Recenzja serialu

Kasztanowy ludzik (2021)
Mikkel Serup
Kasper Barfoed

Sprawdzona marka nordic noir

Najciekawsze w "Kasztanowym ludziku" są pierwsze odcinki, gdy jeszcze nic nie wiemy i pomału odsłaniamy razem z bohaterami kolejne elementy układanki. Twórcy serialu doskonale radzą sobie z
"Kasztanowy ludzik" to wprost wzorcowy serial. Produkcja obiecuje widzom wszystko, w czym wyspecjalizowały się skandynawskie kryminały i dostarcza to w stu procentach. A czasem nawet z nadwyżką. Mamy tu więc makabryczną zbrodnię, mroczne tajemnice, kryjącą się za fasadą pozornie idealnego skandynawskiego społeczeństwa przemoc wobec najsłabszych, wreszcie dwoje policjantów, na których spada zadanie przeciwstawienia się złu i przywrócenia sprawiedliwości. 

Opowieść zaczyna się w połowie lat 80. na duńskiej wyspie Møn. Patrolujący wiejską okolicę policjant trafia na farmę, gdzie natyka się na scenę rodem z "Milczenia owiec". Zanim zorientujemy się, co się dokładnie stało w położonym na odludziu gospodarstwie, przenosimy się do czasów współczesnych do Kopenhagi. Policjantka przygotowująca się do przejścia z wydziału zabójstw do ściganiu cyberprzestępczości i przydzielony jej jako partner funkcjonariusz Interpolu, który trafił do placówki w Hadze za karę, trafiają na trop seryjnego mordercy atakującego młode matki. Żadne z nich nie ma najmniejszej ochoty zagłębiać się w tę sprawę, myślami są już gdzie indziej. Psychopata zostawiający przy ciałach ofiar wykonane z kasztanów figurki nie pozwala im jednak rozpocząć nowego rozdziału w życiu. Jak się szybko okazuje, morderstwa kobiet łączą się nie tylko z makabrycznym prologiem z lat 80., ale także z zaginięciem dziewczynki sprzed roku – córki polityczki piastującej w rządzie funkcję ministry do spraw pomocy społecznej. 


Najciekawsze w "Kasztanowym ludziku" są pierwsze odcinki, gdy jeszcze nic nie wiemy i pomału odsłaniamy razem z bohaterami kolejne elementy układanki. Twórcy serialu doskonale radzą sobie z podsuwaniem widzom kolejnych wskazówek, z odsłanianiem i zakrywaniem prawdy, z myleniem tropów. Serial ogląda się najlepiej w tych momentach, gdy wiemy, że za chwilę wydarzy się coś strasznego albo zostanie ujawniony kluczowy element zagadki, ale ten moment ciągle nie nadchodzi; ekipa pracujących przy produkcji reżyserów i scenarzystów z całą pewnością wie, co to suspens i jak go używać w serialowej narracji. Trochę gorzej wypada ostatni odcinek, gdy zagadka się wyjaśnia i dochodzi do konfrontacji ze złoczyńcą. Ale nawet on, choć słabszy, nie jest słaby. 

Oczywiście, podobne historie widzieliśmy już w telewizji wiele razy. Co najmniej od pierwszych brytyjskich adaptacji "Wallandera" z 2008 roku skandynawski kryminał, nordic noir, obecny jest w globalnej telewizyjnej popkulturze, czy to w wersjach kręconych przez samych Skandynawów czy anglojęzycznych remake'ach. Tych ostatnich wydaje się zresztą jakby mniej – być może dlatego, że Netflix i inne platformy sreamingowe nauczyły już globalną publiczność oglądać nieanglojęzyczne produkcje.


Jak na tle swojego gatunku wypada "Kasztanowy ludzik"? Trzeba przyznać, że na poziomie scenariusza czy społecznej diagnozy nie ma w nim nic świeżego czy odkrywczego. Jak na serial o zabójcy biorącym na cel kobiety przystało, dostajemy tu solidne feministyczne, a przynajmniej antymizoginistyczne przesłanie. Jeśli natomiast coś w duńskiej produkcji zasługiwałoby na wyróżnianie na tle innych dzieł nordic noir, to z całą pewnością warstwa wizualna. Twórcy "Kasztanowego ludzika" mieli konkretny pomysł na kolorystykę – w obrazie dominuje wychłodzona kolorystyka jesieni, głównie – zgodnie z tytułem – przegniły, wyziębiony kasztanowy i różne odcienie brązu. 

Na koniec, żeby była jasność, nawet jeżeli "Kasztanowy ludzik" nie jest oryginalny, to z pewnością bardzo solidnie realizuje schematy gatunku. Jeśli ktoś lubi podobne klimaty, poczuje się w pełni usatysfakcjonowany seansem. Dla tych, którzy nie mieli okazji obcować z nordic noir, "Kasztanowy ludzik" będzie dobrym punktem wyjścia. Można sobie życzyć, by także w innych gatunkach przeciętne produkcje były tak dobre. 
1 10
Moja ocena serialu:
7
Filmoznawca, politolog, eseista. Pisze o filmie, sztukach wizualnych, literaturze, komentuje polityczną bieżączkę. Członek zespołu Krytyki Politycznej. Współautor i redaktor wielu książek filmowych,... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones