PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=233995}

Kości

Bones
2005 - 2017
7,6 78 tys. ocen
7,6 10 1 78068
7,2 4 krytyków
Kości
powrót do forum serialu Kości

My mind

ocenił(a) serial na 10

Czytam to forum i nie mogę się nadziwić. A że sama coś tam skrobię, potraktujcie to jako moją cegiełkę do tego co tu tworzymy.

ocenił(a) serial na 6
evi9

Cudowne! Kurcze, strasznie trzyma w napięciu! Zastanawiam się kto siedzi za kierownicą, kto dzwoni do Cam, czy znajdą Bones i Booth'a, o co w tym wszystkim chodzi! Świetnie to wszystko opisujesz, masz pełno pomysłów! Brak słów! Czekam na ciąg dalszy!

ocenił(a) serial na 10
evi9

Opowiadanka świetne jak zawsze
A co do coraz mnie\jszego to nie dodawaj przez odpowiedz do ostatniego posta tylko do pierwszego na stronie w Twoim przypadku do postu :
"My mind
Czytam to forum i nie mogę się nadziwić. A że sama coś tam skrobię, potraktujcie to jako moją cegiełkę do tego co tu tworzymy"

Pozdrawiam i pisz szybciutko dalej:)

izalys

Nie mogę się doczekać następnej części! ;)
To opko strasznie wciąga... :)

ocenił(a) serial na 10
evi9

Cudowne opowiadanie. Ciekawe co się uda odkryć FBI. Czekam na kolejną część:)

_nn_

Opowiadanie po prostu cudne;) przeczytałam całość jednym tchem...a najbardziej podobał mi się początek (dlatego że było tak radośnie ,wzruszająco i romantycznie między B&B) ..w dalszej części również rewelka (potrafisz trzymać czytelnika w napięciu)..a ,że ja lubię happy endy ..z niecierpliwością czekam na szczęśliwy ciąg dalszy...i chylę czoła dla Twojego talentu:)

zmijex

genialne opowiadanie... az brak mi slow zachwytu :) akcja coraz szybciej przyspiesza :)... mam nadzieje ze bedzie na koniec Happy End... - bo strasznie je lubie... :) z niecierpliwoscia czekam na cd :)

ocenił(a) serial na 10
mara625

To najpierw podziękowaia dla izalys za dobrą radę i pomoc. Następnie wielkie dzięki za miłe komentarze, ale coś mi się wydaje, że za bardzo mi słodzicie. A na koniec kolejny cd, mam nadzieję, że wam się spodoba.

ocenił(a) serial na 10
evi9

Jechali już bardzo długo. Booth słyszał melodię z radia. W samochodzie oprócz niego była jeszcze jedna osoba. Przez całą drogę panowała cisza, dlatego nie wiedział, kogo miał się spodziewać, jak zdejmą mu tę tytkę z głowy. Jeszcze się nie poddał. Jeden na jednego powinno się udać.
- Dobra - powiedział Charlie. - Zgubiliśmy ich - samochod się zatrzymał, a silnik przestał pracować. Charlie wysiadł z samochodu i otworzył tylne drzwi.
Booth przez cały czas zastanawiał się o co chodzi. Czyżby tak miał skończyć?
- Co ty robisz? - spytał Booth, kiedy poczuł, że ktoś rozwiązuje mu więzy.
- Może pan ściągnąć worek z głowy - odrzekł Charlie. O co tu chodzi - zastanawiał się Booth. Dla agenta nastała jasność. Kilka godzin spędził z tym czymś na głowie. Byli w lesie. Na jakimś odludziu.
- Dobre miejsce, żeby kogoś zabić - stwierdził Booth. Nie próbował go obezwładnić, najpierw chciał poznać powód, który spowodował taką rewolucję w życiu jego byłego asystenta. Był pewien, że mu to wyjawi.
- Niekoniecznie - odparł jego asystent. - To nie jest takie proste - zaczął Charlie. Nie miał nawet naładowanej broni. Booth spodziewał się innego obrazka.
- To jest proste - zaatakował go Booth. - Wszystko jest czarno na białym - nie będzie mu tego upraszczał.
- Tak się panu tylko wydaje - odciął się Charlie. Zdawał sobie sprawę z tego, że to będzie trudna rozmowa, a nawet w jej trakcie może zakończyć swój żywot lub zostać dotkliwie pobity. Ale musi ją przeprowadzić w całości.
- Wydaje - parsknął Booth. - Po tych dwóch tygodniach nic mi się nie wydaje - mówił spokojnie, a jego docinki były jak zawsze trafne.
- Powiem to w skrócie, bo nie ma pan zbyt dużo czasu.
- Sam mi go skrócisz - powiedział Booth.
- Agencie Booth. Niech mnie pan wysłucha. Nie wiem czy kiedykolwiek mi pan to wybaczy, ale to było jedyne co mogłem zrobić - jego tłumaczenie nie przemawiało do wściekłego Bootha.
- Czego ty właściwie oczekiwałeś? - spytał agent, który powoli, aczkolwiek jeszcze niezbyt widocznie, zaczął panować nad całą tą sytuacja.
- Ja niczego, ale ktoś chciał pana zabić - odparł Charlie.
- Ten ktoś właśnie tu jest - irytował się Booth.
- To było jedyne rozwiązanie. Bezpieczne dla mojej narzeczonej, doktor Brennan i pana, agencie. Wiem, że to dziwnie wygląda. Głównie przez pryzmat ostatnich dwóch tygodni - Booth słuchał asystenta i miał ochotę go zabić. - On groził Annie - powiedział po chwili milczenia Charlie.
- Twojej narzeczonej? - dopytał Booth. Musiał go czymś zająć. Tak naprawdę wcale nie chciał zrobić mu krzywdy i odwlekał ten moment jak najdłużej. W końcu Charlie to był jego najlepszy asystent.
- Tak. Kiedy dowiedziałem się o co chodzi, postanowiłem temu jakoś zapobiec. Musiałem to wszystko zorganizować. Mogłem was ostrzec, ale wtedy on...
- Zabiłby Annie - dokończył za niego Booth.
- Nie tylko. Gdybym się nie zgodził, to zwerbowałby kogoś innego. On by wam raczej życia nie darował. Musiałem zdobyć zaufanie wszystkich innych zbirów, których do tego najął. Steve już nie żyje. A tam jest doktor Brennan - powiedział, pokazując na małą drewnianą z zewnątrz chatkę.
Booth nadal nie rozumiał wszystkiego.
- Z tego co mówisz, wychodzi, że panowałeś nad wszystkim. Ale dlaczego nie powiedziałeś o tym Cullenowi? - spytał podejrzliwie Booth, przyglądając się uważnie asystentowi.
- Nie mogłem. On by się wszystkiego wyparł i sprawa by ucichła. Musiałem działać sam. Nie miałem żadnych dowodów. A musiałem państwa ochronić. I moją Annie. Wysłałem ją do Europy, tam ma rodzinę.
- A to zadanie, to... - Booth powoli wszystkiego się domyślał. I już wiedział, co zrobił Charlie. Właśnie uratował życie mu, a może i Bones. Uratował ich. Podarował im wspólne życie i ich miłość.
- Miało być bez krwi. A potem nagle coś się zmieniło. I plan również uległ zmianie. Doktor Brennan bardzo za panem tęskniła - Booth się uśmiechnął. Tęskniła, pamiętała, kochała.
- A ten twój szef to... - Booth chciał tylko się upewnić.
- Doskonale pan wie kto - powiedział Charlie. Booth poruszył ustami, a asystent tylko skinął głową. - Jeszcze jedno - rzekł, podając agentowi broń. - Niech pan tam idzie - pokazał ponownie na małą chatkę. - To klucz do piwnicy. Proszę uważać i czekać. Za jakiś czas, nie dłużej niż za dwie godziny, wejdą tam agenci. On pójdzie prosto do piwnicy, bo wie, że tam jest. Reszta należy do pana - zakończył.
- I to wszystko? - zapytał Booth. Nie był pewny, czy może mu ufać. Koniec końców więził go dwa tygodnie, a teraz mało go nie zabił.
- Na razie tak - odparł Charlie. - Nie musi mi pan ufać. Zrobi pan, co będzie pan chciał - jego asystent był bardzo bystry.
- A ty? - kolejne pytanie Bootha, które Charlie obrał za dobry znak.
- Muszę jeszcze coś załatwić - odparł tajemniczo. Booth spojrzał na niego raz jeszcze. - Niech pan jeszcze weźmie ten - zaproponował Charlie i podał mu jeszcze jeden pistolet. Booth wziął go. Nie wiedział jeszcze, co ma o tym wszystkim myśleć.
- Tylko nie zrób nic głupiego - pouczył go.
Teraz musi pomóc Brennan. Ona jest najważniejsza. Dla niej nawet zginie.

ocenił(a) serial na 10
evi9

My nie słodzimy tylko piszemy nasze opinie.
Ciekawe czy co to co powiedział Charlie Boothowi jest prawdą i czy dla czy on go uratował. Czekam na kolejne części:)

_nn_

no wlasnie nie slodzimy tylko piszemy prawde... :) ale zaskoczenie... nie spodziewalam sie takiego obrotu sprawy... :) super czesc... czekam na kolejna :)

mara625

Ja też i dlatego czekam na szybkiego cedeczka:)
Pozdrawiam:)

ocenił(a) serial na 6
evi9

Nie słodzimy , to jest czysta prawda! Nienawidzę kłamstwa, więc zawsze jestem szczera. Gdyby mi się nie podobało to bym nie komentowała, a komentuję, bo uważam, że świetnie piszesz! A co do tej części! Zaskoczyłaś mnie... zastanawiam się teraz sama czy to kolejny podstęp. No nic, czekam na kolejną część! xD

ocenił(a) serial na 10
evi9

Dziękuję za komentarze, cieszę się, że polubiliście te wypociny
A to ciąg dalszy
Tak powoli zbliżamy się do końca

Było ciemno. Tak strasznie ciemno. Ręce miała związane. Już zdążyła przyzwyczaić się do tej rzeczywistości. Trochę czasu tu spędziła. Trochę za dużo. Zastanawiała się, czy ktoś zauważył jej zniknięcie. Na pewno myślą, że wyjechała. Ale Angela musiała się czegoś domyślać. Umówiłyśmy się na lotnisku, ale na nie nie dotarłam. W niej była jedyna nadzieja na ocalenie. Mimochodem pomyślała o agencie specjalnym, którego zdążyła już znienawidzić i pokochać. Ale on jej nie będzie nawet szukać. On już nie. Jakieś dziwne odgłosy docierały do niej z niedaleka. Ktoś otwierał te zardzewiałe, ale ciągle jeszcze działające drzwi. To był ktoś, kto posiadał do nich klucz. Bones się przestraszyła, ale zaraz potem pomyślała, że to może być ratunek.
- Cholera jasna - klął Booth, siłując się z wejściem. - Ale Charlie wykombinował. Wreszcie - powiedział, kiedy w końcu po zaciętej walce zamek puścił i otworzył drzwi. Jego oczom ukazała się ciemność, ale tą jedną, ukochaną postać dostrzegł bez problemu. Siedziała tam, związana. Jego ukochana. Sens jego życia, który ktoś chciał mu odebrać. Wiedział, że na to nie pozwoli. Powoli zbliżał się do Bones, która nie mogła się odwrócić. Jak na więźnia była w niezłym stanie. Na pewno w lepszym niż Booth.
Bones wiedziała, że ten ktoś już wszedł. Kierował się w jej stronę. Nie widziała jego twarzy. Bała się odwrócić choć trochę, by nie stracić resztek nadziei. Przecież nie wiedziała kto to był. Zaszedł ją od tyłu, a z jej ust wyrwało się:
- Booth?! - stłumione ręką mężczyzny. - Wróciłeś? - spytała szeptem.
- Tak - odpowiedział równie cicho i lekko pocałował ją w usta, co było dla niej szokiem, ale miłym. Nic więcej nie zdołał zrobić, bo na górze rozpoczął się bałagan. Ukrył się w ciemnym miejscu, w którym nikt go nie zauważy. Bones patrzyła na niego. Przyłożył palec do ust, pokazując jej, żeby nie zdradziła jego obecności. Przystała na to. Nie wiedziała, o co chodzi. Nie miała pojęcia, co o tym myśleć. Minęło sporo czasu a jej emocje jeszcze nie opadły. Ale nie miała zamiaru wystawiać Bootha na śmierć. Skrzywdził ją, ale nadal go kochała i nigdy nie przestanie. Taka już natura wiecznej miłości.
Na górze panował chyba jakiś huragan. Usłyszeć można było krzyki, szepty, przekleństwa i strzały. Booth cierpliwie czekał w swojej kryjówce. Bones czasem na niego zerkała. Patrzyła na tę twarz, którą tak kochała i za którą tak tęskniła. Widziała jego czekoladowe oczy, w których zawsze znajdowała zrozumienie. Ciemność jej w tym wcale nie przeszkadzała. Tak bardzo chciałaby się teraz do niego przytulić. Być blisko niego. Dzielić z nim życie.
- Temperance! Tu jesteś. Co oni ci zrobili? - jeden z agentów wpadł do pomieszczenia i ruszył w jej stronę. - Jesteś już bezpieczna. Ze mną nic ci nie grozi. Zaopiekuję się tobą - mówił.
- Sully - Bones była w szoku.
- Odsuń się! - Sully usłyszał znajomy głos na kilka kroków przed miejscem, w którym znajdowała się Brennan. Nie widział postaci, ale wiedział kto to jest. Zatrzymał się, niepewny dalszych posunięć nieproszonego gościa.
- Seeley! - próbował ukryć swoje zaskoczenie. Myślał, że wszystko przemyślał i nic mu nie przeszkodzi. - Gdzie się skryłeś? - zapytał.
- Wróciłem z zaświatów - odparł Booth.
Bones się nie odezwała, ale doskonale wiedziała, że zaświaty nie istnieją. A jeśli nawet to na pewno nie można z nich wrócić. To wszystko stawało się coraz mniej logiczne i coraz bardziej niebezpieczne. Widziała jak Sully uważnie obserwuje każdy zakamarek w poszukiwaniu sylwetki Bootha. Nawet nie zerkała w tamto miejsce, by go nie naprowadzić. Każdy jej ruch mógł kosztować Bootha życie.
- Masz tam jakieś układy? - Sully próbował zdobyć trochę czasu. Zaraz wpadnie tu mnóstwo agentów i Booth będzie na przegranej pozycji.
- Nie. Ale ty powinieneś - Booth panował nad całą sytuacją, ale nie wychodził z ukrycia.
- Zabijesz mnie? - spytał Sully i wydobył z siebie głośny nerwowy śmiech.
- Co cię tak bawi? - spytał Booth.
- Żałuję, że sam się tobą nie zająłem - odparł. - Dawno byś wąchał kwiatki od spodu.
- Zawsze byłeś cykorem - skwitował Booth. - Ale nieźle to sobie zaplanowałeś. Chciałeś mieć czyste łapy? - Bones słuchała tej wymiany zdań i myślała, że ci dwaj mówią w języku całkowicie jej nieznanym. Ani to chiński, ani japoński, ani nawet łacina. Mało co z tego rozumiała, ale po wszystkim zażąda od kogoś wyjaśnień i tłumaczenia na zwykły, przystępny jej język.
- Ty musiałeś wszystko schrzanić - zirytował się Sully. Coś tu nie grało.
- To ty miałeś wykonać to zadanie. Myślałeś, że ci się uda?
- Zawsze byłem mądrzejszy - odparował Sullivan nadal lustrując całe pomieszczenie. Czuł się jakby rozmawiał z duchem, a to doprowadzało go do szewskiej pasji.
- Nie powiedziałbym - stwierdził Booth.
W tej chwili do pomieszczenia weszli pozostali agenci. Wszyscy mieli broń i byli gotowi by jej użyć. Rozejrzeli się i swój wzrok oraz pistolety skierowali na Sullivana. Bones była pośrodku tego całego zamieszania.
- Tu jest jeszcze jeden - powiedział Sully, chcąc skupić uwagę pozostałych na Boothie. - Ukrył się gdzieś.
- Agencie Sullivan proszę opuścić broń i trzymać ręce w górze - Cullen wydał niecodzienny rozkaz. - Zabawa skończona, Sully. Już wszystko wiemy. Koniec tych podchodów - Sully nie mógł wyjść z zaskoczenia. Jednak rozumiejąc, co się stało, poddał się i oddał broń. Agenci go otoczyli. Nie miał żadnych szans. Gdyby spróbował uciec, tamci z pewnością zaczęliby strzelać.
- Ty niczego nie rozumiesz - mówił, kiedy kilku agentów zakładało mu kajdanki. - Ja ją kocham, a on mi ją odebrał. Odebrał mi Temperance, moją miłość - Bones słuchała tego wyznania, a raczej kiepskiej próby wzięcia obecnych na litość z odrazą.
Wszystko działo się tak szybko. Zainteresowało ją, czemu Booth ciągle nie wychodzi z ukrycia. Czyżby uratował ją przed tym wariatem i tak po prostu odszedł. Nie mogła tego tak zostawić. Zabrała jednemu z agentów latarkę i skierowała swoje kroki w miejsce, w którym jeszcze kilka chwil temu stał Booth. Teraz panowała tam pustka. A więc odszedł? Oświetlała latarką miejsce, w którym powinien być, gdy nagle spostrzegła jakąś postać leżącą na zimnym, twardym cemencie.
- Booth! - krzyknęła. - Booth, co ci jest? Karetka szybko! Niech ktoś zadzwoni po karetkę! - powiedziała do zgromadzonych. - Booth, nie rób mi tego - agent był nieprzytomny, a na szarym tle odcinała się czerwona plama. Krew.
- Karetka już jest - ogłosił Cullen. - Wszystko będzie dobrze doktor Brennan - próbował uspokoić wystraszoną Bones.
Przecież odzyskała go po kilku miesiącach, nie po to by teraz go stracić.
- Sweety! - usłyszała głos Angeli, kiedy wyszła na zewnątrz w towarzystwie Cullena. - Tak się bałam. Jak dobrze, że już jesteś z nami - mówiła radośnie przyjaciółka.
- Dzień dobry, doktor Brennan - przywitał się Wendall. - Cieszę się, że pani wróciła do nas - Bones została zakleszczona w niedźwiedzim uścisku trzech osób. Wszyscy tak strasznie za nią tęsknili. I wszyscy tak bardzo cieszyli się, że już po wszystkim.
- Booth pojechał karetką do szpitala. Zawieźcie mnie tam - poprosiła.
- Booth? - spytała Angela, na co Bones skinęła głową. - Wiedziałam, że musiał tu być. Znowu cię uratował - krzyczała Ange w drodze do samochodu.
Znowu ją uratował, ale znowu poświęcił własne zdrowie. I po co on to robi? - pytała w myślach Bones.

I jak tym razem?

evi9

Tym razem super jak zawsze zreszta... :) ciekawe co dalej sie wydarzy... czekam na cd :)

ocenił(a) serial na 10
mara625

Ciekawe czy Booth poważnie ucierpiał i czy wyjdzie z tego. Czekam na cd:)

_nn_

Niezmiennie ciekawie i coraz bliżej happy endu (mam nadzieję;)

zmijex

Ciekawie, a nawet bardzo:) Czekam na cdk, no właśnie, gdzie on jest??

ocenił(a) serial na 6
evi9

Świetnie! Wiedziałam, że z Sully'm jest coś nie tak.. Jak on mógł! Mam tylko nadzieję, że z Booth'em będzie wszystko w porządku... Czekam na ciąg dalszy!

ocenił(a) serial na 10
evi9

No to kolejna część dla was

W szpitalu panował spokój. Lekarze rozmawiali z pacjentami. Pytali o samopoczucie i wrażenia z pobytu. Pielęgniarki zaglądały do każdej sali i sprawdzały, czy wszystko w porządku. Chorzy spacerowali po salach lub rozmawiali z sąsiadami. A na korytarzu drobna, ciemnowłosa kobieta próbowała dowiedzieć się czegoś na temat stanu niedawno przywiezionego mężczyzny.
- Pani z rodziny? - spytał doktor.
- Tak, to jest jego żona - odparła zdecydowanie pewna wysoka brunetka.
- Organizm pacjenta jest bardzo wyczerpany. Potrzebuje dużo czasu, żeby się zregenerować. Tomografia nie wykazała żadnych niebezpiecznych zmian ani uszkodzeń. Pacjent jest w stanie śpiączki farmakologicznej. Podajemy mu witaminy i sole. Tym sposobem organizm szybciej wróci do formy, ale to nie wyklucza długiego urlopu - lekarz skończył, a kobieta powoli zaczęła się uspokajać. Tak bardzo bała się, że to coś poważniejszego. - Może pani pójść do męża - poinformował dla jasności.
- Dziękuję, doktorze - odparła, czując ogromną ulgę. Teraz dopiero dotarło do niej, że ona przecież nie jest jego żoną. Tam nie leży jej mąż, tylko... Kim on właściwie w końcu dla niej był. W liście napisał wyraźnie, że to już koniec, że chce zacząć inne życie, że powinni żyć niezależnie od siebie. Ale jej tak bardzo na nim zależało. Było jeszcze coś, czego nie potrafiła zrozumieć. Dlaczego on właściwie wrócił, skoro tam miał zacząć na nowo. Czemu ją pocałował? Dlaczego uratował ją przed łapami Sullivana? Dlaczego zachowywał się tak jakby nadal ją kochał? Czy on kiedykolwiek ją kochał? Nigdy jej tego jeszcze nie powiedział. Mówił, że mu na niej zależy, ale czy ją kocha?
Poczuła jak przyjaciółka popycha ją lekko w stronę sali, w której leżał jej rzekomy mąż. Ją samą też coś tam ciągnęło. Widziała go leżącego, takiego bezbronnego i samotnego. Spał. Ale i tak wyglądał jak młody bóg.
- Sweety, idź do niego. Jesteś mu potrzebna - powiedziała Angela, widząc niezdecydowanie Brennan. Wiedziała z czego ono wynika, ale wiedziała też, że Bones jest teraz agentowi potrzebna tak jak powietrze. Bez niej nie przeżyje.
- Ale on i tak mnie nie widzi, ani nie słyszy - odparła Bones. Chciała odwlec ten moment.
- Słyszy, kochana. Słyszy cię i czuje twoją obecność - dodała.
- Ange, czy ty właśnie chciałaś powiedzieć, że ja nieładnie... - oburzyła się Bones.
- Nie, Sweety, źle mnie zrozumiałaś - odparła spokojnie przyjaciółka. - Chciałam powiedzieć, że on wie, że tam będziesz przy nim. Ma zamknięte oczy, ale wie - tłumaczyła Angela. Brennan wcale nie była do tego przekonana.
- Ale to jest nieracjonalne i nielogiczne - broniła się Bones. Im bardziej jednak się broniła, tym bardziej rozumiała w czym rzecz.
- Życie nie zawsze jest racjonalne i logiczne - przypomniała Angela. - Daj mu szansę wytłumaczyć - poradziła. Brennan spojrzała na nią nieco zaskoczona. Widocznie Angela znalazła list i go czytała. Tylko, że tu nie było co tłumaczyć.
- Nie wiem, czy jestem na to gotowa - przyznała w końcu Bones.
- On był gotów zginąć dla ciebie. Ty musisz go tylko wysłuchać. To nie jest aż tak dużo - Angela coraz mocniej pchała ją w stronę sali.
- Chyba masz rację. Przecież on i tak jest w śpiączce - odparła, nieco spokojniejsza Bones. A miało to znaczyć tylko tyle, że dzisiaj z nią nie porozmawia. I dla niej nawet lepiej.
Otworzyła szpitalne drzwi i weszła do środka. Był tam. Leżał pomiędzy tą całą aparaturą. Taki spokojny i bezpieczny. Bones poczuła skurcz serca. Biło jak oszalałe. Minęło tyle czasu od kiedy wyjechał. Jego powrót miał wyglądać całkowicie inaczej. Nie w szpitalu, ale w domu. Tam miał przyjechać po załatwieniu wszystkich formalności. Prosto do niej. Do tej, która go kocha. To wszystko miało być inaczej. Zbliżyła się do jego łóżka. W jego obecności nigdy nie wiedziała jak się zachować. Oczywiście była twarda i nieugięta, ale zawsze coś było nie tak. Teraz znów czuła się jakby byli tylko partnerami. Nachyliła się nad nim i złożyła delikatny pocałunek na jego ustach. Przeszedł ją dreszcz. Tak bardzo tego pragnęła. Tak bardzo na to czekała. Chciała mu tyle opowiedzieć. Usiadła przy jego łóżku i patrzyła. Na jego twarzy widać było ślady bicia i tego co przeszedł ostatnio. A ona mogła się tylko domyślać, bo Cullen nie powiedział jej jeszcze całej prawdy. Wspominał coś niecoś, ale nie wszystko.
- Witaj Booth - zaczęła Bones. - Chciałam ci podziękować za... - Tempe chciała uciec, ale coś ją zatrzymało. Jakieś uczucie. - Jeżeli mnie słyszysz, co jest raczej niemożliwe, to to co powiem będzie miało jakiś sens. To, że w ogóle to powiem - ciężko jej było rozmawiać z nim. - Jestem naukowcem i wiem, że mnie nie słyszysz, ale tak będzie mi łatwiej. To i tak jest dla mnie wyzwanie, Booth - Bones łamał się głos. - Chciałam ci podziękować za to, co zrobiłeś. Nie wiem dlaczego wróciłeś, ale dziękuję. Byłeś najlepszym partnerem, z jakim pracowałam, ale nie jedynym i moim najlepszym przyjacielem. Pokazałeś mi inny świat, ten który ty miałeś. Chciałam nawet stać się jego częścią, ale teraz już wiem, że to niemożliwe. Zawsze mnie rozumiałeś, mimo tych moich wszystkich błędów. I to jest chyba nasze ostatnie spotkanie. Kocham cię Booth i życzę ci jak najlepiej. Przepraszam, że nie dam ci szansy wytłumaczyć, ale jesteśmy partnerami z pracy i nie musisz mi się tłumaczyć ze swoich decyzji. Żegnaj, Booth - siedziała przy nim jeszcze chwilę, a potem wstała, pocałowała go ostatni raz i odeszła, a z jej oczu płynęły małe kropelki łez.
Zza szyby wszystkiemu przyglądała się Angela. Wiedziała już, co zrobiła Brennan. Nie dała mu szansy. To było dla niej za trudne.
- Sweety - powiedziała, kiedy Bones stanęła obok niej. - Czy ty jesteś tego pewna? - spytała, nie kryjąc smutku.
- Nie, nie jestem. Ale wolę odejść teraz niż cierpieć jeszcze bardziej - odparła. - On sobie poradzi. Znajdzie to, czego szuka i będzie szczęśliwy, a ja... - właśnie, co ze mną? - A ja będę taka jak do tej pory - zakończyła i odeszła.
Angela zastanawiała się, czy Temperance ma na to jakieś swoje antropologiczne wytłumaczenie, czy po prostu życie zabolało ją aż za bardzo. Patrzyła na odchodzącą przyjaciółkę. Martwiła się o nich oboje. Seeley nie znajdzie, bo już znalazł, a ona nigdy już nie będzie taka jak kiedyś. Nigdy.

Co na to powiecie???

evi9

Ciekawe, ja lubię komplikacje:) Bones odchodzi, ale ona długo sama nie wytrzyma:p
Czekam na cdk:)

Inesita84

Ja tez lubie komplikacje... ale potem zawsze musi byc Happy End xD ciekawe ciekawe co sie dalej wydarzy :) czekam na cd :)

ocenił(a) serial na 6
evi9

Czytając to miałam łzy w oczach. Mam nadzieję, że Brennan jednak zmieni zdanie, że wróci i, że pozwoli Booth'owi wszystko wytłumaczyć. Lubię również komplikacje, ale wtedy kiedy prowadzą do Happy Endu, kiedy te komplikacje jeszcze bardziej zbliżają do siebie bohaterów. Czekam na ciąg dalszy! Świetna część!

ocenił(a) serial na 10
justysia_7

Tak się zastanawiam... bo czytam wszystkie inne opka Ines, Izalys, Joy, Charlotte i nie jestem pewna czy powinnam nadal pisać, bo ja im nie dorastam do pięt. Moje opowiadanie jest takie bez żadnego wyrazu i nie wiem czy to ma jeszcze sens, żeby psuć te forum takim badziewiem jak moje przy takich świetnych opowiadaniach. Oczywiście skończę te opowiadanie, ale nie wiem, czy powinnam zaczynać kolejne???

evi9

Gdzie mnie tam umieściłaś na początku, hm??? Powiem tyle, co do dziewczyn po mnie to się zgodzę, że świetnie piszą, ja tylko pisze i ja zawsze w biegu, ni to ładu, ni to składu, ale piszę...
Nie mam niestety czasu, by poświecić opkom trochę czasu, i dlatego może nie są jakieś tam rewelacyjne.
Co do Twoich opek, to mnie się bardzo podobają, i nie pisz, że kończysz, bo to błąd, każdy pisze inaczej i to jest fajne, bynajmniej dla mnie... Masz ciekawe pomysły, fajnie ubierasz to w zdania, mnie się bardzo podoba. Ja nie mam czasu niestety taki los, mało czytam fików, wcześniej czytałam ich masę, teraz mam swoje ulubione osoby, które czytam, i Ty też się do nich zaliczasz, bo to opko mnie bardzo zaciekawiło i zaczęłam czytać, więc czekam na cdk, niech nie okaże się, ze marnuje mój cenny czas, wchodząc na forum i oczekując cdk, pisz, czekam!!!
I nie kończ!!!

Inesita84

Moim skromnym zdaniem masz duży talent ...zresztą jak poprzednie dziewczyny , które wymieniłaś. Po przeczytaniu części Twojego opowiadania nie mogłam się od niego oderwać ,a teraz z niecierpliwością wyczekuję kolejnych części:) Pisałam już chyba ,że chylę czoła dla Twojej twórczości i zdecydowanie twierdzę , że nie powinnaś przestawać pisać ...gdyż byłaby to wielka strata dla Forum...

zmijex

Evi co ty wygadujesz!!! piszesz rewelacyjnie, tak jak pozostale dziewczyny... :) !!! juz tu widze cedeka bo mnie zrzera ciekawosc co sie dalej wydarzy... :) WSZYSTKIE DZIEWCZYNY MACIE TALENT I NIECH MI ZADNA TAK NIE PISZE xD... ze nie ma talentu!!! Bo macie talent i to ogromny :)

ocenił(a) serial na 10
mara625

Uważam że Wszystkie macie wielki talent:)
Evi jestem ciekawa czy Bones zmieni zdanie i porozmawia z Boothem. Czekam na nexta:)

ocenił(a) serial na 6
evi9

Kochana evi, nawet tak nie mów! Piszesz świetnie i zawsze z napięciem i ogromnym oczekiwaniem czekam na kolejne Twoje części opowiadania. Masz niesamowity styl, który powoduje, że Twoje opka są strasznie wciągające (nawet sobie nie wyobrażasz jak bardzo). Więc evi, kończ to opko i piszesz wiele wiele następnych. To już takie moje życzenia bożonarodzeniowe - wiele weny i tak świetnych pomysłów jak teraz! I nawet nie myśl o opuszczeniu nas!

ocenił(a) serial na 10
evi9

Może nie jest to opoko świąteczne, ale mam nadzieję, że przypadnie wam do gustu. Jeśli w ogóle można to nazwać opkiem?

Żyję Tobą

- To kolejna Wigilia. Kolejne Święta Bożego Narodzenia. Kolejne bez Ciebie. To ty powinieneś teraz mówić do mnie, a nie ja do Ciebie. To ja miałam umrzeć, a nie ty. Nigdy nie zrozumiem dlaczego to zrobiłeś. Masz przyjaciół i kochającego syna. Za mną nikt by nie płakał, a za Tobą płaczę ja. Już nie potrafię. Chciałeś dać mi życie. Ale ja go wcale nie chcę. Nie chcę życia bez Ciebie. Życie jest tylko wtedy, gdy ty jesteś obok. Odebrałeś mi je. Tak bardzo mi Ciebie brakuje. Nie chcę spędzać kolejnej Wigilii w samotności. Dziwisz się. Jest tylu ludzi, a ja jestem sama. Bo ty byłeś dla mnie wszystkim. Gdybyś mnie zapytał, nigdy bym się nie zgodziła. Kiedy zapytałam Ange, gdzie jesteś, opowiedziała mi o wszystkim co zrobiłeś. Nie mogłam w to uwierzyć. Nie wiedziałam jak mam spojrzeć Parkerowi w oczy. Twoje serce bije we mnie. Czy kiedy podjąłeś tę decyzję, pomyślałeś o mnie? Czy wtedy myślałeś o mnie? Zastanowiłeś się, jak ja będę się czuła? Powinnam być ci wdzięczna i nie myśl, że nie jestem. Ale wolałabym, żebyś to ty nosił kwiaty na mój grób. Mogłeś dać mi umrzeć. Jestem na Ciebie wściekła. Tak cholernie wściekła, bo mnie nie zapytałeś. Wiem. Byłam nieprzytomna i nigdy nie dostałbyś odpowiedzi. Jak mam z tym żyć? Jak mam żyć bez Ciebie? Jak mam żyć bez życia? Bez sensu życia? Wtedy kiedy zasłoniłeś mnie własnym ciałem, zostałeś przynajmniej bohaterem. A teraz? Teraz jesteś dawcą. Dlaczego? Czy nie mogłeś pozwolić mi umrzeć? Znalazłbyś szczęście. Beze mnie. Udałoby Ci się. A ja byłabym tylko wspomnieniem. Mam nadzieję, że dobrym i pięknym, ale wspomnieniem. To już trzecia Wigilia. Ale teraz dopiero potrafię to powiedzieć. Jeśli mnie słyszysz, gdziekolwiek jesteś, to pamiętaj, że nigdy Ci tego nie wybaczę. Nigdy Ci nie wybaczę, że umarłeś za mnie. Słyszysz? Nie wybaczę Ci!!! Nigdy już nie usłyszę twojego głosu. Jak mam wybaczyć, że mnie opuściłeś? Zostawiłeś mi to serce, ale ono bije twoim rytmem. Brakuje mi Ciebie. Tak bardzo tęsknię. Angela mówi, że kiedyś się spotkamy. Wtedy wygarnę Ci, co o Tobie myślę. Jak mogłeś dać mi życie? Jak mam z niego korzystać? Gdziekolwiek jesteś, to dziękuję za to co zrobiłeś. Ale moje życie nie ma teraz sensu. Nie powinieneś był. Żałuję, że nie powiedziałam ci całej prawdy. Ty nie byłeś tylko przyjacielem. Ty nie byłeś tylko partnerem. Ty byłeś miłością mojego życia. Ale nie takie było twoje przeznaczenie. Nigdy nie prosiłam, żebyś dla mnie umarł i nigdy nie prosiłam, żebyś dał mi swoje serce. Nie prosiłam, żebyś poświęcał swoje życie. Ale ty byłeś zawsze uparty. Gdybym wiedziała, nigdy bym się nie zgodziła. To nie był dobry pomysł. Nigdy tego nie zrozumiem. Gdziekolwiek jesteś, wiem, że czuwasz nade mną. Wiem, że jesteś obecny w moim życiu. Tylko nie każ mi rozumieć twojej decyzji. Nie proś, żebym ci wybaczyła. Bo nigdy tego nie zrobię. Nigdy ci tego nie powiedziałam, ale kocham cię. Ciągle mam nadzieję, że za chwilę usłyszę dzwonek do drzwi, a kiedy je otworzę ujrzę Ciebie. Nigdy nie zrozumiem twojej decyzji. Nigdy. Zostawiłeś mi jeszcze coś. Skorzystałam z tego. Ona będzie piękna. I mam nadzieję, że podobna do Ciebie. Czuwaj nad nami zawsze. Nigdy Cię nie zapomnę. Byłeś jedyny i taki pozostaniesz. Nikt nie zajmie mojego serca. Ono jest całe twoje.

Nie było cię tak dawno przy mnie, odkąd odszedłem. Ostatni raz pamiętam jak patrzyłem w szpitalu na Ciebie. Leżałaś nieprzytomna, lekarze Cię badali. Nie wiem co się stało, ale telefon mnie przestraszył. Pierwsze kilka słów było wszystkim i niczym. Pierwsze schody szpitala pokłułuy mnie jak igły. Dalej było tak samo, bo czułem, że coś jest nie tak. Nagle wchodzę, patrzę, leżysz. Obok Ciebie lekarz. Obok mnie nadzieja zaczęła się rozmazywać. Myślałem, że tam umrę, że przestanę oddychać. Przecież wszystko było w porządku. To dlaczego. Boże, zabierz moje życie. Jej zaczęło się dopiero. Tak bardzo ją kocham i chciałbym jej to pokazać. Nie chcę tysiąc szans. Chcę jedną. Właśnie teraz nie odmawiaj. Wiesz dobrze, ile ona dla mnie znaczy. Pozwól jej żyć, a mnie za wszystko zapłacisz.
Daj mi tą szansę i pozwól umrzeć za nią. Bo dobrze wiem, że ona dla mnie zrobiłaby to samo. Daj mi zdecydować, a sam wiesz co wybiorę.*


Kochana Temperance.
Pewnie już wiesz, co zrobiłem. Chciałem ci to wytłumaczyć. Bo widzisz nie powiedziałem ci całej prawdy. Zrobiłem to, bo jesteś najważniejszą osobą w moim życiu. Kocham Cię. Dziękuję Bogu, że postawił Ciebie na mojej drodze. Byłaś dla mnie wszystkim i nie mogłem pozwolić Ci umrzeć. Nie dałbym Ci umrzeć. Przepraszam, że podjąłem tę decyzję bez Ciebie, ale nie miałem zbyt wiele czasu. Wcale nie żałuję. Chciałbym, żebyś mnie pamiętała. Teraz dopiero odważyłem się wyznać Ci moje uczucia. Nie myśl, że Cię opuściłem. Jestem obok. Zawsze będę. Możesz do mnie mówić. Zawsze Ci pomogę. Nie zostawiłem Cię. Masz moje serce. Zawsze je miałaś. Ono należało i należy do Ciebie. Nie denerwuj się. Chciałem, żebyś żyła. Nie wiem, czy takie było nasze przeznaczenie, ale uwierz, że zrobiłem, to co powinienem. Zasługiwałaś na jeszcze jedno życie. Jesteś dla mnie wszystkim. Mam nadzieję, że bedziesz mnie dobrze wspominać. Tylko proszę, nie żyj tym wspomnieniem. Zacznij na nowo. Dałem ci taką szansę. Chcę żebyś z niej skorzystała. Kocham cię i czuwam nad Tobą. Proszę nie obwiniaj się i nie zadręczaj. Kocham cię.
Pamiętaj o mnie.
Na zawsze Twój,
Booth. Kocham Cię.


Trudno jest zrozumieć coś, co nie ma sensu. Chcociaż to dziwne, wierzyłem, że słońce wyjdzie mimo deszczu. Gdy zasypiałem, widziałem Ciebie jak się śmiejesz, jak jesteś szczęśliwa i do mnie biegniesz. Rzucasz się mi na szyję i szeptasz mi do ucha, że kochasz, nie odejdziesz nawet gdybym umarł. Zatrzymałem to dla siebie jak ostatni oddech. A teraz proszę czy obiecasz, że zapomnisz o mnie. Nie chcę, abyś była smutna, bo łzy ci nie pasują. Masz tylu przyjaciół, którzy czekali się przejmując. Tęsknili z obawą, że już się nie obudzisz. Widziałem twoją mamę z tatą jak wołali imię córki. Niewypowiedziany ból dławił aż do granic. Nie mogłem patrzeć jak umierasz. Nie mogłem tak to zostawić. Nie mogłem. Więc nie pytaj czemu tak. Jeszcze się spotkamy. Kocham, kończę. Pa.**

*** DjDecibel&Peter - "Żyję Tobą"

evi9

To było piękne, smutne, ale piękne... normalnie się poryczałam...
Pisz więcej takich opek, bo kobieto masz talent... :)

Natusia94

slicznie, smutne... :( ale pieknie... az sie poplakalam.... xD
piszesz super i czekam na wiecej... :) ... i jeszcze nadal nie moge sie doczekac cd poprzedniego opoka... wiesz o co mui sie rozchodzi :)
pozdrawiam... :)

ocenił(a) serial na 10
mara625

Normalnie się popłakałam czytając te opowiadanie, jest ona bardzo smutne, wzruszające a zarazem piękne.
Czekam na kolejną część poprzedniego opowiadania.

ocenił(a) serial na 10
evi9

To takie opowiadanie trochę świąteczne. Zrobione nieco inaczej. Mam nadzieję, że Wam się spodoba.

- Zbliżają się kolejne Święta Bożego Narodzenia. A Ciebie nie ma. Znowu jestem sama. Wiem, że mnie nie opuściłeś. Wiem, że mam wielu przyjaciół. Ale czuję się taka samotna. Bez Ciebie żyje mi się coraz trudniej. Tak bardzo brakuje mi twojego głosu, twojego uśmiechu, twoich czekoladowych oczu, twoich ust. Pamiętam wszystkie dobre i złe chwile. Tych drugich było mniej, a nawet jeśli, to zawsze potrafiłeś je zmienić na lepsze. Pamiętam tamtą choinkę. Twój uśmiech i Parkera. Zrobiłeś coś tak pięknego, a ja wiedziałam, że nigdy ci się nie odwdzięczę. Dziewczynki tak się cieszyły. Pamiętam też tamten pocałunek pod jemiołą. Byłeś, jesteś i zawsze będziesz moim najlepszym przyjacielem. Kiedy widziałam ten płonący samochód, myślałam, że to jakiś koszmar. Umarłeś, ale dla mnie wciąż żyjesz. Nigdy nie umrzesz. Wiesz, chyba mam coś takiego, jak serce, ale to o którym ty mówiłeś. Te z uczuciami, a nie tylko z krwią. Zająłeś je całe. Nie ma w nim miejsca dla nikogo innego. To dzięki tobie je odkryłam. Ty byłeś przy mnie zawsze. Nauczyłeś mnie żyć. Twe czekoladowe oczy nigdy nie znikną z mojej pamięci. Nigdy nie zbledną. Zapamiętałam ciebie z uśmiechem na twarzy. Brakuje mi też naszych kłótni. Wiem, że zawsze się wściekałam, ale lubiłam je. Teraz nikt mnie nie poprawia. To znaczy poprawiają, ale to nie tak jak ty. Dlaczego to zrobiłeś? Dlaczego umarłeś? Dlaczego już cię przy mnie nie ma? Taki jest ten twój Bóg? Zabiera tych, na których nam najbardziej zależy? Co takiego zrobiłeś, że Ciebie też zabrał? Czym zawiniłeś? Masz Parkera i przyjaciół, i mnie. Tak bardzo tęsknię. Jak mam teraz obchodzić te święta bez ciebie? Przez Ciebie gadam do zdjęcia. Ale tylko tak mogę znowu zobaczyć ten twój uśmiech i błysk w oku. Tak jakbyś żył. Jakbyś był tuż obok mnie. Jakbym czuła twój zapach. A wiesz, że ciągle czuję go w moim domu. Moje mieszkanie bez ciebie jest takie puste. Takie cudze. Dopiero po trzech latach potrafię znowu patrzeć na te zdjęcie. Na początku byłam tak strasznie zła. Że umarłeś. Że mnie zostawiłeś. A potem poczułam ogromny smutek i żal. Że już Cię nie ma. Że to ostatni raz, kiedy Cię widzę. A potem dowiedziałam się, że jestem w ciąży. Że mam z Tobą dziecko. Córeczkę. Naszą małą córeczkę. Ma już dwa latka. I wie, że jesteś jej ojcem. I wie, że jej ojciec jest bohaterem. Mówi do Ciebie tatuś. A mi się łzy same cisną do oczu. Zostawiłeś mi ją, ale nam brakuje Ciebie. Umie już mówić. I chodzić. I ma twój uśmiech i twoje oczy. Jest podobna do Ciebie. Wiesz, mieliśmy za mało czasu, żeby zrozumieć i pogodzić się z uczuciem, które znalazło się w naszych sercach. To znaczy ja miałam go za mało. Nie potrafiliśmy się porozumieć w tej kwestii. Pewnie tam, gdzie teraz jesteś, w niebie, zawsze tak mówiłeś, śmiejesz się ze mnie i z tego, że teraz dopiero dotarło do mnie kim dla mnie jesteś. Partnerem. Przyjacielem. Potrafiłeś za mnie zginąć, zasłonić mnie własnym ciałem, a ja nie potrafiłam powiedzieć Ci tych kilku słów. I nadal nie potrafię. Ale ty też mi tego nie powiedziałeś. Wszyscy o tym wiedzieli, tylko nie my. My okłamywaliśmy się, bo tak było łatwiej. Teraz tak bardzo żałuję, że nie wiesz ile tak naprawdę dla mnie znaczysz. Cenię sobie szczerość, a nie byłam szczera w stosunku do Ciebie. Nie myślałam, że w moim życiu pojawi się osoba, którą zacznę darzyć tym, tak obcym mi uczuciem. Nie chciałam kochać, bo każdy, kogo kochałam, mnie ranił. Nie chciałam cierpieć. Nie zniosłabym znowu odrzucenia, opuszczenia. Tylko ty mnie znałeś. Wiedziałeś, co czuję. Wiedziałeś, że nie jestem wcale taka silna i twarda. Pokazałeś mi, że mam uczucia. Że czuję. Dałeś do zrozumienia, że mogę kochać i być kochaną. I żałuję, że nie zdążyłam powiedzieć ci tych kilku słów...
- Jakich?
- Że cię kocham. Że jesteś dla mnie najważniejszą osobą. Że... Booth, ale ty nie...
- Jestem tu. Żyję.
- Minęło dwa i pół roku. Nie możesz żyć...
- Ale żyję. Nie umarłem. Nigdy.
- Znowu to zrobiłeś. Znowu mnie oszukałeś.
- Nie mogłem inaczej. Tak było ci łatwiej, Bones.
- Łatwiej? Nie, mi było trudniej. Umarłeś i znowu żyjesz. Tak jak wtedy. Jak mam ci zaufać, skoro ty ciągle mnie oszukujesz?
- Wybacz. Musiałem to zrobić. Inaczej byłybyście w niebezpieczeństwie.
- Skąd o niej wiesz? Skąd wiesz o Josephine? Kto wiedział, że ty...
- Cullen. Mówił mi o tobie i o naszej córce. Wybacz, Temperance.
- Okłamałeś mnie, a ja mam ci...
- Przepraszam.
- Taciuś!
- Córeczko!
- Taciuś!
- Kocham was. Ciebie i Josephine.
- Wróciłeś?
- Tak. Już na zawsze.
- Josephine, spójrz pierwsza gwiazdka na niebie. Czas na kolację. Chodź, Seeley. To nasze pierwsze wspólne święta. Musimy je zapamiętać na całe życie.


A dla wszystkich czytających i nie tylko życzenia szczęśliwych, radosnych, rodzinnych Świąt Bożego Narodzenia.

evi9

bardzo wzruszajacy poczatek... ale zakonczenie juz szczesliwsze... :) super opowiadanie :) dziekuje i rowniez sle wszystkim Wesolych Świat Bozego Narodzenia :***

ocenił(a) serial na 10
mara625

Całe opowiadanie jest ekstra: początek wzruszający a koniec szczęśliwie zakończony.
Merry Christmas:)

evi9

Lubię świąteczne opowiadania te radosne i te smutnne...
Podobały mi się:)Czekam na cdk opka:)
Wesołych Świąt:)

ocenił(a) serial na 10
evi9

Taki prezencik na święta;)dalszy ciąg tamtego opowiadania

Minęły dwa dni. Bones nie pojawiła się już w szpitalu. Dzisiaj akurat siedziała w nim Angela. Rozmawiała jeszcze z Brennan, ale temat Bootha omijały długim łukiem. To znaczy Bones go omijała, a przyjaciółka nie chciała naciskać. To była zbyt poważna decyzja by podejmować ją pod naciskiem z zewnątrz.
- I jak tam dzisiaj nasz pacjent? - lekarz podszedł bliżej i zaczął sprawdzać monitory aparatury. - No i jest lepiej. Siostro proszę zawołać anestezjologa.
Pięlegniarka wyszła na poszukiwania anestezjologa, a lekarz rozmawiał z Angelą.
- Czy żona będzie dzisiaj obecna? Dawno jej nie widziałem - powiedział w pewnym momencie. Angela przełknęła to, co nie potrafiło przejść jej przez gardło.
- Nie. Ona musiała wyjechać. Ważne sprawy zawodowe - oprócz dobrych rysunków potrafiła też nieźle kłamać.
- Aha. Czy poinformuje ją pani o wybudzeniu męża, czy szpital ma to zrobić?
- Nie. Ja jej powiem - odparła szybko Angela.
- To co? Możemy go wybudzić - lekarz zwrócił się do kobiety w białym kitlu. Ta tylko pokiwała głową, spoglądając na monitory. Zaczęła powoli wybudzać Bootha.
- Gdzie ja jestem? - tak brzmiało pierwsze pytanie Bootha, kiedy po kilku minutach otworzył oczy. Spojrzał na siedzącą przy nim brunetkę. - Angela? - spytał.
- Tak. Booth jesteś w szpitalu - oznajmiła agentowi.
- A co z Bones? - zapytał szybko, przestraszony, że coś poszło nie tak. Boże, gdzie ona jest?
- Z nią wszystko dobrze - odparła. Chyba nie da rady dłużej się wstrzymywać. - Cullen nam wszystko powiedział. Już wiemy kto to zrobił. Charlie im wszystko powiedział przed akcją - opowiadała. To to było to, co miał do załatwienia - pomyślał Booth. A jednak dobry z niego asystent.
- Tak mi też tłumaczył - powiedział agent. Angela widziała jak ciśnie mu się na usta kolejne pytanie o Bones.
- Booth, dlaczego ty ją skrzywdziłeś? - zapytała w końcu. Nie chciała tego dłużej przeciągać. Booth zawiesił na niej swój wzrok.
- O czym ty mówisz? - spytał po chwili. Nie przypominał sobie, co takiego zrobił. Przecież wiedziała o wyjeździe i nie...
- O twoim liście - odpowiedziała, a Booth spojrzał na nią jak na zielonego ludka z Marsa.
- Liście? Jakim liście? O czym ty do diabła mówisz? - Booth był coraz bardziej zdezorientowany. Chyba to jeszcze nie był koniec całej tej historii.
- Booth napisałeś list, wysłałeś go do Brennan. Nie mów, że nie pamiętasz? - patrzyła na niego w panice. Co tu się dzieje? - przeszło jej przez myśl. - Może upadek spowodował...
- Ale ja nie napisałem żadnego listu. Wykonywałem to zadanie, którego i tak nie miałem wcale wykonywać. A ty mi jeszcze mówisz o jakimś liście? - nerwy Bootha powoli wybuchały. On sam zresztą wyglądał jak wulkan na kilka minut przed erupcją.
- Nie krzycz na mnie, ok? - zaproponowała Angela. Czuła, że on ma do niej o coś pretensje. - Czekaj - przypomniało jej się, że przecież zrobiła zdjęcie tego listu. Wyciągnęła więc telefon i pokazała mu je. - Teraz pamiętasz? - spytała.
- Nie. Widzę to pierwszy raz w życiu. To robota tego...
- Spokojnie Booth, bo stąd trafisz prosto do psychiatryka - uspokoiła jego skołatane nerwy.
- Ale Ange to nie jest mój list. To Sully musiał go napisać - mówił Booth. Powoli zaczął łączyć fakty i domyślać się jaki plan miał Sully.
- Charlie nic o tym nie wspominał - odparła Angela.
- Może sam nie wiedział. Co jest w tym liście? - spytał wystraszony Booth. Teraz dopiero dowie się, co Bones o nim myśli.
- Droga Temperance - zaczęła Angela. - Piszę ten list, bo tak będzie łatwiej. Ostatnio dużo myślałem o tym wszystkim co się wydarzyło. Teraz wykonuję to zadanie. Tyle się tu dzieje, że widzę jak życie jest kruche i nie chcę skończyć zabity przez jakiegoś szaleńca. Tu, gdzie teraz jestem, zacznę nowe życie. Przepraszam, że bez ciebie, ale tak będzie dla nas lepiej. Mam nadzieję, że spróbujesz mnie zrozumieć i nie będziesz mnie szukać. Tu czuję, że żyję - agent zmieniał się na twarzy niczym liście na jesień. W oczach miał smutek i złość. - Wiem, że pewnie myślałaś, że będziemy razem, ale ja nie dam ci tego, co byś chciała. Wiesz, że zależy mi na małżeństwie, a ty zawsze byłaś temu przeciwna. Oboje nie bylibyśmy szczęśliwi, a osobno, któreś z nas z pewnoscią znajdzie szczęście. Przepraszam. Żegnaj Bones.
- A mogłem go zabić - podsumował czerwony z wściekłości Booth. - Wiesz, co dzieje się z Bones? - spytał. Musi jej jak najszybciej to wszystko wyjaśnić.
- Booth, ona nie chce... - Angela chciała mu powiedzieć, jakiego przyjęcia ze strony Brennan może się spodziewać. - Booth, co ty robisz? - zapytała, widząc jak agent wstaje, odpina co poniektóre rurki i zaczyna szukać czegoś do ubrania.
- Jadę do niej - odparł bez namysłu.
- Ale ona - Booth spojrzał na artystkę. - Ale ona jest pewnie na lotnisku. A ty nie możesz uciec ze szpitala. Ledwo co cię wybudzili ze śpiączki - Angela próbowała to wszystko opanować, ale w oczach Bootha dostrzegła takie zdeterminowanie, że postanowiła mu pomóc i być w pobliżu, jakby co.
- Pomożesz mi? - spytał agent. Nie spodziewał się odpowiedzi innej niż twierdząca, ale wolał się upewnić.
- Zbieraj się - rozkazała Angela. - Mamy tylko dwie godziny. Po drodze kupimy jakieś ubranie. Przecież nie będziesz z nią rozmawiał w szpitalnej piżamie. Booth tylko przytaknął.
Agent usiadł na wózku i ruszyli w drogę. Mieli ogromne szczęście, bo korytarz był pusty. Nawet jednej pielęgniarki nie spotkali. Lekarze, jakby znikli na te kika minut. Może nie zauważą braku pacjenta. Angela nie była pewna czy taki wypad będzie wskazany dla zdrowia Bootha, a raczej dobrze wiedziała, że taka wycieczka na własną rękę może się źle skończyć. Z drugiej jednak strony Booth był silny i niejedno już wytrzymał. Może nie będzie aż tak źle. Po kilku minutach byli już przy samochodzie artystki. Agent wszedł do niego bez niczyjej pomocy. Chciał nawet poprowadzić, ale Angela skutecznie wybiła mu to z głowy:
- Oszalałeś! Martwy nic jej nie wytłumaczysz - Booth popuścił, ale całą drogę popędzał Ange. "Jak się to wszystko dobrze skończy, to się na nim odegram" - myślała. Złamali chyba wszystkie przepisy kodeksu drogowego, ale jakimś dziwnym trafem nikt tego nie zauważył.
- Gdzie Bones się wybiera? - spytał Booth, który miał już szatański pomysł.
- Do Maroka. Dokładnie tam, gdzie dwa tygodnie temu - odparła Angela, patrząc ze strachem na licznik i licząc mandaty, które przyjdzie jej zapłacić. - Co ty znowu wykombinowałeś? - zapytała, gdy Booth wyjął telefon i gdzieś dzwonił.
- Krzyżuję plany Bones - odparł i zaczął nawijać do telefonu, uśmiechając się do siebie. "Brennan mnie zabije" - pomyślała Angela, słysząc rozmowę agenta.

Mam nadzieję, że się Wam spodoba

evi9

ciekawe co nasz agencik kombinuje... xD domyslam sie ale wole nie pisac... bo jeszcze nie zgadne... :) mi sie podoba... ;) bardzo fajna.. :) czekam na kolejna czesc... :)

ocenił(a) serial na 6
evi9

Pewnie, że się podoba. Świetna część! Wiedziałam, że Booth nie pozwoli Brennan odejść, mam nadzieję, że zdąży. To znaczy przecież coś pozałatwiał, więc na pewno zdąży. I z pewnością Brennan nie zabije Angeli! ;D Przecież Bones zapewne się ucieszy. No nic, czekam na ciąg dalszy!

PS: Świąteczne opowiadanka też cudne!

justysia_7

Świetna część...a jaka wartka akcja:) Mam nadzieję ,że Bones pozna prawdę odnośnie listu zanim wyleci. Cieszy mnie ,że sprawiłaś nam taką świąteczną niespodziankę :)...a że jutro drugi dzień Świąt to ładnie proszę o drugi upominek od Ciebie w postaci cedeka

ocenił(a) serial na 10
evi9

Spełniam Wasze życzonka i wklejam dla Was cedońka;)
Planuję jeszcze jedną część, a potem...


Tym razem doktor Brennan dotarła na lotnisko w całości i na czas, bez nieplanowanych przygód. Była wcześniej, ale musiała jeszcze załatwić formalności. Kiedy wchodziła na lotnisko usłyszała komunikat:
- Przepraszamy pasażerów, ale lot do Maroka jest wstrzymany. Prosimy o czekanie na dalsze informacje. Dziękujemy.
"Co się dzieje?" - myślała Brennan. Takie sytuacje już kilka razy się zdarzały, ale wtedy zawsze wszystko się wyjaśniało. Ciekawe co tym razem. Postanowiła dowiedzieć się czegoś więcej i w tym celu udała się do obsługi lotniska.
- Przepraszam, dlaczego lot do Maroka został opóźniony? - spytała miłą, młodą blondynkę w firmowym uniformie.
- Przykro mi, ale nie mamy jeszcze zbyt konkretnych informacji - odpowiedziała i swój wzrok skierowała ponownie na monitor.
- Dziękuję - odparła Bones, chociaż sama nie wiedziała, za co, skoro i tak dalej jest w punkcie wyjścia. Usiadła więc na lotnisku i czekała na dalsze informacje. Patrzyła na ludzi, którzy się spieszyli. Przerzucali bagaże raz w jedną raz w drugą stronę. Przeklinali w duchu pomysł z wyjazdem. Biegli na odprawę. Niektórzy byli już spóźnieni. Inni kupowali bilety. A ona czekała na lot do Maroka. Starała się nie myśleć o tym, kogo tu zostawia. Kto się obudzi, a jej przy nim nie będzie. Wyciągnęła list i znowu go czytała. W jej głowie pojawiały się wciąż te same pytania. Dlaczego wrócił? Przypominał jej się pocałunek. Przypomniał jej się tamten piątek. Tamta sobota. Te pięć ostatnich miesięcy spędzonych samotnie wśród ludzi. Niby nie powinno jej to przeszkadzać, przecież nigdy nie ciągnęło ją do ludzi. Ale to była samotność serca. Brak ukochanej osoby. Brak dotyku. Zapachu. Głosu... Lotnisko przeszył na wskroś dźwięk zapowiadający nadanie komunikatu. Wyrwał on Brennan ze wspomnień. Gmach wypełnił głos kobiety, która wypowiedziała te słowa:
- Doktor Temperance Brennan jest proszona do pokoju numer 45 - i wiadomość się zakończyła. Bones spodziewała się raczej informacji o swoim locie, niż czegoś takiego.
Brennan słysząc to wezwanie zastanawiała się po co to wszystko. Czy cały świat jest dzisiaj przeciwko niej? Samolot opóźniony, teraz to coś. Co jeszcze ją dzisiaj może spotkać? Następne porwanie? Terroryści? Droga na górę zleciała jej na takich właśnie przemyśleniach. Szczerze mówiąc nie miała bladego pojęcia o co może chodzić. Z pewnością nie o czaszkę, bo żadnej przy sobie nie miała. Chciała tylko w spokoju wyjechać na badania do Maroka. A tu co krok jakieś niespodzianki. Odnalazła pokój numer 45 i weszła do tego pomieszczenia, a tam:
- Booth, co ty tu robisz? - spytała zaskoczona jego obecnością. Tego się nie spodziewała.
- Miło cię widzieć, Bones - odparł na to agent.
- To twoja sprawka? Zatrzymałeś mój samolot? - pytała Brennan, a jej oczy zaczęły się szklić. Złość w niej wzbierała. Złość i niepewność. Był zdolny do wielu rzeczy, ale po co teraz, po tym wszystkim.
- Chyba musimy sobie coś wyjaśnić - podpowiedział jej Booth, nie udzielając jednocześnie konkretnej odpowiedzi na jej pytania.
- Booth, ale wszystko jest klarowne i jasne. Zrozumiałam. Napisałeś, to co chciałeś i tak to zostawmy - mówiła podnosząc coraz bardziej ton głosu. Bones odwróciła się i chciała odejść, nie musiał patrzeć na łzy, które spływały po jej twarzy. Booth chwycił jej rękę i powiedział:
- Problem w tym, że ja tego listu nie napisałem. To robota Sully'ego. W tym czasie mnie nie było w Waszyngtonie - tłumaczył agent. - Kocham cię i nigdy bym cię nie zostawił - wreszcie wyznał jej, co czuje. Powiedział jej to wprost.
- Nie rań mnie, Booth. Nikt o nas nie wiedział. Nikomu nie powiedzieliśmy. Skąd Sully wiedział, że jesteśmy razem? - to był argument.
- Może podsłuchał twoją rozmowę z Angelą - podsunął Booth. - Myślisz, że gdybym to napisał, to teraz bym tu był i niszczył swoją karierę w FBI? Przez ostatnie dwa tygodnie myślałem tylko o tobie. Modliłem się, żeby nic ci się nie stało.
- Charlie mi powiedział, co się wydarzyło - wcięła mu się.
- Kocham cię i nie przestanę. I bez ciebie nie znajdę szczęścia, bo ty nim jesteś. Nie potrzebuję papierku z urzędu, żeby cię kochać. Bez ciebie moje życie nie ma żadnych barw.
- Booth, życie nie może mieć barw - znów mu się wcięła.
- Dla mnie ma, ale tylko, gdy ty w nim jesteś. Bones, ty jesteś moim życiem. Bez ciebie nie istnieję - Booth miał wenę twórczą, bo sypał tekstami, o których nawet stojącej w drzwiach Angeli się nie śniło.
- Booth, ale... - Brennan zaczynała powoli rozumieć, że list nie był robotą Bootha. A te słowa coraz bardziej ją w tym utwierdzały. Gniew powoli malał, zamieniając się w ...hm ... to chyba nazywa się szczęście.
- Wiem, co chcesz powiedzieć, że z antropologicznego punktu widzenia to niemożliwe - skończył Seeley.
- Ale ja też cię kocham - wydusiła wreszcie z siebie Bones. - To ci chciałam przed chwilą powiedzieć - dodała, a na twarzy agenta pojawił się ten uśmiech, który widziała w tamtą sobotę przed wyjazdem.
- Temperance - wyszeptał Booth i wziął ją w ramiona.
- Booth, postaw mnie. Nie możesz się wysilać - zaczęła Brennan tym swoim naukowym tonem.
- A co z Marokiem? - spytał nieco niepewny agent. Czy dla niego zrezygnuje?
- Najpierw muszę cię odwieźć do szpitala - powiedziała karcącym tonem. - Lekarze pewnie cię szukają.
- To konieczne. Ja jestem już zdrowy - Booth wzdrygnął się na samą myśl o powrocie do szpitala.
- Tak - odparła stanowczo. - Ale najpierw musisz naprawić, to co zepsułeś - Booth spojrzał na nią pytająco. - Powiedz, że lot do Maroka się odbędzie - przypomniała. Booth zrobił to, co mu kazała i przeprosił za to całe, ale potrzebne i zakończone sukcesem zamieszanie, a następnie w trójkę pojechali do szpitala. Booth siedział z Bones z tyłu i ciągle powtarzał tylko jedną frazę, której Angela z radością się przysłuchiwała. Brennan choć chciałaby zostać obojętna, to nie mogła się powstrzymać i nie odpowiadać tym samym. Kiedy wreszcie znaleźli się pod szpitalem byli wciąż niepocieszeni. Bones została z agentem, a Angela pojechała do Hodginsa, któremu musiała zrelacjonować przebieg tego pościgu i oznajmić, że mogą rozpocząć przygotowania do ślubu. W końcu dwóch najważniejszych gości wreszcie się odnalazło i teraz jest już komplet. Brennan była nieco zaskoczona, kiedy lekarz pytał ją o sprawy zawodowe, ale nie zniszczyła tego, co zbudowała Angela. List wyrzuciła do szpitalnego kosza. Teraz już nie musi go czytać. Jej szczęście było blisko niej, może jeszcze nie w najlepszej formie, ale przez próg domu po ślubie z pewnością zdoła ją przenieść. Oboje dostali drugą szansę dzięki bardzo inteligentnemu asystentowi, któremu muszą podziękować. Kto wie, co by się z nimi teraz działo, gdyby nie on.

evi9

bardzo piekna czesc... ach ten Booth xD pieknie napisalas to jego wyznanie... xD czekam na cedeka :)

ocenił(a) serial na 10
evi9

To już ostatnia część tego opowiadania... Chciałam Wam podziękować za wszelkie komentarze, mobilizowanie mnie do dalszego pisania. Cieszę się, że polubiliście te wypociny... Bez Was nie byłoby tego tematu i tego opowiadania... Naprawdę dziękuję ;]

Ślub Angeli i Hodginsa był wspaniałą uroczystością. W Las Vegas zjawili się wszyscy, czyli rodziny młodych, zaproszeni agenci z FBI z Cullenem na czele oraz cały instytut Jeffersona. Angela miała na sobie piękną suknię w kolorze kości słoniowej, którą wybierała wraz z druhnami, a Jack ubrany był w najlepszy garnitur, jaki był do zdobycia w całych Stanach. Nie pojawił się żaden mąż Angeli ani żona Hogdinsa, tak więc uroczystość przebiegała bez zakłoceń. Zabawa była fantastyczna. Wszyscy wspaniale się bawili. Gratulacjom nie było końca. Nawet Bones była tego dnia szczęśliwa, pomimo swojego stosunku do całej instytucji małżeństwa. Przysłużył się temu agent specjalny Seeley Booth, który nie odstępował jej na krok. Nawet, gdy tańczył z Angelą, chciał być jak najbliżej swojej ukochanej. Oprócz Hodginsa i Cullena nie pozwolił żadnemu innemu mężczyźnie na taniec ze swoją kobietą. Cam poznała nawet kilku miłych agentów, podobno kolegów Bootha. Angela oczywiście zaraz zaczęła ją wypytywać o dalsze plany. Po dwudniowym przyjęciu, trochę się ono przedłużyło, wszyscy odpoczywali i korzystali z wszelakich luksusów oferowanych przez jeden z najlepszych hoteli w Stanach na koszt państwa młodych rzecz jasna. Angela stała pod drzwiami doktor Brennan i podsłuchiwała jej rozmowę z Boothem. Początkowo nie myślała, że ten dialog aż tak ją zaintryguje.
- Wspaniałe przyjęcie, prawda, Bones? - zapytał Booth, robiąc taki luźny wstęp do rozmowy. Stojąca za drzwiami Angela uśmiechnęła się na ten komplement.
- Tak. Było bardzo miło - odparła Bones.
- Tak, ale ja wolałbym mniejszą uroczystość - zaczął agent, obserwując każdy ruch Brennan.
- Bardziej kameralnie? - zagadnęła Bones. Nie miała jeszcze pojęcia na co się zanosi.
- No. Mały kościółek na bezdrożu, ty w białej sukni z welonem i bukietem w dłoni, najbiliższa rodzina i przyjaciele. Później jakieś małe przyjecie i my na zawsze już razem - Bones słuchając tego opisu, oczami wyobraźni zobaczyła jak piękne by to było i łzy spłynęły po jej policzku. - Hej, Tempe. Co się stało? - spytał zatroskany Booth, widząc jej mokre oczy.
- Nic. Tylko... Booth, jak chcesz to możemy zrobić coś takiego - powiedziała ocierając ostatnią łzę, która spłynęła powoli po jej twarzy. Agent spojrzał na nią i zobaczył to, czego się nie spodziewał. Marzył o tym, ale się nie spodziewał.
- Temperance, czy ty jesteś tego pewna? - zapytał, jakby nie docierało do niego, to co się dzieje.
- Booth, twoje marzenia są i moimi marzeniami. Jeśli tylko chcesz spędzić ze mną resztę życia to... - nie dokończyła, bo Booth zamknął jej usta pocałunkiem.
Kiedy już się od siebie oderwali, agent uklęknął przed nią i zapytał:
- Temperance Brennan, miłości mojego życia, wyjdziesz za mnie? - patrzył w jej oczy i w nich zobaczył już odpowiedź. Teraz czekał tylko na potwierdzenie z jej pięknych ust. Miała przed sobą piękny pierścionek z jej ulubionym kamieniem, w pudełku wyściełanym aksamitem. Skąd on to wiedział? Był cudowny, dokładnie taki, o jakim marzyła, zanim życie zadało jej tyle cierpienia. Tak, bo kiedyś jeszcze miała marzenia, a teraz dzięki agentowi FBI one się spełniały.
- Seeley - zawiesiła głos, a Angela mało nie dostała zawału. Teraz stała tam już ze swoim mężem Jackiem i razem przysłuchiwali się tym wyczekiwanym zaręczynom. - Oczywiście, że tak - odpowiedziała wreszcie Bones, a Booth ponownie zatopił się w jej ustach. Po chwili usłyszeli pukanie i kiedy Booth otworzył, napadła na niego Angela z radosnym okrzykiem:
- Nareszcie! Trzeba powiedzieć pozostałym! - krzyczała, przytulając oboje narzeczonych. Tym razem to Hodgins uściskał dłoń szczęśliwego Bootha.
- Angela, tak krzyczysz, że pewnie wszyscy już wiedzą - odparł Booth, kiedy wydostał się z jej kleszczy. Bones miała trudniej, bo Angela za długo czekała na ten moment, by teraz tak po prostu ją wypuścić. Ale po dłuższej chwili także jej udało się jakoś wymanewrować z macek przyjaciółki. Można było odnieść wrażenie, że Ange bardziej cieszy się z zaręczyn przyjaciół niż własnego, niedawnego ślubu. Później zabrała się do oglądania pierścionka.
- Kochana - zwróciła się do Brennan. - On jest przepiękny. Droższy niż mój - a Booth uśmiechnął się od ucha do ucha i spojrzał wzrokiem przepełnionym miłością, na ukochaną kobietę. Zrobił to co postanowił, przebił Hodginsa i dał jej śliczny pierścionek. Ale jej chyba wcale nie zależało na cenie tego cacka. Równie dobrze mógłby jej dać jakiś drewniany, albo wcale. Ale wtedy nie byłby to Booth. Dla niego nie było rzeczy niemożliwych, szczególnie jeśli robił to dla swojej Bones.


Agent Tim Sullivan dostał dość spory wyrok, głównie za sprawą prokurator Julian i Cullena. Został osadzony w dumie amerykańskiego więziennictwa, w którym nawet cuda, jakim byłaby ucieczka z niego, się nie zdarzały. Miał tam sporo znajomych, których zresztą sam złapał, a którzy czekali na zemstę i chyba właśnie się doczekali. Tak więc życie agenta Sullivana było bardzo interesujące i ciekawe, istna szkoła przetrwania. I szczerze, wolałby iść do diabła niż odbywać karę akurat w tym więzieniu.

Cullen decyzję w sprawie Charliego pozostawił Boothowi, z czego ten skorzystał. Mianował go agentem specjalnym i podarował swoje własne biuro. Zaprosił go również na swój ślub z Brennan. Życie osobiste Charliego również uległo wielu zmianom. Ożenił się, a kilka lat później powitał na świecie swoje pierwsze dziecko.

5 lat póżniej
Dyrektor FBI Seeley Booth i szefowa laboratorium w Instytucie Jeffersona Temperance Brennan-Booth siedzieli na huśtawce w ogrodzie i patrzyli na biegające i bawiące się dzieci. Trójka małych smerfów i jeden starszy bawiła się w najlepsze. Parker dzielnie opiekował się rodzeństwem, wymyślając im zabawy, ale jednocześnie uważając na ich bezpieczeństwo. Szczęśliwi rodzice patrzyli na roześmiane buzie Joy, Christine i Hanka. Oczekiwali również wizyty swoich przyjaciół Angeli i Jacka oraz ich dzieci, Cullena z żoną, Charliego z Annie oraz Cam z narzeczonym i Michelle. Zaprosili nawet Sweetsa z Daisy, mimo iż terapia dawno im się zakończyła i mogli zapomnieć o dwunastolatku. Trudno było im się przyznać, ale zdążyli go jednak mimo wszystko polubić i traktowali jak przyjaciela. W końcu terapia nie poszła w las. Byli szczęśliwi i nie żałowali podjętych przez siebie decyzji. Bones i Booth kłócili się wyłącznie dla zasady, a owoce takiej kłótni zbierali dopiero po jakimś czasie, mniej więcej po około dziewięciu miesiącach. Angela zawsze komentowała taką wiadomość w sobie właściwy sposób:
- Booth, ty ogierze.


evi9

hahaa... bardzo sie usmialam czytajac ta ostatnia niestety czesc... :) ach ta Angela... xD nie ladnie podsluchiwac... xD :) poprawialas mi tym humor... :) za co bardzo Ci dziekuje :)... najbardziej podobala mi sie ostatnia linijka... xD "-Booth, ty ogierze!!! " xD super mam nadzieje ze niedlugo pokusisz sie o nastapne opowiadanie... :) Pozdrawiam wszystkich serdecznie :)

evi9

Hahaha... podoba mi się! ;)
Szkoda, że to już koniec... ale mam nadzieje, że niedługo napiszesz coś nowego... :)

Natusia94

Ja niestety z braku czasu, czytam rzadko, szczególnie od kiedy sama zaczęłam pisać jakieś tam bazgrółki o B&B to opko to czytałam, choć zawsze w biegu:| to z przyjemnością, super:)

ocenił(a) serial na 6
evi9

Jej, Evi to było takie piękne i wzruszające! Na prawdę cudo ;> Uśmiech ani na chwilę nie schodził mi z ust. Booth mówiący o ślubie no i Bones zgadzająca się na niego! Ajj.. cudnie! Ślicznie piszesz i szkoda, że to była już ostatnia część ;( Liczę, że szybko powrócisz do nas z nowym opowiadaniem! Pozdrawiam ;)

justysia_7

Dziękuję za to cudne opowiadanie i z niecierpliwością czekam na Twoje nowe dzieło.

ocenił(a) serial na 10
evi9

Ty Ogierze xD .. nie, no, nie mogę .. ! Świetna część!

ocenił(a) serial na 10
evi9

Chciałam Wam podziękować za te miłe komentarze dotyczące tamtego opowiadania... potraficie zmobilizować do pracy, oj potraficie ;]

To taki onepart... mam nadzieję, że się nie zawiedziecie...

Piękne, wiosenne słońce zerkało do sypialni. Lekko uchylonym oknem do wnętrza mieszkania wpadał świeży zapach poranku. Ulice Waszyngtonu budziły się do życia. Wiosna budziła radość i chęć do wstania z łóżka. To nie to co w zimie. Snieg. Ciemno. Brak słońca. Ludzie poubierani od stóp do głów. Teraz narzuciło się tylko jakiś lekki płaszczyk i wychodziło się z mieszkania. Niektóre drzewa w miejskich alejkach i parkach miały już pierwsze pąki. Było coraz cieplej i coraz przyjemniej.
- Booth, obudź się! Musimy jechać! Booth! - krzyki Brennan na nic się zdały. Mieli jeszcze sporo czasu, ale ona chciała pojechać do laboratorium po całą potrzebną dokumentację. Byłaby pewna, że wszystko jest w porządku, tak jak być powinno. - Booth! No obudź się! Przecież nie możesz tak mocno spać! Booth! Obudź się! - słowa nie dawały żadnego efektu. Nie miała innego wyboru. Wyciągnęła rękę i delikatnie opuszkami palców pogładziła policzek swojego partnera. - Booth, obudź się - powtarzała raz po raz.
- Hmm... Bones - wyszeptał z lwim pomrukiem. - Bones! - w jednej chwili otworzył oczy i jego własne zaskoczenie go przerosło.
- Wreszcie, Booth. Wstawaj. Musimy jechać do sądu. Jak się spóźnimy, Caroline nas zabije - tłumaczyła Brennan z ulgą, że agent się nareszcie obudził.
- Tak, wiem - odparł Booth, ziewając przy tym jak lew.
- Proces tego...
- Watkinsa.
- No właśnie - przytaknęła Bones. - Caroline chciała, żebyśmy przyszli wcześniej - pani antropolog próbowała dobudzić swojego partnera, który mimo iż otworzył oczy, nadal błądził gdzieś w krainie snów.
- Bones, ale co ty tu robisz? - rozglądał się po swojej sypialni. Początkowo myślał, że został u swojej partnerki na noc. Ale nie. To było jego mieszkanie i jego sypialnia, czego był pewny na sto procent.
- Przyjechałam - odparła krótko. Umówili się, że Booth po nią przyjedzie o ósmiej rano. Kiedy jednak o ósmej trzydzieści nikogo nie było, postanowiła sprawdzić, co było powodem jego nieobecności.
- Ale jak tu weszłaś? - pytał zdziwiony agent. Zawsze prosi ją, aby zamykała dokładnie drzwi. On też tak robi. Czyżby wczoraj zapomniał? Nie zauważył?
- Mam zapasowe klucze - powiedziała. - Tak, gdyby były potrzebne - dodała w wytłumaczeniu.
No tak. Sam zaproponował wykonanie dodatkowych kluczy tak na wszelki wypadek. Tyle, że ona je miała, a on... A on zawsze może wyważyć drzwi. W końcu jest agentem FBI. Tylko ciekawe jak Bones zareagowałaby na zniszczone drzwi. Może jednak przy najbliższej okazji dorobi te klucze do mieszkania partnerki. Z pewnością wyjdą taniej niż nowe drzwi, a ona nie będzie się aż tak gniewać.
- Booth .Wstań. Ubierz się - wyliczała Bones, widząc partnera nadal leżącego w łóżku. Został wyrwany ze snu w dość nieoczekiwany sposób i jeszcze się z tego nie otrząsnął.
- Już - odparł Booth. Wolna z wielkimi oporami podniósł głowę z poduszki. Następnie tułów i znalazł się w pozycji siedzącej. Spojrzał na zegarek. - Bones, ale proces zaczyna się dopiero o...
- Caroline kazała przyjść godzinę wcześniej - przerwała agentowi. Proces faktycznie zaczynał się dopiero o jedenastej, ale prokurator chciała raz jeszcze omówić kilka spraw.
- No tak. Mieliśmy jechać do laboratorium po dokumenty - przypomniał sobie Booth. Zawiódł swoją partnerkę. Tylko czemu właściwie budzik nie zadzwonił? - Przepraszam, ale budzik musiał nawalić - powiedział skruszony. W środku był na siebie wściekły. Ona pewnie na niego czekała, a on smacznie spał.
- Ok. Booth. Nic się nie stało. Nie przejmuj się. Pojedziemy prosto do sądu. Dzwoniłam do Cam, przywiezie dokumenty do sądu - Bones nadal stała w jego sypialni. Cieszyła się ze swojego przyjazdu tutaj. Ciekawe, co mu się śniło? Pewnie jakaś blondynka - pomyślała.
- Dobra. Daj mi 15 minut i będę gotowy - oznajmił żwawo agent. Wstał z łóżka, nie zważając na obecność kobiety w sypialni. Bones miała swoje pięć minut. Jej partner miał na sobie tylko bokserki. Oczywiście nie robiło to na niej żadnego wrażenia. Przynajmniej na zewnątrz. Jednak jej oczy z trudem odrywały się od umięśnionego ciała mężczyzny. Testosteron z niego aż kipiał. Był taki męski i seksowny.
Ledwo wyszedł z sypialni od razu tam powrócił.
- Bones, zrobiłaś śniadanie? - spytał, po tym jak zobaczył zastawiony stół. Jajecznica, tosty i świeża kawa w dzbanku. Twarz agenta mimowolnie rozjaśnił uśmiech.
- Tak. Pomyślałam, że nie zdążysz go przygotować. A teraz wystarczy tylko zjeść - odparła. Zabrzmiało to trochę jak propozycja wspólnego śniadania, ale Brennan już swoje zjadła, a raczej wypiła u siebie. Już tak dawno nikt nie zrobił mu śniadania, o czym ona nawet nie wiedziała. Po prostu logika nakazywała przygotować śniadanie. Booth codziennie rano jadł, a ona nie chciała tego zmieniać. W końcu to nie jego wina, że budzik nie zadzwonił.
- Umyję się, a potem zjemy śniadanie - i wcale nie zapomniał, że ona rano nie je.
- Ale, Booth, ja już jadłam - oponowała. Wspólne śniadanie zazwyczaj je się po wspólnie spędzonej nocy, a oni przecież nie... Dziwnie by się czuła jedząc z nim razem.
- Kawę? Wiem jak wyglądają twoje śniadania, Bones. Zrób mi przyjemność - jego uśmiech i czekoladowe oczy były dość mocnymi argumentami, które przekonały Brennan.
- Dobra, ale idź już do tej łazienki, bo się spóźnimy - zeszła trochę z tematu śniadania. Nie żałowała, że je zrobiła, choć teraz obróciło się przeciwko niej. Bones bardziej przyzwyczaiła się do spożywania z partnerem tajskiego na kolację, ale śniadanie może być miłą odmianą.
Booth wyszedł z łazienki owinięty w ręcznik, co rzuciło się w oczy jego partnerce. Siedziała teraz w salonie i widziała agenta w prawie całej okazałości. Już drugi raz w ciągu jednego poranka. Kości były interesujące, ale Booth był jeszcze bardziej. Ona jednak broniła się przed tym stwierdzeniem jak lwica. Owszem, agent był interesujący, ale był jej partnerem i przyjacielem i jak na razie nie zanosiło się na zmiany. Szybko ubrał się w sypialni i do wspólnego sniadania zasiadł w czarnych spodniach i białej koszuli. Kilka guzików z góry zostawił jeszcze niedopiętych. Bones nie miała wcale zamiaru jeść, ale Booth co chwilę podsuwał jej coś do ust. Nabierał swoim widelcem i zmuszał partnerkę do konsumpcji. Brennan broniła się zaciekle, kręcąć głową, ale chcąc nie chcąc zjadała to, co podsuwał jej Booth. Trzeba przyznać, że kto jak kto, ale on ma ogromną siłę przekonywania.
- Co właściwie chce od nas Caroline? - spytał, dopijając kawę.
- Ty się lepiej znasz na procesach - odprała Bones. - Moją specjalnością jest antropologia. Z niej mam doktoraty.
Agent jednak nie słyszał końcówki tej wypowiedzi, bo przeszedł do sypialni, gdzie zawiązał krawat i włożył garnitur.
- Możemy jechać - zakomunikował. Pomógł Bones założyć płaszcz, a następnie zabrał klucze. Teraz już faktycznie ruszyli w drogę do sądu. Jechali rozmawiając głównie o procesie.
- Caroline mu nie popuści - stwierdził Booth. Brennan zrobiła zdziwioną minę.
- Ma mnóstwo dowodów - dodała tylko do wypowiedzi Bootha.
- Głównie dzięki tobie - dla kogoś byłaby to pochwała. Dla niej było to stwierdzenie faktu.
- To nasza praca - odparła. Booth zastanawiał się kogo miała na myśli mówiąc "nasza". Siebie i Zezulców, czy siebie i jego. Zresztą taka rzeczywiście była ich praca.
Dojechali pod budynek sądu, w którym odbywał się proces. Punktualnie o dziesiątej zameldowali się u prokurator Julian. Spotkanie z nią przebiegało praktycznie w atmosferze zwycięstwa. Nie było takiej sprawy, którą by przegrała, mając w swoich szeregach Bones i Bootha. To był niezrównany i niezwyciężony duet. Proces przebiegał spokojnie. Prokurator miała miażdżącą przewagę nad obrońcą. Tak więc po powołaniu wszelkich świadków, sztabu ekspertów i prezentacji dowodów proces zakończył się wyrokiem podwójnego dożywocia. Nie był to może jakoś bardzo stosowny powód do gratulacji, ale Caroline i tak je zbierała. Kolejny wygrany proces. Największą rolę odegrała rzecz jasna doktor Temperance Brennan i jej mocne dowody, które pogrążyły oskarżonego.
Pora lunchu już dawno minęła, a że agentowi brakowało dzisiaj wspólnego posiłku w Royal Dinner, zaprosił Bones na kolację.To miało być takie podziękowanie za poranek i śniadanie. Nie wiedział przecież, ile razy będzie mu dane otworzyć rano oczy i ujrzeć Bones w swojej sypialni. Mniejsza o to, gdzie dokładnie. Ważne, że w sypialni. Prosto z sądu udali się więc na kolację do swojej ulubionej knajpki.
- Caroline była zadowolona - powiedziała Bones, jedząc sałatkę.
- Jest prokuratorem. Dla niej każdy wyrok to sukces - podsumował smętnie Booth.
- Taka jej praca - stwierdziła Brennan.
- My ich łapiemy, ona wsadza - Booth był dzisiaj jakoś mało rozmowny. Może był niewyspany. Albo coś go gryzło. Często jak się czymś martwił, stawał się cichy. Siedzieli więc przy swoim stoliku w ciszy, delektując się smakiem potraw. Zamówili dzisiaj trochę inaczej, ale to w końcu kolacja a nie lunch. Jedni klienci opuszczali lokal, inni przychodzili i siadali na miejscach tamtych. To tasowanie trwało cały czas. Jedni płacili, inni zamawiali. A najlepszy duet w Stanach siedział w ciszy, zerkając na siebie. Nagle tę ciszę przerwał brzęk szkła i świst kuli. Booth padł na ziemię. To był tylko jeden strzał. Kiedy podniósł głowę, zobaczył osuwającą się bezwładnie na krzesło swoją partnerkę.
-Boże, Bones! - widział ranę po kuli. Krwawiła. Próbował zatamować potok krwi. Trzymał ją na rękach. - Bones! Nie rób mi tego. Nie umieraj! Bones nie możesz! Bones, nie! - jego krzyki zlewały się z krzykami wystraszonych i spanikowanych klientów. - Bones! Bones!
- Booth, obudź się!
- Bones, nie możesz! Bones wytrzymaj! Nie rób mi tego! Bones! Moja Bones, proszę!
- Booth, obudź się to tylko zły sen. Booth - trzymała jego spoconą rękę. Rzucał się na łóżku. Myślała, że nie chce wstać, ale teraz wiedziała, że coś jest nie tak.
- Bones! - Booth otworzył oczy. Kropelki potu spływały z jego czoła. Była przy nim.
- Booth, jestem tu. To tylko sen - uspokoiła go. - Wreszcie się obudziłeś. Wstawaj. Musimy jechać do sądu. Jak się spóźnimy, Caroline nas zabije - tłumaczyła Bones.
- Tak, wiem - odparł Booth, wciąż bedący pod wrażeniem koszmaru sprzed kilku chwil.
- Proces tego...
- Watkinsa.
- No właśnie - przytaknęła Bones.