Recenzja filmu

Wcielenie (2021)
James Wan
Annabelle Wallis
Maddie Hasson

Wszystkie twarze Wana

Nowy obraz Wana pozostaje filmem nierównym. Potrafi wzbudzać strach, ale bywa tak groteskowy, że ciężko powtrzymać śmiech.
Wszystkie twarze Wana
Kiedy pod koniec XIX wieku wielki pożar strawił w całości centrum Seattle, postanowiono odbudować dzielnicę kilka metrów nad pierwotnym poziomem. Pod dzisiejszym tętniącym życiem Pioneer Square znajdują się więc korytarze zapomnianego miasta, dawne bary i witryny sklepowe. James Wan nie bez powodu wybiera metropolię z podziemnym cmentarzyskiem na akcję swojego najnowszego filmu.

Madison (Annabelle Wallis) zaczyna pewnego dnia doświadczać makabrycznych wizji. Podczas nagłych ataków paraliżu kobieta widzi, jak tajemnicza postać dokonuje okrutnych morderstw. Prawdziwy dramat rozpoczyna się jednak dopiero wtedy, gdy okazuje się, że wszystkie zabójstwa mają miejsce w rzeczywistości. Próbując zrozumieć, co tak naprawdę się z nią dzieje, Madison odkrywa kolejne rodzinne sekrety. Jak to w horrorze – przemilczane problemy sprzed lat zaczynają powoli wypełzać na powierzchnię.

Oglądając "Wcielenie", łatwo wyłapać typowe dla horroru rodzinnego klisze – stary dom ze skrzypiącymi podłogami, pusta kołyska, porozrzucane zabawki, kasety wideo z dziecięcych urodzin. Pod tym względem Wan nie proponuje raczej nic rewolucyjnego, szczególnie biorąc pod uwagę dość toporną metaforę rozszczepionego miasta. Ikonografia filmowego Seattle również nie zaskakuje – twórcy ukazują deszczowe miasto głównie w ponurej palecie czerni. Mimo to "Wcielenie" nie wpisuje się do końca w estetykę thrillera rodzinnego, a wielu zapewne zarzuci mu pewien bałagan formalny.

Przyjrzyjmy się oficjalnemu plakatowi promującemu film – nad oświetloną czerwonym światłem przerażoną kobiecą twarzą zwisa ostrze. Chociaż kompozycja utrzymana jest w modnym obecnie minimalistycznym duchu, to dla fanów horroru nawiązanie do giallo będzie oczywiste (krótkie wyjaśnienie dla niewtajemniczonych – giallo to po włosku żółty i pierwotnie termin ten odnosił się do wydawanych w latach 20. przez włoskie wydawnictwo Mondadori powieści kryminalnych. Później do jego stylu zaczęli nawiązywać inni pisarze i filmowcy. Przełomowym dla gatunku momentem była premiera "Ptaka o kryształowym upierzeniu" Dario Argento w 1970 roku, która zapoczątkowała masową produkcję podobnych obrazów we włoskim kinie).
 
Wymierzone w kobiece ciało ostrze odnajdziemy więc na plakatach włoskich klasyków gatunku. Będzie to sztylet w przypadku "Ptaka o kryształowym upierzeniu", maczeta w "Krwawym obozie" czy piła w "Torso". Wan nawiązuje momentami do tradycji giallo, wykorzystując nasycone czerwienią światła, teatralnie, niemalże sztucznie, odgrywane przerażenie czy charakterystyczne narzędzia zbrodni. Reżyser zdaje się oddawać hołd dawnym mistrzom, oświetlając koszmarne sceny krwawym blaskiem neonu.

Kilka kinofilskich ujęć zbrodni nie czyni jednak z "Wcielenia" wysmakowanej całości. Wan nie wystrzega się banału – mroczny szpital, zagracony komisariat czy zakurzone archiwa to sztampowe scenerie przeciętnego horroru. Razem z dość drewnianymi dialogami dają wrażenie obcowania z filmem klasy B. Podobny efekt towarzyszył wczesnej produkcji Wana – "Pile", jednak różnica w budżecie i doświadczeniu samego reżysera przy produkcji obydwu filmów jest ogromna.

Tylko może właśnie tak miało być? Może za tym szaleństwem kryje się metoda? W wywiadzie dla portalu Bloody Disgusting reżyser wspomina wyprawy na tyły wypożyczalni kaset wideo na przełomie lat 80. i 90., gdzie, jak twierdzi, można było znaleźć prawdziwe perełki. Nastoletni Wan wybierał pozycje o najbardziej oryginalnych okładkach, kształtując w ten sposób swój ekscentryczny gust filmowy. "Wcielenie" jest więc właśnie takim filmem z sekcji, "której wstydzono się na tyle, że nie wypadało ustawiać jej z przodu sklepu".

Nowy obraz Wana pozostaje filmem nierównym. Potrafi wzbudzać strach, ale bywa tak groteskowy, że ciężko powtrzymać śmiech. Możemy uwierzyć reżyserowi na słowo, że "Wcieleniem" chciał zerwać z łatką "kolesia od Obecności" i spróbować zdefiniować swoją twórczość na nowo. Na ile ten zabieg się powiódł, polecam ocenić samemu, bo w historii Madison można liczyć na całkiem ciekawy twist. Mimo licznych wad najnowsza odsłona kina grozy w wydaniu Wana wciąż gwarantuje dobrą zabawę.
1 10
Moja ocena:
7
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones