Niby wszystko jest jasne...
Motto tego tematu: GIRLS JUST WANNA HAVE FUN.
Tutaj znajdziesz opowiadanka, etiudy, szkice, eseje i scenariusze zainspirowane Bones. Dołącz do Nas – czytaj, pisz i komentuj.
Izales bardzo mi się podoba epilog. Mam nadzieję że napiszesz wkrótce coś nowego:)
Może warto wierzyć w cuda?
15.
- Albinos! To był albinos!- Bones wróciła na platformę
-Co? Jaki albinos?
-Nasza ofiara. Już wiem skąd te zniekształcenia. Słońce bardzo źle oddziałuje na ich skórę, oczy… bez odpowiednich zabezpieczeń wada genetyczna przybiera cechy choroby. Słońce wytwarza promienie UV. Ciało albinosów nie potrafi się przed nimi bronić. Posiadają oni za mało genu zwanego melaniną, która jest naturalną tarczą. Z tego co wiemy denat nie posiadał środków na zakup ochraniaczy. Z czasem jego problem robił się coraz większy, aż słońce przedostało się do kośćca i zaczęło siać zniszczenie
- Jak wygląda taki albinos?
- Ich skóra jest nienaturalnie jasna, prawie przeźroczysta. Ich włosy są zupełnie białe, tak samo jak oczy. Źrenice najczęściej bywają czerwone, choć zdarzają się też jasno niebieskie.
- Jesteś pewna tak?
-Tak
-Dobrze, a więc. Gdzie Booth?
- Powiedział że jedzie się umyć, a potem wpadnie do FBI przeszukać raporty o zaginionych- Wendel wtrącił się do rozmowy
- Hmm… a więc Angela, Hodgins, dr. Brennan, Wendel, zbierajcie się. Jedziemy odwiedzić Bootha
- To niekonieczne brać ich wszystkich. Sama mu to przekaże
- Sweety jestem pewna, że każdy ma mu coś do powiedzenia. Ja muszę mu oddać rysunek, a Hodgins zna wiele szczegółów. Jedziemy wszyscy- Ang przejęła inicjatywę za Cam. Bones wiedziała, że jest fatalna w odgadywaniu ludzkich uczuć, jednak znała Seeleya i czuła że to mu się nie spodoba… Hmm, co prawda pomyliła się, ale tylko do połowy
::::::::::::::::::::::::::::::::::::::T&S::::::B&B:::::::::::::::::::::::::::::: ::::::::::
Główna siedziba FBI górowała nad pozostałymi budynkami. W środku znajdowała się plątanina korytarzy i gabinetów. Setki agentów, konsultantów, dodatkowych współpracowników. Dochodziła godzina 2 p.m i większość ludzi wracała do pokojów po skończonym lunchu. Nas jednak interesuje tylko jeden człowiek. Booth, Seeley Booth jak rzekł to kiedyś w odległym państwie zwanym Wielką Brytanią lub po prostu Anglią. Było duszno. Czas wlekł się powoli. Snajper nieśpiesznie przedzierał się przez teczki. Nikogo jednak nie mógł dopasować do ofiary. Znudzony przymknął na chwile oczy. Po kilku minutach powrócił do żmudnego zajęcia. Przez jego otwarte drzwi dało się słyszeć pogwizdywania
- ŁOŁ! No, no gorąca jest ta z falowanymi włosami.
- Ta z ciemną skórą, też niczego sobie. Nie widziałem ich tu wcześniej. Nowi, jak ty?
-Może, a tych dwóch to kto?
- Nie obchodzi mnie to, gustuję w kobietach, bo…
-WOW! A ta to kto?! Jaka żyleta!
- Ałć.. tej lepiej nie ruszaj jeśli lubisz swoje zęby
- A to niby czemu?
- Nie chciał byś się z nią spotkać w jakimś ciemnym zaułku…
- Oj wież mi, że bym chciał
-… nie dość że ona ci coś zrobi…
- lubię drapieżne!
- to jak jej partner się o tym dowie to masz przesrane do końca życia. Podobno jego współpracownicy to świry i on nie wytrzymuje nerwowo, ale cicho to tylko pogłoski - Booth oczywiście wiedział, że ta żyleta to Bones, nie pasowało mu natomiast jedno „Przecież Zezulce nie są takie złe. Jakby na to nie patrzeć, to oddani przyjaciele”. Po odgłosie kroków wiedział, że osoby o których tak żwawo dyskutuje cała sala są już blisko. Dwaj mężczyźni którzy rozmawiali na temat która z nowych jest najbardziej hot, umilkli. Ten starszy doświadczeniem dorzucił
-Wiem że jesteś rozchwytywany przez panny, ale znajdź w sobie trochę szacunku. Poza tym nie waż się choćby mruknąć o jedno słowo więcej do dr. Brennan niż zwykłe „Dzień dobry” zrozumiano?
- Phii.. mi żadna się nie oprze, nawet ona. Wystarczy umiejętnie ją podejść- odfuknął młodzik. Booth cicho parsknął śmiechem. „Stary ja rozpracowywałem ją cztery lata. No dobra, była ta głupia linia i strach przed popsuciem stosunków w pracy, ale wybacz… nie masz szans” Uśmiechnął się do siebie pod nosem. Macho postanowił jednak zaryzykować
- Hej, kotku, tak ty, dasz mi swój numer telefonu?- Seeley usłyszał tylko jak Młodzik spada z krzesła po otrzymaniu ciosu w szczękę. Pokręcił z niedowierzaniem głową „A przecież oszczegałem”. Agent nadal nie podniósł głowy znad akt. Po krokach zorientował się jednak, że ktoś wszedł do gabinetu.
-Bones, nie możesz wszystkich katować za to że chcą twój numer telefonu- jego nos uporczywie pozostawał skierowany ku kartkom na biurku
- To nie ona, to ja- Jego uniesiony wzrok napotkał Ang, masowała sobie pięść.
-No, no. Silny masz cios- uśmiechnął się. Odwzajemniła. Booth spojrzał na Bones. Stała w kącie pokoju z wkurzoną miną „ Czyżby ktoś był tu zazdrosny?” Rozsiadł się władczo w fotelu. W jego gabinecie stało pięcioro Zezulców „ Super, brakuje tylko Sweetsa” przebiegło mu przez myśl.
-Agencie Booth, właśnie słyszałem o waszej nowej sprawie, mam nadzieję, że pomogę- „Boże, czym ci zawiniłem”
- No to mamy komplet- rzucił od niechcenia
- No więc tak, to jest rekonstrukcja, jednak to tylko rysunek w pracowni stworzyłam model- Angela recytowała swoje uwagi. W tym samym czasie Bones podeszła do biurka i usiadła na nim
-A co on taki biały? Drukarka nawaliła?
- Nie to właśnie nasza najlepsza wiadomość. Ofiara to albinos. No, a ilu może być zaginionych albinosów?!
-Jak się okazuje żadnego. Zdążyłem przejęć wszystkie akta z tego okresu jaki mi wyznaczyliście. Żaden mężczyzna o takiej budowie i wieku nie zaginął, tym bardziej ktoś tak biały
- Albinotyczny, Booth
-Dobrze Bones, albinotyczny. Poza tym to było do przewidzenia. Rzadko ktoś zgłasza zaginięcia bezdomnych, z reguły nie mają rodziny
- Ja wiem gdzie można sprawdzić, może ktoś go rozpozna- Wendel przyciągnął uwagę wszystkich
- Kiedyś pomagałem jako wolontariusz. Na 5th Street jest punkt, gdzie potrzebujący mogą przyjść i poszukać czegoś dla siebie. O ile dobrze pamiętam dyrektorem jest ginekolog, Colin Mochrie .
-Ginekolog?!- stażysta wzruszył ramionami .Jack usiadł na biurku obok Bones
-Hodgins wypad z biurka
-Dr. Brennan, może!
- Bones to nie ty, wypad- Jack zeskoczył obrażony
- Właśnie, a ty co masz- doktorkowi błysnęły oczy
- Dzięki pyłkom za jakieś 2 godzimy będę w stanie określić gdzie nasz albinos mieszkał przez większość swojego życia.
-Super. W takim razie Wendel, Sweets idziemy, reszta może wrócić do laboratorium - Tempe popatrzyła na niego zaskoczona
- Od kiedy to Sweets przejął moje miejsce?!
-Bones, a co jeśli będzie potrzeba wizyty u ginekologa? Przecież nie może cię poznać
-Chyba nie sądzisz, że…
-Mogę iść z Cam albo Angelą, ale wolał bym ciebie- uśmiechnął się niesamowicie. Kobieta nadal mroził go oczami
-Dobra chłopaki poczekajcie przy moim samochodzie, a wy co tu jeszcze robicie? Sio! Bones zostań na chwilę- wyszli. Kiedy przechodzi przez sale oczy zdziwionych agentów rozszerzyły się niczym spodki. Zaczęli gadać pomiędzy sobą, nadając na Cullena, że ten zawsze najpiękniejsze współpracowniczki musi podsuwać Booth’owi. „I gdzie tu sprawiedliwość?” Poza tym dostawał, też najciekawsze przypadki! Dzięki uchylonym drzwiom wszystko słyszeli…
::::::::::::::::::::::::::::::::::::::T&S::::::B&B:::::::::::::::::::::::::::::: ::::::::::
Seeley zatrzasnął drzwi i zasunął rolety. W momentach takich jak ten chwalił szefa za ich zamontowanie. Agenci za szybą stracili główną rozrywkę i niechętnie powrócili do monotonnych czynności. Temperance wzięła głęboki oddech. Ostatnio czuła się jak piątek koło u wozu. Snajper poświęcał jej mało uwagi. Zaczęła się nawet zastanawiać czy przypadkiem dla niego nie była to tylko wakacyjna przygoda. Poczuła, że ktoś obejmuje ją w pasie od tyłu. Poczuła jego oddech na swoim karku. Wyprostowała się
- Brakuje mi ciebie Bones- odgarnął jej włosy z karku i pocałował
- To czemu mnie odpychasz?
- Skąd taki pomysł?
-Spędzasz ze mną mało czasu, nie zabierasz ze sobą…
-Bo jesteś mi potrzebna potem, będę musiał iść z kimś do tego ginekologa w charakterze narzeczonego pacjentki, a nie wyobrażam sobie nikogo innego niż ciebie- ponownie pocałował jej kark.
- To czemu ty jedziesz?
-A myślisz że po co brałem Wendela i tego dzieciaka, Hmm…
-Może byłam troszkę zazdrosna…
-Hmm… Bones jak w ogóle mogłaś pomyśleć, że ja cię nie kocham? To ja bałem się o te twoje anty monogamiczne poglądy- Bujali się ze stopy na stopę. Podświadomie słyszeli jakąś piękną piosenkę. Booth coraz namiętniej całował jej kark, dekolt. Odpiął pierwszy guzik, potem drugi. Zaczął masować jej piersi. Ona mruczała cicho. Wiedziała, gdzie jest więc pozwalała sobie tylko na głośne westchnięcia. Czuła jak delikatnie podgryza jej ucho. Obróciła się przodem i zaczęła ściągać mu krawat całując go przy tym namiętnie i zachłannie. Kobieta zrzuciła z siebie koszulkę, Booth zajął się jej paskiem. Ich tempo było zawrotne. W biurze panował półmrok. Kochankowie podeszli do biurka. Booth delikatnie położył na nim plecy Temperance. Schodził coraz niżej, całując każdy milimetr jej ciała. Tempe poczuła dreszcze. W przypływie niekontrolowanego podniecenia zatoczyła ręką po meblu. Wszystkie dokumenty spadły na podłogę wydając cichy, tępy dźwięk. Booth poczuł w sobie jeszcze więcej energii. Wiedział że ktoś może ich przyłapać, że zachowują się za głośno, podniecało go to. Bones wodziła swoimi palcami po jego plecach. Wyczuwała blizny które pozostały, jako wieczna pamiątka po wojnie. Cichy jęk przeszył powietrze. Wydawało się że kroi je na pół. Tempe przyciągnęła do siebie Booth jeszcze mocniej, chciała czuć więcej, mocniej
- Agenie Booth coś się stało? Czemu tak długo pana nie ma?- oderwali się od siebie. Ciężko dysząc spojrzeli na drzwi. Jeśli Sweets je otworzy to koniec! Bones nie miała kontroli nad umysłem. Powrotem zaczęła całować partnera. ten ostatkiem sił próbował oderwać się na tyle, aby odpowiedzieć. Jego palce samowolnie zaczęły dotykać jej nagich kształtów.
- Nie, Sweets zaraz zejdę… ja… będę tak… za 20 minut… coś… mi …wypadło… Poczekajcie na …parkingu… - wysapał jakby właśnie przebiegł maraton. Teraz on poczuł jak coś wstrząsa jego ciałem. Jeszcze zachłanniej rzucił się do „pracy”. Wiedzieli że mają zaledwie 20 minut. Na chwile oderwali się od siebie. Spojrzała w jego czekoladowe oczy. Był w nich ten tajemniczy blask. On zrobił to samo. Jej spojrzenie powiedziało mu że ma kontynuować. Zaczęli ze zdwojoną siłą. Głośne wzdychania i jęki nie przestawały wydobywać się z ich ust… on dotykał jej piersi, całował każdy zakątek jej ciała, ona tak stęskniona, tak samotna przytulała go mocniej, całowała zachłanniej, dotykała delikatniej. Czasem pod sam koniec kolejnej tury jej paznokcie wbijały się w jego ciało. On- woda, delikatna, wzburzona kiedy trzeba, dominująca nad pozostałymi żywiołami, ona – ogień, pełen wigoru, siły, dzikości, niszczący wszelkie przeszkody na swej drodze. Idealnie połączenie ona dodaje mu dzikości i podnosi temperaturę, on potrafi uspokoić ją kiedy za bardzo się rozszaleje… czy nie tak powinien wyglądać prawdziwy seks? Seks pełen harmonii?
Po 20 minutach zbierali swoje rzeczy z podłogi. W pośpiechu zakładali ubrania. Wybiegli z gabinetu, Temperance zapinała ostatnie guziki koszuli, Seeley wiązał krawat. Wpadli do windy,
-I co dalej uważasz że nic dla mnie nie znaczysz?- zapytał Booth z błyskiem w oku
- Chyba jednak to odwołam, na razie- uśmiechnęła się tajemniczo. Podeszła do partnera i pocałowała czule. Oderwali się od siebie, dopiero kiedy drzwi zaczęły powoli się rozsuwać
-Wiesz Bones, trzeba powiedzieć zezulcom
-Taak, może jutro- uniosła jedną brew do góry
-Jak sobie życzysz, kochanie- Booth odszedł w prawo, a antropolog w lewo. Pomachali sobie, tak ja robili to zawsze. Jednak w ich oczach grasowały wesołe iskierki.
::::::::::::::::::::::::::::::::::::::T&S::::::B&B:::::::::::::::::::::::::::::: ::::::::::
Booth szedł w kierunku samochodu. Znudzony Lance siedział na krawężniku. Wendel podbiegł do niego
-Agencie Booth! Moje małe spostrzeżenie: nie zapiął pan guzika i krawat- wskazał palcem. Faktycznie przednia część była dużo krótsza od tej drugiej. Snajper szybko naprawił błąd.
-Nareszcie! Co za sprawy pana zatrzymały?
-Osobiste Sweets i nie wściubiaj swojego nosa w życie innych- choć starał się być groźny, uśmiech nie schodził mu z twarzy. Zapomniał tylko jeszcze o jednym
-Agencie Booth nie jest panu zimno?
-Nie bo co?
-Właśnie widać, a wygląda pan na spoconego, a nawet nie ma pan marynarki- Sweets uśmiechnął się zwycięsko
-Wsiadaj, nie gadaj- jednak Seeley wiedział już, że Sweets opracował w głowie swoją teorię. Poprawną teorię
-Cholera, marynarka!- zaklął pod nosem otwierając drzwi kierowcy.
kolejne ode mnie :) czekam na komentarze (jak obiecałam, odrabiam straty)
No nie przerwać w takim momencie toć to grzech. Czekam na cd. Mam nadzieję że jeszcze dzisiaj:)
PS.
Spotkał się ktoś z napisami do 23 odcinka?:)
wszystkie dziewczęta świetnie piszecie. Odważyłam się napisać coś swojego. Na pewno nie jest tak dobre jak wasze i mam nadzieje, że nie utonie wśród waszych prac i nie zostanie zapomniane. Tylko nie wiem jak wleić! jedną dłuższą czy dwie krótsze części?
dobra dzisiaj krotsza część jutro będzie ta dłuższa i według mnie lepsza.
Instytut godzina 22:00
To była naprawdę trudna, brudna i długa spawa, więc nikogo nie powinno dziwić, że wszyscy zmęczeni udali się do swych ciepłych domów, by zażyć trochę snu. No prawie wszyscy...
- Bones do domu już!
- Ale...
- Bez dyskusji natychmiast! - podszedł do niej i podniósł z krzesła.
- Ale dokumentacja... - próbowała stawiać opór.
- Papiery nie zając, nie uciekną - powiedział i zaczął ciągnąć ją w stronę wyjścia.
- Dobra puść mnie pójdę sama. - skapitulowała dr. Brennan.
Doszli do samochodu, zapakowali się do niego i ruszyli w stronę mieszkania Temperance. Gdy byli pod budynkiem, stanęli.
- No to teraz marsz do domu i prosto do łóżka.
- Ale ja nie jestem zmęczona!
- Bones pracowałaś przez 3 dni bez snu tylko z kawą w ręce, a przedtem krótkie drzemki na twardej kanapie w instytucie. Musisz być zmęczona, więc nie opowiadaj bajek tylko idź spać!
Pożegnali się, Temp wyszła z samochodu, a Seeley odprowadził ją wzrokiem do drzwi.
2 godziny później
- Bones jesteś tam?!
- Idę, idę. Pali się czy co?
- No nareszcie myślałem już, że coś się stało. - na twarzy agenta pojawiła się ulga. Była północ, a on od 3 minut walił w drzwi do jej mieszkania.
- Nic się nie stało. Kazałeś mi spać, to spałam.
- Chciałem sprawdzić, czy mnie posłuchałaś.
- No to sprawdziłeś. Skoro już przyszedłeś to może wejdziesz?
- Jasne. Mam ze sobą tajskie!
- Ja się naprawdę przez ciebie roztyję!
- Nie przesadzaj, wyglądasz cudownie! - Tempe się trochę zaczerwieniła. - i jeszcze mały dodatek - wyciągnął zza pleców czerwone wino.
- Ja chciałabym wstać jutro do pracy trzeźwa!
- To nikt cię nie poinformował? Jutro mamy wszyscy wolne, a ty w szczególności „przymusowy dzień wolnego” - uśmiechnął się czarująco.
prosze o szczere wypowiedzi.
cieszę sie, że się komuś spodobało. NIe bedzie następnych, tylko następna. Nie umiem pisać na dłuższą metę. Znudziłabym się tym , co jest ostatnią rzeczą jaką bym mogła chcieć.
widzialam, ze nasepna, a nie nastepne:)
myslalm, ze Cie zahece do pisania:)
ja tez myslalam, ze "jak to sie zaczelo" to bedzie kilka fikow i zakonczenie, a jednak jakos daje rade:)
i podobno sie podoba:)
oj nie tym razem tak nie będzie mam już zakończenie. Jedno opowiadanie już pisalam o harrym potterze i po 10 rozdzialach mi się znudzilo, a planowałam 50. nie chce żeby mi sie kości znudzily jeśli będę coś pisać będą to jedno- gora trzypartowki
ach ta klawiatura znow mi szaleje:(
chyba za mocno w nia stukam, bo nie pisze wszystkich liter, buu
oczywiscie zachece:)
w sumie masz racje, ja mam tyle pomyslow, ale niestey brak czasu, i nie wiem czy bedzie jeszcze tego duzo, ale nuda mi nie grozi, chyba:)
następna i ostatnia część będzie jutro po 15 jeśli nie później.
To opowiadanie powstało w mojej głowie wczoraj przed snem. MOże dzisiaj wymyśle następne. sie zobaczy
Dziewczynyy cuniee!!
Izalys epilog taki słodziutki... Taki rodznyy ;p czekam na nastepne opowiadanko, które mam nadzieje napiszesz już niedługo :))
Zakrencona zamarzyłaś ale było pięknie :)) Tak romantycznie nawet.... Te zrozumienie uczuć i w ogóle... Noo czekam na nowe :)
Zweifn zabójczo :)) Noo normalnie zabójcza część :)) Naprawde straasznie mi sie podobaa... Czekam na cdk :))
Kinia bardzo fajnie sie zaczyna :)) Mam nadzieje że będze tak dalej :)) Czekam na obiecanego dłuższego dzisiejszego cdk :)
dziękuję za miłe komentarze :p postanowiłam się jeszcze prawdopodobnie po raz ostatni, odezwać na tym zakończeniu :) choć były problemy i zastoje dotarłyśmy do końca :) mam nadzieję że spotkamy się na zakończeniu 6 ^^ dziękuje wszystkim którzy tu byli, są i będą :* :)
P.S dziewczyny przez cały czas było i jest zabójczo czekam na cd :p
to co napisałam na górze jest konsekwencja braku czas ;/ raczej już w tym zakończeniu opowiadanka nie dodam( znając wasze tempo ;p) to nie znaczy że odchodzę, nadal będę czytać i komentować :)) cieszycie się troszkę ??
ja się bardzo cieszę. jednakże, biorąc pod uwagę ostatnie tempo pojawiania się opowiadań, może jeszcze masz jakieś szanse na swój wkład w zakończenie 5 ;P
Cześć Babeczki! Pewnie wszyscy o mnie zapomnieli(trudno). Przepraszam, że skomentuje wszystko naraz, ale cierpię na brak czasu! Wasze opowiadania są cudne, ale to wiecie. Czekam z niecierpliwością na cedeki! Mam nadzieję, że nie będę musiała długo czekać.
A teraz z innej beczki.
1Amerykańskie "media" wrzą od natłoku informacji, że któraś bohaterka jakiegoś serialu (jak to głupio brzmi, chyba coś nie tak napisałam) dowie się, że jest w ciąży. Dużo użytkowników pisze, że to pewnie Grey lub Izzy z GA lub Sara z PB. Pojawiły się też głosy na Brennan i Cuddy z House'a. Co wy na to? Też uważacie, że to Bones?
2Produkcja Bones dostała kasę na 5 sezon, ale na razie tylko na 5 odcinków.
Pozdrowienia i buziaki dla Krejzolek!!!
obiecana druga i ostatnia część mojego pierwszego opowiadania o B&B
Jedli, pili, rozmawiali. Siedzieli po turecku naprzeciwko siebie. Opróżnili już prawie całą butelkę wina i atmosfera zrobiła się luźniejsza. Nastała chwila ciszy i Bren zaczęła od czasu do czasu smutno wzdychać.
- Stało się coś? Od jakiegoś czasu, już nawet przed sprawą, zauważyłem, że jesteś jakaś smutna.
- Nie ważne.
- Ważne, ważne. Wal prosto z mostu. - Tempe zrobiła dziwną minę - to znaczy nie krępuj się, mów.
- Ja się chyba zakochałam - wyrzuciła z siebie. Seeley zakrztusił się winem.
- Że co? - zapytał gdy tylko przestał się krztusić.
- To takie dziwne? Mnie też stać na cieple uczucia, choć sama w to niedawno nie wierzyłam. - oburzyła się antropolog.
- Nie, to nie jest dziwne. Każdy ma prawo się zakochać. - mówił to smutno, bo on także niedawno odkrył, że się zakochał. Zakochał się w niej. - Tylko czemu mówisz, że chyba?
- Bo nie znam jeszcze miłości. Gdy jest blisko mnie czuję się bezpieczna. Gdy go tylko zobaczę czuję jakby się jakieś dziwne ciepło rozchodziło po moim ciele. Gdy się uśmiecha uginają się pode mną nogi. Gdy się przypadkiem dotkniemy dreszcze przechodzą po moim ciele. Gdy patrzę w jego oczy, nie zwracam uwagi na otoczenie, mogłabym tak trwać w tej głębi przez wieczność, a gdy go nie ma przez dłuższy czas czegoś mi brakuje. Później gdy wróci mam ochotę do niego pobiec i rzucić mu się na szyję. Myślę, ze to jest miłość. - w jej oczach pojawiły się łzy.
- Czemu płaczesz przecież to cudownie, ze kogoś obdarzyłaś tym uczuciem. - poniósł jej podbródek i spojrzał w oczy.
- Może i tak, ale on chyba nie czuje tego co ja. - odpowiedziała smutno.
- Musisz w takim razie sama zrobić pierwszy krok, jeśli cię zrani przyjdź do mnie, powiedz kto, a pożałuje, że porzucił tak piękną i mądrą kobietę.
- Naprawdę tak myślisz?
- Oczywiście, ze tak. - Uśmiechnął się, chociaż w głębi duszy był załamany. Straci tę którą kocha.
- Skoro tak mówisz. - powiedziała i przybliżyła się do agenta. Ich usta dzieliły milimetry, jednak Booth przerwał ten moment.
- A co z twoim ukochanym?
Tempe zaśmiała się.
- Przecież to ty nim jesteś - zatopiła swoje usta w jego. Poczuła jakby stado motyli zerwało się w jej brzuchu do lotu.
- Kocham się Seeley.
- Ja ciebie też Bones.
Wyznali sobie miłość, po czym wrócili do wcześniejszego zajęcia. Pocałunki stawały się coraz bardziej namiętne. Zaczęli ściągać z siebie ubrania. Booth zaniósł ją do sypialni gdzie przeżyli pierwszą wspólną noc, na którą tak długo czekali. Nie było to wynikiem upojenia alkoholowego, lecz tego co naprawdę do siebie czuli.
Po tej nocy postanowili być ze sobą. Zapomnieli o linii, która miała oddzielać życie zawodowe od osobistego. Po dwóch miesiącach Seeley dowiedział się, że będzie ojcem. Ze szczęścia o mało nie skończył zawałem. Na kolacji mającej na celu uczczenie dobrej nowiny agent oświadczył się. Temperance zgodziła się. Po miesiącu odbył się skromny ślub w gronie przyjaciół, a po sześciu miesiącach na świecie pojawiła się urocza córeczka szczęśliwej pary. Uzgodnili, że dadzą jej na imię Lucy.
THE END
Przepraszam za tak szybki koniec, ale nie ma się co rozpisywać
kinia super czesc
nie wiem jakies problemy mam z dodawaniem komentarzy i opowiadan
buu nie wiem czemu??
a ktos wie??
Kinia twierdze tak jak Ines :) Naprawde super :)) Czekam na new opko ;p
Ines właśnie pisałam ze mi się tak nie robi i dodaje komcia a tu nie ma... :( Musi być coś z FilmWebem :(
Jednoczęściowe opowiadanie dla was :]
I dziękuję za wszystkie komentarze jakie zostawiliście pod moim poprzednim ff :*
VIVA LA VIDA
Chcecie wiedzieć jak wygląda moje życie?
Kim jestem?
Kogo kocham?
Poznać moją przeszłość?
Wyobraźcie sobie faceta w wieku 36 lat. Agenta specjalnego, najlepszego w swoim fachu, który powiedzmy sobie szczerze, może mieć każdą kobietę. Wystarczy uśmiech, spojrzenie. Nic więcej nie trzeba. Ale to nie oto chodzi, by mieć je wszystkie, chodzi o to by mieć tę jedyną, tą która akurat musi być zatwardziałą przeciwniczką małżeństwa i łączenia pracy z życiem prywatnym. Chociaż częściowo to moja wina. Po jaką cholerę wyznaczałem linię? Po co? Bo jestem skończonym idiotą.
To ja – Seeley Booth.
Byłem snajperem w U.S. Army, walczyłem na wojnie, zabijałem z zimną krwią. Czasami ludzi którzy jeszcze niczego złego nie zrobili, którzy po prostu musieli zostać unieszkodliwieni. Codzienna walka z samym sobą wyryła piętno w mojej psychice.
Służba ojczyźnie nie była łatwą sprawą, ale nikt nie powiedział że będzie łatwo. Nikt mnie nie zmuszał. To ja podjąłem taką decyzję i ponosiłem jej konsekwencje.
Każdy człowiek, który zginął od mojej kuli zapisał się na listę, listę w mojej głowie... Ile jeszcze osób muszę uratować, by dokonać osobistego katharsis? Sporo.
Podczas jednej z misji mój przyjaciel umarł na moich rękach a ja zacząłem się obwiniać za to co się stało. Nie potrafiłem się pogodzić z jego śmiercią.
Gdy skończyłem służbę, koszmar wojny się nie skończył. Demony były cały czas obecne w moim życiu a ja szukałem coraz nowszych sposobów, by je zagłuszyć. Przecież musiałem jakoś żyć. Musiałem jakoś funkcjonować. A tego nie dało się zrobić, kiedy przez głowę przewijały się obrazy jakie widziałem podczas odbywania służby wojskowej, a w uszach brzmiał krzyk i płacz...
Pocieszenie znalazłem w hazardzie. Adrenalina jaka towarzyszyła mi przy grze pozwalała zapomnieć o wszystkim. Brzęk monet, żetonów, dźwięk ruletki – to było jak narkotyk. Wciągnąłem się bardzo szybko. Blichtr Las Vegas kusił, a ja chciałem udać się na pokuszenie.
W porę jednak przyszło opamiętanie, nie wiem co wtedy pozwoliło mi to przerwać. Czułem, że muszę z tym skończyć. Byłem hazardzistą, ale tak dłużej być nie mogło. Nie chciałem być uzależniony. Od niczego. Dobrze wiedziałem co to znaczy. W dzieciństwie naoglądałem się rzeczy, które nałóg może zrobić z człowiekiem. Mój ojciec był alkoholikiem. Nadal jest. Nie chciałem pójść w jego ślady. Nie chciałem się stoczyć na samo dno.
Moje dzieciństwo nie należało do najłatwiejszych. Nie był to okres, do którego chętnie wracam pamięcią. Ciągły strach i obawa kierowały moim życiem. Ojciec lubił wypić, a kiedy już to następowało było źle. Moja mama nie odzywała się, nie musiała. I tak widziałem że cierpi. Brat podobnie, kiedy tylko mogłem starałem sie go chronić przed ojcem, ale to ja wtedy dostawałem. Kontrola – to jedyne za co mogę dziękować, musiałem nad sobą panować, by przeżyć trudne chwile. Jednak to nie tak, że cały czas byłem bity i poniżany przez ojca, który zwykł na mnie wyładowywać swoją złość po alkoholu. Wbrew wszystkiemu, kochałem go, nadal kocham, ale pamiętam i nigdy nie zapomnę...
Decydując się na Quantico dokonałem chyba najlepszego wyboru. Po ciężkim szkoleniu zostałem agentem FBI. Znów służyłem krajowi, znów miałem chronić ludzi i wtedy postanowiłem odkupić swoje winy. To wtedy zacząłem odhaczać nazwiska ludzi z mojej listy. Zaczynałem nieść pomoc. Wreszcie zaczynałem wracać do normalnego życia.
W międzyczasie poznałem kobietę – Rebeccę. Zakochaliśmy się w sobie. Było nam razem dobrze. Do momentu kiedy dowiedziałem się, że Ona oczekuje mojego dziecka. Zgłupiałem. Patrząc na test ciążowy, który miał wykazać czy rzeczywiście zostanę ojcem, w mojej głowie kłębiły się dzikie myśli i pomysły. Chciałem tego dziecka, naprawdę. W końcu test pokazał wynik pozytywny, a ja zapytałem Rebecę czy za mnie wyjdzie. Odmówiła. Początkowo nie wiedziałem czemu, zastanawiałem się co zrobiłem nie tak. Dziś wiem, że podejmując tą decyzję Ona wiedziała że robi dobrze. Teraz też to wiem. Mimo że nie zostaliśmy ze sobą, mam kontakt z synem – Parkerem. Dostał imię po moim przyjacielu z wojska. To bystry chłopiec. Kocha mnie, a ja kocham jego i oddałbym za niego życie. Miłość to jednak potężne uczucie.
Jako agent FBI pracowałem z wieloma ludźmi, zarówno innymi agentami jak i różnymi naukowcami. Pomagali mi rozwiązywać sprawy i byłem im za to wdzięczny, ale nigdy nie miałem partnera na stałe. Byłem wolnym strzelcem. Do czasu.
Wtedy pojawiła się Ona – nieustraszona antropolog, kobieta która rozłożyła ochroniarza na lotnisku na łopatki wykonując jeden prosty ruch – doktor Temperance Brennan. Znów pojawiła się na mojej drodze. Kiedyś pomagała mi przy jednym śledztwie, ale to był jednorazowy epizod. Zresztą, po wszystkim podziękowaliśmy sobie i pożegnaliśmy się mając nadzieję że więcej się nie spotkamy. Jakiż to los potrafi byś przewrotny. Z perspektywy czasu wiem, że los zesłał mi prawdziwy dar.
Z upływem czasu, nasza współpraca zaczęła się układać nadzwyczaj dobrze. Zaczęliśmy się tolerować i ustępować sobie na wzajem, chociaż czasami obojgu nam przychodziło to z trudem. Do tej pory przychodzi. Pamiętam te wrogie spojrzenia rzucane w moją stronę, kiedy mówiłem do niej ''Bones'' i moją wewnętrzną uciechę z tego powodu. W końcu jednak przyzwyczaiła się do tego przezwiska, które stało się jej drugim imieniem.
Razem udało nam się rozwiązać wiele trudnych spraw, czasem zagmatwanych i skomplikowanych, ale wtedy zawsze z pomocą przychodzili zezulcy – pracownicy Instytutu Jeffersona – Mekki naukowców, których guru była moja partnerka. Nie powiem, ale byłem z niej dumny. Podziwiałem tą niepozorną na pierwszy rzut oka kobietę. Podobnie jak ja przeszła wiele. Kiedy była dzieckiem jej rodzice zniknęli, a brata i ją rozdzielili. Tułała się od jednej rodziny zastępczej do drugiej. Dobrze pamiętam, kiedy poprosiła mnie o pomoc w odnalezieniu jej rodziców. Zaufała mi i to mi pochlebiało. Wyjaśnienie tej sprawy przyniosło jednak smutny rezultat. Jej matka została zamordowana a o ojcu słuch zaginął. W niespodziewanym momencie ojciec jednak powrócił, brat też. Na początku trudno jej było na powrót im zaufać, ale w końcu przełamała się. Dzięki temu na jej twarzy częściej zaczął gościć uśmiech, stała się bardziej otwarta na ludzi, a ja uzmysłowiłem sobie, że nie traktuję ją tylko jak partnerkę z pracy. Zaczęła być dla mnie kimś znacznie ważniejszym.
Świadomość, że zakochałem się w Bones z jednej strony cieszyła, a z drugiej nie napawała optymizmem. Dobrze ją znałem i wiedziałem, że nie lubi mieszać spraw prywatnych z pracą. Sam też tak kiedyś myślałem, dałem jej nawet wykład na ten temat. Czy nie mogłem wtedy ugryźć się w język? Ale kto przypuszczał, że zakocham się w niej? Kto? Chyba tylko Bóg postanowił pobawić się moim kosztem...
Ale miałem ją blisko siebie. Była obok kiedy jej potrzebowałem. To co, że była trochę hmmmm..., nieprzystosowana jeśli chodzi o pop-kulturę, to była jedna z cech które czyniły ją wyjątkową. To była cecha, którą kochałem.
Znałem ją bardzo dobrze, wiedziałem kiedy jest zła, kiedy cierpi, potrafiłem wyczytać wszystko z jej oczu. Wszystko poza jednym – nie wiedziałem, czy zależy jej na mnie tak samo jak mi na niej. Ale dziś już wiem...
Chcecie wiedzieć jak wygląda moje życie?
Kim jestem?
Kogo kocham?
Poznać mnie?
Wyobraźcie sobie faceta przed czterdziestką. Agenta specjalnego który ma tą jedyną, tą która spędzała mu sen z powiek przez parę ostatnich lat. Tą, która odwzajemniła jego uczucie i sprawiła, że znikło wszystko czego kiedyś się obawiałem.
Za niecały rok będę obchodził 40 urodziny. Bones nie jest już moją partnerką, jest kimś znacznie ważniejszym – żoną, przyjaciółką, kochanką, matką Jestem dyrektorem FBI. Mam olbrzymi gabinet w budynku J.E. Hoovera i decyduję o wszystkim..
Gdy zaproponowano mi awans, na początku odmówiłem. Dobrze mi było na poprzednim stanowisku, ale Temperance przekonała mnie że nie powinienem marnować takiej szansy. Nie reagowała na moje argumenty, że awans nie jest mi potrzebny do szczęścia, ale zrobiła coś innego. Zrezygnowała z pracy w terenie – dla mnie. Zrobiła to, bym przyjął awans i nie martwił się, że coś tracę. Zrobiła to dla mnie. Teraz od czasu do czasu pełni rolę konsultanta. Dzięki temu, nie musieliśmy także ukrywać naszego związku, nie byliśmy już związani pracą, nie groziło nam rozdzielenie.
Teraz jestem szczęśliwy. Mam wspaniałego syna, który z każdym rokiem mężnieje, mam przyjaciół, na których mogę liczyć. Mam ukochaną kobietę przy boku, która jest całym moim światem i która dała mi największy skarb, który teraz spogląda na mnie swoimi czekoladowymi oczami – półroczną córeczkę. Mam rodzinę i prawdziwy dom...
Pokonałem strach w moim życiu. Wyzwoliłem się z lęku. Udało się.
Wreszcie żyję.
KONIEC
Boziu, Cahrlotte... Jak zwykle cudnie... :)) Na końcumyśłam że sie popłacze... To było takie takie... Cudnie i wzruszające... :)) Czekam na nowe ff :)
To może ja sie tu jeszcze wciśne z moim cedekiem... ;p Troszke krótki ale zawsze coś... xd Mam nadzieje że się spodoba, bo juz chyba wyszłam z wprawy w pisaniu :))
Wrócił do pracy i powiadomił wszystkich o Jego śmierci. Każdy miał zły w oczach, choć nie wszyscy go lubili. Cullen dał Boothowi na resztę dnia wolne. Były snajper podziękował i w pierwszej chwili chciał jechać do Instytutu, by móc opowiedzieć o wszystkim ukochanej. Postanowił jednak pojechać do domu. Nie chciał odrywać jej od pracy, tym bardziej że ostatnio coraz częściej wcześniej opuszczała Jeffersionian. Tak jak postanowiła tak też zrobił. PO chwili czarny SUV zatrzymał się przed miejscem zamieszkania agenta. Wszedł do mieszkania i od razu włączył plazmę wisząca na ścianie, a do kompletu wyjął z lodówki piwo. Usiadł na kanapie i wpatrywał się w telewizor. Ktoś kto patrzałby na niego z daleka stwierdziłby, że zmęczony ciężkim dniem pracy człowiek odpoczywa. Ale gdyby podejść bliżej i przyjrzeć się mu - nie odpoczywał on po pracy tylko myślał. Najbardziej okazywał to jego wzrok. W tych czekoladowych oczach, które zazwyczaj były pełne blasku, radości, miłości i zadowolenia, teraz można było ujrzeć smutek, żal, niepewność i Zamyślinie. Siedział On tak i zadawał sobie pytania na które szybko znajdywał odpowiedzi. "Jak ja mam Jej to powiedzieć?? Że co?? Że go pobiłem i nie żyje?? Nie, tak nie mogę powiedzieć. Wyszło by na to że to ja go zabiłem. Powiem porostu, że umarł" Koleje pytanie jakie go dręczyło brzmiało "Jak zareaguje?? Zacznie płakać czy skakać z radości...??". Po chwili jednak znał już odpowiedź, która był bardzo oczywista. "Będzie płakać. To logiczne. Przecież kiedyś tyle ich łączyło, byli szczęśliwi... To przecież normalna reakcja." Na myśl nasuwało mu się jeszcze wiele pytań ale w końcu zmęczony wszystkimi wydarzeniami i tym myśleniem postanowił położyć się na chwilę spać. Pokręcił głową otrząsając się z zamyślenia. Dopiero teraz zorientował się że ma w ręce otwarte piwo. Już chciał upić łyka, ale nie zrobił tego. Musiał przecież jechać jeszcze po Temperance. Poszedł do kuchni i wylał je do zlewu, przy okazji spoglądając na zegarek. Było dziesięć po trzeciej. "A więc mam jeszcze ponad dwie godziny." - Pomyślał i udał się do sypialni.
Kiedy się obudził było wpół do szóstej. Miał więc pół godziny, podczas których na pewno zdąży pojechać po ukochaną. Poszedł do łazienki, stanał przed lustrem, nabrał na palce trochę żelu i poprawił roztrzepane od snu włosy. Gdy skończył złapał klucze i opuścił mieszkanie. Niedługo później znalazł się pod Instytutem. Wysiadł z auta wzdychając ciężko i ruszył ku wejściu. Każdy widział, że coś się stało. Mężczyzna, zawsze uśmiechnięty, szedł pośrodku Jeffersonian ze spuszczona głową. Angela, która spostrzegła Bootha już kiedy wszedł, chciała zapytać go co się stało, ale postanowiła się wstrzymać. "I tak prędzej czy później się dowiem..." - Przeszło przez jej głowę. Brennan właśnie kończyła uporządkowywać rzeczy na swoim biurku, gdy usłyszała znajome jej kroki.
- Już idziemy. Prawie skończyłam. - Rzekła, kiedy kroki ucichły. Oczywiste było to, że jej ukochany stoi oparty o framugę i wpatruje się w nią. Ale dziwne było jedno - nie odezwał się ani słowem. Położyła teczki na biurko i spojrzała na niego. Wiedziała, że coś się stało. W jego oczach nie było tego blasku, a na twarzy nie widniał żaden z tych cudownych uśmiechów.
- Co się stało?? I nie mów mi, że nic, bo przecież widzę. - Powiedziała spoglądając mu prosto w oczy.
- Chodźmy. Powiem Ci wszystko w domu. - Odparł i po chwili byli już w drodze do mieszkania.
mala cedeczek super filmweb znow szaleje:(
ale ja mama pecha:(
pisze ze 3 rzay osta i sie dodaje za 3 razem laskawie
pozdrawiam
Kinia ciekawe opowiadanie.
Charlotte ekstra.
Mala podoba mnie si
Czekam na nowe opowiadania:)
Oddaję władzę;) w ręce zdolnej młodzieży. Z6 należy do Was. Jeśli chcecie kontynuować Waszą pracę... załóżcie je z moim błogosławieństwem.
Wasza LG
LG jednak mamy nadzieję, że nas nie opuścisz! Krejzolki z twoim błogosławieństwem na pewno stworzą Z6.
Ciesze się, że się nigdzie nie wybierasz :)) I dziękujemy za błogosławieństwo i zielone światło z Twojej strony :))
W naszym "związku" to Marlen zawsze ta rozsądniejsza a ja ta narwana, ześwirowana, zakręcona itp. itd. ;P
LG, mam nadzieję, że Twoja psychika za bardzo nie ucierpiała po tej dość długawej konferencji? :D