Recenzja Sezonu 1

Supersex (2024)
Francesco Carrozzini
Francesca Mazzoleni
Alessandro Borghi
Jasmine Trinca

Rocco i jego brat

Badanie granic między erotyzmem a pornografią? Poszukiwanie źródeł voyeurystycznej przyjemności czerpanej z tej drugiej? Zapomnijcie. 
Rocco i jego brat
Filmografia licząca prawie 1500 tytułów, kolekcja nagród z najważniejszych festiwali, podziw i uwielbienie fanów z całego świata. Rocco Siffredi ciężko pracował na status legendy. Z nazwiskiem pożyczonym od granego przez Alaina Delona bohatera "Borsalino" i zawadiackim uśmiechem przedarł się z pornograficznej niszy do mainstreamu. Jeśli liczyliście, że jego serialowa biografia obnaży go jeszcze bardziej, mam złą wiadomość. Zostaliście zrobieni w... sami wiecie co.


Nikt nie oglądał, wszyscy wiedzą, o co chodzi – można powiedzieć o dziełach leżących na dwóch przeciwległych biegunach: tasiemcach w rodzaju "Mody na sukces" i hardkorowej pornografii. I choć z racji tematu "Supersex" chciałby ustawić się po wiadomej stronie, pretendując do miana jeśli nie "obrazoburczego", to przynajmniej "niegrzecznego" serialu, jest z niej bezpardonowo wypychany. Scenarzystka Francesca Manieri robi dosłownie wszystko, aby nie wykorzystać potencjału swojego bohatera. Zaczyna opowieść w 2004 roku, kiedy to Siffredi (Alessandro Borghi) zaskakuje publiczność paryskiego konwentu ogłoszeniem końca kariery. Rewizjonistyczne spojrzenie wstecz, które następuje potem, nie sięga nawet romansu z arthouse'em w postaci filmów Catherine Breillat. Badanie granic między erotyzmem a pornografią? Poszukiwanie źródeł voyeurystycznej przyjemności czerpanej z tej drugiej? Zapomnijcie. 


Niewykorzystany potencjał to największy grzech "Superseksu". Przykład? Kapitalny pomysł przedstawienia drogi na pornograficzny szczyt jako origin story superbohatera powoli obnażającego przed światem swą moc (mam nadzieję, że umiecie to sobie wyobrazić, bo w serialu czeka Was jedynie narracja z offu). Siedem godzinnych odcinków nie wystarcza scenarzystce, by przynajmniej napomknąć o mainstreamowych projektach Siffrediego – reklamach, programach telewizyjnych, epizodach w filmach i serialach. Inne wątki, jak rewolucja obyczajowa, epidemia AIDS czy last but not least problem oddzielenia pracy od życia prywatnego zostają zaledwie muśnięte. W zamian dostajemy coś znacznie mniej ekscytującego: wnikliwą analizę relacji rodzinnych Włoskiego Ogiera, która może i sprawdziłaby się jako wątek poboczny dwugodzinnego filmu, ale w serialu jedynie nuży.

Jeśli przyjmiemy, że każda nieszczęśliwa rodzina jest nieszczęśliwa na swój sposób, to dzieło Franceski Manieri przeczy tej tezie. Scenarzystka zmienia dramat familii Tanów w telenowelę. Składa historię z klisz i banałów, średnio raz na odcinek każąc powiedzieć komuś "Nie jesteś moją prawdziwą matką (/synem, /bratem)". Trudne relacje z najbliższymi – przede wszystkim emocjonalny chłód matki – działają jak wytrych otwierający psychikę bohatera: image brutala to maska skrywająca chłopca pragnącego głębszego uczucia, ostry seks to wyraz pragnienia czułości i akceptacji. A o co właściwie chodzi w tej miłości, której tak usilnie szuka Rocco? Odpowiedź przynosi przebój Haddawaya: What is love? Baby don't hurt me, don't hurt me no more. Dziękuję, można się rozejść. 


Manieri nie wykorzystuje też okazji do analizy popkulturowego fenomenu gwiazdy porno – performera dosłownie obnażającego się na oczach całego świata. Opowiadając o relacjach protagonisty z przedstawicielkami płci przeciwnej, przyjmuje wyłącznie perspektywę tych kobiet, które spotkał on na swej drodze, tj. partnerek życiowych (Sylvie, Tina) lub koleżanek z planu (Moana Pozzi). Czyżby myśl, że istnieją konsumentki pornografii sprowadzające mężczyznę do roli obiektu seksualnego, była zbyt rewolucyjna? Najsilniejsza więź łączy jednak bohatera z… bratem. Tommaso (Adriano Giannini) niczym zły duch nawiedza Rocco, wprowadzając w jego życie chaos i cierpienie. To wzorcowy przykład toksycznej męskości: dążącej do dominacji nad bliskimi i wzbraniającej się przed okazywaniem uczuć, za to skorej do przemocy.

Parafrazując tytuł otoczonego nad Wisłą kultem klasyka kina XXX,  "Supersex" zapowiadał się jako Rocco invades Netflix: serial odważnie eksplorujący tajemnice erotyzmu, w którym pornografia służy za punkt wyjścia do analizy stosunków międzyludzkich. W ostatnich latach udało się to choćby Seanowi Bakerowi w "Red Rocket" czy Ti Westowi w "X". Niestety dzieło Franceski Manieri jest jak anonse napalonych mamusiek z okolicy lub oferty powiększenia penisa kierowane do użytkowników serwisów pornograficznych: nie spełnia pokładanych w nim oczekiwań. 
1 10
Moja ocena serialu:
5
Rocznik '89. Absolwentka filmoznawstwa i wiedzy o nowych mediach na Uniwersytecie Jagiellońskim. Napisała pracę magisterską na temat bardzo złych filmów o rekinach. Dopóki nie została laureatką VII... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones