Witam to znowu ja:)
Dobiegliśmy do 1000 i trzeba było stworzyć nowe forum i ot jest:)
Zamieszczę tu dalsze części opek, których nie skończyłam na tamtym forum, apotem pojawią się nowe:)
Pozdrawiam wszystkich:)
WASZA INES:)
bardzo podobal mi sie epilog... jednak to zakonczenie... niespodziewalam sie tego.. ) a kiedy bedzie kolejna seria... ?? :)
Wow! To było niesamowite! :) Nie spodziewałam się takiego zakończenia, ale bardzo mi się podobało... :) mam nadzieję, że napiszesz następną serię...? <prosi> tylko taką wiesz, z happy endem xD
Cieszę się, że się podobało:) Takie zakończenie było w mojej głowie od samego początku, choć może głupie, ale choć trochę ale Bonesowe:D
Chcecie czytać jeszcze te moje opka???
Nie myślałam o 6 serii tylko o zakończeniu...
Nie obiecuje nic, bo moge nie dotrzymać słowa;(
Ale postaram się bynajmniej dla Was:* Ale nie wiem kiedy mam dużo zaczętych opek, wypadałoby je skończyć:)
Pozdrawiam:)
Jasne że chcemy czytać te Twoje opka :) jak mogłoby być inaczej :)
Zakończenie też byłoby dobre :) może nawet lepsze niż seria xD
A my możemy poczekać...:):*
Nie mam pomysłu do końca na kontynuacje, wiec zajmę się innymi, a jak wróci wena do tego opka, to napisze:)
Człowiek szuka miłości, bo w głębi serca wie, że tylko miłość może uczynić go szczęśliwym...
Kiedy znajdziesz miłość, nie odwracaj się do niej plecami...
Człowiek – jednostka ludzka, genialne dzieło Boga, stworzone na jego podobieństwo, która przychodzi na świat w określonym celu. Ma zadanie do wykonania i ma na to całe swoje życie. Przed nim wiele dróg, którymi może podążyć. Ma silną wole i od niego tylko zależy, czy to co zrobi przyniesie mu korzyść, czy będzie ogromną tragedią. On jest panem swojego losu…
W życiu człowiek ma do czynienia kilka razy z cudem... Jak tylko się postara doświadczy go, jeśli tylko pragnie tego z całego serca i znajdzie osobę, która mu w tym pomoże…
W pewnym momencie dwoje ludzi spotyka się, bądź to na ulicy, w sklepie lub innym miejscu. Początkowo jest jakaś iskra, może zauroczenie. Widzą tylko swój zewnętrzny wygląd, który jest bodźcem do nawiązania jakiejś rozmowy, małej wymiany zdań. To jest pierwszy etap. Kolejnym są spotkania, poznawanie wnętrza, upodobań. Wtedy mają okazje się lepiej poznać, polubić, a nawet pokochać… Kiedy między nimi nawiązuje się jakaś głębsza więź emocjonalna, pasuje im usposobienie tej drugiej osoby, pojawia się uczucie silne, są gotowi na kolejny krok, chcą doświadczyć cudu miłości, kiedy dwoje ciał łączy się stając się jednością. Wtedy jest ten pierwszy raz zakochanych, który daje początek nowemu życiu. Po 9 miesiącach na świat przychodzi dziecko i wtedy człowiek ma do czynienia z kolejnym cudem, jakim są narodziny. Rodzice są pierwszymi osobami, które widzi i słyszy dziecko. Są jego autorytetem, w nich wierzy i im ufa bezgranicznie. Ich rola jest dość łatwa z pozoru. Mają nauczyć go miłości, tego, co w życiu liczy się najbardziej, bo żadne pieniądze świata nie są w stanie uszczęśliwić jednostki. Dają one radość, ale jest ona tylko chwilowa. To miłość jest sensem życia, nią powinniśmy się kierować, ona powinna być wyznacznikiem.
Czym więc ona jest? Czy jest jedna do każdej sytuacji, a może jest jej kilka rodzajów? To chyba łatwe pytania, choć nie zawsze potrafimy określić, wytłumaczyć to słowo, którego sam dźwięk jest magiczny. To nie tylko różnego rodzaju hormony, które w naszym organizmie buzują. To nie tylko ta reakcja chemiczna, która jest dla nas czymś, co daje poczucie zaspokojenia potrzeb, której elementem jest pożądanie i namiętność. Miłość jest wtedy, gdy dwoje ludzi potrafi się doskonale zrozumieć nie wypowiedziawszy ani jednego słowa. Jest wtedy kiedy, w drugiej osobie znajdujemy zrozumienie, szacunek, schronienie, kiedy jest nam dobrze, kiedy odczuwamy brak tej drugiej osoby, kiedy na samą myśl o niej mamy te motyle w brzuchu. Albo miłość to patrzenie – nie na siebie, ale w tym samym kierunku. I ciągła pewność, że ta druga osoba kroczy taką samą drogą, w razie czego podeprze, pomoże, po prostu jest, nie pozwoli nam nigdy upaść, zawsze jest przy nas, bez pragnienia z tego jakiś korzyści. Obecność kochanego człowieka jest naturalna jak oddychanie. Jest potrzebna do życia, jak tlen, tylko musimy znaleźć odpowiednią osobę, która nam to wszystko pokaże, wyjaśni znaczenie. Miłość jest sztuką i trzeba najpierw dogłębnie poznać teorię, aby nauczyć się kochać i skorzystać z tej aktywnej siły człowieka, by dogłębnie i świadomie siebie dawać, troszczyć się i zaspokajać potrzeby ukochanej osoby.
Przed nami dwoje zagubionych w świecie ludzi. Oboje przeżyli wiele od radości po cierpienie. Doświadczenia z dzieciństwa odegrały istotną role w ich teraźniejszym życiu. Zmieniły ich poglądy na życie, zmieniły ich…
Ona doświadczyła miłości w dzieciństwie. Kochająca mama i tata, starszy brat, wszystko takie kolorowe. Duży dom, w którym panowała radość, gdzie czuła się bezpieczna, gdzie wracała ze szkoły z uśmiechem, bo wiedziała, że czekają na nią kochający ją ludzie. Nie miała pojęcia o problemach rodziców, bo oni po prostu jej darowali gorzką prawdę. Wychowywali swoje dzieci w miłości, mogły na nich zawsze liczyć, byli przy nich w dobrych, jak i złych momentach życia. Jednak pewnego dnia, ze strachu opuścili swoje pociechy, ratując im swoją ucieczką życie. Wtedy przeżyła szok. Zabrakło obok najbliższych, którzy pokażą jej jak kierować się sercem, jak kochać i pomogą odkryć szerzej słowo miłość. Odeszli ci, którzy byli dla niej autorytetem, ukochani rodzice zostawili ją w święta Bożego Narodzenia, starszy brat, jej opoka kilka dni później. Została sama. Postanowiła, że od tej pory zapomni o sercu, nikogo nie pokocha, nikomu nie zaufa…
On w dzieciństwie nie doświadczył wiele radości. Nie miał oparcia w nikim. Jedyne co pamięta, to strach, ból, niezrozumienie, pustkę. Wychowywał go ojciec bez matki. Tata był w stosunku do niego agresywny, po pijaku bił go i poniżał, wytykał błędy, a nawet się z niego naśmiewał. Uprzykrzał mu życie, jak tylko umiał. Wyżywał się za wszelkie niepowodzenia, traktował jak worek treningowy, rzecz, na której może odreagować zły humor, kiepski dzień. Czuł się niepotrzebny nikomu, młodszy brat traktował go tylko jako przykrywkę. Osobę, która weźmie na barki jego przewinienia i otrzyma karę. Taki był Seeley. Brał na siebie wygłupy chłopca, mówił, że on rozbił ukochaną butelkę whisky ojca, robił to, by bronić brata przed agresywnym ojcem. Jednak ileż można, jak długo można się poświęcać, dawać kopać? Niedługo. Nie wytrzymał i pewnego dnia chciał skończyć ze sobą, odebrać sobie życie, które nie miało dla niego żadnego znaczenia, które było nijakie. W odpowiednim momencie pojawił się dziadek i uratował chłopca przed ogromnym błędem. Zabrał go do siebie i postanowił nauczyć, jak można przezwyciężyć cierpienie sercem, że trzeba w życiu kochać i być kochanym. Dzięki niemu postanowił, że już nigdy nikt go nie zrani, a od tej pory będzie uczył innych, jak kochać i kierować się uczuciami i sercem.
Jak widać to dwie różne postacie, dla których w życiu liczy się coś innego, a jednak uzupełniające się w każdym stopniu, uzależnione od siebie, potrzebne sobie do życia, jak tlen. Dwa przeciwieństwa, które pewnego dnia los styka ze sobą, ich drogi łączą się. Dwa odmienne charaktery, dwa żywioły, którym nie dane było zaznać do końca czegoś wspaniałego, spotykają się w połowie drogi do szczęścia. To jest początek, dzięki temu spotkaniu coś się zmieni, odkryją na nowo znaczenie słowa miłość. Powoli małymi kroczkami będą się zbliżać… Życie nie zawsze jest usłane różami, jeśli spotkasz w nim kogoś dobrego to się jego trzymaj i nie opuszczaj…
Pierwsze spotkanie było kompletnie nie udane. Nie mogli dojść do porozumienia za żadne skarby. Widzieli świat w innych barwach, ona wszystko w czerni, on w bieli. Początki ich współpracy nie były za udane. Ciągle kłótnie, potyczki słowne, mające na celu udowodnienie, kto silniejszy w ich duecie. Widywali się niechętnie poza praca na wszelkiego rodzaju uroczystościach. O sobie wiedzieli tylko tyle, że bardzo się nie lubią, wręcz, miedzy nimi jest ogromna niechęć do drugiej osoby, a nawet nienawiść. Sytuacja nie zmieniła się tak szybko...
Jednak powoli zaczęli znajdować wspólny język, powoli zaczęli się dogadywać nie tylko na polu zawodowym, ale także prywatnie. On uczył ją o relacji z ludźmi, zdobywał jej zaufanie, ofiarując jej swoje. Ona odkrywała przed nim swoje prawdziwe oblicze, zdejmowała maskę, którą wkładała każdego dnia. Lody topniały, a oni stawali się sobie bliżsi. Coraz częściej wyjeżdżali poza Waszyngton, by rozwiązywać zagadki morderstw. Widzieli siebie w coraz to innych sytuacjach. Zaczęli nawet się porozumiewać w sposób kulturalny. On poznawał jej przeszłość, ona dowiadywała się czegoś więcej o nim. Powoli miedzy nimi zaczęło się coś zmieniać. Ich stosunki nie były już tak napięte, jak do tej pory... Minął kolejny rok ich współpracy, która nabierała coraz szybszego tempa. Widywali się coraz częściej poza pracą, gdzie czas upływał im w iście przyjacielskiej atmosferze...
Wszyscy w Instytucie i w siedzibie FBI, zauważyli, że ta dwójkę zaczyna łączyć jakaś silna emocjonalna więź, więź, która może przynieść nieoczekiwane skutki....
Jednak oni nie widzieli nic… Uparcie twierdzili, że są tylko przyjaciółmi. By inni przestali im wmawiać, ze jest inaczej, na przekór postanowili im udowodnić, że się mylą. Zaczęli umawiać się na randki z nowo poznanymi ludźmi. Wdawali się w romanse, by zagłuszyć sumienie, by zabić uczucie w zarodku. Przecież pracowali ze sobą, byli zupełnie innymi ludźmi, nie mogli się kochać, bo jak? Przecież to nie wypada… Jednak los płata figle. I te ich spotkania z przypadkowymi osobami, uświadamiały im tylko jedno, że to nic wielkiego, zwykłe przelotne, bez znaczenia romanse, nie mające nic wspólnego z uczuciem. Dla Bones były tylko rekreacyjne, dawały jej możliwość zaspokojenia biologicznych potrzeb, za jakie od zawsze uważała seks. Dla Botha były próbą zapomnienia o partnerce, przyjaciółce, do której poczuł coś więcej niż tylko sympatię. Zmieniali partnerów jak rękawiczki jednak nadal byli ślepi. Nie wiedzieli, co do siebie czują aż pewnego dnia na znienawidzonej przez nich pewnej sesji, z młodym psychologiem, która była początkiem zawirowań… Tu pierwszy raz Bones zapragnęła mieć dziecka, a na ojca wybrała swojego partnera. Nie chciała jednak począć go w naturalny sposób. Agent początkowo się zgodził, był dumny, że wśród tylu osób wybrała jego, jednak kiedy przemyślał to wszystko na spokojnie, miał wątpliwości. Nie chciał być tylko ojcem, chciał brać udział w wychowaniu dziecka, którego pozbawiła go Rebecca. Powiedział Bones, że się zgodzi, jeśli będzie to zrobione, jak trzeba. I wtedy zdarzyła się ta cała sytuacja z guzem mózgu, która miała dobre skutki dla obojga. Powoli dotarło do nich, że między nimi jest coś, co jest tylko ich, co jest piękne, tylko trzeba się temu poddać, a warto… Powoli, bez pośpiechu zbliżali się do siebie. Częstsze kolacje, ukradkowe spojrzenia, dotknięcia rąk, które wywoływały dreszcz. Niby mała rzecz, a cieszy… Dni mijały, a oni coraz bardziej się do siebie zbliżali. Byli sobie potrzebni do życia w większym stopniu niż podejrzewali. Dawali sobie energię, co znalazło odzwierciedlenie w ich pracy. Byli niezastąpieni, nie mający sobie równych.
Pewnego dnia nastąpił przełom w ich relacji… Spotkali się u niej po rozwiązaniu dość trudnej sprawy. W salonie, cynamonowy zapach unosił się w powietrzu od świec, poustawianych na podłodze. Dwoje przyjaciół, siedziało przy kominku, popijając czerwone półwytrawne wino, rozmawiając o wszystkim i o niczym. Rozumiejąc się bez słów, które w chwili, takiej, w jakiej oboje się znaleźli, są zbędne... Spokojnie siedząc na kanapie, popijając wino, i oglądając film rozmyślali. Booth nie potrafił się opanować. Zaproponował poważną rozmowę, na co Bones przystała. To była chwila prawdy…
Zadawał pytania, na które chętnie odpowiadała. On również nie był jej dłużny. W pewnej chwili, kiedy zeszli na temat uczuć, podniosła się i stanęła przy oknie. Booth podążył za nią…
- Chciałbym z tobą być – szepnął. Powinniśmy spróbować - dodał
- Jestem taka przeciętna.- Dlaczego chciałbyś ze mną być? - zapytała łamiącym się głosem.
- Przeciętna? Jak taka piękna, inteligentna i zniewalająco zmysłowa kobieta może być przeciętna?.
- Nawet nie przypuszczasz jak bardzo mnie intrygujesz - wyznał patrząc jej w oczy.
- Intryguję Cie?. - Dziękuję to bardzo miłe - Ale potrafię na siebie patrzeć krytycznie. - Nie ma we mnie niczego wyjątkowego… - wyjaśniła
- Proszę, choć ze mną - powiedział wstając i biorąc jej rękę.
Na jej twarzy odmalowało się zdziwienie, ale bez słowa dała poprowadzić się do przedpokoju. Ustawił ją naprzeciw dużego ściennego lustra, sam stając tuż za nią...
- Powiem Ci co widzę: - Wspaniałą kobietę, ucieleśnienie marzeń każdego faceta. - I nie mówię tego, bo jestem miły, mówię to, bo jestem szczery.
- Naprawdę tak sądzisz? - zapytała
Jej oczy powoli odzyskiwały pierwotny blask, a przyspieszony oddech podnosił jej puls.
- Jesteś piękna Bones - podszedł bliżej, niemal czując bijące od niej ciepło.
- Co najbardziej Ci się we mnie podoba? - spytała drżącym głosem.
Położył dłonie na jej ramionach, delikatnie odgarniając włosy... Zbliżył usta do jej ucha i wyszeptał:
- Cała jesteś boska, twoje usta, oczy.. . - Nie potrafię wyrazić jak mnie fascynujesz – szeptał. - Pragnę Cie, tak bardzo Cię pragnę...
- Ale my pracujemy razem, to się nie uda Booth.- A linia...
Położył palec na ustach, aby już przestała mówić. Booth uśmiechnął się. To był moment, w którym postanowił położyć kres odległości między ich ustami. Wykonał krok do przodu. To był bardzo słodki pocałunek, który stopniowo przekształcał się w pocałunek pełny, uwalniający stłumione pragnienia i namiętności... Po chwili oderwali się od siebie…
- Booth – szepnęła. Czy my dobrze robimy? – zapytała
- Tak – odparł posyłając jej czarujący uśmiech. Nie można ukrywać uczuć, chyba ci to mówiłem? – zapytał
- Tak, wiele razy, ale ja ci nie wierzyłam – szepnęła. Teraz wiem, nie można – rzekła
- Czegoś cię nauczyłem – rzekł z dumą
- Tak, ale jest tylko jedna rzecz, której jeszcze nie doświadczyłam – szepnęła. - Cudu miłości – dodała
- Przyjdzie na to czas, powoli, to nie może być zwykłe pożądanie – rzekł
- Wiem – odparła całując go lekko. Musimy być gotowi – dodała
Po chwili powrócili na kanapie, gdzie wtuleni w siebie siedzieli… To był początek do czegoś pięknego, ta chwila kiedyś nastąpi, a oni będą na nią czekać… Dni mijały, a oni doskonale odnajdywali się w nowej sytuacji. Było im razem dobrze…
Nastał luty... Miesiąc, kiedy miłość jest okazywana na każdym kroku. Jednak tylko Bones nie miała okazji tego doświadczyć. Nigdy nie obchodziła żadnych tego typu okoliczności, nie miała pojęcia o świecie zakochanych, dniu Kobiet, czy chłopaka. Nie obchodziła świąt, urodzin, czy imienin. Jednak pojawił się ktoś w jej życiu, kto postanowił to zmienić. I miał nadzieję, że mu się to uda. W głowie zaświecił mu pomysł.
Tymczasem w Jeffersonie
W całym Instytucie Angela porozwieszała serduszka i inne podobne rzeczy, na co Bones w ogóle nie zwróciła uwagi. Tak była zajęta kośćmi, że nawet nie docierały do niej słowa przyjaciółki, która starała się jej opowiedzieć o historii dnia, który dziś mają. Jednak Bones nie miała czasu na kolejne historie, które wiązały się z tym dniem. Kiedy Angela chciała porozmawiać, Bones wymigiwała się pracą, i tak jakoś jej zeszło do wieczora.
- Bones, kochanie, czy wiesz co dzisiaj jest? - spytał kobietę, która jako jedyna była jeszcze w ten dzień w pracy o tak późnej porze
- Czwartek – odparła nie spoglądając na niego
- Tak, ale czy data 14 luty ci coś mówi? - zapytał drążąc temat
- Nic, a powinna? - spytała ciągle oglądając kości
- Moja Bones, kochanie idziemy – rzekł po chwili
- Ale ja pracuję, muszę skończyć to zanim
- Bones, tyle razy ci powtarzam kości nie
- Nie zając, wiem zapamiętałam, ale
- Żadne ale, muszę ci coś pokazać – wtrącił
- Co takiego? - spytała. Czy jest coś ważniejszego od tego – dodała
- Tak, teraz pokaże ci coś, z czym będzie ci się kojarzyć ta data, 14 luty do końca życia – oznajmił i zbliżył się do niej
- Nie wiem – odparła. Czy
Jednak zanim dokończyła Booth zatopił swe usta w jej uniemożliwiając jej dokończenie.
- To, jak przekonałem cię? - spytał po chwili łapiąc oddech
- Nie – pokiwała głową. Musisz się bardziej postarać – rzekła zalotnie
- Tak? - spytał i znów zatracił się w pocałunku
Po chwili...
- Mam nadzieję, że zaraz dokończmy – rzuciła
- Tak kochanie – odparł i pociągnął ją za sobą w stronę wyjścia.
- Booth – zdążyła tylko krzyknąć i po chwili byli już na parkingu, z którego ruszyli w ciągu zaledwie minuty. Droga do ich wspólnego domu nie zajęła im dużo czasu. W końcu mieli Walentynki, a to czas kiedy spędza się z ukochanymi, a nie podróżuje po mieście.
- Ciekawa jestem, co dla mnie przygotowałeś? – szepnęła
- Niespodziankę – odparł
- Booth, to wiem, ale jaką?-spytała
- Jakbym ci powiedział, to ona by nią już nie była – wyjaśnił
- Jaki jesteś tajemniczy, a może takie małe coś, cokolwiek – poprosiła
- Nie kochanie, zaraz będziemy, bądź cierpliwa – rzekł
- Ja jestem cierpliwa – rzekła po czym pogłaskała go po policzku i dodała: Kocham cię
- Ja ciebie też – odparł. I zamierzam ci to udowodnić – dodał w myślach.
Po chwili byli już na miejscu. Booth otworzył drzwi ukochanej. To, co zobaczyła zaparło jej dech w piersiach. Salon był oświetlony małymi świeczuszkami w kształcie serca, i je też tworzyły. Na stole stał szampan i dwa kieliszki. Na podłodze leżały płatki czerwonych róż, ułożone w dywan prowadzący do sypialni.
- I jak? - spytał nieśmiale
- Seeley – szepnęła z zachwytu. To wszystko dla mnie? - spytała, w jej oczach zabłysły łzy.
- Tak, na ten moment czekaliśmy, ale mam nadzieję, że się opłacało – dodał
- Booth - szepnęła i pocałowała go w usta delikatnie. Jestem gotowa – dodała i zatopiła się w nim jeszcze raz
- Wiem, ja też – odparł i wziął ją na ręce.
Wziął ją w ramiona i powoli skierował się do sypialni, gdzie i tam czekała na nią niespodzianka. Tu również znajdowały się małe świeczki, a na podłodze i łóżku rozsypane płatki róż. Postawił ją na nogach i spojrzał prosto w oczy, w których zobaczył odbicie swojej duszy, jak i pragnień.
- Booth, pokaż mi co to miłość – szepnęła
Booth pocałował ją delikatnie za uchem i powoli zaczęli kierować się do przodu, ciągle dotykając delikatnie ciała drugiej osoby, opuszkami palców błądząc po nim. Po chwili oboje znaleźli się na łóżku. Rozpiął jej włosy i zanurzył swą jedną dłoń, druga natomiast błądziła po smukłym ciele antropolog. Po kolei między kolejnymi pocałunkami, pozbywali się swoich ubrań. Powoli bez pośpiechu. Oboje poddawali się tym pieszczotom, które doprowadzały ich do gorączki. Gra wstępna nabierała większego znaczenia. Booth delikatnie muskał ustami rozpalone już ciało antropolog, na co ona pojękiwała tylko, i czekała na kolejne. Booth powoli dawkował jej to, czego ona nigdy nie zaznała, choć nie pierwszy raz jest w łóżku z mężczyzną. Teraz jest jednak inaczej, przyjemniej. Bones leżała w bezruchu, jej mięśnie były rozluźnione, że nie mogła się poruszyć. Zamknęła oczy i jej myśli krążyły wokół niego. Poddawała się pieszczotom, którymi obdarzał ją jej partner. Po chwili otworzyła oczy i zauważyła, że on się jej przygląda.
- Booth, czy zrobiłam coś nie tak? - spytała
- Nie – odparł. Chciałem tylko na ciebie spojrzeć – rzekł. Jesteś piękna – dodał
- Dziękuję – odparła i w momencie znalazła się na nim.
Usiadła wygodnie i swoją dłonią przejechała po jego nagiej klatce, co u niego wywołało falę rozkoszy.
- Temperance – szepnął i po chwili poczuł jej słodki smak ust na swoich.
Teraz byli gotowi na kolejny krok, Ich ciała drżały z pożądania, jednak żadne nie nalegało by to przyspieszyć. Delikatne dotykali swojego ciała, poznając każdy jego centymetr i zakamarek. Bez pośpiechu ich usta błądziły w poszukiwaniu czegoś, co sprawiało im ogromną przyjemność. Po chwili ich oczy znów się spotkały. Teraz nastał ten moment, ten czas, ich ciała były już gotowe, na kolejną rozkosz. Po chwili...
Położyła palec wskazujący na jego ustach i wyszeptała zalotnie:
- Kochaj się ze mną – szepnęła. Jak nigdy z nikim – dodała. Oddaje ci siebie – szepnęła gładząc silne ramiona, w których czuła się tak bezpiecznie, choć nigdy nie znalazła się w nich w miłosnym uścisku, zawsze kiedy ją przytulał, nie bała się, wiedziała, że ją ochroni, nie zawiedzie.
- Będę się z tobą kochał – szepnął. Tu i teraz – dodał nie tracąc z nią kontaktu wzrokowego
Ciało przechodził dreszcz podniecenia. Każdy pocałunek wywoływał gęsią skórkę i ciche pojękiwanie raz jednej, raz drugiej osoby. Po każdym namiętnym pocałunku złożonym na jej nagim już ciele przez agenta, każdym muśnięciu jego warg, Brenn wiła się z rozkoszy. Jej organizm domagał się więcej, więcej. Chciała doświadczyć tego, o czym opowiadał jej tamtego dnia, gdyż jeszcze żaden z jej kochanków, nie zdołał zadowolić jej w pełni, tak, jak ona ich. Nowe, nieznane dotąd doznanie sprawiło, że przepełniała ją rozkosz, nie panowała nad zmysłami. Bootha także ogarniała ekstaza. Przed sobą miał kobietę życia, której pokazywał miłość, o której marzył od tak dawna, może nawet od pierwszego dnia, kiedy tylko zobaczył ją, kiedy ich oczy po raz pierwszy spotkały się. To początkowo było zauroczenie, zafascynowanie, które z czasem przekształcało się w coś głębszego, coś co nie powstało na początku, lecz z upływem czasu, małymi krokami nabierało na mocy, a zaczęło się od prawdziwej przyjaźni, zaufania, przywiązania, które teraz jest czymś, o czym skrycie marzyli, jest wielką miłością, która wypełnia ich dusze, ciało i umysł. Delikatnie błądził palcami po jej nagim ciele, opuszkami palcy, zaznaczał koła na brzuchu. Na każdy dotyk Brenn wyginała się w łuk. Jak tylko muskał jej ciało, krzyczała z zachwytu. Błądził ustami po brzuchu, dekolcie, szyi, po czym ich usta złączyły się w namiętnym pocałunku...
- Kocham cię – szepnął. Boże jak ja cię kocham... - dodał spoglądając jej głęboko w oczy, hipnotyzując ją swoim wzrokiem
- Kocham Cię – odparła ledwo mogąc wydobyć z siebie głos. Kocham Cię, nikogo nie pokochałam w życiu, jesteś moją pierwszą wielką miłością Seeley – szepnęła czule wymawiając jego imię
To był moment, w którym przejął inicjatywę agent. Ich ciała splotły się w szaleńczym uścisku, połączyły się w niezaspokojonej żądzy. Całowali się namiętnie, a każdy pocałunek był wstępem do czegoś, co było nieuniknione. Był już wystarczająco podniecony, jak i ona. Jeszcze raz spojrzał w jej oczy, gdzie zauważył przyzwolenie na następny krok.
- Seeley – szepnęła i po chwili pisnęła z podniecenia, które ją ogarniało
- Temperance – szepnął, kiedy złączyli się w jedno w miłosnym tańcu
Zaczął powoli się poruszać, zanurzając się w nią głębiej z każdym kolejnym ruchem. Bones zagryzała wargę, a jej ciało przechodził kolejny spazm rozkoszy. Teraz równomiernie kołysali się w tym samym kierunku. Ich ciało drżało z każdym kolejnym pchnięciem agenta. Każde kolejne zbliżenie zbliżało ich do orgazmu, jakiego nie mieli nigdy w życiu. Owładnięci żarem swych ciał, pożądaniem, namiętnością, powoli tracili kontakt z rzeczywistością. Tu poznawali razem ta różnicę między zwykłym seksem, szybkim numerkiem nie mający nim wspólnego z uczuciem, tylko ze zwykłym zaspokojeniem „biologicznych potrzeb”. Teraz Bones zauważała jak bardzo myliła się, zgadzając się na zbliżenia z nowo poznanymi facetami. Dzięki Boothowi zrozumiała jakim cudem jest kochanie, kiedy dwoje ludzi w tańcu miłości, staje się jednością, o której tak wiele słyszała od partnera, przyjaciela, a teraz od mężczyzny jej życia. Oni nią byli, dwa ciała splecione w miłosnym uścisku, który dał im tak wiele doznań, których nie doświadczyli nigdy w życiu. Czułościom nie było końca. Zbyt długo czekali, by teraz zakończyć na jednym razie. Pomiędzy kolejnym zbliżeniem, szeptali słowa pełne przywiązania, padało: Kocham Cię” wypowiadane z ogromnym uczuciem, które ich połączyło. Teraz docierał do niej sens zdania wypowiedzianego kiedyś przez jej partnera: „Seks bez miłości, to puste doświadczenie” - mawiał. Kiedyś się o tym przekonasz, kiedyś ci to pokaże – dodał z nadzieją w głosie.
Tej nocy tego doświadczyła... Chwila, kiedy ich ciała złączyły się w jednym namiętnym tańcu dwóch ciał... To była bardzo namiętna noc, pełna pasji i uczuć. Kochali się kilka razy, nigdy w pełni zadowoleni, nie mogąc nacieszyć się sobą. Tak długo oboje czekali na ten moment. Za długo...
Kochali się do utraty tchu, rozkoszując się swoją bliskością i dotykiem, który był kojący. Poznawali każdy centymetr swojego ciała, pragnąc odkrycia każdego jego zakamarka. Pot spływał kropelkami po ich rozgrzanych ciałach. W pokoju unosił się zapach pożądania. Dawno nie przezywali czegoś takiego, tak cudownego. To przyprawiało ich o gęsią skórkę.
Zostali odłączeni od świata. Nie wiedzieli, co się dzieje, tracąc kontrolę. Byli w totalnej ekstazie.
- Temperance – szepnął muskając ją lekko w usta. Teraz kochanie przeżyjemy miłość – dodał i po chwili przewrócił ją na plecy.
- Jestem gotowa – szepnęła i po chwili poczuła go znów w sobie.
Ich ciała w jednym rytmie zaczęły się kołysać, dając sobie rozkosz, jakiej jeszcze nigdy nie przeżyli. Po chwili ich ciała przeżyły ekstazę, której pragnęli znów, na nowo. Po kolejnym miłosnym uniesieniu, zmęczeni opadli na łóżko, spoglądając sobie w oczy, w których oboje widzieli radość i szczęście.
- Czy żałujesz? - zapytał gładząc ją po włosach
- Nigdy! - odparła. Warto było czekać – szepnęła Bones
- Kocham cie, i nigdy nie przestanę, wierzysz mi? - zapytał
- Wierzę, już dawno uwierzyłam – szepnęła. Kocham cię – szepnęła i wtuliła się w jego nagie ciało
Po chwili oboje zasnęli w swoich ramionach. To była ich wspólna noc i żadne inne podobne nie mogły się z nią równać. To, co doświadczali wcześniej było czymś zwykłym, co nie ma za wiele wspólnego z uczuciem. Teraz się o tym przekonali. Wreszcie trafili na odpowiednią osobę, która pokazała tej drugiej połówce tą różnicę pomiędzy zwykłym seksem, a kochaniem się, kiedy dwa ciała stają się jednością, którą oni byli. Osiągnęli szczyt. Znaleźli najwygodniejszą pozycję i zasnęli...
Oboje byli spełnieni, po owocnym akcie miłości zasnęli w swoich ramionach i w nich obudzili się następnego dnia.Byli szczęśliwi... To, o czym marzyli, czego pragnęli od dawna powoli się spełniało... Wszelkie lęki odeszły w niepamięć... Dwie istoty wreszcie się odnalazły.. odnalazły, by stworzyć, coś, czego nikt im już nie zabierze... Stworzyć rodzinę, której wcześniej oboje nigdy nie mieli... Rodzinę, której do szczęścia brakowało tylko małej istotki, która połączy ich na zawsze. Ale na to mają jeszcze czas, Bones musi się oswoić z myślą, że ma kogoś, kto ją kocha. A dziecko przyjdzie z czasem…
Pewnego dnia prowadzili sprawę morderstwa małego bezbronnego dziecka. To był przełom. Wtedy powrócili do rozmowy sprzed jego operacji. Byli w jej mieszkaniu. Po trudnej sprawie, siedzieli na kanapie, popijając wino. Coś w nich wstąpiło, coś, co dało im skrzydeł...
- Jestem gotowa. Chce mieć z Tobą dziecko, i chcę byś miał udział w jego wychowaniu.
Czuła, że się rumieni, więc, by nie zauważył odwróciła się. Uczucia zawsze ją zawodziły, ale teraz była pewna, że chcę tego najbardziej na świecie. Dotarło do niej, kim dla niej jest jej partner. Jest doskonały pod każdym względem, prawdziwy samiec alfa. Musi go przekonać, że warto... Warto spróbować... Wybrała go na ojca swego dziecka, gdyż był idealny, całkowite jej przeciwieństwo. Nie mógł uwierzyć, w to, co właśnie usłyszał...
- Jesteś tego pewna, nie chcę naciskać - szepnął
- Tak, teraz jestem pewna, chce tego teraz i tu... – odparła pewna siebie
W jednej chwili, w ułamku sekundy poczuła, zrozumiała, że go kocha. Głęboko, całym sercem na zawsze. Kocha jego męskość, poczucie humoru, inteligencje i oddanie rodzinie. Tak, kocha go. Teraz jest tego pewna...
- Kocham Cię i chce mieć z Tobą dziecko – szepnęła. Jestem gotowa na taki krok - dodała
Te słowa chwyciły go za serce. Wiedział, że jest gotowa.
- Pragnę dać ci tyle szczęścia, ile tylko potrafię, ponieważ do tej pory nie zaznałaś go zbyt wiele.
- Wiem, że nasze dziecko, będzie mieć wspaniałych rodziców... – rzekła. - Uczyniłeś mnie szczęśliwą, ponieważ mnie kochasz. Mam ochotę śmiać się i płakać jednocześnie. Nie potrafię nad sobą zapanować. Myślę, że to po prostu radość. Wiedziałam, że w moim życiu czegoś brakuje, lecz nie wiedziałam, czego. Dopóki nie spotkałam ciebie. Potrzebuje cię bardziej, niż ty potrzebujesz mnie. – powiedziała z ręka na sercu.
Odczytywał słowa, które bezgłośnie wypowiadały jej wargi, badał jej oczy, aby upewnić się co do znaczenia tych słów, a zmiany wyrazu jej twarzy zastępowały modulację głosu. Po tym przekonującym wyznaniu miłości słowa nie były już potrzebne. Nie odpowiedział, tylko wykonał ruch. Pocałował ja lekko. Rozpięła mu koszulę i szarpnięciem zsunęła z ramion, aby skóra mogła przylgnąć do skóry, rozpalając ogień pożądania. Znów sięgnęła ustami do ust mężczyzny, marząc tylko, by doprowadzić go do szaleństwa. I poczuła, jak szaleństwo ogarnia go, narasta i udziela się jej samej.
- Moja, moja, moja, powtarzał w myśli. To słowo doprowadzało go do szaleństwa. Teraz była jego, tak jak we śnie, z którego wyrwała go w szpitalu. A może nadał śnił? Wydała z siebie niski, namiętny pomruk, zapominając o resztkach zdrowego rozsądku. Chciała tylko jednego - kochać się z nim do końca, do rozkosznego spełnienia. Gdy poczuła dłonie na nagiej skórze, myślała już tylko o jednym, zniknęła przeszłość i przyszłość, pozostała tylko gorąca chwila, pragnienie stopienia się w jedno, potrzeba wspólnego dzielenia radości, żaru i rozkoszy. Leżeli, spleceni z sobą, nadzy i spoceni, milcząc. Wszystko, co można było powiedzieć, zostało powiedziane. Nie potrzebowali więcej stów. Nie żałowali. .. To był pierwszy raz bez zabezpieczenia…
Dni mijały... Bones w ciągu kolejnych tygodni, zmieniała się fizycznie. Jej biodra coraz bardziej się zaokrąglały. Nie przeszkadzało to Boothowi. Kochał ją jak nikt inny na świecie... Każdego dnia... W każdej chwili... Od początku... Z dnia na dzień częściej miała mdłości, nie tylko po śniadaniu, ale także i na miejscu zbrodni, lub w Instytucie. Powoli przybierała na wadze, co zauważyła pewnego ranka, nie mogąc dopiąć spodni. Jedyne o czym pomyślała, to, że może być w ciąży, gdyż wszystkie symptomy na to wskazywały. Udała się z samego rana do lekarza, który potwierdził jej stan. To była wiadomość, która bardzo ją ucieszyła. Będąc z agentem, nauczyła się dużo, nie tylko o ludziach, życiu. Odkryła, czym jest miłość. Teraz to był ten moment, ten czas, kiedy odkryła w sobie także instynkt macierzyński. Pod sercem nosiła małą istotkę, która była spełnieniem jej najskrytszych, niewymawianych głośno marzeń. Teraz czekała na odpowiedni moment, by przekazać tą wiadomość ukochanemu. Wieczorem, po kolacji postanowiła mu powiedzieć, podzielić się tą dobrą nowina. Siedzieli na sofie, wtuleni w siebie, oglądając jakiś film. Przytulił ją jeszcze mocniej. Uśmiechnęła się lekko, i wtuliła się w niego podkulając nogi pod siebie. Potem położył dłoń na jej brzuchu i wyczuł niewielką wypukłość, której przedtem nie zauważył, której istnienie trzymała przed nim w tajemnicy.
- To te późne kolacje - pomyślał
Jednak, coś go tchnęło. Spojrzał na nią. Jej oczy błyszczały, jak nigdy dotąd. W nich potwierdził swe przypuszczenia...
- Jestem w ciąży - szepnęła
- Będziemy mieli dziecko - krzyknął
- Tak, na razie to mała fasolka, ale
- Temperance - rzekł
Słysząc swoje imię, wypowiedziane z jego ust, nabrało innego znaczenia... Poczuła dreszcz, który szedł kolejny raz jej ciało.
- Uczyniłaś mnie najszczęśliwszym facetem na Ziemi
- Co tam na Ziemi, pod słońcem - krzyczał w wniebogłosy
- Booth, uspokój się, co na te krzyki sąsiedzi - spytała
- niech wiedzą, jaki jestem szczęśliwy - rzekł
Pocałowała go, nie mogąc się opanować. Klęknął przed nią i pocałował jej brzuch, w którym rosło ich szczęście. To, co się właśnie wydarzyło, było nie zapomnianym przeżyciem, które będą pamiętać do końca życia. Tej nocy dokonali cudu. Ich ciała złączyły się w namiętnym tańcu. Miesiące mijały, a oni tryskali szczęściem. Tamtej nocy poczęli nowe życie. Po 9 miesiącach na świat przyszła Joy Booth. Oboje byli szczęśliwi. Maleństwo kwiliło cichutko...
- Boże, jest śliczna
- Ty też. Kocham Cię Temperance
- Kocham Cię Seeley
- Witaj na świecie, kochanie – rzekli szczęśliwi
Bones obserwowała, jak ojciec i córka się poznają. Przypomniała sobie, jak dawno, dawno temu prosiła o jego spermę, jak o jakiś towar. Nie chciała by brał udział w życiu dziecka. Dopiero teraz, patrząc na ojca, który już stracił dla córeczki głowę, zrozumiała, jak bardzo się wówczas myliła.
Odnaleźli siebie… Przez okres współpracy oboje nauczyli się co to miłość, doświadczyli jej cudu, dając inny, nowe życie. Przed nimi przyszłość, w której muszą nauczyć małą tego, co oni odkryli dość późno… Teraz są przykładem dla dziecka, że marzenia się spełniają, a miłość zawsze tryumfuje…
I to zawsze będą jej powtarzać…
piekne... cudne... az nie wiem co napisac... :) bardzo sie wzruszylam... powiem tylko tyle ze masz OGROMNY TALENT !!!!
Dzięki za miłe słowa:*
To może kolejne dziwne opko o zamianie ról, innych wcieleniach, taki sen Bootha a'la 4x26:D
Co bym dał, by to była prawda??? Wiele, a może nawet wszystko...
Mam nadzieję, że się spodoba...
Teraz takie małe przedstawienie postaci, prawie wszyscy z serialu się pojawią, no ci głowni bohaterowie ;)
Zacznijmy od Temperance...
Nowy York...
Słońce świeciło dosyć mocno, jak na październik. Detektyw NYPD, (New York City Police Department), Temperance Brennan, po przymusowym dwutygodniowym urlopie, powraca do pracy...
Po ciężkiej sprawie, która była dla niej dość bolesna, mianowicie odkryła zabójce własnej matki, szefowie musieli dać jej odpocząć,w końcu straciła kogoś bliskiego. Niechętnie wyjechała. Wolała rzucić się w wir pracy, by zapomnieć. Praca była tym, co pozwalało jej uciec od problemów, sprawiała jej wiele radości, choć zazwyczaj miała do czynienie ze śmiercią, to była dumna, że udawało jej się odnaleźć i wsadzić za kratki każdego morderce z ofiar, które odnajdywano. To napawało ją dumą i nie był to egoizm.
Od kiedy chciała zostać detektywem? Od dziecka? Nie...
Ona chciała być nauczycielką w podstawówce, jak jej mama, którą kochała ponad życie, której ufała, która była dla niej jedynym autorytetem.
Wychowała się bez ojca, który okazał się przestępcą i wiele lat spędził w więzieniu, nie zdążyła go nawet poznać, gdyż pewnego dnia został zamordowany we własnej celi.
To było kilkanaście lat temu, ale nie to miało wpływ na jej decyzję, o pójściu do policji, by tam ścigać przestępców.
Pewnego dnia, kiedy wróciła ze szkoły, w domu zauważyła ogromny bałagan, co bardzo ją zdziwiło, gdyż jej mama była straszną pedantką i tego starała również nauczyć małą Tempe.
Nieśmiało weszła do środka, gdzie w kuchni zauważyła dużo krwi, co bardzo ją zaskoczyło. Wiedziała, gdzie szukać mammy, w końcu była to pora obiadowa, a tu jej nie było. Na podłodze była tylko ogromna czerwona plama, za którą podążyła 18 letnia Temperance.
Widać było różne ślady w przedpokoju. Dotarła do sypialni, gdzie ślad się urywał...
To, co tam zobaczyła, sprawiło, że dziewczyna zmieniła się na całe życie...
Ciało jej matki było zmasakrowane, była naga. Leżała na podłodze, a na je twarzy malował się smutek...
Nie mniejszy niż na twarzy Temperance., która próbowała ją ratować, z całych sił, robiła masaż serca, jak uczono ją na pierwszej pomocy w szkole, jednak na nic się to zdało...
Pomimo próby udzielenia pomocy, na jej rekach umarła po kilkunastu minutach reanimacji...
- Znajdę tego, co ci to zrobił - szepnęła łkając. Obiecuje mamusiu- dodała.
Po chwili na miejsce zbrodni przyjechała karetka i koroner. Stwierdzili, rany różnej wielkości, jak i zauważyli, ze kobieta przed śmiercią miała brutalny stosunek. Po rozmowie z córką, zabrali ciało, a dziewczynę zabrali do psychologa, który miał jej pomóc w pogodzeniu się ze stratą. Jednak to było dość trudne...
Mijały dni... Nastał czas, kiedy trzeba było składać papiery na studia. Po tym tragicznym wydarzeniu, jej plany zmieniły się, choć kochała dzieci, jak i uwielbiała pracę z nimi, w wakacje pomagała mamie w szkole, gdzie przychodziły dzieci z biednych rodzin, których nie było stać na wyjazdy, chętnie bawiła się z nimi. Była lubiana i każdy mawiał, że w przyszłości pójdzie w ślady mamy. Ona też tak sądziła...
W poniedziałek, około 9 zaniosła potrzebne papiery na uniwersytet. Było wiele specjalności, ona jednak wybrała kryminologię. Na korytarzy przed dziekanatem spotkała osobę, która jak i ona przyszła złożyć papiery.
Czas na kolejną osobę:)
Pewnie myślałyście, ze to Angela się pojawiła???
- Przepraszam - szepnęła drobnej budowy brunetka
- Tak - odparła Temperance. Mogę w czymś pomóc? - zapytała
- Czy i ty wybierasz się na kryminologię? - zapytała dziewczyna
- Tak - podarła zgodnie z prawdą Tempe. Ty też? - zapytała
- Tak, od zawsze mnie to interesowało - powiedziała dziewczyna, a w głosie kryła się psają tematem. Mój tata jest antropologiem, siostra patologiem - dodała. A ja wybrałam coś pośredniego, ale w temacie - rzekła po chwili z uśmiechem
- Ciekawa rodzina - rzekła Tempe. Moja mama była nauczycielką w szkole podstawowej, taty nie znałam - szepnęła smutno
- Ja nie znałam mamy, wychował nas tata - odparła. Mama była? - zapytała dziewczyna.
- Moja mam nie żyje - szepnęła, a w oku zabłysła łza. Ale to długa historia, może ci ją kiedyś opowiem - dodała. Ale to nie jest miejsce, ani czas - dodała szeptem. Nazywam się Temperance Brennan, a ty? - zapytała
- Camille Soroyan - odparła. Miło mi cię poznać Temperance - dodała podając jej dłoń
- Mnie również Cam, mogę się tak zwracać? - zapytała odwzajemniając uścisk dłoni
- Jasne, wszyscy tak na mnie wołają - powiedziała z uśmiechem.
- A ty możesz się zwracać Tempe, będzie mi miło - odparła dziewczyna
W tym samym czasie ktoś wyszedł z dziekanatu, gdzie czekały
Tempe i Cam. Chwile potem kolejna osoba opuściła go z uśmiechem na twarzy.
- To jak gotowa? - zapytała Cam.
- Wchodzimy - odparła Tempe chwytając za klamkę
Weszła do środka, tuż za nią Camille. Obie były zaskoczone, tym, co zobaczyły.
Ów pokój nie był dość dużych rozmiarów, jednak zawierał tyle rzeczy, że aż chciało się usiąść na chwile i porozglądać.
Na ścianach wisiały zdjęcia najlepszych policjantów, wzory poszukiwanych i jakieś dyplomy. Na szafce stała masa nagród dla najlepszego uniwersytetu kształcącego w tej dziedzinie.
- Mogę w czymś pomóc? - zapytała starsza pani
- Przyszłyśmy się zapisać na studia na wydział kryminologi - rzekła Temperance
- Zostały ostatnie owlne miejsca - odparła kobieta. Właściwie dwa - dodała
- Mamy szczęście - pisnęła Camille.
- O tak - odparła Temperance. Może będziemy razem w grupie? - zapytała
- Byłoby fajnie - odparła spoglądając na kobietę, która szykowała masę papierów dla dziewczyn, które po kilku minutach były wypełnione od A do Z.
- Proszę - rzekły jednocześnie
- Dziękuje - odparła kobieta. Wasza grupa, to będzie grupa C - rzekła. Zajęcia rozpoczynają się za dwa tygodnie - dodała. To wszytko - powiedziała chowając papiery do teczek podpisanych ich imionami.
- Dziękujemy - odparły i opuściły dziekanat. Do widzenia - rzuciły i wyszły
- Do widzenia - odparła kobieta i zajęła się swoimi sprawami
- Może pójdziemy na kawę i ciastko? - zaproponowała Camille. Poznamy się lepiej, jesteśmy razem w grupie, więc
- Jasne - odparła Tempe. Chętnie, choć ja nie lubię ciast - rzekła
- Kiedyś polubisz - odparła Camille i opuściły ogromny budynek Uniwersytetu, w którym przyjdzie im studiować razem.
Od tego wypady do kawiarenki wiele się zmieniło. Dziewczyny zaprzyjaźniły się, odnalazły w sobie bratnie dusze. Poznały swoją przeszłość, która nie była kolorowa. Zostały przyjaciółkami na śmierć i życie. Były dla siebie oparciem w każdym momencie, w chwilach dobrych, jak i złych.
Lata mijały...
Ukończyły studia z wyróżnieniem. Dziekan rozdając dyplomy, pogratulował im wytrwałości, ogromnej wiedzy i życzył wszystkiego dobrego.
Były szczęśliwe. Jednak szczęście to nie trwało długo...
W ciągu dwóch tygodni ich drogi rozeszły się. Temperance została w Nowym Jorku, gdzie przyjęli ją do policji, natomiast Camille pojechała do Waszyngtonu, gdzie przeszła kurs i została agentką FBI...
Nie oznacza to, że straciły ze sobą kontakt. Dzwoniły do siebie kilka razy w tygodniu, esemesowały codziennie, raz w miesiącu widywały się raz w u Tempe, raz u Camille.
Ich drogi się jeszcze spotkają...
To najpiękniejsze opowiadanie, jakie dane było mi czytać! Wszystko w nim zawarłaś od dzieciństwa, po pierwsze spotkanie, poznawanie się jak i odkrycie miłości, i narodziny dziecka. Pięknie. Postarałaś się.
Niby o Bones, a można odnieść do życia, śliczne.
Camille mieszkała już dwa dni w Waszyngtonie, jednak nie mogła się przyzwyczaić.
Tęskniła za rodziną,. za przyjaciółką, za gwarem, za zatłoczonymi ulicami Nowego Jorku, które zawsze przeklinała, a teraz je tego brakowało.
Waszyngton też nie był zły. Nocą tętnił życiem, ludzie wydawali się mili, ale zawsze nowe miejsce napawa nas strachem. I tak było w tym wypadku.
Weekend minął dość szybko.
Nastał poniedziałek, kiedy miała stawić się w nowej pracy.
Obudziła się wypoczęta pomimo, że z podniecenia i emocji nie mogła zasnąć, i ze strachu nie zmrużyła długo oka. To był pierwszy dzień, nie chciała zaspać, dlatego ustawiła kilka budzików, każdy o minute naprzód od poprzedniego. Tak na wszelką ewentualność.
Spóźnić się w pierwszy dzień nie przystoi i może źle wróżyć na przyszłość.
Pierwsze swe kroki tego ranka skierowała do łazienki, by przemyć zaspaną twarz.
Następnie szybka kawa i grzanka w drodze po ubranie. około godziny 7.30 była gotowa.
Chwyciła za klucze od samochodu, zamknęła mieszkanie i ruszyła przed siebie.
Przemierzała ulice DC. Od wynajmowanego mieszkania do pracy nie miała daleko.
Samochodem trasę przemierzyła w kwadrans.
Po chwili dojechała na miejsce. Zaparkowała na wyznaczonym miejscu i wysiadła z samochodu. Jej oczom ukazał się ogromny budynek FBI, który porażał wyglądem.
- To teraz się zacznie - szepnęła i ruszyła przed siebie.
Po drodze mijała osoby, które przyglądały się nowej. Jednak ona nie zwracała na nich uwagi. Kroczyła dumnie kierując się do gabinetu dyrektora
Goodmana, który już ją oczekiwał.
Nie miała większego problemu ze znalezieniem ów gabinetu. Był wszak na końcu korytarza, ale był dość specyficzny.
Zapukała do drzwi i usłyszawszy - „Proszę“ weszła do środka. Rozmowa była bardzo sympatyczna, Goodman okazał się miłym człowiekiem, który chętny był udzielić jej rad, i zapewnił, że nie będzie żałować, że opuściła NY i przeniosła się tu.
Po jakiś 15 minutach opuścili oboje jego gabinet i udali się do biura, gdzie od tej chwili miałą pracować młoda dziewczyna.
Nie był on jakiś powalający na kolana, ale nie był najgorszy. Tu miała spędzać przez najbliższe dwa miesiące czas, na wypełnianiu raportów, poznawaniu pracy od wewnątrz. Praktyka czyni mistrza, tak powtarzał jej promotor.
Wiedziała, że nie dostanie od początku broni, mega sprawy, która rozsławi ją w środowisko. Małymi kroczkami...
Usiadła za biurkiem.
Goodman pozostawił jej masę raportów, jak i ją samą, by mogła się za nie zabrać, w spokoju, by nikt jej w tym nie przeszkadzał. W końcu było ich sporo, a trzeba się było skupić.
Dość szybko uporała się z nimi.
- Praca to praca, nie ma czasu na leniuchowanie - powtarzała sobie, kiedy traciła wiarę.
Była ambitna, a to pomagało jej w pracy.
Dni mijały, a ona radziła sobie coraz lepiej.
Już po miesiącu przeszła przeszkolenie z broni, dostała własną.
Pewnego dnia opuściła mury gmachu FBI udając się na akcje ze starszym agentem, który miał doświadczenie w tych sprawach. Była podekscytowana i dumna, ze to w końcu się udało, że nastąpił ten dzień.
Arastoo był bardzo wyrozumiały i nie miał do niej pretensji, za jakieś niedociągnięcia. On też kiedyś był nowym, więc doskonale ją rozumiał.
Camille była dobrą uczennicą, słuchała uważnie agenta, pytała kiedy czegoś nie wiedziała, lub miała jakieś wątpliwości, a on odpowiadał na wszystko.
Udało im się dość szybko rozwikłać zagadkę śmierci rodzeństwa, co było sygnałem dla dyrektora, że jest już gotowa na więcej.
Między Cam a Arastoo, nawiązała się dobra relacja, a nawet przyjaźń. Po udanej sprawie, Goodman przydzielił ją do pana Vaziri, i od tego momentu stanowili duet.
Byli najlepsi. Nie mieli sobie równych. Żaden inny agent nie mógł ich prześcignąć.
Rozwiązywali sprawę za sprawą, robiło się o nich coraz głośniej, w mediach wypowiadano się o nich w samych superlatywach.
Przestępcy i mordercy zaczynali się bać, jednak było wielu śmiałków, którzy wypowiadali im wojnę.
Camille nie lubiła oglądać zamordowanych. to ją przerażało, pomimo, że jej psychika była dość mocna.
Jednak coraz częściej pojawiały się sprawy, w których ginęli ludzie. Arastoo był wspaniałym agentem, jednak w ich duecie brakowało kogoś, kto pomoże im w identyfikacji ciał, poznawaniu narzędzi zbrodni oraz przyczyn zgonu.
Pewnego dnia na jakimś przyjęciu zorganizowanym dla dyrektorów, Goodman przeprowadził rozmowę z dr Cullenem, archeologiem, ale przede wszystkim dyrektorem Instytutu Jeffersona, który był najsławniejszym zbiorowiskiem muzeów w całej Ameryce.
I tak od słowa, do słowa, panowie zgodnie doszli do wniosku, że muszą połączyć siły, w słusznej sprawie, rzecz jasna i agentce Soroyan przydzielić kogoś, kto doskonale zna się na kościach, wie o nich zdecydowanie więcej nich o żywych., kogoś, kto pomoże jej w sprawach związanych ze zmarłymi.
Cullen miał już kogoś na myśli...
swietna pomysl z zamiana ról... xD troche dziwnie sie czytalo... ale przyjemnie... :) czekam na cd :)
Mam nadzieję, że się nie pogubię w nowych rolach;p
Kilka lat temu przyjął na staż młodego chłopaka, który tryskał pozytywną energią, miał ogromną wiedzę i potencjał. Idealnie pasował do zespołu, który był zgrany, ale nie oznaczało to, że nie będzie przez nich przyjęty, lub będzie wyobcowany.
Każdy starał się mu pomóc.
Młody okazał się dobrym stażystą, potem został asystentem znakomitego antropologa, Maxa Keenana, który pomimo podeszłego już wieku, nie miał równych w swojej profesji.
Młodego chłopaka traktował jak syna, którego nie miał, a tak bardzo pragnął. Jednak los był
złośliwy i w wypadku stracił żonę, a potem już sie w nikim nie zakochał.
Poświęcił się pracy, która była dla niego wszystkim. Przez wielu uważany był za dziwaka, ale jego natura i przysposobienie nie przeszkadzało nikomu.
Pracował w Instytucie od samego początku. Widział jak się zmienia, przychodzą nowe osoby, odchodzą stare, on jednak pozostał. Teraz miał swoich stażystów, których kształcił.
Jared Booth z asystenta Maxa, przechodził kolejne etapy w karierze. Po zrobieniu doktoratu otrzymał pracę, za co był bardzo wdzięczny dyrektorowi, jednak najbardziej Maxowi, któremu to zawdzięczał wiedzę i doświadczenie..
Był szczęśliwy, dostał upragnioną pracę. Wiedział, że pokonał kilkanaście osób na stanowisko, co pałało go dumą. Jego praca i poświęcenie zostały wreszcie docenione.
Z dnia na dzień zyskiwał nowe doświadczenie, Max dawał mu wolną rękę, powierzał mu
coraz więcej kości do badania, by chłopak się uczył. chciał mięć godnego zastępcę, kiedy on sam nie będzie już w stanie pracować.
Jaredowi pochlebiał fakt, że ma za sobą największy autorytet w Instytucie, jakim niewątpliwie był Max.
Dni mijały, a on podnosił kwalifikacje i kiedy Max nie był w stanie pracować, kiedy zwyrodnienie stawów dało o sobie znać, i ból był na tyle przeszywający to młody doktorant zajął jego miejsce. godnie go zastępując i nie przynosząc mu hańby.
Jared przypadł także do gustu innym pracownikom, w tym samego dr Cullena, który podziwiał w nim pasje i chęć nauki, jaka miał będąc w jego wieku.
Chłopak miał dar zjednywania sobie ludzi. Jedyne w czym nie miał szczęścia to miłość, w przeciwieństwie do starszego brata, który dziewczyn miał na pęczki, zmieniał co chwile.
Dziś blondynka, jutro szatynka…
Jared był inny…
Jego dziwna pasja, jaką były kości odstraszała potencjalne kandydatki na dziewczynę.
Żadna nie podzielała jego upodobań, i kiedy tylko się o tym dowiadywała uciekała, gdzie
„pieprz rośnie“. Jednak on się nie przejmował. Wiedział, że żadna nie była tą, która pokocha go takim jakim jest z jego wadami i zaletami. Był cierpliwy. Los szykuje mu prawdziwą niespodziankę. Niedługo spotka swoją pierwszą, wielką miłość.
Po bankiecie dyrektorów, następnego dnia został wezwany do gabinetu dr Cullena, który przedstawił mu pewną propozycję.
Z początku nie wiedział, co ma powiedzieć. Do tej pory pracował tylko w Instytucie, pod czujnym okiem Maxa, a teraz to się ma zmienić. Podświadomie marzył o tym, by wyjść poza mury, by zobaczyć pracę innym ludzi.
I oto jego marzenia się spełniają.
Propozycja współpracy z pewną agentką FBI, bardzo go intrygowała. Bez niczego zgodził się na nią.
Następnego dnia umówienie byli na spotkanie…
juz nie moge sie doczekac spotkania jak sie domyslam Jareda z Cam... :) tez mam taka nadzieje ze i ja sie nie pogubie czytajac... xD :) czekam na cd :)
Czas na cdk:)
Camille była trochę spięta. Zastanawiała się kim okaże się jej nowy partner, tym bardziej, że nie był to ktoś od niej, nowy agent FBI, tylko antropolog, człowiek od kości, czyli czegoś, czego ona się obawiała. Umarli to był dla niej temat tabu. Od dziecka się ich bała. W pamięci utkwiło jej pewne wspomnienie z cmentarza, kiedy jako dziecko chodziła z rówieśnikami, by zwiedzać. Znaleźli wówczas wieczorem odkryty dół, a w nim zmasakrowane ciało, i czaszkę. Od tamtej chwili unikała samotnego chodzenia po cmentarzu, szczególnie wieczorową porą.
Ten widok prześladował ją kilka lat.
Teraz pomimo swojego dorosłego wieku, nadal tak miała. Miała stalowe nerwy, była w końcu agentką, nie straszny jej był największy kryminalista, ale zmarli napawali ją strachem.
On miał do tego trochę inne podejście.
Cieszył się, że opuści mury, wyjdzie do ludzi. Kochał swoja pracę, jednak ostatnio brakowało mu tej adrenaliny, wartkiej akcji, którą budował jego brat.
Czytając jego opowieści przenosił się w ich świat. Utożsamiał się z jego bohaterami, przezywał to, co oni. A teraz mu tego brakowało. W Instytucie nie działo się nic ciekawego, każdego dnia praca miała taki sam wymiar. Badał kości, analizował dane,
Miał wyobraźnie, czytał wiele kryminałów, które były jego pasją od najmłodszych lat. Jak ma się starszego brata, do tego pisarza, który ma ogromny talent do wymyślania historii, pełnych intryg, zagadek, trudnych do rozwiązania, z każdą częścią swoich książek buduje ogromne napięcie, które sięga zenitu. Czytając kolejną stronę pragnie się więcej i więcej. Miał chłopak do tego ogromny talent.
Seeley od samego początku podzielał fantazje dziadka, jego konspiracyjne teorie, motywy zabójstw, przeróżnie historie wojenne, opowieści o zaginionych, rozbudzały jego ciekawość, pobudzały wyobraźnie, do tego stopnia, że pewnego pochmurnego i deszczowego dnia, usiadł w bujanym fotelu, wziął do ręki kawałek kartki i długopis i przeniósł się wspomnieniami do przeszłości, do opowieści ukochanego dziadka. Zaczął pisać, i po chwili nie mógł się oderwać. Pierwsze pomysły oddawał pod osąd siwego pana, który był dla niego największym autorytetem. Starszy Martin czytał je, osądzał, poprawiał, podpowiadał jakieś nowe pomysły, zagadki , motywy zbrodni, sposoby ich rozwiązań. Był przydatny.
Jednak 18 letni chłopak traktował to tylko jako hobby. Nie wiązał z tym swojej przyszłości. Dziadek widział ta pasje w jego oczach, starał się mu uświadomić, że popełnia błąd, że to co robi jest dobre.
Jednak chłopakowi brakowało wiary w siebie. Traktował to tylko jako zabawę, zagospodarowanie wolnego czasu. Nie wierzył, że to się może spodobać, że znajdą się ludzie, którzy go pokochają za jego wyobraźnie, lekkość pióra.
Jednak tragiczna śmierć dziadka uświadomiła mu, że miał racje i to dla niego zawziął się w sobie i dokończył pierwszą książkę, którą dedykował zmarłemu seniorowi. To był hołd złożony w jego stronę.
Poszukał wydawcy, który zaufał młodemu pisarzowi i za darmo wydał mu ta książkę.
Żaden z nich nie spodziewał się takiego odzewu. Pierwsza powieść kryminalna zdobyła szerokie grono czytelników. Nakład rozszedł się jak świeże bułeczki. Były zamówienia na kolejne egzemplarze.
Tak z dnia na dzień z nieznanego pisarza, który początkowo pisał do poduszki stał się guru piśmienniczym. Zyskiwał sobie przychylność komentujących, więcej osób chciało poznać dalsze losy bohaterów powieści, która stała się bestsellerem.
Udało mu się pogodzić hobby z pracą, i otrzymał solidną zapłatę. I to wszystko dzięki pewnej osobie.
Zrobiło się o nim głośno, musiał przeprowadzić się do większego stanu, gdzie miał własnego wydawcę.
Kolejne książki również były cudowne. Aż pewnego dnia zaczął się za nim rozglądać pewien scenarzysta, pragnąc nakręcić serial na podstawie jego książki. Był dumny, ze ktoś docenił jego prace.
Oczywiście się zgodził. Serial zdobył się z sympatią widzów. Z kolejnym odcinkiem zyskiwał sobie rzesze oglądających, stając się numerem jeden w Ameryce…
no no... Seeley pisarzem... a to chyba zamiast Bones... xD coraz bardziej mi sie podoba... :) czekam na kolejna czesc... :)
Niestety na tym moja wena poprzestała;((((
Byłam głupia, teraz to wiem... [OP]
Takie smutne opko, jak mój humor dziś...
Pomysł wpadł mi do głowy koło południa, ale napisałam teraz. W sumie jak pisałam w radio leciała piosenka
Bajm: „Krótka historia” i trochę ze edytowałam je ;D
Siedzę samotnie w swoim mieszkaniu. Popijam kolejny kieliszek wina, które zawsze piłam w jego towarzystwie. Tylko z nim tak smakowało, teraz jest nijakie. Pije, zapijam smutki…
Życie jest straszne, nie potrafiłam się w nim odnaleźć i nadal nie potrafię. Nigdy nie zaznałam miłości mężczyzny. Miałam przelotne związki, uciekałam w nie, by nie tylko zaspokoić moje potrzeby biologiczne, ale zmieniałam facetów, by się nie zaangażować w związek, bo on i tak byłby skazany na niepowodzenie. Ja nie potrafię kochać, nie jestem do tego stworzona. Jestem oschła bez uczuć, jedyną rzeczą na której się znam to kości i na niczym więcej. Nie znam się na popkulturze, nie wiem kto to Britney Spears, nie wiem nic o życiu o emocjach, które kierują ludzkim życie, bo przecież to nie prawda, że serce ci mówi co masz zrobić, to tylko mięsień, rozum podpowiada najlepsze rozwiązania.
Bynajmniej ja tak uważałam do momentu kiedy na mojej drodze stanął on…
Agent federalny, którego przydzielono mi do współpracy. Myślałam, że zrobię mu krzywdę. Pierwszy raz w życiu ktoś mnie tak zdenerwował. Jakiś samiec alfa o wysokim własnym ego, miał czelność nazwać mnie BONES. To przelało szale goryczy. Powiedziałam dość, ale jednak byłam w tym sama. Nasi szefowie postanowili, że jesteśmy najlepsi i razem stanowimy duet, osobno nie wiele możemy. Musiałam się zgodzić, nie miałam wyjścia..
To był początek czegoś… Między nami rodziło się coś, czego nie potrafiłam zinterpretować. To było miłe jednak oboje nie wiedzieliśmy jak nazwać to, co się miedzy nami narodziło.
Z każdym rokiem naszej współpracy zbliżaliśmy się do siebie. Byliśmy coraz bliżej. Poznawaliśmy siebie od tej drugiej strony. On pokazywał mi ludzką naturę, uczył o kulturze, pokazał inny świat poza murami Instytutu…
Jemu zwierzyłam się ze smutnej przeszłości, jemu pokazałam prawdziwą twarz, a nie maskę, którą zakładałam każdego dnia. Jemu oddałam siebie…
To taka krótka historia, mogłam napisać jej - kolejną część. W jego czułych ramionach, szybko przychodził sen. Nie wierzyłam, kiedy mówił, że kocha mnie . Myślałam - zgubi mnie w tłumie, zdradzi z Tobą, lub z nią - za jakiś czas. Żadna z Was nie zrozumie, jaki poczułam strach. Bałam się miłości, którą on chciał mi dać.
Sama zastanawiam się, co we mnie wstąpiło. Było nam dobrze, i nie mam na myśli tylko seksu, który był genialny od samej gry wstępnej do końca… Jeszcze nigdy w życiu nie doznałam tylu wrażeń, jak z nim, a miałam wielu partnerów.. tylko z nim poznałam tą różnicę między kochaniem się a miłością, o której ciągle mi wspominał… O zjednoczeniu dwóch ciał w jedność… Z nim tego doznałam… On mi pokazał świat… A ja? Odtrąciłam go, czemu? Nie wiem…
Jak mogłam tak powiedzieć mu? Gdyby tylko teraz wiedział jak, jest mi źle. Jak mogłam nie zatrzymać słów? I pozwolić tak po prostu by - odejść mógł…
Pamiętam jak dziś… Tamten wieczór, kolacja przy świecach, romantyczna muzyka w tle. ..
My dwoje i wokół nic więcej… Nic się nie liczyło tylko my, moment, chwila, w jakiej się znaleźliśmy. Było cudownie, do momentu, kiedy klęknął przede mną z czerwonym pudełeczkiem w dłoni, w którym była mały śliczny pierścionek z brylantem, który mienił się w blasku księżyca wpadającym przez okno. Przestraszyłam się, wizja małżeństwa mnie przerosła… Bez namysłu powiedziałam kilka słów, o wiele za dużo… Stał smutny, w oczach lśniły łzy. Nie patrzył na mnie jak kiedyś z blaskiem i czułością. Teraz widziałam tylko gniew… Wszystko potoczyło się szybko. Kilka zbędnych słów z ust obojga, które padły tamtej nocy. Wielki huk rozbitego szampana, krzyk, trzaśnięcie drzwiami…
Znów zostałam sama… Kolejny raz odszedł ktoś kogo kochałam… Zawiodłam ja…
Macie racje - ze mną chyba jest coś nie tak.
Zastanawiam się co we mnie wstąpiło, co mnie podkusiło? Przecież mogłam inaczej. Kocham go, i co z tego? Odrzuciłam mężczyznę swojego życia, przez moje głupie wierzenia w archaizmy… Teraz znów zostałam sama… Historia się powtarza. Od tamtego czasu minęło już dużo czasu, a ja nadal cierpię w samotności… Zabiłam coś, co było jedynym moim szczęściem, tym na co czekałam… Byłam głupia, teraz to wiem…
Moja codzienność mnie zmienia - sama nie wiem już, czy potrafię żyć.
Sytuacja, w której się znalazłam przerasta mnie. Jestem sama z własnej głupoty, cierpię i nic nie robię, by to naprawić. Ale jak? On znalazł kogoś, z kim chyba jest szczęśliwy. Ona jest piękna, inna niż ja. Zna się na żartach, dobrze odnajduje się w świecie, nie ma problemów z nawiązywaniem relacji międzyludzkich, mówi zrozumiałym językiem, uśmiecha się do wszystkich, jest miła, po prostu jest…
Kompletnym moim przeciwieństwem. Jest jego, a on jej… Ja zmarnowałam szanse, którą dostałam. Nie ma odwrotu, byłam głupia teraz to wiem…
Może los da mi szansę znów…
Jednak ja w to nie wierzę...
smutne ale piekne... piszesz niezwykle wzruszajaco... az brak mi slow...
mam nadzieje ze Twoja wena znow powroci bo juz nie moge sie doczekac dalszej czesci...
Bardzo smutna opowieść, Brennan przegrała miłość, smutne, ale ma to czego chciała, czasem lepiej ugryźć się w język, zanim powiedzieć coś na głos, smutne;(
Ale masz ciekawe pomysły. Nawet podoba mnie te opowiadanie z zamianą ról. Czekam na kolejne części. Krótka historia jest fajna i smutna:)
Dopisałam zakończenie opka: "Laleczka z saskiej porcelany":)
II Epilog:)
7.
Byli szczęśliwi. Swoją miłość chcieli ogłosić całemu światu wykrzyczeć ją każdemu, kogo spotkają drodze. Całowali się nie zwracając uwagi na miejsce, w którym się znajdują, choć budynek FBI nie był do tego dobrym miejscem, jednak było cudownie. Ogarniała ich namiętność, żądza. Myśleli tylko o jednym.. By dać upust emocjom, skrywanym marzeniom, by pokazać sobie miłość, o której tyle razy rozmawiali… By doświadczyć jej cudu…
- Kocham cię – szepnął kiedy oderwali się od siebie
- Ja ciebie też, od zawsze – powiedziała
- Od zawsze? – spytał nie dowierzając
- Tak, od pierwszego dnia, kiedy cie tylko zobaczyłam, te czekoladowe oczy zawirowały mi w głowie – wyjaśniła
- Zawróciły kochanie, zawróciły w głowie – sprostował
- Kochanie, musisz mnie wiele nauczyć – odparła. Ja mam jeszcze małe problemy – dodała ze smutną minką
- Od tego jestem, pamiętasz, wtedy na lodowisku? – zapytał
- Pamiętam – rzekła. Wtedy powiedziałeś coś, w co ci uwierzyłam – dodała
- Nie pozwolę ci upaść, zawsze będę przy tobie – przypomniał
- Tak – przytaknęła. Właśnie te słowa – powiedziała. Dotrzymasz słowa? – zapytała nie pewnie, jakby bała się, ze to, co się zdarzyło to tylko sen
- Dotrzymam, a ty swoje? – zapytał
- Moje? – odparła drocząc się z nim. Jakie? – spytała
- Bones – rzekł. Nie pamiętasz? – spytał lekko zawiedziony
- Ty jesteś jedynym agentem, z którym chce pracować- przypomniała mu
- I tego się trzymajmy – dodał z uśmiechem
- Ale było coś jeszcze co chciałam ci wtedy powiedzieć, ale bałam się – szepnęła
- Co takiego Temperance ? – spytał z czułością wymawiając jej imię
- Chciałam dodać, że jesteś jedynym mężczyzną, z którym chce kroczyć przez życie – wyjaśniła
- Obiecuję, że nigdy cię nie zawiodę, zawsze będę z tobą, na dobre i na złe, w zdrowiu i w chorobie, do końca moich dni – powiedział szeptem jej do ucha
- Obiecuję, że postaram się cie nigdy nie zawieść, że zawsze będę przy tobie, na dobre i na złe, w zdrowiu i w chorobie, do końca moich dni – powiedziała składając mu delikatny pocałunek na ustach, który wyrażał dużo
- Idziemy stąd? – zapytał. Chyba Cullen mi wybaczy - szepnął
- A gdzie, do pracy? – zapytała
- Nie na spacer do parku – powiedział. Zobaczysz jak to przyjemnie spacerować z ukochaną osobą – dodał
- Angela wspominała coś o zachodzie słońca z ukochaną osobą – wtrąciła
- To też jest piękne, niedługo się o tym przekonasz – rzekł. To będzie niespodzianka – dodał z uśmiechem
- Niespodzianka, a jaka? – zapytała
- Kochanie, co to za niespodzianka by była, jakbym ci powiedział? – zapytał
- Żadna – odparła. Ale..
- Nie flirtuj ze mną, bym ci powiedział, bo nie powiem – rzekł. Idziemy – rzucił chwytając ją za rękę i razem szczęśliwi opuścili gmach FBI, udając się na wspólny spacer. Jeszcze nigdy z nich nie czerpało tyle radości z bycia kimś i podziwiana widoków w parku. Teraz było inaczej, mieli siebie i nie byli już tylko dr Brennan i agent Booth, byli razem, ona i on, kobieta i mężczyzna, zakochani w sobie po uszy, szczęśliwi ludzie.
Czas się dla nich nie liczył, liczyli się tylko oni, ich miłość i splecione dłonie, które były symbolem ogromnej i szczerej miłości, która wreszcie odnaleźli.
Dzień płynął swoim biegiem. Spędzili go dość aktywnie. Po spacerze późnym wieczorem, udali się do mieszkania agenta, gdzie przygotował dla ukochanej romantyczną kolację, która smakowała wybornie. Agent okazał się naprawdę dobrym kucharzem, miał świetny gust co do win, które doskonale komponowało się z pysznym daniem z kuchni włoskiej.
Po obfitej kolacji, udali się do salonu, gdzie z kieliszkiem wina siedzieli na kanapie wtuleni, szeptając słowa miłości.
- Seeley – szepnęła
- Tak Temperance – odparł. Co takiego kochanie? - spytał
- Pamiętasz, jak mówiłeś, że mnie czegoś nauczysz? – spytała, na co on pokiwał twierdząco głową. Chcę tego doświadczyć – szepnęła
- Tu? – zapytał. Nie za wcześnie, nie to bym nie chciał, ale
- Tu – szepnęła odkładając kieliszki na stół i siadając mu na kolana, gdzie poczuła, ze i on jest podniecony wystarczająco.
- Może w sypialni? – zapytał pomiędzy kolejną dawką pocałunków
Wstała i pociągnęła go za krawat. Jednak on był szybszy, chwycił ją w ramiona i zaniósł swoją ukochaną do sypialni, gdzie oboje mieli doświadczyć cudu. Położył ją delikatnie na łóżku. Spojrzał w błękitne oczy, następnie ich usta złączyły się w namiętnym pocałunku. Dość zwinnym ruchem oboje pozbyli się ubrań, zostając całkowicie nadzy. Ich dłonie błądziły po rozgrzanym ciele partnera, dostarczając swym dotykiem wielu wrażeń. Pocałunki stawały się coraz bardziej zachłanne.
Po kilku chwilach namiętność złączyli się w jedno w magicznym tańcu, w którym kobieta i mężczyzna stają się jednością, doświadczając cudu miłości, a nie uprawiając tylko seks, który ma z nią nie wiele wspólnego. Nad ranem, szczęśliwi zasnęli w swych ramionach i w nich się też obudzili.
Dni mijały. Ich związek był bardzo udany, wszyscy znajomi cieszyli się z ich szczęścia, a najbardziej chyba Angela, która od samego początku im kibicowała. Również w jej życiu nastąpił pewien przełom. Wróciła do Jacka, za którym tęskniła, i po kilku namiętnie spędzonych nocach, test ciążowy pokazał wynik pozytywny. Była szczęśliwa, a Jack skakał z radości. Kilka miesięcy później w Kościele st. Mary odbył się ślub państwa Hodgins, a następnie huczne wesele, które trwało do rana.
Bones widziała, jak bardzo Seeley był szczęśliwy patrząc na ślub artystki z entomologiem. Sama jednak nie bardzo wiedziała, czy i ona jest już na to gotowa. Po chrzcinach małego Zacka Hodginsa, Booth odważył się na kolejny krok. Następnego dnia, zakupił bukiet żonkili, ukochanych kwiatów antropolog i przyjechał po nią do pracy.
Bones jak miała w zwyczaju siedziała u siebie w gabinecie wypełniając jakieś raporty. Booth uważał, ze się przepracowuje, jednak ona była nieugięta i zawsze stawiała na swoim.
- Kochanie – szepnął przekraczając próg. Ty jak zwykle jeszcze tutaj – powiedział ze smutkiem
- Kochanie, to już ostatni na dziś – odparła wstając składając mu namiętny pocałunek, na przeprosiny.
- Mam nadzieję, że ostatni, bo mam dla ciebie kilka niespodzianek – powiedział po chwili.
- Tak? – spytała. Wiesz jak ja kocham te twoje niespodzianki – szepnęła i znów go pocałowała. Ale ja też dla ciebie coś mam – szepnęła mu do ucha, a Boothowi na te słowa zrobiło się gorąco.
Objęła go mocniej i wyczuła, że coś za sobą chowa. Oderwała się do niego, przechodząc trochę do przodu.
- Żonkile – szepnęła uradowana. To dla mnie? – spytała zarumieniona
- Tak – odparł. Ale to nie wszystko – dodał po chwili. Mam kolejną niespodziankę – szepnęła wyciągając małe pudełeczko, w którym znajdował się pierścionek, pamiątka po jego babci.
W oczach Bones zaszkliły się łzy. Nie wiedziała co się z nią dzieje, ale było to przyjemne uczucie.
- Temperance Brennan, czy zgodzisz się wyjść za mnie, agenta specjalnego Seeleya Bootha? – zapytał
Zapadła cisza…
- Bones jesteś tu? – spytał, kiedy stała w bezruchu.
- Booth – szepnęła. Wstań, proszę – dodała po chwili
Zrobił to, o co go poprosiła, jednak wiedział, że nie oznacza to nic dobrego.
- Booth, czy ja wyjdę za ciebie? – spytała ze łzami w oczach. O niczym innym nie marze, jak być z tobą, i wiem, że małżeństwo to archaizm, to dla ciebie zrobię wszystko, kocham cię i jak jesteś szczęśliwy, to i ja jestem – dodała.
– Czyli się zgadzasz? – zapytał zdezorientowany
- Tak, zostanę twoją żoną i matką twoich dzieci – rzuciła i pocałowała go
- Bones zostaniesz matką moich dzieci? – spytał po namiętnym całusie. Nie no chyba umarłem i jestem w niebie - dodał
- Nawet tak nie mów – fuknęła. Żyjesz – dodała. Tak, jestem 8 tygodniu ciąży – powiedziała
- Boże Bones i ty mi dopiero teraz to mówisz? – zapytał. Będę tatą – rzucił biorąc ją w ramiona. Kocham cię i nasze dziecko – dodał stawiając ją na nogi i dotykając brzucha, który był już lekko wypukły
- My też cię kochamy – odparła kładąc swoją dłoń na dłoni partnera
To był piękny moment. Ta wiadomość o dziecku utwierdziła ich w decyzji, że musza tej małej kruszynce, która jest częścią niej i jego, która rozwija się pod sercem antropolog, które do nie dawna było dla niej tylko mięśniem, pozbawionych jakichkolwiek uczuć.
Kilka tygodni później w Kościele ST Agnes, miłość i wierność małżeńską ślubowali sobie przed Bogiem, w którego istnienie, wiarę przywrócił jej agent, dwoje partnerów, przyjaciół, dr Brnnan i agent Booth.
5 miesięcy od tego wydarzenia, na świecie pojawił się owoc ich miłości, malutka Felicia, która zawróciła w głowie rodzicom.
Lata mijały, a pani Booth spędzała każdą wolną chwilkę z małą księżniczką, której czytała własne bajki dla dzieci, które pisała od dzieciństwa. Pewnego dnia puściła jej pewną piosenkę, która dla niej była bardzo ważna.
- Mamusiu, strasznie smutna ta piosenka – powiedziała dziewczynka wtulając się w matkę
- Wiem kochanie, smutna, ale z nią wiąże się historia tatusia i mamusi – rzekła. To dzięki niej zrozumiałam, ze nie można uciekać przed miłością, bo ona zniknie, i będziemy d końca życia nieszczęśliwi – dodała
- Ja nie będę przed nią uciekać, jak mnie spotka to będę szczęśliwa – dodała malutka
- I tego ci życzę kochanie – rzekła Temperance. Piosenka ma smutne zakończenie, ale my musimy robić wszystko, co w naszej mocy, by nasza historia miłości, miała szczęśliwe – powiedziała
- Mamusiu, jesteś taka mądra – szepnęła dziewczynka całując matkę w policzek. Zobaczysz ja też będę mieć rodzinę, jak ty i tatuś, zobaczysz – dodała
- Wiem kochanie, wiem – odparła Bones głaszcząc po główce malutką Felicie, a drugą dłonią pokaźny brzuch, gdzie rozwijało się nowe życie.
Kilka lat później…
Felicia była piękną dziewczyną. Urodę odziedziczyła po mamie, po tacie czekoladowe oczy i zniewalający uśmiech, który kruszył serca starających się o jej rękę chłopaków. Ona jednak już miała wybrańca. Okazał się nim Zack Hodgins, który urzekł ją od pierwszego dnia, kiedy go spotkała, pomimo, że była małą dziewczynką. Między nimi narodziła się dziecięca przyjaźń, która przetrwała lata, przekształcając się w miłość.
Po kilu miesiącach od ich ślubu Felicii i Zacka, na świecie pojawiła się mała Ann, która stała się oczkiem w głowie nie tylko rodziców, ale i dziadków, którzy ją strasznie rozpieszczali.
Również i ona poznała piosenkę, dzięki której na świecie pojawiła się jej mama. I tak o to pewna piosenka z dzieciństwa chłodnej pani antropolog: "Laleczka z saskiej porcelany” krążyła po domach ludzi, niosąc pewien miłosny przekaz…
KONIEC
piekne cudowne a to zakonczenie... brak mi slow... :) takie wzruszajace ale na szczescie ze szczesliwym zakonczeniem... boskie :)
Ok napisałam cdk:)o zamianie ról:)
Seeley pomimo, że miał duże zdolności pisarskie, był wyjątkowo przystojnym mężczyzną, miał zniewalający uśmiech, który rzadko gościł na jego twarzy, czekoladowe oczy, w których widać było tylko smutek, nie potrafił się odnaleźć w życiu. Wspomnienia z dzieciństwa odbijały piętno na jego teraźniejszości. Miał ogromne problemy z nawiązywaniem relacji międzyludzkich. Nie znał się na popkulturze. Dla niego nie liczyła się nigdy sława, pieniądze. To były rzeczy, które niszczą ludzi, którzy biegnąc za czymś materialnym, tracą radość, jaką jest życie, choć nie jest kolorowe, o czym mógł się kilka razy przekonać na własnej skórze.
Nie potrafił znaleźć sobie przyjaciół, był wyalienowany. Nie interesowały go imprezy, spotkania towarzyskie, kino czy koncerty. Wolał posiedzieć sam wieczorem w domu, słuchając Mzyki klasycznej, która zawsze go uspakajała i przy której relaksował się, jak przy niczym innym, nawet pisanie było dla niego czymś przyjemnym, jednak bardzo stresującym. Lubił siedzieć wieczorami przy kominku popijając kieliszek czerwonego wina, głaskając swoją ukochaną kotkę Felę, lub pisać kolejne rozdziały swojej powieści, która stała się hitem.
Pomimo, że miał ogromne problemy z nawiązywaniem przyjaźni, nie potrafił znaleźć wspólnego języka z mężczyznami, to z kobietami zawsze miał dobry kontakt. Odkąd tylko pamiętał wokół niego zawsze kręciły się piękne damy, pomimo, że nigdy umyślnie nie zabiegał i ich względy, to zawsze mógł liczyć na ich towarzystwo, kolacje zazwyczaj kończące się śniadaniem. Szczególnie po tym jak stał się sławny. Miał wiele wielbicielek, które dla niego porzuciły by wszystko. Taki układ mu nawet pasował, same przyjemności bez zobowiązań. Co noc inna partnerka, dla niego to urozmaicenie, jak i pewien rytuał. Nie wierzył w miłość, szczególnie po tym, jak spotykał tylko takie kobiety, które nie miały nic ciekawego do powiedzenia, były tylko piękne. Nie mógł z nimi na żaden temat porozmawiać, ale w łóżku przecież nie liczy się rozmowa. Seks był przyjemny dla obu stron. Powoli tracił kontrole nad swoim życiem. Przestał pisać książkę, coraz więcej czasu spędzał w towarzystwie kobiet z wyższych sfer, które oferowały mu drogie prezenty. Schodził na dno…
Jednak pewnego dnia wydawca postawił mu ultimatum. Albo przystopuje z panienkami i zabierze się za kolejne części powieści, albo to koniec.
Słowa wydawcy były dla niego otrzeźwieniem, jak kubeł zimnej wody. Obiecał poprawę i w ciągu kilku dni dokończył 4 cześć swojej powieści. Zanim miała odbyć się premiera, został umówiony z najlepszym fotografem, który miał mu zrobić sesję do pewnego magazynu, co miało przypomnieć ludziom o autorze, jak i wzbudzić trochę kontrowersji jego życiem.
Umówił się z nim następnego dnia w jego studio, nieopodal jego apartamentu. Ubrał się na luzie, w ulubione dżinsy, brązową koszulkę ze smokiem i ulubioną czarną skórę.
Zjawił się na miejscu punktualnie. Wszedł do środka i jego oczom ukazało się małe, ale bardzo przytulne studio fotograficzne, widać profesjonalne. Na ścianach widniały zdjęcia pięknych kobiet, jak i przystojnych mężczyzn, jak z żurnala.
- Seeley Booth? – zapytał młody chłopak
- Tak, to ja – odparł. Byłem umówiony na 10 z fotografem. Z Zackiem Addym – dodał
- Miło mi, to ja – rzekł podając mu dłoń na przywitanie. Zack Addy fotograf gwiazd - przedstawił się
- Seeley Booth, pisarz powieści kryminalnych - rzekł. Mnie również – odparł
- Mamy tremę - ? – zapytał widząc przerażenie w oczach pisarza
- Nie, tylko nie przywykłem do takich zdjęć – powiedział
- Najtrudniejszy jest pierwszy raz – rzekł. Zapraszam do studia, dam panu kilka folderów, a pan wybierze sobie, w jakiej scenerii mają być zdjęcia, dobrze? – spytał
- Dobrze, ale mówmy sobie po imieniu, tak będzie łatwiej – powiedział udając się za młodym
- Dobrze – rzucił i podał mu kilka swoich prac, by mógł się przyjrzeć i wybrać tę, w której się czuje najlepiej.
Po chwili pisarz był już gotowy do sesji…
dziwnie sie to czyta... jakos tak sobie nie moge wyobrazic ich w pozmienianych rolach... xDD Zack fotografem ale to dziwnie brzmi... xD :) mam nadzieje ze sie nie pogubisz... :) czekam na cd :)
Nie powinnam się pogubić, ale chyba przestane je pisać, bo nudne jest;(
Ale przed Wami inne skończone opko:)
No to wpadłam jak wiśnia w kompot...
Od wyjazdu Sullego minęło już kilka dni. Bones nie była załamana, ale tęskniła za nim, co strasznie dokuczało agentowi, któremu zwierzała się ze swojej tęsknoty i nie była to tylko tęsknota za agentem, ale za nieziemskim seksem, który był częścią ich związku, jeśli nie jego głównym elementem. Booth słuchał cierpliwie, jednak miał już szczerze dość. Pewnego dnia postanowił jej to powiedzieć. Nie spodziewał się, że nie dane mu to będzie, a Bones sprawi mu niespodziankę nie koniecznie dobrą…
Kilka godzin wcześniej…
Siedziała w swoim gabinecie, czytając maile od Tima. Pisał do niej, za każdym razem, jak tylko zawitał do jakiegoś portu, gdzie od razu biegł do kafejki internetowej, by napisać do ukochanej, którą byłą Bones.
Było kilka minut po 8. Była pochłonięta czytaniem, że nie miała czasu na nic, nawet nie zdążyła wypić kawy. Kilka minut po 7 dzwonił do niej Booth, że przyjedzie po nią do Instytutu i pojada na miejsce, gdzie znaleźli kolejne zwłoki.
Czekała na niego czytając romantyczne listy, które pomimo mało romantycznej duszy robiły na nim ogromne wrażenie. Pierwszy raz jakiś facet mówił do niej takimi słowami, pełnymi uczucia. Powoli zastanawiała się, czy dobrze zrobiła rezygnując z wyjazdu. Jednak nie dane było jej zamyślić się za długo, gdyż chwilę po tym, jak zaczęła wspominać Tima w jej gabinecie pojawił się Booth.
- Bones – krzyknął od progu. Oto kawa, postawi cię na nogi, zbieraj się – oddał posyłając jej swój czarujący uśmiech. Jedziemy – powiedział kładąc kawę na biurko i chwytając za rękę partnerkę
- Booth – fuknęła na agenta. Dam sobie rade sama, - rzuciła. Nie jestem dzieckiem – dodała wstając
- Wiem Bones, tyle razy to słyszałem, że nie zwracam już na nie uwagi – odparł podsuwając jej kawę pod nos. To na dobry początek dnia - dodał szczerząc swe białe zęby
- Fuj – powiedziała z grymasem na twarzy. To mleko to chyba z tydzień ma – szepnęła
- Co fuj? – zapytał ze zdziwieniem
- Ta kawa – szepnęła. Co ona tak brzydko pachnie? – spytała. Od samego zapachu jest mi nie dobrze – dodała. Sam ją wypij – rzuciła i skierowała się w stronę drzwi
- Bones to najlepsze Caffe latte w mieście – krzyknął. Nigdy ci zapach nie przeszkadzał – dodał, jednak jego partnerki już nie było w gabinecie
Po chwili…
- Na pewno nie chcesz? – zapytał, na co Bones pokiwała twierdząco głową. Tylko byś potem nie mówiła, że ci nie chciałem dać – dodał odsuwając jej znów pod nos
- Nie dziękuje – rzuciła i wsiadła do Suva trzaskając porządnie drzwiami, co bardzo zdenerwowało agenta, który usiadł za kierownicą i zamykając za sobą drzwi wylał przez przypadek na spodnie kawę
- Ale z ciebie gapcia – powiedziała nie mogą się opanować od śmiechu
- Dzięki Bones – odparł. Od razu mi lepiej – dodał przeglądając schowek w poszukiwaniu czegoś czym mógłby wytrze kawę
- To może poprowadzę? – spytała po chwili
- Nie Bones, umiem jeździć, dziękuje – fuknął wycierając plamę
- To może ruszajmy – poprosiła. Pewnie na nas czekają – dodała. Ja zniszczą mi coś, zabije - fuknęła
- Ciało nie zając nie ucieknie – odfuknął. Chwila – rzucił. Musi mi wyschnąć – wyjaśnił. Nie mogę się pojawić na miejscu zbrodni w mokrych spodniach, szczególnie w tym miejscu – powiedział spoglądając na swój rozkrok
- Booth, kto ci będzie tam zaglądał – odparła. Chyba nie myślisz, że ofiara? – zapytała próbując zażartować, co wcale nie wyglądało na żart
- Bones to ci się żart nie udał – syknął zaciskając zęby. Ok – rzucił wychodząc.
- Booth gdzie idziesz? – zapytała spanikowana. Przepraszam już nie będę – dodała szeptem
- Proszę możesz prowadzić – rzucił przechodząc na drugą stronę
- Dziękuje – odparła dumnie. Widzisz, jak chcesz potrafisz być miły – dodała z uśmiechem
- Ale to ostatni raz – rzucił Nie przyzwyczajaj się – dodał zatrzaskując za sobą drzwi
- Zapnij pasy – poprosiła
- Wiem Bones, wiem – odparł i po chwili ruszyli z piskiem opon udając się na miejsce zbrodni
jakos tak poczatek mi nie bardzo przypadl do gustu ale chyba wiadomo dlaczego... koncowka owszem i sie bardzo podobal... tak humorystycznie i tak trzxymaj... :) a co do opoka o zmienionych rolach to niestety nie moge sie z Toba zgodzic... uwazam ze jest bardzo ciekawe ze wzgledu na jego hmmm... "innosc" ?? ciekawa jestem jak ich dalej pozamieniasz... :)
Jedziemy dalej z wiśnią, a potem zobaczymy co z zamianą...
Droga upłynęła im na nieudanych żartach antropolog i odpowiedziach agenta, który za każdym zdaniem wypowiedzianym przez Bones reagował agresją. Był po prostu wściekły. To dla nie wstał wcześniej, stał w kolejce po kawę którą do niedawna uwielbiała, a ona nie dość, ze odmówiła, to ów kawa wylądowała na jego spodniach, pozostawiając ogromną plamę w pewnym miejscu, co go irytowała najbardziej.
- Booth nie przesadzaj – powiedziała. Plama z kawy się spierze – dodała próbując go rozweselić
- Wiem – rzucił
- Co wiesz? – zapytała spoglądając na niego
- Bones patrz przed siebie, na drogę – rzucił. A nie na mnie, już jedno ciało wystarczy – dodał.
- Patrzę, tylko – wtrąciła, jednak nie dane było je skończyć
- Nie próbuj się wysilać na psychologie – rzucił. Z tyłu mam dżinsy, przebiorę się – dodał odpinając pas
- Co? – spytała. Tu, teraz? – pytała
- Tak tu i teraz wole wyglądać idiotycznie w dżinsach i marynarce niż z plamą, tu – powiedział spoglądając na przyrodzenie
- Booth, chyba zwariowałeś – odparła
- Tak, już dawno – rzekł. Patrz przed siebie, nie chce zginąć – szepnął jej do ucha i przedostał się na tył samochodu
- Booth – szepnęła, fajne bokserki – rzuciła spoglądając przez wsteczne lusterko na partnera, który przebierał się
-Bones, miałaś patrzeć przed siebie – fuknął.
- A lusterko wsteczne, to mamy gdzie? – warknęła
- Z przodu – odparł
- No to patrzę na przód – odparła. Ale naprawdę fajne, nie wiedziałam, że lubisz Gargamela – powiedziała i wybuchła śmiechem
- Bardzo śmieszne Bones, bardzo – rzekł siadając na miejscu pasażera. No wreszcie dojechaliśmy – dodał szczęśliwy.
- Widzisz dojechaliśmy w jednym kawałku – rzuciła. Następnym razem też prowadzę – dodała z uśmiechem
- Tak swoim samochodem, moim jadę ja, każdy rządzi swoim – powiedział i po chwili ruszyli przed siebie
Ciało leżało daleko od miejsca, gdzie zaparkowała Bones, więc mieli kawał drogi przed sobą. Bones miała dość dobry humor, chętnie porozmawiałaby z agentem, spróbowała sił w żartach, jednak jej partner na każde wypowiedziane zdanie w jego stronę i te tej nieszczęsnej kawy, robił się czerwony ze złości. Bones wyczuła to i reszta rogi upłynęła im w ciszy.
- Bppth – krzyknęła, kiedy stanęli nad ofiarą. Tu jest dużo tkanek miękkich, to robota dla Cam, nie dla mnie – rzuciła
- Bones a skąd ja miałem to wiedzieć, przecież przyjechałem tu teraz z tobą – odparł. Może jest gdzieś jakaś kość – zasugerował
- Miłego poszukiwania – powiedziała. Zawieść ciało do Instytutu – dodała. Musze zaczerpnąć świeżego powietrza – szepnęła i udała się w stronę auta
- Słyszeliście, ciało do Instytutu – rzekł i pobiegła za partnerką, która pobladła na sam widok ciała
Bones naprawdę szybko oddaliła się od zgromadzonych. Booth ledwo ją dogonił
- Chyba musze znów zacząć biegać – szepnął kiedy tylko dobiegł do antropolog
- Kondycja już nie ta? – spytała z sarkazmem, jednak na twarzy malował się jej też uśmiech
- Zobaczymy jaka jest twoja Bones, od soboty, kiedy nie będziemy pracować będziemy razem biegać, zobaczymy kto jest lepszy – rzucił
- Ale ja nie tylko pracuje w Instytucie, praca w terenie, pisanie książek, które są numerem eden – powiedziała nie zmniejszając kroku
- I znowu twoje ego – szepnął
- Cóż na to poradzę, że jestem najlepsza? – zapytała
- I do tego bardzo skromna – fuknął
- Dziękuje, staram się, jak mogę – rzuciła
- Bones co się stało?- zapytał. Zbladłaś, jak zobaczyłaś ciało, nie podoba mi się to – rzekł chwytając ją za rękę, zmuszając tym do zatrzymania
- Booth, nic tylko jakoś się słabiej poczułam, tak samo jak poczułam zapach kawy – odparła
- Powinnaś iść do lekarza – powiedział. To nie są żarty – dodał
- Booth, ale ja się dobrze czuje, to chwilowe – powiedziała. Jedźmy, bo się spóźnimy – rzekła i usiadła za kierownicą
- Bones zobacz, jak tu wygodnie – rzekł gładząc miejsce dla pasażera
- To dobrze, że wygodnie bo spędzisz tam trochę czasu – rzekła. Prowadzę ja – powiedziała włączając silnik. To jak jedziesz czy chcesz się przebiec? – zapytała z uśmiechem
- Jadę, ale to ostatni raz – zaznaczył. Nie wiem czemu nie potrafię się sprzeciwić – szepnął
- Widzisz działam na Ciebie – rzekła i włączyła się do ruchu
Na kolejnej wymianie zdań minęła im droga do Instytutu…
super czesc... bardzo sie przy niej usmialam... xD chcialabym zobaczyc Bootha w dresie xD hehee... ekstra oby tak dalej... :) czekam na cd :)
O shock shock shock! Pierwszy raz czytam o Davidzie i Emily!
Ines jestes genialna to wiem, ale to mistrzostwo!
Pisz inne o nich, ja chetnie przeczytam, choc nie mam ostatnio czasu;(
Nadrobilam troche co stworzylas niedlugo doczytam dale, cudo!
Ok jedziemy dalej:)
W ciągu kilkunastu minut dojechali do Jeffersonian. Bones szybkim krokiem udała się do środka, by jak najszybciej zając się kośćmi, które pewnie już są w środku. Booth martwiący się o partnerkę, która dość dziwnie wyglądała, była blada jak ściana podążył za nią, by w razie czego jej pomóc.
Weszła do środka i do jej nozdrzy dotarł ten odór rozkładającego się ciała. Na jej twarzy pojawił się grymas. Poczuła się źle, jednak nie dała po sobie znać, szczególnie, że partner ją dogonił i stał tuż obok. On jednak nie był ślepy, i nie dał się zwieść.
- Bones, dobrze się czujesz? – zapytał chwytając ją za rękę
- Dobrze – odparła. Przecież już ci mówiłam – dodała. Nic mi nie jest, tylko ten zapach, on
- Wiem nie jest piękny, nie pachnie ja Calvine Klein
- Nie wiedziałam, że gustujesz w panach – wtrąciła
- Bones nie znasz perfum CK? – zapytał. Jak na bogaczkę to myślałem, że właśnie ich używasz – powiedział
- Nie zwracam uwagi na markę, tylko na zapach, by się długo utrzymywał, im droższe tym lepsze - dodała
- Bones ok zmieńmy temat – zasugerował, wiedząc, ze ta rozmowa schodzi na inny tor, na którym może ktoś polec, i tą osobą zazwyczaj jest on. Bones to nie twój pierwszy dzień w pracy, martwe ciała to nie nowość, nigdy tak nie reagowałaś – rzekł. Coś jest nie tak – dodał
- Nie wiem Booth, może zjadłam coś i dlatego – odparła
- A jadłaś coś dzisiaj? – zapytał
- Nie – szepnęła
- Tak jak myślałem, to może z głodu – rzekł
- Masz rację to z głodu – powiedziała i w tym samym momencie pojawiła się Cam
- Dr Brennan za jakieś 10 minut będzie mogła pani się zabierać do pracy, ja już kończę – poinformowała. Czy dobrze się pani czuje? – zapytała po chwili
- Tak, czemu mnie wszyscy o to pytają – fuknęła i ruszyła do siebie
- Bo wygląda pani jak ściana – rzekła, ale słyszał ją tylko agent
- Nie wiem, co się z nią dzieje – powiedział smutny.
- Może z nią porozmawiaj – zaproponowała. Ciebie posłucha – dodała
- Już próbowałem – odparł. Jedyna nadzieja w Angeli – dodał. A gdzie ona jest? – zapytał
- U Jacka – poinformowała. Wiesz może oni się zejdą – dodała z uśmiechem
- Może – powiedział. Dzięki Camille, idę do niej – powiedział i ruszył do gabinetu entomologa
Po chwili..
- Cześć – rzekł agent wchodząc do środka
- Cześć – odparli jednocześnie
- Angela możemy porozmawiać – zapytał. Na osobności, chodzi mi o Bones – dodał
- Jasne, a coś się stało? – zapytała zmartwiona
- Nie wiem, i tego się chciałem od Ciebie dowiedzieć – powiedział
- Chodźmy do mnie – rzekła i po chwili siedzieli u niej
- Booth, co się dzieje? – zapytała
- Nie wiem, Bones dziś dziwnie się zachowuje – powiedział
- Dziwnie – wtrąciła artystka. Ale jak dziwnie? – zapytała
- Przyniosłem jej kawę z samego rana, a ona na jej sam zapach zbladła – powiedział. Stałem w mega długiej kolejce, by jej przynieść jej ulubione Caffe Latte, a ona, że jest nie dobre – dodał
- I dlatego uważasz, że się dziwnie zachowuje? – zapytała. Może nie miała ochoty na kawę i dlatego – próbowała mu wytłumaczyć
- Na miejscu zbrodni, jak poczuła odór ciała, prawie zemdlała, przecież to nie jest jej pierwszy dzień, ona ma z tym styczność już tyle alt, więc trochę się zdziwiłem – rzekł
- A pytałeś ją czemu? – spytała
- Jasne kilkanaście razy – rzekł
- I co ona na to? – spytała ciekawa
- Że nic jej nie jest – rzekł. A co miała powiedzieć, wiesz, jaka ona jest – dodał
- Wiem, mnie nie musisz tłumaczyć – przytaknęła. Może ja z nią pogadam? – spytała
- Byłbym wdzięczny – powiedział uradowany
- Najlepiej jak to zrobię od razu – powiedziała wstając. Jest u siebie? Zapytała, na co agent pokiwał twierdząco głową
Po chwili artystka była już w gabinecie przyjaciółki..
- Sweety – szepnęła wchodząc do środka. Możemy porozmawiać? – zapytała
- Jasne, a stało się coś? – zapytała
- chodzi mi o ciebie – odparła
- Wiesz chyba musze iść, kości już pewnie są gotowe – rzuciła i podniosła się
- Przecież powiedziałaś, ze możemy porozmawiać – odparła Angela
- Ale myślałam, że o tobie, a nie o mnie – rzuciła. Pewnie Booth cię tu przysłał – dodała
- Nie, czemu? – spytała. No dobrze, on, ale Booth się martwi o ciebie, tak, jak ja – dodała na usprawiedliwienie
- To co chcesz wiedzieć? – zapytała. Czuję się dobrze, jeśli o to chciałaś zapytać – dodała
- Widzę, że coś jest nie taj, jesteś strasznie blada – rzekła artystka spoglądając na twarz antropolog. Nie mów mi, ze się nie wyspałaś, bo wiem, jakim wtedy człowiek wygląda – powiedziała
- Jak wyglądają? – zapytała ciekawa Bones, bo nigdy nie miała podobnej sytuacji
- Żle – odparła. Ale ty wyglądasz gorzej – rzuciła
- Dzięki Ange, naprawdę poczułam się lepiej – odparła
- Brennan, wiem, że coś jest nie tak, i ty mi zaraz powiesz co – powiedziała
- Powiem, jeśli tylko nikomu nie powiesz – rzekła. Szczególnie Boothowi – poprosiła
- Obiecuje – szepnęła Angela widząc przerażenie u przyjaciółki
- Chyba jestem w ciąży – rzekła. Spóźnia mi się okres od dwóch tygodni, nigdy tak nie miałam, nie wiem co robić – rzekła na jednym wydechu
- Kochanie powinnaś zrobić test, a potem iść do lekarza – powiedziała Angela. Poczekaj chwile – dodała i udała się do siebie
- I co ja mam zrobić – spytała sama siebie
- Sweety, tu masz test – powiedziała artystka. Zrób i będziesz wiedziała
- Ale ja się boję – odparła. Co jeśli okaże się, że jestem? – spytała
- Najpierw zrób, potem będziemy się zastanawiać, nie ma co się martwić na zapas – powiedziała
- Ok, już idę, poczekasz tu? – spytała błagalnie
- Jasne – powiedziała i usiadła na kanapie…
Po około 10 minutach…
- Sweety i jak? – zapytała
- Angela wynik pozytywny, jestem w ciąży – rzekła.
W tym samym momencie w jej gabinecie pojawił się agent…
Bardzo zaskoczyło go wyznanie partnerki, które usłyszał. Nie dał jednak po sobie tego znać. Chciał poczekać, aż sama mu o tym powie.
- Bones, ja muszę jechać do FBI, po akta podobnych spraw, spotkamy się za jakiś czas w Royal? – spytał
- Booth – krzyknęły obie zaskoczone na jego widok
- Co? – spytał z udawanym uśmiechem. Kogo się spodziewałyście Georga Clooneya? – zapytał
- Nie wiem kto to jest – odparła Bones
- Powiem ciż, e jesteście nawet podobni – rzuciła artystka. Ale ty jesteś bardziej HOT – dodała
- Dziękuję Angela – odparł. To ja przyjadę po Ciebie za jakieś 2 godziny, dobrze? – spytał spoglądając na Brennan
- Tak, za dwie godziny – powtórzyła
- to cześć Wam dziewczyny, udanych pogaduszek – rzucił i opuścił plotkujące kobiety
- Jak myślisz słyszał? – spytała Brennan
- Nie wiem, wydaje mi się, że nie – odparła Angela. Ale jak lekarz ci potwierdzi musisz mu powiedzieć i Timowi, też, bo to zapewne on jest ojcem? – zapytała
- Tim, jak ja mu to powiem – szepnęła. A co z Boothem ?– dodała
- Kochanie chyba musisz się zastanowić, co dla ciebie i dziecka jest najlepsze – rzekła artystka
- Angela, ale ja nie chce dzieci – odparła. To nie dla mnie, Booth lubi pieluchy, ja nie znoszę, nie mam z nimi żadnego kontaktu, uważają mnie za chodzące dziwadło – powiedziała
- Nie masz racji, Parker cie lubi – powiedziała
- Widział mnie dwa razy, to chyba nie można nazwać przyjaźnią – wtrąciła
- Lubi cię, Brennan ciebie nie można nie lubić – dodała i przytuliła przyjaciółkę, która tego potrzebowała
- Teraz zadzwoń do lekarza i umów się na wizytę – powiedziała po chwili artystka
- Dobrze, a znasz jakiegoś dobrego ginekologa? – zapytała
- Mężczyzna czy kobieta? – zapytała
- Kobieta, nie będę taka skrepowana – odparła Brennan
- Ale faceci są delikatniejsi, ale ok. tu masz numer do dr Smith, ona jest bardzo dobrym ginekologiem – dodała
- Już do niej dzwonie – powiedziała Brennan wstając i wyjmując z torebko telefon.
Angela zostawiła przyjaciółkę samą by ta mogła w spokoju porozmawiać z lekarzem. Była w szoku, kiedy ta powiedziała, że najprawdopodobniej jest w ciąży. Wiedziała, ze to nie ma przyszłości, bo chociaż Sully kochał Brenn, i nigdy by jej nie skrzywdził, to ona była z nim tylko dla seksu, a nie z miłości. Nie pomyślała, że z tego jej zaspokajania potrzeb, mogą być poważne konsekwencje, ale jak to mówią, ludzie uczą się na błędach. I Bones ma teraz okazję się przekonać, jak nie miała racji wiążąc się z facetem tylko by mieć trochę przyjemności. Jednak pomijając jej głupotę było jej bardzo szkoda przyjaciółki, szczególnie, ze była przekonana, że agent słyszał ich rozmowę, tylko udał, że nic nie wie. Ale jego oczy nie kłamią. Był smutny, a smutek wynikał, z tego, co przed chwilą usłyszał przez przypadek. Angela od dawna wiedziała, że agent czuje coś więcej do partnerki niż tylko przyjaźń bądź sympatię, a teraz była tego pewna. Niestety los czasem bywa okrutny, i stało się coś, co uniemożliwiło im szczęście, które mogli znaleźć w swoim towarzystwie. Po chwili była już w swoim gabinecie.
Tymczasem Bones umówiła się na wizytę u ginekologa następnego dnia. Miała więc trochę czasu nad zastanowieniem się co dalej, co jeśli naprawdę okaże się, że jest w ciąży.
Usiadła wygodnie na kanapie i odpłynęła myślami daleko. Zamknęła oczy i oddaliła się od miejsca, w którym była. Nawet nie zauważyła ja zasnęła. Wspominała chwile spędzone z Timem, każdy moment, ich igraszko w łóżku, a nagle w jej wspomnieniach pojawiła się twarz agenta Bootha, powodu, dla którego ona zrezygnowała z rejsu, choć sama nie była przekonana, czemu nie wybrała się w tą podróż. Otworzyła szybko oczy, by zamazać jego twarz, która patrzy na nią tymi czekoladowymi oczyma w których chciała się zatracić, w których szukała ukojenia i prawdy i zawsze znajdywała.
Nie mogła uwierzyć w to, a raczej kogo zobaczyła.
- Booth – szepnęła. Nie ja chyba wciąż śpię – dodała pod nosem
- Nie wiedziałem Bones, że masz o mnie sny – rzekł. Ale to ja, umówienie byliśmy do Royal, pamiętasz? – zapytał
- Royal, tak pamiętam – rzekła. Ale nie mam na nic ochoty, boli mnie głowa – rzekła. Chyba pojadę do siebie, tylko powiem Cam – dodała i ledwo co wstała
Po chwili osunęła się na ziemie…
Moja wena nadal jest na wakacjach w Meksyku, szkoda, że mnie mnie zabrała :( Cdk ten powstał na spacerze z psem, zapisany w fonie, nie wiem, jest dziwny, ale nic innego nie wymyśle :(
- Bones – krzyknął kucając obok. Cholera co ci jest? Spytał. Bones nie rób mi tego – błagał
W tym samym momencie pojawiła się Cam, która miała sprawę do antropolog.
- Booth, co się stało? – zapytała podbiegając do leżącej Brennan. Żyje – odparła po chwili.
- Nie wiem podniosła się i nagle upadłą, w ułamku sekundy, nie zdążyłem jej nawet złapać – rzekł. Trzeba zadzwonić po karetkę – dodał
- Ja to zrobię, a ty zostań przy niej, na wypadek, gdyby się ocknęła – poprosiła patolog
- Dobrze, ale pośpiesz się Camille – rzekł błagalnie
- Dobrze, zaraz wracam – rzuciła i opuściła gabinet antropolog
Booth usiadł na podłodze obok partnerki, uniósł jej głowę i położył delikatnie na swych kolanach.
- Wszystko będzie dobrze – rzekł. Nie martw się, jestem przy tobie, nic ci nie grozi – mówił przez łzy
Po chwili przybiega Angela zaalarmowana przez patolog.
- Booth, co się stało? – zapytała
- Nie wiem, Ang, rozmawialiśmy, a ona nagle upadła – powiedział zgodnie z prawdą
- Zaraz będzie karetka – powiedziała Camille wpadając do gabinetu
- Czemu ona nie odzyskuje przytomności? – zapytał agent
- Nie wiem – odparła Cam. Nie martw się, wszystko będzie dobrze – powiedziała po chwili
- Booth, Cam ma rację, Brennan, jest silna – dodał
- Bones, nie rób mi tego – szepnął, a z oka spłynęła mu łza
W tym samym momencie w gabinecie pojawił się lekarz i sanitariusze z noszami.
- Jak długo jest nieprzytomna? – zapytał
- Jakieś 15 minut – powiedział agent
- Ciśnienie w normie – rzekł lekarz. Ale musimy ją zabrać na obserwacje do szpitala – dodał
- Dobrze, pojadę z panem – powiedział Booth
- Czy jest ktoś z rodziny, musi podpisać papiery – powiedział
- Jestem jej partnerem, mogę podpisać – odparła agent bez namysłu
- to znaczy chłopakiem? – zapytał lekarz
- Nie partnerem z pracy – wyprostował booth
- Ja podpisze –w traciła Camille. Jestem jej szefem, a rodzina jest poza stanem – powiedziała
- Dobrze, proszę tu podpisać – rzekł podsuwając jej kartkę. Dziękuje – dodał po chwili. Zabieramy ją – wydał rozkaz do sanitariuszy. Będziemy w kontakcie – powiedział i skierował się do wyjścia
- Whoa, do jakiego szpitala ją zabieracie? – zapytał Booth
- Do szpitala ST Agnes, tu niedaleko – rzucił funkcjonariusz i po chwili opuścili gabinet z antropolog na noszach
-Jadę za nimi – powiedział Seeley zabierając skórę z fotela
- Ja też – szepnęła Angela. Cam, muszę – dodała
- Jedźcie, jak się tylko czegoś dowiecie dzwońcie natychmiast – rzekła. Ktoś musi tu zostać – dodała i wszyscy rozeszli się w swoje strony.
Agent przemierzał ulice Waszyngtonu. Towarzyszyła mu artystka, która próbowała uspokoić go, ale to było dość trudne, zważywszy, że i ona była podenerwowana stanem przyjaciółki. W samochodzie panowała atmosfera smutku. Oboje martwili się o przyczynę nagłego omdlenia, a może nawet domyślali się jej przyczyny. W Końcu wiedzieli, że jest w ciąży i takie omdlenia w tym stanie się zdarzają. Po chwili dojechali na miejsce i szybkim krokiem skierowali się na Izbę Przyjęć, gdzie chcieli się czegoś dowiedzieć.
- Przepraszam – rzekł spokojnie agent. Na oddział przywieziono pacjentkę, Temperance Brennan, może mi pani powiedzieć, co z nią? – poprosił
- A pan jest kim? – odparła. Bratem, mężem? – spytała
- Mężem – wtrąciła Angela. A ja siostrą – dodała.
- Proszę o jakieś dokumenty – poprosiła, po czym dostała je bez żadnego sprzeciwu
- Agent specjalny i artystka, proszę poczekać, zawołam lekarza – rzekła i opuściła miejsce pracy, stawiając karteczkę, z napisem: „Zaraz wracam”
- Angela, coś ty wymyśliła? – zapytał Booth. Teraz to pewnie nic nam nie powiedzą – dodał
- A co miałam powiedzieć tej mieszance kobiety z
- Ok, rozumiem, módlmy się, by to przeszło – dodał
Ich małą wymianę zdań przerwał lekarz, nie był to ten, który przywiózł pacjentkę, lecz ten, co ja przyjął na oddział.
- Agent Booth? – zapytał, na co mężczyzna pokiwał twierdząco głową.
- Pańska żona, nadal nie odzyskała przytomności, podłączyliśmy ją do kroplówki, za jakieś 15 minut powinniśmy mieć wyniki badań krwi – rzekł
- Czy mogę ją zobaczyć?- zapytał. Proszę – rzekł błagalnie
- Tak, tylko proszę niczego nie dotykać, ona jest bardzo słaba – dodał. Proszę za mną – powiedział i w trójkę ruszyli do sali, gdzie leżała Bones
Weszli do środka i dreszcz przeszedł ich ciała. Na łóżku leżała blada jak ściana antropolog, podpięta do kilkunastu aparatów. Wyglądała jakby spała, a na twarzy malował się smutek.
Agent zbliżył się d niej i pocałował w czoło. Artystka usiadła na krześle obok, chwytając ją za zimną dłoń.
Po jakiś 5 minutach…
- Booth, zostawię was samych, czekam na korytarzu – rzekła
- Dzięki Angela – powiedział i zajął jej miejsce. Bones, nie rób mi tego, otwórz oczy, błagam cie – szepnął. Zrób to dla mnie, przecież obiecałaś, że zrobisz wszystko, teraz masz szanse to udowodnić – dodał
Ona nie reagowała, jednak kiedy chwycił ją za dłoń, kiedy poczuła bijące od niej ciepło, powoli odzyskiwała przytomność, a może to był skutek leków? Booth pochylił się nad łóżkiem, szeptając jej słowa, których nie miał odwagi powiedzieć wcześniej. W tym samym momencie pojawił się lekarz z wynikami.
- Już są wyniki – rzekł. Widzę, ze pacjentka już się obudziła – dodał. To chyba wizyta męża tak, na nią wpłynęła – pozwiedzał
- Booth – szepnęła cicho, na co on posłał jej jeden z tych uśmiechów, na widok którego robiło jej się gorąco
- Co jej jest? – zapytał zaniepokojony agent. Czemu zemdlała? – pytał
- Na początku myślałem, że to reakcja na stres, lub jakieś wydarzenie – odparł. Wie pan praca, ale po tych badaniach, znam już odpowiedz – powiedział zadowolony
- Jaką? – powiedzieli jednocześnie
- Gratuluje jest pani w 2 miesiącu ciąży – rzekł. To ja teraz państwa zostawiam, wrócę za jakąś chwilkę – dodał i opuścił salę
Zostali sami…
- No to wpadłam, jak wiśnia w kompot – rzuciła
W sali zapanowała cisza…
Taki cdk...
- Bones nie mówi się wpadłam jak wiśnia w kompot, tylko wpadłam jak śliwka w kompot – rzekł z uśmiechem.
- Booth – szepnęła, nie dotarło do niej, co powiedział. Booth, jaka śliwka? – zapytała
- Bones, dajmy spokój owocom – odparł. Jak się czujesz? – zapytał unikając trudnego tematu ciąży
- Dobrze, to tylko zwykłe omdlenie – powiedziała. Booth, to nie jest omdlenie, ja jestem w ciąży – dodała, a z oczu spłynęła jej łza
- Bones, jestem przy tobie, nie płacz – rzekł przybliżając się do niej i wycierając łzę kciukiem
- Booth, miałeś racje, nie powinnam spotykać się z facetami tylko dla seksu, teraz mam nauczkę, i pamiątkę po
- Po – wtrącił. Kim jest ojciec? – zapytał
- Ojcem jest Sully – odparła
- Sully, ale farciarz – dodał pod nosem. Czemu to nie ja? - pomyślał
- Możesz powtórzyć ?– poprosiła
- Nic Bones, głośno myślę – dodał
- Booth, przecież z antropologicznego punktu widzenia
- Wiem Bones nie jest to możliwe – rzekł lekko się uśmiechając. Kiedy zamierzasz powiedzieć Timowi? – zapytał
- Nie wiem, chyba wcale, ja nie chce tego dziecka – rzuciła. Nie jestem gotowa, usunę je – dodała. To lepsze niż porzucenie go w Domu Dziecka – dodała
- Bones, nawet tak nie myśl, musisz mu powiedzieć, jest ojcem – rzekł. Nie każ go, jak mnie Rebecca – poprosił, daj mu szanse, pozwól uczestniczyć w życiu dziecka, ma do tego prawo – dodał
- Ala ja go nie kocham Booth, nie mogę być z kimś tylko dlatego, że zaszłam z nim w ciąże – rzekła
- Bones, ale to krew z twojej krwi, ciało z twojego ciała, nie możesz usunąć, urodzisz je, a..
- Booth, płód do 3 miesiąca to jeszcze nie dziecko, mam okazje i zamierzam z niej skorzystać – powiedziała i odwróciła głowę
- Bones pomogę ci, tylko błagam nie usuwaj – rzekł
- Nie Booth, ja nie chcę dziecka, ja nie potrafię kochać, co ja mu ofiaruje? – zapytała spoglądając na niego. Nic, pieniądze nie załatwią tutaj sprawy, a Timowi nie opowiem – dodała
- Przecież prędzej czy później się dowie, nie uważasz, że powinien od ciebie? – zapytał
- Ale ja nie urodzę, wiec się nie dowie – rzuciła
- Bones, a mogę mieć dla Ciebie propozycje? – zapytał nieśmiało
- Tak, Booth, proś o co chcesz, przecież wiesz, ze dla Ciebie zrobię wszystko, jesteśmy partnerami, prawda? – zapytała
- Tak – odparł. I zrobisz dla mnie wszystko? - spytał ponownie
- Tak – powiedziała. Ty dla mnie też? – spytała, choć dobrze znała odpowiedź
- Tak, Bones zrobię dla Ciebie wszystko, zabije, umrę, i tego będę się trzymał – powiedział
- Tak, pamiętam – wtrąciła. Ja też zrobię dla ciebie wszystko – dodała
- Jeśli zrobisz wszystko, to nie usuwaj dziecka, proszę – rzekł. Jeśli nie chcesz, nie mów Timowi, choć uważam, że powinien wiedzieć, ale nie zabijaj dziecka, ono jest nie winne – rzekł błagalnie
- Booth – szepnęła
- Bones, daj mi skończyć, wiem, że nie jestem miliarderem, nie stać mnie nawet na szkołę dla Parkera, ale obiecuje, że pomogę ci wychować to dziecko, jakby było moje – powiedział pewien znaczenia tych słów.
- Booth nie wiem, co powiedzieć – odparła zaskoczona jego propozycją. Nie możesz brać odpowiedzialności, za moje czyny, nie mogę cię o to prosić – rzekła
- To powiedz Sullyemu, on ci pomoże, jeśli nie chcesz tej pomocy ode mnie – rzekł ze smutkiem
- Booth, nie powiem mu, że jestem w ciąży z jego dzieckiem – odparła. Przepraszam, ale nie mogę ci obiecać tego, ze nie suwne – powiedział szeptem
- Widzisz Bones, kłamałaś – rzucił. Nie zrobisz dla mnie wszystkiego – dodał. Przecież nie proszę cię o gwiazdkę z nieba
- Booth, nie mogłabym ci jej dać, przecież to niemożliwe – wtrąciła
- To tylko przenośnia Bones, tak się mówi, że dla kogoś ci bliskiego jesteś dać i zrobić wszystko, nawet taka gwiazdkę z nieba – rzekł wstając. Choć ona jest nieosiągalna - szepnął
- Booth gdzie idziesz? – zapytała
- Bones pewnie Angela chce z tobą porozmawiać, ja nie dam rady cie przekonać, że to, co chcesz zrobić jest złe, ale kim ja jestem, by ci mówić, co masz zrobić – dodał kierując się do drzwi. Cześć, wracaj do zdrowia – rzucił
Została sama, a z oczu popłynęła jej łza. A potem kolejna i następna, zamieniając się w potok w ułamku sekundy…
- Booth – szepnęła Angela. Czy cos się stało? – zapytała widząc jego minę, która nie była taka sama, jak kilka chwil wcześniej
- Nic, idź z nią porozmawiaj, wytłumacz, że aborcja to głupota, ja nie dałem rady – odparł
- Co? – krzyknęła. Brennan, chce usunąć dziecko? – zapytała, na co on pokiwał głową. Ja jej na to nie pozwolę, inaczej nie nazywam się Angela Montenegro – rzekła. Nie musisz na mnie czekać, bo nie wiem ile mi z nią zejdzie – dodała. Cześć – rzuciła i weszła do sali, gdzie przebywała Bones
- Sweety – szepnęła zbliżając się do przyjaciółki, która skrywała twarz w dłoniach. Co się stało? – zapytała
- Powiedziałam, że chce usunąć to dziecko, a Booth się zdenerwował – odparła łkając
- Kochanie, on ma racje – rzekła. Dziecko nie jest inne – dodała
- Booth powiedział to samo – wtrąciła
- Widzisz, bo Booth, to bardzo mądry facet – rzekła artystka. Powinnaś urodzić, pokochasz je, zobaczysz – dodała. Ja już się nie mogę doczekać małego tuptusia – powiedziała prawie piszcząc
- Angela, chyba zwariowałaś – rzekła lekko się uśmiechając. Ale ja już decyzje podjęłam – szepnęła jednak artystka była za bardzo podekscytowana, by to usłyszeć
Siedziały jeszcze chwilę. Kiedy zrobiło się już późno, Ange udała się do siebie, a Brennan ze zmęczenia usnęła.
Dni miały… Wszyscy ją odwiedzali, jak i Booth, ale nie schodzili na temat ciąży. Po 4 dniach, kiedy Bones była już na tyle silna, że mogła opuścić szpital, Angela przyjechała po nią, by ją zabrać do domu.
Do pracy powróciła już następnego dnia, nie było żadnych argumentów, które przemawiały za jej jeszcze jednym dniem urlopu, choć przyjaciele się starali, jak tylko mogli.
Pracowała nadal z Boothem w Tereni, jak to czyniła do chwili, kiedy zemdlała. Nie wracali do tematu ciąży, gdyż Booth uważał, że Bones podjęła już decyzję, a nawet jest już po wszystkim…
jak dobrze ze Bones nie usunela ciazy... :) bardzo mi sie podobala deklaracja Bootha... :) super oby tak dalej.. ;) czekam na cd :)
Miał być epilog, ale jakoś nie mogę skończyć i oczywiście wpadł mi głupi pomysł na zakończenie, hm przed wami cdk:)
Ona jednak, pomimo, że nie chciała tego dziecka, nie mogła tego zrobić, nie tylko jemu, ale i sobie, a przede wszystkim agentowi, który wzruszył ja tym słowami, które jej powiedział tamtego dnia. Po prostu nie potrafiła. To zraniłoby jego, tym samym zraniło by ją…
Booth nawet nie zorientował się, jak w ciągu ostatnich tygodni jego partnerka zmieniła się nie tylko fizycznie. Pomyślał, że może przechodzi taki okres w życiu kobiety, kiedy zaokrągla się tu i tam. Stan podobny miała kiedyś Rebecca, jednak on był przekonany, ze dziecko, którego się spodziewała, od dawna nie żyje.
Jednak pewnego dnia, kiedy brzuch był już naprawdę pokaźnych rozmiarów, Bones postanowiła mu powiedzieć prawdę. Zaprosiła go do siebie na kolację, skorzystał z zaproszenia, gdyż ostatnio coraz mniej czasu spędzali ze sobą.
Po kolacji usiedli na kanapie. Booth popijał wino, Bones tym razem delektowała się szklanką wody z plasterkiem cytryny.
- Booth – szepnęła. Powinnam cie za coś przeprosić – rzekła
- Za co? – zapytał. Nic przecież mi nie zrobiłaś – dodał
- Wiem, ale nie chodzi mi o dziś – rzekła. Pamiętasz naszą kłótnie w szpitalu? – zapytała
- Pamiętam, ale nie chcę o tym rozmawiać, podjęłaś decyzje, ja musiałem się z nią pogodzić – rzekł
- Wiem, że podjęłam, ale..
- Ale – przerwał jej zaciekawiony
- Ale nie zrobiłam tego, nie mogłam – szepnęła. Nie potrafiłabym żyć z myślą, że zabiłam własne dziecko – dodała. I to dzięki tobie to zrozumiałam – rzekła całując go w policzek
- Dzięki mnie? – zapytał zszokowany, ale szczęśliwy
- Tak, powiedziałeś wtedy coś, co tak na prawdę chciałam usłyszeć, choć się nie przyznałam – odparła
- Tak? – zapytał.
- Tak – odparła. Droczysz się ze mną- spytała z uśmiechem
- Przepraszam, ale uwielbiam patrzeć wtedy na ciebie jak ci się robą takie dołeczki, o tu – rzekł dotykając okolicy jej ust, co wywalało u obojga dreszcz. A co z Timem? – zapytał po chwili
- Nie wiem – odparła. Jak się urodzi dziecko, to mu powiem, ale nie kocham go, i nie chcę zmuszać, by był ze mną ze względu na małą, lub małego – dodała
- Ale powinnaś mu powiedzieć, ma prawo, nawet, jak z nim ni będziesz – rzekł
- Wiem Booth – odparła
- Bones już późno, będę się zbierał – powiedział. Ty kładź się spać, powinnaś odpoczywać, jeść prawidłowo, jutro przyjadę po ciebie, nie możesz się stresować korkami, to może źle wpłynąć na maluszka – powiedział po raz pierwszy dotykając jej brzucha
- Booth, jaj nie jestem chora, jestem tylko w ciąży – odparła z uśmiechem. Nie musisz mnie traktować, jak dziecko – dodała
- Bones ty dla mnie zawsze będziesz małą bezbronna dziewczynką – rzucił. I za to cię…
- I za to mnie? – wtrąciła
- I za to cię bardzo lubię – odparł, chciał powiedzieć coś innego, ale wiedział, ze to jeszcze nie czas i miejsce
- Ja ciebie też bardzo lubię – odparła
- I niech tak zostanie – powiedział i po chwili opuścił jej mieszkanie
Dni mijały dość szybko. Dziecko w brzuch rozwijało się prawidłowo. Reszta pracowników Instytutu się dowiedziała o jej stanie, gratulując jej, że zostanie mamą. Booth był z nią na każdym badaniu ginekologicznym, nie odstępował jej nawet na krok. Wreszcie nastał dzień, kiedy na świecie pojawił się mały chłopczyk, który wprowadził wiele zamieszania w życiu partnerów.
Booth coraz więcej czasu spędzał z nią i małym Chrisem , który traktował go jak tatę. Pewnego dnia z niespodziewaną wizytą w DC pojawił się Sully, którego o porodzie poinformowała telefonicznie Bones. Jednak od tego czasu minął już ponad rok.
Przyjechał bez zapowiedzi, do mieszkania antropolog, i tam czekała na niego mała niespodzianka…
Brennan była na spotkaniu z wydawcą, natomiast Booth, który zżył się z malcem, siedział z nim, jak również towarzyszył im Parker, który także polubił chłopca.
- Parker patrz na niego, ja otworze – rzekł
- Cześć – rzucił Sully. Przyszedłem zobaczyć się z dzieckiem – odparł
- Chyba pomyliłeś adresy – odparł wściekły Booth. Ty nie masz dziecka – rzucił
- Booth, co ci jest? – zapytał. Gdzie jest Temperance, chce widzieć moje dziecko – rzekł
- Nie ma jej – odparł
- Wiem, co cie boli, to, że to dziecko nie jest twoje – powiedział i w tym samym momencie pojawiła się w drzwiach Brennan
- Sully, o ty tutaj robisz? – zapytała zaskoczona
- Przyjechałem do ciebie i do dziecka, ale on nie chce mnie wpuścić – rzucił
- To może mi powiesz, jakie lubi bajki, co lubi jeść, a czego nie, ile ma już ząbków? – pytał go agent. Jako ojciec powinieneś to wiedzieć – dodał
- Booth uspokój się, proszę – rzekła próbując opanować sytuacje Brennan. Możesz go zobaczyć, ale tylko na chwilę i to będzie twój pierwszy, jak i ostatni raz – powiedziała
- Czyli ma syna – powiedział wchodząc do środka
- Tak – odparła Bones wyjmując małego z kojca. To jest Chris – powiedziała
- Jaki on śliczny, podobny do ciebie, ma takie błękitne oczy = oznajmił. Mogę go wziąć na ręce ? – zapytał, na co Bones pokiwała głową podając mu malca, który chwile po tym rozpłakał się
- Koniec zabawy – wtrącił Booth, odbierając małego. On cię nie zna i się boi, teraz już możesz iść, miło było cię znów widzieć –dodał. Mam nadzieję, ze się już nigdy nie spotkamy – rzucił głaszcząc małego po główce, który z każdym jego dotykiem się uspokajał
Po chwili Bones powróciła do pozostałych.
- Mam nadzieję, że się na mnie nie gniewasz? – zapytał. Wiem, to twoje mieszkanie ale
- Nie gniewam się – odparła. Cieszę się, że tu byłeś, sama bym sobie nie dała rady – dodała
Po chwili zajęli się zabawą…
- Ja wam jeszcze pokaże, co to znaczy szczęśliwa rodzinka – warknął Sully zamykając za sobą drzwi swojego samochodu. Pojechał do siebie obmyślić plan zemsty..
Znalazł się "tatuś" od siedmiu boleści! Jak ja go nie lubię...! Zresztą nigdy go nie lubiłam, ale teraz to... brak słów! Mam nadzieję, że szybko napiszesz cd :)
znalazl sie tatus.... robi sie coraz bardziej interesujace... ciekawe co Sully wymysli... czekam na cd :)
Wena nie wróciła, ale nie chcę byście czekały, więc przed wami cdk, nie jest to jeszcze epilog, bo to, co zaplanowałam nie zmieści się w jednej cześć z tym, tam wydarzy się coś przykrego :(
Miłego czytania... sorki za błędy...
W mieszkaniu antropolog panowała naprawdę iście rodzinna atmosfera. Cała czwórka bawiła się, nie zważając na czas, który dość szybko płynął, ale niestety on ma to do siebie, że jak miło go spędzasz, w doborowym towarzystwie, gna przed siebie.
Około 20 wszyscy zgłodnieli. By było szybciej zamówili pizze dla każdego, oczywiście z innymi składnikami, bo gusta były różne. Kolacja upłynęła im w miłej atmosferze. Zrobiło się późno , by Booth jechał z malcem do mieszkania, więc pozostał na noc u partnerki, nie pierwszy raz.
Około 22 po kąpieli małego Chrisa i uśpieniu go przez Parkera, obaj z chłopców smacznie spali.
Tymczasem Bones i Booth, siedzieli w salonie, popijając kieliszek wina i rozmawiając o dzisiejszym zajściu z Sullym…
- Jak myślisz, on jeszcze wróci? – zapytała
- Nie Bones, chyba nie będzie na tyle bezczelny – odparła agent. Jeśli jednak zmieni zdanie, ja cię, ja was obronię – dodał. Przecież wiesz, że ja nie kłamię – powiedział posyłając jej najpiękniejszy uśmiech
- Weim Booth, udowodniłeś mi to wiele razy – odparła. Tylko ja cię zawiodłam – szepnęła
- Bones, kiedy? – zapytał zaskoczony jej słowami
- Nie posłuchałam cię, że nie można spotykać się z facetami tylko dla seksu, potem wtedy w szpitalu, kiedy chciałam usunąć ciążę, przepraszam – dodała szeptem
- Bones, co było a nie jest nie pisze się w rejestr – odparł
- Booth – wtrąciła. Nie wiem, co to znaczy – dodała, a na jej twarzy pojawił się rumieniec, jak za każdym razem, kiedy mówił coś, czego ona nie słyszała
- Moja Bones, kocham jak mówisz: „Nie wiem co to znaczy” – rzekł nie zastanawiając się co właśnie powiedział
- Kochasz? – zapytała, tym razem, to on spłonął rumieńcem, by nie czuł się zakłopotany dodała: Kocham kiedy mówisz do mnie Bones, ale tylko ty masz do tego prawo i nikt inny – zaznaczyła
- Racja Bones, jesteśmy jak te dwie połówki pomarańczy, nikt nas nie jest w stanie rozdzielić – rzekł. Choć wielu próbowało – dodał tryumfalnie
- Booth, nie lubię pomarańczy, a możemy być, jak te dwie połówki jabłka? – zapytała
- Bones a my znów powracamy do owoców – odparł z szerokim uśmiechem
- Racja, dajmy im spokój – szepnęła i zaczęła ziewać ze zmęczenia
- Chyba ktoś jest tu śpiący? – zapytał.
- Trochę – odparła. Ale posiedzę z tobą, byś nie był sam – dodała lekko się uśmiechając
- Bones, racja, już po 2, to sobie pogadaliśmy, jutro też jest dzień, więc do łóżka – rzekł. A ja na kanapę – dodał już mniej radośnie, szczególnie na samo wspomnienie z tamtego rana, kiedy przez 10 minut Bones masowała mu kręgosłup, choć to było miłe w przeciwności do nocy spędzonej na tej twardej kanapy w salonie antropolog
- Booth, chyba nie powinieneś znów spać na tej kanapie – odparła widząc jego minę. Obiecuję, ze jutro kupie nową, i sam ją wybierzesz, ale dziś powinieneś się wyspać, odstąpię ci moje łóżko, jesteś moim gościem i
- I – wtrącił. Bones, nawet nie myśl, że ja pójdę do twojej sypialni, położę się wygodnie i zasnę, a ty będziesz spać na tym czymś, co dziwi mnie, że jeszcze produkują w XXI wielu – rzekł
- Ale ja nie myślałam spać tutaj – odparła. Ale skoro boisz się spać ze mną w jednym łóżku, to…
- Bones, ja się nie boje, miałbym się do kogo przytulić, ale…
- Booth, nie jesteśmy dzieci, spaliśmy już ze sobą, ale jak nie chcesz, to nie będę cię prosić na stojąco – rzuciła. Dobranoc Booth – szepnęła zalotnie i skierowała się do sypialni
- Raczej na klęcząco Bones – szepnął. Poczekaj, nie zostawiaj mnie tu samego – rzucił i po chwili już był w jej sypialni, która pachniała całą nią
- To po której stronie śpisz? – zapytała
- Po lewej, w sumie to mi jest obojętne, byleby blisko – powiedział z figlarnym uśmiechem
- Ja lubię po prawej, więc nie będzie problemu – odparła. Będziesz zmuszony spać w tej koszulce, bo nie mam nic w twoim rozmiarze – dodała
- Bones kłamiesz – rzekł
- Naprawdę Booth, nie mam nic co by na ciebie weszło – odparła
- Ale ja nie o tym mówię – wtrącił. Przecież wiem, że uwielbiasz spać po lewej, dla mnie zmieniłaś stronę, to miłe – oznajmił. Dziękuję – dodał
- Nie ma za co, czego się nie robi dla partnera – odparła uśmiechając się. A teraz idź do łazienki, wiesz kobietom to trochę schodzi wieczorna toaleta – powiedziała
- Bones, ale to ty jesteś śpiąca idź pierwsza, jak coś, gdybyś zasnęła, to pamiętaj ja cię obudzę – rzekł
- Booth, dobrze, zgadzam się – powiedziała i skierowała się do łazienki
- Zgadzasz się, bez żadnego ale? – zapytał
- Tak lubię się z tobą droczyć, ale dziś już na to za późno – powiedziała i zniknęła
Po chwili powróciła ubrana w koszulkę nocną, sięgającą przed kolana, jednak resztę zakrywał szlafrok, który chyba specjalnie nie ścisnęła mocniej.
- Bones – rzekł oszołomiony partnerką. Wiesz ja chyba też pójdę się wykąpać – rzekł. Tak zimy prysznic mi się przyda szepnął znikając za drzwiami
- Booth, nie wiedziałam, że tak na ciebie działam – szepnęła i wślizgnęła się na łóżko pod satynową kołdrę.
Agent przeżywał katusze w łazience. Za chwile miał wyjść do sypialni, gdzie będzie spał obok kobiety, która dział na niego, jak żadna inna. Po chwili wypachniony żelem pod prysznic o zapachu grejpfrutów powrócił do Bones, która już smacznie spała…
Położył się obok, lekko obejmując ją w tali i po chwili i on udał się do krainy snów…
oj biedny Booth.. jak on wytrzyma obok Bones... xD super czesc... :) czekam wiec na cd i zycze przyplywu WENY !!! :)
Przykrego?! Proszę, nie namieszaj za bardzo... albo mieszaj... :) tylko zakończ Happy Endem :)
Biedny Booth... musi znosić takie "męki"! ^^ czekam na cd :)
Kurcze jeszcze nie doszłam do sedna sprawy ;( Taki cdk, epilog już mam ułożony w głowie, trzeba tylko spisać ;)
Noc minęła dość szybko. Ranek nastał, a partnerzy nadal spali wtuleni w siebie, jakby z obawy, że ta druga osoba odejdzie i już nigdy nie wróci.
Bones spała wtulona w toros partnera, a jej głowa unosiła się powoli, rytmicznie z każdym oddechem partnera, który był spokojny i miarowy. Booth spał dosłownie jak dziecko. Miał przy sobie kobietę ze swych marzeń, nic mu więcej nie było potrzeba do szczęścia. No może… Ale na to jeszcze za wcześnie, nie może jej ponaglać, bo to tylko pogorszy sytuacje.
Około 7 Bones jak każdego dnia przebudziła się. Podniosła lekko głowę i to co zobaczyła, a raczej kogo napawało ją radością. Na twarzy agenta malował się uśmiech, ściskał tak mocno partnerkę, że ta z wielkim trudem zdołała wydostać się z jego uścisku, choć nie chciała, walałaby pozostać Jeszce chwilkę, i poczuć jego bliskość, jednak z pokoju obok dochodził coraz głośniejszy płacz dziecka.
- Booth, muszę iść do Chrisa, inaczej postawi cały dom na kolana – powiedziała i delikatnie pocałowała go w czoło
- Na nogi Bones, na nogi, nie na kolana – burknął przez sen, przykrywając się kołdrą
- Booth – szepnęła. Ty mój samcu alfa, nawet kiedy spisz mnie poprawiasz – szepnęła i po chwili udało jej się zejść z łóżka, pomimo mocnego uścisku partnera.
Ubrała się w szlafrok i jeszcze raz odwróciła, by zobaczyć swojego partnera, który smacznie spał. Widok był naprawdę miły dla oka.
Kiedy weszła do pokoju małego, nie słychać było płaczu, tylko śmiech dwóch chłopców.
- Parker, ty już nie śpisz? – zdziwiła się. Przecież jeszcze wcześnie – dodała zbliżając się do nich
- Chris mnie obudził – odparł zaspany malec
- Przepraszam, ale nie mogłam wcześniej przyjść, twój tata za mocno mnie trzymał – rzuciła
- Nic się nie stało – rzekł. Tatuś cię bardzo kocha – dodał i powrócił do zabawy z małym
- Kocha mnie? – szepnęła. Czy to prawda? – dodała. Widzę, że Parker się dobrze tobą zaopiekował – powiedziała po chwili biorąc małego na rękę
- Ja lubię dzieci, zawsze chciałem rodzeństwo – odparł Parker. Wiem, że mamusia i tatuś już się nie zejdą, ale może ona będzie mieć kiedyś dziecko z Drew, to jej nowy chłopak, miły, zabieram mnie do zoo, choć ja wolę chodzić tam z tatą – rzekł. Może ty kiedyś dasz tatusiowi dzidziusia, on pewnie wolałby dziewczynkę, ale chłopczyka też by pokochał, jak mnie i Chrisa – szepnął pod nosem, co jednak nie umknęło antropolog
- To miłe – szepnęła do siebie, a na twarzy pojawił się uśmiech. Lubisz zoo? – zapytała. JA też kocham zwierzęta, może wybierzemy się w czwórkę? – zapytała. Jutro na przykład? – dodała
- Jasne – rzucił malec i przytulił się do Bones
- Bardzo cie lubię Bones – rzekł malec, i mój tatuś też – dodał
- Ja was też bardzo, bardzo lubię – odparła antropolog całując małego w czoło i w tym samym momencie pojawił się zaspany agent
- Czy ja też dostane buziaka? – zapytał z jednym okiem otwartym
- Booth – szepnęła. Obudziliśmy i ciebie? – spytała
- Tak – odparł. Nie wiem czy wam to wybaczę – zażartował
- Booth, przepraszam, to moja wina – odparła nie rozumiejąc aluzji. Przepraszam – powtórzyła
- Nie wiem, czy zdołam ci wybaczyć – ciągnął dalej. Po prostu nie wiem – mówił, a Parker o mało nie wybuchł śmiechem
- To, co mogę zrobić, byś mi wybaczył? – spytała. Booth, nie lubię jak się na mnie gniewasz – dodała ze smutkiem
- Buziak na początek – odparł. No dalej Bones, ja czekam – dodał z figlarnym uśmiechem
Bones zbliżyła się z małym na ręce i pocałowała partnera w policzek, co wywołała miłe uczucie u obojga.
- To wystarczy? – zapytała
- Na początek tak, ale ja jestem strasznie całuny, więc
- Więc – wtrąciła powoli rozumiejąc do czego zmierza
- Więc – szepnął. Bones chyba mamy tutaj małą niespodziankę – odparł czując mało przyjemny zapach
- Booth, to tylko kupka, dzieci często je robią – odparła. A ty jak byłeś mały to
- Wiesz Bones, dosyć tego tematu, wy zajmijcie się małym, a ja idę przygotować śniadanie, o ile coś znajdę w lodówce – rzucił
- Booth wszystko jest kupione – dodała. Dbam o siebie, jak ci obiecałam – powiedziała
- Cieszę się, że mnie posłuchałaś – odparł i zniknął za drzwiami
- To do dzieła – rzuciła i zabrała się do przebierania małego, w czym Parker chętnie jej o dziwo pomagał, choć nie był to przyjemny widok, o zapachu nie wspominając…
Po chwili uporali się z niespodzianką i udali do kuchni, skąd dochodził przyjemny zapach.
Booth szybko uporał się z tostami, przygotował świeżo wyciśnięty sok z pomarańczy dla Parkera, a dla niego i Bones cafe latte, ich ulubioną. Bones tymczasem przygotowała ulubioną kaszkę dla Chrisa i po chwili w czwórkę zasiedli wspólnie do jedzenia.
Śniadanie upłynęło im w miłej atmosferze. Około 8 Booth zawiózł Parkera do Rebecci, dziś piątek, wiec mały musi iść do szkoły, oni natomiast do pracy. Taka kolej rzeczy.
Wstąpił jeszcze do siebie, by się przebrać, a następnie pojechał po Bones i Chrisa, którzy czekali już na niego.
Droga do żłobka małego upłynęła im w miłej atmosferze. Bones chociaż chciała zatrudnić opiekunkę dla małego, nie zdecydowała się na ten krok. Dzięki namowom partnera wybrała żłobek niedaleko Instytutu, gdzie malec miał doskonała opiekę i kontakt z innymi dziećmi, co ma mieć wpływ an jego relacje międzyludzkie.
PO pożegnaniu z malcem, co było dość trudne dla obojga udali się do Instytutu, gdzie czekała na nich masa raportów z poprzedniej sprawy. Booth po kilku chwilach dostał telefon od Cullena, o znalezionych aktach prawdopodobnie sprawcy mordu tego 13 latka, nad którym obecnie pracowali.
Pojechał do siebie, ale nie miał zamiaru pozostać tam dłużej. Cullen nie miał do niego pretensji, że od momentu, kiedy dr Brennan urodziła, on więcej czasu spędzam w Jeffersonian. Booth z trudem pożegnał się z partnerką i opuścił jej gabinet. Bones została sama i postanowiła skupić się na pracy, co w towarzystwie agenta było dość trudne, szczególnie po kolejnej wspólnie spędzonej nocy w swych ramionach, choć miedzy nimi nie doszło do niczego poważnego, to i tak było bardzo romantycznie i miło zarazem.
Jednak na sama myśl rozmarzyła się…
- Ciekawe, jakby było budzić się każdego dnia w jego towarzystwie – szepnęła. Seks pewnie byłby nieziemski, choć nie wiem, co to słowo znaczy, ale tak powtarza Angela, kiedy ona i Jack wracają z – dodała ze smutkiem. Jest doskonale zbudowany, pewnie nieźle zaspokaja swoje partnerki, szkoda, ze nie dane jest mi się o tym przekonać – powiedziała szeptem, by nikt nie usłyszał, bo tutaj, to ściany mają uszy i wszystko trafia do artystki, co jest nawet bardzo zabawne.
Przymknęła na chwile oczy i…
Tymczasem okolice żłobka…
Bones i Booth niespodziewani się nawet, że od momentu, kiedy opuścili mieszkanie antropolog, ktoś im się bacznie przygląda, i w nim kipi chęć zemsty za upokorzenie.
- Wyglądacie na takich szczęśliwych – rzekł. Ale to nie potrwa zbyt długo, sielanka się kiedyś musi skończyć – dodał wysiadając z auta kierując się do budynku, gdzie przebywał jego syn…