Niby wszystko jest jasne...
Motto tego tematu: GIRLS JUST WANNA HAVE FUN.
Tutaj znajdziesz opowiadanka, etiudy, szkice, eseje i scenariusze zainspirowane Bones. Dołącz do Nas – czytaj, pisz i komentuj.
Izalys wspaniale, dobrze że Temp nie musi zeznawać w sądzie.
Charlotte świetnie opisałaś noc poślubną Bootha i Temp.
Czekam na następne części:)
ale super opowiadania. ;P ja mam wolną chwilę i troche pomysłów więc moze cos napiszę.; P
Wybaczcie, że wpadam tak... sporadycznie, ale wierzcie mi, że obserwuję Wasze starania i zielenieję z zazdrości;) Moja wena wzięła bezterminowy urlop - niestety.
Wpadłam by pogratulować Charlotte odwagi. Szacun gigant kobieto! Ja, mimo rozlicznych podszeptów, nigdy się na TO;D nie zdobyłam. Ciekawe, czy nie wymoderują powyższego kawałka. Jeśli nie, to znaczy, że można tu sobie pozwolić na więcej niż dotychczas przypuszczałam.
Pozdrowienia dla wszystkich Bones Lachones;)
I.
-sweety martwię się o Ciebie.-powiedziała ange do swojej przyjaciółki.-co się ostatnio z tobą dzieje?
-nic. nie wiem o czym mówisz.
-nie udawaj. kiedy ostatnio spotkałaś się z jakimś facetem?
-wczoraj jadłam z boothem kolację.
-mówię o facetach, nie o boothie.
-przecież booth to jest facet-powiedziała udajac ze nie rozumie. wiedziała jednak doskonale o co chodzi. od kilku tygodni nie umawiała sie z nikim oprócz niego-byli nierozłączni.
-musisz się z kimś umówić. mam znajomego, przypadniecie sobie do gustu. on też nie ma wiele czasu na randkowanie i bedzie zachwycony.
-no nie wiem. -odparła niepewnie
-ale ja wiem. zrób to dla mnie. obiecuję że będziesz zadowolona.-prosiła ange
-no dobrze. jedna kolacja.
-ok. jutro o 20.00 spotkacie się w "Bill".
-ale jestem umówiona z boothem!
-no to odwołaj! przecież na świecie są faceci ważniejsi od niego!-odparła, a brenn uśmiechnęła się w duchu. "nie dla mnie" pomyślała
-booth-jechali właśnie na lunch-muszę ci coś powiedzieć.
-ja też. ale ty pierwsza.
-muszę odwołać naszą kolacje-odparła-przepraszam ze tak w ostatniej chwili...
-nie szkodzi. coś się stało?-spytał
-nie, w ostatniej chwili coś mi wypadło . a co ty chciałeś powiedzieć?
-że tez nie moge dzisiaj. mam randkę-odparł skręcając w lewo na skrzyżowaniu. poczuła małe ukłucie zazdrości.
-rozumiem.-przez resztę drogi milczeli, zastanawiając się nad tym jakby to było gdyby jednak zjedli razem.
szykowała się na randkę. nie miała pojęcia kim on jest, ale czuła że ange nie umówiłaby jej z byle kim. ubrala prostą sukienkę-małą czarną. zrobiła sobie delikatny makijaż, upięła włosy i założyła kolczyki. była gotowa do wyjścia. wyszła na dwór i wsiadła do taksówki.
w co ja sie wpakowałem-pomyślał. mogłem jeść teraz kolacje z bones, ale zamiast tego umówiłem się z nieznajomą. uśmiechnął się na wspomnienie rozmowy z ange. chciała go z kimś poznać, i zapewniła ze będzie idealna.
przyjechał wcześniej i czekał przy stoliku. nagle zauważył że ktos mu sie przygląda. spojrzał na kobietę i uśmiechnął się figlarnie.
-booth? co ty tu robisz?-spytała
-mam randkę. ange mnie umówiła. haha. widze ze ciebie też.
już chciala odpowiedzieć gdy usłyszała dzwiek komórki. usiadła na przeciwko agenta i odczytała sms'a. "bawcie się dobrze.wiem że czekaliście na to od dawna. nie denerwuj się."
-jak ona mogła.
-nie przejmuj się.-odparł-i tak mieliśmy w planach zjeść razem.
-ale...
-tak wiem. denerwujesz się bo kolacja w domu to byłoby tylko spotkanie przyjaciół. a teraz to randka. mam rację? i nie kłam bo i tak się zorientuję.
-masz rację.-odparła a do ich stolika podszedł kelner. zamówili i siedzieli wpatrując się sobie w oczy. angela wiedziała co robi-wybrała najromantyczniejszą restaurację w waszyngtonie.
oboje świetnie się bawili. odwiózł ją do domu i odprowadził do mieszkania.
-świetnie się bawiłam-odparła
-ja też. musimy to kiedyś powtórzyć. -odparł i nachylił się by pocałować ją w policzek. spojrzała mu w oczy i namiętnie go pocałowała. zarzuciła mu ręce na szyję i dała sie ponieść chwili.
;) Cdn ;P
Izalys-jak zawsze sweetaśnie i rodzinnie mam nadzieje, że wszystko będzie ok. Czekam na cdk!
Charlotte wow genialne. Mam nadzieje, że pojawią sie jeszcze jednopartowce twojego autorstwa.
Zakrencona-nasza kochana Ange ona wie co i jak. Bren dała się ponieść chwili czyli coś więcej czy tylko kiss? Czekam na kontynuację!
II.
oderwali się od siebie bo wiedzieli że nie powinni. oboje tego chcieli ale nie mogli tego zrobić-ona przypisywałaby to wypitemu winu, on ciężkiemu dniu w pracy.
spotkali się nazajutrz w pracy. przyjechał po nią i zobaczył zachwyconą minę ange.
-jak było? -spytała z uśmiechem
-wspaniale-powiedziała bones, mijając przyjaciółkę.-jedziemy?
-tak.. jasne. narazie!
jechali na miejsce zbrodni, nie odzywając się. niepewność unosiła się w powietrzu.
-coś sie stało? czemu sie nie odzywasz?-spytała niepewnie
-bo zastanawiałem się czy chciałabyś to powtórzyć dziś wieczorem?-wreszcie to z siebie wyrzucił
-ja...-zaczęła niepewnie-chyba tak. to znaczy tak jasne.
-to fajnie. -uśmiechnął się do niej.-przyjadę po ciebie. o 8?
-tak.-uśmiechnęła się figlarnie. cały dzień myślała tylko o kolacji. nie mogła się na niczym skupić.
-ange nie wiem co zrobić.-powiedziała bones-nie mam co ubrać.
-masz, zaraz coś znajdę-powiedziała przeszukując szafę przyjaciółki. oo ta-odparła wyciągając zdobycz. oczom antropolożki ukazała się granatowa suknia.
-no nie wiem.
-ale ja wiem. a jak wasza wczorajsza kolacja?
-wspaniale. było romantycznie, potem odprowadził mnie do mieszkania.
-pocałował cię?-spytała zaciekawiona opowieścią.
-tak.
-w policzek?-spytała
-chciał, ale pocałowałam go w usta.
-aaah. i tak staliście i się całowaliście. wytłumacz mi jak to się stało że nie spaliście ze sobą.
-poprostu chcieliśmy z tym zaczekać. oboje. chciałam tego, ale coś mi podpowiadało że nie teraz.
-ooo. ale romantycznie. -spojrzała na zegarek-muszę lecieć. zaraz przyjdzie. zadzwonie rano i spytam jak było.
usłyszała pukanie do drzwi. otworzyła i zobaczyła jego minę.
-coś nie tak?-spytała
-o boże...-patrzył na nią rozanielony-ale ze mnie szczęściarz. ale ty jesteś piękna-powiedział całując ją.
jedli i rozmawiali. jak zwykle zażarcie wymieniali poglądy. nie przeszkadzał im taki obrót sprawy. nie czuli sie skrempowani, wręcz przeciwnie wydawało im sie ze tak powinno byc już zawsze.
jak zwykle odprowadził ją pod same drzwi. zarzuciła mu ręce na ramiona, a on obiął ją w pasie. oboje zatracili się w pocałunku. w końcu znaleźli się w jej mieszkaniu. chwycił ją na ręce i zaniósł do sypialni. nie śpieszyli się. powoli odkrywali swe ciała, by wreszcie się zjednoczyć.
^^. dla tych co się seksu nie mogli doczekać ;D hah xD
zakrencona no po prostu Obłędnie :) jak to czytałam nasunął mi się od razu koniec sezonu ;) ( niedawno czytałam opis i zapowiada się genialnie)
Pisz szybciutko cedeczki ;p i nie tylko ty... apeluję do wszystkich forumowiczów! ( w tym do swojej weny... eh :(
Superowe Zakręcona. Ja może coś jutro wyskrobię
Zwefin co do twojej weny niech wraca bo czekam twój cd:)
wszystkie Wasze opowiadanka sa super:)
u mnie w Jak to sie zaczelo
pojawila sie nowa czesc:)
niestety tylko jedna,
bo jak widze moja wena udala sie z innymi Wenami daleko:(
pozdrawiam
nowa część.
III.
obudził się z tego pięknego snu. w tym śnie-on i jego ukochana wreszcie byli razem. kochali się przez całą noc, a potem wsłuchując się w swe bicia serca zasnęli w swych ramionach. ale to nie był sen. trzymał w ramionach brenn, która uśmiechała się przez sen. pocałował ja w czubek nosa. otworzyła oczy. spojrzała na niego i już chciała go pocałować gdy usłyszała dzwonek telefonu.
-tak? cześć ange.
-i jak się randka udała?
-powiem ci później. jak się skończy-dodała uśmiechając się do bootha-narazie.
wtuliła się w bootha , myślac o tym jak to byłoby wspaniale gdyby tak zostało na zawsze.
-o czym myślisz?-spytała
-o tobie. a ty?
-też. to znaczy o tobie. -uśmiechnęła się. -o czym konkretnie?
-o tym że tak mogłoby być zawsze. budzić się rano wiedząc, ze obok leży najwspanialsza kobieta pod słońcem.-pocałował ją-zrobię kawe.
-a ja wezmę prysznic.
gdy skończyła poszła do sypialni ubrać się do pracy. nie zajęło jej to więcej niż 15 minut, i gdy wreszcie poszła do kuchni zobaczyła bootha. stał tyłem do niej i przygotowywał śniadanie.
-booth. nie zdazymy zjeść. już jesteśmy spóźnieni.
-bez śniadania nie wyjdziesz. chociaż trochę.
-ale tylko trochę.
zjadła i pojechali do pracy.
po pół roku, gdy już mieszkali razem w niewielkim domu oświadczył się jej. ona przyjęła go, bo wiedziała że jeśli kiedykolwiek miałaby wziąść ślub to tylko z nim.
kupili niewielki dom.
-bones, myślisz czasem o dzieciach?-powiedział przy kolacji.
-tak.ostatnio coraz częściej.
-tak?
-ale nie sądze ze byłabym dobrą matką.
-będziesz najwspanialszą matką na świecie.
-naprawdę?
starali się o dziecko przez dwa miesiące. w końcu oboje poszli do lekarza zniecierpliwieni brakiem efektów. czekali na wyniki. wiadomość którą przekazał im lekarz zaszokowała oboje. nie spodziewali się tego...
^^. trochę wybiegłam w przyszłość. ;P szkoda tylko że tak smutno sie roobi .;/
wow Zakrencona:)
mamy takie same pomysly na przyszlosc:)
zareczyny, dom, slub, dzieci:)
ale ja juz nie mysle o zadnych problemach z zajsciem w ciaze, lub poronieniami, badz aborcja!!!
juz mi wystarczy!!!
pozdrawiam i czekam na ciag dalszy:)
IV.
-czy to pewne?-spytała zaniepokojona
-tak. jest pani w ciąży.
-ale, test...
-one nie dają stuprocentowej pewności.
-który to tydzień?-spytał booth. cieszył się na myśl że będzie ojcem.
-3. poród będzie w marcu.
-tak się cieszę.
-ja też, niepotrzebnie sie martwiliśmy. myślałam że nie moge mieć dzieci.
-musimy urządzić pokój dla dziecka.-powiedział i pojechali na zakupy.
po kilku dniach patrzyła na owoc ich wspólnej pracy. pomalowali pokój na żółto, w rogu stało maleńkie łóżeczko. uśmiechnęła się na myśl, że już niedługo spało tam będzie jej dziecko. zawsze uważała że nie nadaje się na matkę. jednak coraz bardziej przekonywała się do macierzyństwa. nie wiedziała ze los tak z niej zakpi.
wychodziła z pracy, i poślizgnęła się na schodach. upadła. booth zawiózł ją do szpitala. martwił się o nią, o dziecko, o nich. czuł że gdyby coś stalo się dziecku, ich związek mógłby ucierpieć.chodził w tę i z powrotem po szpitalnym korytarzu. co się stało-pytali. byli tu razem z nim. jack, zack, camille, sweets , i oczywiście ange.
-wiadomo już coś?-pytali
-nie. narazie nic.
czekali na wyniki.
-dziecko...-zaczął niepewnie lekarz-ona... jest w bardzo trudnej sytuacji. konieczne jest cesarskie cięcie ze względu na to że to juz 8 miesiac. ale wykonując ten zabieg zaszkodzimy pacjentce.
-nie rozumiem. mam wybrać kogo macie uratować?
-niestety tak. dziecko ma bardzo małe szanse na przeżycie.
-nie ma się nad czym zastanawiać. chce zeby temperance żyła. to wszystko.-zakrył twarz w dłoniach.-będziemy mieli inne dziecko.
żyła. tylko to się liczyło. niestety nie mogła mieć dzieci. czuł ze to już koniec, każdego dnia oddalali się od siebie. wszystko sie psuło. w szpitalu cały czas płakała. nie chciała nikogo widzieć, ani przyjaciół ani jego.
zabrał ją do domu i zapakował do łóżka. całe dnie leżała w łózku i płakała. nie chodziła do pracy, nie spotykała się z przyjaciólmi.
ale nikt się od niej nie odwrócił. wiedzieli ze muszą dać jej troche czasu. nie wiedzieli tylko ile.
!!. eeh .;/
wow:)
musial wybierac:(
dramatyczna czesc opowiadania,
co nie zmienia faktu,
ze bardzo mi sie podoba:)
Bardzo smutna ta część opowiadania. Żal mi Bootha i Brennam, mam nadzieję że jakoś sobie poradzą. Czekam na następną część.
ostatnia część .;) tak sie stresuje testami, ze piszę, piszę i napisałam.
V.
wróciła do zdrowia. znowu chodziła do pracy, cieszyła się życiem. między nimi wspaniale się układało. nie pogodziła się tylko z jedną rzeczą-że nie może mieć dzieci.
coraz częściej przesiadywała w pokoju dla dziecka. wiedziała ze nikt w nim nie zamieszka, i ta myśl odbierała jej checi do dalszego życia.
-powinniśmy pomyśleć o adopcji.-powiedział pewnego dnia.
-masz rację. wiem jak to jest, gdy czujesz się niepotrzebna. że nikt cię nie chce. pojedzmy jutro do domu dziecka w porze lunchu. -powiedziała i położyli się spać.
patrzyła jak się bawią. przyjeżdzała coraz częśćiej na plac zabaw. obserwowała je. szczególnie podobała jej się jeden chłopiec . miał uśmiech i oczy podobne do bootha. "to on-pomyślała". porwała go. zdała sobie z tego sprawę dopiero wtedy gdy zauważyła że jest z nim w samochodzie. odjechała z piskiem opon. zabrała go do wynajętego mieszkania i bawiła się z nim. rodzice Aaron'a-bo tak się nazywał, zawiadomili policję. odnaleźli ją następnego dnia. lekarz stwierdził że jest chora, i powinna się leczyć. zamknęli ją w szpitalu psychiatrycznym, gdzie przebywała przez 30 lat.
obudził się z krzykiem. miał okropny sen. zobaczył że leży przy nim, cała i zdrowa. nic jej nie jest-pomyślał z ulgą.- co za okropny sen.
-co się stało-spytała zapalając swiatło.
-nic, miałem okropny sen. boże, która godzina?
-5. śpijmy już. dobranoc kochanie-dodała i zasnęła
-dobranoc.
-nazywam sie Monica conor więc chcielibyście adoptowac dziecko.tak?-spytał pracownik domu dziecka
-zgadza się.
-jesteście małżeństwem?
-od 3 miesięcy.
-dlaczego chcielibyscie adoptować dziecko?
-bo nie mozemy mieć własnego-odparł szybko booth.
-rozumiem. interesuje was jakiś konkretny przedział wiekowy?
-tak. chcielibyśmy żeby było jak najmłodsze. tak do około 2 lat.
-płeć?
-dziewczynka-powiedziała brenn
-jest u nas dziewczynka, ma 2,5 roku. ma pańskie oczy-powiedziala zalotnie do agenta
-moglibyśmy ją zobaczyć?-spytała bones niecierpliwie.
-tak.
proces adopcyjny trwał kilka miesięcy. przez ten czas codziennie odwiedzali dziewczynkę. nazywala się sara i zgodnie z tym co mówiła monica miała oczy koloru czekolady. włosy niczym dojrzewające zboze opadały kaskadą na pulchną buzię.
zakochali sie w niej od razu. wiedzieli że będą szczęśliwą rodziną. rok później adoptowali drugie dziecko-Steve'a. miał 7 lat, i był-jak to chłopcy w jego wieku-czasem bardzo niesforny .
kOniec ;P nie potrafię pisać wieloczęściowych opowiadań. dojde do V czesci i koniec. zajme sie chyba jdnopartówkami. ;P
Jak czytam twoje opowiadania to wpadam w kompleksy xD
zajebiste są. lepsze niż takie tasiemce x]
czekam na następne ;))
Zakrencona wow. i znowu koniec szkoda. mam nadzieje ze cos jeszcze napiszesz nie tylko jednopartowki. wiec czekam mam nadzieje ze niedługo
I.
był zazdrosny-to tyle. o wszystko. że zamiast z nim, je kolacje z Dannym. że to on odwozi ją do pracy, że to z nim jada lunch, ze on zabiera ją po pracy na drinka.
tylko w pracy byli sami. ale co z tego skoro ona myślała tylko o dannym? wiedział że to się nie zmieni. byli idealną parą, on interesował się archeologią-więc mieli o czym rozmawiać. wpatrywała się w niego jak ciele w malowane wrota.
miał tego dość. nie mogł tak dłuzej. spojrzał na nią kątem oka. jechali właśnie na miejsce zbrodni,i zamiast rozmawiać jak dawniej, jechali w milczeniu. już nie mieli wspólnych tematów do rozmowy-oddalali się od siebie.zadzwieczała komórka bootha.
-tak? rozumiem. tak. kiedy? na jak długo? dobrze. przekażę jej.
-cullen?-spytała
-tak. mamy sprawę.-zarócił gwałtownie
-a ta?
-mamy ją zostawić. jedziemy do miami na 2 dni. będziesz musiała rozstać się z twoim kochasiem.
-słucham? kochasiem? tak nazywasz mojego faceta?
-przepraszam. przyjadę po ciebie za godzine. -odparł odwożąc ją pod dom.
samolot miał pewne opóźnienie. wylądowali późnym wieczorem, więc postanowili pojechać na posterunek policji następnego dnia. w hotelu zajmowali sąsiednie pokoje. po dłuższym namyśle poszedł do niej. otworzyła mu ze zdziwioną miną.
-co tu robisz? jest 21. myślałam ze spisz.
-pomyślałem że miło byłoby zjeść kolacje. niedaleko plaży jest dobra restauracja. wybierzesz sie ze mna?
-tak. tylko się ubiorę.
gdy dotarli na miejsce ich oczom ukazała sie niewielka restauracja, a w oddali plaża. zjedli, a on zaproponował jej spacer. zdjęli buty i spacerowali wzdłuż lini wody, która delikatnie obmywała ich stopy. w końcu zmęczeni usiedli na piasku. rozmawiali jak dawniej, jak gdyby nic się nie zmieniło. położył się wpatrując w rozgwieżdżone niebo i księżyc w pełni.
-ale tu pięknie.
-masz rację-powiedziała i połozyła się obok niego. byli tak blisko siebie, ale czuli że tyle ich dzieli. położył się na boku i wpatrywał w nią.zauważyła to dopiero po chwili.
-coś się stało?-spytała
-nie. -odparł przewracająć się z powrotem na plecy.
-myślałam że chcesz patrzeć na gwiazdy.
-chciałem, ale ty stanowisz piękniejszy widok-zamknął oczy. słyszał tylko szum fal, i tembr jej głosu. chciał żeby ta chwila trwała wiecznie. nie był romantykiem, ale wiedział że gdy tylko wrócą do waszyngtonu wszystko minie.
czuła że źle postąpiła. związała się z dannym, ale był dla niej zbyt idealny. nie kłócili się, nie sprzeczali. byli jak idealnie dobrane półówki jabłka. ale dlaczego odtrąciła bootha? odgrodziła się od niego szczelnym murem, jakby chciała zapomnieć o tym co ich łączy. nie mogła. każdego dnia budziła się i myślała o nim. a teraz była z nim na plaży w miami, i nie chciała by ta chwila minęła, pękła jak mydlana bańka.
nachyliła się nad nim i lekko musnęła jego wargi. jego oczy wciąż były zamknięte. myślał że to sen. otworzył oczy i zobaczył ją. pochylona nad nim, całowała go coraz namiętniej.
poddał się chwili. bał sie że czar minie, i obudzi się sam na plaży. to sie jednak nie stało. przewrócił ją na plecy, by przejąć inicjatywe. śpiesznymi ruchami zdzierali z siebie ubrania.
to była ich pierwsza wspólnie spędzona noc.kochali się na plaży pod gołym, rozgwieżdżonym niebem. wyjątkowa noc. pierwsza i ostatnia? czy tylko jedna z wielu?
wiesz ze w miejscu publicznym to jest zakazane? heh ok super podoba mi się ta czesc mam nadzieje ze bones zostawi tego "kochasia" i zwiąże się z Boothem. czekam na cdk
haha.
ze względu na to że to jednopartówka,na ciąg dalszy bym nie liczyła.
zakazane? wiem. gdybym pisała ciąg dalszy, pewnie opisałabym że złapala ich policja, aresztowała za obnażanie się publiczne, i seks na plaży. potem jakaś scena w areszcie, jakaś bójka, gwałt ze strony współwięźniów. hihih xD ;]
''Miłość niesie w sobie ogromny ładunek tajemnej siły, mocy, która wynosi poświęcenie ponad majestat Boga, prawa, społeczeństwa. To za jej sprawą jesteśmy pokorni, wytrwali, silni i ulegli, upadamy i podnosimy się, żyjemy i przebaczamy.'' — Barbara Rosiek
MIŁOŚĆ
- Czuję się jak inwalida – zaczął Booth, kiedy po wyjściu ze szpitala zajechali pod mieszkanie Brennan.
- Twoje przekonania nie są bezpodstawne... - odparła Brennan, a Seeley spojrzał na nią dziwnie lecz ta, niczym nie zrażona kontynuowała - ...lekarz kazał Ci przez najbliższy czas jeździć na wózku...
- Ale ja z tego nie zamierzam skorzystać...
- Booth, zachowujesz się jak małe dziecko. Będziesz jeździł na tym wózku i nie kłóć się ze mną. Jestem mądrzejsza od Ciebie i rozmowa z lekarzem utwierdziła mnie w przekonaniu, że nie powinieneś jeszcze opuszczać szpitala, ale obiecałam że dopilnuję byś stosował się do zaleceń, a ja jestem osobą słowną...
- To nie moja wina, że nie lubię szpitali.
- To nie moja wina, że dałeś się wysadzić w powietrze... - powiedziała Tempe i w tym samym czasie zrozumiała, że nie powinna tego mówić. Zmienił się wyraz twarzy Booth'a, a mięsień na twarzy zaczął niebezpiecznie drgać – Przepraszam, nie chciałam. Ja...
- Dobrze wiesz, że chciałaś – przerwał jej Seeley .
- To nie tak, ja po prostu...
- No co? Odwieź mnie do mojego mieszkania. Nie chcę byś czuła się zobligowana do opieki nad inwalidą – powiedział ostro agent.
- Ale ja chcę... Przepraszam za to co powiedziałam.
- Bones, zawsze mówisz to co myślisz... To jedna z cech za którą za Cię kocham. Nie chcę jednak, a raczej boję się, że teraz jesteś tu tylko z litości, że coś się zmieniło przez ten czas kiedy mnie nie było...
- Booth, jak możesz tak myśleć. Nawet nie wiesz.... Co rano budziłam się z nadzieją, że może dziś dostanę jakieś informacje o Tobie, a kiedy Cullen zakomunikował, że Twoja misja się zakończyła codziennie miałam nadzieję, że wrócisz, że staniesz w drzwiach i uśmiechniesz się do mnie, tak jak zawsze, tak po prostu.... Brakowało mi Ciebie... Nam brakowało...
- Mi też brakowało Ciebie i zezulców też...
- Nie mówię o nich.
- A o kim? - zdziwił się agent.
- Jestem w ciąży. Oczekuję Twojego dziecka – powiedziała Temperance a Seeley przez chwilę myślał, że to jakiś żart. Wraca do domu, i tu taka niespodzianka? Nie, to nie może być prawda...
- Mogłabyś powtórzyć? Chcę mieć pewność, że dobrze usłyszałem... Będziemy mieli dziecko? - zapytał e – Ty i ja? Dziecko...
- Tak – ledwo zdążyła odpowiedzieć kiedy poczuła mocny uścisk na sobie i już była w objęciach Seeley'a.
- To najcudowniejsza wiadomość jaką kiedykolwiek słyszałem... to jest jak sen...
- Booth, Twoje żebra! - wydusiła Bones, która nadal tkwiła w żelaznym uścisku.
- Co? Ach.... Teraz już nie czuję bólu, przepełnia mnie miłość i szczęście i nawet możesz mnie nazywać inwalidą...
- Czyli już się na mnie nie gniewasz za to co powiedziałam?
- Bones, na Ciebie nie można się gniewać, a teraz masz jeszcze dodatkowego asa w rękawie...
- Nie mam żadnego asa...
- To była przenośnia – skapitulował Booth zdając sobie sprawę, że pod tym względem Bones nigdy się nie zmieni – To co? Idziemy do domu?
- Ja idę, Ty jedziesz na wózku.
--
Booth w rekordowym tempie wracał do pełni sił. Już nie potrzebował wózka inwalidzkiego, a złamane żebra już dawno się zrosły. Zatem gdy tylko mógł dłuższy czas poruszać się samodzielnie nie odczuwając przy tym żadnego bólu, nikogo nie zdziwiło że zaczął domagać się powrotu do czynnej służby jako agent federalny.
- Nadal uważam, że to za wcześnie. Nie jesteś jeszcze na tyle silny, by... - zaczęła po raz kolejny wyliczać argumenty Temperance, kiedy Seeley po raz kolejny napomknął o powrocie.
- Bones, ile razy mogę Ci tłumaczyć, że nic mi nie jest. Czuję się świetnie i wręcz rozpiera mnie energia. Ale jest też drugi aspekt, teraz musisz być pod specjalnym nadzorem, a jakoś nie chce mi się wierzyć, że agent który mnie zastępuje zapewniał Ci wystarczająca opiekę.
- Agent Brown to dobrze wyszkolony współpracownik – odparła Brennan na co Booth zmarszczył brwi, jednak ona nie zrażona kontynuowała – a poza tym potrafię zadbać o siebie.
- Ale teraz dbasz także o nasze dziecko, bałem się już o Ciebie samą, a teraz doszła do tego jeszcze ta mała istotka. Nawet nie wiesz jakie katuszę przeżywam kiedy rano wychodzisz do Instytutu. Ja się zamartwiam i....
- Niepotrzebnie – wcięła mu się w słowo antropolog – Wszystko jest w porządku. Naprawdę nie musisz się martwić i tak przejmować. A teraz wybacz, ale muszę już iść.
- Tak wcześnie? Nawet nie dokończyłaś śniadania – zaprotestował Seeley.
- Kiedy się goliłeś dzwonił Brown. Dostarczył ciało do Jeffersonian i teraz szczątki czekają na to aż przerzucę przez nie oko.
- Rzucę na nie okiem Bones – poprawił ją mechanicznie Booth i uśmiechnął się.
- Możliwe.
Seeley tylko przewrócił teatralnie oczami.
- I tak powinnam być w laboratorium już dawno. Aż sama się dziwię, że...
- Podwiozę Cię – powiedział Booth wstając od stołu i zakładając wojskową kurtkę.
- To naprawdę nie jest konieczne – zaprotestował Tempe.
- Ale chcę, przecież nie pcham się na służbę. Chcę tylko zawieźć moją narzeczoną do pracy.
- Narzeczoną? - zapytała Brennan spoglądając na agenta.
- Nie podoba Ci się takie określenie? Przepraszam, wiem jakie jest Twoje zdanie co do małżeństwa. Przepraszam...
- Nie... Po prostu mnie zaskoczyłeś, pozytywnie – odparła Bones i posłała Seeley'mu szczery uśmiech.
- Naprawdę? To znaczy, że zgodziłabyś się zostać moją żoną gdybym Cię o to poprosił? Czysto hipotetycznie oczywiście.
- Czysto hipotetycznie mówisz? Hmm... Logicznie rzecz biorąc byłaby to odpowiednia kolej rzeczy, prawda?
- No cóż, najpierw powinno się wziąć ślub, a dopiero potem mieć dziecko, ale nie wnikajmy w szczegóły – powiedział szybko agent.
- Ale dziecko się jeszcze nie urodziło – przypomniała Tempe, a oczy Booth'a zalśniły. Już wiedział co jego partnerka ma na myśli i bardzo mu się ten pomysł spodobał.
- Za miesiąc?
- Zdążymy?
- Oczywiście. Angela nam pomoże i reszta zezulców też – powiedział z przekonaniem Seeley podchodząc do Bones i obejmując ją w pasie – Pozostaje tylko czysta formalność... - Booth klęknął przed Brennan co lekko ją zaskoczyło – Wybacz, że nie mam pierścionka, ale mam coś cenniejszego, moją miłość, którą pragnę Ci ofiarować do końca moich dni, a nawet dłużej. Moje serce bije Tylko dla Ciebie, dla Ciebie i naszego dziecka i nie wyobrażam sobie życia bez Twojej obecności przy moim boku. Wolałbym zginąć niż żyć bez Ciebie, Temperance. Kocham Cię.
- Ja też Cię kocham.
- Wyjdziesz za mnie? - zapytał Booth a Bones przytaknęła spełniając tym samym największe marzenie zarówno Seeley'a jak i swoje.
--
- Nie mogę uwierzyć, że to już dzisiaj – powiedziała podekscytowana Angela – Dziś zostaniesz żoną Booth'a. Wreszcie.
- Dobrze robię? Wiesz ja...
- Sweety, robisz bardzo dobrze. Cieszę się, że wreszcie zdecydowaliście się na ten krok, który równocześnie jest olbrzymim postępem jeśli chodzi o Twoje relacje z ludźmi.
Bones uśmiechnęła się i spojrzała na swoje odbicie w lustrze. Stała w długiej, nieskazitelnie białej sukni, która maskowała pierwsze oznaki ciąży. Czy parę lat temu wyobrażałaby siebie na tym miejscu? Z całą pewnością nie.
- Jak wyglądam? - zapytała artystki.
- Cudownie Brenn. Booth poślubi najpiękniejszą kobietę – odparła Montenegro i posłała szeroki uśmiech swojej przyjaciółce.
Takim opanowaniem jakie miała Bones, niestety nie mógł się poszczycić Booth. Stał przy ołtarzu, ubrany w elegancki, czarny smoking i nerwowo zerkał w stronę drzwi przez, które miała przejść Temperance. Wiedział, że jest teraz we właściwym miejscu i że za godzinę będzie już po wszystkim On i Bones będą małżeństwem. Czy mógł wymarzyć sobie inne zakończenie ich związku?
- Spokojnie stary – szepnął mu Hodgins pełniący rolę drużby – Brennan nie ucieknie.
- Bardzo śmieszne – syknął Seeley lecz na nic więcej nie pozwoliły mu pierwsze takty marsza, który właśnie rozbrzmiał w kościele. Zaproszeni goście wstali, a drzwi w które tak nerwowo zerkał agent otworzył się i pojawiła się w nich Angela, a zaraz za nią Tempe. Antropolog kroczyła w stronę ołtarza uśmiechnięta i szczęśliwa. Booth także się uśmiechał. Gdy tylko zobaczył Bones, od razu znikło całe napięcie. Teraz liczyli się tylko oni. Temperance podeszła do Seeley'a i podała mu dłoń. Ceremonia mogła się rozpocząć.
- Zebraliśmy się tutaj...
Niecałą godzinę później Booth i Brennan jako małżeństwo przyjmowali już gratulacje od rodziny i przyjaciół. Nowożeńcy promienieli, a ich nastrój udzielił się wszystkim. Angela nie mogła powstrzymać łez szczęścia, które samowolnie spływały po jej twarzy. W głębi ducha dziękowała za wodoodporne mascary. Jednak jej uwagę w większości wypełniała radość jej przyjaciół. Wreszcie po tak długim okresie błądzenia i oszukiwania siebie znaleźli rozwiązanie. Znaleźli siebie i już nic nie stało na przeszkodzie ich szczęściu.
Przed kościołem kłębiły się tłumy, chcąc pogratulować młodej parze. Ojciec Brennan jako jeden z nielicznych dostał dodatkowy czas na życzenia:
- Córeczko i... synu, bo chyba mogę się już do Ciebie tak zwracać – spojrzał na Booth'a, który się uśmiechnął.
- Już możesz – odparł.
- Wiedziałem, że to się tak skończy. Stary człowiek czuje takie rzeczy, a was ciągnęło do siebie. Już kiedy po raz pierwszy spotkałem was razem mogłem wyczuć to napięcie...
- Tato – upomniała ojca Bones.
- Dobrze już. Więc moje dzieci, matko jaki ja stary, życzę wam wszystkiego dobrego, aby wasza miłość nigdy nie wygasła, żeby nawet śmierć nie była w stanie was rozdzielić – powiedział Max i w tym momencie powietrze przeszedł głośny huk, a chwilę potem kolejny i nastała cisza...
Chciałam w jednej z niewielu wolnych chwil poczytać sobie coś ciekawego i pierwsze co, to rzuciło mi się w oczy Twoje opowiadanko. Fabuła jest rewelacyjna i nie powiem- bardzo wciągająca. Czekam na ciąg dalszy :)
Do reszty "młodej kadry", która opanowała Zakończenie: Widzę, że piszecie niezmordowanie i że pomysłów Wam nie brak. Bardzo mnie to cieszy. Z racji nawału zajęć muszę się przyznać, że nie czytam wszystkiego systematycznie lecz bardzo wybiórczo. Prawdą jednak jest to, że pozytywnie zaskakujecie na każdym kroku :) Im więcej będziecie pisać tym bardziej będziecie się "wprawiać", a gramatyka i ortografia nie będą miały przed Wami żadnych tajemnic. Teraz niestety małe diabliki określane skrótami- ort., gram., styl. gdzieniegdzie się zdarzają (nie nazywałabym się Rokitka, gdybym się nie przyczepiła do tego ;P). Pamiętajcie, że praktyka czyni mistrza. Cóż... Trzymam za Was kciuki i czekam na dalsze części.
Wasza, marudząca jak zwykle
Rokitka
p.s. Duet M&R zaprasza do przeczytania kolejnej części swojej "Niekończącej się opowieści." ;)
Moja wena wróciła. Nie mam pojęcia z jakim skutkiem ocene zostawiam wam.
Charlote cudna część
Zakręcona jak zawsze extra
41
SALA SĄDOWA
- Winni zarzucanych im czynów. Otrzymują wyrok dożywotniego więzienia bez możliwości wcześniejszego zwolnienia – usłyszeli wyrok. I odetchnęli z ulgą. Nikt im nie zagraża.
- No to co dzisiaj imprezujemy na całego? – odzywa się Angela – Cam, wracamy jeszcze dzisiaj do instytutu?
- Nie przewidzieliśmy, że tak szybko się skończy. Ale skoro i tak miało nas i tak dzisiaj nie być to może my sobie zrobić wolne. Jutro i tak sobota…
- No to jedziemy do nas – odzywa się Jack – panno Julian , dyrektorze Cullen zapraszamy.
- Muszę jechać jeszcze do biura ale potem chętnie skorzystam z zaproszenia – odpowiada dyrektor
- A ja chętnie się do Was przyłączę. Jak dobrze, że to się tak skończyło ta szybko. Lubię takie sprawy dwa dni i wyrok.
- To dlatego, że jesteśmy najlepsi
- I dzięki dr Brennan, Zack – dodaje Cullen
- Bo ona jest najlepsza – mówi dumny agent – szefie mógłbym zobaczyć te taśmy z aresztowania? Jestem bardzo ciekawy jak ona to zrobiła.
- Może lepiej nie. Powinieneś unikać stresów i ona też.
- Mnie nic nie będzie. A ona przecież nie musi o tym wiedzieć…
- Jak to oglądniesz to na pewno się dowie. Twoje krzyki będzie słychać bardzo daleko – dopowiada Angela – a tego chcemy uniknąć…
- Co ona zrobiła???
- Słuchaj było minęło, oni już siedzą i to jest najważniejsze. Oglądniesz kiedy indziej na spokojnie, nie teraz ok.?
Nie do końca zadowolony kiwa głową. Musi z nią pogadać.
- No dobra jedźmy już.
Dr Sweets siedzi przed domem, popija kawę.
- O jesteście. Tak szybko? Jak poszło? Był już wyrok?
- Lance, powoli. Już po wszystkim i do końca życia nie wyjdą z więzienia – odpowiadają
- Super. No to impreza dzisiaj?
- Pewnie. Gdzie Bren? Miałeś z nią być. Booth jak się dowie to…
- Spokojnie jest z Parkerem. Bawią się. Zostawiłem ich. Uważam, że tak będzie lepiej, a mały ją na pewno przypilnuje.
- W sumie to pewnie masz rację.
- A gdzie Booth?
- Pojechał z Zackiem i Jackiem na zakupy. Wrócą trochę później
Wchodzi Bren z Parkerem
- Już jesteście? Gdzie Seel?
- Pojechał z chłopakami na zakupy. Będą za chwilę. Cześć Park. A jak Ty się czujesz?- pyta Angela – nie zapytasz jak rozprawa?
- Po waszych minach widzę, że wszystko ok. w co ani trochę nie wątpiłam – uśmiecha się.
Po 2 godzinach wrócili mężczyźni. Parker wybiega na przywitanie
- Cześć synu. Wróciłeś na łono rodziny
- Tak Tempe do mnie przyszła. I przyszedłem z nią. Potem odpoczywaliśmy i bawiliśmy się, i w ogóle uwielbiam z nią się bawić. Tato…
- Tak?
- Myślisz, że jakbym ją poprosił to pozwoliłaby mi mówić do siebie „mamo”? – Seeleyowi wzruszenie odebrało mowę
- Musisz ją o to zapytać. Ale nie wydaje mi się żeby to był problem. Na pewno będzie się cieszyć – jeszcze jakiś czas temu by nawet o tym nie pomyślał. A teraz ma już pewność, że ona się zgodzi. Życie jest piękne – idziemy? A gdzie ona teraz jest?
- Szykuje się na wieczór z dziewczynami.
- No to my też musimy. Jak panie będą eleganckie to my też powinniśmy. Są w naszym pokoju?
- Nie u Angeli.
- No to my idziemy do nas
WIECZOREM
Bren ubiera się w pokoju Ang. Pokazuje się Angeli i Cam
- I jak może być?
- Cudnie zwalisz go z nóg prawda Cam?
- Zdecydowanie. Naprawdę. Ten stan zdecydowanie ci służy.
- Dobra, dobra nie przesadzajcie. Zaraz będę wyglądać jak słoń…
- On i tak będzie Cię kochał najbardziej na świecie
- Wiem, teraz już to wiem. Mam do was pytanie? Co trzeba zrobić żeby… żeby stać się katoliczką? Ja nawet nie wiem czy jestem ochrzczona i w ogóle.
- No to teraz nas zaskoczyłaś…
- Ja naprawdę wierzę, że jest tam ktoś na górze, kto nad nami czuwa i wysłuchuje próśb. Doświadczyłam tego osobiście… siedząc przy jego łóżku, modliłam się tak jak mnie nauczył. I mam wrażenie, że to cos dało, że ktoś mnie wysłuchał, dawało ulgę... Nie stanę się w jednym momencie dobrą katoliczką ale…
- To naprawdę duży postęp. Brennan jestem z Ciebie dumna – mały przytulaniec całej trójki
- Cam rozmawiałam dzisiaj z Słodkim i…
- O nie tylko nie mów, że coś mu powiedziałaś
- Nie musiałam on wie, że zaniosłyśmy Cię do niego i wcale z tego powodu nie był niezadowolony a wręcz przeciwnie…
- Cam moja dobra rada nie przegap tego – dodaje Angela
- Proszę was dajcie spokój – mówi z pozornym spokojem, a w środku cieszy się z tego Bren na pewno mówi prawdę – chodźmy bo pewnie już czekają. Wiecie co wystroiłyśmy się dzisiaj na tą imprezę. Czuję, że będziemy się dobrze bawić
- No bo w dobrym towarzystwie zawsze jest fajna zabawa. Idziemy
- Denerwujesz się? – pytają Bootha
- Wiem, że mnie kocha ale znam jej stosunek do małżeństwa, jeżeli w ogóle przyjmie pierścionek to będzie cud. Mnie to wystarczy, że jesteśmy razem ale chciałbym żeby cały świat o tym wiedział, że należymy do siebie…
- Nic nie ryzykujesz. Przecież wiesz, że wasza miłość jest prawdziwa. Nawet jak powie nie
- Wiem. Parker idziemy.
- Już idę.
- Co tam masz?
- Rysunek dla Temp – podaje tacie – może być? – rysunek przedstawia ich trójkę i wózek jak się domyśla to dla dzidziusia
- Jest piękny. Na pewno się jej spodoba. Chodźmy
- Pięknie wyglądasz. Jak zawsze… - patrzy na nią z zachwytem, jest cudowna.
- Dziękuję – rumieni się – to zasługa dziewczyn, kupiły mi normalne ubranie. Gdzie Parker?
Podchodzi do niego. On ją przytula.
- Gdzieś tu jest. Idziemy na kolację? – bierze ją za rękę
Bosze!! wasze opowiadania to cudo!! tak dokładnie nie pamiętam kiedy to forum powstało, chyba w 2008 ( marcu był rok!) i czytając je od samego początku tak się uzależniłam, że potrzebuje zagościć na jakimś odwyku ;p
piszcie szybko to inaczej będzie to miało negatywny wpływ na moje zdrowie !! :)
P.S właśnie nawiedziła mnie wena... zabieram się do pracy ;p
Kurdee lasiee.... No nie moge... BOSKO!!! Jak zaczełam czytać to nie mogłam sie oderwać a musiałam co chwile do kuchni latać... xd
Nie noo naprawde cudnie :)) Piszcie cedeki bo juz nie umiem sie doczekać :))
jeszcze coś dzisiaj ode mnie muszę korzystać z nawrotu weny:)
42
- Dr Sorayan, Cam możemy porozmawiać – podchodzi do niej Sweets
- Jasne, przejdziemy się? – nie uszło to uwadze Angeli
Podchodzi do Bren.
- Popatrz – wskazuje na idących w głąb ogrodu
- Angela jesteś niepoprawna.
- Mówiłaś już Boothowi o …
- Nie to nie jest dobry moment. Powiem mu później jak zostaniemy sami
- Acha rozumiem – uśmiecha się – usiądź, nie powinnaś tyle stać.
- Wiesz co ja to chyba wyjadę na ten czas bo wy mnie wszyscy wykończycie nerwowo – uśmiecha się ale siada posłusznie.
- Bren mi powiedziała, że wiedziałeś o tym co zrobiły.
- Tak. Obudziłem się, a w zasadzie obudziły mnie ich śmiechy jak wychodziły.
- Dlaczego nie zareagowałeś. Przecież mogłeś mnie obudzić – w jej głosie słychać wahanie – przepraszam Cię za nie. Ja nie wiem jak się tam znalazłam
- Nie przepraszaj, spełniło się moje marzenie… w końcu trzymałem Cię w ramionach. Obudziłem się i ciebie już nie było. Nawet myślałem, ze to mi się śniło. Tylko Twój zapach zdradzał, że to nie był sen – powiedział i czekał na jej reakcję.
- Lance, nie pamiętam jak się tam znalazłam… - spuścił ze smutkiem głowę – ale wiem, że jak się obudziłam było mi dobrze i… przestraszyłam się. Od bardzo dawna było nie było mi tak dobrze…
Tylko tyle trzeba było doktorkowi, większej zachęty nie potrzebował. Wziął ją delikatnie w ramiona, pocałował, na początku nieśmiało potem z coraz większą namiętnością.
- Powinniśmy to przerwać.. – mówi Cam. Popatrzył na nią ze smutkiem – w tym momencie bo potem będzie za późno. I damy nie złe przedstawienie – uśmiech powraca na twarz młodego doktora – nie chcę niczego przyspieszać. Chciałabym, żeby nam wyszło… ja jestem dużo starsza
- Ja niczego bardziej nie pragnę jak trzymać Cię w ramionach. I zdaje sobie sprawę z różnicy wieku, mnie ona jednak nie przeszkadza. Patrzyć na Twój uśmiech, być z Tobą każdego dnia…- przytula ją. Czują się szczęśliwi.
- Ej chodźcie do nas, robimy grilla – wołają ich
- Idziemy, idziemy. A wy tylko o jedzeniu. Po tych paru dniach będę grubsza o jakieś parę kilogramów – mówi Cam. Nie umknęło przyjaciołom ich zachwycone spojrzenia i uśmiechy na twarzy. No i wrócili trzymając się za ręce.
- O sobie nie wspomnę już wyglądam jak słoń a po takich posiłkach czeka mnie dietki parę dni – dodaje Bren
- Bones nie przesadzaj przecież pan doktor powiedział, że musisz się dobrze odżywiać – dodaje mały
- Ty i tata to chcecie mnie utuczyć. A co będzie jak się do drzwi nie zmieszczę?
- To wejdziesz bokiem – odpowiada rezolutnie mały. Reszta ma nie złą zabawę.
- Kochanie, Ty i tak jesteś najpiękniejsza. Idziemy na spacer? Spalisz trochę kalorii
- Dopiero słyszałam, że Ci to nie przeszkadza a teraz każesz mi spalać kalorie?
- No tak odzywa się w niej stara Brennan – dopowiada Jack
- Chodźmy już ale daleko nie pójdziemy. Ty nie powinieneś się przemęczać…
- Musze ćwiczyć a spacer to też rodzaj ćwiczeń. Park idziesz z nami?
- Mogę?
- Jasne. Chodźmy
- Wróćcie szybko będą jeszcze atrakcje. Zaraz przyjadą Cullen i Caroline.
- Ok. jakby co to nas szukajcie
- Bones mam coś dla ciebie – wyciąga kartę z rysunkiem. Bren spogląda na nią, łzy cisną się jej od oczu.
- Piękny rysunek. Kocham cię, jesteś najlepszym synkiem na świecie – mocno go przytula.
- To jak jestem najlepszym synkiem na świecie to mogę mówić do ciebie Mamo? Bo ty jesteś najlepszą mamą na świecie – pyta
- Będę zaszczycona i bardzo szczęśliwa jeżeli będziesz tak do mnie mówić – teraz płaczą już wszyscy troje.
- Tempe skoro już jesteśmy przy tym temacie to… wiem, jaki masz stosunek do tej instytucji, ale może kiedyś zmienisz zdanie, i chciałbym, moim największym marzeniem jest abyś zastała moją żoną, a póki co to do tego czasu, proszę cię abyś zechciała nosić ten pierścionek. Jeśli kiedyś zmienisz zdanie to po prostu powiedz ja zaczekam – bierze jej rękę i zakłada piękny pierścionek na palec – pasuje
- Seel ja…
- Nie odpowiadaj teraz, będziesz gotowa to wtedy …
- Nie przerywaj mi. Ja niczego bardziej w życiu nie pragnę i niczego bardziej nie byłam pewna jak tego, że chcę spędzić z tobą resztę życia. I, że chcę, że będę najszczęśliwsza przysięgając Tobie miłość i wierność przed Bogiem, rodziną i naszymi przyjaciółmi. Kocham cię, kocham Parkera i kocham tą malutką istotkę.
Parker nie chcąc przerywać wraca sam do domu macha tylko tacie.
- Ja chyba oszaleje ze szczęścia. Boże ja… ja tak bardzo się cieszę – na potwierdzenie tych słów przytula ją i mocno całuje. Oboje płaczą z pełni szczęścia – skarbie jesteś pewna, że chcesz ślubu w kościele?
- Tak, kiedy leżałeś powtarzałam tą modlitwę, której mnie kiedyś uczyłeś. Ona trzymała mnie w nadziei. Dzięki niej czułam… wiem, że to nielogiczne i irracjonalne ale czułam, że nie jestem sama. Ta świadomość dawała mi siłę i nadzieję to było mi wtedy bardzo potrzebne.
- Tyle szczęścia naraz to dla mnie… jestem szczęściarzem.
Siedzieli przytuleni. Świadomość bliskiej osoby wystarczyła, nie były potrzebne żadne słowa.
- Wracamy? Zgłodniałem. – Bones kiwa z rezygnacją głową. Jak zawsze chodzi o jedzenie …
Zweifen czekam na Twój ciąg dalszy :)
Zakręcona do dzieła na twój też czekam :)
Nie mówiąc Charlotte:)
11. Booth, a raczej Bones kiwała się na krześle w rytm muzyki. Rockowa piosenka płynęła z radia. Poziom jej głośności był niebezpiecznie wysoki. Ręka kobiety wystukiwała kolejne zwrotki uderzając łyżką o miskę z płatkami. Sielanka skończyła się, gdy szczękną klucz w drzwiach. Obładowana siatkami Kathy przestąpiła próg. Bones podeszła do niej i sama zaniosła do kuchni niektóre zakupy. Okazało się to jednak zadziwiająco trudne. Czemu? No tak… Temperance sparaliżowało.
- Ja, ja muszę… yyy… na chwile… Eee… No…- kobieta wyszczeliła przed siebie pozostawiając oniemiałą przyjaciółkę.
- Booth otwieraj!
-Przestań mnie tak nazywać, BONES!- zaakcentował imię
-Mamy problem, otwieraj te durne drzwi!- po chwili Tempe już siedziała na wannie i przyglądała się partnerowi „cholera to jestem, aż tak przystojny?”
- Co się stało, Booth?- dziwnie było patrzeć na siebie i zwracać się do partnera
- Wróciła Kathy. Co robimy przyznajemy się czy udajemy?- na twarzy Bootha wykwitł niepewny uśmiech
- Udajemy…- prawie szeptem. Partnerzy wiedzieli jak wielkie stawiają sobie wyzwanie. Nagle do głowy Bones wpadł kolejny genialny pomysł. Skoro już miała ciało i siłę Seeleya musiała jakoś to wykorzystać. Tym razem to on jest bezbronny… no nie do końca. Popatrzyła się z diabelskim spojrzeniem na swojego partnera
- Co?
==============================T&S====B&B===========================
-Postaw mnie! Ale już! Bo jak tylko znów będę sobą to się policzymy! Booth!- Zadowolony Seeley niósł swoją partnerkę przerzuconą przez ramię. Ta wierzgała w powietrzu nogami, ale jej ręce kołysały się bezwładnie. Temperance będąc agentem nareszcie mogła się na nim zemścić.
- Bo cię kopnę!
-To kopniesz siebie- Wpadli do kuchni. Kathy właśnie podgrzewała obiad w mikrofali. Gdy ich zobaczyła zdębiała.
-Cześć. Jak było w pracy?
-W porządku. Tak właściwie to chciałam poprosić Tempe o pomoc w sprawie - Booth zbladł. „Boże to będzie katastrofa!”. W tej chwili Bones (czyli nasz kochany Seeley) wkurzył się i nie zważając na to, że spadnie z wysokości prawie 185 centymetrów, w końcu tyle miała jego partnerka tego pamiętnego dnia, użarła oprawce, wzorując się na wampirach, w kark. W ciągu zaledwie 5 sekund z łoskotem wylądowała na podłodze.
-Zwariowałaś?! Ta cała sytuacja chyba naprawdę cię przerasta!- Kobieta (Booth) siedząc na podłodze i trzymając ręce za plecami posłała mu (Tempe) groźne spojrzenie.
-Jaka sytuacja?
-Eee… żadna, tak tylko…
- Jasne, gadaj prawdę!
- No… no bo…
-Jatoboothaboothtoja- wyrzucił snajper (Tempe) na bezdechu
-Co?
-Chodzi o to że zamieniliśmy się ciałami…- z holu dobiegł śmiech. Wszyscy spojrzeli w tamtą stronę. Andrew płakał podpierając się ściany. To co usłyszał rozbawiło go do łez.
::::::::::::::::::::::::::::::::::::::T&S::::::B&B:::::::::::::::::::::::::::::: ::::::::::
Nadszedł wieczór. Cała trójka siedziała przed kominkiem słuchając wiadomości. Ryan nie mógł im towarzyszyć ponieważ dostał pilne wezwanie. Fale dźwiękowe odbijały się od ścian. Blask ogniska sprawiał że ich, zmęczone dniem twarze, wyglądały zadziwiająco staro. Oparta o kanapę Bones (Booth) drzemała. Kathy kiwała się to, w przód to w tył. Choć bardzo polubiła swoich gości, wiedziała co ma nastąpić… i choć to dopiero dwa dni oni musieli wracać. W ich świecie minęło już 8 dni, a przecież taka przygoda nigdy nie trwa ponad tydzień…
Przyznam się że trochę ta część zagmatwana i nieraz sama się zgubiłam xD Trochę krótko ale czeka ich powrót do domu, więc będzie dłużnej. Czekam na komentarze :)
Zweifn super pomysl z przeniesieniem B&B
do swiata ksiazki pani antropolog:)
taki oryginalny:)
pozdrawiam i zapraszam do komentowania moich opowiadan
w Jak to sie zaczelo:)
Zakrencona tylko jedna czesc? szkoda mam nadzieje ze cos dopiszesz.
Charlotte i Izalys jak miło mi sie czyta wasze opowiadania super czekam na cdki!
Zweifn omg ty to masz fantazje mam nadzieje ze jednach wszystko wroci do normy czekam na kontynuacje!
tylko jedna. moze kiedyś (w odległej przyszłości) napiszę coś dłuzszego. teraz dam sobie spokój, i bede pisać jednopartówki ;P
:* :*
mam nadzieje ze dobrze. ogolnie temat byl głupi ale do rozprawki mi nie zrobil wiekszej roznicy. test nie byl trudny ale kilka pytan bylo podchwytliwych.
nom. szczególnie z historii. ;//
ciekawe co jutro wymyśla. ;/ oby nie było chemii za dużo. ;(
Zakrencona, Izalys, Charlotte, Zweifn piszecie bardzo fajne opowiadanie. Nie nadążam z ich czytaniem i komentowaniem. Czekam na kolejne części.
ten test nie wymagał jakiejkolwiek wiedzy, chyba ze tylko to pytanie o powstanie ^^