PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=233995}

Kości

Bones
2005 - 2017
7,6 78 tys. ocen
7,6 10 1 78159
7,2 4 krytyków
Kości
powrót do forum serialu Kości

Niby wszystko jest jasne...
Motto tego tematu: GIRLS JUST WANNA HAVE FUN.
Tutaj znajdziesz opowiadanka, etiudy, szkice, eseje i scenariusze zainspirowane Bones. Dołącz do Nas – czytaj, pisz i komentuj.

ocenił(a) serial na 10
zakrencona_

Wiem, że zadam głupie pytanie ale nie spotkał się ktoś z napisami do 22 odcinka? Będę dźwięczna za linka

izalys

Piszcie szybko kolejne części swoich opowiadań bo jestem bardzo ciekawa:) moja wena mi uciekła bo się trochę problemów nazbierało ale w weekend postaram się to nadrobić:( pozdrawiam :)

ocenił(a) serial na 10
_LG_

coś noweego ;)


-zjemy dziś razem?-spytał booth odwożąc ją do pracy.
-ale dzisiaj są walentynki.
-masz jakieś plany?-spytał
-nie ale myślałam że ty chcesz je spędzić z kims.
-chcę. z tobą. to jak?
-dobrze. przyjedź jak skończysz. bede gotowa o 21.
-o 20. nie możesz się przepracowywać-uśmiechnął się.-a z resztą i tak każdy wziął wolny wieczór.
-potrafię o siebie zadbać. nie musisz sie tak troszczyć.
-muszę. gdyby nie ja zostałabyś tam całą noc. do zobaczenia-krzyknął gdy oddaliła się w stronę instytutu.

przyjechał punktualnie. nie mógł się doczekać kolacji z nią. wiedział ze nie bedzie się niczym różniła od innych, ale miał nadzieje że może ona uświadomi sobie ze też coś do niego czuje.
jechali do jej mieszkania, rozmawiając o sprawie i minionym dniu.
ona przygotowywała kolację, a on starał się jej pomagać. zjedli i usiedli w salonie.
-obejrzymy jakiś film?
-nie mam ochoty-odparła z uśmiechem-posłuchajmy muzyki-wstała i włączyła radio. on przyglądał się jej płynnym ruchom. wreszcie usiadła obok niego, a on wręczył jej kieliszek wina. siedzieli bardzo blisko, ich uda się dotykały. w końcu zmieniła pozycję, i usiadła bokiem, przyglądając się boothowi.
spojrzał na nią i oboje zastygli w bezruchu. patrzyli sobie w oczy, wsłuchując się w słowa muzyki. nagle smutna piosenka skończyła sie. usłyszeli melodię i wsłuchali się w słowa. ich twarze nie ukazywały żadnych uczuć-poza zrozumieniem.
"TY DLA MOICH OCZU JESTEŚ AFRODYTĄ I CUDEM STWORZENIA. WYZNACZNIKIEM SZCZĘŚCIA, CAŁYM MOIM ŚWIATEM, NAJPIĘKNIEJSZYM KWIATEM, MYŚLĄ, AROMATEM... MOŻE NIE ZNAM PIĘKNYCH SŁÓW BY TO POWIEDZIEĆ, JESTEM BO TY JESTEŚ I MUSZISZ O TYM WIEDZIEĆ, ŻE:
JESTES MOICH MARZEŃ SPEŁNIENIEM, ICH PRZWDZIWYM ODZWIERCIEDLENIEM, TYLKO Z TOBA TAK DOBRZE SIĘ CZUJĘ, ZAWSZE JESTEŚ KIEDY POTRZEBUJĘ CIEBIE, KIEDY TAK W OBJĘCIACH TWYCH TONE, MOJE MARZENIA SĄ JUŻ SPEŁNIONE...
JAK JA PODZIĘKOWAĆ ŻYCIU MAM ZA CIEBIE, ZA TEN SKARB NAJWIĘKSZY JAKIM JEST ŻE MAMY SIEBIE, ZA TO, ŻE GDY RANO KIEDY SŁOŃCE WSTAJE OCZY SWE OTWIERAM A ONO MI CIEBIE DAJE...
JESTES DLA MNIE DO ŻYCIA POWODEM, BÓLU UKOJeNIEM I WIELKIM CHŁODEM, TYM PRAGNIENIEM JAKIE W SOBIE CZUJE CHCE BYĆ Z TOBA KOCHAM CIĘ I POTRZEBUJE
TO O TOBIE TAK MARZE KIEDY PIEŚCISZ MNIE SŁOWAMI I NAPEŁNIAM KIELICH MYŚLI WSPÓLNEJ DROGI MARZENIAMI. TO DLA CIEBIE TAK MOCNO MOJE SERCE ZAWSZE BIJE. KIEDY JESTES RAZEM ZE MNA CZUJE, ŻE NAPRAWDE ŻYJE... "


nie zorietowali sie kiedy piosenka dobiegła końca. siedzieli tak wpatrując się sobie w oczy. nie potrzebowali słów-rozumieli się bez nich. jego czekoladowe oczy wyrażały wszystko ale ona nie potrafiła nic z nich wyczytać.
wyciągnął rękę i odłożył swój kieliszek na stolik stojacy za nią. poczuła zapach jego perfum. ich twarze dzieliły milimetry, mimo to żadne z nich nie cofnęło się. spojrzał na jej usta-rozchylone w niemym zaproszeniu. musnął lekko jej wargi. całowała go coraz namiętniej zarzucając mu ręce na szyję. jego ręce błądziły po jej ciele, ona drżącymi rękoma odpinała guziki jego koszuli. wiedział gdzie ją dotykać, jak smakować...


^^. koniec. ciąg dalszy nie nastąpi ;D
niedługie, ale myślę że wystarczy.

zakrencona_

wow super:)
Walentynki:)
"TY DLA MOICH OCZU JESTEŚ...
... KIEDY JESTES RAZEM ZE MNA
CZUJE, ŻE NAPRAWDE ŻYJE... "
jak romantycznie:)
pozdrawiam:)

ocenił(a) serial na 10
Inesita84

hahah;p
fajnie ze sie podoba. ;p piosenka mnie natchnęła.
daro-"wlaśnie ty".. słuchalam słów i wprost musiałam to dodać. ;)

ocenił(a) serial na 10
zakrencona_

Zakrencona fajne opowiadanie, piosenka też super. Czekam na dalsze opowiadania:)

_nn_

zakrecona z nuta trafiłaś w 10 :) szkoda że koniec, ale mam nadzieje ze za niedługo coś wykombinujesz... będę czekać ;p

ocenił(a) serial na 10
_LG_

Zakrencona walentynki no,no.czekam na kontynuacje.
a testy babeczki ja wam poszly?

ocenił(a) serial na 10
Nionia

i znowu wpadka. czekam na nowe opowiadanie albo jednopartowca

_LG_

''Bo zdążyli razem już tyle przeżyć, żeby pojąć, że miłość jest miłością o każdej porze i w każdym miejscu, ale im bliżej śmierci, tym bardziej jest intensywna.'' - G. G. Marquez

EPILOG

Zachodzące słońce powoli zaczynało kryć się za horyzontem. Złota poświata i smugi światła przedzierały się przez nieliczne korony olbrzymich drzew padając prosto na dwie mahoniowe skrzynie leżące obok siebie. Gdzieś słychać było cichy szloch, to Angela łkała obejmowana przez Hodginsa, ciągle nie mogąc uwierzyć w to co się stało parę dni temu.
Teraz to wszystko wydawało się takie nierealne, jej ostatnia rozmowa z Brennan, szczęście jej przyjaciółki, Booth stojący przy ołtarzu, słowa przysięgi wypowiedziane drżącym głosem... Wszystko to znikło przykryte smutkiem i bólem rozdzierającym serce, który nie znikał a rodził się na nowo przy każdym wspomnieniu dwójki przyjaciół.
Z przodu siedziała Rebecca trzymając na kolanach Parkera. Jej oczy były smutne, jej syn stracił ojca, człowieka, którego kochał nad życie, który miał pokazać mu cały świat... Chłopiec wpatrywał się w dwie trumny stojące niedaleko. Dobrze wiedział, że jego tatuś odszedł, ale wiedział też że nigdy nie przestanie go kochać, bo miłość jest silniejsza niż śmierć...
Max Keenan stał z boku podtrzymywany przez Russa. Jego serce pękło na milion kawałeczków w chwili kiedy zobaczył szkarłatną plamę na jej białej sukience, najpierw stracił żonę, teraz opuściła go także córka, córka o której miłość tak długo walczył. Odeszła i nic już jej nie wróci... Russ również cierpiał, jego siostra, taka odważna i silna miała już nigdy nie uśmiechnąć się do niego, nie odpowiedzieć kiedy zawoła do niej ''Marco...''.
Uroczystość się rozpoczęła i zebrani ludzie wstali ze swoich miejsc. Ksiądz wyszedł na środek i zaczął:
- Zebraliśmy się tutaj, aby ta dwójka już na zawsze pozostała razem. By mogli cieszyć się sobą gdziekolwiek będą. Złączeni węzłem małżeńskim, w sakramencie w który postanowili wstąpić pokazali, że nie straszne im przeszkody, które przyszło im pokonać, że nawet śmierć nie zburzy tego co zbudowali, że miłość zawsze zwycięży. I teraz, oto Seeley i Temerance...
Przemowa mówiona cichym, spokojnym głosem koiła ból i dawała wiarę i nadzieję, że Booth i Bones teraz już na wieczność pozostaną razem, że to co zbudowali przetrwa wszystko.
Ceremonia dobiegała końca, Angela teraz już opanowana postanowiła pożegnać swoich przyjaciół. Puściła dłoń Hodginsa, którą trzymała kurczowo i wyszła na środek. Stanęła twarzą do ludzi, a przede wszystkim do dwójki przyjaciół. Westchnęła cicho jakby mobilizując się, by nie rozpłakać się na dobre i cichym, ale słyszalnym dla wszystkich głosem zaczęła:
- Miałam ogromną przyjemność znać Temperance i Seeley'a, miałam możliwość rozmawiania z nimi, spędzania z nimi czasu, śmiania się, słuchania ich drobnych sprzeczek a także oglądania jak z każdym dnem stają się sobie coraz bliżsi. Jak w końcu pozwalają zawładnąć miłości nad ich umysłami i ciałem. Miałam... bo już więcej nie zobaczę ich uśmiechu, wzajemnych spojrzeń pełnych pasji, nie usłyszę jak Brenn poucza kolejnego stażystę i nie zaśmieję się z dowcipnego komentarza Booth'a. Zostało mi to odebrane w okrutny sposób, i nie tylko mi... Przyszliśmy tu dzisiaj pożegnać naszych przyjaciół, ale ja nie mówię żegnajcie, ale do zobaczenia, bo wszyscy których dotknie miłość stają się nieśmiertelni. Żyją w sercach tych, którzy tą miłością ich obdarzyli. A ja obdarzyłam ich miłością i nie tylko ja... Dlatego wierzę, że kiedyś się zobaczymy i kiedy to nastąpi oni będą razem, uśmiechnięci jak zawsze i pewni swojej miłości, której coś tak błahego jak śmierć nie zniszczy, a tylko pozwoli im być już ze sobą bez żadnych przeszkód, bo przecież ''Amor vincit omnia''.*
Lekki powiew wiatru poruszył koronami drzew strącając parę liści. Angela skończyła i uśmiechnęła się słabo, jej szklane oczy, przepełnione bólem ale i nadzieją, spoglądały na dwie trumny leżące obok siebie. Podeszła nich i na każdej z nich położyła po białej róży, których barwa silnie kontrastowała z ciemnym drewnem.
''Śmierć to dopiero początek...'' pomyślała i wolnym krokiem odeszła w stronę Hodginsa.

Salwa z karabinów na cześć dwójki zasłużonych potoczyła się echem. Po chwili odświętnie ubrani agenci przeładowali broń i ponownie powietrze przeszył huk. Gdzieś nad tym wszystkim Booth spojrzał na Bones i uśmiechnął się.
- Oddają nam honory – szepnął swojej żonie do ucha.
- Będą o nas pamiętać – odparła promiennie się uśmiechając.
W tym samym czasie koledzy i koleżanki Booth'a z FBI utworzyli szpaler, w środku którego dumnie przeszli żałobnicy niosąc dwie trumny, a srebrne lufy karabinów lśniły w słońcu skrzyżowane nad nimi..

THE END

*Miłość wszystko przezwycięża.

ocenił(a) serial na 10
charlotte_12

szkoda ze to już koniec.mam nadzieje ze coś jeszcze napiszesz. super część bardzo fajnie napisana.

Nionia

charlotte smutno mi :( a ja nie lubię smutku... mam nadzieję że kolejne będzie miało happy end. mój humor nie zmienia rzeczy... to jest idealne! pełne pasji i docierające w głąb mojego ( co najmniej ) serca... czekam, czekam, czekam i mam nadzieję że się doczekam ;p !!!!

zweifn

Charlotte cudowne jest Twoje opowiadanie:)
bardzo smutne, co nie zmienia faktu,
bo mi sie podoba:)

Inesita84

Izalys, Zweifn, Zakrencona i Charlotte - cunie... :)

Ach Izalys Booth i ten jego apetyt ;p

Zweifn ja tez w niektórych momentach się gubiłam ale jakoś się odnalazłam.. ;p Niech wracają do domu... :)

Zakrencona to takie słodziachne... :) No nie mogee... ;p

Charlotte aż sie popłakałam.... Noo normalnie łzy mi ciukiem leciały... ;( Ale oczywiście jak zwykle pięknie :)

Dziewczynki czekam na cedeki bądź new ff :))

mala270

wbije się z pytankiem ;p wie ktoś jaki jest tytuł piosenki Depeche Mode w 1/10 ( lubię ten zespół i mają fajne nuty) :) będę bardzo wdzięczna :)

zweifn

12. Zezulce siedziały w kawiarni. Minęło już sporo czasu od wypadku Bootha i Brennan. Ciepła kawa parowała w filiżankach. Szmer z sąsiednich stolików przypominał im ul. W instytucie było jakoś dziwnie cicho- nie mogli tam być. Nie było kłótni, śmiechów, użerania się i dogryzania sobie nawzajem. Łyżka Sweetsa uderzyła w mały talerzyk. Ich wzrok padł na niego. Nikt się nie odezwał. Nagle Angela usłyszała pierwsze takty piosenki. Odebrała. Jej oczy robiły się coraz większe. Kiedy skończyła rozmawiać przyjaciele nie zdążyli się nawet odezwać kiedy wrzasnęła
-Jedziemy!

::::::::::::::::::::::::::::::::::::::T&S::::::B&B:::::::::::::::::::::::::::::: ::::::::::


Całą banda wpadli na oddział. Młody lekarz czekał na nich przy drzwiach ponieważ już nie raz był świadkiem tego wyczynu i wiedział czy to się może skończyć. Po chwili wszyscy przekrzykiwali się jeden przez drugiego
-Panie..
-Panie doktorze co z nimi?
-Wszystko ok.?
-Dok…- ręka podniesiona do góry dała im znak aby umilkli.
- Niestety wieści nie są wesołe. Agent Booth dostał dzisiaj rano migotania komór… w chwilę potem to samo stało się z dr. Brennan… udało nam się przywrócić ich do porządku…- Zezulce pobladły- zapraszam za mną…- Szli korytarzem. Ich serca waliły. Dopiero teraz zaczęło docierać do nich, że nie wyobrażają sobie życia bez dwójki partnerów. W miarę kiedy zbliżali się do sali dało się słyszeć śmiechy
- No nie… po pierwsze, mówiłem żeby nikogo nie wpuszczać, a to w dodatku takie niestosowne. Policzę się z pielęgniarkami później. – doktorek zatrzymał się w drzwiach, aby ’kogoś’ o wrzeszczeć kiedy… stanął jak wryty.
- Booth zabieraj ta puchatą poduchę! Bo się odwinę!
- No dawaj!- biała poduszka przeszyła powietrze i wylądowała prosto głowie na Cam. Pierz posypał się, też na stojącego obok niej Sweetsa. Wyglądali jak zbuntowany bałwan, który postanowił zmienić wygląd i przybrać dodatkowo inne kolory tęczy (niebieski, żółty i czarny).
-Cholercia - Booth zrobił minę niewiniątka- to ona rzucała- wyszczerzył zęby. Doktor wpatrywał się w nich niczym w duchy. Oprzytomniały Hodgins nie omieszkał dogryzienia się lekarzowi
-Migotanie komór tak?- Ang chwyciła się Hodginsa, bo nagle poczuła, że jej słabo. Opamiętała się jednak i szlochając podbiegła do Brennan. Wyściskiwana Bones zmieniała kolory twarzy z bieli na zieleń i fiolet
- Ang powietrza…
-Och, przepraszam- otarła łzę. Booth przyglądał się temu rozbawiony. Wtedy wzrok artystki powędrował w jego stronę. Jednym susem skoczyła na niego. Zdziwiony agent, pod naporem Angeli, przywalił głową w ścianę. Ta jednak nie zwróciła na to uwagi i kontynuowała obściskiwanie przyjaciela. Z odsieczą przybył Sweets
- Panno Montenegro! Zmiażdży go pani… Ang, połamiesz mu żebra
- To niemożliwe. Angela nie posiada siły potrzebnej do tego czynu, co poprowadziło by najwyżej do…
- Śmierci przez zagadanie? Bones będziesz mieć mnie na sumieniu, po raz drugi… jak się obudziłem po tej przygodzie z sufitem i okazało się że to przez twoje powieści miałem ochotę cie zabić, ale Kath…- umilkł. Cały pokój spoglądał na niego jak na wariata. Z oczu Brennan sypały się iskry. Seeley postanowił przybrać najbezpieczniejszą z dróg… zmianę tematu
-To co, nikt się nie cieszy z naszego rychłego powrotu? – potem żałował tych słów, wyściskiwany przez Zezulce.


Poszłam za głosem ludu i postanowiłam przywrócić im zaszczyt mieszkania w D.C ;p poza tym mam całe pudełeczko kartek z pomysłami, ale wszystkie dzieją się już w Ameryce :) mogę rzec SHOW TIME ! ^^

zweifn

opowiadanko super:)
piosenka, o ktora pytalas:
Precious (U.S. Radio Version) : Depeche Mode

ocenił(a) serial na 10
_LG_

wrocili super! mam nadzieje ze i tu beda razem. czekam na cdk!

Nionia

tak się zastanawiam czy już dzisiaj nie dodać kolejnego opowiadania... co wy na to?

ines jestem dozgonnie wdzięczna :)

ocenił(a) serial na 10
zweifn

jestem za.
dziewczyny suuper opowiadania ;)

ocenił(a) serial na 10
zakrencona_

http://rapidshare.com/files/225228066/Bones.S04E22.HDTV.XviD-LOL.txt.html cieszcie sie i radujcie sie!

ocenił(a) serial na 10
zeet

Zweifn fajnie Seley i Temp wrócili. Czekam na kolejne opowiadania.

ocenił(a) serial na 10
_LG_

Przepraszam, że tak długo ale już mam kolejne części :) oto one


43

- Co z tym grillem głodny jestem? – podchodzą do przyjaciół
- No to się nie najesz zbytnio – odpowiada Caroline – chyba że lubisz węgielki a nie mięsko.
- No tak mistrza kuchni zabrakło – odpowiada – no to może stara dobra pizza?
- Ty już się tak nie chwal, mistrzuniu. Pizza jest niezdrowa. Dziewczyny idziemy do kuchni zobaczymy co tam znajdziemy. Może zdradzę wam mój przepis – woła je Bones
- Chłopaki róbcie miejsce bo będzie najlepsze danie pod słońcem – dodaje agent
- Czy pozwolicie, że ja z nimi zostanę. Za stara jestem na wojaże w kuchni – pyta Caroline
- Spokojnie możesz zostać będzie nas trzy – wychodzą

- Cam opowiadaj jak rozmowa
- Angela czy ty widzisz wszystko? Musimy jej nadać jakieś przezwisko. Może RADAR?
- O kochane nie pogrywajcie ze mną. I tak ci nie odpuszczę więc?
- No rozmawialiśmy…
- To widziałyśmy
- Nie będziemy się spieszyć, ale macie racje bałam się zaryzykować. Powiem tylko tyle: warto było zaryzykować. I nie żałuję. Nie wiem co będzie dalej. Na razie chcę się cieszyć dniem dzisiejszym. Zobaczymy co przyniesie przyszłość. Mam nadzieję, że będzie dobrze i, że w końcu znajdę swoje miejsce na świecie.
- Ok. dziewczyny mamy wszystkie składniki. Zaczynamy. Makaron, ser, boczek pory i przyprawy.
- Temp a Ty nie myślałaś, że ja nie zauważyłam pierścionka – tym razem zaskoczyła ją Cam – pokaż
- Ładny. Ma dobry gust. Bren ale tym to mnie totalnie zaskoczyłaś. Naprawdę się zgodziłaś na ślub i całą resztę?
- Tak. Wiem, że to jest tylko papier a związek tworzą ludzie. Zdaje sobie jednak sprawę z innych komplikacji luźnego związku. Weźmy np dzieci. Ojciec – nie mąż – nie ma praktycznie żadnych praw. Może być co najwyżej prawnym opiekunem. Ma ograniczone prawa przez widzi mi się matki. Poza tym dla osoby wierzącej luźny związek jest w pewnym sensie niemoralny. No i ostatnio odkryłam, że dla faceta mówić o kobiecie „moja żona” wiele znaczy.
- Bren nie chce być nie miła albo wyjść na cyniczną ale to jest wszystko co Ty przez całe życie odrzucałaś – mówi Angela
- Wiem. Miłość mnie zmieniła, jego miłość. Pokazał mi co ona tak naprawdę znaczy.
- Ja chyba nie będę zdolna do takiego poświęcenia – wzdycha Cam
- Zmienisz zdanie, kiedyś. Zapewniam Cię. No makaron gotowy farsz też. Teraz tylko zapiec w piecu i można podawać – odpowiada Bren – Angela, siedzimy wam na głowie. Czas się zbierać do siebie.
- No co Ty. Przecież nie przeszkadzacie, daj spokój. Zostańcie na weekend chociaż zastanowicie się co dalej. Gdzie zamieszkacie i w ogóle.
- Angela…
- Nie ma mowy, żebyśmy was wypuścili przed poniedziałkiem. A co z pracą?
- Nie wiem nie rozmawialiśmy jeszcze ale na pewno nie wrócę na pełny etat, najwyżej parę godzin. Rehabilitacja Bootha potrwa 3 – 4 miesiące, nie mam pojęcia. Na razie żyjemy z dnia na dzień. Czas pomyśleć o przyszłości… Angela a kiedy Ty w końcu zgodzisz się na ślub?
- Może dzisiaj – uśmiecha się promiennie
- Ang, co jest grane? Czy jest coś o czym nie wiemy? Angela!!!
- Mniej więcej to co Ty. Tylko to dopiero pierwszy miesiąc… Jack jeszcze nie wie, sama dopiero wiem od rana – Bren ściska ją bardzo mocno, z radości – Cam jeszcze tylko Ty zostałaś
- W tej materii na mnie nie liczcie.
- Ok. dziewczyny makaron gotowy idziemy?
- Idziemy, miałaś nas tego nauczyć a Ty sama zrobiłaś sama
- Jak wolałyście sobie plotkować – ze śmiechem wracają na werandę

izalys

Izalys ciekawa czesc:)
czekam na nastepne:)

Inesita84

Może wart wierzyć w cuda?

13. Płatki śniegu spadły na jej kurtkę. Delikatny wiatr sprawiał, że krążyły wokół jej twarzy tworząc osłonę odgradzającą ją od rzeczywistości. Zimno przynosiło ulgę jej rozciętej wardze. Choć nienawidziła zimny miała ona swoje zalety. Temperance spojrzała w górę, na kopułę Instytutu Jeffersona. Słońce wychyliło się zza chmur. Promienie zaczęły ogrzewać jej kark. Wyciągnęła ręce, aby pchnąć drzwi, gdy poczuła, że ktoś łapie ją w talii. Swoje usta przybliżył do jej ucha. Poczuła zapach jego perfum. Wiedziała kto to.
- Bones, a ze mną to się nie przywitasz?
- Trzeba było nie zakradać się od tyłu. Idziesz do Instytutu?
- Zaraz tam przyjdę. Mam jeszcze jedna sprawę do załatwienia- pocałował jej ucho i odszedł szybkim krokiem. Kobieta przyłożyła rękę w miejsce, gdzie sekundę temu dostała czułego całusa. Uśmiechnęła się. Choć jeszcze nie zdążyła z nim porozmawiać wiedziała, że to nie była tylko książkowa przygoda. Otworzyła drzwi i weszła.

Był to jej trzeci dzień pracy. Tak naprawdę powinna jeszcze do końca tygodnia zostać w szpitalu, ale ona wiedziała że to niekonieczne. Wiedział to też Booth i zrobił tam małe piekiełko. Jednymi słowy lekarze mieli go po dziurki w nosie i czym prędzej wypisali ich do domu. Po Kanadyjskich podbojach nie pozostał im prawie żaden fizyczny ślad. Mimo upływu czasu wciąż kilka ran nie zdążyło się zagoić. Za to wspomnienia wracały uporczywie. Były to szczęśliwe chwile, takie miłe, przymusowe wakacje. Idąc, odpowiadała na powitania kolegów z pracy, przecinając korytarz. Kierowała się w stronę gabinetu. Musiała odpocząć, przemyśleć to co zaszło te parę dób temu. Po tygodniu w D.C nadal tęskniła za żartami Ryana, śmiechem Kathy i dotykiem ciała Bootha. Brakowało jej tych kilku magicznych chwil. Zamiana ciał, Montreal, wspólne docinki detektywa i agenta, groźby dr. Reichs i ta pamiętna burza, gdy siedziała przy oknie wypatrując powrotu zaginionych. Pamiętała zapach powietrza przepełnionego ozonem… Usiadła w fotelu, torebkę rzuciła na biurko. Słońce z powrotem schowało się za ciężkimi chmurami. W powietrzu dało się wyczuć jakiś słodkawy zapach. Przynosił on Tempe ukojenie. Jak się jednak okazało była to jednak z wielu niespodzianek tego dnia.
-Witaj Temperance. – otworzyła oczy. Przed nią stał najprawdziwszy Tim Sullivan.
- Sully? Co ty tutaj robisz?
-Cieszę się że wyzdrowiałaś. Wiele czasu przy tobie siedziałem- uśmiechnął się. Jedyna myśl jaka przyszła kobiecie do głowy to to, że jego uśmiech traci strasznie wiele przy uśmiechu jej partnera. „Jak on mógł się jej podobać ?”
-Po co wróciłeś?
- Do ciebie kochanie
- Nie nazywaj mnie tak. Ta złota bajka skończyła się tak szybko jak się zaczęła.
-Bajka? W takim razie jak mam do ciebie mówić, Hmm ? może Bones…
- Nie masz prawa…
-Ja nie mam prawa?! A kto ma?! Booth?! Widziałem was przed instytutem! Myślisz że możesz od tak zmieniać sobie partnerów?! Nie kochanie… ty jesteś moja, byłaś i zawsze będziesz! Rozumiesz?!
- Za kogo się uważasz żeby mi mówić co mogę, a czego nie?
-Za kogoś kto jest od ciebie silniejszy- podszedł do niej
- Grozisz mi?!- chwycił ją za włosy i pocałował. Tempe poczuła że zbiera jej się na wymioty.
-Wynoś się, ale już! Wynocha!
- To nie koniec suko!- rzucił nią o podłogę. Jej język wykrył smak krwi. Uklękła roztrzęsiona. Zaalarmowana krzykami Ang wpadła z impetem do pomieszczenia.
-Boże Sweety…- pomogła jej podejść do kanapy. Łzy skapywały jedna po drugiej.
-Co on ci zrobił?- łamiącym się głosem Bones opisała wydarzenia ostatnich 10 minut. Po wysłuchaniu historii, Ang nie potrafiła ukryć swojego wzruszenia. Artystka rozłożyła ręce, jednak wzrok antropolog powędrował w górę. W drzwiach stał Booth. Nie wiadomo ile usłyszał, ale jego oczy wyrażały smutek. Kobieta wstała, ignorując zachęcający gest przyjaciółki. Podeszła do Seeleya i przytuliła się. Kolejne łzy ciekły jej po policzkach, powoli wsiąkały w jego koszulę. Angela spojrzała na parę w drzwiach. Uśmiechnęła się zrozumiale. Cichutko opuściła gabinet, przemykając się obok partnerów.

-ZABIJE GO! Niech tylko go dorwę! Jak on mógł w ogóle cię dotknąć!
-Booth, nie! Błagam! On wyjedzie, zobaczysz znam go… nie zniesie takiej hańby
-Jak tylko go zauważę w tym stanie Phii… gdziekolwiek na świecie uduszę go gołymi rękami…
- To zostawiło by ślady i szybko by cię…- Booth posłał jej rozbawione spojrzenie- zbyt dosłownie, tak?-
Pokiwał głową
- Wiesz Bones właśnie za te twoje wpadki tak cholernie cię kocham- poczuła, że żadna rozmowa już nie jest im potrzeba, słowa też nie
- Ty, ty nie rozpędzasz się za bardzo?- dała mu szybkiego buziaka w usta - Chodź Booth, bo jeszcze Ang zacznie coś podejrzewać, a to by była apokalipsa. Poza tym mam ochotę wrócić do domu, a potem zjeść z tobą obiad w Royal Diner, co ty na to?
- Cam nie będzie miała żadnego wonta - uśmiechnął się i razem z Bones, objętą przez jego ramiona, opuścili instytut.

tak jak obiecałam nadrabiam straty ;p czekam na komentarze, nie koniecznie przychylne :)

zweifn

oto pozytywny komentarz:
super opowiadanko:)
nieprzychylnego komentarza nie bedzie!!!
bo opowiadanie sie podoba:)
Zweifn podalam Ci u mnie strone z piosenkami z serialu:)
moze sie przyda:)
pozdrawiam:)

ocenił(a) serial na 10
_LG_

44

- Pycha, Angela mam nadzieję, że zapamiętałaś wszystkie składniki bo to jest poezja smaku – mówi z pełnymi ustami Jack
- No prawie…
- Kolacja była pyszna i zdrowsza niż ten grill
- Dr Brennan musi mnie pani tego nauczyć – mówi Zack – będę miał się czym pochwalić.
- Zack jeszcze musisz sobie znaleźć przed kim będziesz się mógł popisywać
- Przepraszam, że nie wstanę ale mam jeszcze z tym małe problemy – mówi Booth – chciałem wam wszystkim podziękować za to co zrobiliście… za to robicie dla nas. Za waszą przyjaźń i przywiązanie. Różnie nam się na początku układało. Nie zawsze było idealnie. Dzisiaj wiele dla mnie wszyscy znaczycie, jesteście mi bardzo bliscy. Dziękuję Wam za to, że jesteście. Za Was, oby wasze marzenia się spełniły tak jak moje – podnosi kieliszek – na koniec mam jeszcze małe ogłoszenie i prośbę. Już nie długo ja i Tempe staniemy, weźmiemy ślub. Chcielibyśmy, bylibyśmy zaszczyceni gdybyście zechcieli być w tym dniu z nami.
- Naprawdę? Jasne, że będziemy – odpowiada po chwili Jack – jesteśmy w lekkim szoku. Zdradź mi jak namówiłeś Bren największą przeciwniczkę małżeństwa na ślub. Chyba by mi się przydała twoja recepta.
- Miłością Jack, miłością – patrzy na narzeczoną
- A może trzeba jeszcze raz poprosić – podpowiada Cam
Jack klęka przed Angelą zachęcony
- Angela czynisz mi ten zaszczyt i zostaniesz moją żoną? – obawia się, że zaraz dostanie po głowie
- Będę najszczęśliwszą osobą pod słońcem jako twoja żona. Tak wyjdę za ciebie – odpowiada.
- Naprawdę? Boże, to ja jestem szczęściarzem – całuje ją
- Dopiero będzie szczęściarzem sam jeszcze nie wie jakim – mówi Cam do Sweetsa na ucho – Angela jest w ciąży
- Oooooooo to teraz kolej na ciebie – podpowiada nieśmiało
- Kto wie, może kiedyś… - doktorkowi się ciepło na sercu zrobiło.
Uściskom, życzeniom i wzruszeniu nie było końca. Po jakimś czasie Kiedy pierwsze emocje ustały wstał Dyrektor Cullen
- To ja jeszcze coś na koniec powiem. Osobiście chciałem wam wszystkim podziękować za współpracę, za te efektywne 4 lata. Byłem na początku przeciwny współpracy z wami. Dzisiaj nie żałuję, że Boothowi udało namówić mnie na współpracę z instytutem. Każdy dołożył swoją cegiełkę do tej współpracy. Dziękuję wam dzisiaj wszystkim i każdemu z osobna. Dr Brennan nigdy nie przypuszczałem, zgadzając się na Twój udział w śledztwach, ze to się tak skończy. Cieszę się niezmiernie waszym szczęściem. Mam nadzieję, że wasi następcy będą równie efektywnie współpracować ze sobą…
- Następcy? Ale my nie rezygnujemy…
- Dajcie mi skończyć. Dr Brennan niedługo pójdzie na macierzyński, póki co ty nie wrócisz do czynnej służby w najbliższym czasie co najwyżej za biurko jak się lekarz zgodzi. Więc zakładam, że póki co ktoś was będzie w terenie zastępował. A potem to się okaże. O tym zdecyduje już wasz nowy szef. Ja odchodzę na emeryturę. Będę jeszcze jakiś czas żeby wprowadzić nowego w jego obowiązki.
- Szefie niech pan nie żartuje nawet. Nowy na pewno nie będzie tolerował moich krawatów i dżinsów…
- Albo je zalegalizuje. Okaże się. Jako odchodzący mam prawo i obowiązek polecić kogoś na swoje stanowisko. Waszym szefem zostanie osoba najbardziej odpowiednia na to stanowisko. Ma rewelacyjny kontakt z innym agentami, jest dobrym człowiekiem i będzie po prostu najlepszy. Mam już zgodę góry na ta nominację.
- Gdzie pan takiego ideała znalazł, chciałbym poznać nowego szefa zanim inni naopowiadaj mu jakiś bzdur o mnie – pyta Booth. Reszta powoli zaczyna domyślać się o kogo chodzi…
- Booth to Ty będziesz teraz szefem. Nad tobą w D.C. nie będzie już nikogo.
- Lubię pana dowcip, ale tym razem przeszedł pan samego siebie – śmieje się w głos
- Booth ja nie żartuję. Jak tylko lekarz ci na to pozwoli wracasz i wdrażasz się w nowe obowiązki. A ja w odpowiednim momencie odejdę. Nie znalazłbym lepszego następcy.
- To znaczy, że ja awansuję?
- Tak i na tą okazję mam szampana, nie dla wszystkich – mówi z uśmiechem – gratuluję jeszcze raz. Za WAS, oby spełniły się wasze wszystkie marzenia.


Czekam no komentarze jak sie podoba:)

ocenił(a) serial na 10
izalys

Izales świetne opowiadanie. Fajnie, że będą dwa śluby. Ciekawe jak będzie pomiędzy Cam a Lancem.
Czekam na kolejne częśći.

ocenił(a) serial na 10
_nn_

Zweifn interesujące opowiadanie. Ale Sully jest okropnym draniem.

_nn_

Zweifn jak zawszee cudnie :)) A co do Sullego to zabić goo albo nie wiem... Taki z niegoo ... xd

Izalys oczywiście także cudnie :)) 2 śluby, dwoje dzieci i awans Bootha...
Noo i oczywiście Cam i Słodki... Ojj bd sie działo bedzie :))

mala270

mala bym to uczyniła ale jest mi niezbędny (powróci na samiusieńki koniec ^^)... tylko tyle mogę rzec ;p

izays geniusz jak zwykle :) ciekawe jak Booth wytrzyma za biurkiem ;) czekam na cd

zweifn

przepraszam zapomniałam o słowie 'chętnie' ( roztargnienie, wybaczcie ) :p

ocenił(a) serial na 10
_LG_

Izalys rodzinnie jak zawsze. czekamy na ciaze nr 3
Zweifn ten Sully to .... zrób mu coś.
Czekam na cdki!

ocenił(a) serial na 10
_LG_

Nionia Bo ja to taka romantyczna jestem :)

45

Miesiąc później
- Booth, był tutaj dzisiaj Twój brat…
- Bren nie zaczynaj
- Posłuchaj on naprawdę szuka z Tobą kontaktu i żałuje. Wyrósł już i nie słucha ślepo rodziców. Podobno oni też się zmienili. Ojciec zaczął się leczyć a mama dostrzegła w końcu problem…
- Tempe ja nie potrafię im zapomnieć, że mnie wyrzucili z domu
- Zasługują na wysłuchanie a na pewno Jared… Ty mi to powtarzałeś do znudzenia i…
- Ale to była inna sytuacja
- Wcale nie, ja tez nie chciałam ich znać. Daj szanse jak nie rodzicom to bratu. Nie mieszka z nimi. Jest tutaj w mieście, pracuje i mieszka. Nie odrzucaj wyciągniętej ręki… tu jest jego wizytówka skorzystaj z niej

- Cześć tu Seel – dzwoni do brata – byłeś u mnie podobno. Tak możemy się spotkać. Dzisiaj o 18? Ok. będę na razie.
- Jestem z Ciebie dumna. – całuje go – idź a nie będziesz żałował
- Dasz sobie radę sama?
- Pewnie przecież to dziewczyny przychodzą one nie dadzą mi się zamęczyć – uśmiechają się do siebie
- Ok. to ja idę. Pa

- Cześć Jared
- Cześć Seeley. Dziękuję, że zgodziłeś się ze mną spotkać. Wiem, że nie zasługuję na to. Chciałbym odnowić nasze stosunki. Przede wszystkim chcę cię przeprosić za wszystko. Powinienem stanąć wtedy po twojej stronie…
- Powinieneś – Booth już wie, że chce przywrócić ich bliskość z dzieciństwa – Jared ty byłeś młody ja byłem młody. Oni mieli za duży wpływ na nas. Ja chciałem się z tego uwolnić ty nie byłeś jeszcze na to gotowy…
- Teraz już jestem
- Widzę – uśmiechają się do siebie – żenię się za dwa tygodnie. Przyjdziesz?
- Pewnie. Z panią doktor? Niezła jest
- Uważaj o kim mówisz
- Przecież żartuję. Nie podejrzewałem, że będziesz miał dzieci. Mówiłeś, że nie będziesz ich miał
- Tak mówiłem jak byłem młody. Teraz mam już 7 letniego syna i drugiego malucha w drodze. I jestem bardzo szczęśliwy
- Kolejny chłopak?
- Nie wiemy, ale zobaczysz będzie dziewczynka. Ja to czuję
- Tak, tak a mówił ci ktoś, że to nie od ciebie zależy
- O matko mówisz jak Bren
- Mądra kobieta
Wieczór upłynął im na wspomnieniach z lat dziecięcych.
- Musze iść bo jak nie dopilnuje to moja kochana będzie siedzieć do nocy nad książką. Wpadniesz jutro na kolację?
- Chętnie o ile nie masz nic przeciwko. Myślałeś żeby odezwać się do rodziców?
- Nie wiem, podobno się zmienili. Masz do nich jakiś kontakt?
- Mam ale nie dzwonię za często. Nie byłem u nich od 2 lat. Nie mogę się zdecydować… nie parafię zapomnieć jak nas poróżnili
- Myślę, że moglibyśmy się tam wybrać razem. Co ty na to?
- Fajnie by było
Pożegnali się dobrze po północy. Wrócił do domu zadowolony. Tak jak myślał Bren siedziała nad laptopem
- No nie ciebie tylko spuścić z oka. Tempe zostaw to proszę.
- Już skończyłam. Jak było?
- Dobrze. Zaprosiłem go jutro na kolację. Nie gniewasz się?
- Wcale ale wcale się nie gniewam. Cieszę się bardzo
- Wiesz może pojedziemy do rodziców. Razem…- przytula ją mocno do siebie
- Jedźcie. Zabierz Parkera, weź zdjęcie maleństwa zobaczysz będą się cieszyć.
- Razem Tempe ty też. Kocham Cię

- Jak już zdecydowaliście to powinniście jak najszybciej jechać
- Tempe nie popędzaj
- Jak będziecie odwlekać to będzie trudniej
- Może ona ma rację – odzywa się Jared – masz świetnego dzieciaka. Jest bardzo mądry jak na 7 latka.
- Jasne ma to po tatusiu – odpowiada dumny ojciec – Tempe ma racje jedźmy jutro rano. Na wieczór wrócimy.
- Nie wiem, trzeba do nich zadzwonić…
- Nie będziemy dzwonić, zobaczymy na ile się zmienili
- Ok. wpadnę do was rano o 7 wystarczy?
- Tak. Dobranoc. Do jutra – Jared wychodzi
- Masz fajnego brata. Zobaczysz z rodzicami też się ułoży.

Jechali już od 2 godzin
- Daleko jeszcze? – Parker się niecierpliwi – siku mi się chce
- Park w tym tempie to do jutra nie zajedziemy – pozornie spokojnie odpowiada Booth. A co jeśli oni nadal mnie nienawidzą. Odrzucą Parka i Tempe. Nie powinienem ich zabierać nie pierwszy raz…
- Wszystko będzie dobrze – Temp bierze go za rękę jak zawsze potrafią się porozumieć bez słów – pokochają małego
- Ona ma rację. To bardzo mądra kobieta słuchaj jej – uśmiechem Jared próbuje zamaskować zdenerwowanie

- Jesteśmy. Idźcie do nich my zaczekamy.
- Dobrze – podchodzą do drzwi, otwierają się. Staje w nich niska energiczna kobieta o czekoladowych oczach
- Boże, John chodź tu szybko – woła męża – to naprawdę Wy – przyszedł wysoki mężczyzna o rysach prawie takich samych jak Seel.
- Synkowie – ze wzruszenia nie potrafi wypowiedzieć nic więcej. Przytulają się całą czwórką
- Przepraszam Synu, przepraszam Cię bardzo za wszystko – ze łzami mówi straszy pan
- Tato, ja… ja tez przepraszam. Chcę wam kogoś przedstawić – woła resztę z samochodu – to jest moja narzeczona Temprence Brennan i mój syn Parker… Za dwa tygodnie biorę ślub przyjedziecie?
- Jasne synu – z płaczem odpowiada matka


Powoli kończe moje opowiadanie czekam na komentarze:)
Jeszcze tylko EPILOG

ocenił(a) serial na 10
izalys

Zwefin a Twoje dzieła to cudeńka
Charlotte normalnie już dawno sie tak nie popłakałam
Zakręconanadal czekam na towje opowiadnka:)

izalys

wow super:)
Izalys witaj w klubie:)
ja tez jestem romantyczna:)
tez mysle nad pojawieniem sie
rodziny Bootha na swieatch:)
u mnie w opowiadaniu:)

ocenił(a) serial na 10
Inesita84

Izalys fajne opowiadanie. Dobrze że Booth pogodził się z bratem i rodzicami. Czekam na następne.

Inesita84

Może warto wierzyć w cuda?

14. Cała ekipa(no może nie cała , bo brakowało Bones) zajmowała się tym co umie robić najlepiej, czyli rozwiązywaniem kolejnej kryminalnej zagadki. Przed chwilą dostarczyli im ‘świeże’ zwłoki. Powoli w instytucie dało się wyczuć świąteczną atmosferę. Nic dziwnego, do Bożego Narodzenia pozostały niepełne trzy tygodnie. Małe ozdoby wisiały w praktycznie każdym kącie laboratorium. Angela nucąc cicho pod nosem dekorowała swój gabinet.
-Hej, Ang
-O Hodgins! Cześć coś się stało?
- Tak właściwie to mam dla ciebie propozycję. Oczywiście, możesz się nie zgodzić, wiesz to twoja wola, ja chcę tylko żebyś nie była sama bo, wtedy przecież nikt nie powinien…
-Jack! Powoli, o co chodzi?
- No więc, chciał bym abyś tą wigilię spędziła ze mną. Wiem, że prawdopodobnie była byś sama, tak jak ja, a ostatnim razem było zabawnie… co ty na to?
-A twoja rodzina?
-Nudzą mnie. Maniacy ogarnięci wolą kontroli świata i samozadowolenia- westchnął mimowolnie. Artystka poczuła dreszczyk. Choć wiedziała, że jej i Hodginsa już nic nie łączy to uczucie w jakimś stopniu było wieczne. Może chodziło tylko o niesamowity seks? Spojrzała na niego. Wyglądał jakby zaraz miał zemdleć
- Chętnie, to bardzo miło z twojej strony- uśmiechnęła się i odwróciła. Przez kilka sekund naukowiec stał jak wmurowany po czym, w podskokach wypadł z jej gabinetu.

::::::::::::::::::::::::::::::::::::::T&S::::::B&B:::::::::::::::::::::::::::::: ::::::::::

- Ofiara była biała. 30-39 lat. Widzę kilka złamanych żeber, mam pewną teorię, ale nie chcę spekulować. Coś jednak nie pasuje mi w jego budowie czaszki. Jest tu kilka dziwnych zniekształceń. Muszę przyznać, że jeszcze nigdy czegoś takiego nie widziałam…- Brennan i Seeley wrócili do instytutu. Kobieta, choć nie mogła zapomnieć o dzisiejszym poranku, już czuła się lepiej. Była twarda, odporna i, w tej chwili, pracowała, czyli przepadła w świecie nauki na co najmniej dwie godziny. Poza tym ciągle stał obok niej Booth. Dzięki niemu nie rzuciła wszystkim i nie uciekła. Wystarczył jeden uśmiech, a wszystkie złe myśli ustępowały miejsca tym dobrym wspomnieniom.
- Dr. Brennan wie pani co było ich przyczyną?
-Nie lubię tego mówić, ale nie- zrobiła kwaśną minę (nic dzisiaj jej nie wychodziło). Cam odwróciła się w stronę monitora. Nagle zapiszczał czytnik i już obok nich stał zadowolony Hodgins. Agent przyjrzał mu się uważnie
-Co masz taką uchachaną minę?
-Sukces na płaszczyźnie życia osobistego- Camille pokręciła głową. Z dezaprobatą. ‘Oni też?’
- Co tam masz?
-Przebadałem jego ubranie. Znalazłem mały prezencik od Rattus, czyli od szczura, jak zwykła go większość nazywać. Było też kilka pyłków traw. Czy ofiara miała jakiekolwiek interwencje dentystyczne?
- Żadnych. Jego uzębienie bardzo by tego potrzebowało- Temperance powoli zaczynała rozumieć, co spekulował im Jack- Dr. Hodgins, czy sugerujesz, że nasz denat był bezdomny?- w odpowiedzi dostała żwawe kiwanie głową
-UWAGA! LECI!- nim ktokolwiek zdołał się zorientować mały worek cementu spadł wprost na Bootha. Kiedy mgła opadła wszyscy dostali ataku śmiechu. Agent był cały biały, z nerwów ściskał pięści
-Bardzo śmieszne!- rzucił. Kiedy większość zrozumiała, że murarz będzie miał małe przetrzepanie skóry, przestała się śmieć. W chwilę potem dwie osoby wykrzyknęły w tej samej sekundzie
- Wiem!
- Wracaj tu tchórzu!

Króciutko ode mnie :) czekam na komentarze :)

ocenił(a) serial na 10
zweifn

Ekstra opowiadanie. Booth biały z cementu musi śmiesznie wyglądać.

ocenił(a) serial na 10
_nn_

Króciutko ale suoerkowo. Z niecierpliwością czekam na cd

izalys

Izalys szkoda że to już koniec... Jak zwykle pięknie i czekam na epilog :))
Zweifn wprawdzie króciutko ale słodziutko... Ale mi sie rymło... Czekam na cdk :))

ocenił(a) serial na 10
_LG_

Jak obiecałam to już końiec mojej opowieści
Jak zawsze czakem na komentarze


EPILOG

Wszystko układało się jak najlepiej.
Cullen już jest od 2 miesięcy na emeryturze. Booth był już oficjalnie dyrektorem – jak donosi plotka najlepszym z najlepszych. Nowy szef na razie siedzi za biurkiem ale nie ma zamiaru tam pozostać. W najbliższą sobotę bierze ślub i jest najszczęśliwszym człowiekiem pod słońcem. Tempe czuje się dobrze, dzieciątko rozwija się prawidłowo i na razie nie wraca do pracy może kiedyś jak małe podrośnie, Parker jest dumnym przyszłym bratem i synem przed chwilą agent odebrał dokument potwierdzający adopcję. Teraz oficjalnie Temp jest mamą Parkera. Jared jest u nich stałym gościem i ukochanym wujkiem. W sobotę przyjadą też rodzice. Zaakceptowali Bren pokochali małego…
Jack i Angela przygotowywali się do ślubu, który ma się odbyć miesiąc później i do roli rodziców. Są równie szczęśliwi…
Cam i Sweets powoli docierali się. Szło im to coraz lepiej. Mimo różnicy wieku dogadywali się bardzo dobrze. Nawet Booth musiał przyznać w końcu, że on nie ma 12 lat. Cam nawet myślała po cichu, że tak mogłoby być zawsze. Jeszcze nie jest do końca na to gotowa ale robi postępy.
Zack jest pełnoetatowym antropologiem sądowym. Razem z agentką Jesicą Clark rozwiązują zagadki kryminalne. Trzeba dodać że ta dwójka dostarcza im tyle samo emocji i wrażeń co para Brennan – Booth. I trzeba też powiedzieć, że mieli prawie tyle samo sukcesów co ich poprzednicy.

Ślub
Pięknie ustrojony kościół, rodzina, przyjaciele wszystko gotowe…
Przed ołtarzem stoją agent specjalny Seeley Booth i dr Temprence Brennan ślubują sobie wieczną miłość:
- Ja Seeley Booth biorę ciebie Temprence Brennan za żonę i ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską. Oraz, że Ci nie opuszczę aż do śmierci.
- Ja Temprence Brennan biorę ciebie Seeley Booth za męża i ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską. Oraz, że Ci nie opuszczę aż do śmierci.
- Żono przyjmij tę obrączkę jako znak mojej miłości
- Mężu przyjmij tę obrączkę jako znak mojej miłości
- Co Bóg złączył człowiek niech nie rozdziela. Może pan pocałować żonę – z czego agent specjalny chętne skorzystał.
To był piękny ślub i wesele. Przyszedł czas na toasty. Wstał pierwszy drużba – Jared.
- Nie umiem pięknie mówić, mój brat jest w tym zdecydowanie lepszy. Kochani; bracie, bratowo, podczas indiańskiej ceremonii zaślubin padają takie słowa: „Nigdy nie zmoczy was deszcz, będziecie dla siebie nawzajem schronieniem. Nigdy nie będziecie czuć chłodu, będziecie dla siebie nawzajem ciepłem. Nadal jest was dwoje ale przed wami tylko jedno życie” tym dla siebie bądźcie. Schronieniem, ciepłem i miłością. Za Was

Miesiąc później
- Ile to może jeszcze trwać – siedzi zdenerwowany pod salą porodową teraz już dyrektor Booth.
- Seel to musi trochę potrwać – pod salą zebrali się wszyscy. Angela i Hodgins oni też spodziewają się dziecka, Cam i Sweets, Zack, Jared, Russ z Amy, rodzice Bootha i ojciec Bren no i braciszek, który nie może się odczekać.
- Spokojnie? Zobaczymy za parę miesięcy jak ty będziesz się zachowywał. Spokojnie! Jack nie denerwuj mnie nawet.
Cam podchodzi do Lanca
- Mam nadzieję, że Ty nie będziesz tak zachowywał jak oni
- Ja będę jeszcze gorszy – odpowiada przytulając ją mocno jest pioruńsko szczęśliwy – będę dbał o ciebie i maleństwo
- Ty jesteś w ciąży? – Zack niechcący usłyszał ostatnie zdanie
- Kto jest w ciąży? Cam? – Angela nie może dojść do siebie po tej informacji
- No wychodzi na to, że tak od jakiś dwóch miesięcy
- I my nic o tym nie wiemy? Oj Cam przesadziłaś. Ale się cieszę
Otwierają się drzwi porodówki
- Seeley Booth?
- To ja – podchodzi
- Gratuluję ma pan piękna córeczkę – Booth wydał okrzyk radości
- Naprawdę? A Temp jak? Jak malutka? – pyta rozanielony
- Wszystko w porządku. Mamusia i córeczka zmęczone ale obie zdrowe i szczęśliwe
- Mogę je zobaczyć?
- Oczywiście proszę za mną
Wchodzi do pojedynczej Sali. Na łóżku siedzi zmęczona ale szczęśliwa Temp karmiąca malutką córeczkę. Podchodzi do nich siada na łóżku, obejmuje żonę i przytula obie. Jest taki szczęśliwy łzy same lecą…
- Popatrz jaka śliczna będzie podobna do ciebie – mówi tak samo wzruszona Tempe
- Jest cudowna. Najpiękniejszy dar jaki od ciebie otrzymałem, no i zdążyliśmy na święta. Jutro wigilia. Tylko żeby cię wypuścili…
- Sama wyjdę. Jak damy jej na imię? – zastanawia się chwilę a w zasadzie już wie
- Christiene Sahra Booth
- Piękne imiona. Nasze mamy będą zadowolone…
- Masz siłę, żeby przyjąć paru gości?
- Nie mów, że wszyscy są…
- Pewnie, że są. To jak wpuścić ich?
- Tak przedstawimy im maleńką – mała pojadła teraz pięknie się przeciąga. Booth podszedł i wpuścił resztę, weszli po cichutku. Dumny ojciec wziął maleńką istotkę na ręce
- To jest Christine Sahra Booth…

THE END

izalys

ojojoj cudownie:)
slub i baby:)
coreczka:)
piekne:)
pozdrawiam cieplutko:)

Inesita84

ja jak słodziutko, ślub, dziecko, miłość :) szkoda że już koniec, ale czekam na kolejne dzieło :P

ocenił(a) serial na 10
zweifn

mmm. super. ;) moze ja coś dzisiaj napiszę ;)

ocenił(a) serial na 10
zakrencona_

Jak już pisałam:) Czekam na Twoje opowiadanka Zakręcona

ocenił(a) serial na 10
izalys

noo ;P doczekałaś się ;P hihi xD

ocenił(a) serial na 10
_LG_

kolejne jedno-częściowe opowiadanie.


-przestańcie!-krzyknął zdenerwowany sweets.-mozecie przestać się kłócić?
-to on zaczął-powiedziała z wyrzutem brenn.
-a nie bo ty!-zachowywali sie jak dzieci.
-przestańcie. zachowujecie się jakbyście byli w piaskownicy. wy się poprostu nie potraficie normalnie porozumieć.
-jak to normalnie?-spytała zdziwiona.
-kłócicie się o wszystko i o nic. trzeba to zakończyć. jest pewien sposób, myślę że powinien zadziałać bo już długo się znacie.
-czyli?-spytał booth. miał już dość tych podchodów doktorka.
-zamienice się rolami na kilka minut.
-niby jak?-spytała
-przez hipnozę.
-słucham?-spytali równocześnie.
-chcecie dalej się kłócić o wszystko, czy rozmawiać jak ludzie?
-no w sumie... no dobra.
-agencie booth proszę wyjść na zewnątrz zawołam pana za kilka minut,
-co? czemu nie mogę przy tym być?
-bo dr. brenn musi być skupiona.
-czyli, że ja ją dekoncentruje? wow...
-booth! wyjdź!-krzyknęła gniewnie.


kazał położyć się jej na kanapie i zamknąć oczy. zrobiła co kazał. mówił do niej przyciszonym głosem i stało się. przez jej umysł przeleciało tysiące myśli. zobaczyła szpital i małe dziecko na rękach rebecki-to zapewne narodziny parkera-pomyślała. potem jego pierwszy dzień w szkole, i zobaczyła siebie tego dnia gdy się spotkali. wycieczka z parkerem i znowu ona. przy kolacji, w instytucie, ich pocałunek. z każdym obrazem odczuwała coś innego, czasem niepokój, obawe a raz motyle w brzuchu. ponownie usłyszała głos sweetsa który wyprowadził ją z transu. wirowało jej w głowie.
-pańska kolej agencie booth.
-ale... czy to konieczne?-spytał spoglądając na bones, która była jakaś rozkojarzona.
-no raczej.
-no dobrze.
usiadł na tej samej kanapie, co jego partnerka przed chwilą. wpadł w trans. zobaczył obce miejsce, chyba dom dziecka i wiele zapłakanych twarzy. nagle odczuł smutek i zachciało mu się płakać. potem biblioteka, rozłożone książki i wiele faktów. dopiero teraz spostrzegł że to wspomnienia bones. zobaczył siebie, odczuwając przy tym lekki stres. potem kilka kolacji, instytut, znowu on. jak ją przytulił, ich wspólne wieczory, popołudnia i poranki. jazda samochodem, swój uśmiech. czuł że miękną mu kolana. dziwne uczucie-pomyślał-jakbym był... jakby ona była...
z rozmyślań wybudził go sweets.
- i co? nie było tak źle?
-nie. gdzie bones?
-na korytarzu. rozmyśla. myśle ze to koniec sesji.
-już?
-minęły już 2 godziny, nie możesz się ze mną rozstać? zawsze wychodziłeś wcześniej.


był wieczór. siedzieli u niej, i jedli kolację. oboje milczeli zastanawiając sie nad tym co sie stało. wreszcie ją rozumiał. tyle przeszła, dom dziecka, rodziny zastępcze. gdy oglądał siebie z jej perspektywy czuł ze jest zakochany, nie wiedział tylko czy to prawda.
przyglądała mu sie. zawsze dziwiła się ze jest taki wesoły , optymistyczny, ciągle uśmiechnięty. ale teraz wiedziała-miał wspanaiłego syna, i szczęśliwe wspomnienia.
w dzieciństwie nie musiał sie martwić, ze rodzina zastępcza go odeśle, bo się nie spodobał.
-o czym myślisz?-spytał
-o twoich wspomnieniach.
-ty też widziałaś? co widziałaś?-dodał szybko
-mmm.. parkera, siebie, rebece, siebie, siebie i znowu siebie. -uśmiechneła sie figlarnie.-dużo o mnie myślisz.
-hmm-zaczerwienił sie-ty o mnie też. -dodał i uśmiechnął sie tajemniczo.
-napewno nie tyle co ty o mnie.
-no nie wiem. gdy widziałem siebie, czułem się taki.... taki.. zakochany.-powiedział niepewnie
-słucham?-zakrztusiła się winem-co?
-no.-czuł że trafił w dziesiąke-zakochałaś sie we mnie.
-możliwe.-nie widziała potrzeby kłamać w tak oczywistej sprawie-ale to ty miałeś motyle w brzuchu jak na mnie patrzyłeś.
-co? -spojrzał na nią. -no dobra. może troche.
-myślałam że mi brzuch rozsadzi-zaśmiała się.- swoją drogą dziwne uczucie.
spojrzał na nią tymi pięknymi oczyma. wpatrywali się sobie w oczy kilka dłuższych chwil, zanim wreszcie uświamili sobie to , co oczywiste. byli zakochani na zabój, i z całych sił starali się to ukryć. ale po co? -zastanawiali się.
ich twarze dzieliły milimetry. gdy wreszcie ją pocałował, żałował że tak długo z tym zwlekał . chciał tego od dawna. oboje chcieli...


to zafantazjowałam ;O nie ma coo.. ;/ hihi.
mimo wszytsko mam nadzieje że się podoba ;P

zakrencona_

cudenko:)
Swietne opowiadanko:)
zamiana przezyc partnerow strzal w 10:)

ocenił(a) serial na 10
Inesita84

hihi fajnie że sie podoba.
tak mnie wczoraj pomysł naszedł ;)
i musiałam to "przelać na papier"
;) dzięki ;D