Recenzja filmu

Znaki życia (1968)
Werner Herzog
Wolfgang von Ungern-Sternberg
Athina Zacharopoulou

Początek godny mistrza

"Znaki życia" nakręcone w roku 1968 są pierwszym pełnometrażowym filmem Wernera Herzoga. Dzieło to zostało stworzone na Krecie, która stała się w ten oto sposób punktem początkowym podróży
"Znaki życia" nakręcone w roku 1968 są pierwszym pełnometrażowym filmem Wernera Herzoga. Dzieło to zostało stworzone na Krecie, która stała się w ten oto sposób punktem początkowym podróży reżysera po całym świecie (amazońska dżungla, Afryka, Tybet, Patagonia, Antarktyda...). Zrealizował on tam jeszcze intrygującą krótkometrażówkę pod tytułem "Ostatnie słowa". Dziwić może fakt, że obraz ten jest mało znany w porównaniu z późniejszymi, wielkimi produkcjami Herzoga, gdyż wcale nie jest od nich gorszy, dorównuje im. Akcja "Znaków życia" rozpoczyna się przybyciem do miasta Kos trzech żołnierzy, którzy zostali poszkodowani w wyniku wcześniejszych działań wojennych. Ich zadaniem natomiast ma być strzeżenie amunicji znajdującej się w starej fortecy. Główny bohater – Stroszek, jest osobą dość nietypową. Po dłuższym, monotonnym stacjonowaniu zaczyna się dziwnie zachowywać... Dużym atutem dzieła Herzoga z pewnością jest scenariusz. Urzekła mnie jego prostota: sposób, w jaki zostali przedstawieni bohaterowie oraz inne epizodyczne postacie (na przykład Cygan), nieskomplikowany rozwój akcji i motyw szaleństwa, który z kolei stał się typowym dla niemieckiego reżysera. W późniejszych jego produkcjach poznajemy różnych szaleńców obłąkanych na swój sposób. Są to między innymi Aguirre i Fitzcarraldo. "Znaki życia" bardzo przypominają mi "Woyzecka" (1979), w którym tytułowy bohater popadł w obłęd podobnie do Stroszka. Stało się to wskutek jego nietypowej osobowości. W wyniku działania na niego odpowiednimi bodźcami, zaczęła ujawniać się choroba psychiczna, która doprowadziła ostatecznie do szaleństwa. Szczególną uwagę należy zwrócić również na grę aktorską. Wszyscy aktorzy zagrali solidnie. Mnie natomiast najbardziej podobała się rola Petera Brogle jako Stroszka. Spisał się wspaniale, gdyż umiejętnie pokazał stopniową metamorfozę człowieka normalnego w szaleńca. Ciekawą kreację stworzył też Wolfgang Reichmann jako Meinhard. Postać ta jest bardzo barwna oraz miejscami komiczna w swoim raz to prostackim, a raz prostym (chłopięcym) zachowaniu. Wzbudza ona dużą sympatię i nie może się nie podobać. Kolejnym solidnym elementem "Znaków życia" jest muzyka skomponowana prze Greka Stavrosa Xarhakosa. Z jednej strony wzbogaca akcję filmu, a z drugiej strony razem ze zdjęciami Thomasa Maucha jeszcze lepiej ukazuje ludową Grecję. Żałuję tylko tego, że nie obrazuje ona wewnętrznych stanów, w jakich znajdował się Stroszek. Namawiam wszystkich serdecznie do obejrzenia tego wielkiego dzieła. Warto jest bowiem dowiedzieć się, od czego zaczęła się wielka przygoda Wernera Herzoga z kręceniem filmów i poznać pierwszego szaleńca w jego twórczości. Z pewnością nie będzie to strata czasu. Polecam!
1 10
Moja ocena:
8
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?