Czytam to forum i nie mogę się nadziwić. A że sama coś tam skrobię, potraktujcie to jako moją cegiełkę do tego co tu tworzymy.
muszę przyznać ze piszesz świetne teksty!super się je czyta!! oby tak dalej trzymam kciuki !! czekam na ciąg dalszy!!
Świetna część! Niech Brennan jak najwięcej paraduje po mieszkanku w tym skąpym stroju, to może uda jej się sprowokować Booth'a. ;) Ciekawa jestem jak Bones wyglądałaby w sukni ślubnej! ;d
Każdy ma własny styl i specyfikę pisania. Każdy z nas jedyny i niepowtarzalny. Owszem można mówić, że ktoś pisze lepiej bo nam się tak wydaje. Ale moje zdanie jest takie: Każdy pisze jedyne niepowtarzalne i najlepsze opowiadania. A to co się komu podoba jest rzeczą względną. Więc podsumowując nie powinniśmy się porównywać do innych.
Ps.
A piszesz naprawdę dobre opowiadania no i masz świetne pomysły na nie :)
ja powiem tak ze dla mnie Wszystkie jestescie genialne w swoim pisaniu... kazda ma swoj wlasny pomysl... , ktory jest niepowtarzalny... calkowicie zgadzam sie z Izalys :)
A swoja droga Evi pisz szybciutko cedeka bo juz sie nie moge doczekac co sie dalej wydarzy... :)
Pozdrawiam wszystkich.. :)
też się w wami zgadzam oczywiście w tym co się tyczy ogółów, bo co do mojego pisania to już inna bajka;)
trochę króciótko, ale jakoś mi takie ostatnio te części wychodzą;)
Booth obudził się rano i spostrzegł, że na jego nagim torsie spoczywa głowa otulona brązowymi włosami. Bones smacznie spała ułożona na wygodnej, miękkiej poduszce. Musiało jej być bardzo wygodnie. Nie miał pojęcia, kiedy wróciła od Angeli. Musiało być bardzo późno, a on musiał spać jak kamień. Chociaż to mu się nie zdarza, bo jako były snajper ma raczej płytki sen. Czyżby udało jej się tak cicho wślizgnąć do pokoju i łóżka? Widać, że dba o swojego narzeczonego. Na zegarze była godzina ósma. Agent postanowił nie budzić partnerki, która z pewnością miała ciężką noc. Każdy potrzebuje snu, co doskonale było widać na załączonym obrazku. Z ogromnym poświęceniem wstał i poszedł do kuchni. Kolejne śniadanie jedli w swoim pokoju, nie korzystając z jadalni na parterze. Wspólne posiłki zbliżają ludzi do siebie, co można była udowodnić na podstawie Royal Dinner i tajskiego. To właśnie po lub przed jedzeniem dochodziło do ważnych rozmów, które bardzo wiele wnosiły do ich relacji. Tak więc dzisiaj agent ponownie zrobił pyszne śniadanie i czekał przy stole, aż jego księżniczka się obudzi. Trwało to dość długo. Dzisiaj ich zajęcia zaczynały się dopiero o jedenastej, więc antropolog mogła spać do woli. Jednak aromat kawy, unoszący się w powietrzu i dochodzący do sypialni, skutecznie ją obudził. Miała ogromną ochotę na ten napój, który zawsze ładował w niej energię do życia. Dzień bez kawy to dzień stracony. Choć doskonale wiedziała, że zielona herbata jest o wiele zdrowsza.
- Zabalowałyście wczoraj z Angelą - w salonie przywitał ją figlarny uśmiech partnera i jedzonko.
- Nie byłyśmy na żadnym balu - odparła, po zanurzeniu ust w ciemnym napoju. Booth tylko westchnął i dopił swoją kawę.
- Co słychać u... - agent nie zdołał skończyć, bo przerwała mu nokia, wydająca przeraźliwe dźwięki, które zwiastowały nadejście połączenia.
- Brennan - odparła Bones i włączyła tryb głośnomówiący.
- Doktor Brennan znalazłem przy ofierze trochę pudru. Kobiecego.
- Cześć Hodgins - powiedział Booth.
- Witam, agencie Booth. Jak tam ślub? - zapytał.
- Wspaniale. To będzie piękna uroczystość - odgryzł się agent. Bones spojrzała na niego ze strachem w oczach. Jednak widząc minę partnera szybko załapała, że robi sobie żarty.
- Gratuluję - powiedział zadowolony Hodgins. - Ale mogliście nam chociaż oznajmić, że jesteście razem - dodał. Bones i Booth spojrzeli po sobie zdziwieni i zgrabnie wyszli z tego nieporozumienia. A raczej Bones z niego wyszła, mówiąc:
- Wrócmy do wyników doktorze Hodgins.
- Puder nie miał styczności ze skórą, tak więc musiał się wysypać z puderniczki - tłumaczył Jack. - Widocznie poprawiała sobie makijaż.
- To wszystko? - zapytał Booth. Dużo im to nie pomogło.
- Nie do końca. Ten sam puder znaleziono w torebce Carli Stenton - odparł entomolog.
- Dzięki Hodgins. Do zobaczenia.
- Zaproszenie na ślub dostanę? - zapytał, ale usłyszał tylko sygnał przerwanego połączenia.
Agent trawił to, co usłyszał. Wyglądało na to, że Casper przed śmiercią miał doczynienia ze swoją przyszłą szwagierką. To by znaczyło, że ona mogła być podejrzaną. Tyle, że ona nie żyje. Czekali jeszcze na to, co ustali Wendell, ale jak na razie nie mieli od niego żadnych wieści.
- Idę wziąść prysznic - powiedziała Bones, która po wczorajszym jeszcze się nie dobudziła. Miała ogromną nadzieję, iż zimny prysznic i filiżanka kawy rozbudzą ją już do końca. Booth tylko coś wymamrotał i sprawdził wiadomości na swoim telefonie. Czekał na informacje od Charliego, który analizował wszelkie dokumenty firmy Dedsonów. Zbliżał się moment, kiedy agent zacznie działać na dwa fronty. To właśnie dzisiaj pan Camdell ma mu pokazać ewentualnych podejrzanych i opowiedzieć o pozostałych masakrach ślubnych.
Bones zastanawiała się czy Angela nie wykupi całego sklepu. Wczoraj kiedy zobaczyła jedną z sukien, mało nie zemdlała. Powiedziała, że muszą jej znależć dokładnie taką samą, bo jest wprost stworzona dla Brennan. Trudno było ukryć, że samej Bones suknia również przypadła do gustu. Piękny kolor kości słoniowej pasował do udawanego ślubu. Ramiączka doskonale ukażą wyrzeźbione ramiona Bones, a dekoltem zawojuje nie jednego faceta. Trzeba przyznać, że Angela wiedziała, co robi. Wybierała już jedną suknię ślubną i dzieliła się z Bones swoimi doświadczeniami. Artystka nie zwracała uwagi na to, że ten ślub nigdy nie dojdzie do skutku, bo gdyby tak miało faktycznie być, to ona nie nazywa się Montenegro. Bones wyszła spod prysznica już rozbudzona i gotowa na podbój sklepów wraz z Angelą, która na pewno nie odpuści. Zazdrościła agentowi, który miał łatwiejszy wybór, no bo ile może być fasonów garniturów ślubnych, a on i tak wybierze ten tradycyjny.
Jak zwykle genialna część! Podobają mi się te przygotowania do ślubu, i szczerze mam nadzieję, że do niego dojdzie.. tak naprawdę, z miłości. Czekam na ciąg dalszy ;)
no to następny cedek
mam wrażenie, że zaczyna mi się z tego robić taki tasiemiec, jak się w jednej cześci przewróci to się przez cztery następne otrzepuje
- Sweety! - krzyczała Ange. - To jest wspaniałe - mówiła jak nakręcona.
- Zgadzam się z panią - powiedziała konsultantka. Tak właściwie to nie wiedziała, czy te dwie panie w ogóle jej tu potrzebują. Równie dobrze mogła sobie zrobić wolne, bo jej pomoc była tu zbędna.
- Rose, ale to chyba nie jest jednak to - wymanewrowała Bones.
- Sophie, przymierz tą - Brennan pogubiła się w liczeniu tych sukien, które już miała na sobie. A to nie był już pierwszy sklep, ale też i nie ostatni, co nie napawało Bones optymizmem. Booth pewnie ma już wszystko za sobą, a one siedzą, przebierają i nadal nic nie znalazły.
Po kilku minutach z przebieralni wyłoniła się Bones. Tym razem suknia nie zrobiła aż takiego wrażenia. Szybko więc ją ściągnęła. Ange czekała już z następną, warto dodać, że ostatnią w tym sklepie.
- Czas na kolejny sklep - zawołała konsultantka, kiedy ta suknia nie spodobała się przyjaciółkom.
Booth był w dwóch sklepach, które polecił mu Camdell. Znalazł, czego szukał i zabrał się do rzeczy, czyli szukania faktów i jako takiego przesłuchania.
- A więc panie Camdell - zaczął oficjalnie agent, upiwszy łyk kawy. Siedzieli w kafejce. Zakupy mieli już za sobą. Oboje wiedzieli, że paniom zejdzie dłużej, więc mogli spokojnie porozmawiać. - To nie była pierwsza masakra. A jak doszło do pozostałych? - zapytał Booth, dokładnie lustrując okolicę.
- Agencie Booth, wiem tylko tyle, co mówili pracownicy. Nigdy mnie nie było na miejscu - powiedział Camdell. Jednak, że sprawa zaczęła przybierać poważny obrót, poprosiłem Sama o pomoc. Wiem tylko, że podjeżdżali jakimiś czarnymi wozami i strzelali. To wszystko - agent zrobił niemrawą minę. W końcu czekało go dużo pracy.
- A co na to policja? - zapytał. Booth był niby policjantem, tyle, że na wyższym stanowisku.
- Szukają. Cały czas szukają - odparł ze zrezygnowaniem Camdell.
- A ma pan może jakichś podejrzanych. Bo to może być ktoś z obsługi tego pańskiego hotelu - zauważył agent.
- Myślałem o Mathew, ale on nie wygląda na takiego, który posługiwałby się bronią - przyznał.
- Podejrzewa go pan dlatego, że jest w połowie Kubańczykiem? - spytał wprost Booth.
- Nie, agencie Booth. Nie jestem rasistą. Po prostu Kuba, Meksyk i pozostałe tego typu kraje... Sam pan wie jak one się kojarzą - mówił, szukając zrozumienia u agenta.
- To dlaczego pan go zatrudnił? - Booth nie stosował obejść. Walił prosto z mostu. Nie miał zamiaru być delikatny, bo taka sprawa wymagała zdecydowanych kroków.
- Znalazłem go na ulicy. Szukał pracy. Ma młodszą siostrę i trzech braci. Miałem go tam zostawić na pewną śmierć - odparł. Agent zastanawiał się ile w tym właściwie było prawdy. Będzie musiał pogadać z tym Mathew.
- A ma pan jakichś wrogów? - zapytał, dokładnie obserwując zachowanie Camdella.
- Nie. To znaczy kilka tygodni temu zwolniłem jednego ze swoich pracowników - powiedział. - Ale rozstaliśmy się w zgodzie - dodał szybko, widząc pytające spojrzenie Bootha.
- To dlaczego pan o nim wspomina? - drążył agent.
- Zwolniłem go za romans z jedną z klientek. Ona miała narzeczonego, który musiał stąd wyjechać na kilka dni w sprawach zawodowych. Przyznał się, że ta kobieta mu zapłaciła. Zrozumiał swój błąd, ale nie mogłem po czymś takim go tutaj zatrzymać - wytłumaczył.
- Dobrze. A jak nazywał się ten pracownik? - to było ostatnie z rutynowych pytań, które dzisiaj mógł zadać Booth. Właściwie to może już mieć sprawcę, ale musi wszystko dokładnie sprawdzić i popytać.
- Lopez. Carlos Lopez - odpowiedział Camdell. - Agencie Booth, gdyby ta sprawa nie była poważna, to bym nie mieszał do tego Sama. Ale policja nic nie robi, a ludzie umierają - powiedział przejęty dyrektor.
- Śmierć zawsze jest poważną sprawą - uściślił agent. Już tyle razy miał z nią doczynienia, więc doskonale wiedział, jakie niesie konsekwencje. Czego się żałuje, a z czego można się cieszyć. Choć w jego przypadku, najczęściej czegoś żałował.
Panowie rozmawiali jeszcze długo, ale nie na temat sprawy. Booth obiecał, że dołoży wszelkich starań, by dopaść tych świrów. Jednak Camdell w pewnym momencie zszedł na całkiem inny obszar.
- Czy między panem a pańską narzeczoną... - zaczął dyrektor.
- Partnerką w pracy, nie narzeczoną - poprawił go agent.
- Dla moich pracowników jesteście państwo narzeczonymi. A oni zaczynają pytać, czy wszystko jest w porządku, bo państwo ze sobą nie sypiacie - wydusił wreszcie Camdell. Booth spojrzał na niego zaskoczony.
- Proszę powiedzieć swoim pracownikom, że moja narzeczona jest z tradycyjnego katolickiego domu. I tam czekają aż do nocy poślubnej - odparł z naciskiem Booth.
- Wybaczy pan, ale moi pracownicy to nie są idioci. A pańska partnerka nie wygląda na dziewicę, za przeproszeniem - zauważył Camdell, który musiał spełnić także prośbę Cullena.
- Nie musi wyglądać, bo nikt tego nie będzie sprawdzał - powiedział gniewnie Booth. - A pan i pańscy pracownicy nie mają prawa jej oceniać - dodał. Taki ton oznaczał tylko zakończenie tej rozmowy. Camdell z tym problemem ma sobie poradzić sam. Cullen miał rację mówiąc, że ta para jest dla siebie stworzona. Pójdą za sobą do piekła i jeszcze z niego wrócą.
Booth z nowym garniturem wrócił do hotelu. W pokoju nie zastał Bones, która pewnie nadal biegała po sklepach. Nie mógł uwierzyć, że Brennan dała się na to namówić. Zawsze była zatwardziałą przeciwniczką wszystkiego, co kojarzone było ze ślubem, małżeństwem i rodziną, a tutaj proszę: szóstą godzinę szuka sukni ślubnej. Nie licząc rzecz jasna wczorajszych pięciu, spędzonych na przeglądaniu katalogów. A jednak każda kobieta jest do siebie podobna. Jednak tylko w Bones odnalazł to, czego całe życie szukał. I jego serce pękało, kiedy uświadamiał sobie, że nigdy nie będzie jej miał.
no no to sie nabiegaja za ta sukna xD bardzo fajna czesc... :) coraz bardziej mi sie to podoba wszystko... :) czekam na cd :)
Świetna część :) faktycznie, trochę sobie pobiegają... ale mam nadzieję, że nie na darmo i jednak do prawdziwego ślubu dojdzie... :)
Zdecydowanie nie jest to tasiemcowate opowiadanie, wręcz przeciwnie. Jest bardzo interesujące i za każdym razem z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy! Świetna część, hmm.. a może Booth i Brennan powinni jednak się przespać, tak, żeby ludzie nie gadali, hahahaha xd Czekam na ciąg dalszy!
A macie cedek
krótko, bo moja wena po raz kolejny się zaczyna buntować, ale jest
Booth, korzystając z nieobecności Bones, postanowił pogadać z Mathew. Chłopak właśnie zaczynał i miał chwilę czasu. Booth wyszedł z budynku, by zaczerpnąć trochę świeżego powietrza. Przyglądał się wejściu do hotelu i podjazdowi. Mathew właśnie siedział w swojej budce i pilnował wejścia. Widać było, że Camdell tnie koszta, zatrudniając jednego człowieka na kilku stanowiskach. Fakt, że były one do siebie zbliżone obowiązkami, ale zawsze to więcej pracy. A nie każdy jest pracoholikiem, jak Bones. Booth dokładnie przyglądał się wszystkiemu, co gości raczej nie ciekawiło. Mało kto zważał na architekturę budynku, jego nowoczesne okna przy starszych ścianach i poddasze z interesującym napisem, witającym przyjezdnych.
- Jak leci? - zapytał agent młodego Latynosa.
- Dobrze. Właśnie zaczyna się moja zmiana - powiedział, widocznie wesoły chłopak. Nie wyglądał na kogoś, kto miałby styczność z tym kubńskim reżimem i terrorem. Tym bardziej nie przypominał osoby, która byłaby w stanie zastrzelić kogokolwiek.
- Pan Camdell to chyba dobry szef - zauważył Booth. Przyglądał się reakcjom chłopaka, które nie budziły w nim podejrzeń.
- On dla mnie jak drugi ojciec - wyznał Mathew. - Wziął mnie z ulicy, dał pracę. Nie zostawił na pewną śmierć - głos Latynosa się załamał, Szybko udało mu się jednak z powrotem wywołać uśmiech na twarzy.
- Tak. To dobry człowiek - przytaknął Booth. "Jakby był zły, to by się nie kumplował z Cullenem" - pomyślał
- Tak. Bardzo dobry.
Pod budynek zajechał mercedes z trzema pannami. Najpierw wysiadła z niego Angela, której dzisiaj nic nie mogło zepsuć humoru. Następnie wygramoliła się Bones. Starała się robić dobrą minę do złej gry, ale te zakupy musiały ją wykończyć. Mimo to uśmiech pojawił się na jej twarzy na sam widok agenta.
- Witaj, kochanie - zaczęła, przytulając się do niego. Agent zamaskował zaskoczenie i szybko odwzajemnił uścisk. Jednak nie spodziewał się z jej strony takich gestów. Ta kobieta cały czas go zaskakuje.
- Hej - powiedział i pocałował ją w czoło. Właściwie czemu nie w usta? Brennan chyba pomyślała to samo, bo zwinnym ruchem odnalazła jego wargi i wpiła się w nie. - Możesz mnie tak witać codziennie - odparł, kiedy chwilę później stali obok siebie.
- Już niedługo, kochanie - powiedziała z błyskiem w oku Bones.
Angela przypatrywała się tej scenie i sama już nie wiedziała, czy oni nadal grają, czy to już rzeczywistość. Całowali się tak jak powinni robić to zakochani, ale oni, przynajmniej we własnym mniemaniu, nimi nie byli. Artystka musi z kimś o tym pogadać. Wreszcie wyjaśni Hodginsowi, że ich przyjaciele nie biorą ślubu naprawdę, tylko wykonują zadanie. To taki mały niuans, który zapomniała wyjaśnić przed wyjazdem.
- Pięknie razem wyglądają - powiedziała konsultantka.
- Tak. Pięknie - potwierdziła Angela.
- Mam nadzieję, że są panie zadowolone z zakupów.
- Ależ oczywiście. Cudowna suknia - odparła rozpromieniona Angela. Zakupów, bo przy okazji kupiły jeszcze buty, torebkę i narzutkę na suknię ślubną, bo na morzu różna pogoda może im towarzyszyć. Bones wcale nie zamierzała tego wszystkiego zabierać, ale Angela uparła się, że jak zakupy to porządne. Booth i Bones udali się do swojego pokoju. Ledwo weszli do środka, a telefon agenta rozdzwonił się na dobre.
- Booth - rzucił, odbierając połączenie. - Dobra, zaraz jej powiem. Bones włącz laptop, Wendell coś znalazł - zwrócił się do swojej partnerki, która już trzymała przenośny komputer na kolanach. Booth przysiadł się obok niej i razem czekali na połączenie z Waszyngtonem. Agent wysłał jeszcze smsa Charliemu, by sprawdził mu niejakiego Carlosa Lopeza, o którym wspominał Camdell.
- Dzień dobry doktor Brennan - rozeszło się po pokoju z laptopa a na ekranie pojawił się Wendell.
- Panie Bray czy znalazł pan coś nowego? - zapytała bezpośrednio Bones. Nie było sensu czekać dłużej.
- Tak. Ślady na kościach, o których mówiłem powstały na skutek rany kłutej. Narzędziem zbrodni były małe nożyczki, dlatego nie pozostawily zbyt wielu śladów.
- Nożyczki? - zapytał Booth niedowierzając tym informacjom.
- Tak, nożyczki. To by się zgadzało - powiedziała Bones po krótkim prześledzeniu wszelkich badań i analiz.
- Zabito go nożyczkami? - agent nie mógł dojść do siebie. Znaczy wiedział, że wszystko może posłużyć jako narzędzie zbrodni, ale małe nożyczki, to była przesada. Tym samym co by człowiek nie wymyślił, zawsze obróci się to przeciwko niemu. - No to czas na szukanie nożyczek - podsumował celnie Booth. Wyjął telefon i zadzwonił do Charliego. Trzeba poskładać ekipę i przeszukać teren, a nuż znajdą się nożyczki i morderca bądź morderczyni.
no no coraz bardziej podoba mi sie zachowanie zakochanych... :) swietna czesc... czego to ludzie nie zrobia nawet nozyczkami... xD czekam na cd :)
Czytając to nie wyobrażam sobie jak Twoja wena może się buntować, bo ta część, mimo że trochę krótka jest wspaniała! Nie mam nic przeciwko temu, żeby Bones zawsze tak witała Booth'a..słodka scena. No i narzędzie zbrodni bardzo ciekawe! ;D Czekam na ciąg dalszy!
Dzięki justysia,;*:*:* ale widzisz wena to jest taki stworek, który się obraża w najmniej odpowiednich momentach, doprowadzając mnie do szału, ale cóż, trochę se dychnie i znowu zacznie współpracować, jak nie po dobroci, to siłą, ale będzie...;)
Ale jak widzę tego stworka udało się na trochę ujarzmić, bo część powstała Ci świetna! No to cóż życzę udanej walki z tym 'stworkiem' i czekam z niecierpliwością na ciąg dalszy! ;*
Moim jakże skromnym zdaniem ten mały Mooooonsteeer powinien zgodzić się na współpracę jak najszybciej, bo podejrzewam, że ty już masz swoje sposoby, aby go do niej zmusić :* Życzę ugody z twoją weną!
no to jedziemy dalej, bez weny, ale co tam;)
Dzięki, że we mnie wierzycie ;*;*:*
Dzień zbliżał się ku końcowi. Ekipa, która przeszuka teren, przyjedzie dopiero za dwa dni. Oni raz jeszcze pojadą do domu Dedsona i poszukają narzędzia zbrodni. Ostatnim razem nie zauważyli tam żadnych nożyczek. Chyba, że ten, kto był tam przed nimi, je zabrał. Krew okazała się krwią ofiary, więc sypialnia stanowiła teraz miejsce zbrodni. Razem z ekipą przyjedzie również Hodgins, który pobierze jeszcze ewentualne próbki. Bones i Booth siedzieli na kanapie i próbowali stworzyć przebieg tego morderstwa.
- Carla Stenton znajduje w gabinecie Caspera dokumenty mafii. Domyśla się czym on się zajmuje po godzinach. Wie, że wmieszał w to jej przyszłego męża. Nie chcąc, żeby coś wyszło na jaw zabija go nożyczkami - omówił Booth. Brennan czasem myślała, że powinien pisać książki, bo fantazjowanie nieźle mu wychodzi.
- To są tylko domysły. Na razie żadne wyniki i analizy nie potwierdzają twojej wersji w pełni - Bones sprowadziła go na ziemię. - W dodatku nadal nie wiemy, jak to się stało, że ciało znalazło się na daszku w Waszyngtonie.
- Ale mogło tak być - bronił się Booth. - Carla bała się, że jej przyszły mąż może zostać oskarżony o pranie brudnych pieniędzy i trafi do więzienia. Ludzie z miłości robią różne rzeczy - powiedział agent. On coś na ten temat wiedział.
- Zabijają z powodu czegoś, co nie istnieje - odparła. - Zabijają z powodu przemian chemicznych. To jak wojna atomowa, Booth - miała trochę racji.
- A miłość w tej wojnie daje nam energię i siłę - zauważył Booth. Bones nadal stała przy swoim i nikt nie mógł tego zmienić. Miłość nie istnieje i koniec. A jeżeli z miłości masz zabijać, to tym bardziej jest to niepotrzebne uczucie.
- Nadal nie rozumiem tej waszej rzekomej miłości - przyznała zrezygnowana. - Owszem niektóre przemiany w organizmie mają ogromny wpływ na sposób odczuwania niektórych bodźców, ale to wszystko dzieje się w mózgu - agent słuchał jej i nie wierzył. Właśnie zracjonalizowała mu miłość. Powoli zaczął tracić nadzieję, że jej światopogląd ulegnie zmianie, ale i tak ją kochał. Widocznie na jej widok w jego organizmie zachodziły te wszystkie przemiany chemiczne. Tyle, że u niego skupiały się w sercu, a nie w mózgu. Booth objął Bones ramieniem, pozwalając sobie na taką małą prywatę. Niech ci tam przy kamerach mają na co popatrzeć. Ale na sceny z sypialni i tak nie mają co liczyć. Booth miał nadzieję, że Camdell powtórzył im to, co usłyszał od niego i skończą wreszcie szukać, czego i tak nie znajdą.
- A jak tam zakupy? - zapytał agent. - Angela była bardzo szczęśliwa - zauważył, uśmiechając się do niej pobłażliwie. Bones zmroziła go wzrokiem. Dla niej ta dzisiejsza bieganina po sklepach była istnym piekłem. W życiu nie miała na sobie tyle sukien, co dzisiaj.
- A ślub to tylko komercja - powiedziała, wracając do rozmowy sprzed kilku sekund.
- Bones, ale później i tak to nie ma znaczenia - zaczął Booth. - Przed ołtarzem liczy się tylko miłość między dwoma osobami i nic więcej. Oni nie zwracają uwagi na to w co są ubrani, jaka muzyka jest w tle. Tylko oni się liczą - mówił delikatnie. Stało się to, czego obawiał się najbardziej. Bones już całkowicie przestała wierzyć w sens ślubu i małżeństwa.
- To po co im to wszystko? - zapytała. W końcu na tych sprawach znał się lepiej.
- Bo to najważniejszy dzień w życiu dwojga ludzi - powiedział. - I chcą, żeby był najpiękniejszy - dodał.
- A skąd możesz to wiedzieć, skoro nigdy go jeszcze nie wziąłęś? - zauważyła. Jej głos brzmiał tak, jakby zadawała jakieś pytanie w Jeffersonian. Jakby szukała odpowiedzi na ważne pytania.
- Bones, bo takie rzeczy się czuje, widzi, słyszy. A kiedyś sama tego doświadczysz - powiedział. Oj tak miał rację. A ten czas zbliżał się nieubłaganie.
- Nie możesz tego wiedzieć - odparła. - Najpierw musiałabym zacząć wierzyć w miłość, Booth. A na to nie ma szans - jej głos trochę posmutniał.
- Nie możesz tego wiedzieć, Bones - powiedział, naśladując jej ton głosu. - Tylko mi zaufaj - spojrzała w jego czekoladowe oczy i dotarło do niej, że on ma rację. Może nawet już uwierzyła, ale broniła się przed tą wiarą. Strach i cierpienie były silniejsze. A on to widział w jej oczach. Widział, że nie jest już tak zdecydowana i zimna. Wiedział też, że musi poczekać, by to, co on już wie, dotarło także do niej. Ale on był cierpliwy.
Bones podniosła kubek z gorącą czekoladą do ust. Nie widziała w nim jednak cieczy, a twarz swojego partnera, który siedział obok niej i obejmował ją ramieniem. Czuła jego zapach, który delikatnie pieścił jej zmysły. W tej chwili w jej organizmie przebiegały te przemiany chemiczne, o których tak wiele mówiła, a których jeszcze nigdy nie doświadczyła. Miłość ją zaskoczyła. Wtuliła się w swojego partnera i patrzyła przed siebie. Czyżby on miał rację? Znowu miał rację? Kiedyś powiedział, że ma instynkt macierzyński, mimo że ona w ogóle w to nie wierzyła. I co? I później chciała jego dziecka. Właśnie jego dziecka. Nie zwykłego dziecka. Tylka dziecka Bootha, swojego partnera i przyjaciela. Może to o cudzie miłości też się spełni. A o ślubie już nawet nie myślała. Bo na to na pewno nie zgodzi się kolejny raz.
wierzymy w Ciebie i nie przestaniemy :))
suuper boskie :* i czekam na kolejną część z okrutną niecierpliwością :P
Jeszcze nas nie zawiodłaś, więc nie ma powodu, żeby tracić wiarę w Ciebie ;* Cudowna część! Nieważne czy Bones będzie czuła, że to miłość, czy będzie uważała to za przemiany chemiczne, ale ważne, żeby się temu poddała! Dobrze, że Booth jest taki cierpliwy! Czekam na ciąg dalszy ;)
zgadzam sie w pelni... ja w Ciebie nie zwatpie bo nie dalas jeszcze mi zadnego do tego powodu... ;) ekstra czesc... :) super piszesz :) juz nie moge doczekac sie cedeka... :)
Gdzie się podziała nasza wspaniała Evie i jej niepowtarzalne opowiadanie? Czyżby jej wena wraz z nią samą poszły sobie na urlop? Tęsknimy za Twoją twórczością ....
Nie zapomniałam ... nie zapomniałam, tylko kompa mam w naprawie i nie mam na czym pisać, nie bójcie się dokończę te opowiadanie, bo mam jeszcze kilka na nie pomysłów więc będzie strasznie długie..... ale musicie jeszcze trochę poczekać przepraszam
A tak że dzisiaj dzień kobiet to wszystkim kobitkom czytającym i nie tylko wszystkiego najlepszego, skoro na naszych forach tak mało facetów;] to same se będziemy składać życzenia;}
ja rowniez chcialabym zlozyc Wam wszystkim kobietkom najserdeczniejsze zyczenia, spelnienia najskrytszych marzen w Dniu Naszego Swieta... :) Evi ekstra ze bedzie dlugie... bo ja lubie jak sie przedluza... xD
Pozdrawiam wszystkich :)
No to czekamy z niecierpliwością, kochana Evi ! I oby twoje opowiadanie było jak najdłuższe ;p
Szczęścia wszystkim Kobietkom ;)
Ja też uwielbiam długie opka :) i cieszę się, że jednak o nas nie zapomniałaś xD
PS. Dołączam się do życzeń.... Wszystkiego Najlepszego z okazji Dnia Kobiet! :):*
Żeby potem nie było: piszę to z komputera w bibliotece, więc to taki przypadek, bo mój komputer nadal w naprawie i uwierzcie, że szlag mnie trafia na samą myśl o tym. Ale że znalazłam godzinkę czasu wklepałam na szybcika jedną część, żebyście nie zapomnieli o czym to w ogóle jest.
Obiecuję, że jak dostanę swojego kompa do łapek to będą i dłuższe części i więcej. A teraz krótko, bo czasu malutko...:*:*:*
Następnego dnia nie musieli załatwiać żadnych spraw związanych ze ślubem, dlatego też udali się raz jeszcze do domu Dedsona w poszukwianiu narzędzia zbrodni. Przejrzeli wszystkie pokoje po kilka razy i niczego nie znaleźli. Oczywiście mieszkanie Dedsona nie było ostatnią deską ratunku, ale gdyby nożyczki znajdowały się tutaj zaoszczędziliby mnóstwo czasu.
- Booth, tu ich nie ma - powiedziała Brennan, przeglądając kolejny raz te same szafki. Ciągle mieli nadzieję, że coś przeoczyli.
- Chyba masz rację - odparł. - Charlie z ekipą jeszcze raz pojedzie na miejsce znalezienia szczątek. Może tam coś znajdą. Nożyczki to jest niecodzienne narzędzie zbrodni. Rzadko spotyka się kogoś, kto został zadźgany nożyczkami - dodał agent.
- Wszystkim można zabić - powiedziała Bones. Kiedy przeszli do sypialni znowu naszły ją te dziwne myśli. Booth jest jej przyjacielem, ale jest też wspaniałym facetem i ojcem, a ona się dziwi, że ten mężczyzna, stojący teraz obok niej, pociąga ją seksualnie. Przecież to ideał, o który nie jedna kobieta była gotowa zawalczyć. A Bones miała i sposobność, i możliwości, i jego zgodę. Może niezbyt świadomą, ale na pewno nie przeszkadzały mu uśmiechy i dotyk, nie wspominając już o buziakach.
- Bones, wszystko w porządku? - zapytał agent, widząc niewyraźną minę partnerki.
- Tak - odparła niepewnie. Jego głos sprowadził ją z powrotem na miejsce zbrodni. Znajdowali się nadal w sypialni. Przeszukiwali każdy kąt w poszukiwaniu nożyczek z krwią. Stracili już nadzieję, że uda im się je znaleźć, ale nigdy się nie poddawali. Byli najlepsi, bo nigdy nie odpuszczali. Tym razem też nie mieli zamiaru przestać.
- Bones, zabiłaś człowieka, gdzie włożyłabyś narzędzie zbrodni? - zapytał agent.
- Nie wiem, Booth. Nie znam się na ludziach - odparła. - A dlaczego właściwie mnie pytasz? - była zaskoczona, że skierował to do niej, mimo iż wiedział, że nie rozumie działań co niektórych ludzi.
- Bo przyjmując, że zabiła go Carla Stenton, no to jako kobieta jesteś bliżej wymyślenia jakiegoś miejsca - wyjaśnił. Właściwie miało to sens. Tyle tylko, że Bones raczej nie myślała tak, jak wszystkie kobiety. Ona miała swój tok myślenia, jedyny i niepowtarzalny, antropologiczny. - No Bones. Słuchaj przyjmij, że to się stało nagle. Nie przyszła tu z zamiarem morderstwa - gestykulował agent. Chciał naprowadzić swoją partnerkę na jakieś wnioski, które mogą okazać się przydatne.
- Booth, wiesz, że ja nie... - zaczęła. Widząc zawiedzioną minę agenta szybko się zreflektowała i przeszła do intensywnego myślenia. Nie widziała w tym żadnej metody, bo ludzie po zabiciu kogoś mają dziwne myśli, ale zaufała doświadczeniu partnera. Weszła w swoją rolę i eureka.
- Ja bym je zabrała ze sobą i wyrzuciła do kosza albo rzeki - odparła.
- A tu? Gdzie tu byś je schowała? - dopytał agent. Wiedział, że ona już powoli załapała o co mu chodzi. Teraz wystarczy tylko ją jeszcze trochę zmobilizować.
- Tam, gdzie nikt by nie zaglądał - powiedziała. - Ale tu nie widzę takiego pomieszczenia.
- A może to nie jest pomieszczenie? - podsunął agent. - Czekaj! - krzyknął. Miał nagłe olśnienie. Szybko pobiegł do gabinetu. Brennan poszła za nim. Zastała go wpatrzonego w biblioteczkę.
- Czego tam szukasz? Przecież sprawdzaliśmy - powiedziała. Agent nadal stał przed szafą i szukał jakiegoś tajemnego przejścia. Właściwie to nie przejścia, wystarczy mu najzwyklejszy sejf. Dedson musiał mieć coś takiego, bo pieniędzy mafii raczej nie zanosił do banku. Booth się nie mylił, a przeczucie podpowiadało mu, że to będzie gdzieś tutaj. Brennan przejrzała raz jeszcze szuflady biurka. Nagle usłyszeli skrzypienie i sezam się otworzył. W biblioteczce pojawiły się małe dzwiczki, zapewne od sejfu.
- Nie mówiłem - odezwał się agent, kiedy wróciło mu myślenie. Jego dumny uśmiech był po prostu zniewalający. On ją ciągle zaskakiwał. Booth zaczął uważnie przyglądać się sejfowi. Jakież było jego zdziwienie, kiedy drzwiczki samoczynnie się otworzyły.
- Bones, myślisz, że to tu? - spytał niepewnie. Brennan podeszła do niego i zajrzała do środka.
- Nie widzę narzędzia zbrodni - powiedziała po chwili. - Same pieniądze, ale nożyczek brak.
Agent zaklął pod nosem. Nadzieja go opuściła.
- Wracajmy - powiedział. Bones nie miała nic przeciwko. Nie mogła uwierzyć, że po zakupach można mieć aż takie zakwasy. Rano miała problem z wejściem do SUV-a. Teraz również nie miała siły podnieść nogi.
- Widzę, że wczorajsze zakupy się odzywają - zaśmiał się Booth. Bones zmroziła go wzrokiem. - Pomogę ci - powiedział i wziął ją na ręcę. Powoli usadowił ją na fotelu pasażera. Ona nie odezwała się ani słowem. Za przyjemnie było jej w jego ramionach by psuć tę chwilę. Krótką, ale jakże miłą.
Jechali w ciszy. Oboje myśleli o tym samym. O tym, czy kiedyś wyznają tej drugiej osobie, co czują. Bones miała trudniej, bo musiała przyznać się do błędu, co robiła niechętnie. Będzie musiała przyznać mu rację, bo miłość faktycznie istnieje. I właśnie przez jego uśmiech, jego spojrzenie i dotyk docierała do niej ta piękna, a jednocześnie smutna prawda. Bo jak tu wierzyć w miłość, kiedy najbliższe ci osoby zawsze cię zostawiają? Booth może zrobić to samo, choć tyle razy powtarzał, że jej nie opuści. Czy on może kochać kogoś takiego jak Temperance Brennan. Jak jego Bones?
Mam nadzieję, że nie ma tam rażących błędów i da się to przeczytać;)
alez oczywiscie ze sie da przeczytac... ;) swietna czesc... :) ciekawe gdzie narzedzie zbrodni... :) bardzo mi sie podoba zachwanie partnerow... xD :) czekam na cd :) mam nadzieje ze szybko bedziesz miala dostep do wlasnego sprzetu... :) Pozdrawiam :)
Czytam i czytam i nadziwić się nie mogę w jaki magiczny sposób przychodzą Wam takie pomysły,ale mam nadzieję że nigdy nie zabraknie Ci myśli twórczej i mimo przeciwności losu uda się szybko i sprawnie napisać nowe opko.Pozdrawiam Gutek
Bardzo się cieszę że udało Ci się coś napisać! Świetna część! A już myślałam, że w tym sejfie znajdą nożyczki.. A Bones niech przyzna się wreszcie do błędu i powie Booth'owi że go kocha! Czekam niecierpliwie na ciąg dalszy :)
Wróciłam z dalekiej podróży z nowym-starym sprzętem i jestem.
Mam nadzieję, że ta długa przerwa nie obrzydziła Wam tego opowiadania.
W drodze powrotnej skusili się na zjedzenie czegoś w przydrożnej knajpce. Booth zamówił sobie stek, a Bones jak zwykle poprosiła o sałatkę. Siedzieli tak i patrzyli na to, co było za szybą. Nie było tam za wiele. Jedynie co jakiś czas przejeżdżały może trzy samochody. Oboje się do siebie nie odezwali. Nie mieli pojęcia dlaczego, ale wiedzieli, że nie potrzebują słów. Obojgu ta krótka chwila przysporzyła tyle radości, ile problemów. Zastanawiali się, czemu nie mogą tak po prostu, jak normalna para, siedzieć wtuleni w siebie, dotykać się i całować, i mieć z tego frajdę. Nic nie stało im na przeszkodzie oprócz strachu i obawy przed odrzuceniem. Bali się, że wraz z odpowiedzią tej drugiej osoby, stracą sens życia. A to dla siebie wstawali rano z łóżek. To dla siebie mieli ochotę chodzić do pracy i dawać z siebie jak najwięcej. A oni wciąż tego nie zauważali. Nie zdawali sobie sprawy, że są dla siebie jak powietrze. Bez codziennej rozmowy zaczynają się dusić. Nie wiedzą, gdzie się podziać. A kiedy choć na chwilę ujrzą tę ukochaną twarz, znikają wszystkie troski i kłopoty, i liczy się tylko ta osoba. To, że jest i że nas kocha. I nic więcej w tej chwili nas nie obchodzi. Staramy się dostrzec w jej oczach to, czego nie powie nam głośno. Budzimy się do życia tylko, jeśli wiemy, że tej drugiej osobie nic nie jest. Zasypiamy, mając jej roześmianą twarz przed oczami. Umieramy, widząc jej uśmiech i miłość. Tak samo mieli oni. Ich sytuacja jednak nie malowała się tak kolorowo. Gdyby ich związek, o ile o takim można w ogóle mówić, wyszedłby na jaw, mogli mieć kłopoty w pracy. Związki pomiędzy partnerami nie widziały się ani jednemu, ani drugiemu szefowi. Wiedzieli, że to jest nienormalne, by na jednej szali stawiać pracę, a na drugiej miłość, ale nie mieli wyboru.
- Booth, nie martw się. Skończymy to śledztwo przed naszym ślubem - powiedziała Brennan. Nie podobała jej się smutna mina partnera. Chciała znowu zobaczyć jego, ten przeznaczony tylko dla niej.
- Musimy, Bones. Inaczej zostaniemy mężem i żoną - odparł. Posłał jej uśmiech, ale nie ten, który potrafił rozświetlić ciemną noc. Tylko taki inny, smutny.
- Booth, jesteś smutny - odważyła się powiedzieć to na głos. Tak po prawdzie martwił go jej stosunek do miłości. Trudno jest się pogodzić z tym, że kobieta, którą się kocha, sprowadza tak piękne uczucie do kilku hormonów. On chciał jej pokazać mnóstwo rzeczy, ale z jej podejściem to bardzo ryzykowne. Do tej pory wciąż miał nadzieję, że mu się uda. Że Bones jednak uwierzy w miłość dzięki niemu, ale teraz pozostało mu być tylko kolejnym facetem od zaspokajania jej potrzeb biologicznych.
- Nie. Tęsknię trochę za Parkerem. Dawno go już nie widziałem - odparł. Tęsknił za drugą najważniejszą osobą w jego życiu. Za swoim ukochanym synem. Tyle razy bał się, że Rebecca znajdzie wreszcie takiego faceta, którego ten malec polubi i zostawi swojego zapracowanego ojca samego. Mimo kłopotów ze swoją ex, starał się być najlepszym tatą pod słońcem. I udawało mu się to. Jednak strach przed odrzuceniem dawał się we znaki i jemu. Ten silny i odważny facet też się bał. Każdy czegoś się boi, a najczęściej są to rzeczy na których najbardziej nam zależy.
Po posiłku pozwolili sobie jeszcze na deser. Na widok szarlotki na twarzy agenta pojawił się cień uśmiechu. Zamówili kawę i zaczęli rozmawiać. Właściwie ta ich rozmowa do niczego nie prowadziła, ale musieli coś zrobić, bo cisza za bardzo im ciążyła. Istniały jeszcze tematy, na które mogli rozmawiać bez strachu, że coś o sobie wyjawią. Booth pytał o nową książkę. Bones się uśmiechała i odpowiadała na pytania o premierę. I w ten sposób zleciał im czas do szóstej po południu.
- Musimy się zbierać, bo Angela może nam sprowadzić całe zastępy agentów na głowę - powiedział Booth. Był już w lepszym humorze. Szarlotka i uśmiech Bones zdziałały cuda.
- Martwi się - odparła antropolog.
- Wow, Bones. A ja myślałem, że to ja zawsze będę stawał w jej obronie - zauważył z uśmiechem.
- Ja bym się chyba też martwiła, gdyby moi przyjaciele wyszli wcześnie rano i do tej pory nie wrócili - wytłumaczyła.
- A o mnie się martwisz? - zapytał ze smutną minką Booth.
- Jesteś moim przyjacielem, więc tak - powiedziała. "Jesteś kimś więcej niż przyjacielem, Booth" - dodała w myślach. Agent uśmiechnął się z zadowolenia. Może znaczy dla niej więcej niż przyjaciel?
Szybko jechali z powrotem. Z radia sączyła się jakaś miła dla ucha melodia. Booth dał trochę głośniej i zaczął nucić pod nosem. Bones się do niego przyłączyła. Jechali tak, śmiejąc się i śpiewając. Wyglądali jak zakochani nastolatkowie. Cieszyli się swoim towarzystwem. Na kilka kilometrów przed hotelikiem doprowadzili się do porządku i na parking zajechali jako Nicolas i Sophie. Na ławce przed wejściem czekała na nich Angela. Jednocześnie wściekła, wystraszona i zadowolona. Jedno spojrzenie w ich stronę i pozostało tylko zadowolenie.
- Co wyście tam tak długo robili? - zapytała. W jej głosie pobrzmiewała radość, która rozpierała ją od środka. Patrzyła na tę parę i próbowała zobaczyć to, co niewidoczne. Wiedziała, że oboje się męczą, ale kres tego piekła miał nadejść niedługo.
Agent rozejrzał się po okolicy, a kiedy nikogo nie zauważył, odparł:
- Szukaliśmy nożyczek, ale bez skutku - nie była to odpowiedź, której spodziewała się artystka. Oczywiście śledztwo też jest ważne, ale nie mogło ono przyćmić tego ślubu. Rzekomego, bo rzekomego, ale ślubu.
- Chodź do nas. Tam ci wszystko opowiemy - zaproponowała Bones, a Angela przystała na taką ofertę. Artystka była tego samego zdania, co agent. Wierzyła, że morderstwa dopuściła się kobieta, która, zakochana po uszy, ratowała swojego ukochanego. Dla Ange było to bardzo romantyczne, czego nie zapomniała zauważyć. Jednak Booth i Bones byli innego zdania. Dla nich, a właściwie tylko dla agenta, romantyzm skupiał się na innych przedmiotach niż morderstwo.
- Naprawdę nie rozumiem, jak możecie tego nie zauważać - powiedziała z naganą w głosie Angela. - Bren, kochaniutka, ty powinnaś to rozumieć. Sama zabiłaś dla Bootha, więc... - drążyła, wydawałoby się zamknięty temat, artystka.
- Nie dla Bootha, tylko w obronie własnej - przerwała jej Bones. Domyślała się, że jej przyjaciółka w pewnym momencie może się zagalopować. Jednak kiedy spojrzała w smutne oczy agenta, dodała szybko:
- No, dla Bootha też.
I Booth, i Angela poczuli ogromną ulgę. Tylko Brennan zastanawiała się, czy nie powiedziała za dużo. Wiedziała, że agent potrafi czytać między wierszami, co dla niej wciąż stanowiło abstrakcję. Nie dopatrzyła się jednak u niego żadnej reakcji, która utwierdziłaby ją w jednym bądź w drugim. Booth pozostał niewzruszony i tylko jego gorące serce odbywało taniec szczęścia, bijąc coraz szybciej o szybciej.
- Booth, powiedz coś - otrzeźwiła go Bones.
- Już ci to mówiłem, ale powtórzę. Bones dla ciebie mógłbym zginąć, zabić. Wystarczy tylko jedno twoje słowo - mówił powoli, starając się akcentować słowa tak, by ich znaczenie uległo zmianie. Angela to wysłyszała, a Bones tylko lekko uśmiechnęła się do partnera. Nie potrzebowali nic więcej niż kilka takich niewinnych gestów co dnia. Oboje nie byli jeszcze pewni jak to będziesię rozwijać, ale wiedzieli, że każde z nich zrobi wszystko, by ich relacje szły we właściwym kierunku.
A że panna Montenegro postawiła sobie za punkt honoru pomóc szczęściu przyjaciół, to nie ma się raczej czego obawiać. Stali tak jeszcze długo. Nie zauważyli, że Angela cichaczem wymknęła się z pokoju. Później musi pogadać z Bones. Brennan była bardzo inteligentna, ale czasem nie pojmowała najłatwiejszych rzeczy. Na szczęście miała pannę Montenegro, specjalistkę od spraw uczuć beznadziejnych.
Za wszelkie błędy przepraszam, ale szybko przepisuję, bo ostatnio jakoś mało czasu, ale dla Was zawsze się kilka chwil znajdzie ;*
Ja po prostu uwielbiam to opko...!!! xD Ma w sobie coś takiego, że nie można się od niego oderwać i z niecierpliwością czeka się na następną część :)
Mam nadzieję, że teraz kiedy Twój nowy-stary sprzęt działa, to cdki będą wstawiane częściej...:)
zgadzam sie z Natusia :) to opoko jest takie niezwykle ze mi sie nie znudzi ani nic z tych rzeczy... :) jak dobrze ze jest Angela... czekam na cd :)
Z góry przepraszam za wszelkie błędy
Kolejny dzień minął im na wyborze muzyki i kwiatów. Znowu szukali czegoś niesamowitego i wspaniałego. W końcu pierwszy raz przy rozwiązywaniu sprawy tak świetnie się bawią, choć oboje wiedzieli, że powinno to wyglądać trochę inaczej. Po południu agent zaprosił Bones na krótki spacer. Okolica wydawała się malownicza, więc mogli skorzystać. Od jutra mogą mieć dużo więcej pracy. Antropolog stała przy recepcji i czekała na agenta, którego zatrzymał jakiś ważny telefon.
- Musi być pani bardzo opanowaną kobietą - usłyszała od jednej z recepcjonistek. - Podziwiam panią. Nie wiem, jak potrafi pani wytrzymać przy takim seksownym mężczyźnie i tylko patrzeć - kontynuowała. Początkowo Bones myślała, że chodzi o coś zupełnie innego, ale ostatnie zdanie stanowiło dla niej nielada zagadkę.
- Proszę? - zapytała. Chciała raz jeszcze usłyszeć wywód tej młodej dziewczyny.
- Ja rozumiem, że tradycja i honor. Że cnota i czystość, ale że pani potrafi się powstrzymać i nie rzucić na narzeczonego, to naprawdę niewiarygodne - Brennan wyglądała, jakby ktoś powiedział jej właśnie, że Booth jest kosmitą. Zastanawiała się, o co może chodzić tej paniusi. Wiedziała, że Booth się może podobać, a raczej na pewni się podoba, ale żeby wyjeżdżać z czymś taikim. Postanowiła podjąć tę grę jako Sophie.
- Tak. Moja rodzina jest bardzo tradycyjna - rzuciła, niewiele myśląc. Była antropologiem. Znała się na tradycjach różnych kultur, ale nigdy nie przywiązywała do nich wielkiej wagi. I właściwie, dlaczego ta kobieta myśli, że oni tego nie robią. Przecież nic im nie stoi na przeszkodzie.
- Celibat przy takim mężczyźnie musi być naprawdę trudny - zauważyła dziewczyna.
- Jak się na coś długo czeka, to potem to lepiej smakuje - odparła tekstem, który gdzieś tam kiedyś usłyszała. Nie miała pojęcia, czy pasuje do tej sytuacji, ale co innego miała jej powiedzieć. Że chce się na niego rzucić każdej nocy?
- To jak, idziemy? - zapytał agent. Pojawił się nagle znikąd. Bones przytaknęła głową.
- Miłego spaceru - usłyszeli na odchodne.
- O czym rozmawiałaś z tą dziewczyną? - zagadnął Booth, kiedy znaleźli się poza terenem hotelu.
- O celibacie - odparła poważnie Brennan. - O tym jak udaje mi się w nim przy tobie wytrzymać - Booth przełknął szybko, mało się przy tym nie krztusząc.
- I co jej powiedziałaś? - ogarnął go paniczny strach. Wierzył jednak, że jego partnerka podjęła tę grę w ciemno. Będzie się musiał przyznać do niektórych grzeszków.
- Że jak się na coś długo czeka, to lepiej to potem smakuje - powtórzyła, patrząc gdzieś przed siebie. Analizowała sens tych słów. Booth był pełen podziwu.
- Bardzo ładne - pochwalił, zadowolony, że jego małe kłamstewko się nie wydało.
- Słyszałam kiedyś. To chyba z jakiegoś filmu albo coś takiego - przyznała.
Szli wąską dróżką z czerwonych kamieni. Nie kierowali się w jakieś konkretne miejsce. Po prostu chcieli pobyć trochę razem jako przyjaciele, a nie narzeczeni. Musieli przyznać, że oboje mają powoli dosyć tej sprawy. Chcieli, żeby jutro nadeszło w ekspresowym tempie. Z drugiej strony nie chcieli jej wcale kończyć. Jednak ślub bez miłości nie wchodził w grę. Oboje go chcieli, ale oboje się obawiali. Nie mogli teraz wyskoczyć z czymś tak naiwnym. To zbyt wiele by zniszczyło. Cała ich przyjaźń mogłaby się rozpaść w drobny mak, a to, że mieli siebie było dla nich najważniejsze. Nie seks, nie miłość, ale to, że mieli siebie. Że się spotykali, że potrafili ze sobą rozmawiać. Nikt obcy tego nie zniszczył. Nic nie rozerwało tej więzi, ale bali się, że każde z nich może mocniej pociągnąć i przerwać to, co ich łączy. Bali się, że to oni nieopatrznie zniszczą to, co budowali tak długo. Że jedno z nich zapragnie więcej niż ta druga osoba może dać. A żadne by sobie tego nie wybaczyło.
- Nad czym tak sobie łamiesz głowę, Bones? - zapytał Booth. Brennan już tak długo milczała, że zaczął się martwić.
- Booth, nie można sobie łamać głowy - odparła. - To jest niemożliwe.
- Nad czym tak myślisz? - powtórzył pytanie bardziej zrozumiałym językiem.
Nie myślała nad niczym. Delektowała się jego obecnością i uściskiem ręki. Jej drobna dłoń była zamknięta w jego silnej ręce. Wystarczył jego lekki dotyk, a ją przechodził dreszcz. Zaczęła się poważnie zastanawiać, jak udaje jej się trzymać na dystans i nie proponować agentowi nocy. Sprawiało jej to wiele trudu i musiała się nieźle nagimnastykować, ale wiedziała, że to się opłaca. Booth nie był zwykłym facetem. On ją rozumiał. Znał ją lepiej niż ona sama siebie. Żałowała, że nie może mu się odwdzięczyć tym samym, ale może kiedyś. W końcu co się odwlecze, to nie uciecze, czy jakoś tak.
- A więc? - ponaglił agent.
- Nie łamię sobie głowy - powiedziała. Nie miała żadnych konkretów, bo nie myślała. Po prostu delektowała się jego obecnością. Tym, że jeszcze nigdy jej nie opuścił. Tym, że jej obiecał. Tym, że jest zawsze, kiedy go potrzebuje, choć nigdy tego nie przyznała. Po prostu był.
Patrzyli na krajobraz przed nimi. Stali na jakiejś niewielkiej górce. Widzieli wszystko, co wokół nich, ale nie widzieli tego, co działo się wewnątrz ich serc. Bo, żeby zobaczyć coś tak unikalnego, trzeba się naprawdę dobrze przyjrzeć.
zgadzam sie z ta recepcjonistka... ciekawe jak Bones to zrobila ze sie jeszcze nie rzucila na Bootha... xD fajna czesc... czekam na rozwoj wydarzen... :)
Ostrzegam, że mogą wystąpić błędy rzeczowe, ale mam nadzieję, że ich nie ma
Spacerowali jeszcze długo. Niewiele mówili, bo nie musieli. Minęli kilka zakochanych par. Nawet nie zauważyli, że choć nikt ich nie widzi, nadal trzymają się za ręce. Żadne z nich nie cofnęło ręki. Booth bardzo się cieszył, że Bones się od niego nie odsunęła. Chyba właśnie o tym marzył. Mogliby się trzymać za ręce do końca życia. Oboje wiedzieli, że najpóźniej pojutrze to wszystko się skończy. Kiedy jutro z samego rana przyjedzie Charlie z ekipą, przestaną grać i wrócą do codzienności. Do tej codzienności, w której są najlepszymi przyjaciółmi i dowodem na to, że przyjaźń pomiędzy mężczyzną i kobietą jest możliwa. Jednak oni już doskonale wiedzieli, że ta ich przyjaźń to tarcza przed miłością. Na razie ich chroniła, ale każda tarcza kiedyś zostanie uszkodzona.
- Wracamy? - zapytał agent. Uśmiechał się. Cały czas się uśmiechał. Jego oczy świeciły tym niepowtarzalnym blaskiem szczęścia.
- Tak - odparła antropolog. Biła się z myślami. Jednocześnie chciała jego bliskości, ale bała się odrzucenia. Chciała jego pocałunków i jego dziecka, ale bała się, że później zostanie sama. Ryzyko w tej formie było zbyt duże. Kolejnej zdrady jej serce mogło nie wytrzymać. Wiecznie wszystkim powtarzała, że serce nie ma nic wspólnego z uczuciami, ale doskonale wiedziała, że nawet w jej serduszku są uczucia. Mimo iż kierowała się rozumem, to i tak serce często wpływało na jej decyzje.
- Zastanawiam się, jakie wiadomości będzie miał dla nas Charlie - powiedział Booth, pomagając antropolog zejść z jakiejś skarpy.
- Lepiej nie wyciągać wniosków przed zbadaniem wszystkich faktów, bo potem całość jest zbyt zagmatwana - odparła tak, jak na naukowca przystało. Tyle, że faktów mieli niewiele i trzeba było sobie pomagać domysłami, co agentowi nieźle wychodziło.
- Bones czasem trzeba się pewnych rzeczy niepowiedzianych wprost domyślać - zauważył Booth.
- Łatwiej jest mówić wszystko wprost, a nie owijać w len - odparła.
- W bawełnę. Mówi się owijać w bawełnę - poprawił ją.
- Materiał to materiał - powiedziała poważnie. Booth mało się nie roześmiał, bo kiedy on przekręci coś kościstego, to ma od razu wykład o poprawności i prawdziwości faktów. Natomiast dla niej len czy bawełna nie ma większego znaczenia. - Lepiej mówić wprost i nie zostawiać nic wyobraźni - dodała. Gdyby on tak zrobił, to już dawno dostałby w mordę od Bones. Bezpieczniej było właśnie owijać w len i czekać aż antropolog znajdzie jakiś dowód na poparcie swoich domysłów. A przy okazji ułatwi sprawę agentowi. Mimo swojej odwagi, uczucia były tematem, którego oboje się bali.
Dalej szli w ciszy. Nie zastanawiali się nad sensem swoich myśli. Ich ręce nadal były ze sobą splecione. Co chwilę któreś z nich gładziło dłoń partnera niby to przypadkiem. Zerkali w swoją stronę. Bones szła zamyślona, zagubiona gdzieś w innym, nieznanym jej jeszcze świecie.
- Bones, trzymam cię - krzyknął Booth, kiedy jego partnerka o mały włos nie przewróciła się przez wystający konar. Trzymał ją w pasie i pomógł złapać równowagę. Do tej pory jego partnerka tak się nie zachowywała. To ona była tą, która chodziła twardo po ziemi i nie rozumiała, jak można bujać w obłokach. A teraz sama była tak zamyślona, że nie spostrzegła dużego konaru. - Może powinnaś pójść do lekarza? - zaproponował agent, a Brennan spojrzała na niego zdziwiona.
- Po co? - zapytała.
- A po co się chodzi do lekarza? Żeby sprawdzić czy wszystko w porządku - odparł.
- Booth, nic mi nie jest. Nie krwawię, dzięki tobie nawet nie upadłam, a ty mnie chcesz zabrać do szpitala? - powiedziała podniesionym głosem.
- Martwię się o ciebie - odparł ciszej agent.
- Nie musisz. Doskonale sobie radzę.
- Właśnie widzę - odparł z sarkazmem.
- Zamyśliłam się. Czasem się zdarza, że tracimy kontakt z otoczeniem, kiedy coś analizujemy. Skupiamy się wtedy na jednej rzeczy i... - powiedziała. Jak do tej pory zdarzało jej się to wyłącznie w czasie ślęczenia nad kośćmi. Teraz jednak żadnych kości w pobliżu nie było, a ona straciła całkowicie kontakt z rzeczywistością. I dopiero niedoszły upadek na nowo włączył ją do wymiaru ziemskiego.
- Wiem, znam to - przerwał jej wywód agent. Jemu rzadko zdarzało się, żeby musiał skupić uwagę tylko na jednym przedmiocie. Ale i jemu myślenie nie szło najgorzej. Wymianę zdań przerwał telefon agenta.
- Cześć, Hodgins. Dobra - agent włączył tryb głośnomówiący. Razem z Bones usiedli na jakimś większym kamieniu i słuchali wiadomości entomologa.
- Dzień dobry, doktor Brennan. Zbadałem cząsteczki i natrafiłem na kilka śladów, które pozostawił morderca. Znalazłem kwas azotowy (V) i chlorofil - oznajmił Hodgins.
- A wersja dla zwykłych ludzi? - zapytał agent, który z naukowej paplaniny entomologa nie zrozumiał ani słowa.
- Kwas azotowy (V) jest używany w produkcji nawozów sztucznych, a chlorofil występuje w komórkach roślin - wyjaśniła Bones, nieco zirytowana niewiedzą partnera.
- Znalazłem to w ranie, więc narzędzie zbrodni musiało mieć kontakt z nawozem sztucznym i rośliną - dodał Hodgins, król laboratorium.
- A Charlie o tym wie? - zapytał Booth. To właśnie on zajmował się sprawami w Waszyngtonie pod nieobecność Seeleya.
- Tak, już załatwia pozwolenie na przeszukanie siedziby Stentonów i ogrodu - odpowiedział szybko Hodgins.
- Informujcie nas, jakby co - poprosił agent i rozłączył się, wciskając czerwoną słuchawkę. - Czyli Carla - podsumował Booth.
- Nie możesz tego już wiedzieć - powiedziała przytomnie antropolog. - Dopóki nie znajdziemy narzędzia zbrodni i mordercy to... - zaczęła wywód Bones.
- Wiem, Bones. Bez narzędzia zbrodni nie ma morderstwa - odparł Booth.
- Niezupełnie, ale coś w tym jest - powiedziała, analizując otrzymane informacje.
Booth nie zdążył jeszcze dobrze schować telefonu, kiedy ten znowu zaczął się domagać zwrócenia na niego uwagi.
- Booth. Hodgins dzwonił przed chwilą. Ogród i dom. Tylko nie zróbcie zamieszania. Nie było. Kiedy? Dobrze, będziemy czekać - agent szybko schował komórkę do kieszeni. - Musimy się uzbroić w cierpliwość - zwrócił się do antropolog.
- Ale po co mamy się zbroić? - zapytała Bones, która uwielbiała brać wszystko dosłownie.
- Musimy być cierpliwi, bo ekipa może przyjechać dopiero za dwa dni. Czyli jutro nie ma się ich co spodziewać. Najpierw sprawdzą dom Stentonów, potem przyjadą tutaj - wyjaśnił obszernie Booth, aby nic nie umknęło jego partnerce.
"Czyli mamy dwa dni więcej" - pomyślała Bones. Tylko co z tym fantem zrobić?
Po ciężkiej pracy zamarzyła mi się odrobina relaksu z Twoim wspaniałym opowiadaniem...i moje marzenia się spełniły :)Ps. już nie mogę się doczekać kiedy jeszcze bardziej zbliżysz do siebie głównych bohaterów... chociaż jakiś kiss by się przydał please:)