Czytam to forum i nie mogę się nadziwić. A że sama coś tam skrobię, potraktujcie to jako moją cegiełkę do tego co tu tworzymy.
bardzo fajny ten onepart... :) ... a tak sie obiecujaco zaczynalo... xD myslalam ze oni spedzili ta noc razem... xD ale nie... fajny pomysl ;) nie ma za co... pisalam to co myslalam... :)
Pozdrawiam... :)
Jedyne słowo jakie przychodzi mi na myśl, to WOOW! Ale nas ładnie zwiodłaś. ;] Naprawdę ładny zwrot akcji. Nie spodziewałabym się, że to był koszmar. Mogłabyś to jeszcze jakoś pociągnąć dalej, bo jest bardzo obiecujące! ;)
Życzę Szczęśliwego Nowego Roku Wszystkim forumowiczom! ;*;)
Udanego Sylwestra i Szczęśliwego Nowego Roku;)
Justysiu dla ciebie wszystko;* Właśnie się zastanawiałam nad pociągnięciem tego, bo też czegoś mi brakuje, ale zobaczymy jak to będzie...?
Ojoj cieszę się, że dla mnie wszystko! ;);* To teraz przychodzi mi powiedzieć, że czekam na ciąg dalszy, bo wierzę, że go napiszesz! I będzie równie świetny co pierwsza część ! ;D
Taa... musisz napisać kolejną część... szczerze, nie spodziewałam się tego, że to będzie sen, tym bardziej koszmar... :) pozdrawiam ;);*
P.S. Życzę wszystkim forumowiczom Szczęśliwego Nowego Roku! ;*
Rowmniez zycze wszystkim na forum Szczeliwego wskoku do Nowego Roku... xD :)
PS. ... dzieki za zyczenia ;**
Witam w Nowym Roku 2010!!!
Jeżeli chodzi o "Koszmar" to jak coś skombinuję, to pociągnę tę akcję w którąś stronę;)
Skoro mamy pierwszy dzień nowego roku to ruszamy z nowym opowiadaniem...
Mam nadzieję, że utrzyma poziom poprzedniego
A to jego pierwsza część
Ślub to najpiękniejszy dzień w życiu każdej kobiety i każdego mężczyzny. Przynajmniej dla statystycznej większości. To jeden z najważniejszych dni dla dwóch kochających się na dobre i na złe osób. Kolejny, lecz nie ostatni, krok do dojrzałego związku. Ta uroczystość jest ważna nie tylko dla samych zainteresowanych, ale również dla wielu innych osób: ich rodzin, księży, którzy go udzielają; organizatorów, kateringowców, sprzedawców sukien ślubnych i garniturów oraz różnego rodzaju gadźetów ślubnych. Każdy ślub poprzedzony jest wielomiesięcznymi przygotowaniami. Praktycznie rzecz biorąc okres od zaręczyn do zaślubin wypełniony jest wszelkimi koncepcjami, pomysłami, dobrymi radami i próbami. Tak więc zaczynamy od zaręczyn. Kolacja, świece, wino, często zapraszani rodzice i przyjaciele, bo to przecież ważna okazja. W końcu dotychczasowy chłopak pyta:
- Wyjdziesz za mnie? - i czeka zdenerwowany na odpowiedź. W ręce trzyma pudełeczko z pierścionkiem, czasem klęknie i w ten sposób czeka aż wybranka odpowie:
- Tak - i zostaje narzeczonym.
Pierścionek na palcu, namiętny pocałunek, żeby wszyscy widzieli i gratulacje zgromadzonych, połączone z życzeniami. Kiedy sytuacja się uspokoi, powróci względna harmonia, ktoś, najczęściej któreś z rodziców zadaje to jakże znienawidzone pytanie:
- To co z datą ślubu? - no i się zaczyna.
Taka zaręczynowa kolacja przeważnie kończy się albo wybraniem na szybko pierwszej lepszej daty, albo odpowiedzią "wkrótce" bądź "w najbliższym czasie". W końcu są zaręczyny musi być ślub. Odwieczna prawda, ulegająca ostatnimi czasy niewielkim rewolucjom. Data ślubu wybrana. Teraz trzeba uzgodnić gdzie ta cała ceremonia ma się odbyć. Kościół, kapliczka, urząd, świeże powietrze, dom, ambasada? Kiedy to ustalimy zabieramy się za przygotowania. Zgłaszamy się się do firmy, która wszystkim się zajmie bądź sami bierzemy na siebie odpowiedzialność za ten cały bałagan, sądząc, że to proste i jakoś przez to przejdziemy. Wszystkie sprawy załatwiamy z katalogiem w ręku, a obok nas nasz wierny przyjaciel przez najbliższe miesiące: przedstawiciel firmy organizującej przyjęcia okolicznościowe. Z założenia doradca, z życia najgorszy wróg. Razem z nim kartkując katalog wybieramy: miejsce, charakter ślubu, weselne menu, suknie, garnitury, ustalamy rozmieszczenie gości na uroczystości, model samochodu, który będzie robił za naszą taksówkę oraz muzykę, jaka będzie nam towarzyszyć przez te kilka godzin. Nie można zapomnieć również o wyborze świadków, druhen i pochodu. Ważne są również kwiaty, ich kolor, rodzaj, gatunek i zgranie z pozostałymi dekoracjami. Organizacją wieczoru panieńskiego oraz kawalerskiego zazwyczaj zajmują się druhny i świadkowie. No i w końcu nadchodzi tak bardzo wyczekiwany przez ostatnie miesiące dzień ślubu. Już po próbach. Wszystko dopięte na ostatni guzik, nic niepominięte, każdy najmniejszy nawet szczegół dopracowany w detalach. Goście już prawie wszyscy pozajmowali wyznaczone miejsca. Pan młody stoi i czeka na wybrankę, która dokonuje jeszcze ostatnich poprawek w swojej kwaterze. Oboje coraz bardziej poddenerwowani. Słychać pierwsze takty marsza weselnego i wzrok wszystkich przenosi się na zmierzającą do ołtarza pannę młodą.
Tak też właśnie miał wyglądać ślub Carli Stenton z Billy'm Dedsonem. Po wyczerpujących, kilkumiesięcznych przygotowaniach nadszedł ten wymarzony, wyśniony dzień. Oboje bardzo przejęci, a zarazem szczęśliwi.
- Spotykamy się dzisiaj, aby połączyć węzłem małżeńskim te dwie kochające się osoby.
Kobiety zaczęły wycierać łzy. Wszystko toczyło się swoim tempem. Powoli, uroczyście, ale do przodu. Cicha, nastrojowa muzyka dobiegała z miejsca, gdzie znajdowała się orkiestra weselna. Przysięga, która płynęła prosto z serca, następnie obrączki i ...
- Booth, co to za sprawa? - zapytała Brennan.
Była słoneczna, majowa sobota. Dzień, który agent miał mieć wolny, ale jego motorola rozdzwoniła się wraz z pierwszymi promieniami słońca, nieśmiało przebijającymi się do jego sypialni.
- Szczątki podczas weselnej masakry - odpowiedział konkretem. Nie miał dzisiaj dobrego humoru, czemu nikt się nie dziwił.
Jechali więc na miejsce zbrodni wcale ze sobą nie rozmawiając. Agent był zły. I tak miał tek weekend spędzić sam bez Parkera, ale istniało milion rzeczy, które mógł zrobić. Z drugiej strony w zaistniałej sytuacji spędzi go z Brennan, pracując nad tą sprawą. Było to jakim takim balsamem na jego ranę, ale nie zmieniało faktu, że mógł te dwa dni spędzić z partnerką w inny sposób. A może na jedno dobrze.
Plany Bones na ten weekend nie były jakoś strasznie oryginalne jak na nią. Kilka dni temu otrzymała kości z południowych Włoszech. I ten weekend chciała przeznaczyć na zapoznanie się z nimi i zbadanie ich. Angela proponowała jej wyjście do restauracji i klubu, ale ona zdecydowanie odmówiła. Wczorajszy dzień i połowę nocy spędziła więc w laboratorium. Później kilka godzin snu i znów była gotowa do pracy. Booth uprzedził ją telefonicznie, że po nią przyjedzie i razem udają się na miejsce zbrodni. Jechali i jechali. Droga im się niemiłosiernie dłużyła. I to nie z powodu korków. Ulice były puste. Czasem w ogrodach bawiły się dzieci. Była sobota, godzina dziewiąta. Booth myślał o tym, co mógłby teraz robić. Bones natomiast zastanawiała się nad dziwnymi złamaniami kości piszczelowej włoskiego szkieletu. Kwestia ta była bardzo interesująca. Agent zerkał czasem na pogrążoną w myślach pasażerkę. Ciekawiło go, nad czym łamała sobie głowę. Ale bał się pytać, albo raczej bał się odpowiedzi, którą może od niej uzyskać. Przepełnionej tym antropologicznym bełkotem, niezrozumiałym dla zwykłego agenta FBI. O, przepraszam, on jest specjalnym agentem FBI, ale i tak nic z tego nie rozumie. Podział w tym zespole był prosty: on tłumaczy popkulturę, ona antropologię. I tutaj nie zanosiło się na zmiany. Chyba, że stanie się cud.
bardzo interesujaco zaczelas... :) ... tak inaczej ale utrzymujesz poziom... :) bardzo ciekawe co sie dalej wydarzy... :) czekam na cd :)
Pozdrawiam wszystkich w pierwszy dzien Nowego Roku... :)
Interesująco zaczęłaś:) ...Nowy Rok- nowe opko....to czekam na cd i życzę wszystkiego dobrego w tym Nowym 2010 roku...a zwłaszcza dużo weny:)
Miło Cię powitać już w nowym roku! ;) A Twoje opowiadanie jest świetnym wejściem w ten 2010 rok! Świetnie! Nie schodzisz poniżej poziomu, a powiedziałabym nawet, że piszesz coraz lepiej! ;) Naprawdę miło się czyta! Zapowiada się bardzo ciekawa sprawa. Nie mogę się doczekać ciągu dalszego ;)
ja powiem tylko, że kocham - nawet nie - ja uwielbiam Wasze opowiadania! I oby tak dalej :)
Na miejscu ich przeznaczenia było już pełno agentów w granatowych kurtkach z żółtym napisem FBI. Obszar był spory. Trupów też zresztą było sporo. Agent wysiadł z samochodu delikatnie zamykając drzwi. Podobnie postąpiła jego partnerka.
- Booth, ale to są całe ciała. Mnie interesują wyłącznie szczątki - oznajmiła, nie widząc nigdzie rozłożonych szczątek.
- Twoja niespodzianka jest tam - wskazał na masywny daszek nad ołtarzem.
- Potrzebna mi będzie drabina - odparła Bones. To, co dało się stwierdzić bez oglądania szczątek, to na pewno fakt, że ten akt stał się w innym miejscu.
- Potrzymam drabinę - zaoferował się Booth, kiedy technicy ją przynieśli. Nie był przekonany do tego pomysłu, ale nie chciał kłócić się z Brennan. Włażenie po drabinie nie było zbyt bezpiecznym zajęciem. Bones nie zważała na to, a jedno, co ją w tej chwili interesowało, to dokładne oględziny miejsca znalezienia tej "niespodzianki", jak określił to Booth. Siedziała tam z dobre pół godziny, robiąc fragmentaryczne zdjęcia i przyglądając się znalezisku, a agentowi ręcę zaczęły odmawiać posłuszeństwa.
- Mężczyzna, wiek 20-30 lat, rasa biała - wygłosiła kilka faktów i zaczęła schodzić z draabiny. Agentowi wróciło czucie w rękach.
- Zabrać wszystko do Jeffersonian. Tylko niczego nie schrzanić.
Technicy zaczęli się uwijać niczym pszczoły w ulu. Aż się za nimi kurzyło. Każdy wiedział, że sobota i Booth w pracy to najgorsze, co mogło ich spotkać. Booth pracujący w weekend, to Booth zły.
Partnerzy dopiero teraz dowiedzieli się, co tu właściwie zaszło.
- Para brała ślub. Doszło do tej masakry. Ci, którzy cudem przeżyli są w szoku - relacjonował jeden z policjantów. - Początkowo myśleliśmy, że to..., ale później znaleźliśmy te szczątki i wezwaliśmy pana, agencie Booth - skończył, a zawiedziona mina Bootha mówiła wszystko wszystkim. No może tylko Brennan nie zrozumiała wszystkiego. Zapowiadał się pracowity weekend.
Bones stała obok Bootha, tak jak przystało na partnerkę i słuchała relacji. Była zagorzałą przeciwniczką ślubu i małżeństwa, a ten obrazek ją w tym utwierdzał. Zginąć na własnym ślubie. Ciekawe, czy zdążyli chociaż zostać małżeńswtem. Dla antropologa takie rytuały, jak często nazywała ślub, nie miały większego znaczenia. Przedłużenie gatunku, ale do tego nie potrzeba raczej ślubu. Żeby był ślub, to musi być miłość. A miłość nie istnieje. To tylko najzwyklejsze przemiany chemiczne w organizmie, nic nadzwyczajnego. Oczywiście, Booth miał w tej kwestii odmienne zdanie. Dla niego miłość była czymś pięknym, potrzebnym do życia tak jak tlen. Czymś, co nadawało temu życiu sens.
- Idziesz? - zapytał Booth. Musieli jechać do swoich miejsc pracy. Ona do laboratorium, on do siedziby FBI. Znowu byli w SUV-ie.
Jechali wsłuchani w melodię płynącą z radia. Agent wystukiwał rytm palcami na kierownicy. Bones patrzyła za szybę. Jechali i jechali. Droga powrotna, która zazwyczaj mijała na wymianie pierwszych wniosków, teraz upływała w ciszy. Całe to zajście było dziwne i nieprawdopodobne. Ślub, strzelanina i szczątki na daszku nad ołtarzem. W trakcie śledztwa pewnie przybędzie odpowiedzi, ale niektóre pytania nadal pozostaną. Dobrze, że oni mieli na swoich głowach tylko i wyłącznie te szczątki, a nie wszystkie pozostałe ciała. A trochę ich tam było.
- No to jesteśmy pod laboratorium - oznajmił agent.
- Jak coś znajdziemy to zadzwonię - odparła.
- O 13.00 lunch - przypomniał. - Przyjadę po ciebie, bo pewnie znowu zapomnisz.
Bones trzasnęła drzwiami samochodu, a Booth aż się wzdrygnął.
- Ostrożniej! - krzyknął, ale ona go już nie usłyszała. Weszła do instytu i drzwi się za nią zamknęły. Czarny SUV ruszył przed siebie.
- Sweety, a Booth nie wszedł? - Angela dorwała Brennan w drzwiach jej gabinetu.
- A miał wejść? - odpowiedziała pytaniem na pytanie.
- Zazwyczaj wchodził - odparła Angie.
- Booth jest zły - wyjaśniła Bones. A przyjaciółka się przestraszyła.
- Pokłóciliście się? - dopytywała się Angela. Znowu będzie musiała interweniować. Ale ona to przecież lubiła.
- Nie. Booth nie lubi pracować w soboty. Twierdzi, że powinien mieć limit na trupy od poniedziałku do piątku - wytłumaczyła Brennan, a Angeli kamień spadł z serca. - Nie wiem, co to znaczy - dodała. Ona nie musiała. Ważne, że Ange wiedziała. Już się przestraszyła, że znowu się ze sobą posprzeczali i to poważnie. Dobrze, że chodziło tylko o to.
Wendell nieśmiało zapukał do gabinetu, a słysząc pozwolenie na wejście, otworzył drzwi i zakomunikował:
- Przywieźli ciało z tego ślubu.
- Zaraz przyjdę - odparła Bones i ruszyła na platformę, zapinając guziki fartucha.
Trochę krótko, ale moja wena poszła na kawę i jeszcze nie wróciła
Jakby ją ktoś zobaczył powiedzcie, że ja tu na nią czekam
Dobrze ,że tylko poszła na kawę a nie wyjechała gdzieś daleko..Ja jej nie widziałam ale miejmy nadzieję , że niedługo wróci:) Przyjemna i relaksująca część...a ten zły w sobotę Booth - rewelka.
halo... wena gdzie jestes?? xD ja jej niestety tez nie widzialam... ale mam nadzieje ze sie odnajdzie :) ... moze poszla do jakiegos baru...?? xD super czesc...:)
Ok, mója wena wróciła, a więc proszę bardzo cd
Dedykowany wyszystkim czytającym
Na platformie stał cały zespół Zezulców. Hodgins, Cam i Wendell już przyglądali się ciału. A raczej temu co z niego zostało. Szczątki nadal wydzielały odór. Angela stanęła trochę dalej, aby nie zwymiotować. Mimo kilku lat nadal nie była tak odporna jak Brennan czy Cam. W końcu była artystką, a nie naukowcem. Za kilka godzin dostanie czaszkę i zacznie rekonstrukcję. Hodgins wybierał co smaczniejsze kąski dla siebie, a Cam resztki tkanek. Nie było ich wiele, ale jakąś toksykologię czy coś da się z nich zrobić. Po Hodginsie i doktor Saroyan ciałem zajął się Wendell. Brennan kazała mu oczyścić kości i zawołać, jak skończy. Szkielet z Włoch będzie musiał jeszcze poczekać. Tymczasem sama pani antropolog poszła do swojego gabinetu i zaczęła pisać kolejny rozdział najnowszej książki. Tak wciągnęło ją opisywanie przygód Kathy i jej agenta, że nie zauważyła nawet swojego, który stał w drzwiach jej gabinetu i przyglądął się jej z zainteresowaniem. Była taka piękna.
- Mówiłem, że zapomnisz - rzucił po kilku minutach niezwracania na niego najmniejszej uwagi.
- Booth, nie zauważyłam cię - odparła, nie przejmując się jego docinką.
- Umrzesz z głodu i też nie zauważysz - powiedział i zaraz potem tego pożałował.
- Niemożliwe jest zauważenie własnej śmierci - powiedziała poważnie, ale czy aby na pewno. Tak czy tak to było bez sensu.
- Przyjechałem zabrać cię na lunch - zdradził powód swojej wizyty.
- Pamiętam, Booth. Mam bardzo dobrą pamięć - pochwaliła się. On doskonale to wiedział.
- Nie tylko pamięć - mruknął pod nosem. I Bogu dzięki, że Bones tego nie słyszała. Wstała zza biurka i ruszyli na parking, a potem SUV pomknął pod Royal Dinner.
- Macie już coś na temat tego ciała? - zapytał Booth, po odejściu kelnera.
- Cam i Hogdins pobrali próbki. Wendell oczyszcza kości. A później Angela zrobi rekonstrukcję - powiedziała nie pomijając zbyt wielu szczegółów. - A ty coś znalazłeś? - bo niby o czym miała z nim rozmawiać. Potrzebował jej towarzystwa, ale wiedziała, że wolałby spędzić sobotę inaczej, co w żadnym razie nie wykluczało jej obecności przy nim.
- Nie dużo. Rozmawiałem z kilkoma osobami na temat tego ślubu, ale nic nowego oprócz tego, co wiemy, nie mamy. Liczę na was - dodał na koniec. Bones wiedziała, że go nie zawiedzie.
- Kości potrafią powiedzieć więcej niż ludzie - pocieszyła go. Jego uśmiech, pierwszy tego dnia, był dla niej odpowiednią nagrodą. Kelner przyniósł dwie filiżanki kawy i szarlotkę dla Bootha. Bones dałaby wszystkie skarby świata, żeby wiedzieć nad czym jej partner tak się zastanawia. Jego oczy były pełne blasku. Natomiast Booth oddałby wszystko, żeby poznać powód obserwacji Brennan. Patrzyła i patrzyła, jakby chciała zobaczyć niewidoczne dla oka. A może po prostu miał coś na twarzy. Lekko przejechał reką po policzkach, ale Bones nadal mu się przyglądała. Ten chłodny wzrok powodował u niego uczucie braku czegoś. A wiedział doskonale, że tę lukę zapełni, a może już zapełniła, Bones. Gdyby tylko zechciała.
- Zastanawiam się czy ta cała masakra, bo z pewnością była to masakra, miała coś wspólnego z tymi szczątkami - Booth w końcu odważył się przerwać ciszę.
- Dowiemy się po śledztwie - odparła Bones, a Booth spojrzał na nią rozbawiany. Ona naprawdę musiała odpowiadać na wszelkie pytania. Nie wiedziała, że to śledztwo dużo zmieni. W ich życiu i nie tylko w ich.
- Tak - przytaknął uśmiechnięty agent.
Powoli zbliżał się koniec czasu przeznaczonego na lunch i oboje powrócili do swoich obowiązków. Booth wstąpił do laboratorium w nadziei na pierwsze wyniki badań, ale i dlatego, że nie chciał się rozstawać z Bones. Nie tak szybko. Tym razem nadzieja nie okazała się złudna, gdyż Hogdins miał już pierwsze analizy. Nieco zaskakujące, ale miał.
- A więc Hodgins co ci tam te twoje robaczki zrelacjonowały? - zapytał agent. Jack spojrzał na niego jak na wariata, ale lubił te jego docinki, które tak na marginesie wcale go nie obrażały.
- Opowiadały jak im się żyło w Tennessee - odparł entomolog, a Booth zrobił wielkie oczy. Ale żeby aż tak.
- Że co ci powiedziały? - dopytał agent.
- Nie wyraźnie mówię? - odparł Hogdins. - Wszystkie one pochodzą z Tennessee.
Booth już nie raz i nie dwa był pod wrażeniem co niektórych wyników, jakie mu tu serwowali. Teraz wystarczyło jeszcze poczekać na rekonstrukcję oraz na deser, czyli wnioski Bones.
- Chwila. Skąd owady z Tennessee wzięły się w Waszyngtonie - Booth próbował oswajać się z nowymi faktami.
- Pewnie zostały na ofierze - podpowiedział mu Jack, szczerząc się zwycięsko.
- Ale to by znaczyło, że...
- Że ofiara została zamordowana w Tennessee - wtrącił Wendell. Agentowi ta sprawa zaczęła się coraz bardziej niepodobać. Gdzie Tennessee, a gdzie Waszyngton. Przecież trup musiał się jakoś przedostać nad ołtarz.
- Angela właśnie kończy rekonstrukcję - usłyszał za sobą głos Bones. Kilka chwil później na platfromie pojawiła się artystka z blokiem w ręku i twarzą denata.
- Nazywa się Casper. Casper Dedson - powiedziała.
- Czy to nie jest przypadkiem nazwisko tego martwego pana młodego? - spytał sam siebie Booth. Brennan pospieszyła z odpowiedzią:
- Tak, to to samo nazwisko - powiedziała, zadowolona ze swojej dobrej pamięci. Mówiła mu przecież, że ma dobrą pamięć. Agent tylko westchnął, a potem odezwała się w kieszeni jego motorola. Wyszedł z instytutu w jeszcze gorszym humorze niż ktokolwiek mógłby przypuszczać.
Świetnie evi ;) Cieszę się, że Twoja wena wróciła. Robi się naprawdę ciekawie.. Masakra na ślubie, ehh...przykre. Tzn. każda śmierć jest przykra, ale ta tak wyjątkowo. Jack i jego robaczki ;D haha. Czekam na ciąg dalszy! ;)
dobrze ze Twoja wena wrocila... :) swietna czesc... :) ciekawe co sie dalej wydarzy... :) czekam na cd :)
Króciótko, ale mam nadzieję, że się spodoba
- Ale to jest kiepski pomysł - powiedział Booth. Od dłuższego czasu próbował wyperswadować swojemu szefowi pewien nieco ryzykowny, a wręcz beznadziejny pomysł. Jednak Cullen stał przy swoim, a agent wiedział, że kłótnia z szefem to jest ostatnia rzecz, której mu brakuje do pełni szczęścia. - Sir, Bones nie ma pojęcia o tych sprawach. Ona ma całkiem inne spojrzenie na to wszystko - jednak żaden argument nie trafiał do dyrektora.
- Masz wykorzystać wszystkie stosowne i niestosowne argumenty - powiedział Cullen, wprawiając Bootha w lekkie otępienie. A mówiąc ściślej to w zdębienie. - Zawsze robiłeś wrażenie na kobietach i dostawałeś, czego chciałeś - dodał szef.
- Ale ona w życiu na to nie pójdzie - próbował agent, pomijając ostatnią, słuszną uwagę.
- Booth, to nie jest prośba, czy przyjacielska przysługa. To jest rozkaz i masz go wykonać - Cullen postawił przed nim trudne warunki. Sam zaczął się zastanawiać, czy konieczne jest tak ostre traktowanie swojego ulubieńca i najlepszego agenta, ale przecież nie może przegrać tych czterystu dolców, które na nich postawił. Żona i tak mało nie wyrzuciła go za to z domu. A uleganie zachciankom podwładnych nie leżało w jego interesie i nie powinno mieć miejsca. Chociaż to, co robił to jakby spełnianie skrytych marzeń Bootha. - A na dodatek to jest połączone z waszą nową sprawą. Tak się składa, że ten mój przyjaciel jest właścicielem firmy, która właśnie organizowała ten wasz ślub - to był jak najbardziej atut w rękach szefa.
- Po pierwsze, sir, to nie był NASZ ślub - podkreślił. - A po drugie nie mamy jeszcze żadnych konkretnych informacji co do tej nowej sprawy, Zezulce dopiero zaczęli się tym zajmować - tłumaczył Booth, ale Cullen tylko spojrzał na niego z góry i w tym momencie agent wiedział, że pozostało mu tylko:
- Dobrze, sir. Zajmiemy się tą sprawą - powiedział nieco skruszony Booth, co jemu nadzwyczaj rzadko się zdarzało.
- Widzisz, nie było się o co kłócić, a teraz możesz odejść.
Jego szef się pożegnał i agent zniknął na korytarzu. "Boże i co teraz? Przecież Bones nigdy na to nie pójdzie". Ten weekend będzie gorszy niż myślał na początku. O wiele gorszy. Pomysł Cullena nie przypadł mu do gustu. To znaczy może i jemu się spodobał, ale bał się reakcji Bones. Pewnie podejdzie do tego z pełnym profesjonalizmem, ale mimo to miał obawy. Ona i to całe zamieszanie. Nie dość, że szykuje im się wycieczka do Tennessee to jeszcze na dodatek zatrzymają się u znajomego Cullena, który przy okazji poprosił o przysługę, a oni mieli być tymi, którzy ją spełnią. Świat jest pełen niespodzianek, ale czy wszystkie musiały się nam zwalić na głowę. Kiedy siadał na fotelu za biurkiem, wcale się nie uspokoił. Zastanawiał się jak jej to powiedzieć, bo chociaż pracowali ze sobą już pięć lat, to taka sprawa jeszcze się im nie trafiła. Udawali już zakochane małżeństwo, cyrkowców, ale jeszcze nigdy nie byli narzeczonymi przygotowującymi się do ślubu, a Bones nie robiła za uciekającą pannę młodą. A teraz właśnie takie wyzwanie los przed nimi postawił. I chcąc niechcąc musieli przez to przejść razem, ręka w rękę. Niby to taka sama sprawa jak wiele innych, ale czy na pewno?
W instytucie Bones przyglądała się kościom Caspera Dedsona. Kości dzisiaj jakoś milczały. Aż dziwne, że nie było na nich żadnych konkretnych śladów. Owszem znalazła kilka złamań, ale niezwiązanych ze sprawą obecnie przez nich prowadzoną. Były to starsze urazy, sprzed kilku lat. Nasuwał się wniosek, że ofiara uprawiała w młodości jakieś sporty, w których często łapała kontuzje. Jednak nie wnosiło to zbyt wiele do śledztwa. Zajęta analizowaniem kości, nawet nie zauważyła jak została w instytucie sama. Cały zespół poszedł do domu, tylko pani antropolog pozostała w miejscu pracy. Nie ma im się co dziwić, w końcu jutro niedziela. Dzień odpoczynku.
- Wendell? Nie poszedłeś do domu? - spytała, widząc doktoranta wchodzącego na platformę.
- Nie, doktor Brennan. Mam nadzieję, że pani nie przeszkadza moja obecność - Wendell był mądry i bystry. Może nie był takim geniuszem jak Zach, ale godnie go zastępował. To chyba jedyny normalny doktorant, który pomagał Bones. Rozumiał wiele rzeczy i najlepiej odnajdywał się w tym wszystkim. Nie rzucał ciekawostkami, nie rozpadały mu się czaszki w rękach i nie męczył innych filozoficznymi wywodami. I wszyscy go lubili. Był taki jak oni. Nawet Booth traktował go w miarę poważnie. W końcu grali razem w hokeja.
- Nie - odparła zwięźle Bones. Miło, że nie będzie sama badać tych kości. Pracowali jeszcze bardzo długo. Wendell dokładnie obserwował czynności wykonywane przez swoją mentorkę. Prawidłowo odpowiadał na pytania, które mu zadawała. Czyżby chciał udowodnić, że zasługuje na to stypendium? Bones cieszyła się z takiego pomocnika. Wykonywał swoją pracę sumiennie. Nie przeszkadzał. Nie ekscytował się kośćmi. Był naprawdę wzorowym doktorantem. W pewnej chwili usłyszeli piknięcie i odwrócili głowy w stronę schodów. To Booth przyszedł do nich. Bones była zaskoczona, że o tej porze on dopiero jedzie z biura.
- Wy jeszcze w pracy? - spytał, ale nikt mu nie odpowiedział. Nawet Bones uznała, że nie potrzebuje odpowiedzi, bo ma ją przed oczami.
- Co cię sprowadza, Booth? - zapytała po dłuższym czasie Brennan, ściągając lateksowe rękawiczki. Wendell zrobił to samo.
- Pomyślałem, że odwiozę cię do domu. Wendella też możemy podrzucić - zaproponował.
- Ja dziękuję. Spacer dobrze mi zrobi - odparł Wendell. Czułby się jak piąte koło u wozu, towarzysząc tej dwójce.
- Spacer? - zapytał agent. - O tej porze spacer ulicami Waszyngtonu nie jest wskazany - zauważył Booth.
- Ale ja tak zawsze - powiedział doktorant. Nie chciał im przeszkadzać. Z gabinetu wyszła Bones, która słyszała tylko urywki tej rozmowy. Jej też nie podobał się pomysł spaceru o tej porze.
- Booth ma rację - powiedziała. - Jedź z nami - dodała.
- Przecież to po drodze - nieprzekonany, ale zmuszony skorzystał z propozycji agenta. Nie było aż tak źle, jak się spodziewał.
- Miło, że zaproponowałeś mu podwiezienie - powiedziała Bones, kiedy ruszyli spod domu doktoranta.
- To twój jedyny normalny doktorant - odparł Booth. - I lubi hokej - dodał. Bones uśmiechnęła się na te słowa. Ona nie miała pojęcia o hokeju. Agent coś jej tam kiedyś tłumaczył, ale sport dla niej był tylko sposobnością okazywania siły przez samców alfa. Cóż, taka antropologia.
Podjechali pod dom Bones. Booth nie wspomniał o rozkazie Cullena. Nie rozumiał dlaczego to dla niego taki wielki problem, ale wolał najpierw wszystko na spokojnie przemyśleć. Jutro jej powie. To nie zając, nie ucieknie.
- Do zobaczenia - powiedział Booth.
- Dobranoc - odparła Bones i skierowała się do swojego mieszkania. Kiedy zapaliła światło, agent odjechał. Musi dużo przemyśleć i znaleźć jakieś dobre rozwiązanie.
swietna czesc... uch cuz za sprawa sie szykuje dla naszego duetu... xD ciekawa jestem reakcji Bones... :) fajny pomysl... :) juzx nie moge sie doczekac cedeka... :)
Pozdrawiam... :)
Nie no po prostu świetne... :) Biedny Booth ma dylemat...haha
ciekawe jak zareaguje Tempe... pisz szybko cdk, bo umrę z ciekawości...:)
Oczywiście, bardzo się spodobało! Już się nie mogę doczekać Bones i Booth'a jako narzeczonych przygotowujących się do ślubu! Czuję, że będzie naprawdę ciekawie. ;) Cullen mnie rozwalił swoimi przemyśleniami o zakładzie xD haha. Czekam na ciąg dalszy ;)
Fajnie zakończyłaś poprzednie opko. Te opowiadanie jest też bardzo interesujące, ciekawe co powie Bones gdy dowie się o rozkazie Cullena. Czekam na cedeka.
No to jedziemy dalej
Noc minęła dla Brennan szybko, bez niespodzianek. Wypoczęta, wstała kilka minut przed siódmą. Jak zwykle rano zrobiła sobie mocną kawę, która rozbudzała jej zmysły i umysł. Po porannej toalecie usiadła na łóżku. Włączyła laptop i postanowiła dokończyć rozdział swojej książki, który wczoraj rozpoczęła. Ten miał być dosyć skomplikowany ze względu na opisywaną w nim scenę łóżkową pomiędzy głównymi bohaterami. Jej palce zaczęły swój taniec na klawiaturze. Opisywała tą scenę bardzo dokładnie, ale cały czas czegoś jej tam brakowało. Napisała kilka stron, a potem klik i wszystko kasowała. Ponownie coś stworzyła, ale to też zaraz wylądowało w koszu. I tak jeszcze kilka razy do czasu, kiedy usłyszała dzwonek do drzwi. Zajęta swoją powieścią, nie zauważyła jak godziny mijały jedna po drugiej. A było już kilka minut po trzynastej. Leniwie wstała z łóżka i poczłapała do drzwi. Nie spodziewała się żadnych gości. Nikogo się nie spodziewała. W końcu to niedziela. A jutro idzie do pracy.
- Hej, Bones. Jest taka piękna pogoda, co powiesz na spacer? - obdarzył ją uśmiechem jedynym w swoim rodzaju. Żaden inny facet takiego nie miał - znak firmowy agenta specjalnego Seeley'a Bootha.
- Cześć, Booth - nie powie mu, że się go nie spodziewała, bo jego należało się spodziewać o każdej porze dnia i nocy. - Spacer mówisz? - zrobiła pytającą minę na co Booth pokiwał twierdząco głową. - W porządku. Tylko się przebiorę - i pospieszyła do sypialni, poszperać w szafie. Agent chciał powiedzieć, że pięknie wygląda w tym rozciągniętym swetrze i spodniach z dresu, ale nawet nie zdążył. Mignęła mu tylko w drzwiach sypialni i tyle ją widział. Miał szczęście, że się zgodziła bez wykładów na ten temat. Przynajmniej jedno łatwo poszło. Rozsiadł się na kanapie i w oczekiwaniu na partnerkę przeglądął pisma leżące na stoliku. Tematyką to one się nie różniły. Wszystkie w większości były o antropologii. Ani jednej normalnej gazety bez szkieletów i trupów. Powinna zacząć czytać coś normalnego - pomyślał. Przekartkował kilka z nich, a ponieważ czuł się jakby czytał o rzeczach z Marsa, porzucił to zajęcie na rzecz dokładnej kontemplacji wystroju mieszkania partnerki. Był tu wiele razy, ale nie miał jeszcze czasu się rozejrzeć. Znał każdy zakamarek i nigdy nic go tu nie dziwiło, ale czasem umykają nam szczegóły i dlatego korzystając z chwili wolnego czasu zajął się obserwacją pomieszczenia. Nie zdążył się do tego nawet dobrze przygotować, gdyż z sypialni wyłoniła się Bones. Miała na sobie lekką bluzkę z krótkim rękawem i jasne spodnie. Taki komplet był w sam raz na tą piękną pogodę, jak określił to Booth. W końcu piękno jest sprawą względną. Na górę narzuciła jeszcze jasny zielony sweterek.
- Ślicznie wyglądasz, pani wiosno - odparł uśmiechnięty od ucha do ucha Booth.
Brennan zignorowała jego wypowiedź, bo druga jej część stanowiła dla niej czarną magię. Nie chciała palnąć czegoś, co mogłoby zepsuć ten spacer. Sama zaczęła się zastanawiać, dlaczego tak jej na nim zależało. Na spacerze, oczywiście. Może świeże powietrze spowoduje, że wymyśli coś sensownego do swojej książki. A może brakowało jej dzisiaj towarzystwa agenta. A może agent natchnie ją na kolejne pomysły. W końcu jakby nie było Andy stworzony został na podobieństwo Bootha. I chociaż sama nigdy tego nie przyzna, to analogię zauważało się na każdym kroku.
- Idziemy? - spytała, widząc agenta stojącego w bezruchu.
- Oczywiście - odpowiedział. Wiedział, że teraz czeka go trudna przeprawa, ale przy Bones wiele rzeczy stawało się prostsze. Sam się sobie dziwił. Przecież to ona większość łatwych rzeczy utrudnia. Wraz ze swoją partnerką ruszył na spacer. Poszli do parku, gdzie Booth i Parker często się bawili. Maj to miesiąc miłości, więc na ławkach gnieździły się tłumy zakochanych. Partnerzy patrzyli na nich z lekką zazdrością i ukłuciem w sercu, bo sami nie mieli nikogo, kogo mogli by kochać taką miłością. Nie rodziecielską, nie przyjacielską, a właśnie tą. Mimo tego tłoku znaleźli wolne, spokojne miejsce i tutaj z kubkami kawy w dłoniach, mogli porozmawiać.
- Dziękuję - pierwsza odezwała się Bones. Booth spojrzał na nią pytająco. - Za ten spacer i za twoje towarzystwo - dodała.
- Daj spokój, Bones. Jesteśmy od siebie uzależnieni - powiedział to z żartem, ale wiedział, że nie mija się wiele z prawdą. Nie umieli już żyć bez swojego towarzystwa, bez obecności tej drugiej osoby. Bones lekko się usmiechnęła. Ona chyba też wiedziała, że to prawda. Jedno bez drugiego nic nie znaczy. I wcale nie zamierzali leczyć tego uzależnienia.
- No cóż, muszę się z tobą zgodzić - oboje wybuchnęli śmiechem, bo niechęć Brennan do przyznania racji agentowi przechodziła wszelkie granice.
- Nie pierwszy i nie ostatni raz, Bones - odparł Booth, kiedy już opanował napad głupawki. Dzisiaj miał o wiele lepszy homor niż wczoraj. Sypał żartamo na prawo i lewo.
- Ty i te twoje alfa-samcze tendencje - powiedziała tym swoim antropologicznym tonem. Booth ponownie wybuchnął śmiechem. - Co cię tak bawi? - zapytała zdziwiona.
- Moje alfa-samcze tendencje - Bones pokiwała tylko pobłażliwie głową i odwróciła twarz w drugą stronę. Obok nich przeszła zakochana para. Ich miny posmutniały. Żarty żartami, ale teraz zaczynają się schody.
- Bones, musimy porozmawiać - zaczął najdelikatniej jak tylko potrafił.
- Coś się stało? - chciała utrzymać obojętny ton głosu, ale strach jej w tym przeszkodził.
- Nie - właściwie nie miał pojęcia czemu podchodzi do tego aż tak emocjonalnie i ma takie wątpliwości. Nie był Bones. Nie posiadał tej obojętności. Był profesjonalistą, ale... - Chodzi o tę sprawę, którą prowadzimy. Słyszałaś jak Hodgins mówił, że ofiara została zamordowana w Tennessee? - to było stwierdzenie niż pytanie, a ona tylko przytaknęła. - No właśnie. Cullen wysyła nas tam w celu przeprowadzenia śledztwa.
- Ale tak szybko? Przecież nie mamy jeszcze żadnych szczegółów - powiedziała przytomnie Bones. Szef jej partnera szybko podjął kroki.
- Jemu wystarcza, że ofiara mieszkała w Tennessee i to, co znalazł Hodgins. Wysyła nas tam jutro - zrobił przerwę na pytania i odpowiedzi, ale dla Bones na razie wszystko było jasne. - Mamy pracować pod przykrywką, jako narzeczeni przygotowujący się do ślubu...
cdn. ;)
"znak firmowy agenta " po prostu świetna część ...taka świeża i przyjemna jak wiosna na którą z utęsknieniem czekam i na następną część Twojego opowiadania również( mam nadzieję ,że choć ta druga nastanie znacznie prędzej niż stopnieją śniegi;)
zgadzam sie z przedmowczynia... az czuc bylo wiosne... ciekawe i przyjemne opoko... ciekawe jak Bones zareaguje... xD czekam na cd :)
Nie wiem dlaczego czuli ukłucie kiedy widzieli zakochanych, w końcu sami też mogliby być właśnie tymi zakochanymi, trzymającymi się za ręce i spacerującymi po parku ;) Chociaż nie, oni są zakochani, ale jeszcze o tym nie wiedzą. ;) Ciekawa jestem jak zareaguje Bones na to, co Booth jej powiedział. Świetna część, czekam na ciąg dalszy!
Taki cedek... mam nadzieję, że nie będziecie zawiedzeni, chociaż...
- Interesujące - odparła obojętnie Bones. W końcu to taka sama sprawa jak wszystkie inne, które prowadzili pod przykrywką. - Znasz jeszcze jakieś szczegóły? - zapytała.
To była taka reakcja, jakiej się spodziewał, ale nie taka, jakiej chciał. Myślał, że chociaż trochę poruszy ją ta cała sprawa. Znał jej profesjonalne podejście i dziękował za to, ale mogła zareagować inaczej, bardziej emocjonalnie. W końcu czekają ich przygotowania do ślubu.
- Tak - powiedział spokojnie, ukrywając targające nim wątpliwości. - Jesteś Francuzką. Nazywasz się Sophie Lauconte. Pracujesz w Muzeum Człowieka. Poznaliśmy się kilka miesięcy temu w Stanach. Zakochaliśmy się i bierzemy ślub - mówił prosto, starając się ukrywać emocje, co z czasem stawało się coraz trudniejsze.
- A ty? - zapytała. - Przecież muszę cię znać, jak nikogo innego - dodała. Odnieśli wrażenie, że wcielą się bardziej w siebie niż w swoje postacie.
- Ja jestem biznesmenem. Nazywam się Nicolas Carwick. Dokumenty odbiorę jutro rano, zanim po ciebie przyjadę - przeszli przez to, choć Booth kilka faktów opuścił. - Bones i wolałbym, żebyś wyglądała na szczęśliwą, bo inaczej źle wypadniemy - poprosił.
- Dobrze, Booth. Tylko pod jednym warunkiem - zaczęła, a agent spojrzał na nią wyczekująco. Kiedy stawiała warunki, oznaczało to skomplikowanie się już i tak trudnej sytuacji. - Musimy zabrać ze sobą Angelę - powiedziała, a oczy Bootha mało nie wyskoczyły z orbit.
- Lubię ją, ale nie rozumiem po co ona ci tam? - zapytał trochę nieskładnie. Zaskoczyła go, co było widać i słychać.
- Bo ona już jeden ślub brała...
- Nie tylko jeden - wtrącił Booth, ale zaraz pozwolił mówić jej dalej.
- ...i ma doświadczenie, z którego możemy skorzystać. Będzie moją amerykańską przyjaciółką i druhną na ślubie, do którego i tak nie dojdzie - widać Bones miała już cały plan. Tyle, że Booth nie był zbytnio z niego zadowolony.
- Bones, ale to może być niebezpieczne. Pamiętasz jak skończyli Dedsonowie? A nie mamy jeszcze pewności, czy te dwie sprawy nie są ze sobą powiązane - tłumaczył Booth.
- Ale muszę mieć kogoś, kto mi doradzi i pomoże. Znasz moje zdanie na ten temat - agent musiał przyznać, że faktycznie zna i wcale się z nim nie zgadza. Tyle razy się o to kłócili. Musiał też przyznać, że te inne poglądy na pewne sprawy, sprawiały, że jego partnerka jest wyjątkowa.
- Będziesz tam miała cały sztab doradców - agent skrzywił się na własne słowa. Będzie musiał porozmawiać z tym całym znajomym Cullena o trochę innych warunkach ich pobytu. W końcu to tylko przykrywka, a nie prawdziwa para.
- Ale to mi nic nie da, a Angela się ucieszy - dodała. Nie chciał tego robić, ale po tym co powiedziała, zmienił zdanie.
- Ok. Zabierzemy ze sobą Ange - zgodził się. Skoro Bones chciała zrobić przyjemność przyjaciółce, dlaczego miał jej stawiać kłody pod nogi. W końcu coś w sobie zmienia. Czuł, że był za miękki, ale mając wybór między niewielkim utrudnieniem a pomocą partnerce wybrał to drugie. Dobrze, że ten cały hotel miał również pokoje dla świadków.
W drodze do domu rozmawiali jeszcze o zbliżającym się wyzwaniu. Nie byli już tak zrelaksowani jak na początku. Mieli zadanie, które musieli wykonać. Wymieniali spostrzeżenia. Booth kilka razy prosił by udawała szczęśliwie zakochaną, zwykłą dziewczynę z Francji. Aż w końcu:
- Booth, nie rozumiem, dlaczego tak się podniecasz tym dochodzeniem - użyła mocnego słowa, ale jak najbardziej trafnego. Agenta zmroziło. Zatrzymał się w pół kroku, ale po chwili opanował swoje emocje.
- Nie podniecam się. Po prostu musimy wypaść autentycznie - odparł, szukając w głowie kolejnych argumentów dla poparcia swojej tezy.
- Ale nie sztucznie - zripostowała.
- Masz rację. Po prostu uważam, że to jest nie fair - powiedział. Nic innego nie przyszło mu do głowy.
- Co jest nie fair? To, że przygotowujesz się do ślubu ze mną? - zapytała. Nie wiedział, czy ona żartuje, czy pyta poważnie, bo zabrzmiało to dość dwuznacznie, a ona na pewno tego nie założyła.
- Wiesz, że ślub traktuje poważnie i nie jestem zadowolony z tej całej komedii, którą będziemy odstawiać - szczerość zawsze torowała drogę do kolejnych pytań i ławtwiejszych odpowiedzi.
- Jesteśmy profesjonalistami i to jest tylko kolejne śledztwo. Jak zatrudniliśmy się w cyrku jako małżeństwo nie miałeś nic przeciwko. Nawet klaunów zniosłeś - zauważyła. Tylko wtedy pewne rzeczy jeszcze mu umykały, a teraz był ich pewien i dlatego stanowiło to dla niego nie lada problem. Ale Bones ma racje, są profesjonalistami, a to tylko kolejna akcja z wielu.
- Musimy powiadomić Angelę - zmienił temat. - Musi się spakować. Przecież zostanie druhną - stwierdził agent. Martwiło go tylko jedno. Jak znał Angelę, to ona będzie widziała dużo więcej niż Bones i może wnieść nieplanowane zwroty akcji. Mało tego, będzie widziała tylko to, co chce widzieć, a co może mijać się z faktami rzeczywistymi. Musi ją przestrzec przed snuciem domysłów, bo dla całej trójki może się to źle skończyć.
Booth pożegnał się z Bones przed jej drzwiami i wrócił do własnego mieszkania. Sam również musiał się spakować i przygotować. Ostatecznie będą tam siedzieć do czasu znalezienia mordercy, o ile w ogóle taki istnieje, bo przyczyna zgonu nadal nie była znana oraz do czasu rozwiązania sprawy Cullena i jego znajomego. Będzie się musiał później gęsto tłumaczyć, ale miał nadzieję na połączenie tych dwóch zagadek i upieczenia dwóch pieczeni na jednym ogniu.
???
bardzo mi sie podobala ta czesc... nie dziwie sie reakcji Bones... ciekawe jak to Booth wytrzyma xD czekam na cd :)
Świetna część! Fajnie pomysł z tą Angelą. Ah ta Bones, zawsze profesjonalna, niezależnie od sytuacji! Mam jednak cichą nadzieję, że może coś do niej dotrze podczas tych "przygotowań do ślubu" . Czekam na ciąg dalszy ;]
kolejny cedek, jeszcze ciepły
wybaczcie błędy, ale szybko go przepisywałam
Przekonanie Angeli nie było wcale takie trudne. Była więcej niż szczęśliwa. Była wniebowzięta. Jej piski chyba obudziły sąsiadów, ale ona nic sobie z tego nie robiła. I chociaż Bones przekazała jej wszystko, co wiedziała, to Angela miała już swój własny plan na całą tą akcję. I wcale nie chodziło w nim o znalezienie mordercy i narzędzia zbrodni. Taka okazja może się już nigdy nie powtórzyć, a artystka nie mogła oprzeć się pokusie skorzystania z takiej szansy.
SUV punktualnie podjechał pod dom Bones. Booth wszedł na górę by pomóc partnerce w zniesieniu bagażu.
- Cześć, Bones. Co mam zabrać? - Brennan wskazała na dwie ciemne, średniej wielkości walizki. Zawsze zabierała to samo. Znaczy się te dwie walizki. - Mam nadzieję, że nie ma tam żadnych narzędzi laboratoryjnych? - spytał Booth, chcąc się upewnić, czy spełniła jego prośbę.
- Nie - odpowiedziała. Trudno było nie zauważyć, że brak podstawowych narzędzi ją irytuje, ale tak było bezpieczniej. Nie mogli się wsypać. - Jest tam tylko laptop do pracy - dodała. Tego jej nie zabronił. Booth pozostawił to bez komentarza. Samo to, że go posłuchała, stanowiło dla niego nagrodę za wczorajszą kłótnię spowodowaną właśnie kwestią sprzętu. Długo tłumaczył jej, że Sophie nie jedzie do pracy. A przecież przez kilka dni będzie właśnie Sophie, a nie Bones. Po ciężkich bojach stwierdziła, że to przemyśli. I dobrze, że podjęła decyzję zgodną z przewidywaniami i pragnieniami agenta. Booth zabrał walizki i poszedł do samochodu. Kilka minut później dołączyła do niego partnerka, która musiała jeszcze zamknąć mieszkanie. Usadowili się w samochodzie i ruszyli pod dom Angeli. Booth wziął również jej bagaże, co najmniej dwa razy cięższe niż bagaż Bones. Nie wydał z siebie żadnego dźwięku, tylko jak przystało na dżentelmena zabrał walizki i zaniósł do samochodu.
- To będzie ciekawe doświadczenie - oznajmiła artystka, kiedy SUV z piskiem opon ruszył spod jej domu.
- To taka sama sprawa jak inne - spostrzegła antropolog, która nie rozumiała czym oni się tak wszyscy ekscytują.
- Sweety, to będzie intrygujące i to bardzo - Angela próbowała zmienić pogląd Bones, choć ta usilnie się opierała. Booth włączył radio i słuchał płynącej z niego muzyki, skupiając swoją uwagę na drodze.
- Ange, pamiętaj, że ja jestem Nick, a Bones to Sophie, ok? - zaczął agent, przerywając przedłużającą się rozmowę artystki i antropolog. Miał dosyć słuchania wciąż tego samego.
- Oczywiście, Booth. Możecie na mnie liczyć - odparła z przekonaniem.
- To nie jest żaden film. Jedna pomyłka i możemy być spaleni - powiedział Booth.
- Dlaczego od razu spaleni? Przecież równie dobrze mogą nas zastrzelić albo otruć. Nie muszą od razu palić - zastanawiała się Bones.
- Tak się mówi, Bones. I nie wyskakuj z czymś takim na miejscu - ostrzegł agent, choć w jego głosie pojawiło się rozbawienie.
- To ty mów normalnie - poradziła. Booth miał zamiar skorzystać z tej rady ile wlezie. Angela słuchała tej krótkiej wymiany zdań i mało nie wybuchła śmiechem, jednak widząc poważne i zacięte miny partnerów, postanowiła się powstrzymać. Wolała zająć się oglądaniem mijanych krajobrazów. Do Tennessee szmat drogi i będzie miała jeszcze kilka szans na uzmysłowienie Brennan korzyści wynikających z danej sytuacji. Tylko nie w obecności Bootha, bo on zaraz wyczuje jakieś machlojki. Patrzyła za szybę i obmyślała plan.
- Gdzie się zatrzymamy? - zapytała Bones. Przez korki i inne przeszkody droga im się bardzo wydłużyła i było już późne popołudnie. Booth klął na co tylko się dało, a Angela rozmawiała przez telefon z Wendellem. Agent miał nadzieję, że pokonają tę trasę w jeden dzień, ale widać przeliczył się.
- Poszukamy jakiegoś hoteliku - odparł wściekły Booth. Do Tennessee dotrą dopiero następnego dnia około południa. Musieli gdzieś przenocować, bo koczowania w samochodzie nie brali pod uwagę. Co jak co, ale Booth wiózł dwie damy i zapewni im stosowny nocleg.
- Znam taki mały, przytulny hotelik - odezwała się nagle Angela, której już zaświtał w głowie pomysł.
- Jak się nazywa? - zapytała Bones, która przyglądała się białym palcom Bootha zaciśniętych na kierownicy.
- Hotel Calvadia - powiedziała artystka. Swojego czasu często w nim bywała. - Znam tam dyrektora - dodała.
- Nie ma mowy - do rozmowy włączył się zdecydowanie Booth. Znał ten przydrożny hotel. To znaczy nie bywał tu, ale znał. Nie miał z niego najlepszych wspomnień.
- Ale dlaczego? - Bones spojrzała na twarz partnera. Uparcie wpatrywał się w drogę. - Booth? - zapytała delikatnie.
- Nie chcę o tym rozmawiać - odparł obojętnie. Ani Angeli, ani tym bardziej Brennan tym nie zbył. - Jak chcecie możemy się tam zatrzymać - dodał. Nie chciał odpowiadać na pytania, które kobiety szykowały.
- A masz jakiś inny pomysł? - Bones nie mogła pozwolić, by wspomnienia z przeszłości dopadły Bootha. Wiedziała, że ciężko to znosi i tylko w ten sposób mogła mu pomóc.
Ostatecznie zatrzymali się jednak w Calvadii. Był to przydrożny hotelik z kilkunastoma pokojami jedno- i dwuosobowymi. Był dobrze utrzymany. Tynk przylegał do ścian. Po drodze do pokoi nie spotkali żadnych karaluchów. W każdym pokoju była łazienka. Booth przypominał sobie pewną historię i ciężko było mu przekroczyć próg tego budynku. Jednak czując na sobie wzrok Bones, wspiął się na wyżyny i postanowił wytrwać. To tylko jedna noc. Otrzymali trzy jednoosobowe pokoje. Angeli się to nie spodobało, ale nie przekreśliło jej planów. W końcu będzie mogła porozmawiać z Bones sam na sam. Ona będzie się rzecz jasna bronić, ale wytłumaczyć i nakreślić pewien scenariusz nie zaszkodzi. Może akurat do niej dotrze. Dlatego po kąpieli skierowała się pod drzwi Brennan. Jakież było jej zdziwienie i radość, kiedy nikt jej nie otworzył, a z pokoju nie dochodziły żadne dźwięki.
swietna czesc... juz jestem ciekawa co dokladnie Angela planuje... xD i jakie wspomnienia ma Booth... z niecierpliwoscia czekam na cd :)
Ale jestem ciekawa co dalej? Dlaczego to Booth nie lubi tego hoteliku?
Mam nadzieję, że szybko się dowiemy ;)
Pozdrawiam :)
Ciekawe gdzie wyszła Bones, czyżby jest z wizytą u Bootha. Czekam na kolejne części:)
Ange się cieszy, a tu Bones może zaginęła w akcji;p;p;p Cóż ona tak ma:D
Wstawiaj cdk i nie trzymaj nas w niepewności:)
Ciekawe:)
No to teraz zrobiło się tajemniczo. Mam nadzieję, że wyjaśnisz dlaczego to Booth nie chciał się zatrzymać w tym hoteliku. A może właśnie teraz wyjaśnia to Bones? ;D Bo wnioskuję, że Brennan spędza teraz miło czas u Seeley'a Booth'a! Świetne i czekam na ciąg dalszy!
Czas na rozwiązanie zagadki;)
Brennan długo czekała pod brązowymi drzwiami Bootha aż ten z łaski swojej je otworzy. Jednak jeśli w przeciagu dwóch najbliższych minut nie wyjdzie, Bones będzie zmuszona sprawdzić, czy z nim wszystko dobrze. Po kilku sekundach klamka poruszyła się i zza drzwi wyłonił się Booth przepasany ręcznikiem. Jego włosy były jeszcze mokre. Pewnie się kąpał. Jego skórę rozświetlały przezroczyste kropelki.
- Bones - powiedział zaskoczony. W tej chwili żałował, że nie miał pod ręką jeszcze jednego ręcznika, który mógłby narzucić na górę. Wolnym ruchem otworzył szerzej drzwi i wpuścił partnerkę do środka. Nie spodziewał się, że przyjdzie. Domyślał się natomiast powodu tej wizyty. - O co chodzi? - zapytał. Miał nadzieję, że zapomniała o jego reakcji w samochodzie w sprawie hotelu.
- Właśnie. O co chodzi? Czemu nie chciałeś tu nocować? - waliła prosto z mostu, bezpośrednio. Bones nie należała do ludzi, którzy owijają w bawełnę.
- To nie ma znaczenia. Stara historia, nic wielkiego - odparł zakłopotany. Nie miał siły tłumaczyć, co się wydarzyło i dlaczego. Nie miał siły.
- Proszę, chętnie posłucham - usiadła wygodnie na jednym z brązowych foteli, krzyżując ręce i zakładając nogę na nogę.
- Ale ja niechętnie opowiem. To nie jest nic ciekawego - jego zakłopotanie zmieniło się jakby w gniew. Jednak nie złościł się na Bones, a na siebie, że nie potrafi jej tego powiedzieć.
- Booth - chwyciła jego dłoń. - Przyjaciele mówią sobie takie rzeczy. Sam tak twierdziłeś - przypomniała. Tak, przyjaciele mówią sobie wszystko. Tylko obarczanie jej swoimi problemami nie miało sensu.
- Bones, ale to naprawdę nic takiego. W końcu tu nocujemy - szukał w myślach lepszej wymówki. Brennan świdrowała go tymi lazurowymi oczami, tak jak woda chciała dostać się do najgłębszych zakamarków.
- Rozumiem, że nie chciałeś rozmawiać przy Angeli, ale teraz jesteśmy sami. Booth, mi możesz powiedzieć - naprawdę chciała, by wyznał jej tę tajemnicę. Nadal trzymała jego silną dłoń. Ich palce splotły się, kiedy agent próbował uwolnić rękę z uścisku. Zrezygnowany usiadł na drugim fotelu, obok niej. Nikomu nie przeszkadzało, że był w samym ręczniku. Schował twarz w dłoniach, jednocześnie przejeżdżając ręką po mokrych włosach. Brennan bacznie obserwowała każdy jego ruch. Nie była może doskonałą przyjaciółką, nienawidziła psychologii, ale podświadomie wiedziała, czego w tej chwili pragnie jej partner. I z pewnością nie była to samotność.
- To się stało, kiedy byłem jeszcze nic nieznaczącym agentem FBI - zaczął Booth. - Od jakiegoś czasu mój szef śledził poczynania jednego z gangów. Handel bronią, narkotyki, morderstwa. Mieliśmy wśród nich wtyczkę. Jeden z agentów pracował incognito. Przez kilka miesięcy szukał dowodów, aż w końcu je znalazł. Mogliśmy ich aresztować - Booth patrzył gdzieś przed siebie. Emocje tamtego zdarzenia nadal były w nim żywe. - Mój szef, agent specjalny Sanderon wybrał ten hotel, by tam dokończyć jedną z transakcji i ich przymknąć. Mówił nam, że to będzie łatwe. My mieliśmy osłaniać innych agentów - Bones widziała, że twarz agenta przybrała smutny wyraz. Obwiniał się. - Wtedy nic nie znaczyliśmy. Kiedy tam dojechaliśmy, czułem, że coś jest nie tak. Nie dawało mi to spokoju, ale inni twierdzili, że jestem przewrażliwiony - jego głos zaczął się załamywać. - Mogłem go ostrzec, ale tego nie zrobiłem. Dopiero kilka sekund przed końcem transakcji spostrzegłem jakiegoś snajpera w oddali. Celował w Sanderona. Ktoś wsypał. Nie mogłem go zlikwidować. Wszystko by się popsuło. A Sanderon twierdził, że co by się nie działo mamy nie działać na własną rękę. Potem wszystko potoczyło się tak szybko. Strzał snajpera, później mój. Sanderon nie żył. A ci z gangu uciekli. Nie mam pojęcia, skąd wziął się tam ten snajper. Nikt nie wiedział o tej akcji oprócz nas - Booth ciężko znosił wspomnienia z przeszłości. - Snajperem okazał się jeden z gangsterów. Były żołnierz. Zabiłem go i dostałem awans - agent nie lubił, kiedy ktoś, kto ma służyć państwu, zdradza i przechodzi na stronę zła.
- Booth, ale wykonywałeś rozkazy - pocieszyła go Bones. - Zrobiłeś to, co ci kazali. Nie miałeś wyboru.
- Miałem, Bones, miałem. Mogłem się zbuntować. Powiedzieć mu, że coś jest nie tak albo zastrzelić tego snajpera zanim nacisnął spust - obwiniał się. Booth był cały roztrzęsiony.
- Seeley - wymówiła jego imię. - To nie jest twoja wina. To nie ty go osłaniałeś - miała rację. On osłaniał innego agenta specjalnego, ale tamten był jego szefem.
- Sanderonowi bardzo zależało na złapaniu tych gnojków. Zabili jego brata. Dlatego nie chciał, byśmy działali na własną rękę. Nie wiedział, że oni będą przygotowani - Booth powoli się uspokajał. Przy tym, co przeszedł z Bones, tamto wydawało się niczym.
- Nie możesz się obwiniać. Nie masz za co - spostrzegła Brennan.
- Mogłem go ochronić. On mógł żyć - przedstawiał swoje racje agent.
- Booth to jest przeczucie, a nie fakty - oznajmiła racjonalnie Bones.
- Nie powinienem dostać tego awansu. On mi się nie należał - odwrócił twarz i spojrzał w oczy partnerki.
- Booth, to nie jest ważne. Dla mnie zawsze będziesz bohaterem - powiedziała i przytuliła się do niego. Booth objął ją razmieniem, a ona wtuliła się w niego jeszcze mocniej. Przy nim czuła się bezpieczna. Nie obchodziło ją, co kiedyś tam się wydarzyło. Dla niej i tak jest bohaterem. Tę wspólną chwilę przerwało pukanie do drzwi. Agent wstał i poszedł sprawdzić, kogo tam znowu niesie. Tak jak przypuszczał za drzwiami stała Angela, która martwiła się zniknięciem Bones.
- Ange, coś się stało? - zapytał Booth.
- Mam nadzieję, że jest u ciebie Brennan - powiedziała z małą obawą w głosie, ale i nutką zadowolenia.
- Tak jest. Właśnie rozmawialiśmy - odparł. Po ostatnich wspomnieniach nie pozostał nawet ślad.
- Tylko rozmawialiście? - zapytała, patrząc wymownie na jedyne ubranie Bootha, którym był ręcznik.
- Tak, tylko romawialiśmy - obok Bootha pojawiła się Bones. Ubrana Bones.
- To ja wam nie będę przeszkadzać - powiedziała i wycofała się, przekonana, że w czymś im przeszkodziła. Ale przy tej dwójce zmartwień nigdy dość. Angela zadowolona poszła do swojego pokoju. Pierwsze co przyszło jej do głowy, to telefon do Wendella. Musi komuś zdać relację z wydarzeń. On oczywiście siedział w zastępstwie doktor Brennan nad kośćmi i nie był zbyt rozmowny. Tak więc ich rozmowa szybko się zakończyła, a Angela wybrała numer Hodginsa. W końcu on też rozumie, jak ważna jest ta misja. Misja Angeli pod kryptonimem "Ślub".
ciekawa czesc... wrescie wyjasnila sie zagadka... xD podobala mi sie rozmowa B&B fajny pomysl z mija Angeli pod kryptonimem :Ślub" xD ciekawe co dalej...