Piosenki robotów

Gdy w 1997 roku piosenkarz Damon Albarn oraz rysownik Jamie Hewlett pracowali nad projektem „zmyślonego” zespołu Gorillaz, koncerty wirtualnych muzyków wydawały się czymś wyrwanym z taniego
"Hatsune Miku: Project Mirai DX" - recenzja
Gdy w 1997 roku piosenkarz Damon Albarn oraz rysownik Jamie Hewlett pracowali nad projektem „zmyślonego” zespołu Gorillaz, koncerty wirtualnych muzyków wydawały się czymś wyrwanym z taniego sci-fi. Zaledwie kilka lat dzieliło ich jednak wtedy od wybuchu japońskiej popkulturowej bomby, którą okazały się obdarzone awatarami syntezatory śpiewu Vocaloid. Wraz z morzem plakatów, figurek czy naklejek musiały pojawić się i gry muzyczne. Wydane w Japonii niemal dwa lata temu „Project Mirai 2” trafiło na stary kontynent jako pierwsza gra z serii. Tytuł dla niepoznaki zmieniono na „Project Mirai DX”.

 

Przy pierwszym uruchomieniu ciężko nie zgubić się w ogromie opcji i trybów: by dogrzebać się do gry rytmicznej, minąć musimy trzy sklepy z akcesoriami dla bohaterów, studio nagraniowe do tworzenia własnych układów tanecznych, odrobinę niepokojący tryb interakcji z postaciami w stylu „Hey You, Pikachu!”, album ze znaczkami (wewnętrzny system achievementów) czy vocaloidową odmianę „Puyo-Puyo”. A to i tak dopiero warstwa wierzchnia. Uff.

 

Jeśli chodzi o grę właściwą, twórcy się nie oszczędzali: dla każdego z niemal 50 utworów stworzono dwa oddzielne style rozgrywki (każdy w trzech poziomach trudności). Niezależnie od wyboru osią rozgrywki pozostaje ciągnąca się przez ekran linia, po której suną kolejne symbole – sygnałem do użycia kontrolera jest zaciśnięcie się wokół nich obręczy. Jeśli wybierzemy klasyczny styl zabawy, wszystkie komendy wprowadzać będziemy przy pomocy guzików. W alternatywnym trybie rytm wybijamy przy pomocy stylusa na kolorowych bębnach wyświetlanych na ekranie dotykowym. Rozgrywka przypomina w tym trybie raczej „Taiko no Tatsujin” aniżeli serię bazową, czyli „Project Diva”. I sprawdza się w tej postaci równie dobrze – „Hatsune Miku: Project Mirai DX” to w zasadzie dwie znakomite gry rytmiczne w jednej. 

 

Boleśnie rozczarują się ci, którzy widząc słodkie postaci i feerie barw, podejdą do gry Segi jak do dziecięcej zabawki. Chociaż brakuje tu czwartego poziomu trudności znanego z „Project Diva”, szybsze utwory na poziomie hard to prawdziwe arcade'owe piekło. Poza szybkim operowaniem kontrolerem gra wymaga znakomitej koordynacji rąk. Bardzo często zmuszeni jesteśmy do jednoczesnego wciskania guzików funkcyjnych i krzyżaka, a najmniejsze potknięcie zapoczątkowuje łańcuch niepowodzeń. Nie ma jednak mowy o błędzie ze strony twórców – rytm jest w „Project Mirai DX” uchwycony bezbłędnie. Warto wspomnieć też o bardzo rozbudowanych opcjach modyfikowania rozgrywki – wedle uznania zmieniać możemy wielkość wyświetlanych na ekranie symboli, a nawet ich kolory.

 

Jeśli chodzi o dobór utworów, twórcy postawili na starsze kompozycje i gatunkowy eklektyzm. Nie sposób się nudzić: na trackliście znajdziemy zarówno ociekające kiczem j-popowe miauczani, jak i klasyczny japoński folklor w nieco żywszym wydaniu. Dużo jest też utworów musicalowych – aż szkoda, że gra nie oferuje angielskich napisów. Wiele historii jest przez to zwyczajnie nieczytelnych, a i lakoniczne streszczenia w menu nie zawsze zdają egzamin.

Tytuł z całą pewnością nie należy do czołówki najładniejszych gier na 3DS-a. Same modele zniekształconych postaci wyglądają dobrze (ich prostota wynika z przyjętej koncepcji figurek Nendoroid), jednak już poziom ich animacji waha się bardzo mocno. Przy „Matrioszce” czy „Kokoro” widać inspirację i zapał animatorów; w takim „Finder” czuć już sztampą. Nie oszukujmy się jednak: w trakcie zabawy i tak nie ma czasu na przyglądanie się grafice.

 

Trzeba jednak przy tym zaznaczyć, że „Hatsune Miku: Project Mirai DX” nie jest dla każdego. Nasączona kiczem i chaotycznie cukierkowa oprawa trafi tylko do osób, którym odpowiada japoński infantylizm i specyfika vocaloidowych utworów. Cała reszta tuż po odpaleniu gry poczuje się niczym Bill Murray uczestniczący w japońskim talk-show w „Między słowami”. Dla oceny nie ma to jednak znaczenia – Sega dostarczyła grę rytmiczną na bardzo wysokim poziomie.
1 10
Moja ocena:
8
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones