Powoli się rozkręca, bo powoli , ale końcówka wymiata. Fajnie się rozwija "miłość" Margaery do Joffreya, Theon wkońcu we właściwym miejscu, no i 3 konfrontacje: za murem, Dog vs Lord of Light i na deser Astapor :) Czekam na następny odcinek
trochę się to wlekło. co prawda odcinek minął mi bardzo szybko, ale dopiero wspomniana wyżej końcówka zawiązała akcję+niesamowita muzyka podczas wyjścia żołnierzy Danki, aż miałam ciarki. :)
najlepszy odcinek choć brakowało scen erotycznych (hehehe). końcówka z nieskalanymi masakra. dobranie muzyki miażdzy.
Dopiero przede mna ten odcinek, ale po komentarzach widze, ze bedzie niezle. Glownie dlatego, ze Khaleesi ze swoja armia pokaza:)
choć brakowało scen erotycznych (hehehe) - jak tutaj nie wierzyć, że Gra o Tron ma kiepskich fanów :D
Powinieneś się domyśleć, że tylko kobieta się mogła o to doczepić:P Sceny erotyczne są miłym dodatkiem i proszę nie robić ze mnie fana drugiej kategorii tylko dlatego, że je lubię panno deadrys;)
Czytam książki, znam te sceny i niestety w serialu są zwyczajnie nudne, ale rozumiem, że napaleni faceci mogą się tym jarać :D
Miłym dodatkiem dla ciebie, dla niektórych niepotrzebnie zajmują kilka minut odcinka. Przynajmniej kobiety mogą sobie popatrzeć na co przystojniejszych aktorów.
To są takowi w "Grze o tron"?:) Jako facet przyznam, że poza 1... w porządku, dwiema kobietami, nie ma na czym "oka zawiesić".
Pozdrawiam
Robb, Jaime, Renly, Loras, czy kiedyś Drogo, a nawet ten nieszczęsny Jon. Facetów więcej niż kobiet :D
Haha, sporo ich się uzbierało. A ktoś gdzieś pisał, że obsada "Gry o Tron" to "brzydale".:P
No cóż...^^
Pozdrawiam
Wg. mnie najlepszy odcinek tego sezonu i jeden z najlepszych ogółem. Zabrakło mi tylko troszkę kwestii Lorda Dówódcy przed śmiercią do Samwella, że wybacza Jorahowi.
Dokładnie:( Czekałam na to ze ściśniętym serduchem, a potem się wkurzyłam. Dla mnie to było mega ważne i bardzo wzruszające :(
Do 50 min przełażone, przegadane, kilka dialogów ładnie skonstruowanych, niestety połowo to rozmowa o "dupie Maryny", zwykłe zapychacze. Zaczyna mnie już męczyć że każdą konfrontacje zaczynają w jednym odcinku a finał jest w następnym czy nawet dalej, tak było ze smokami, teraz mamy taką sprawę z Ogarem,, zamiast pyknąć tą walkę od razu, będą ją maglować za tydzień. Strata czasu.
Sceny z Dany ładnie zrobione, ładnie zmontowane, niestety nadal mnie zaślepia naiwność tego prymitywnego zagrania.
O ile dobrze pamiętam w książce Dany zagrała podobnie. Jak widać w tym odcinku prawo gościnności nie znaczy już to samo co kiedyś.
Wszystkie sceny w tym odcinku były potrzebne żebyś w późniejszych odcinkach mógł się domyślić kto stał za która intrygą.
Po za tym poznajesz bohaterów, ich historie. Widzisz jakich decyzji dokonują, ale nie zawsze wiesz dlaczego. Jak dla mnie scenariusz prowadzony jest w porządku, a biorę się już za czytanie Tańca ze smokami.
W książce załatwiła to tak samo żałośnie, właśnie przez takie tanie chwyty uważam Martina za przereklamowanego, ale u niego podobnych bezsensów jest więcej, jego popularność napędza niskie wymagania czytelnika który w większości przygodę z fantasy dopiero zaczyna, ewentualnie ma za sobą Harry P. czy trylogie Tolkiena + niezły marketing i owczy pęd. Scenariusz nie jest zły, tylko niestety mocno musi się trzymać książki, i to niestety go spowalnia.
A ja uwazam, ze przygode z fantasy mozna na martinie spokojnie zakonczyc, pomijajac to ze poziom poszczegolnych ksiazek jest rozny, to jednak po ich przeczytaniu ciezko jest zachwycic sie czyms innym, przez co czlowiekowi odechciewa sie czytac, a zaczyna niecierpliwic czekajac na kolejny tom PLiO
Mam na półce książki które czytałem po kilkanaście razy i za każdym razem odkrywałem coś nowego. Martin będzie stał i się zakurzał, może gdybym czytał tylko to, też bym się zachwycał. Niestety dla mnie jest za późno, minęły już czasy gdzie bym się zachwycał takim poziomem i taką oryginalnością. Z ciekawości zapytam jakie jeszcze fantasy czytałeś?
Ech, duzo tego bylo, za duzo by wymienic wszystko, za duzo zeby spamietac..
wlasna biblioteczka sie uzbierala, ale wiadomo o gustach sie nie dyskutuje, nie po to sie tu wypowiadam, aby udowadniac ci, ze czytasz mniej (choc tak zapewne wlasnie jest :P) , ale po to aby uswiadomic wszystkim, ze takie ksiazki jak martina sa zjawiskowe. W zasadzie tylko dziela historyczne maja szanse byc rownie rozbudowanymi, zreszta nie bez kozery, martin nie ukrywa inspiracji w wojnach saskich, bezkrolewia etc. (ciekawych odsylam do wywiadow z samym autorem) Podsumowujac, nie osiagne satysfakcji z wytargania przedmowcy w gnoju, swoje zdanie wyrazilem, na tym koncze ten pseudo dialog.
Pozdrawiam
HEHHEeeheehehahehaehaeahehahehaehahehaehhaehaahahahhahehehhahhahahahahhhhhhhhhhh hhhhhhhhhhhhhhhhhhhhhhhhaahhaaaaaaaaaaaaaaa
Hmm nie powiem odpowiedź ciekawa na poprzedni post. Choć jak najbardziej uzasadniona. Bo kolega gaavel nie podał nie tylko żadnego tytułu jaki przeczytał fantasy przed "Pieśnią" ale też z góry założył, że czytasz dużo mniej od niego. I pewnie między wierszami można dojść do wniosku, że jednocześnie literatury dużo mniej wartościowej. Zacząłem czytać "Pieśń" ze względu na serial, a serial oglądać bo miał dobry marketing. Gdyby nie to pewnie bym o tym serialu albo w ogóle nie usłyszał albo usłyszał za jakiś czas dopiero.
W mojej opinii o ile "Pieśń" do 3 tomu czyta się w miarę to jednak np do innych tworów fantasy nie ma startu raczej. W mojej tylko opinii np "Mroczna Wieża" Kinga zjada "Pieśń" na śniadanie.
Nie chciałem tak błazeńskiego posta pisać, ale jak to przeczytałem to nie mogłem się opamiętać, musiałem sobie ulżyć bo koledzy w pracy zaczęli na mnie dziwnie zerkać, że sam do siebie rechotam.
Większość ludzi zaczęła od serialu, potem saga, w naszej rzeczywistości wtórnego analfabetyzmu zapewne jedyne co przeczytali po ukończeniu szkól, i myślą że Martin wspiął się na szczyty fantasy, a moim zdaniem z swoją wtórnością jest tylko co najwyżej dobrym pisarzem.
hejka
ja się cieszę że zacząłem najpierw od serialu a potem od książek nie wiem jak inni ale wtedy u mnie wyobraźnia pracuje najlepiej, czytając o jakiejś postaci od razu widziałem aktora z serialu i to było na prawdę fantastyczne ;) podobnie miałem z wiedźminem. Co do tego czy Martin jest najlepszy to się nie wypowiadam mi się to dobrze czytało a nawet bardzo dobrze ;)
Pozdrawiam
Ja nie odbieram pewnych zalet książkom Martina jak i serialowi. Tylko niektórzy nie pamiętają, że jednak złote czasy fantasy jednak raczej już minęły. Trafi się teraz coś odpowiedniego co jakiś czas ale to już nie jest to. Sapkowski, Le Guin, Orson Card, King, to były i w sumie nadal są niedoścignione wzory jak powinno się pisać książki. Możesz też dodać coś od siebie jeśli chcesz jeśli chodzi o klasykę gatunku. Nawet niech będzie "Władca Pierścieni" bo powstał na długo przed filmami i dopiero one wyciągnęły szerszej publiczności książki Tolkiena. Ale mówienie o klasyce w przypadku "Pieśni"? No proszę was. Można porównywać do czegoś te twory, nikt nikomu tego nie zabroni ale stawianie na równi? Nie dziękuję.
Moi ulubieńcy to:
Piekara, Sapkowski, Ziemiański, Pilipiuk, Dukaj, Prachett, Le Guin, Feist
Na koniec geniusz
Steven Erikson
Zanim mnie zlinczują dodam tylko że Tolkiena i pochodnych/pośmiertnych nie znoszę.
O Pratchett'ie zapomniałem jeszcze choć jego książki mnie osobiście nie przypadły do gustu. Może przeczytałem nie te co trzeba na początek aby wejść w klimat. Zacząłem niby od tych które uważa się za pierwsze chronologicznie. "Kolor Magii" i "Blask Fantastyczny". Dukaja nie lubię odkąd pojechał po Kempczyńskim za "Requiem dla Europy". Sam za to został potem porządnie zje...y w internecie i się zreflektował ale mimo wszystko niesmak pozostał.
Piekara. Moje doświadczenia z nim to pierwsze chyba 4 ksiażki o Mordimerze M.
Ziemiański mi bardzo Achają przypadł do gustu choć mogła być mniej...ordynarna.
Z dwoma ostatnimi żadnej styczności nie miałem. Może kiedyś braki nadrobię.
Władca Pierścieni przeze mnie był czytany po filmie i jestem za to wdzięczny bo trafiłem na wersję z tłumaczeniem Wojciecha Łozińskiego. Jak nic tobie to nazwisko nie mówi to poczytaj. Ogólnie zasłynął tym, że spolszczał lub zmieniał nazwy własne.
Prachett jest bardzo nierówny, tak mniej więcej co druga jest bardzo dobra i trzeba się przyzwyczai do stylu. Zresztą ja go cenię już za samą konstrukcję świata, która jest niepowtarzalna. Pamiętaj że Piekara to nie tylko inkwizytor chociaż pomysł zaiste oryginalny i mnie do gustu przypadł bardzo. Achaja ma swoje niedociągnięcia, nawet sporo, ale ja zawsze miałem delikatną taryfę ulgową dla krajowców.
Co do Tolkiena to trylogia nie jest jeszcze taka zła, chociaż jak słyszę od pseudo znawców że wszystko i wszyscy się na WP wzorowali to mnie mdli. Bardziej mnie odrzuca od niego Hobbit, czy Sirmalillion itd.
Nie wiem czy czytałeś czasem Eragorna, facet który go napisał zerżną właściwie wszystko od Feista, Martin zresztą od niego też sporo pożyczył.
Z Eriksonem trzeba uważać, jeszcze nie spotkałem nikogo kto by się nie uzależnił, najbardziej skomplikowany i rozbudowany świat jaki spotkałem. Przy nim Martin to amator, co najwyżej rzemieślnik.
Się rozejrzę za jego książkami jak najbardziej. Skoro twierdzisz, że jest aż tak rozbudowany to nie pozostaje mi nic innego jak w najbliższym czasie sięgnąć po tą literaturę. Masz na myśli ten największy zbiór książek? O tym mówisz jako o rozbudowanym świecie?
Hobbita przeczytałem dla zasady aby zobaczyć co naszym dzieciom wrzucają do głów. Większość i tak lektur nie czyta to fakt ale i tak przeczytałem dla wiedzy.
Silmarillion czytałem tylko kawałek. Forma encyklopedyczna jak dla mnie była zbyt trudna do przejścia.
Eragona również nie czytałem. Niedawno dopiero wrócił mi klimat na fantasy i sf. Przez sporą ilość czasu po prostu nie miałem ochoty na czytanie tego typu książek. Teraz klimat mi ponownie wraca a skoro mam podane pod nos tytuły którymi warto się zainteresować nie pozostaje mi nic innego jak się w te książki jakoś zaopatrzeć.
Eriksona teraz ładne wydanie wprowadzili jeden tom w całości zamiast dwóch części tak jak na zachodzie, czyli będzie jakieś 10 tomów a4 po niecałe 1k stron. zamiast 18 a5. Wychodzi sporo taniej.
Kurde a ja myślałem, że Mroczna Wieża ze swoimi 4000 stron A5 to sporo już było, Ale nic to. Lubimy duże wyzwania do czytania. Ja ze swojej strony mogę polecić Trylogię Czarnego Maga Trudi Canavan. I wstęp do niej Uczennica Maga. Przez wszystkie tomy przewija się kilka podstawowych wątków obok głównego ale przyjemnie się czyta. Miałeś z nią styczność może?
Zawsze się znajdzie większa locha.
Tytuł wpadł w ucho, ale jeszcze nie było okazji.
A najlepsze jest to, że na tym się nie kończy. Prócz dziesięciotomowej sagi mamy jeszcze poboczne powieści o Bauchelainie i Korbalu Broachu (których, gdyby zebrać w jedną książkę mielibyśmy ponad 1k stron). Dochodzi do tego trylogia mająca opowiadać o Anomandarze Rake'u (o ile się nie mylę wyszedł dopiero pierwszy tom), swoją drogą najlepsza wg. mnie postać serii.
Ale jakby tego było mało, to jeszcze kumpel Eriksena też pisze książki ze świata Malazanu. Niestety nie miałem okazji jeszcze się spotkać z jego twórczością. Zresztą, ja dopiero Przypływ Nocy przeczytałem :P
A co do opinii waszmości na temat Martina nie zgadzam się kompletnie. No, ale iż waszmość docenić Sapkowskiego jest w stanie, wybaczyć jestem zmuszony :D
O Rakeu nie wiedziałem, dzięki, choć moim ulubieńcem nie był, zbyt potężny był. A kumpel Eriksona nazywa się Esslemont, napisał Powrót Karmazynowej Gwardii, dużo słabszy pisarz z niego, od razu to czuć, zmienia mnóstwo założeń mechaniki świata, trochę to kuje w oczy. Sama historia mnie rozczarowała.
Wybacz, że to napisze, nie obraź się i nie potraktuj tego jako wypowiedź skierowaną przeciwko Tobie, ale jeżeli czytałeś "Władcę" po filmie i to dodatkowo w fatalnym tłumaczeniu pana Łozińskiego, to naprawdę nie możesz mieć wiele na temat tej książki do powiedzenia. Niestety książka to film to dwie zupełnie rzeczy i po seansie ciężko jest się nastawić na kreacje świata Tolkiena, bo w świadomości tkwić zawsze będą sceny, postacie i wydarzenia z filmu, które od tych książkowych się znacznie różnią. Co więcej moim zdaniem, nie ma dobrego polskiego tłumaczenia, każde z trzech dostępnych na rynku ma sporo wad i żadne nie oddaje klimatu tego świata. Jeśli już zabierać się za "Władcę", to tylko w oryginale. Szczerze polecam. Wracam do tej książki niemal co roku od dobrych 20 lat.
Z jednej strony niby masz rację. Dobre tłumaczenie ma nieocenioną wartość w odbiorze książki która nie została napisana w twoim ojczystym języku. I owszem miałem to nieszczęście trafić na owo marne tłumaczenie. Jednak poza tymi problemami z nazwami nie zmieniał niczego i jeśli się przywykło do pewnej "swobody" w tłumaczeniu to nadal była ta sama książka.
Trylogię WP czytałem na długo przed tym niż o filmie w ogóle myślano, przed filmem czytałem ponownie kwestii przypomnienia, tłumacza nie pamiętam, ale za każdym razem byłem rozczarowany.
Co widzisz w Feiscie? Bo ja zaczęłam czytać jedną serię, to jedyne co się rzuca w oczy to żenujące skróty do jakich ten pisarz się zniża. Wszystko jest tak przewidywalne, jakby sobie powiedział: dobra, dzieciak zostanie największym magiem na świecie, chrzanić jakąkolwiek wiarygodność, niech wszystko idzie idealnie po jego myśli. Kiedy dotarłam z trudem do momentu, w którym główny bohater - marny wieśniak - jedzie na wycieczkę z księżniczką sam na sam, napadają ich jakieś trolle i bachor przypadkiem ich ratuje i odkrywa w sobie przeogromny talent magiczny to już było ZA DUŻO. Są jakieś granice.
Tak swoją drogą polecam tobie i (szczególnie) fanom low fantasy wszystkie książki Joego Abercrombie. Całkiem niestandardowe fantasy, facet obraca o 180 stopni wszystkie typowe zagrywki "pisarzy" fantasy, świetni bohaterowie, dobra fabuła i bardzo przyjemny styl.
Ziemiański to grafoman z oczywistymi problemami psychicznymi. Achaja to chyba zbiór jego fantazji prawie lub całkiem erotycznych. Miał kilka genialnych pomysłów, jasne że tak, ale co za wielka szkoda, że nie potrafił ich odpowiednio opisać i musiał poprzeplatać je z innymi... elementami.
Jak ktoś lubi polskie, tak jak może ty - sprawdź Grzędowicza jeśli jeszcze nie znasz. Pierwsze trzy tomy Pana Lodowego Ogrodu - cudo.
Steven Erikson oczywiście jest mistrzem, a Tolkien faktycznie przereklamowany. Może mnie już znużył kanon, większość fantasy to tanie chwyty powtarzane od dziesięcioleci, im starsze książki, tym tego jest więcej. Ja raczej szukam nowych autorów, którzy dają nam coś nowego, mniej infantylnego. Fantasy nie musi już dłużej być jedynie bajkami w oprawie dla dorosłych - walka dobra ze złem, krystaliczni bohaterowie i źli do szpiku kości wrogowie to raczej przeszłość. Przy okazji - gdybym miała do czynienia z tak niewiarygodnie nudnymi i irytującymi osobami, jakim są prawie wszyscy bohaterowie w dziełach fantasy, to też chciałabym ich wszystkich zabić i ewentualnie podbić świat, żeby się upewnić, że tacy już się nie urodzą.
Feist ma wpadki jak każdy inny, to o czym mówisz to takie pierwsze koty za płoty, jago cenię jak nie za styl, autor nie rozwodzi się nad opisami widoczków, ukrytych myśli bohaterów. Całym smakiem jego książek jest fabuła. Świat sensownie rozbudowany. Magia daleka od biegania z różdżkami. Kilka schematów które weszły na stałe do kanonów fantasy. Moim faworytem nigdy nie był, ale zapominać o nim nie można, zresztą dawno do niego nie wracałem.
Grzędowicz czeka na półce od 3 mc, nie mogę do niego dobrnąć, co chwilę jakiś znajomy coś podrzuci i się nawarstwia, mimo że czytam codziennie.
Ja za nowościami nie przepadam, co się wciągnę to muszę czekać za następnymi częściami i cholera mnie bierze, lubię brać się za coś czego na rynku już trochę jest. Takiego nr jaki Piekara mi z Necrosis wywinął nie chce drugi raz przeżywać.
Znam ból czekania i nawet nie mówię o Martinie. Scott Lynch wydał dwa pierwsze tomy w 2006 i 2007, a premiera trzeciego nadal jest odwlekana :( Co gorsza, to jest w zamierzeniu saga. Tak, za Lyncha pewnie się nie zabierzesz, ale zapamiętaj go, jeśli jeszcze nie jest na twojej liście do przeczytania. Kiedyś może tę serię skończy, a możesz być pewien, że będzie niesamowita.
Ciągle polecam Abercrombiego. Właśnie teraz, kilka dni temu, wyszła w Polsce trzecia część jego trylogii, więc tu zawieszenia nie ma. Dodatkowo są jeszcze trzy samodzielne utwory z akcją w tym samym uniwersum, z wieloma smaczkami (pojawiają się znane już nam postacie w nie zawsze oczywisty sposób, co jest całkiem fajne).
Według mnie na takich autorów warto czekać. Wolę to niż kolejny ogromnych rozmiarów połowiczny plagiat Władcy Pierścieni/Kół Czasu. I chociaż piszę połowiczny jakby druga połowa była coś warta - niestety, na nią składa się głównie brak talentu Tolkiena lub talentu jakiegokolwiek.
premiera trzeciej części przygód Locke'a Lamory jest już na mur beton w październiku :)
ech, z tego cyklu też byłby świetny serial
Jak przeczytałem twój post przez chwilę miałem nadzieję, że pojawił się w Polsce trzeci tom trylogii Pierwsze Prawo ale potem sprawdziłem, że chyba miałeś namyśli Czerwoną Krainę. Brak Polskiego wydania Last Argumet of Kings trochę mnie wkurza bo obiecałem sobie, że nie dotknę innych książek tego autora dopóki nie poznam dalszych losów Krwawego Dziewięć, Glotki i całej reszty bohaterów Pierwszego Prawa.
Ach, Achaja! Nie wiem, czy znasz bardzo interesującą analizę tego ciekawego utworu
http://niezatapialna-armada.blogspot.com/2012/08/185-eb-jak-bania-czyli-ksieznic zka-w.html
Analiza grafomaństwa Ziemiańskiego rozłożyła mnie na łopatki. To ma być lepsze od Martina?
Chyba nikt nie napisał, że lepsze. Niemniej jednak Achaje czytało mi się równie dobrze jak Grę o Tron (cykl). Książka ma sporo nielogicznych momentów i chwilami jest strasznie naciągana ale taki zarzut w mniejszym lub większym stopniu mógłbym postawić każdej powieści fantasy - taki już chyba urok tego gatunku :).