Recenzja filmu

Zniewolony. 12 Years a Slave (2013)
Steve McQueen
Chiwetel Ejiofor
Michael Fassbender

In redemption we trust

"Zniewolony. 12 years a slave" zamyka "trylogię cierpienia" Steve'a McQueena, na którą, poza jego najnowszym filmem składają się także "Głód" i "Wstyd". Warsztat brytyjskiego reżysera pozwala mu
"Zniewolony. 12 years a slave" zamyka "trylogię cierpienia" Steve'a McQueena, na którą, poza jego najnowszym filmem składają się także "Głód" i "Wstyd". Warsztat brytyjskiego reżysera pozwala mu na postawienie odważnych pytań na temat kondycji współczesnego człowieczeństwa; poprzez ukazywaną na ekranie destrukcję jednostki McQueen stara się poddać analizie wyobrażenie o współczesnej cywilizacji, w której różnice wertykalne (rasa, płeć, obyczaje) nieustannie wykluczają się z różnicami horyzontalnymi (podziały społeczne, przekonania polityczne).



"Zniewolony. 12 years a slave", w swoim najgłębszym wymiarze, dotyka problemu tolerancji w świecie, w którym, zdawałoby się, multikulturalizm i uznanie dla odmienności są jego integralną częścią. W tym celu McQueen cofa się do czasów niewolnictwa w USA, przedstawiając opartą na faktach historię Solomona Northupa (Chiwetel Ejiofor), afroamerykańskiego wolnego człowieka, który w 1841 r. został pojmany na ulicach Waszyngtonu i sprzedany jako niewolnik. Należy pamiętać, że historia Northupa rozgrywa się na niedługo przed wprowadzeniem 13. poprawki do Konstytucji USA (1865 r.), która znosiła niewolnictwo na terytorium Stanów Zjednoczonych. Uwzględniając ten fakt, przedstawione na ekranie wydarzenia siłą rzeczy stają się kroniką ciemiężenia na tle rasowym, które zostaną w swoisty sposób odkupione ustawami abolicyjnymi Lincolna. Wydaje się jednak, że Mcqueena interesują bardziej mechanizmy w naturze człowieka, które holistycznie rozumianą segregację opartą na kolorze skóry, kamuflowały i przenosiły przez kolejne 150 lat w mentalności cywilizacji Zachodu, i które po dziś dzień są widoczne w czasie stawiania pytań o tolerancję dla inności.

Pierwsza scena filmu pokazuje Northupa już jako niewolnika, który pracuje na polu trzcinowym. Poprzez retrospekcje McQueen wraca do źródeł jego pojmania: wybitny afroamerykański skrzypek zostaje zwabiony obietnicą łatwego zarobku, następnie odurzony alkoholem i wywieziony na amerykańskie Południe. Mechanizm zniewolenia głównego bohatera przywodzi na myśl postać Józefa K. z kafkowskiego "Procesu"; surrealizm i absurd ciągu przyczynowo-skutkowego, który czyni z Northupa niewolnika, uderzają w widza bezsilnością, brakiem możliwości protestu, zmieniając optykę odbiorcy filmu, który bezwiednie przyjmuje perspektywę walczącego o przetrwanie czarnoskórego skrzypka.

Northup staje się Plattem, bezimiennym, zamkniętym w nowej, hermetycznej rzeczywistości i w nowej tożsamości. Pozbawiony rodziny niewolnik próbuje jej ciepło odnaleźć na plantacji swego właściciela, Forda (wybitnie zmieniający swoje filmowe emploi Benedict Cumberbatch). Choć ten staje w obronie niewolnika w obliczu jego konfliktu z przepełnionym nienawiścią do czarnoskórych Tibeatsem (Paul Dano), nawet wręczając Northupowi prezent w postaci skrzypiec przekonuje, że ma nadzieję, iż "posłuży on na długie lata" (zniewolenia). Ford, po części chroniąc niewolnika, po części samego siebie, przenosi swój dług na Edwina Eppsa (Michael Fassbender), który staje się nowym właścicielem ciemiężonej grupy Afroamerykanów. Epps słynie ze swojej brutalności wobec czarnoskórych; z jednej strony stara się im, jak dzieciom w przedszkolu, tłumaczyć ich zniewolenie przekazem biblijnym, z drugiej każdego dnia skazuje na chłostę tych pracujących, którzy zebrali akurat najmniej bawełny. Postać grana przez Fassbendera wydaje się jedną z najciekawszych w filmie. Zbudowana została na podłożu sadomasochistycznym, w którym pan pragnie cierpienia poddanego dla własnej satysfakcji, jednocześnie zdradzając zakusy marzenia o byciu zniewolonym przez swoją "własność", jak Epps określa niewolników. Obiektem jego opartej na władzy i cierpieniu fascynacji staje się Patsey (Lupita Nyong’o), którą jej pan chce totalnie zdominować i kontrolować. Traktuje ją przy tym jako wzór do naśladowania w czasie pracy, ale także jako seksualną zabawkę i uprzedmiotowioną istotę, służącą jedynie do zadawania jej bólu, i którą Epps przedkłada nawet ponad miłość zazdrosnej żony (Sarah Paulson).



Patsey i Northup symbolizują w filmie dwie drogi wyzwolenia; jedna z nich, nakreślona przez kobietę, wiedzie przez upiorną wariację na temat litości, w której można prosić już tylko o śmierć; postawa Northupa nastawiona jest z kolei na przetrwanie, które dalekie jest jednak od zimnego wyrachowania i czystej kalkulacji. Wielką zasługą Ejiofora jest zbudowanie postaci, która, choć jest spoiwem dla całej historii, koniec końców okazuje się obserwatorem i kronikarzem wszechobecnego cierpienia. W warsztacie Ejiofora należy zwrócić uwagę przede wszystkim na jego mimikę twarzy, która nieustannie wyraża ból płynący z fizycznego i psychicznego zniewolenia (widoczne jest to zwłaszcza w czasie ujęcia, gdy Northup siedzi nasłuchując dźwięków przyrody). Tragizm sytuacji głównego bohatera potęguje jeszcze brak urodzaju na plantacji Eppsa, który zostaje zmuszony do wypożyczenia swoich niewolników, upatrując w nich jednocześnie przyczyny swej klęski ekonomicznej. Kulminacją filmu stają się dwie sceny: chłosty Patsey i rozmowy Eppsa z kanadyjskim inżynierem, Samuelem Bassem (pojawiający się na ekranie jedynie na kilka, za to najistotniejszych dla filmu, minut Brad Pitt). W obu z nich Mcqueen stawia pytania o logikę zniewolenia płynącego z bliżej nieokreślonego systemu (politycznego, religijnego, kształtowania mentalności dawnych i obecnych pokoleń?). I tak, Epps nie popełnia grzechu wyżywając się na niewolnikach, gdyż jedynie "czerpie satysfakcję ze swojej własności". Gdy Bass piętnuje go za postępującą na jego plantacji dehumanizację, przekonując jednocześnie, że mechanizm zniewolenia prędzej czy później zostanie odrzucony jako repulsywny w swej naturze, Epps pozostaje odporny na jego argumenty. Właśnie w tym momencie widz odczuwa coś na kształt wstydu: segregacja rasowa, choćby tylko w naszej świadomości, będzie jeszcze trwała wiele lat, prowadząc do braku tolerancji dla innego koloru skóry. Zmiana mentalności jest egzaminem znacznie trudniejszym niż nadanie komuś wolności wynikającej tylko z zapisów prawa i uwarunkowań politycznych. Primo Levi w książce "Czy to jest człowiek" pisał, że nie ma prawdziwych świadków Holocaustu – ci, co przeżyli, nie widzieli wszystkiego, a ci, którzy zostali zabici, nie mogą już zabrać głosu. Ktoś musi jednak przetrwać, podobnie jak w filmie Mcqueena, aby dać świadectwo o czasie, którego ludzkość musi się wstydzić, ale który musi też próbować zrozumieć.

"Zniewolony. 12 years a slave" zostaje okraszony wspaniałymi zdjęciami Seana Bobbitta i doskonale komponującą się z taktami wyznaczonymi przez przyrodę i pieśni czarnoskórego Południa USA muzyką Hansa Zimmera. Film nie ustrzega się jednak kilku mankamentów. Wyraźnym brakiem jest zwłaszcza niedopowiedzenie nielicznych wątków (choćby planowana zemsta Tibeatsa), czy nieco schematyczne zbudowanie niektórych postaci. Zastanawia zwłaszcza osoba Samuela Bassa, którego perspektywa powinności dla zakończenia zniewolenia nie jest dostatecznie umotywowana; pojawia się dość trywialna konstatacja, że jego stosunek do abolicjonizmu poparty jest wyłącznie faktem, iż jest on "wolnym człowiekiem z Kanady". Kontrast pomiędzy "dobrą" Północą a "złym" Południem jest w filmie momentami zbyt oczywisty. W typowy dla tego rodzaju filmów w Hollywood sposób ukazana na ekranie historia zostaje również skomentowana końcowymi napisami, w których widz może znaleźć przejaw swoistego odkupienia, zadośćuczynienia za popełnione na ekranie przewinienia.



Pomimo tych niedociągnięć "Zniewolony. 12 years a slave" pozostaje nadal, jeśli nie jednym z najlepszych, to na pewno najważniejszych filmów tego roku. Mcqueen ukazuje przemoc jako immanentny składnik logiki dawnej i współczesnej rzeczywistości, w której opresja pozostaje nadal konstytutywnym elementem odnajdywania normalności. Brytyjski reżyser przenosi środek ciężkości z obiektywnej przemocy ukazanej na ekranie w stronę przemocy symbolicznej, części składowej języka i jego form (czy Amerykanie będą mieli problem z przyswojeniem dialogów, w których z prędkością karabinu maszynowego używa się pejoratywnego określenia czarnoskórych?), które to narzucają odbiorcom określony świat znaczeń. Dlatego też za pomocą "Zniewolonego. 12 years a slave" możemy dziś na nowo postawić pytania o kształt tolerancji dla inności, rozliczyć się z mechanizmami budowania mentalności naszych przodków i nas samych. Prowadzona przez całą "trylogię cierpienia" Mcqueena walka o wysłuchanie głosu człowieka zniewolonego, daje szansę na uznanie jego (bohatera) świadectwa jako doświadczenia pełnoprawnego partnera w dyskusji nad kondycją współczesnego człowieczeństwa.
1 10
Moja ocena:
7
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Wszyscy wiemy, jak to jest z rodzeństwem – choć korzenie ma wspólne, niektóre cechy odziedziczyło po... czytaj więcej
Gdy w 2008 roku na ekrany wchodził "Głód", wielu przecierało oczy ze zdumienia. Oto nikomu nieznany... czytaj więcej
Amerykanie coraz chętniej rozliczają się ze swojej historii. Kiedyś modne było kręcenie filmów... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones