Bezpośrednio po premierze film okazał się klapą finansową i został bardzo chłodno - delikatnie mówiąc - przyjęty przez krytyków, ale dziesięć lat później w erze #MeToo zyskał status kultowego. Za
Kiedy Diablo Cody zdobyła w 2008 roku Oscara za scenariusz do "Juno", zyskała tym samym artystyczną wolność. Jej kolejny projekt był więc swego rodzaju eksperymentem diametralnie różniącym się od pociesznego filmu familijnego z Ellen Page.
Jennifer Check (Megan Fox) i Needy Lesnicki (Amanda Seyfried) są zwykłymi licealistkami, które wybierają się na koncert zespołu indie rockowego. Członkowie zespołu niespodziewanie porywają Jennifer, biorąc ją za dziewicę, żeby złożyć ją w ofierze szatanowi w zamian za sławę i sukces w branży muzycznej. Sytuacja wymyka się spod kontroli, kiedy Jennifer zostaje opętana i zaczyna mordować młodych chłopaków ze swojego miasteczka.
Bezpośrednio po premierze film okazał się klapą finansową i został bardzo chłodno - delikatnie mówiąc - przyjęty przez krytyków, ale dziesięć lat później w erze #MeToo zyskał status kultowego. Za taki stan rzeczy scenarzystka obwiniała studio, które promowało film w taki sposób, żeby przyciągnąć do kin młodych, heteroseksualnych chłopaków śliniących się na widok Megan Fox, podczas gdy był on dedykowany przede wszystkim żeńskiej widowni. Nie jest to bowiem "horror" dla nastolatków w stylu "Zmierzchu", ale czarna komedia i satyra wymierzona w patriarchat. Scena składania przez grupę mężczyzn ciała młodej dziewczyny w ofierze w zamian za sławę i pieniądze dobitnie tego dowodzi. Jest to też swego rodzaju statement ze strony Megan Fox, która przez Hollywood była sprowadzana do roli obiektu seksualnego. Jako Jennifer używa swojego ciała, żeby mścić się na mężczyznach. Sam tytuł filmu został zresztą zaczerpnięty z piosenki Courtney Love - kolejnej ofiary mizoginii, która w latach 90. była głosem feministek i riot grrrls.
Główną zaletą "Zabójczego ciała" nie jest - co można by wywnioskować na podstawie tytułu - piękne ciało Megan Fox, ale błyskotliwie, pełne polotu dialogi i czarny humor, które ciężko było pewnie docenić fanom "Transformers". Widzowie oczekujący ciepłego filmu w stylu "Juno" też mogli się zawieść. Nie zmienia to jednak faktu, że w erze #MeToo "Zabójcze ciało" wyrasta na klasyk, który warto sobie przypomnieć.