Recenzja serialu

Halston (2021)
Daniel Minahan
Ewan McGregor

"Recenzje się nie liczą"?

Ewan McGregor wcielający się w rolę projektanta kradnie całe show – jest po prostu znakomity. Jego specyficzny akcent i modulowany, kompletnie zmieniony głos – odrobinę nosowy i przeciągający
"Recenzje się nie liczą"?
Jednym z wizualnych znaków, które łączą początek i koniec prezydentury Johna Kennedy'ego, jest charakterystyczny płaski kapelusz, tzw. "pillbox". Jackie Kennedy nosiła go podczas zaprzysiężenia swojego męża i właśnie za sprawą tej uroczystości nakrycie głowy stało się niezwykle popularne. Miała go też na głowie 22 listopada 1963 roku, czyli w dniu wiadomego zamachu. 

Jak nietrudno się domyślić, kapelusz stracił na popularności po feralnym zdarzeniu,  ale jego projektant nie. Choć dziś nazwisko Halston zapewne niewiele mówi osobom, które nie są żywo zainteresowane historią mody, to w latach 60., 70. i 80. był on niezwykle popularnym kreatorem trendów. Nowy serial Ryana Murphy'ego ("American Horror Story", "Glee") opowiada historię wzlotów i upadków Roya Halstona Frowicka, a prezydencka inauguracja staje się tu czymś na kształt mitu założycielskiego – od momentu zaprzysiężenia Kennedy'ego marka Halstona zaczyna się intensywnie rozwijać, pojawiają się liczne reklamy telewizyjne, aż w końcu głośniej niż o projektach bohatera zaczyna się mówić o jego skandalizującym życiu prywatnym. Wraz z rosnącą popularnością Halston zaczyna ryzykować. Wszystkim. Czasem w imię samej idei haute couture, a innym razem dla zwykłego kaprysu. 


Halston znajduje się w samym centrum opowiadanej historii nie tylko ze względu na scenariopisarskie rozdanie. Pomimo dobrych kreacji Rebekki Dayan (w roli Elsy Peretti) czy Krysty Rodriguez (jako Lizy Minelli), to Ewan McGregor wcielający się w rolę projektanta kradnie całe show – jest po prostu znakomity. Jego specyficzny akcent i modulowany, kompletnie zmieniony głos – odrobinę nosowy i przeciągający samogłoski – oraz przyjmowane przez niego pozy i gesty sprawiają, że Halston zbliża się do pierwowzoru na odległość jednej filmowej klatki. Z początku wydawał mi się w tej manierze nieco sztuczny, jakby celował w słownikową definicję wyrafinowania i egzaltacji. Wystarczy jednak obejrzeć kilka archiwalnych nagrań z wypowiedziami Halstona, by docenić jego aktorski kunszt. 

Oczywiście, nie tylko o mimikrę tu chodzi (Szkot z akcentem gra Amerykanina z Indiany, który usiłuje wypracować nowy akcent), ale o zbudowanie Halstona na nowo. O jednoczesne nakreślenie wielkiej, przekonanej o swoim potencjale gwiazdy oraz zakompleksionego chłopaka. O wielką indywidualność otoczoną przyjaciółmi, kochankami, współpracownikami i wielbicielami i o samotnika, który czuje się wiecznie niedoceniony i nie wystarczająco mocno kochany. Za wizerunkiem protekcjonalnego palanta kryje się bowiem przestraszony chłopczyk z patologicznego domu – większość jego prawdziwych emocji i uczuć pozostaje skrzętnie ukryta za fasadą bufonady. Bohater jest arogancki, w gruncie rzeczy niepewny siebie i okrutny, ponieważ sam cierpi. A dowiadujemy się o tym nie tylko dzięki mistrzowskiej grze Ewana McGregora, ale również za sprawą retrospekcji z dzieciństwa projektanta. 

Drugoplanowe role w "Halstonie" to również kawał solidnego aktorstwa opartego w mocnym tekście. Tym większa szkoda, że ów potencjał, wynikający ze świetnie napisanych i zagranych postaci, zostaje w dużej mierze roztrwoniony. Twórcy próbują poruszyć zbyt wiele tematów naraz i zamknąć w skondensowanej formule miniserialu materiał, którym można by obdzielić kilka sezonów większej produkcji. W ostatecznym kształcie wygląda to tak, jakby sami nie byli przekonani, czy chcą nam opowiedzieć o fenomenie Halstona i jego marki, czy może o jego prywatnych relacjach lub osobistych problemach, a może o dzikim życiu artystycznego światka lat 70. 


Jeśli idzie o sam modowy portret epoki, atmosfera lat 60., 70. i 80. jest gęsta jak należy. Podczas scen "wybiegowych", oprócz kreacji autorstwa samego Halstona, mamy okazję oglądać te spod igieł tworzących wówczas Oscara de la Renty i Anne Klein. Również zdjęcia w plenerze stanowią pełen przegląd mody z tamtych lat: od damskich kostiumów w stylu Chanel przez zwiewne kolorowe koszule i futrzane płaszcze aż po dżinsy Calvina Kleina. "Halston" to również piękne wnętrza: poza bardziej stonowanymi i klasycznymi w wystroju pierwszym mieszkaniem głównego bohatera czy jego domkiem letnim mamy okazję podziwiać wkradającą się do mieszkań i biur nowoczesność. Liczne sceny w pracowniach krawieckich przeplatają się z tymi z dzikich imprez, głównie w legendarnym Studiu54 (to właśnie Halston, stały bywalec lokalu, wyprawił w nim słynne urodziny Bianki Jagger, podczas których jubilatka wjechała do Studia na białym koniu). Twórcy produkcji nie zapomnieli też o muzyce – na soundtrack każdego odcinka składają się melodie wprowadzające widza w klimat odpowiednio lat 60., 70. i 80 (m.in. "Sunday Morning" The Velvet Underground, "Si" Giglioli Cinquetti czy "Chase" Giorgia Morodera).

Pomimo tej efektownej fasady ostatni odcinek "Halstona" zostawia widza z uczuciem niedosytu. Wiele tematów i postaci zostało potraktowanych dość powierzchownie i w efekcie cała historia, choć ciekawa, rozchodzi się w szwach. Być może lepszym posunięciem byłoby skoncentrowanie się na jednej dziedzinie lub dekadzie z życia bohatera, za to przyjrzenie się jej w bardziej szczegółowy sposób. Choć "Halston" urzeka wizualnie, głównie za sprawą mody, wnętrz i krajobrazów i imponuje pięknym odmalowaniem atmosfery epoki oraz wspaniałą grą aktorską, to próbuje opowiedzieć zbyt wiele w zbyt krótkim czasie. Dla fanów samego projektanta oraz błyszczącego na ekranie Ewana McGregora serial będzie zatem pozycją obowiązkową. Dla reszty – jak się mawiało przed laty: seansem na własną odpowiedzialność. W końcu, jak przekonuje sam Halston, recenzje się nie liczą. W przeciwieństwie do wrażeń i emocji. 
1 10
Moja ocena serialu:
6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones