Treść? Przecież wszytsko jasne...;)...................................................
Rzeczywiście zapowiada się bardzo ciekawie xD Niecierpliwie czekam na cedeka:)
Wróciłam po długiej nieobecności :)Oczywiście braki nadrobione. FF są świetne, w szczególności podoba mi się LG, ale to już chyba sentyment i bardzo mi się podoba Charlotte(jak można uśmiercić Angele <nono>)
Ale teraz pytanie do Marlen, albo ja ślepa jestem albo nie wiem, ale nie mogę znaleźć 3 pierwszych części Twojego opowiadania. POMOCY
Mam nadzieję, że to nie tylko przez sentyment;)
Odnośnie pracy Marlenki radzęzajrzeć na "Zakończenie 3" - wydaje mi się, że tam marlen zamieściła pierwsze części... pewności nie mam.
Pozdr od LG
Oczywiście, że nie tylko przez sentyment. Piszesz super opowiadanka, czekam na następne.
Ale ja szukałam i nie znalazłam :(
Z racji iż dziś też nie ma kości (...)
Dedykacja: wszyscy tęskniący fani Bones!
Leżące na podłodze pudełka po chińszczyźnie świadczyły o tym, że ktoś miał tu niezły posiłek. Dwójka ludzi siedziała na podłodze, oparta o kanapę i spokojnie dyskutowała.
- Bones – powiedział nagle Booth.
- Tak?
- No bo wiesz, związek Angeli i Jack’a się rozpadł, mój i Cam też. Myślisz, że to dlatego, iż pracujemy razem?
- Ludzi pracujących razem nie powinny łączyć intymne relacje, ponieważ mogło by to negatywnie wpływać na ich pracę. A dlaczego pytasz?
Booth zakrztusił się.
- Tak sobie pomyślałem.
- Tak bez powodu?
- A tak jakoś...
Brennan spojrzała na zegarek.
- Miło się z tobą dyskutuje, ale jest już dość późno, powinnam iść…
- Późno? Faktycznie.
- No to do jutra, Booth.
- Do jutra, Bones.
Gdy za Temprence zamknęły się drzwi, Booth sprzątnął opakowania, pytając siebie w myślach, czemu jest takim idiotą. Tymczasem Brennan wsiadała do samochodu. Siedziała chwile, potem wybrała numer Angeli.
Usta Shawn’a i Angeli były coraz bliżej. Nagle zadzwonił telefon.
- „Dzięki Ci Boże za komórki” – pomyślał Hodgins.
- Halo? Cześć Sweetie.
- Cześć Ange. Możemy porozmawiać?
- Oczywiście. A o czym?
- Byłam u Booth’a.
- U Booth’a?
- Tak, u Seeley’a Booth’a.
- I?
- Co i?
- Aha, w sensie rozmawialiście.
- Tak. Zadał mi dosyć dziwne pytanie.
- Jakie?
- Czy wspólna praca wpływa negatywnie na związek.
- I co odpowiedziałaś? – Angela zająknęła się przy tym pytaniu
- Że to związek wpływa negatywnie na pracę, a zgodnie z zasadą sprzężenia zwrotnego oba aspekty na siebie wpływają.
- Tak mu powiedziałaś?
- Mniej więcej. Nie powiedziałam o sprzężeniu, ale powinien się domyśleć.
- Sweetie… Chcesz mojej rady?
- Niezupełnie. Myślisz, że chodziło mu, no wiesz…
- O was.
- Też tak myślisz?
- Tak. A przy okazji, gdzie jesteś?
- Pod jego blokiem.
- No to marsz do jego mieszkania i uwolnijcie wasze zwierzęce żądze! – Shawn spojrzał na Angele ze zdziwieniem.
- Co? – zapytała Brennan
- To co powiedziałam. To już za długo się ciągnie.
- Ale co?
- Te wasze podchody.
- Przerażasz mnie – powiedział szeptem Shawn.
- Shawn, nie przeszkadzaj – powiedziała Angela
- Shawn? – zapytała Brennan
- Sweetie, zmieniasz temat.
- Czy ja w czymś wam nie przeszkodziłam?
- W niczym ważnym…
Shawn walnął pięścią w szafę. Hodgins poczuł że ścieka mu po karku strużka potu, a wzdłuż nogawki… wiadomo.
- Temprence Brennan! Posłuchasz mojej rady, czy nie?
- Nie mogę sobie na to pozwolić.
- Jezu! Brennan! Czy ja Ci każę brać z nim ślub? Masz po prostu zerwać z niego ubranie, rzucić go na łóżko, a resztę sama sobie dopowiedz. – Shawn przełknął głośno ślinę. – Sweetie? Sweetie? – w słuchawce usłyszała sygnał. Bateria Brennan się rozładowała.
- „I co ja mam teraz zrobić?” – pomyślała Brennan – „Chyba wiem”
Shawn złapał się za głowę.
- Co się stało? – zapytała Angela
- Za dużo wina. Muszę się położyć. O rany, jak późno.
- Faktycznie. Do zobaczenia Shawn. – pocałowała go w policzek, ubrała się i wyszła.
Shawn wszedł do pokoju. Włączył radio.
- „To moja ostatnia szansa” – pomyślał Hodgins. Cichaczem wyszedł z szafy i skierował się ku drzwiom.
- Jack, amulet – Shawn stał w drzwiach od pokoju.
Milusie dialogi, ale czują się samotne bez czegoś na 'o';).
Ciekawi mnie np.:
- Dzlaczego taki krótki kawałek?
- Jak wygląda ten Shawn i "who the hell is he"?
- Zna Jacka?
- Skąd?
- I po co Jack zwiadzał szafę? Przechodził skrócony kurs szpiegowania, czy przymierzał bieliznę Ange?
Liczę, na ciąg dalszy;)
LG
LG - pojedź kilka stron w lewo, a wszystko stanie się jasne. A opisu nie było, bo nie było czego opisywać.
Shawn to średniego wzrostu przystojny szatyn.
Hej:)
Opowiadanie bardzo mi się podoba:) Angela ma chyba najlepsze rady pod słońcem xD Czekam na cedeka:)
Ramię w ramię zmierzali w stronę domu ofiary. Z każdym krokiem skracał się czas, kiedy rodzina zaginionych ma jeszcze nadzieje. Już za chwile i ta, jako ostatnia umrze. W swojej pracy stykali się ze śmiercią każdego dnia. Ona badała ludzkie kości. Nagie, pozbawione tkanek, mówiły jej więcej niż mogłaby dowiedzieć się w rozmowie. On zajmował się żywymi. Rozmawiał, starał się zrozumieć, czasem pocieszyć. Oboje zajmowali się sprawą, odwiedzali miejsca zbrodni, przesłuchiwali podejrzanych i świadków, zamykali w więzieniu winnych. Później zeznawali w sądzie, udowadniając rezultaty swojego śledztwa. Żadne z nich nienawidziło rozmów z rodzinami ofiar. Przywyknęli do widoku rozkładających się ciał zamordowanych bestialsko ludzi, jednak nie umieli nie przejmować się tym. Oboje pod zimną maską profesjonalizmu, udawali że wszystko jest w porządku. Nigdy jednak nie było. Tak samo było teraz. Już za kilka sekund, kiedy ktoś otworzy drzwi i skojarzy fakty, zrozumie... Ludzkie zachowanie jest najbardziej zaskakujące, ze
wszystkich zjawisk na ziemi, a psychologia najbardziej nieścisłą i opartą na przypuszczeniach dziedziną nauki. Informując o śmierci bliskich, widzieli różne zachowania ludzkie. Jedni płakali, inni wywalali się być obojętni.
- Derek Willows?- zapytał Booth. Mężczyzna kiwną głową. - FBI, Agent Specjalny Seeley Booth, a to dr. Temperance Brennan... - Booth przekroczył próg domu. Nie był to dobry ruch. Willows uderzył agenta drzwiami, a swój smutek przelał na szybkość z jaką próbował uciec. Chwilowo ogłuszony agent nie podjął walki, jednak jego partnerka owszem. Kopnęła drzwi, ominęła Seeley`a i popędziła przez dom ofiary. Mieszkanie urządzone było bez gustu. Głównymi elementami wystroju pokoju, przez który właśnie przebiegał pościg, były tony śmieci. Puszki po piwie i coli, pudełka po pizzy, gazety motoryzacyjne i sportowe. Wybiegli z domu, na tylną ulice. Zarówno z przodu jak i z tyłu pełno było śmieci, a uliczkę zagracały kubły na śmieci. Niemal jak tylne wyjście z jakieś taniej chińskiej restauracji. Derek, przemykając pomiędzy kubłami, wykazał się niezłą koordynacją ruchową jednak Brennan wcale nie ustępowała umiejętnościami. Była już bardzo blisko, na wyciągnięcie ręki, jednak nikt nie powiedział że będzie łatwo. Spryciarz popchnął jeden z koszy, który właśnie wyminął, prosto pod nogi ścigającej go kobiety, a ta nie mając czasu na reakcje, potknęła się upadając. Zaklinając pod nosem, oglądała swój wygięty pod bardzo interesującym kontem kciuk, którego położenie nie było raczej naturalne. Do jej uszu dobiegł znajomy głos. Podniosła wzrok i zobaczyła swojego partnera, który jedną ręką celował w Willows`a, a drugą starał się powstrzymać krwawienie z nosa.
- FBI, ręce do góry. Jesteś aresztowany za ucieczkę i atak na funkcjonariusza na służbie.- wystękał, po czym rzucił uciekinierowi kajdanki, i zasugerował mu, żeby się skuł.
------------
Jeffersonian
Tak, teraz Jack Hodgins był już pewien. Fragment, który znalazł przy bunkrze był z pewnością fragmentem czegoś pomiędzy bombą a miną. Hodgins teraz jak nigdy wcześniej potrzebował takich spraw. Spraw, w których potrzeba była jego pomoc, i była ona kluczowa dla śledztwa. Ponieważ kiedy to jego hipoteza, przez niego znaleziony dowód, czy jego analiza chemiczna wskazywała zabójcę, wtedy czuł że jest potrzebny. Dwa lata wcześniej krzyknąłby "Król laboratorium" i rzucił Angeli zalotne spojrzenie. Teraz jednak pierwsze nie miało już sensu, zresztą jak drugie. Nadal zastanawiał się czy jeśli kiedyś związek Angeli z tą kobietą rozpadłby się, to czy miałby jeszcze szanse...
- Znalazłeś coś?- Cam wyrwała go z rozmyślań, niespodziewanie zjawiając się przy jego biurku.
- Tak. To fragment bomby, a raczej miny- wskazał na czarny plastik.
- Ktoś próbował wysadzić Brennan? To raczej nie mogła być mina, skoro naszej pani dr. nic nie jest.
- Hmm... Słyszałaś może jak starożytni bez dynamitu robili w skałach dziury?- zapytał, będąc pewien odpowiedzi. Tak jak się spodziewał odpowiedziała mu przecząco, kiwnięciem głową. Teraz mógł rozpocząć zabawę.
- No więc, wkuwali w skale prostokątne małe otwory...
- W które wpychano długo moczone kawałki drewna, trochę większe niż dziury. Później suszono je, a te zwiększały objętość i rozpychały skałę, powodując jej pęknięcia. Wiem to Jack, do czego dążysz?- do rozmowy wtrąciła się Brennan, która pojawiła się w Instytucie, psując zabawę Hodgins`owi.
- No więc ta mina musiała mieć odpowiednie parametry, tak żeby uszkodzić strukturę stropu bunkru od spodu. - wygłosił swoją hipotezę, trochę przygaszony naukowiec.
- A więc to była mina. - powtórzyła Brennan
- Super dokładna, super odpowiednia, super dopasowana mina- poprawił Hodgins.
***
- A więc, ktoś Cię wysadził w powietrze, huh?- zapytał Booth rozkładając się na wygodnej kanapie w gabinecie partnerki. To miejsce było jego. Owszem czasami dzielił się z innymi, ale tylko on mógł na rozwalić się na kanapie niczym pies na własnym legowisku. Taak, on był jej psem. Czujny i opiekuńczy. Kiedy była smutna rozweselał ją, kiedy była w dobrym humorze droczył się, a kiedy płakała po prostu przytulał. Przyjął za nią kulkę, a dzisiaj, kiedy ruszyła za Willows`em nie myślał o swoim nosie, ani o tym że gość próbuje nawiać, ale o tym że może coś jej zrobić. Gdyby coś sobie zrobiła, zabiłby tego gnoja na miejscu. Chronił ją. Zawsze. Była pierwszą obcą kobietą, którą poznawał nie w łóżku, ale w sytuacjach kryzysowych, kiedy od jednego ruchu zależało ich życie. Pierwszą prawdziwą przyjaciółką.
- Myślę że nie chodziło o mnie, ale o ten bunkier. - odpowiedziała Brennan, opadając na fotel. Była zmęczona dzisiejszym dniem, tym weekendem. Ciągle coś sobie robiła, to wpadła prosto na rozłożonego trupa, to złamała palec i teraz musi nosić na nim idiotyczny kawałek gipsu. Na dodatek jest cała poobijana, a jak na razie mają dwie ofiary i podejrzanego- sapera...
- Saper, on jest saperem! Krzyknęła w przypływie euforii.
- Derek Willows.
***
- Czy zabiłeś swoją żonę Katie Willows?- Zapytał ostro Booth. Gość rozwalił mu nos, nie było miejsca na sentymenty.
- Nie, ja kochałem Katie. Ja się w niej zakochałem. Nie wiedziałem, kim ona jest. Spotykaliśmy się w małej knajpce, niedaleko mojego domu. Ona też mnie kochała. Później w prasie pojawiły się nasze zdjęcia. Ona myślała że ją rzucę jak się dowiem prawdy, bo tak zawsze było z jej facetami. Inni nie potrafili znieść tego że faceci gapili się na nią na wybiegu. Ale mi nie zależało na tym. Ja ją kochałem...- skończył podciągając nosem.
- Co pan robił od 16-18 września?- Kolejne pytanie zadał z równą stanowczością. Nie zmiękczył go płacz podejrzanego.
- Byłem na szkoleniu. Wie pan nowe technologie. Może powtórzyć to mój kapitan.
- Czy pomiędzy tobą a twoją żoną były jakieś konflikty? Zdradzała Cię, a może ty ją?
- Ona... Ona miała kogoś. Widziałem ich raz, pod moim domem. Podwiózł ją i razem szli do mojego mieszkania. Całowali się. Pewnie przyszliby i zrobili to w naszym małżeńskim łożu...- Mężczyzna był roztrzęsiony. Booth mógł sobie wyobrażać co czuł ten facet. No i miał motyw. Do pokoju przesłuchań wparowała Brennan.
- Pokłóciliście się, pchnąłeś ją na stolik. Upadła i rozbiła głowę. Tak było prawda?
- Nie! Nie! Nie powiem więcej bez mojego adwokata.
***
Kolejny już dzisiaj raz szli porozmawiać z rodziną ofiary. Russel Bellick był młodym dwudziestolatkiem. Nie wiedzieli na razie nic, mieli jednak nadzieje że zmieni się to po rozmowie.
- Pani Bellick? FBI, Agent Specjalny Seeley Booth, a to dr. Temperance Brennan, współpracuje z nami. Chcielibyśmy porozmawiać z państwem na temat państwa syna Russel`a Bellick`a, którego ciało znaleziono przedwczoraj w miejskim parku przy Samsel`s street.- Tym razem wszystko poszło bez zarzutu. Kobieta zaczęła łkać i po chwili w drzwiach pojawił się siwowłosy mężczyzna. Oboje mieli koło 50. Mieszkali w zadbanym domku na przedmieściach. Ich synowi na pewno nic nie brakowało.
- Bill, on mówią że Russ nie żyje... To nie możliwe. Nie...- kobieta załkała żałośnie i wtuliła się w ramię męża.
- Proszę wejść.- wskazał ręką Bill.
Dom urządzony był z gustem. Trochę staromodnie. Widać było kobiecą rękę. Idealnie wypolerowane meble i parkiet lśniły czystością.
- Są państwo pewni że to nasz Russ.- zapytał mężczyzna. W jego głosie można było dostrzec nutkę błagania.
- Tak. - odpowiedziała szybko Brennan, na co Booth wysłał jej mordercze spojrzenie.
- Czy... Czy moglibyśmy go zobaczyć?- zadał kolejne pytanie. Jednak teraz Bones wstrzymała się z odpowiedzią, zostawiając to Seeley`owi.
- Obawiam się że nie.- odpowiedział delikatnie. Kobieta w objęciach męża zapłakała jeszcze głośniej.
- Czy pański syn miał wrogów?- teraz pytania zadawał agent.
- Nie, wszyscy lubili Russ`a.
- A koledzy?
- Miał mnóstwo kolegów. Był bardzo lubiany. Miał jednego przyjaciela, u którego często spał. Russ jest.. Russ był mądry, przystojny i inteligentny. Miał nawet dziewczynę. Ona była bardzo znana. Jakaś modelka. Mamy nawet jej zdjęcia.- Mężczyzna wstał, pozostawiając żonę i wyciągnął gruby, skórzany album. Partnerzy, otwierając album przeżyli szok. Zdjęcia wyglądały jak te robione przez Grubą Pam. Nigdy główna bohaterka zdjęcia nie patrzyła się w obiektyw, nie było zdjęć z bliska. Popatrzyli na siebie z niepokojem. Na zdjęciach widniała Katie Willows.
- Czy mógłby pan podać nam nazwisko przyjaciela Russ`a.
__________________________
Beata - podoba mi się , szczególnie Jack ;D.
Ag.- ależ mrocznie :))
wm.mk bardzo mi się podoba ciekawie i wgl extra.
Jak zaczęłam czytać o Russ`ie to skojarzyłam z bratem Tempe ;D.
Fajne opowiadanko nie mogę się doczekać dalszej części.
Bardzo mi się podoba xD Szczególnie fragment o Booth'ie-jako psie:) Sprawa bardzo ciekawa i intrygujaca. Jack jest niesamowity i jest mi go żal...Mam nadzieję, że to się zmieni:) Czekam z niecierpliwością na cedeka, który (mam nadzieję) pojawi się niedługo.
Pzdr:)--> bardzo niecierpliwa fanka xD
Kurcze no nawet mi zmienili moje aguŚ na AguS__33 pasukdnie to wyglądało ;/
Więc mam taki nick jak na wszystkich innym profilach ep,fb itp ;D
Dawno nic nie dodawałam, ale napisałam nowe ff i postanowiłam się podzielić xD
„Kiedyś nikt by nie pomyślał, że ja - biegły antropolog i uparta kobieta, która trzyma się swych racji - zacznie marzyć, aby mieć własne dziecko oraz rodzinę. Ale chyba każda kobieta w pewnym momencie swego życia zaczyna marzyć na ten temat, nawet jeśli ma wspaniałą pracę, która kocha. Po prostu taka kolej rzeczy, nic na to nie można poradzić.
Niestety, od kiedy jestem z Seeleyem ani razu nie powiedział, że mnie kocha. Nie wspomnę o rozmowie o wspólnym życiu. Ten temat wcale nie był poruszony. Nie oczekuję od niego wybuchów uczuć i natychmiastowej decyzji o życiu spędzonym ze mną, ale jednak jestem trochę zawiedziona.
Angela twierdzi, że to kwestia czasu. Ona uważa, że Booth chce być romantyczny i oświadczy mi się już niedługo, a słowa, na które tak niecierpliwie czekam, wypłyną właśnie w tym dniu, są one bowiem tak ważne, że będą idealnie pasować na tę chwilę. Powiedziała też, że dziś nadużywa się słowa „miłość” i dlatego będzie tym ważniejsze, kiedy je w końcu usłyszę. Może ma rację?
Ja już zwątpiłam w to, że kiedyś to nastąpi, nie mam zbyt wielkiego szczęścia do mężczyzn... Ale Seeley jest inny. Jak by spojrzeć na to z jego strony, ja nie jestem lepsza, też nie powiedziałam mu tych słów, mimo że wiele razy chciałam... Ale to tylko dlatego, ponieważ boję się odrzucenia z jego strony.
Boję się, że on nie czuję tego, co ja czuję do niego, kiedy widzę go rano, mam ochotę budzić się codziennie przy jego boku jak i usypiać przy nim.
Może po prostu nie chce mnie skrzywdzić i dlatego nie chce zakończyć naszego związku.
W ostatnim czasie nawet brak mu czasu dla mnie... Mówi, że to normalne.
Nie, to nie jest normalne. Od kiedy dostaliśmy wolne od spraw w terenie z powodów uspokojenia całego zamieszania, jakie miało niedawno miejsce, Seeley siedzi w biurze nad papierkową robotą, której ostatnimi czasy trochę mu się nazbierało.
Niedawno nawet chciałam go odwiedzić, jednak powiedział, że nie ma takiej potrzeby, bo nie będzie miał nawet chwili, aby się mną zająć. Nie posłuchałam, poszłam do niego i dowiedziałam się, że nie ma go w pracy już od dobrych paru godzin. Gdy zapytałam, co robił cały dzień usłyszałam: ,, Kochanie przecież ci mówiłem, że będę cały dzień siedzieć na papierkową robotą, a wiesz, że ostatnio dużo mi jej przybyło. Naprawdę dużo.''
Musi być jednak jakiś logiczny powód tego zachowania. Ja, kobieta będąca w stanie zracjonalizować wszystko, nie mogę myśleć, że mnie zdradza. A może już tak myślę?
Początki naszego związku były naprawdę piękne. Zachowywaliśmy się jak para nastolatków, która nie widzi świata poza sobą. Było tak pięknie, że aż niemożliwe. Nie sądziłam, że mnie może czekać coś tak wspaniałego, nigdy nawet nie śmiałam o czymś takim marzyć.
Nawet gdybyśmy mieli się -uchowaj Boże- rozstać, nie żałowałam bym ani chwili, ani jednego czynu, jaki podjęłam, gdy byłam z Seelym, były to najpiękniejsze dni mojego życia, życia z nim. Już nawet myślę, tak jak on, bo wcześniej by mi nawet Bóg na myśl nie przyszedł w takiej chwili.
Może dzisiejszego dnia coś się zmieni? Seeley zaprosił mnie na kolację. Nie powiedział, z jakiego powodu. Po prostu zabiera mnie i już. Mam nadzieję, że nic złego z tego nie wyniknie. Właściwie to strasznie się denerwuję tą kolacją. Jest taka oficjalna w najlepszej restauracji w D.C. Seeley jest dżentelmenem, więc jeżeli chce ze mną zerwać, to właśnie tam. Nie wiem. Zwariuję do wieczora. Muszę porozmawiać z Angelą. Może ona coś wie...
Próbuje być dobrej myśli. Oby wszystko było tak, jak ja to sobie wymarzyłam.
No cóż, wszystko okaże się dopiero wieczorem.
Cześć Kochana:*
Powtarzam się, ale co tam xD Twoja twórczość mogłabym czytać bez końca xD Opowiadanie jest genialne xD Dobrym pomysłem jest to, że zastosowałaś narrację 1-os. To dodaje temu FF uroku xD
Pzdr:) Wierna fanka, której doroblil w loginie "_2"...
Czekoladko piszesz bardzo ciekawe opowiadanka. Jestem ciekawa czemu Seley zaprosił Temp na kolację do restauracji.
Czekoladko piszesz świetne opowiadania. Ciekawe dlaczego Seley zaprosił Temperence na kolację do restauracji. Czekam na dalszą część.
:D LG zbieramy ekipę i im nastukamy :D jak nasz bohater Pan Przystojny z nr 24 :D, wtedy oddadzą Ci twoją kropkę
LG współczuję, ale dla nas, mimo że bez kropki nadal jesteś Eldżi xD
Mi też dorobili ... Teraz jestem suerte_2 Pff...
A ja właśnie zauważyłam, że mi w nicku 3 nagle wyrosła.....
Szybka reakcja- wolę podwójne "n" niż jakieś tam cyferki....bleee!
A odnośnie 3 początkowych części mego "TWORA"- oto linki:
part1 http://www.filmweb.pl/topic/859584/Zako%C5%84czenie+3.html?page=10
part2 http://www.filmweb.pl/topic/859584/Zako%C5%84czenie+3.html?page=11
part3 http://www.filmweb.pl/topic/859584/Zako%C5%84czenie+3.html?page=11
Endżoj!!
Odzyskałam dawne miano... niech się udławią kropaczką i mi nie grzebią więcej w nicku;))) Bezczelność - 2 razy, a trzeci raz nie pozwolę;)
witamy LG w nowej a jednak tak dobrze znanej postaci :)) tylko czemu się jąkasz?? ;)))
LG Odzyskałaś swój login i to nawet podwójnie xD
Ja teraz jestem (po przetłumaczeniu) szczęście, linia, dwa
Yyy...
Niech mi już lepiej przy loginie nie majstrują, bo na prawdę zrobię się nieprzyjemna...
Przepraszam że napisałam dwa podobne komentarze, myślałam, że ten pierwszy się nie wyświetlił.
A Marlenn odkryła w swoim kompie Movie Maker'a i teraz etiudy filmowe sobie tworzy- na razie (bardzo)krótkometrażowe. Oczywiście tematycznie związane z forum... Debiutancka etiuda ma całe 2 min i 20 sek... Hmmm- fajna zabawa swoja drogą....Polecam;)))
Hmmm....Albo się jakichś oczopląsów nabawiłam, albo...Widzę znikające posty po odświeżeniu strony....
Nie- raczej nie widzę postów powinno być...
Chyba....
Znaczy jeszcze raz- są a potem ich nie ma....i potem znowu są....
Hmm...Zastanawiające....
I żeby nie było-to nie jest wina WINA ani innego trunku....(choć powinnam w końcu oblać zdany KPK, ale mniejsza....)
A co do filmiku....Szału nie robi- czysta amatorszczyzna, no ale skoro chcecie.....
Tylko z dużą dozą wyrozumiałości proszę- w końcu to mój pierwszy raz, że tak powiem....;-)))))
http://pl.youtube.com/watch?v=j-zhl7sJhOI&feature=channel_page
Eee tam - taka tam mała wariacja....\
Kurde- co oni się tak tu na te cyferki uparli hmm?
No co to za nick.....;/
Kurcze no dali sobie spokój, a teraz znowu wchodzę i jakieś aguS_7
Co im odbija?
mi ciągle zmieniają cyferki... uspokoili by się i jedną by dali... i nie mogę tego nawet zmienić:( zaraz się porządnie wkurzę
...gdyby znalazł się ktoś, kto jeszcze tego nie widział.....
Naprawdę dobre!
http://pl.youtube.com/watch?v=XmdRdcLN1io&feature=channel
Wracamy do przerwanego wątku. Pamiętacie jeszcze przyjęcie w Bancroft House? Co zdarzyło się po nim... dowiecie się w 2-3 częściach. Tradycyjnie proszę o krytyczne uwagi.
Wasza LG
4. Przez szkielet do serca
Doktor Saroyan kochała swoją pracę i bardzo lubiła zespół, z jakim przyszło jej pracować w Instytucie Jeffersona. Tutaj czuła się swobodnie, jak w gronie przyjaciół. Przywykła do zagmatwanych jak telenowela kłopotów sercowych Angeli, zadziorności Bootha, specyficznego poczucia humoru Hodginsa oraz dziwactw doktor Brennan. Jackowi wybaczyła nawet to, że podczas mielenia obrzydliwych zawiesistych cieczy zniszczył wspaniały mikser Cam. Kobieta bardziej ceniła spokojny dzień pracy od randek z nudnymi księgowymi i łysiejącymi prawnikami, a nawet od częstokroć bardziej upiornych niż zmasakrowane ciała - spotkań w gronie rodzinnym. Jednak ten poniedziałek nie zapowiadał się spokojnie ani harmonijnie. Wręcz przeciwnie, Camille zanim dojechała do Jeffersonian nabrała ochoty na randkę w ciemno i ucieczkę na łono rodziny. Niebo płakało obficie utrudniając śmiertelnikom dojazd do pracy, a młoda kobieta stojąc w korku w okolicach Capitol Heights słuchała radia. Lokalna rozgłośnia, solidaryzując się z moknącymi mieszkańcami stolicy, nadawała właśnie Boomtown Rats „I Don’t Like Mondays”, gdy komórka doktor Saroyan ożyła, obwieszczając swej właścicielce, że Temperance Brennan ma do niej niecierpiącą zwłoki sprawę. Po krótkiej rozmowie szefowa nabrała pewności, że nagły wyjazd antropolożki miał jakiś związek z piątkowym przyjęciem w Bancroft House, na które podstępem zwabiły, nienawidzącego oficjalnych wystąpień, agenta Bootha. Seeley Booth nie kontaktował się z Camille w czasie weekendu, dlatego uznała sprawę przyjęcia za zamkniętą, tymczasem nagły wyjazd Brennan wydawał się temu przeczyć. Co tam się wydarzyło? Zastanawiała się zaniepokojona przełożona Temperance. W Instytucie doktor Saroyan wykonała kilka telefonów do Raleigh, zleciła również Angeli wyszukanie czegoś na temat osoby, o której Brennan wspomniała podczas rozmowy telefonicznej. Gdy po niespełna kwadransie artystka przyszła do biura Cam, jego właścicielka miała absolutną pewność, że doktor Brennan podała swej szefowej nieprawdziwy powód wyjazdu do Karoliniy Północnej. Dossier Jeremy’ego C. Noctema przygotowane przez Angelę niczego nie tłumaczyło, ale uwiarygodniało opowieść Brennan. Przyjaciółka Temperance wyczuła rozdrażnienie Camille, dlatego starała się ukryć zniecierpliwienie.
- Nie wiem, po co sprawdzamy tego człowieka. – Zaczęła ostrożnie Ange. – On wydaje się być podporą społeczności regionu Cherokee. – Właścicielka gabinetu ważyła w ciszy uzyskane informacje, zastanawiając się, czy powinna zwierzyć się swemu gościowi z własnych przypuszczeń. W końcu skapitulowała.
- Doktor Brennan prosiła mnie o kilka dni wolnego, by zbadać nowoodkryte cmentarzysko Czirokezów. Mówiła, że robotnicy Noctema odkryli kilkanaście dobrze zachowanych szkieletów wraz z czirokejskimi artefaktami. Rozmawiałam jednak ze znajomym z lokalnego uniwersytetu i policją stanową oraz federalną z Raleign... – tu zawiesiła głos dodając swej wypowiedzi dramatyzmu -... ale żaden z nich nie miał pojęcia o wykopaliskach i znaleziskach spoza rezerwatu Qualla w Górach Smokey. – Niewypowiedziane oskarżenie zagęściło atmosferę w pokoju. Angela przechadzała się nerwowo mówiąc jakby do siebie.
- Brennan by tego nie zrobiła... nie wyjeżdżałaby do nieistniejących szkieletów, nawet nie wiem jak starych... zaraz, zaraz... – przyjaciółka antropolożki zatrzymała się nagle i zaczęła przetrząsać przyniesione przez siebie wydruki. W końcu podskoczyła i niemal krzyknęła.
- No jasne! To ON jest tym tajemniczym „J.C.”, który od niemal kwartału zapraszał Brennan na różne imprezy, i to kwiaty od NIEGO zdobiły jej kosz na śmieci. – Dumna z siebie artystka brnęła dalej.
- Możliwe jest, że Noctem ukrył przed władzami to, co odkryto na terenie jego posiadłości, by zaskarbić sobie wdzięczność niewzruszonej jego dotychczasowymi zabiegami Tempe...
- To spekulacje, ale bardzo prawdopodobne. – Podsumowała wypowiedź gościa Cam. Angela jednak nie zwróciła na jej słowa najmniejszej uwagi, ale kontynuowała swój wywód coraz bardziej zaniepokojona.
- ...A może ten „J.C.” wymyślił indiańskie wykopaliska, by pod fałszywym powodem ściągnąć Brennan do siebie? Jak mogła być tak łatwowierna?!? – Ostatnie zdanie odsłoniło gniew artystki.
- Zadzwonię do Bootha. – Odparła rzeczowo Cam. Jej słowa podziałały na Angelę uspokajająco. Ingerencja agenta urosła do miana leku na całe zło. Problem w tym, że śledczy w tej chwili sam potrzebował pomocy.
- Booth otwórz! Wiem, że tam jesteś! – Doktor Saroyan nawołując agenta rozcierała obolałe od uporczywego pukania dłonie. – Nie bądź niemądry! Musimy porozmawiać! To ważne!!! – Teraz oprócz urazów policzków groziło jej również zachrypnięcie. Miała ochotę kopnąć w milczące złośliwie drzwi, a jeszcze z większą rozkoszą natrzeć uszu upartemu mężczyźnie za nimi. W końcu uspokoiła się i po krótkich poszukiwaniach znalazła zapasowy klucz, ukryty w stojącej nieopodal nędznej imitacji skały. Kobieta otworzyła podwoje i wchodząc do ciemnego pomieszczenia zawołała.
- Brennan może grozić niebezpieczeństwo, a ty na czas urlopu zamknąłeś się jak niedźwiedź w ciemnej gawrze i nie odbierasz telefonów. – Jej wyrzuty dotarły wreszcie do odpornego na perswazje adresata, bo z głębi mieszkania dała się słyszeć cicha odpowiedź.
- Głupcy, którzy nazywają kobiety słabszą płcią, nigdy nie spotkali Bones. Niech tym razem znajdzie sobie uczciwego wydawcę. William Tanger jest w areszcie federalnym i już jej nie zagraża. – Ostatnie słowa agenta przekazywały tak niewiarygodną treść, że Camille uznała, że są jedynie wytworem jej pobudzonej przez ciemność wyobraźni. Potykając się o dywan kobieta odnalazła wreszcie kontakt i w jaskini samotnika nastała jasność. Gość pobieżnie zlustrował mieszkanie i samego gospodarza. Mężczyzna leżał na sofie na wznak. Prawym przedramieniem zasłaniał wrażliwe na nagłą zmianę oświetlenia oczy. Wygniecione ubranie, rozwiane włosy i ciemne policzki agenta przeczyły jego zwykłej estetyce wyglądu. Kobieta postanowiła nie zadawać pytań, ale zmobilizować otępiałego śledczego do działania.
- Ten trzydniowy zarost upodabnia cię nawet do niedźwiedzia. – Zaczęła z wyrzutem. Mężczyzna usiadł ciężko i skrył twarz w dłoniach.
- Daj mi spokój Cam. Ten smoking był twoją sprawką – Mówiąc to spojrzał wreszcie na swą towarzyszkę, ta zaś zauważyła jego przekrwione oczy.
- Booth, co się dzieje? Wyglądasz jak śmierć, tylko jeszcze nie wiem, czyja. Piłeś?
- Nie. – Padła szybka, energiczna odpowiedź. – Powiedz szybko, o co chodzi i zostaw mnie wreszcie samego.
W czasie opowieści pracownicy Instytutu Jeffersona śledczy budził się z odrętwienia. W końcu wstał i począł w gniewie rozglądać się za swoim wojskowym plecakiem. Czyniąc przygotowania, które świadczyły o chęci podjęcia misji ratunkowej, przeczesał nerwowo włosy i odparł.
- Sądzicie zatem z Ange, że Bones została zwabiona do Murphy w Cherokee Country w Karolinie Północnej przez jakiegoś zadurzonego w niej ciemnego typka*?
- Tak. Rano poleciała do Raleigh i stamtąd, zgodnie z wypowiedziami obsługi lotniska, odebrali ją pracownicy Noctema. – Cam zaniepokoiła się widząc zacięty wyraz twarzy pracownika FBI.
– Co zrobisz?
- Jako przedstawiciel władz centralnych mam prawo zobaczyć te „wykopaliska”... jeśli oczywiście istnieją. Dziedzictwo narodowe podlega federalnej ochronie. – Stwierdził Booth pakując przybory toaletowe.
- A jeśli indiańskiego cmentarzyska nie ma? – Doktor Saroyan zaczynała żałować, że nieopatrznie dała temu mężczyźnie możliwość uzewnętrznienia długo tłumionego gniewu. Po niewielkich wstrząsach na dnie oceanu rodziło się tsunami.
- Bones nie będzie nigdzie przetrzymywana przez nikogo... – powiedział sentencjonalnie odchodzący śledczy.
Zaniepokojona, Cam przysięgłaby, że słyszała jeszcze ciche słowa „...chyba, że przeze mnie”, ale dziś, na skutek wzburzenia słuch płatał jej liczne figle.
*Ad Noctem - łac. Ku ciemności
Jupi!!!
W końcu kolejne wspaniałe dzieło Mistrzyni Słowa Pisanego- Wielkiej LG!!!
Yes, yes, yes !!!
Tylko....
Znów przywiązałaś mnie do kompa w oczekiwaniu na ciąg dalszy....
Dziełko będzie małe;)
Cząstka następna przyjmie miano: "Survival dla początkujących" i jeśli ktoś oglądał TXF "Detour", to domyśli się, o co chodzi;)))
LG to jest genialne! Od zawsze (tzn.odkąd zaczęłam czytać dzieła Twe) byłam i jestem przekonana, że masz talent. I to wielki xD
Brennan przetrzymywana? Hym...Mam nadzieję, że nic się jej nie stanie. Dobrze, że Ange obdażona jest tak trafną oceną sytuacji. Tekst Booth'a na temat głupców, którzy nazywają kobiety słabszą płcią (co w mojej opinii jest totalną głupotą. Jestem dziewczyną, a to raczej mnie się boją mężczyźni)-genialny xD Ogólnie cała ta część emanuje trafnymi i niezwykle zabawnymi tekstami xD Booth przetrzymujący Brennan, no ciekawa perspektywa. Ja w każdym bądź razie nie obraziłabym się na niego, gdyby przetrzymywał mnie <marzy> Czekam niecierpliwie na cedeka:D
Pozdrawiam:)
LG twoje opowiadania są genialne. Ciekawe czemu Brennam wzięła wolne. Czekam na c.d.