Przekleństwo małego mózgu

"Tiny Brains" to gra z rubieży logiczno-zręcznościowych. Poza "Trine" nie ma na rynku zbyt wielu produkcji, które sprawnie łączą sporą ilość czysto logicznych zagadek z elementami
"Tiny Brains" to gra z rubieży logiczno-zręcznościowych. Poza "Trine" nie ma na rynku zbyt wielu produkcji, które sprawnie łączą sporą ilość czysto logicznych zagadek z elementami zręcznościowymi. Tu aż cztery osoby mogą bawić się w próby ucieczki z laboratorium. Pozostaje tylko pytanie: po co?


Tytułowe móżdżki to czterech zwierzęcych bohaterów – chomik, królik, nietoperz i mysz. Każda postać posiada specjalną zdolność, np. chomik może tworzyć z powietrza bloki lodu, a mysz zamienia się miejscami ruchomymi elementami na planszy. Wszystko to, w duchu stareńkiego "Lost Vikings", potrzebne jest nam do sprawnej ucieczki z nieprzyjaznego otoczenia, jakim jest laboratorium.


Oczywiście nie ma tu mowy o żadnym poważnym kalibrze snutej przez grę historyjki. To nie moralitet na temat eksperymentów na zwierzętach, a – w zamierzeniu – wesoła kanapowa gierka, która najlepiej sprawdza się w trybie kooperacji. I jest to jedyna rzecz, która może przyciągnąć do "Tiny Brains" na dłużej niż kwadrans.

Można w "Tiny Brains" grać w pojedynkę. Mamy wtedy nieco ułatwioną sprawę, gdy przychodzi do zmieniania bohaterów, by pokonać kolejne zagadki. Niestety, samotna gra w "Tiny Brains" to nic dobrego. Bardzo szybko daje się zauważyć, że gra jest potwornie krótka i nie zmieniają tego dostępne tryby zabawy. Single player jest zresztą mocno niedopracowany, bo nawet dzięki w miarę sprawnie zrealizowanej żonglerce bohaterami i tak zdarza nam się gubić bądź nie wyrabiać w danym okienku czasowym. Widać też wreszcie, że "Tiny Brains" to kilka fajnych pomysłów, które powtarzane są aż do momentu mdłości.


Gdyby problemy znikały w trybie kooperacji, byłoby świetnie. Ale tak niestety nie jest. Koordynacja działań naszych podopiecznych jest potwornie męcząca. Po godzinie gry ma się wręcz wrażenie, że tak naprawdę to jesteśmy do niej zmuszeni. To nie wróży nic dobrego. Paradoksalnie gra w pojedynkę jest gładsza, ponieważ nie musimy nikogo angażować do rozwiązania zagadki.
Granie z kolegą czy koleżanką ma oczywiście plusy. Można – dla samej zabawy – wzajemnie sobie przeszkadzać albo rzucać egipskimi klątwami na safandułowatego towarzysza gry. Ale dobra zabawa w trybie multiplayer to nie zasługa samej gry. Wszystko przecież robi się fajniej w grupie.


Ostatnim problemem "Tiny Brains" jest fizyka. To, w jaki sposób poruszają się sterowane przez nas obiekty, jest strasznie niespójne. Nierzadko zdarza się, że niektóre rzeczy przenosimy w przestrzeni za pomocą szczęśliwego trafu. Nie jest to sytuacja z "Trine", gdzie przez dowolność kreacji np. pudełek w świecie przedstawionym możemy rozwiązać zagadkę w inny sposób. Tu możemy się pomylić, ale czasem kiepski czas reakcji postaci czy problemy z fizyką obiektów są po naszej stronie. 


"Tiny Brains", jak wiele produkcji z trybem kooperacji, zyskuje dopiero wtedy, gdy gramy ze znajomymi. Problem w tym, że sama kampania jest dość krótka, a pozostałe tryby nie oferują niczego ciekawego. Nawet w obrębie bardzo skondensowanego, głównego trybu gry nie powalczymy dłużej niż dwie, może trzy godziny. Nie jest to gra, do której chce się wracać, by dokończyć pewne rzeczy, czy po prostu siąść z kimś i pobawić się we wspólne rozwiązywanie zagadek logicznych. Do tego znacznie lepiej nadaje się "Trine 2", które także ukazało się na konsolach. "Tiny Brains" ma pewien potencjał, ale marnuje go przez niewielką kreatywność twórców. Wciągająca gra nie polega na tym, że po wymyśleniu trzech elementów ustawiamy je raz po raz w innej kolejności i mamy nadzieję, że nikt się nie połapie. A takie właśnie jest "Tiny Brains".
1 10
Moja ocena:
6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?