmicie krótkometrażowym "Alien Love Triangle", ale "W stronę słońca" jest pierwszym w jego karierze obrazem fantastyczno-naukowym. Podobnie jak w "28 dniach później" brytyjski reżyser wprowadza do tego gatunku wiele nowego. "W stronę słońca" to połączenie kina sci-fi, katastroficznego i przygodowego z dreszczowcem oraz rasowym horrorem. Jest rok 2057. Słońce zaczyna gasnąć, co grozi zniszczeniem naszej planety. Jedynym ratunkiem dla ludzkości wydaje się być pobudzenie słońca do aktywności wywołując na jego powierzchni potężną eksplozję. W specjalną misję wyrusza grupa astronautów i naukowców na pokładzie statku o nazwie Ikarus II. W chwili kiedy rozpoczyna się akcja filmu ich rejs trwa już 16 miesięcy, a statek znajduje się w niewielkiej odległości od słońca. Jeden z astronautów przypadkiem natrafia na sygnał radiolokacyjny emitowany przez wysłany 7 lat wcześniej z identyczną misję okręt Ikarus I. Jego załoga nie wykonała postawionego przed nią zadania, a ich los oraz los samego statku nie jest znany. Decyzją pokładowego fizyka Ikarus II zmienia kurs i rusza na spotkanie z dryfującym w przestrzeni okrętem... "W stronę słońca" zaczyna się jak kolejna hollywoodzka produkcja katastroficzna. Ziemi grozi unicestwienie, a los ludzkości spoczywa w rękach grupki ludzi. Podobne historie przerabialiśmy juz przy okazji "Armageddonu", czy "Jądra ziemi". Jednak Danny Boyle we współpracy ze scenarzystą Alexem Garlandem i producentem Andrew Macdonaldem - ludźmi, z którymi spotkał się już przy okazji realizacji "28 dni później" - wykorzystał ten pomysł do zrobienia filmu będącego mieszaniną gatunków, cytatów i odwołań, który wielbiciele "2001: Odysei kosmicznej" oglądać będą z rosnącą irytacją, ale na którym będą się dobrze bawić wielbiciele "Obcego" i... "Piątku 13". Po dosyć spokojnym początku wykorzystanym do zaznajomienia widzów z bohaterami całej historii, akcja filmu nabiera bardzo szybkiego tempa. Po decyzji o zmianie kursu i spotkaniu z Ikarusem I członków misji dotyka seria nieszczęść, a ich los, jak i los całej ludzkości, znajduje się w olbrzymim niebezpieczeństwie. Astronauci stawić będą musieli czoła nie tylko nieprzewidzianym wypadkom losowym, ale również nieoczekiwanemu pasażerowi na gapę. Danny Boyle wykorzystał fantastyczną scenerię do zrealizowania trzymającego w napięciu, choć naginającego logikę, widowiska. Film aż kipi od cytatów. Brytyjski reżyser w mniej lub bardziej wyraźny sposób nawiązuje do klasyki, czyli do "2001: Odysei kosmicznej", serii "Obcy", hollywoodzkich produkcji katastroficznych, ale przede wszystkim do cieszącego się sporą popularnością "Ukrytego wymiaru" Paula W.S. Andersona. Fabularnie "W stronę słońca" odstaje od poziomu jaki reprezentowało choćby "28 dni później". Scenariusz pełen jest klisz, a bohaterowie zdają się być zaczerpnięci z innych filmów, ale braki w historii Boyle nadrabia wykonaniem. Obraz zwraca na siebie uwagę dopracowaną scenografią, fenomenalnym wykorzystaniem dźwięku oraz dobrze wykonanymi efektami specjalnymi. Całą historię reżyser przedstawił nie unikając ciekawych, a wręcz niecodziennych ujęć kamery. Zatem mimo fabularnej naiwności film potrafi wciągnąć. "W stronę słońca" nie rozczarowuje, choć z całą pewnością nie jest to produkcja dla każdego. Żonglerka gatunkami oraz nagięta do granic prawdopodobieństwa, a miejscami nawet je przekraczająca, fabuła mogą odstraszyć, co niektórych widzów. Wielbicielom mocnych wrażeń poddaję pod rozwagę, zwolennikom bardziej nastrojowych produkcji sci-fi w rodzaju "Solaris", raczej nie.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Twórca kultowego "Trainspotting" Danny Boyle tym razem sięgnął po science fiction odwołujące się do... czytaj więcej
Słońce umiera. Na Ziemi panują lodowate mrozy i czas ludzkości wydaje się dobiegać końca. Ostatnią szansą... czytaj więcej
Brytyjski reżyser, Danny Boyle, znany jest z niezwykłej umiejętności nabijania listy kultowych filmów... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones