PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=233995}

Kości

Bones
2005 - 2017
7,6 78 tys. ocen
7,6 10 1 78068
7,2 4 krytyków
Kości
powrót do forum serialu Kości

My mind

ocenił(a) serial na 10

Czytam to forum i nie mogę się nadziwić. A że sama coś tam skrobię, potraktujcie to jako moją cegiełkę do tego co tu tworzymy.

ocenił(a) serial na 10
evi9

Kolejny morderca został ujęty dzięki współpracy agenta specjalnego Seeley'a Bootha oraz doktor antropologii Temperance Brennan.
Bones kończyła jeszcze raport dotyczący ostatniej sprawy, gdy do jej gabinetu weszła Angela.
- Cześć, Sweety. Jak samopoczucie po kolejnym aresztowaniu?
- Dobrze - odparła lakonicznie.
- Tylko tyle? Zero dumy i radości? - dopytywała się Angela.
- Ange. Kolejny człowiek znalazł się w więzieniu, a ty mówisz o szczęściu? Wiem, że był zły, ale - Brennan nie dokończyła, bo przyjaciółka gestem poprosiła o ciszę.
- Nie widziałaś dzisiaj Bootha? - spytała po chwili przyjaciółka.
- Wziął dzisiaj wolne. Musiał załatwić jakąś ważną sprawę.
- Mam wrażenie, że nie mówisz mi wszystkiego - domyśliła się Ange.
- To raczej on nie mówi mi wszystkiego - odparła zdenerwowana. - Ostatnio mało mi mówi. Jest jakby nieobecny, choć z antropologicznego punktu...
- Ale z ludzkiego jest możliwe - spojrzała porozumiewawczo na Brennan. - Zadzwoń do niego - poradziła.
- Nie odbiera. Już próbowałam z 10 razy - powiedziała zrezygnowana.
- Odwiozę cię do domu - zaproponowała Angela.
- Dziękuję, Ange.
Miała nadzieję zastać go pod swoim mieszkaniem. Rozejrzała się uważnie po holu, ale było pusto. Powoli weszła do mieszkania. Tam również nikogo nie było. Booth nie zadzwonił. Nie odzywał się przez cały dzień. Nawet lunchu dzisiaj nie jedli. Czuła, że coś jest nie tak. Usiadła na kanapie z kieliszkiem wina w ręku. Czekała. To było jej mieszkanie, ale bez niego czuła się tu nieswojo. Obco. I samotnie. A jeżeli on się zakochał?
- Temperance Brennan oszalałaś. Nawet jeśli, to jesteście tylko partnerami i jego kobiety nie powinny robić na tobie żadnego wrażenia - powiedziała to głośno, jak jakąś mantrę na złe przeczucia.
O dziwo nie miała nic przeciwko, gdyby okazało się, że to ona jest tą kobietą. Natomiast myśl o innej, powodowała uczucie kłucia w sercu. Ostatecznie serce to krew i mięśnie, organ ludzki, a nie skarbnica uczuć. Jednak Booth miał na ten temat calkiem odmienne zdanie. A ona mimo swojego sprzeciwu i logiki powoli zaczynała sprawdzać jego teorię na swoich doświadczeniach. Zdążyła już wziąść prysznic i przebrać się do kusej koszulki, gdy odezwał się dzwonek do drzwi. Narzuciła szlafrok i wyjrzała przez wizjer. Nikogo tam nie było. Pomyślała, że ktoś robi sobie żarty. Otworzyła powoli i uważnie drzwi. Ostrożnie przez nie wyjrzała. Jej oczom ukazała się postawna męska sylwewtka, która zataczała się na korytarzu. Mężczyzna odwrócił się z trudem, a w Bones mieszały się uczucia.
- Cześć, Bones - powiedział niewyraźnie. Zapach alkoholu był natomiast bardzo wyraźny. - Przep... Przepra... Przepraszam za tak późną godzinę - próbował się tłumaczyć, ale to było dzisiaj dla niego za trudne. Bones poczuła smutek. Przecież on nigdy nie przepraszał kiedy przychodził w nocy. Musiał nieźle dostać, co jeszcze bardziej ją martwiło.
Brennan pomogła mu wejść do swojego mieszkania. Był w samej, a na dodatek podartej, poplamionej krwią koszuli i w ciemnych spodniach. Widziała smutek w jego czekoladowych oczach. Miała rację, że stało się coś złego, ale poczuła niesamowitą ulgę, bo przyszedł do niej. Zaprowadziła go na kanapę. Zdjęła z niego koszulę i spodnie. W świetle zauważyła dopiero siną twarz i rany na jego torsie. Był cały posiniaczony, miał rozcięty łuk brwiowy. Booth chciał coś powiedzieć, ale Brennan zdecydowanie zabroniła mu się odzywać.
- Jutro porozmawiamy. A teraz trzeba cię opatrzeć.
Poszła do łazienki po apteczkę. Przygotowując zestaw opatrunkowy, zastanawiała się, ile on musiał dzisiaj wypić i co za sprawa była tego przyczyną. Kiedy wróciła do salonu, agent już smacznie spał. Obmyła i opatrzyla jego rany, a później z niewielką jego pomocą zaprowadziła go do swojej sypialni. Przez cały ten czas spał w najlepsze. Zdjęła szlafrok, który założyła przed wprowadzeniem gościa do mieszkania i położyła się obok niego. W pewnym momencie poczuła jak silna ręka obejmuje ją i przyciąga bliżej. Najpierw chciała się odsunąć, ale z każdym jej ruchem uścisk coraż bardziej się zakleszczał. Kiedy była już blisko niego Booth pocałował ją na dobranoc, a ona zaprzestała dalszych prób walki. Zasnęła w objęciach przystojnego agenta. Jej agenta. Przynajmniej dzisiaj jej, żadnej innej.


Mam nadzieję, że nie macie nic przeciwko.
To tak na początek. I dzięki za wszystkie komentarze.

evi9

Ciekawe opko..Jeśli to możliwe to proszę o ciąg dalszy:)

ocenił(a) serial na 10
zmijex

Proszę bardzo;)

Bones o siódmej już wstała. Ostrożnie uwolniła się z objęć partnera, tak by go nie zbudzić. Booth tylko coś zamruczał i spał dalej. Jego twarz była opuchnięta, a siniaki zmieniły swój kolor. Będzie potrzebował dużej dawki tabletek przeciwbólowych - pomyslała. Bez pomocy lekarskiej i badań się nie obejdzie.
Brennan wyszła z sypialni i skierowała się do łazienki. Spojrzała w lustro. Przypomniał się jej wczorajszy pocałunek. Tak bezpiecznie czuła się w jego ramionach. Przy nim znikały wszelkie problemy. Czyżbym się w nim zakochała - pomyślała. Ostatnio coraz częściej w jej głowie pojawiała się miłość, tylko czy ona wie z czym to się je? Booth zawsze jej pomagał. Dla niej łamał zasady, ale czy ona potrafi mu się za to odwdzięczyć?
Dokończyła poranną toaletę i udała się do kuchni. Miała dzisiaj iść do instytu, jednak w zaistniałej sytuacji zostanie w domu i zaopiekuje się swoim partnerem. W końcu to i tak sobota. Zrobiła sobie kawę i niewielkie, lekkie śniadanie. Boothowi zrobi coś do jedzenia jak się obudzi. Usiadła więc na kanapie i włączyła laptop. Napisze kilka stron swojej książki zanim agent wstanie. Minęła jedna, potem druga, potem trzecia godzina a Booth nie dawał znaków życia. Weszła cicho do sypialni, gdzie zastała śpiącego partnera. Sprawdziła mu puls, bo nie wyglądał najlepiej.
- Booth, dosyć tego dobrego - powiedziała cicho próbując delikatnie go obudzić. - Już jedenasta. Musimy zmienić opatrunek, potem będziesz dalej spał.
Jej partner powoli otworzył oczy. Spojrzał na nią zbaraniały.
- Bones, co się stało? Czemu jestem w twoim mieszkaniu? - zadawał mnóstwo pytań. Grymasy na jego twarzy wskazywały, że mówienie sprawia mu ogromną trudność.
- Masz - podała mu tabletkę. - Popij wodą. Powinno pomóc.
Booth był coraz bardziej zdezorientowany. Sypialnia Bones, on w jej łóżku i ten paraliżujący ból, sprawiały, że myślał iż zaraz zwariuje. Grzecznie zażył tabletkę.
- Co zjesz na śniadanie? A może obiad? Pójdę tylko do sklepu - już podnosiła się z krzesła, kiedy Booth chwycił ją za rękę.
- Czy ja wczoraj zrobiłem ci krzywdę? - spytał, przeszywając ją wzrokiem.
Nastała cisza. Co mu miała powiedzieć? Że rozpalił w niej pożądanie, przed którym musi się bronić.
- Nie, Booth. Nic takiego nie zrobiłeś - no może oprócz pocałunku, dodała w myślach.
- Jesteś pewna? Jeżeli powiedziałem coś albo zrobiłem...
- Nic nie zrobiłeś. Prawie wcale się nie odzywałeś. A skoro już rozmawiamy, to może powiesz mi co wczoraj zaszło? - spytała, podając mu lusterko. - Póżniej zmienimy opatrunki.
Brennan widziała, jak dokonuje podziału faktów: co jej powiedzieć, a co przemilczeć. I tak wszystkiego się dowiem. Nie od niego to od Angeli - pomyślała.
- A więc? - ponagliła go.
- Charlie, wiesz który? - skinęła głową. - Oświadczył się swojej dziewczynie. No i zaprosił nas na imprezę, tylko agentów FBI. Byliśmy wszyscy. Nawet Sully przyjechał - tu przerwał, żeby zobaczyć reakcję Bones na wzmiankę o jej byłym. Na jej twarzy nie zauważył nic znaczącego. - Co chwilę ktoś wznosił toast i piliśmy. Wszystko było w porządku do momentu, kiedy Sully nie zaczął wygadywać bzdur - Brennan słuchała uważnie, ale Sullivan nie robił na niej żadnego wrażenia. - Nie mogłem tego wytrzymać i powiedziałem mu, żeby nie robił z siebie ofiary losu. On coraz bardziej się rozkręcał...
- Booth. Człowiek nie może się rozkręcać - powiedziała Bones.
- Mniejsza o to - stwierdził Booth. - Musiałem go powstrzymać i dałem mu w mordę. Biliśmy się. Wygrałem, pojechałem do domu, wypiłem butelkę whisky i dalej nie pamiętam.
A więc pocałunku też nie pamięta. A może to i lepiej - przeszło jej przez myśl.
- Przyszedłeś tutaj. Pijany. Ledwo stałeś. Miałeś rozdartą i zakrwawioną koszulę. Opatrzyłam cię i położyłam spać - w ten sposób poznała historię wczorajszej nocy. Ciekawe co to za bzdury, które aż tak poruszyły Bootha.
- Śniło mi się, że cię pocałowałem i trzymałem całą noc w swoich ramionach - powiedział. Jej reakcja była natychmiastowa.
- Przyniosę apteczkę - i wyszła. Jak długo da radę gasić w sobie to uczucie i chęć rzucenia się na niego? Jemu wydaje się, że to był sen, a ona śniła na jawie.
- Booth, a dlaczego ty się właściwie upiłeś - zapytała kiedy wróciła do sypialni.
- Dotarło do mnie, że nigdy nie będę miał kobiety, której tak bardzo pragnę - odparł, nie odwracając wzroku od okna.
Bones przeszył dreszcz. Czy może być na świecie kobieta, która go odrzuca? To niemożliwe.
- Nie wie, co traci - teraz dotarło do niej, że te ostatnie zdanie wypowiedziała na głos.
Zaskoczony Booth spojrzał na nią, jednak ona zdołała szybciej odwrócić głowę.
- Oddałbym za nią życie. Ona jest dla mnie ponad wszystko - mówił dalej, przyznając poniekąd o kim mówi.
- Booth, gdybym była Angelą to pewnie bym jej wygarnęła co o niej myślę. Ale ja jestem tylko Temperance. I nie znam się na tym wszystkim - była zła, że nie może nic zrobić.
- Zrobiłaś już dużo więcej - odparł, a po policzku Bones spłynęła gorzka łza. Na szczęście nie zauważył jej.
- Usiądź na łóżku. Zmienię ci opatrunek.
- Ale Bones nie ma... - zaczął oponować.
- Booth! Nie kłóć się ze mną i siadaj. Raz w życiu to ty mnie posłuchaj - po tej krótkiej, ale treściwej przemowie nie miał wyboru. Kłótnie oznaczały, że partner wraca do zdrowia, co Bones nawet cieszyło.
Usiadł naprzeciwko niej, a ona powoli i delikatnie zmieniała opatrunki. Chciał uspokoić bicie swojego serca, kiedy go dotykała, ale jego krew pulsowała. Bones przypadkiem dotknęła dłonią jego policzka. Wziął jej dłoń i zamknął w swojej. Jej serce biło coraz szybciej. Miała na to swoje antropologiczne wytłumaczenie. Booth podniósł dłoń Bones do ust i całował jej drobne palce. Przysunęła się bliżej i złożyła pocałunek najpierw na jego policzku. Później znalazła jego usta i delikatnie musnęła. Booth był lekko zaskoczony i oszołomiony, ale powoli docierało do niego co się dzieje. Ich pocałunki stawały się coraz bardziej namiętne i zaborcze. Pewnie trwałoby to duzo dłużej i skończyło się nieco inaczej, ale w głowie Brennan zapaliła się czerwona lampka: przecież on kocha inną. Odsunęła się od niego szybko z wielkim niedosytem i po przyjacielsku spytała:
- To co zrobić dzisiaj na obiad? - poszła do kuchni.
On podążył za nią. Nie czuł bólu, ale nie za sprawą tabletek. Sprawił to jej dotyk. Rozsiadł się na kanapie i obserwował krzątającą się Bones. Cisza była nieznośna.
- To może przedstawisz mi kiedyś, tą, która potrafi ci się oprzeć? - spytała dla rozładowania atmosfery. Nie mogła tak w ciszy.
- Znasz ją i to bardzo dobrze - odparł tajemniczo.
- Angela? Gdyby nie Hodgins, to pewnie poznałbyś ją z innej strony - tyle razy mówiła, że Booth to najprzystojniejszy facet na świecie.
Analizowała zawartość lodówki, a raczej światło, które w niej świeciło, gdy czyjeś silne dłonie objęły ją w talii. Poczuła na plecach jego ciepły oddech. Zanurzał twarz w jej kasztanowych włosach.
- Booth. Przestań. Co by na to powiedziała twoja ukochana?
- Mam nadzieję, że jej się to podoba - odparł z uśmiechem na poharatanej twarzy.
Nagle nastała jasność. To ona. To ona jest tą kobietę, której nigdy nie będzie miał. A przecież ona już od dawna należy do niego.
- Booth, czy ta kobieta...
- Ta kobieta to doktor antropologii Temperance Brennan.
Odwróciła głowę i spojrzała w czekoladowe oczy partnera. Ten pocałunek nie był delikatny. Był namiętny i zaborczy, ale wreszcie całowała tego właściwego męźczyznę. Tego, którego kochała. Za którego gotowa jest oddać życie i zmienić wszelkie swoje przekonania, żeby tylko być blisko niego. Kilka minut później byli już w sypialni. Wziął ją w ramiona i położył na łóżku, nie odrywając ust od jej ciała. Każdy jego dotyk wzbudzał dreszcz podniecenia, a "Bones" wypowiadane raz po raz, brzmiało jak nigdy dotąd.

ocenił(a) serial na 10
evi9

Wieczorem Booth leżał na łóżku i myślał o wszystkim co się dzisiaj wydarzyło. W tym czasie zadzwoniła jego motorola. Nie miał najmniejszego zamiaru jej odbierać, ale osoba po drugiej stronie była nad wyraz cierpliwa. I tu miała przewagę nad swoim rozmówcą.
- Booth. Sweets? Czego chcesz? Co? A o tej... jasne. Tak nowa sprawa. Za tydzień? W porządku. Nie mam czasu - nie chciał go raczej marnować na psychologiczną paplaninę Sweetsa. - Jutro jest niedziela. Sweets, za tydzień. Nie zbawi cię jeden tydzień. Nie ma mowy. Cześć - miał wrażenie, że terapeuta jeszcze nie skończył, ale właśnie Brennan weszła do sypialnu i dech mu zaparło.
- Kto dzwonił? - spytała jak gdyby nigdy nic.
- Co... A tak. Sweets - uśmiechnęła się do siebie, słysząc jak podziałała na agenta.
- No tak zapomnieliśmy o terapii - mieli ciekawsze rzeczy do roboty. - Przesunęliśmy ją z wczoraj na dzisiaj - przypomniała sobie.
- Tak. Mamy przyjść za tydzień - Booth już doszedł do siebie, ale jego serce jeszcze głośno biło.
- Dobrze się czujesz? - spytała zalotnie.
- Widzę anioła. Czuję się bosko - odparł, posyłając jej swój najpiękniejszy uśmiech.
- Booth, anioły nie istnieją. To jest tylko wymysł, iluzja - stwierdziła tym swoim naukowym tonem, który rozbudził w nim kolejną falę pożądania.
- A ja właśnie jednego widzę. I jest jedyny w swoim rodzaju, najpiękniejszy - mówił agent, patrząc w oczy swojej partnerki.
Booth rzucał przy niej komplementami, o jakich jej się nie śniło. Ona zawsze nazywała to stwierdzeniem faktu, ale anioły i tak nie istnieją.
Kilka minut później odżył telefon Bones.
- Brennan, słucham. Cześć Ange. Coś się stało? U mnie wszystko w porządku. Nie, nie odezwał się - z trudem powstrzymywała śmiech i jęki rozkoszy, kiedy silne ramiona mężczyzny obejmowały ją w pasie. - Kolacja? Kiedy? Nie wiem czy to dobry pomysł. Coś ważnego? Ok, będę. Spróbuj. Może odbierze. Dzięki. Do jutra. Booth chcesz nas zdradzić? - zwróciła się do agenta.
- Nie mogę, Jesteśmy ściśle tajni - odparł, nie odrywając rąk od delikatnej skóry swojej partnerki.
Oboje wybuchnęli śmiechem i zajęli się na powrót sobą.

Kilka przecznic dalej dwójka ludzi siedziała na wygodnej, skórzanej sofie.
- Dziwne - powiedziała Angela.
- Co jest dziwne, kochanie? - spytał Hodgins, niosąc herbatę.
- Brennan miała jakiś inny głos. Radosny. Tak jakby była z właściwym facetem. A Bootha podobno od wczoraj nie widziała - zastanawiała się Angela.
- A wszyscy myślą, że to ja mam obsesję na punkcie spisków - uśmiechnął się Jack.
Usiadł obok niej i pocałował w czoło. Oboje martwili się o Brennan i Bootha. Chcieli, aby ich szczęście zawitało rónież do życia przyjaciół.
- Ange, a może oni potrzebują więcej czasu, aby zrozumieć swoje uczucia. Przecież u nas też to trochę trwało - próbował uspokoić swoją narzeczoną.
- Tak, ale my nie byliśmy tak przeciwni temu jak oni. Odnaleźliśmy się. Z tymi uparciuchami może być znacznie trudniej - zamartwiała się.
- Powoli, z niewielką naszą pomocą, zrozumieją wszystko - odparł Hodgins i znowu się uśmiechnął.
- Rozmawiałeś już z Boothem? - spytała zmieniając nieco temat.
- Nie, ale zaprosisz go przecież na jutrzejszą kolację. Przypuścimy zmasowany atak - stwierdził otwarcie Jack.
- Tak. Zaproszę go. Zaprosiłam już Brennan, Cam, Wendalla, Zacka...
- Zacka? Ale jak? Przecież on nie może wychodzić. To zakład zamknięty - mówił zaskoczony Hogdins.
- Dogadałam się z szefem zakładu - dla jej narzeczonego znaczyło to bardzo dużo.
- Jesteś wspaniała. Kocham cię.
- Ja ciebie też kocham, Jack.

Niedzielę Booth i Bones spędzili już niestety osobno. On poszedł do swojego mieszkania. Oboje musieli trochę ochłonąć. Kiedy Booth był u siebie, zadzwoniła jego motorola. Na wyświetlaczu ujrzał napis "Angela".
- Witaj Ange. Dzisiaj? O której? A coś się stało? Tak tylko pytam. Chyba będę. W takim razie na pewno przyjdę. Bones? Nie, nie dzwoniłem do niej. Rozładowała mi się komórka. Ok. To do zobaczenia - na myśl spotkania Brennan, jego serce się radowało.
Miał jeszcze dużo czasu, więc usiadł na kanapie i sekunda po sekundzie przypominał sobie ostatnie wydarzenia. Jego pierwsza prawdziwa noc z Bones. Z jego ukochaną Bones. Ona jest całym jego życiem. Tak długo na nią czekał. Każdy dzień był dla niego misją specjalną. Musiał ostrożnie dobierać słowa, uważać na wszelkie gesty i być przy niej. To było dla niego takie trudne, ale przecież jest żołnierzem. Jego serce rozpadało się na drobne kawałki, gdy słuchał o jej facetach, gdy widział ją z innym. Zaciskał wtedy zęby i cieszył się, że jest dla niej kimś więcej niż tylko przedmiotem fascynacji seksualnej. Jego nigdy nie odrzuciła. No może raz po tym fikcyjnym pogrzebie, ale rozumiał ją. Z tego, co słyszał przez dwa tygodnie była nieobecna, rzuciła się w wir pracy i cierpiała. Bo ona w ten sposób cierpi. Gdybym wiedział, że zareaguje tak emocjonalnie, to bym jej to jakoś wyjaśnił przed uroczystością. Do tej pory boli mnie szczęka na samo wspomnienie pogrzebu. Dobrze pamiętam jak wychodziłem z siebie, kiedy ona była zakopana żywcem. Nosiło mnie po całym instytucie. Wszyscy mieli mnie serdecznie dosyć. Miałem ochotę przekopać całe Stany, by tylko ją odnaleźć. Gdyby nie ten malutki znak spod piasku, mógłbym niezdążyć. Strzeliłbym sobie w łeb, gdybym miał nigdy więcej nie usłyszeć jej głosu i tego jak śpiewa "Girls just wanna have fun". Ale usłyszę to jeszcze nie raz. Ona jest przy mnie i mnie kocha. Temperance Brennan kocha mnie Seeley'a Bootha. Czy coś może mnie uczynić jeszcze bardziej szczęśliwym? Z radością i ulgą wstal i poszedł się odświeżyć przed kolacją.

Bones dokonywała analizy ostatnich wydarzeń. Chyba się tego po niej nie spodziewał. Bała się, że on się domyśli. A on się upił, bo myślał, że nigdy nie będą razem. Pijany Booth był raczej fenomenem, bo on nie lubił pić. Nie chciał przypominać swojego ojca. Z zamyślenia wyrwał ją dzwonek. Booth to nie był, bo umówili się dopiero jutro na lunch. Otworzyła drzwi i zastała przed sobą wysokiego mężczyznę. Złamany nos i ręka, posiniaczona, opuchnięta twarz skutecznie utrudniały rozpoznanie gościa. Nagle ją olśniło:
- Sully, co ty tu robisz? - spytała szybko. Nie miała ochoty z nim rozmawiać, a na dodatek musiała się jeszcze przebrać na kolację u Angeli i Jacka.
- Chciałem cię tylko ostrzec przed tym degeneratem. Widzisz, co potrafi zrobić, kiedy ktoś mu się nie podporządkuje. To jego dzieło. Przez pamięć o naszej miłości, chciałem ci powiedzieć, że jesteś tylko kolejną naiwną, którą znowu zostawi z dzieciakiem - mówił ze złością, tonem ostrzegawczym, udając troskę. - On kocha siebie i tylko siebie. Jak mu się znudzisz, to cię rzuci jak pierwszą lepszą. Uważaj na niego - tymi słowy zakończył swoją przemowę i odszedł zostawiająć oniemiałą Brennan. Domyśliła się, że tematem tego monologu był Booth. Co on sobie myśli? Przychodzi tutaj i wygaduje bzdury - myślała gorączkowo. Jak może oczerniać jej partnera? Trzasnęła drzwiami i usiadła na kanapie. Znała Bootha lepiej niżktokolwiek inny i doskonale wiedziała, że to było kłamstwo. Jedno wielkie kłamstwo. Nie spodziewała się czegoś takiego po Sullym. Teraz doskonale rozumiała piątkowe poczynania Bootha. Sama miała ochotę walnąć Sullivana, ale na tabletkach i tak by nie poczuł.
Bones zajęta wybieraniem stroju, nieco się uspokoiła. Ciekawe, czy Seeley też będzie. Tak rzadko wypowiadała jego imię. Będzie cały ich zespół. Tylko w co tu się ubrać? Brennan nie przywiązywała dużej wagi do ubrania, ale dzisiaj miała ochotę wyglądać pięknie. Jakby to Angela powiedziała: zrobić się na bóstwo. 3 razy przeglądała szafę. W końcu zdecydowała się na elegancką tunikę i jasne jeansy. Do tego szpileczki, apaszka i trochę biżuterii. Spojrzała raz jeszcze w lustro. Wzięła torebkę, kluczyki do samochodu i wyszła z mieszkania, zamykając za sobą drzwi. Miała wrażenie, że odrobinę przesadziła, bo jak Angela ją zlustruje to nie popuści. Ale czego się nie robi dla ukochanego?

ocenił(a) serial na 10
evi9

Estra opowiadanie. Ciekawe co cię zdarzy na kolacji. Czekam na cd.

ocenił(a) serial na 10
_nn_

Dziękuję;)
Cieszę się, że ktoś czyta te wypociny
A oto kolejna część


Witaj, Sweety - przywitała ją Angela. - Cieszę się, że przyszłaś.
- Przecież ci obiecałam - odpowiedziała, zaskoczona reakcją przyjaciółki. - To jakaś specjalna okazja? - spytała, widząc jej dziwne zachowanie.
- Wszystkiego dowiecie się po kolacji - odparła tajemniczo Angela.
- Może ci w czymś pomóc? - zaproponowała Bones.
- Już wszystko gotowe. Czekamy tylko na Zacka i Hodginsa.
Angela poprowadziła ją do salonu, gdzie była już Cam. W drugim końcu pokoju stał Booth. Kiedy Brennan witała się z doktor Saroyan, agent obserwował każdy, nawet najmniejszy jej ruch.
- Cześć Booth - rzuciła Bones. - Co ci się stało? - spytała, udając, że nie wie, skąd rany na twarzy.
- Mała różnica zdań - odparł, podejmując grę.
Kilka minut póżniej dotarł Hogdins z Zackiem. Wszyscy bardzo się ucieszyli widząc przyjaciela. Może nie był w najlepszej formie, ale przy tej rodzinie jego samopoczucie szło mocno w górę. Najszczęśliwszy był chyba Hodgins. Nie spodziewał się, że Zack faktycznie będzie na tym, tak ważnym dla niego, spotkaniu.
Kolacja upłynęła w miłej atmosferze. Cam opowiadała jak jej się wiedzie z Michelle, Zack opisywał codzienność w zakładzie, Hodgins i Angela nie odstępowali się na krok. A pomiędzy Boothem i Bones istniała niewidoczna linia, którą czuli tylko oni. O dziwo, nawet Angela uznała po dłuższym czasie, że raczej wszystko jest po staremu i powiedziała to Jackowi na ucho. Po kolacji wszyscy spoczęli na na wygodnych meblach i czekali z niecierpliwością na wiadomości Angeli.
- To może ogłosisz w końcu powód tej kolacji - podpowiedziała Cam, na co wszyscy przytaknęli.
- Już najwyższy czas - dodał Zack.
- Wszyscy wiecie, że kocham Ange nad życie - zaczął Hodgins uroczyście. - Nigdy jej nie skrzywdzę. W piątek wreszcie się odważyłem i po raz kolejny poprosiłem tę wspaniałą kobietę o rękę.
- A ja powiedziałam "tak", bo jesteś dla mnie wszystkim - Ange mówiła, a po jej policzkach spływały łzy szczęścia.
Hodgins pocałował wybrankę swojego serca, a później przeszedł do dalszych atrakcji wieczoru.
- W związku z naszym ślubem, który odbędzie się w Las Vegas, chciałem prosić was, to znaczy ciebie Booth i ciebie Zack, abyście towarzyszyli mi w tym tak ważnym wydarzeniu - Jack patrzył na nich, wyczekując odpowiedzi.
- Możesz na mnie liczyć - odparł Booth, poklepując Hodginsa i ściskając jego dłoń.
- Ja niestety nie będę mógł - powiedział smutno Zack.
- Przestań Zack. Jakoś to załatwię. Ostatecznie jestem agentem FBI - Zack zrobił zdziwioną minę, ale szybko zrozumiał i podziękował Boothowi.
- To jak będzie Zack? - dopytał Hodgins, dziękując wzrokiem agentowi.
- Oczywiście, nie zawiodę cię. Jesteśmy przyjaciółmi. No i jesteś królem laboratorium - odparł Zack, ucieszony jak małe dziecko.
- To teraz ja - zaczęła Amgela, kiedy faceci już się porozumieli. - Jako moje przyjaciółki macie prawo do piastowania stanowiska moich druhen na ślubie. Co wy na to, dziewczyny?
Bones i Cam spojrzały na siebie. Były zaskoczone, ale i szczęśliwe, że spełniają się marzenia Angeli. Pierwsza głos zabrała Cam:
- Matko. Zaskoczyłaś nas. Wiedziałyśmy, że kiedyś to wreszcie nastąpi, ale... Jeżeli doktor Brennan się zgodzi to ja również - teraz wszystko zostało w rękach Bones. Kilkanaście par oczu skierowanych było na nią. Nawet Booth nie był pewny jej odpowiedzi. Posłał jej uśmiech, tak jakby chciał powiedzieć: "Zgódź się. Przejdziemy przez to razem. Nie zostawię cię."
- Angela, Jack gratuluję wam. Wszyscy wiecie, co myślę o instytucji małżeństwa i ślubach. Mimo to zostanę twoją druhną wraz z Cam - ta odpowiedź spowodowała, że trzy kobiety wpadły sobie w ramiona.
Mężczyźni przyglądali się im i coś tam marudzili. jednak one zajęte były oglądaniem pierścionka zaręczynowego. Booth dostrzegł go kątem oka i zastanawiał się nad jego ceną. Za punkt honoru postawił sobie kupno droższego dla Bones. Nie miał pojęcia, skąd weźmie pieniądze, ale zrobi to. Nie miał nawet pojęcia, czy kiedykolwiek do tego dojdzie. Dla niej wszystko. Po dyskusji na temat ślubu, gratulacjach, buziakach itd., goście zaczęli się rozchodzić. Było już grubo po północy. Na pożegnanie każdy raz jeszcze wylewnie gratulował narzeczonym. Bones wyszła jako ostatnia, a Zack mógł przenocować u przyszłych Hodginsów, z czego z przyjemnościa skorzystał. Booth był jakiś spokojny, małomówny. Miała wrażenie, że czegoś jej nie mówił. Jednak dla niej przeczucia to czysta iluzja, a najważniejsze są fakty. Zajechała pod swój blok. Czarnego SUV-a ani śladu. Już się bała, że dzisiejszą noc spędzi samotnie. Jednak na schodach prowadzących do mieszkania, unosił się zapach znanych jej bardzo dobrze perfum. Pod jej drzwiami stał Booth. Czekał na nią.
- Długo już tu stoisz? - spytała, wyłaniając się z ciemności.
- Nie, przed chwilą przyszedłem - odparł, wdychając jej zapach. - Chciałem cię zobaczyć.
- Widziałeś mnie przez cały wieczór - powiedziała, ciesząc się, że przyszedł. - Wejdziesz? - spytała.
- Raczej nie. Jest już późno, a jutro poniedziałek - słabą miał wymówkę, co Brennan zdołała wyłapać.
- Booth, jesteś jakiś inny - powiedziała, prowadząc go do środka. - Może wyjaśnisz mi o co chodzi? Czy to ma coś wspólnego z tym co się między nami wydarzyło? - spytała. Nie wiedziała, co odpowie. Chciała tylko, żeby zaprzeczył.
- Nie. To były najpiękniejsze chwile w moim życiu - odparł, a Bones poczuła ogromną ulgę. W tej kwestii akurat się zgadzali.
- Więc o co chodzi?
- Wyznaczono grupę agentów FBI, którzy mają incognito przeniknąć do pewnej grupy przestępczej. Muszę zniknąć na jakiś czas i... - zawahał sie, nie potrafił ubrać tego w słowa, a raczej nie mogły mu one przejść przez ściśnięte gardło.
- I zostawić mnie - jej również przyszło to z trudem.
- Bones. Taką mam pracę - tylko co to ma teraz za znaczenie.
- Kiedy...? - nie musiała kończyć.
- W nocy. Z poniedziałku na wtorek po prostu zniknę.

Mam nadzieję, że nie zanudziłam

ocenił(a) serial na 8
evi9

Wow, nieźle :) nie spodziewałam się, że będziesz tak interesująco pisać :) Jestem bardzo mile zaskoczona i z przyjemnością poznam ciąg dalszy :D

ocenił(a) serial na 10
mashe

Bardzo interesujące opowiadanie. Czekam na kolejne części:)

mashe

Evi bardzo ciekawe opowiadanie... :) ciekawe na jak dlugo Booth zostawi Bones...??? z niecierpliwosica czekam na cd :)

ocenił(a) serial na 10
mara625

Dziękuję za miłe komentarze;) Kolejne części, że tak powiem, są na taśmie produkcyjnej, tylko jeszcze cały czas czegoś mi brakuje ;(
I przepraszam was za wszelkie literówki i błędy

ocenił(a) serial na 10
evi9

Nadal mi czegoś brakuje, ale daje to pod waszą ocenę
Tylko błagam nie bijcie, bo osobiście się na temat tego co poniżej nie wypowiadam


Wtorek był jednym z najgorszych dni jej życia. Drzwi jej mieszkania zamknęły się i znów została sama. Kolejny raz opuściła ją osoba, którą kochała. Nie wiedziała czy on wróci, czy jeszcze kiedyś usłyszy z jego ust "Bones", czy znajdzie się w jego ramionach.
- Witaj, Temperance - usłyszała męski głos.
- Czego chcesz?
- Zapytać jak się czujesz? - odparł i wszedł do środka. Temperance zaczęła dusić się we własnym gabinecie, który do tej pory stanowił dla niej azyl.
- Co cię to obchodzi?! - była wściekła na cały świat, choć nic jej nie zrobił. Meżczyzna wybrał nieodpowiedni moment. Nie miał co liczyć na zrozumienie.
- Moje uczucie do ciebie nie uległo zmianie - mówił, rozsiadając się wygodnie na kanapie. - A twoje?
Spojrzała na niego z ironią.
- Sully, przestań! Nie było żadnego mojego uczucia. Pociągałeś mnie fizycznie. To wszystko - wyjaśniła.
- Było nam razem tak dobrze i chcesz to przekreślić? - spytał, zawiedziony jej poprzednią odpowiedzią.
- Było. Nie jest i nigdy nie będzię - odparła.
Zmęczyła ją ta rozmowa. Dlaczego Sully tak na nią naciska? Już dawno nie są razem. Chyba tak naprawdę nigdy nie byli, bo ona go nie kochała. Za dużo ostatnio przebywałam w towarzystwie Bootha, zaczęłam ulegać emocjom. Zmieniam się dzięki niemu. Tylko czy na lepsze?
- Oj, Tempe, żebyś tego póżniej nie żałowała - powiedział złowrogim tonem. Wstał z kanapy i wyszedł.
Brennan patrzyła za nim. Był całkowicie inny. Tamten związek był pomyłką dla niej, a on ciągle chce go zacząć na nowo. Tylko ona już wie, już rozumie przy kim jest jej miejsce. Zawsze będzie kochać Bootha. Będzie na niego czekać i zrobi dla niego wszystko. Spełni każde jego marzenie, bo teraz jego marzenia są także jej marzeniami.

Mijał dzień za dniem. Temperance odmówiła pracy z agentem zastępującym Bootha. Jej partnerem jest Seeley i koniec kropka. Cullen i Cam próbowali ją jeszcze przekonać, ale ostatecznie postanowili, że to doktor Saroyan zastąpi Brennan w terenie. Może z innym agentem mogłaby nawet współpracować, tylko nie z Sullym. Cam też nie odczuwała do niego sympatii. Porozumiewali się tylko w kwestii zawodowej.
W instytucie nie było dużo pracy. Doktoranci Brennan mieli spore pole do popisu. Mogli się wykazać, bo sami badali szczątki. Brennan właczała się do bieżących spraw tylko czasem, kiedy potrzebne było jej ogromne doświadczenie. Ona sama oddała się pracy naukowca, czyli trupom kilkusetletnim i pisaniu kolejnej książki. I tak przez cztery ostatnie miesiące. W jej oczach istniała tylko tęsknota i smutek, którego nikt nie był w stanie zmniejszyć. Tylko powrót Bootha mógł to zmienić, ale na to się nie zapowiadało. Pod koniec piątego miesiąca otrzymała zaproszenie na wykopaliska. Właśnie je czytała, gdy usłyszała pukanie. Drzwi otworzyły się i wszedł przez nie Sweets.
- Dzień dobry, doktor Brennan - przywitał ją. - Dawno już nie rozmawialiśmy - zaczął.
- Terapia jest part...
- Ale ja nie mówię o terapii. Czy agent Booth się odzywał?
- Sweets, Booth wypełnia zadanie. Nie może się z nikim kontaktować - wytłumaczyła. - On nie przekracza zasad - powiedziała, wyprzedzając jego kolejne pytanie. Jednak co do tego "przekraczania" zasad nie miał wcale pustego konta.
- Wiem, że nie chce pani ze mną rozmawiać, ale czasem lepiej się wygadać...
- Sweets! Wołają cię na dole - to Angela przyszła z odsieczą. - Widzę, że wybrałam dobry moment - powiedziała, kiedy Sweets wyszedł. - Jak się czujesz, Tempe?
- Dobrze. Wszystko w czystości - ton jej głosu mówił coś innego.
- W porządku, Tempe. W porządku - poprawiła przyjaciółkę.
- Potrzebuję go. Potrzebuję go jak cholera - słownictwo Brennan zadziwiało ją coraz bardziej, ale rozumiała wszystko, co mówiła.
- Dostałaś zaproszenie na wyjazd? - spytała, widząc kartkę na biurku Brennan.
- Tak. Do Maroka. Ciekawa propozycja.
- Tęskinisz za nim. Wszyscy odczuwamy jego brak, ale kiedyś wróci.
- Pewnie - po policzkach Bones popłynęły gorzkie, palące łzy. Miała wrażenie, że wyżłobiły w jej skórze dwa koryta.
- Sweety, nie płacz.
- Ja go potrzebuję - mówiła przez łzy.
- Tak, bo go kochasz - Brennan spojrzała mokrymi oczami na Angelę, która w mig pojęła, że wreszcie do nich dotarło. - Kochana, jak mogłaś to ukryć?
- Bo to ściśle tajne - odparła, a na jej twarzy pojawił się cień uśmiechu. Szybko jednak zniknął.
- To tym bardziej Booth lada dzień wróci - powiedziała radośnie Angela.
- Lada? Jaka lada? - Bones poczuła tylko niedźwiedzi uścisk przyjaciółki i kolejne słowa otuchy, ale co to jest lada. Musi zapytać Bootha.
Mężczyzna stojący pod gabinetem zacisnął pięści i wydał z siebie siarczyste przekleństwo. Teraz już wiedział, czemu jego dotychczasowy plan się nie powiódł. Podkręci mocno temperaturę, zobaczymy, kto się upiecze. Wyjął telefon z kieszeni, wybrał numer i opuścił teren instytu. Czas wdrożyć w życie plan B.

ocenił(a) serial na 10
evi9

Ciekawe co Sully wykombinuje aby zdobyć Temp. Czekam na kolejną część:)

_nn_

ciekawa jestem co kombinuje Sully i do jakimi srodkami posluzy sie aby Bones byla jego..?? tak na marginesie nigdy go nie lubialam...xD a teraz jeszcze bardziej... interesujace opowiadanie... czekam na cd :)

mara625

Niestety ja nie mam czasu na czytanie, nad czym ubolewam, bo kiedyś pierwsze co robiłam, to wchodziłam na forum i znikałam na godziny czytając fiki o B&B:)
Ale weszłam tu jakoś dziś przez przypadek, i miłe zaskoczenie, nowość:) Bardzo fajnie piszesz i ciekawie, ach ten Sully, wrr, ale ja lubię komplikacje, liczę na HAPPY END:)
Czekam na cdk:)

ocenił(a) serial na 10
Inesita84

Dziękuję wszystkim za miłe mym oczom komentarze...
A to taki króciótki cedeczek...


Doktor Brennan wróciła do pustego i ciemnego mieszkania. Za cztery godziny miała wpaść Angela i przynieść co nieco. Zdążę jeszcze wziąść prysznic - pomyślała. Zakupy zrobiła już w drodze do domu. Na stoliku leżały listy, które wcześniej tam położyła. Automatyczna sekretarka nie miała dla niej żadnych nowych wiadomości.
- Rachunek, rachunek, wydawca, rachunek, Wydział Antropologii, rachunek, Booth - czyżby miała omamy. Na samym dole, pod stertą kopert był list od jej partnera. Przełożyła ga na drugi stolik, a następnie drżącymi palcami otworzyła kopertę. Nie był długi. Wydrukowany. Przeczytała go kilkanaście razy. Każde kolejne słowo wywoływało ból i gniew zarazem. Palce zaciśnięte na kartce papieru powoli bielały. Tętno szło w górę. Złożyła papier i spakowała do koperty. Cisnęła list o blat stołu. Wzięła prysznic i zaczęła pakować walizkę. Punktualnie o dwudziestej odezwał się dzwonek do drzwi. Na Angelę było za wcześnie. Pod nogami zastała bukiet kwiatów.
- Niepraktyczne - rzuciła tylko, a kwiaty wylądowały w pierwszym lepszym koszu na śmieci.
Brennan wróciła do mieszkania i usiadła na kanapie. Podjęła decyzję: jedzie do Maroka.
Reszta wieczoru upłynęła już w milszej atmosferze. Angela opowiadała o oświadczynach Hodginsa i przyszłym ślubie. Przynajmniej czymś ją zajęła. To było ich pierwsze takie spotkanie od kilku miesięcy. Rozmawiały całą noc. Angela nie potrafiła zrozumieć decyzji o wyjeździe. Mimo to mocno wspierała Brennan. Swoje zdanie jednak na ten temat miała. I tak by nic nie wskórała. Jak Brennan coś postanowi to zrobi to bez wahania. Podobnie było i tym razem. Mógł ją zatrzymać tylko Booth.
- Jak Seeley wróci, bierzemy ślub - powiedziała w pewnej chwili Angela. - Sweety, a nie boisz się, że on wróci, a ciebie nie będzie? - zapytała spokojnie.
- Nie, Ange. Już nie - odparła, uważając temat za zamknięty.
- Co się stało? - Angela miała nadzieję, że wyciśnie z Brennan powód tak nagłej zmiany, bo jeszcze kilka godzin temu była zakochana po uszy.
- Angela, ja i Booth musimy żyć niezależnie od siebie - słysząc samą siebie, pomyślała, że wino jej zaszkodziło.
- Skoro nie chcesz, to nie mów - odparła przyszła pani Hodgins.
Dalsza rozmowa zeszła już na całkowicie inny temat. Zasnęły dopiero nad ranem. Angela została u Brennan. Była nieco wstawiona i Bones wolała nie ryzykować. Po południu, kiedy już pożegnała się z Angelą, została znowu sama ze swoimi wątpliwościami. Przeczytała jeszcze raz list Bootha. Nie mogła zrozumieć, jak mógł napisać coś takiego. Sprawdziła walizki, a list schowała do jednej z książek ułożonych na regale. Jutro wyjeżdża i może się jeszcze przespać z tym wszystkim. Może zrozumie, dlaczego to wszystko tak się potoczyło.Tylko czy będzie umiała zasnąć? Co zobaczy, gdy zamknie oczy? Uśmiechnięte, czekoladowe iskierki?

evi9

ciekawe co Booth napisal w liscie...?? bardzo interesujace opowiadanie...:) czekam na cd :)

ocenił(a) serial na 10
mara625

A oto kolejna część


W pomieszczeniu panował mrok. Zimno przeszywało na wskroś każdą czującą istotę. Przy betonowych ścianach znajdowały się drewniane półki. Wszelkie okna zostały zamurowane. Żadne odgłosy z ulicy nie przedostawały się do wewnątrz. Tylko te niewyraźne głosy z góry. Strzępy niezrozumiałych rozmów. Na środku tego pomieszczenia stało krzesło. Mężczyzna spoczywający na nim wyglądał na śpiącego. Był umięśniony. Musiał o siebie dbać. Pewnie dużo czasu spędzał na siłowni. Miał na sobie kurtkę i ciemne spodnie. Jego ręce skrępowano z tyłu jakąś linką wrzynającą się w skórę. Nogi powiązane razem, uniemożliwiały próbę jakiejkolwiek ucieczki. Nie mógł ich nawet podnieść. Mężczyzna powoli zaczął otwierać oczy. Najpierw musiał przyzwyczaić je do ciemności. Zmrużył kilkanaście razy powieki. Myślał, ze głowa mu eksploduje. Ten silny, otępiający ból utrudniał najmniejszy ruch. W ustach czuł smak krwi. Na spodniach spostrzegł świecące plamy. Te same co na koszulce. Próbował odnaleźć w pamięci ostatnie wydarzenia.
- Co się, do cholery, stało? Gdzie ja jestem? - myślał usilnie. Jednak ból, już nie tylko głowy, definitywnie mu to utrudniał.
Nagle usłyszał odgłos kroków. Ktoś schodził do niego. Ciężkie, szare, metalowe drzwi otworzyły się, a przez nie wszedł jakiś drab. Mówiąc delikatnie nie wyglądał na sympatycznego. Może mięśnie miał duże, ale intelekt niekoniecznie. Z impetem zatrzasnął drzwi i zaświecił malutką żaróweczkę. Dawała tyle światła, co nic. Równie dobrze mogła panować ciemność. Jej jasne światełko zostało skierowane wprost na więźnia. Z boku wyglądało to jak przesłuchanie.
- Obudziłeś, się psie? - rzucił, podchodząc bliżej związanego mężczyzny.
Odpowiedziała mu cisza.
- Zapomniałeś języka w gębie? - kontynuował. Więzień nawet nie wiedział kiedy, poczuł jak pięść z czymś ostrym uderza go w twarz. Kopniak w brzuch nie był fair. Ale tylko leżącego się nie kopie. A ten nie wyglądał na takiego, który zna te zasady. Jeżeli w ogóle znał jakieś zasady.
- Zawsze jesteś taki odważny, czy tylko jak bijesz kogoś pozbawionego możliwości ruchu - rzekł buńczucznie związany mężczyzna. Żaróweczka świeciła prosto w jego oczy.
- Wróciła ci mowa. Nie mam już ochoty na pogawędkę - odparł drab. Więzień splunął krwią pod nogi swojego towarzysza, którego o mały włos nie doprowadziło to do furii.
- A ja nie mam ochoty tu siedzieć - rzucił. - A już na pewno nie z takim palantem, jak ty - dodał.
- Jeszcze zobaczymy - a myśląc, że nie wytrzyma tej wymiany zdań, odszedł w kąt.
Mężczyzna nadal siedział na krześle i powoli odnajdywał się w nowej sytuacji. Wczoraj miał wracać do domu. Innym faktem było, że miało go tu wcale nie być, o czym dowiedział się dopiero na miejscu. To znaczy tutaj na pewno go miało nie być. Takiego końca podróży nie planował. Zrobił, co miał zrobić i wracał do domu. Zamykał drzwi wynajętego mieszkania, odniósł klucze i ... ciemność. Kolejnym obrazem jest dopiero to pomieszczenie. Najprawdopodobniej dostał czymś w głowę, dlatego tak go boli. Ten drab pewnie już nie raz wyładował na nim swoją złość. Linka coraz bardziej wrzynała się w ręce więźnia. Czuł nawet kropelki, spływające po jego dłoni. Musiał coś wymyślić. Oprawca nie krył swojej twarzy. Oznaczało to tyle, że żywy stąd nie wyjdzie. Musi się wydostać. Tylko jak? Popatrzył z odrazą na draba. Czekał, kiedy znowu zostanie sam. Ta chwila niestety nie nadchodziła. Miałby się poddać i zginąć? O nie. Tej przyjemności na pewno im nie uczyni. Im, czyli tym którzy go tak załatwili i ich szefowi. Tylko jak się wydostać z tego bunkru?

ocenił(a) serial na 10
evi9

Obie części fajne.
Podejrzewam, że tak naprawdę listu nie napisał Booth ale Sully dla zemsty.
Myślę że więźniem jest Booth, liczę na to, że nic mu się stanie. Czekam na kolejne części:)

_nn_

Olalala, czekam na cedeczka:)

Inesita84

bardzo interesujaca czesc :) z niecierpliwoscia czekam na cd :)

ocenił(a) serial na 6
evi9

Świetne!!! Weszłam na forum, patrzę jakieś opowiadanie. Akurat miałam ochotę coś przeczytać. Zaczęłam i strasznie się wkręciłam. Twój styl jest genialny, taki serialowy. Do tego niesamowity miałaś pomysł.! Strasznie mi się podoba. Coś czuję, że Sully maczał w tym wszystkim palce... Czekam na cd. ;)))

ocenił(a) serial na 10
justysia_7

A to taki mały prezent na jutrzejsze Mikołajki, bo nie wiem, czy jutro znajdę czas :)


Angela upierała się, by odwieźć Bones na lotnisko. Widząc niechęć Tempe ostatecznie ustąpiła. Jednak na lotnisku i tak będzie, o czym poinformowała swoją przyjaciółkę. Brennan zamówiła taksówkę i rozejrzała się jeszcze raz po mieszkaniu. Nie przywiązywała się do rzeczy, tak jak Booth do swojego SUV-a. Tak bardzo chciała zapamiętać inny obraz, ale ten musiał jej wystarczyć. Taksówka zajechała pod blok. Bones zabrała walizki i zeszła na dół. Kierowca, miły starszy pan, pomógł włożyć jej wszystko do bagażnika. Następnie dokładnie go zamknął, sprawdzając kilka razy, czy na pewno wszystko dotrze na miejsce.
- Tutaj będą bezpieczne - rzekł, uśmiechając się. - Na lotnisko? - upewnił się, przekręcając kluczyki w stacyjce. Bones przytaknęła i ruszyli. Do samolotu miała jeszcze jakieś cztery godziny, więc korki były jej niestraszne. Zawsze jechała dużo szybciej, bo doskonale wiedziała jak wszystko przebiega na lotnisku i w drodze na nie. Właśnie stali w korku.
- Na urlop? - zagadnął kierowca.
- Niezupełnie - odparła lakonicznie Tempe.
- Uciekamy od problemów tego świata? - dopytywał się starszy pan. Ktoś inny powiedziałby, że mężczyzna jest po prostu miły. Ona natomiast uważała, że jest ciekawski. Coż, jej dosłowne branie niektórych szczegółów tego świata sprawiało często trudność ludziom, którzy z nią obcowali. Natomiast jej jedyny problem nosił nazwę Booth i nie musiała przed nim uciekać, bo on sam od niej uciekł i nie raczył jej tego nawet powiedzieć.
- Można to tak nazwać - powiedziała, starannie dobierając słowa i przełykając ich gorycz, a raczej ich obojętność.
- Znam taki skrót, jeżeli się pani zgodzi, oczywiście - zaproponował w pewnej chwili kierowca. Bądź co bądź, stali już w tym korku z dobre pół godziny.
- Mam jeszcze sporo czasu, ale dziękuję za propozycję - odparła Bones. Jechali powoli, ale Brennan to nie przeszkadzało. Patrzyła na samochody obok, które też nie zdradzały żadnego ruchu. Tylko kierowców szlag trafiał. Co niektórzy krzyczeli wszystkie przekleństwa, jakie dostępne są w słowniku wyrazów wulgarnych. Mimowolnie pomyślała o swoim partnerze, który nienawidził korków, ale nigdy nie wykorzystywał syreny, żeby zapewnić sobie wolny przejazd. Po godzinie droga była już przejezdna. Teraz kierowca nieco przyspieszył, mając na uwadze przepisy. Nie planował płacenia mandatu. Ulica była bardzo spokojna. Oprócz taksówki nie poruszał się po niej żaden inny samochód. Cisza, spokój, pusto. Żadnych przechodniów, nikt się nie spieszy i tylko ta jedna taksówka. Ta cisza wywoływała dziwne uczucie, trudne do identyfikacji, jeżeli uczucia da się w jakiś sposób zidentyfikować.
- Co do cholery! - krzyknął nagle taksówkarz.
- O co chodzi? - spytała, zaalarmowana Brennan.
- Widzi pani tego idiotę? Zatarasował drogę - spokojny do tej pory taksówkarz, teraz pokazał się z tej drugiej strony. Kierowca kląc, cofnął i chciał zawrócić. Nie wiadomo skąd wzięła się ciężarówka na środku skrzyżowania. Ale nie ulegało wątpliwościom, że jej kierowca był idiotą. Faktycznie zablokował ruch, którego i tak tam nie było. Może zrobił sobie przerwę. Nagle boczna szyba rozkruszyła się z hukiem na kilkadziesiąt kawałków. Kierowca przestraszył się nie na żarty. Brennan zaczęła szukać pistoletu w torebce, gdy poczuła się strasznie śpiąca. Jej powieki samoczynnie opadły. Ostatni obraz w jej głowie to czarny, duży hammer, wyjeżdżający z bocznej uliczki i dźwięk kolejnych strzałów. I nastała całkowita, niezmącona niczym cisza.

Z zamyślenia wyrwał go dzwonek telefonu. Nowy przyjaciel wstał i wygrzebał komórkę z kieszeni ciemnych spodni. Nie wysilił się jednak by wyjść. Takie zachowanie oznaczało tylko jedno, z czego człowiek na krześle doskonale zdawał sobie sprawę. Za dużo już w życiu widział, by miał najmniejszy problem z odgadnięciem kto dzwoni. I miał rację. Po drugiej stronie znajdował się zleceniodawca porwania. Drab miał tak głośno ustawiony dźwięk, że żadne słowo nie przeszło koło ucha więźnia.
- Tak szefie, załatwione - odparł osiłek.
- Doskonale. Teraz się nim zaopiekuj. Rozumiesz? - zapytał nieznajomy głos z telefonu.
- Jasne, szefie. Załapałem - rzekł niepewny, czy faktycznie wie, o co chodzi.
- To dobrze. Jak coś spieprzysz to...
- Wiem, szefie. Nie spieprzę - zapewnił rozmówcę drab. Strach przed szefem był chyba powszechny wśród grup przestępczych. Szef - ten co cię zabije bez wahania, jak coś spieprzysz, albo tylko po to, by zrobić sobie przyjemność i ostrzec innych.
Komórka z powrotem powędrowała do kieszeni, a zbir wyszedł. Widocznie pora obiadku - pomyślał skrępowany na krześle mężczyzna. To został sam. Miał dziwne przeczucie, że wie więcej niż mu się wydaje. Zaczął szarpać się ze swoimi więzami. Szanse na uwolnienie były minimalne i zmniejszały się z każdą kolejną minutą. Ale to nie była taka pierwsza jego sytuacja. Znowu usłyszał kroki. Tym razem ktoś minął to pomieszczenie. Mężczyzna jeszcze raz rozejrzał się uważnie po tym bunkrze. Regały, nie wnosiły nic oprócz tego, że były. Stały sobie i to wszystko. Żadnego narzędzia, którym można rozwiązać, przeciąć lub rozerwać więzy. Pustka. W głowie więźnia również nie było żadnego pomysłu. Ktoś wszystko dobrze przemyślał. Każdy swój ruch. I każdy ruch przeciwnika. Pierwszy raz spotykał się z czymś takim. - Agent Booth, co za miłe spotkanie - usłyszał głos. Z trudem odwrócił naprawdę ciężką głowę i zobaczył...


I co myślicie???

evi9

jaki mily prezent ;) bardzo ciekawie piszesz... tak tajemniaczo xD :) super ale musialas przerwac w takim momencie ?? ... normalnie zawalu mozna dostac xD ;) z niecierpliwoscia czekam na cd :)

ocenił(a) serial na 6
evi9

Myślę, że masz duży talent! Ale to wszystko pokomplikowałaś. A było tak pięknie... Kogo zobaczył??? Wstawiaj szybko kolejną część!

ocenił(a) serial na 10
justysia_7

Nie wiem czy mam rację, ale myślę że Sully mógł być zdolny do porwania Bootha. Ciekawe też co się stanie z Bones, czyżby i ją porwano? Czekam na kolejną część:)

evi9

Z niecierpliwością czekam na kolejną część :-)

Ewelaila

- Agent Booth, co za miłe spotkanie - usłyszał głos. Z trudem odwrócił naprawdę ciężką głowę i zobaczył...
Pomyślałam bym, że to Bones, ale coś mi nie pasuję tu, czekam na cedeka:)

ocenił(a) serial na 10
Inesita84

A oto kolejna część


Lotnisko było dzisiaj strasznie zatłoczone. Ludzie co krok na siebie wpadali. Taksówkom brakowało miejsca na parkingu. Taśma z bagażami co chwilę się zacinała. Na środku tego wszystkiego stała drobna kobietka na szpilkach dosłownie i w przenośni. Czekała na swoją przyjaciółkę, która miała właśnie dzisiaj wylecieć do pracy do Maroka. Stojąc, myślała, że powinna była częściej zaglądać na lotnisko, bo nie jednego przystojniaka już zauważyła. Teraz było jednak po ptokach, bo na palcu lśnił piękny, zaręczynowy pierścionek. I wcale nie żałowała. "Co się dzieje z Brennan? Powinna już tu być. Przecież ma za czterdzieści pięć minut samolot" - myślała, a nachodziły ją coraz to gorsze myśli. Jej przyjaciółka się nie spóźniała. Na samolot na pewno nie. A może... Wpadło jej nagle do głowy, że Booth wrócił i zatrzymał Bones w drodze na lotnisko. To byłby cud, w które ona, w przeciwieństwie do Brennan, wierzyła. I nie miała nic przeciwko niemu. Wreszcie wyszłaby za Hodginsa, zaszła w ciążę...
- Ała.
- Przepraszam, nie chciałem - odparł jakiś Latynos, który potrącił Angelę.
- Nie szkodzi, słodziaku - powiedziała, puszczając do niego oko.
Facet wyglądał jakby trafił do raju. Jednak Angela miała obecnie inne sprawy i nie mogła się z nim wybrać na przeprosinową kawę. Wady stanu narzeczeństwa i czekania na przyjaciółkę. "Gdzie ona jest do cholery?" - myślała i myślała. "A może ją przegapiłam? Nie, niemożliwe." Postanowiła zadzwonić do Bones, bo to czekanie doprowadzało ją do szału. Czekała już za długo, ale nie chciała przeszkadzać kochankom. Wyobraziła sobie, że jej telefon spowodowałby rozstanie tej dwójki, a tego by sobie nie wybaczyła. Ale ile można się witać? Długo, bardzo długo. Szczególnie po tak długim rozstaniu. "Raz kozie śmierć" - postanowiła. Wyjęła telefon. Wybrała numer i nacisnęła przycisk z zieloną słuchawką. Pojawił się sygnał. Jeden. Drugi. Trzeci i kolejne, a Bones nadal nie odbierała. W końcu:
- Tu Brennan. Nie mogę odebrać. Zostaw wiadomość, lub zadzwoń później - odezwała się poczta głosowa Bones.
- Słuchaj, kochana. Zadzwoń. Bo ja tu czekam na lotnisku i się martwię. A jeżeli Booth wrócił to pozdrów go ode mnie, ale nie każ mi tu dłużej czekać. Pa - o przystojnym Latynosie opowie jej później. Tylko kiedy to później nastąpi? Jednak ta poczta głosowa nie dawała Angeli spokoju. Zbyt dobrze znała Brennan. Ona nawet w łóżku z Boothem odebrałaby telefon. Nie coś się musiało stać. "Zadzwonię do Hodginsa. Może on wie coś więcej". Jak pomyślała tak zrobiła.
- Cześć, kochanie. Stęskniłaś się za mną? Jak tam doktor Brennan? - przywitał ją Hodgins.
- Jack, czy Booth wrócił? Bo Brennan jeszcze nie ma, a za chwilę ma samolot.
- Nie. Nic mi o tym nie wiadomo. Myślisz, że to jakiś spisek? Coś tam gadali, że podobno dzisiaj wrócili, ale o Bothie ani słowa.
- Boję się, że coś jej się stało. Ona się nie spóźnia na samolot. A na dodatek włącza się poczta - relacjonowała coraz bardziej zdenerwowana i mniej pewna siebie Angela.
- Kochanie. Skoro wrócili, to pierwsze co zrobił Booth to poszedł do Brennan. Sama mówiłaś, że wreszcie się odnaleźli. A komórki pewnie wyłączyli, żeby nikt im nie przeszkadzał - słowa Hodginsa jakoś jej nie uspokoiły. W innej sytuacji bardzo cieszyłaby się z takiego obrotu spraw, ale tym razem coś ją w tym wszystkim kłuło.
Kiedy się rozłączyła, nie miała pojęcia, co robić. Jeśli faktycznie wrócili, to Booth pewnie ją dorwał i wybił z głowy to całe Maroko. Samolot Bones właśnie wystartował, a jej nie było. Na pewno jej nie przegapiła. Z lotniska pojechała prosto do domu przyjaciółki. Drzwi były zamknięte, ale ona miała ze sobą klucze, które dostała ostatnio od Brennan. Pani antropolog prosiła, by czasem zerknąć na jej mieszkanie. Tak dla świętego spokoju, ale to już były słowa Angeli. Teraz dziękowała w duchu za tę opatrzność. Przekręciła klucz, nacisnęła klamkę. Pierwsze miejsce, do którego poniosły ją nogi, stawnowiła sypialnia. Ciekawość zżerała ja od środka. W mieszkaniu było jednak za cicho, by ktokolwiek, nawet śpiąc, w nim się znajdował, o czym Angela przekonała się zaraz po wejściu do sypialni. Tu ich nie było. Artystka zauważyła, że jedna książka na regale odstaje od innych. To znaczy, nie była do końca w nie włożona. Ta ciekawość, czy jak kto woli wścibskość Angeli, tym razem była zrządzeniem losu. Do książki coś zostało włożone. Koperta. A w niej list. Wydrukowany.
- Co to za romantyk - parsknęła Angela. Rozłożyła delikatnie papier i zaczęła czytać. Musiała tą czynność wykonać kilka razy, żeby zrozumieć, o co w tym wszystkim chodzi.
- Nie, Booth. Ona ci tego nie daruje. Jak mogłeś zrobić coś tak głupiego? - zastanawiała się na głos. Teraz już znała powód tej szybkiej decyzji o wyjeździe. Ona znowu uciekła, a raczej miała taki zamiar. Znowu poczuła się opuszczona i skrzywdzona. - Żebyś tylko zdążył, Booth - zrobiła zdjęcie listu komórką i odłożyła go na miejsce. Książka powędrowała z powrotem na regał. To była ta z dedykacją dla Bootha.

evi9

Kurczę, daj szybko kolejną część :-) Może z następnej dowiem się, co było w liście.

Ewelaila

Kiedy cedek??? Jestem bardzo ciekawa:) Świetnie:)

ocenił(a) serial na 10
Inesita84

Ciekawe co zawiera list. Czekam na kolejną część:)

_nn_

interesujaca czesc... strasznie mnie ciekawi to co jest napisane w tym liscie :) czekam na cd :)

ocenił(a) serial na 10
mara625

To kolejna część dla was...
Dziękuję za wszystkie komentarze...
Odkryjcie w sobie duszę detektywa;)

Z trudem odwrócił naprawdę ciężką głowę i zobaczył...


- Charlie, co ty tu, do cholery, robisz? - spytał swojego asystenta.
- Miły się zrobiłeś, Booth - odparł na to Charlie.
- Jeśli to twoja sprawka, to... - zaczął, zdezorientowany agent.
- Takie jest życie - upomniał go jego teraz już były asystent. I z pewnością martwy. Nie, żeby Booth był mściwy, ale nie wyjdzie stąd żywy, zostawiając ich przy życiu. - Doktor Brennan była o wiele spokojniejsza.
Wszystkie mięśnie agenta napięły się do granic możliwości. Szczególnie te na twarzy. A myślał, że już był na granicy wytrzymałości. Jego oczy przybrały złowrogi wyraz. Wzrokiem mógł zabić. Tak, z antropologicznego punktu widzenia to niemożliwe. Ale dla niego teraz wszystko było możliwe.
- Co jej zrobiłeś, sukinsynie? - spytał Booth, nie siląc się na przyjemności.
- Trochę kultury, agencie. Przecież jesteś dźentelmenem. Coż, szkoda, że twoja niedoszła partnerka znalazła sobie innego Alfonsa - jego słowa uderzyły Bootha, mocniej niż pięść boksera. Nie wierzył mu, ale i tak go to zabolało. Charlie jego zaufany człowiek okazał się.. No właśnie kim? Porywaczem? Zbirem? Mordercą?
- Twoja kariera w FBI właśnie się skończyła - odparł Booth, próbując zdominować swojego byłego asystenta.
- I nawzajem, bo chyba nie myślisz, że wyjdziesz stąd żywy? - uśmiech na twarzy Charliego był jakiś dziwny. Jakby nie jego. Chłopak przekreślił swoje życie. Miał przecież przy sobie kobietę, której się oświadczył. Piął się szybko w górę po schodkach kariery. Mógł stać się pełnoprawnym agentem, na co Booth miał ogromną nadzieję. A teraz skreśla swoje dotychczasowe wysiłki i marnuje pracę swoją i innych. Booth nie mógł tego przetrawić.
- Jeszcze tu wpadnę. A teraz wybacz, mam ważniejsze sprawy - oznajmił Charlie.
- Idź do diabła - odparł Booth.
Charlie wyszedł spokojnie, puszczając uwagę swojego mentora mimo uszu. A Booth wychodził z siebie. O siebie nie dbał, ale gdzieś tam jest Brennan. Coś może jej grozić, a on jej nie pomoże. Nie. On wróci z zaświatów, żeby ją ratować. Wszyscy, którzy byli przewidziani do tego zadania już wrócili, może ktoś zauważy, że jego wśród nich nie ma. Gryzło go jeszcze coś. Inny Alfons. Nie. On wiedział co to znaczy, ale nie spodziewał się, że Brennan mogła zrobić mu coś takiego. Nie może w nią zwątpić, ale Charlie... On jej nie znał. Wymyślił coś na poczekaniu, żeby zobaczyć jego reakcję. Znał Bootha. Wiedział, że słuchając o swojej partnerce wszelkie hamulce mu się zacinają. Nie kontroluje tego co robi. Tak było ostatnio, jak pobił Sullivana i teraz też miał ochotę rozwalić buźkę Charliemu. Brennan. Ona stała się teraz bieżącym i jedynym obrazem, który miał w głowie. Tylko jak jej pomóc, jeśli dzieli ich ileś tam set kilometrów? Przecież nie telepatycznie. Ona i tak w to nie wierzyła.

And? Jak wrażenia???

evi9

wrazenia wrazenia ogromnie... domyslalam sie ze to nie Sully ale zeby Charlie... robi sie bardzo ciekawie... xD czekam na cd :)

ocenił(a) serial na 10
mara625

A to kolejny cd dla fanów moich bazgrołków (chyba mogę tak o was mówić??) ;-)

- Gdzie zgubiliście agenta Bootha? - pytał zdenerwowany Cullen, ludzi, którzy jako ostatni mogli widzieć Bootha.
- Nie mamy pojęcia - odparł jeden z nich. - Wróciliśmy kilkoma transportami. W którymś musiał być - zapewniał, ale jego zapewnienia na nic się zdały.
- W żadnym go nie było. Zgubiliście najlepszego agenta FBI - odparł Cullen.
- Jak jest najlepszy, to sam się znajdzie - wybuchnął inny agent, ale w tym samym momencie tego pożałował. Cullen zmierzył go wzrokiem i już miał zamiar wygłosić przemowę, ale ograniczył się tylko do kilku słów:
- Obyś miał rację, bo ktoś za to beknie. Obiecuję.
W tym czasie zadzwonił telefon. Cullen miał nie być z nikim łączony, ale podobno było to coś ważnego.
- Dzień dobry pani. W czym mogę pomóc? Doktor Brennan? A co z nią? Nie przyjechała na lotnisko, a sprawdziła pani w laboratorium? Przepraszam. Oddzwonię do pani. Mam kolejny telefon - co z tymi telefonami dzisiaj się dzieje? - Co znowu? Co się stało? Trup? Ok. Kogoś tam poślę - rozłączył się. - Cholera co dzisiaj za dzień? A wracając do sprawy zaginionego agenta, zarządzam poszukiwania na całym terenie. Macie go znaleźć. Zrozumiano? - tak zakończył spotkanie z pozostałymi agentami, ale sam również ruszył tyłek. W końcu Booth to jego najlepszy, najbardziej zaufany i najbardziej ślepy, jeżeli chodziło o uczucia, agent. To dyrektorskie krzesło trzymał dla niego i żadnego innego.
Na miejsce znalezienia trupa Cullen posłał agenta Tima Sullivana. Cam wymówiła się ważną pracą i licznymi obowiązkami. Tym sposobem Sully pojechał na miejsce sam. Co nawet go cieszyło, bo nikt nie będzie mu marudził.
Cullen obdzwonił wszystkich agentów, których znał i pytał o Bootha. Ale ten zapadł się jak kamień w wodę. Charlie mu nie pomoże, wziął urlop i nie odbierał połączeń. Pewnie przygotowuje się do ślubu. Przecież to niedługo. Dyrektorowi przypomniało się, że miał oddzwonić do panny Montenegro, którą potraktował dość oschle. Ciekawe, czy jej zguba się znalazła.

- Co to za palant! - wykrzyczała Angela, po skończonej rozmowie z dyrektorem FBI. Była już w instytucie. Oczywiście, jeszcze nikogo oprócz Jacka nie poinformowała o swoich domysłach. To tylko domysły, ale one znaczyły jej dalszą drogę postępowania. Jej emocje powoli zaczęły sięgać zenitu. Zdążyła się już wypłakać w mieszkaniu Brennan. Tam właśnie obiecała sobie, że pierwsza dorwie Bootha i powie mu, co o nim myśli. Mieszkanie agenta też odwiedziła. Była nawet w Royal Dinner. Nigdzie ich nie zastała. Dlatego te domysły stawały się coraz bardziej prawdopodobne. Jack próbował ją uspokajać, ale ona nie dała sobie wmówić, że wszystko w porządku, bo takie nie było.
- Ange? Jak się czujesz? - spytała, stojąca w drzwiach pracowni Cam.
- Nie wiem. Nie mam pojęcia. Coś się stało?
- To ja cię o to pytam. Przecież widzę, że coś jest nie tak - Cam byłaby dobrym detektywem. - Jeżeli chodzi o doktor Brennan, to ja też już za nią tęsknię i nie jestem za tym wyjazdem, ale to jej życie - odparła doktor Saroyan.
- Ona nie wyjechała. Czekałam na nią na lotnisku, miała przyjechać taksówką. Nie przyjechała.
- A może ją przegapiłaś? Wiesz tłum ludzi był pewnie na lotnisku - zaczęła zastanawiać się Cam.
- Nie. Na pewno nie. Wiedziała, że tam będę. Potem do niej dzwoniłam, ale nie odbierała. Samolot wystartował bez niej. Potwierdzili na lotnisku, że nie brała udziału w odprawie. Myślałam, że Booth wrócił, ale - zatrzymała się. Nie wiedziała, co ma dalej powiedzieć. Coś musiała. - Byłam u niej w mieszkaniu. Na pewno z niego wyszła. Sprawdzałam wszędzie. Mieszkanie Bootha, Royal Dinner, laboratorium, nawet Sweetsa pytałam, ale wszędzie pusto.
- Może powiedzmy Cullenowi - zaproponowała.
- Już do niego dzwoniłam. Potraktował mnie jak histeryczkę. Ale ja wiem, że coś się stało - odparła zrozpaczona Angela.
- Już dobrze, Ange. Ja pogadam z Cullenem. Agent Sullivan - zawsze go tak nazywała - ma przywieźć jakieś ciało. Ale podobno jeszcze w dobrym stanie, więc jeśli chcesz to możesz iść do domu.
- Nie. Zostanę. W domu zwariuję. A tu? Przecież w każdej chwili może tu przyjść - Angela z nadzieją przedstawiła swoje stanowisko.
- Ok - szefowa ją rozumiała. Sama też zaczęła przeczuwać kłopoty, bo każde dziwne zachowanie tej słynnej pary je zwiastowało, ale na razie trzymała to dla siebie.
Kilka minut po wyjściu Cam, zadzwonił telefon. Angela spojrzała na wyświetlacz. Cullen chyba miał wyrzuty sumienia, że nie potraktował jej zbyt poważnie. Odebrała połączenie ze strachem, ale i nadzieją, bo pewnie jeszcze niewiele wiedzieli, o ile cokolwiek. Jednak to, co usłyszała, nadzieję zmniejszyło do potrzebnego do życia minimum.


Podoba się? Nie podoba się? Komentujcie!!!!

ocenił(a) serial na 6
evi9

Nadrobiłam wszystkie części, których nie czytałam i mogę powiedzieć - jestem Twoją fanką! Biedna Bones, ciekawe co z nią. Mam nadzieję, że nic jej się nie stanie... Czekam na cd. xD

justysia_7

Podoba się:) świetne opko:) czekam na cedeczka:)

ocenił(a) serial na 10
Inesita84

Opowiadanie świetne. Mam nadzieję, że znajdą i Bootha i Bones. Czekam na kolejne części:)

_nn_

wrescie probuja znalezc Bootha i Bones :) super opoko... :) czekam na kolejna czesc :)

ocenił(a) serial na 10
mara625

Oto kolejna część mojego opka

- To jest ciało z taksówki? - spytała Cam, gdy dostarczono jej trupa.
- Tak, doktor Saroyan - odparli zgodnie wszyscy, którzy je przytaszczyli.
- Ale tu jest wszystko czarno na białym - odparła. - Nawet przyczyna zgonu jest jednoznaczna - mówiła, pokazując ślad po kuli w klatce piersiowej.
- To jest taksówkarz waszyngtońskiej firmy - oznajmił jej głos, który pojawił się znikąd.
- Agencie Sullivan, co to ma być? Żadnych szczątek, więc co on tu robi. Z identyfikacją nie ma problemu - i przekazała mu odpowiednie dokumenty.
- Cam, czy możemy porozmawiać na osobności? - zapytał, niezrażony jej reprymendą.
- O ofierze? To nie ma sensu - odparła zdenerwowana. Teraz miała ważniejsze sprawy na głowie niż jego zabity, ale cały taksówkarz.
- Możesz zwołać resztę pracowników, tych związanych z Brennan? - mówił dalej.
- Oni się nie zajmują takimi przypadkami - odparła. Nie miała ochoty ich denerwować i tak przechodzili piekło.
- Ale tu chodzi o Brennan, a nie denata - powiedział, coraz bardziej igrając z logiką Cam. - W bagażmiku tej taksówki znaleziono jej walizki. Natomiast jej nigdzie nie było. Kazałem sprawdzić teren.
Cam powoli rozumiała potrzebę zwołania tego nieformalnego zebrania, ale coś jej tu nie pasowało. Domysły Angeli zaczęły przybierać miano faktów i to dokonanych. Z wielkimi oporami poinformowała o spotkaniu. Sully również brał w nim udział, co reszcie się nie spodobało. Nie lubili go i nie mieli zamiaru tego ukrywać.
- Cam, o co chodzi? - zapytał Hodgins, siląc się na odwagę.
- O doktor Brennan - wyprzedził ją Sully, a ona tylko pokiwała twierdząco głową.
- To o co chodzi? - dopytał Hodgins, nie reagujac na odpowiedź agenta Sullivana.
- Doktor Brennan została prawdopodobnie porwana - te słowa wywołały strach i podniesienie poziomu adrenaliny we krwi zgromadzonych.
- Wiedziałam - powiedziała Angela, zanosząc się od płaczu i wybiegając z gabinetu szefowej. Hodgins pobiegł za nią, ale przed tym dodał:
- Przepraszam. Ale jesteśmy do dyspozycji - i wybiegł w poszukiwaniu narzeczonej.
- Cholera jasna, a Bootha nie ma - powiedział zmartwiony Wendall, a Cam zrobiła wielkie oczy. On znał takie słowa? - To co mamy? - był zwarty i gotowy do działania.
- Niewiele. Tylko ciało taksówkarza, jego taksówkę i miejsce, prawdopodobne miejsce porwania - odparła Cam, będąca pod wrażeniem spokoju doktoranta. Ale ten spokój był tylko pozorny.
- To do roboty - i wyszedł. Sully praktycznie zrezygnował z przekazania dodatkowych informacji, bo i tak wymagali potwierdzenia od doktor Saroyan. A może to i lepiej - pomyślał.
- Jak coś znajdziecie to dajcie mi znać - zakomunikował pani patolog. Cam spojrzała na niego, jak na Marsjanina. A on odwrócił się na pięcie i pojechał do FBI.
- Cam - usłyszała po chwili głos Angeli, nieco zmieniony płaczem.
- Wchodź Ange - ona nie mogła płakać. A też powoli miała na to ogromną ochotę.
- Cam. Ja nie chciałam tego mówić przy Sullivanie, bo mu nie ufam. Ale... Ja rozmawiałam z Cullenem. Zadzwonił do mnie zaraz po twoim wyjściu - Angela czuła, że łzy znowu napływają jej do oczu.
- Też go nie lubię - poparła artystkę Cam. - Sullivana, oczywiście - dodała dla jasności.
- Cullen powiedział, że... że - Angela nie mogła już wytrzymać, nadzieja ją opuszczała, a płacz się nasilał. - Booth zaginął po wykonaniu zadania. Mają go szukać...
Ta wiadomość przeraziła Camille. Dopiero teraz dowiedziała się o zaginięciu agenta. Booth zaginął. Brennan porwana. I co teraz? Bedą walczyć o Brennan, o Bootha i o ujęcie wszystkich, którzy mieli z tym coś wspólnego. Nie poddadzą się i znajdą wszystkich.
- Znajdą się. Obiecuję ci, Ange. Znajdziemy ich. Wendall już zaczął szukać - powiedziała, dodając nadziei sobie i artystce.
- To dobry chłopak. Zasługuje na ten doktorat - pochwaliła go, zanosząc się od płaczu i łykając gorzkie łzy życia.
- Tylko nie bardzo pewny siebie.
- Jack już zabrał się za taksówkę. Ja też tam zaraz pójdę. Może mu się na coś przydam - Angela ciągle ocierała strumienie łez.
- Damy radę - podkreśliła Cam.
Tak dają. Dla Brennan. Po wyjściu Angeli, Cam zabrała się za zbadanie taksówkarza. Nie sądziła, że znajdzie potrzebne odpowiedzi, ale przecież Brennan tyle razy pomagała trupom, fakt, że w stanie rozkładu, ale trupom, to może teraz ten jeden pomoże im do niej dotrzeć. Miała jeszcze iskierki nadziei. Brakowało jej wkurzonego, zmartwionego, wychodzącego z siebie Bootha, który nigdy nie tracił nadziei. Nawet, gdy koniec był blisko, zawsze ją ratował. A teraz oni muszą go zastąpić.
- Booth, gdzie ty jesteś? - wzniosła błagalnie oczy ku sufitowi, za którym gdzieś tam dalej było niebo.

Praca w instytucie wrzała. Zezulce nie dawali za wygraną. Hodgins drugi dzień siedział w tej taksówce i szukał próbek. Było tego dużo, ale raczej nie były one powiązane z porwaniem doktor Brennan. Angela czekała na telefon z kwotą okupu, jednak nie wydawało jej się prawdopodobne, by ktoś go żądał. Cam badała wszystko, co wpadło jej w ręce i odkryła jeden drobny szczegół, ale w tej sytuacji to i tak było coś.
- Cam, o co chodzi? - spytał Jack, kiedy poprosiła go o chwilę rozmowy.
- Toksykologia wykazała duże stężenie chloroformu - powiedziała.
- Gaz usypiający - stwierdził Hodgins.
- Tak. Brennan nawet się nie broniła, bo zasnęła jak suseł - stwierdziła otwarcie i obrazowo Cam.
- A co z pociskiem?
- Już przekazałam wszystkie dane Cullenowi. Nie powinien mieć problemu z odszukaniem sprawcy - pocieszyła współpracownika.
- Ale my szukamy Brennan - odparował. - Znalazłem coś, co mnie zaciekawiło. Na siedzeniu był martwy komar. Występujący tylko w niewielu miejscach w Stanach. To może być ślad - przekazał jej wyniki swoich badań, które właśnie wydrukował.
Zerknęła do nich i wykonała telefon do Cullena. Nie był zadowolony, że zawraca mu głowę, ale wiedział też doskonale, że Booth, o ile się znajdzie, nie podaruje mu zbagatelizowania tej sprawy. Zajął się nią razem z Sullivanem. To był agent, który jako jeden z nielicznych nie został wydelegowany do odnalezienia Bootha. Cullen potrzebował go w Waszyngtonie. Na dodatek to on był na miejscu i odkrył porwanie doktor Brennan. Za co jakoś nie potrafili być mu wdzięczni.
- Mamy ślad - powiedział Cullen, po telefonie doktor Saroyan.
- Co znaleźli? - spytał Sully.
- Miejsce, w którym może być doktor Brennan - odparł dyrektor, a Sully przyjął to z ulgą.
- Pojadę tam. I przywiozę ją.
- Czekaj. Każę przeczesać teren, bo trochę go jest. Pojedziesz, jak coś znajdziemy. Wyślę też psy z przewodnikami - zastopował go Cullen.
- Ale nie ma czasu do stracenia - wyrzucił zdenerwowany Sully.
- Spokojnie. To silna kobieta. Wytrzyma, inaczej nie byłaby partnerką Bootha - stwierdził Cullen. Tak bardzo agent Booth był mu teraz potrzebny. Jemu i Brennan.
Sully nie zareagował na wzmiankę o Boothie. Jakby go to wcale nie obchodziło. Dla niego ważniejsza była Brennan. On ją nadal kochał, a przynajmniej tak mu się wydawało. Seeley potrafi się zabawić, ale nie potrafi oddać się całkowicie. Teraz ona już o tym wie i zapomni o nim. Znowu będziemy razem i nikt nas nie rozdzieli. A Booth już na pewno nie.
- Sully. Sully! Sully!!! - Cullen próbował sprowadzić go na ziemię.
- Tak, dyrektorze? - spytał agent, któremu przeszkodzono w marzeniach o przyszłości.
- Sprawdź tego gościa, ok? To z jego broni, zabito tamtego taksówkarza - rozkazał Cullen, a Sully podniósł swoje cztery litery i udał się pod wskazany adres.
Cullen zabrał się teraz do szukania Bootha. Rozszerzył teren poszukiwań i wyznaczył kolejnych agentów. Agenci mieli sprawdzać po kilka razy każdy najmniejszy skrawek terenu. Tak, żeby nie przegapić nawet niezauważalnego śladu. Chciał im nawet kazać włączyć lasery w oczach i widzieć rzeczy niewidoczne, ale doskonale wiedział, że tego nie da się zrobić. Musiał czekać. Tylko na co? Na cokolwiek co da mu jakieś konkrety i naprowadzi na ślad jego najlepszego agenta. Gdzieś głęboko miał cichą nadzieję, że Booth sam się odnajdzie, wparuje do siedziby FBI i spyta:
- Tęskniliście za mną?
albo:
- Co tak długo?


Co o tym myślicie?

evi9

super sprawa nabiera tempa... :) ciekawe kiedy odkryja kto tak naprawde za tym stoi... :) bardzo podoba mi sie opok... czekam na cd :)

ocenił(a) serial na 10
mara625

Ale się dużo dzieje w tym opowiadaniu. Czekam na kolejną część:)

_nn_

Ładnie, pięknie, kiedy cedek??

ocenił(a) serial na 6
evi9

To opowiadanie bardzo trzyma w napięciu! Poza tym strasznie się wkręciłam. Nie mogę się doczekać kiedy dowiemy się o co w tym wszystkim chodzi! Mam nadzieję, że Brennan i Booth'owi nic się nie stanie i że będą razem! A Sully niech idzie do diabła! Czekam na ciąg dalszy!

ocenił(a) serial na 10
justysia_7

A oto cedek ;)

Booth powoli opadał z sił, a pomoc nie nadchodziła. Jak długo ma jeszcze czekać. Z tego co usłyszał był tu już tydzień, a może dwa. Pomysłów na wydostanie się miał tyle co kot napłakał. Żadnego racjonalnego rozwiązania, czyli takiego, po którym wyjdzie stąd żywy. I te cholerne więzy. Ostatnio dociągnęli je mocniej, żeby wytrzymały coraz to bardziej desperackie próby uwolnienia się z nich. Ból już trochę zelżał, ale jego mięśnie w bezruchu wiotczały. To co odczuwał od kilku dni, to nie był ból fizyczny. Gryzło go to wszystko. Cała ta sytuacja dała mu się we znaki. Bones go nie odszuka. Zezulce pewnie też nie. Mógł liczyć wyłącznie na siebie. To samo przeżywał, kiedy był snajperem. Też nie mógł na nikogo liczyć. W tym położeniu zamiast myśleć o sobie coraz bardziej skupiał się na Bones. Chciał ją ratować. A potem stanąć z nią przed ołtarzem i ślubować jej miłość, wiernosć i uczciwość małżeńską. Nie pamiętał nawet, czy powiedział jej w końcu, że ją kocha. Czy wypowiedział te trzy, tak ważne słowa. Brakowało mu Zezulców. Żałował, że nie ma tu z nim Sweetsa, bo wtedy na pewno by stąd uciekł. Zrobiłby wszystko, by nie słuchać psychologicznych wywodów swojego terapeuty. Metalowe drzwi się otworzyły i wszedł przez nie, nie kto inny, jak Charlie. Wyglądał na zadowolonego z siebie. Trochę źle zawiązał krawat, ale jemu to raczej nie przeszkadzało. Zapomniał o wypastowaniu butów, a Booth myślał, że go czegoś nauczył. Nie najlepiej też dobrał kolor koszuli, ale miał prawo do błędów. Przecież na nich człowiek się uczy.
- Mówiłem, że wpadnę - przywitał Bootha i wyszczerzył zęby. Agent specjalny spojrzał na niego z odrazą. - Możesz odejść, zostanę tu jakiś czas - skierował się do draba.
- Ale - tamten zaczął oponować, jednak Charlie nie zamierzał z nim dyskutować. Wycelował w niego swój pistolet, ale jakiś inny. Nie ten, który miał jako pracownik FBI. Drab odchodził, uspokajając jednocześnie zdenerwowanego Charliego. Booth patrzył na tę scenę w milczeniu. Jego były asystent za dużo się kryminałów naczytał. Booth żałował, że kazał mu zapoznawać się z każdym swoim raportem.
- No agencie zostaliśmy sami - zwrócił się z powrotem do Bootha.
- Czego chcesz? - odparł wściekły i bezsilny Booth. Ta bezsilność go dobijała. Ale stąd nie było wyjścia. Mimo to nie stracił całkowicie nadziei. Co go przy niej trzymało? Miłość do jego Bones. Może nadarzy się jeszcze jakaś okazja do pryśnięcia.
Charlie nie odpowiedział. Patrzył tylko na swojego ulubionego agenta, byłego szefa, którego darzył szacunkiem. Przynajmniej kiedyś. Wiedział, że go szukają. Ale wiedział też, że go nie znajdą. Nie tutaj.
- Mam nadzieję, że Steve nie zrobił ci krzywdy? - spojrzał tylko na niego, by znać odpowiedź.
- Coś ty, gadamy sobie o życiu - odparł ironicznie Booth. Nie było z nim jeszcze tak źle, bo nie stracił tej swojej uszczypliwości.
- Nie denerwuj go, to nie wpadnie w furię - poradził asystent.
- Zapamiętam - odparł agent. Charlie chyba nie wiedział, co znaczy furia w wykonaniu Bootha. To byłoby dopiero coś. A jakiś tam drab mógł się tylko i jedynie zdenerwować.
- Doktor Brennan... - zaczął, a Booth spojrzał na niego wzrokiem rozjuszonego byka. - Wiesz, lubię ją. Ostra z niej babka. Pasowaliście do siebie. Założyłem się, że się pobierzecie, ale teraz chyba przegram - odparł smutno.
Booth nie czuł litości. "Założył się. I po co on mi to mówi? Chce mnie wykończyć, bez użycia broni? Nie dam mu tej satysfakcji." Charlie skończył opowiadać o Bones i zamilkł. Siedzieli tak w ciszy, dusząc się w tym przestrzennym pomieszczeniu. Booth odniósł wrażenie, że jego były asystent napawa się zwycięstwem. Booth nigdy nie pojmie, jak można sobie zniszczyć życie dla kilku ulotnych chwil satysfakcji. Charlie pracował ciężko, a teraz zmarnował kilka lat swojego życia. Dla jednej chwili urojonego zwycięstwa. Bo zwycięstwo to bycie dobrym wśród złych, a nie upodabnianie się do nich. Jego asystent jednak chyba o tym zapomniał.

Minął kolejny tydzień. Śladu doktor Brennan żadnego. To już drugi tydzień jak jej nie ma. Było tak, jakby wyjechała. Ale ona jest gdzieś, nie wiadomo gdzie i nie wiadomo w jakim stanie. Wszyscy to wiedzieli. A może nawet już jej nie ma.
- Angela, jeszcze tu siedzisz? - spytała Cam, która zauważyła światło w pracowni artystki.
- Cześć, Cam - odparła smutno artystka. - Myślisz, że ona jeszcze żyje? - zapytała po chwili ciszy.
- Tak. Brennan jest silna, bardzo silna. Znajdziemy ją, choćbyśmy mieli szukać nie wiem jak długo - oznajmiła łamiącym się głosem Cam.
- Ale dlaczego ją to spotyka? Przecież nie zrobiła nic złego. Ją i Bootha, a przecież miłość powinna dawać szczęście, a nie cierpienie i ból, prawda? - pytała cicho Angela.
- Wiem, Ange. Wiem. Musimy wierzyć, że będzie dobrze - ale ta wiara z każdym kolejnym dniem traciła na sile.
- A co z Boothem? - Angela zmieniła temat.
- Nic nowego. Nie znaleźli go - odparła jej szefowa.
- Wiesz, że oni się odnaleźli. Wreszcie zrozumieli.
- Nie wiedziałam - rzekła z pewną ulgą Cam.
- Ona powiedziała, że to było ściśle tajne - na twarzy Angeli pojawił się nikły uśmiech. Serce jej się krajało. Jak życie może dawać takie kłody pod nogi zakochanym.
- Doktor Saroyan - usłyszały głos Wendalla. Stał w drzwiach pracowni. Tacy pracownicy byli skarbem, który doktor Brennan miała i mogła na niego liczyć.
- Tak Wendall. O co chodzi? - Cam chciała przejść na ten swój ton szefowej, by podnieść zmartwionego doktoranta na duchu.
- Tam nic nie ma - powiedział. - Szukałem, ale nic nie znalazłem. Doktor Brennan byłaby niezadowolona - jego słowa dały im do zrozumienia, że w ich sercach Brennan nigdy nie umrze. Zawsze będą myśleli, co ona by zrobiła. Jak się zachowała. Gdzie jeszcze by szukała.
- Nie martw się - pocieszyła go Cam. - Może poszedłbyś wreszcie do domu? Nie spałeś od dwóch tygodni.
- Nie. Nie ma mowy - odpowiedział najszybciej jak potrafił.
- W porządku. Ale prześpij się przynajmniej tutaj. Wiem, że doktor Brennan potrafi pracować przez długi okres bez snu, ale ty raczej jeszcze nie - poprosiła, a on się nie odezwał. Tylko patrzył. A w wspomnieniach z powrotem pojawiła się doktor Brennan, siedząca od rana do rana w laboratorium.
Stali tak wszyscy w pracowni. Były tam trzy osoby, ale panowała cisza. Żadna z nich nie wiedziała, co powiedzieć. Nigdy wcześniej nie znaleźli się w takiej sytuacji. Żadnych śladów. Zupełnie nic. Nie mieli na czym oprzeć swoich teorii, bo nawet ich nie posiadali. Nie mieli nic.
- Chyba coś mam - to Hogdins powoli wariował.
- Jack. Co znalazłeś? - spytała Camille.
- Wiem, wyda wam się to nieprawdopodobne, ale to chyba jest ślad - zaczął.
- Do rzeczy, Hodgins - pogonił go Wendall, a na twarzach pozostałych pojawiło się wspomnienie Bootha.
- Piasek. To bardzo rzadki piasek.
- Coś więcej? - podpytała zdziwiona Camille.
- On występuje tylko w kilku miejscach tu w Waszyngtonie i dziwne, że dopiero teraz go znalazłem - odparł Hodgins.
- Zadzwonię do Cullena i powiem mu - wzięła wyniki badań i oddaliła się w celu wykonania telefonu.
- Mam nadzieję, że to coś da - rzekł Wendall.
- Gdzie znalazłeś ten piasek? - spytała Ange.
- Na siedzieniu i na odłamkach szyby - odparł Jack i podszedł bliżej swojej narzeczonej. - Znajdziemy ją. Ją i jego. A potem weźmiemy ślub. Potem oni wezmą ślub i zostaniesz ciocią - Angela zobaczyła to wszystko oczami wyobraźni. Jej dzieci bawią się z dziećmi Bones. Oni siedzą przed domem i patrzą na radość swoich pociech.
- OK. Cullen już wysłał grupę z psami - Cam wróciła ze swojego gabinetu.
- To dobrze. Tylko niech się pośpieszą - dodał Wendall.
- Jak coś znajdą to Cullen da nam znać.
- Oby - stwierdził Wendall, u którego nerwy brały górę. On po prostu tęsknił za Brennan. Przy niej był spełnionym doktorantem. Mimo że nie sypała pochwałami na jego temat, to chciałby tu zostać na zawsze, pod jej skrzydłami. Jako doktor, ale przy Brennan. Była jego mentorką, takim naukowym ideałem.

Mam nadzieję, że nie zepsułam niczego, ale wena mi jakoś dzisiaj wyparowała ;(

evi9

Jasne, że niczego nie zepsułaś ;) a z twoją weną wszystko w porządku xD
Część świetna :D czekam na szybkiego cdk ;*

ocenił(a) serial na 10
evi9

Uważam że część jest bardzo udana. Liczę na to, że odnajdą ich oboje. Czekam na kolejną część:)

_nn_

mi rowniez bardzo podobala sie ta czesc... :) Twoja wena dziala :) czekam na cd :)

ocenił(a) serial na 6
evi9

Zepsułaś!? Ty chyba sobie żartujesz! Genialna część! Wstrętny Charlie! Oby oboje się znaleźli! Czekam na ciąg dalszy!

ocenił(a) serial na 10
justysia_7

To kolejna część
cieszę się, że ostatnia wam się podobała ;)

Obudziło go światło. Bardzo jasne i duże. Czyżby wymienili żaróweczkę? Nie. Zobaczył poruszającą się klamkę. Kogo tu znowu niesie? Łatwo zgadnąć. Charlie z wizytą. Musiał się stęsknić. A był tu zaledwie wczoraj.
- O Charlie. Nie mogłeś wybrać lepszej pory? Obudziłeś mnie - przywitał się Booth. Brakowało mu sił, ale nadal torpedował ciętymi uwagami.
- To jest najlepszy moment. Jedziemy na wycieczkę - a to oznaczało tylko jedno. Booth zaczął się żegnać z życiem i widokiem Bones.
- Nie sądzę - odparł.
Charlie nałożył mu jakiś worek na twarz. Wyrafinowane metody. Nie ma co. Następnie zawołał draba, który podniósł Bootha z krzesła. Z powrotem zawiązali mu ręce. Nogi natomiast pozostawili wolne.
- To rozkaz szefa? - zapytał drab, tak jakby nie ufał do końca współpracownikowi. - Nie wspominał nic o wycieczce.
- A kiedy ty z nim ostatnio rozmawiałeś. Ze dwa tygodnie temu? Ja mam z nim stały kontakt. I tak. To jest rozkaz szefa - oburzył się Charlie.
- Ale jesteś pewien, że to dzisiaj. Mieliśmy czekać - przypominał sobie drab.
- Czego nie rozumiesz? Wiem, że jesteś idiotą, ale nie jestem twoim więźniem, żebyś mi musiał o tym przypominać. A teraz idź sprawdź, czy droga wolna - dyrygował swoim podwładnym. - Będzie dobrze agencie Booth. Obiecuję nie będzie bolało - szepnał agentowi. Pierwsze, co przyszło Boothowi na myśl, to że jego były asystent jest nienormalny. Kto przed śmiercią mówi, że nie będzie bolało? To zawsze boli. Głównie bliskich, a Booth takich miał. A Bones? Już raz to z trudem przeżyła. Co zrobi teraz? Tym razem nie będzie już rzekomego pogrzebu tylko prawdziwy. Booth nie wstanie z trumny, nie zmartwychwstanie. A Parker? Biedny chłopak straci ojca. Pozostanie mu tylko matka i Bones. "Chłopie, przecież jeszcze nie wiesz nawet o co chodzi" - próbował podnieść się na duchu Booth. Przecież nie pierwszy raz stanie oko w oko ze śmiercią. Ale pierwszy raz chyba ma tak małe szanse na wyjscie z tego cało. Duszno mu było w tym worku.
- Droga wolna. Możemy go wyprowadzić - poinformował drab.
- Prowadź go i idziemy. Nie mamy czasu do stracenia. Szybciej - popędzał osiłka Charlie.
Metalowe drzwi zamknęły się z hukiem. Booth domyślił się, że już wyszli z tamtego pomieszczenia.
- Szef naprawdę chce go... - zaczął ponownie drab.
- Nie gadaj, tylko idź, baranie - rzekł Charlie. Na wszelki wypadek wyciągnął i odbezpieczył broń. Sprawdził także magazynek. Przed domem stał czarny duży hammer. Booth został posadzony na tylnych siedzeniach. Drab usiadł na miejscu pasażera. Prowadzić miał Charlie.
- Cholera jasna. Zapomniałem posprzątać - wybuchnął nagle były asystent Bootha.
- Że co? - spytał zaskoczony drab.
- Gówno, baranie. Wysiadaj pomożesz mi. On może zostać. Nie zrobi sobie krzywdy - powiedział Charlie. Razem z drabem wrócili do domu. Musieli posprzątać, by żaden agent, a tym bardziej technik, nie namierzył ich po śladach. Charlie jako agent FBI znał się na tym i teraz wykorzystał swoją wiedzę. Nikt nie dowie się nawet, że ktoś tu był. Jak sprzątać to gruntownie.
Booth siedział, a raczej leżał w samochodzie. Związany. Wszelkie próby ucieczki, bądź pozbycia się więzów kończyły się fiaskiem. Skorzystał ze wszystkich znanych sobie i wymyślonych na poczekaniu sposobów na ratunek. W tej sytuacji ani jeden nie przyniósł rezultatów. Siedział więc dalej, licząc jedynie na pomoc Boga. W pewnej chwili usłyszał coś jakby odgłos wystrzałów. Mogło mu się wydawać. Ale to jednak był strzał. Tylko jeden. Jako były snajper wiedział takie rzeczy. Po chwili ktoś wsiadł do samochodu i ruszyli na tą szumnie zapowiadaną wycieczkę. Tylko kto siedział za kierownicą tego samochodu? Tego niestety nie wiedział. Przez ten cholerny worek nic nie widział. Czyżby jego koniec był coraz bliżej? Ciekawe czy chociaż dają cynk jakiemuś glinie o zwłokach, żeby FBI nie musiało za długo szukać. Może tym razem na pogrzeb przyjdzie więcej ludzi niż ostatnio.

- I co? Znaleźli coś? - pytała Angela Cam.
- Jeszcze nie, ale mam dobre przeczucia - odparła patolog.
- To już coś - wtrącił się do rozmowy Wendall.
- Słuchaj, to nie jest szukanie trupa. To jest szukanie żywej, zaginionej osoby i musi być przemyślane. FBI robi wszystko, co w ich mocy - Cam coraz częściej przez ostatnie tygodnie robiła za pocieszycielkę i coraz częściej gubiła ten swój profesjonalny ton.
- Rozumiem, ale czemu to tak długo trwa? - pytał doktorant.
- Godzinę temu dzwoniłam do Cullena. My wykonaliśmy swoje zadanie. Musimy liczyć na agentów - podsumowała Camille.
- A kto dowodzi? - spytała nagle Angela.
- Agent Tim Sullivan, ale pod okiem Cullena - powiedziała szefowa.
- Znaleźli coś? - do gabinetu przyszedł Hodgins.
- Jeszcze nie, kochanie - odparła Ange.
Wszyscy siedzieli z grobowymi minami. Mogli tylko tyle i strasznie im to ciążyło. Najchętniej sami poszliby szukać w terenie. A ta bezsilność nie napawała optymizmem.
- Strasznie mi jej brakuje - odezwał się po kilku minutach ciszy Wendall.
- To jest moja najlepsza przyjaciółka - dodała Ange.
- Słuchajcie - zaczął Jack. - Brennan ma być przecież druhną na naszym ślubie. Nie wspominajmy jej. Dopóki nie znajdą ciała i nam go nie przyślą, to ona żyje i koniec. Ona jest najlepsza i da radę - ten wybuch Hodginsa, oprócz tego, że zaskoczył wszystkich, był im chyba potrzebny. Zrozumieli, że są w stanie jej pomóc, choć tylko wierząc, ale pomóc. Dać jej tę siłę i szansę na ratunek. Po to żeby wiedziała jak bardzo im na niej zależy. Może to trochę abstrakcyjne, ale ratowało ich to przed wieloma gorszymi myślami, które już się w ich głowach pojawiały.
- Wiesz, Jack, masz rację - poparła go Cam.
- Tak - głos Angeli nie był tak napełniony nadzieją, jak reszty towarzystwa, ale jej najbardziej zależało. Wiedziała coś, o czym im nie powiedziała, bo najpierw chciała to sama wyjaśnić. Tak właściwie to miała kilka podejrzeń, ale wolała się nimi nie dzielić. Cam i tak by jej nie uwierzyła.
Kilka godzin później zadzwonił telefon Camille. Wszyscy byli w jej gabinecie. Ci co wierzyli modlili się, a ci co nie wierzyli usilnie kogoś prosili, by Bones wytrzymała jeszcze trochę. Nie wiedzieli, jak się czuje. Nie wiedzieli w jakim jest stanie. Czy dobrze ją traktują? Po co została porwana? Dlaczego? Skąd wiedzieli, że wyjeżdża? Co to w ogóle za ludzie? Kogo powinni złapać? Gdzie podziewa się Booth? Czy wie? Czy ktoś mu powie? Co się właściwie stanie? Na co mają liczyć? Jaki będzie koniec tej całej historii?
- Znaleźli coś - wykrzyknęła Cam.
Wszyscy odetchnęli z ulgą. Ale ona nie powiedziała, że znaleźli ją żywą.
- A co właściwie? - spytał targany obawami Wendall.
- Mają ślad. Teraz muszą to sprawdzić. Cullen już tam jedzie - informowała na bieżąco patolog.
- Gdzie? - spytała Angela.
- Ja wiem, gdzie - odparł szybko Hodgins, a Cam pokiwała twierdząco głową.
- To na co czekasz? Jedziemy - rzekła z przekonaniem Angela.
Cam miała ogromne wątpliwości, ale ostatecznie pozwoliła im pojechać. Mieli się jednak trzymać z dala od miejsca w czasie akcji odbicia. Prawie straciła jedną pracownicę i nie tylko. Nie może stracić całego zespołu. W laboratorium została tylko ona. Będzie czekała na kolejne wiadomości od Cullena. Nie może przecież wiedzieć, że tamci pojechali na miejsce. Będzie ich kryła. Bardzo się cieszyła, że coś się ruszyło, bo jak do tej pory stali w miejscu. Mieli strasznie mało materiału. To było dziwne w takich przypadkach. Tak jakby ktoś wszystko to sobie zaplanował. Ktoś, kto zna i doktor Brennan i Zezulców. Tak jak Angela miała swoje podejrzenia. Przez te kilka ostatnich miesięcy widziała dużo i niektóre fakty zaczęły się łączyć w logiczną całość. Doktor Brennan by się to nie spodobało. Oznaczało to, że ktoś z FBI bądź z Laboratorium czycha na nią. A Bootha nie ma. Nie ma jej kto bronić. Booth już należał do tej rodziny Zezulców. Jeśli jego nie było, to czuło się pustkę. Jeżeli nie było ani jego ani jej, to to nie było laboratorium w instytucie Jeffersona. Bez tego serca, które razem tworzyli, laboratorium umierało w ogromnych mękach. Dźwięk telefonu sprowadził ją na ziemię.

Mam prośbę, wytłumczcie mi czemu to się cały czas robi coraz mniejsze i jak to naprawić, bo psuje mi to ogólne wrażenie???