Witam to znowu ja:)
Dobiegliśmy do 1000 i trzeba było stworzyć nowe forum i ot jest:)
Zamieszczę tu dalsze części opek, których nie skończyłam na tamtym forum, apotem pojawią się nowe:)
Pozdrawiam wszystkich:)
WASZA INES:)
Widziałam:D Zapowiada się nieźle, czekam na rozwiniecie, jak skończę Zrobię dla Ciebie wszystko to mam już nowe opko zaczęte:D
Pozdrawiam:*
Oj Kaja nie było mnie w domu, byłam u chrześniaka, i jakoś nie dałam rady nic pisać, niedawno wróciłam i może uda mi się dokończyć, bo mam już trochę napisane. Kilka zdań, ale...
Zaraz idę zobaczyć Twoje tworki, a potem zajmę się moim:D
W międzyczasie na Epilog, takie wiosenne opko, które napisałam już dawno temu, ale jakoś o nim zapomniałam:|
The risk of love [OP]
Za oknem szarówka. Zima tego roku dała się we znaki każdemu z mieszkańców Waszyngtonu, który z utęsknieniem wyczekiwał pierwszego dnia, kiedy zrobi się cieplej, i ludzie wreszcie będą mogli zdjąć te obszerne swetry, grube kurtki i płaszcze. Każdy spoglądał w kalendarz oczekując magicznego dnia, 21 marca, kiedy wszystko się zazieleni, i świat nabierze kolorów, a szarość odejdzie w niepamięć.
To zastanawiające czemu ludzie tak bardzo wyczekują wiosny? I nie chodzi tu tylko o porę roku, bo istnieje też lato, gdzie słońce świeci całym swym blaskiem. A jednak to wiosna nastraja nas, cieszymy się kiedy budzi się natura po zimowym śnie, w nas ożywają na nowo nadzieje, na ulicach widać uśmiechnięte twarze, a w sercu rozwija się miłość. Tak miłość… Choć w przypadku tej dwójki daleka droga zanim przyznają się do tego, co do siebie czują…
Pierwsze dni marca…
Pogoda nie rozpieszczała. Jednak nikogo to nie martwiło, gdyż niedługo miała nastać ulubiona pora roku dla wszystkich poza pewną antropolog, która nie widziała w niej nic pięknego. Nigdy nie potrafiła się cieszyć pięknem natury. Pewna sytuacja z przeszłości zmieniła wesołą dziewczynę w zamkniętą w sobie, która zbudowała mur, którego nie był w stanie nikt zburzyć.
Ostatnimi czasy zastanawiała się, co takiego zrobiła, że życie ja tak straszliwie doświadcza. Miała szczęśliwe dzieciństwo, kochających rodziców, starszego brata, jednak sielanka się skończyła w najmniej spodziewanym momencie. To dla niej był cios. Opuścili ją najbliżsi. Postanowiła, że już nigdy nikogo nie pokocha, bo to nie ma sensu. Wszyscy, co ja kochają odchodzą, więc ona nie będzie darzyć nikogo uczuciem, bo nie warto. Jednak pewnego dnia los postawił zarozumiałego agenta, który od samego początku był dla niej wrogiem. Jednak ten sam los, który kiedyś ja tak doświadczył, postanowił, że oschła i zimna antropolog za dużo wycierpiała i czas, by w jej sercu zelżał lód. I jemu to się udało. Małymi kroczkami, powoli zdobywał jej zaufanie, przyjaźń, a nawet miłość tak, choć ona nigdy sie do tego nie przyznała.
Czy musiała wydarzyć się taka tragedia, wizja utraty bliskiej osoby, by wreszcie zrozumiała?
Kilka tygodni wcześniej…
Sprawa Grabarza była początkiem zawirowań w życiu uczuciowym dwójki przyjaciół, którzy skoczyli by za siebie w ogień i popełnili inne rzeczy, by ta druga osoba była szczęśliwa…
Teraz uświadomiła sobie, kim jest ów gburowaty agent, za jakiego uważała go od pierwszego dnia. Tylko czy oby nie za późno? Jak ma mu powiedzieć, co do niego czuje, kiedy jest pogrzebana kilka metrów pod Ziemią i nie wie, czy przeżyje, czy uda mu się ją znaleźć?
- Chcesz się z kimś pożegnać? – zapytał Jack podając jej kartkę
Bones zawahała się chwilę, jednak chwyciła za długopis leżący w schowku i zaczęła pisać…
Nie miała czasu na zastanawianie się, czy to, co pisze ma w ogóle jakiś sens. Miała przysłowiowy „nóż na gardle”, szanse na to, że ich odnajdą i uratują malały z każda minutą.
To był moment kiedy zimna i oschła antropolog odważyła się wyznać, co czuje. Pisała to, co mówiło jej serce, bo to one jest wyznacznikiem w życiu, w miłości, a nie rozum i nauka jak myślała, zanim poznała jego.
- Już – szepnęła po chwili wkładając kartkę do nowej powieści, która miała ukazać się na dniach.
- Dołączysz się do mnie? – zapytał Jack na co Bones nie odpowiedziała, tylko usiadła obok entomologa
Potem wszystko wydarzyło się dosłownie w ułamku sekundy. Wybuch. I stał się prawdziwy cud. Udało im się dosłownie w ostatniej chwili, choć myśleli, że oni już dawno nie żyją, a jednak nie poddali się i do końca wierzyli, modlili się o cud. Tamtego dnia życie pani antropolog i agenta specjalnego zmieniło się o 180 stopni. Nie była to zmiana widziana na pierwszy rzut oka. Powoli zbliżali się do siebie, ciesząc się, że życie dało im szansę, i jeśli nie podejmą ryzyka, na zawsze będą nieszczęśliwi i wszystko starci sens. Jednak oni nadal się obawiali… Aż w ich życiu nastąpił przełom…
Kilka tygodni później, miała ukazać się nowa powieść pani antropolog, która miała nie dość, że zadziwiający tytuł, to była całkiem inna od pozostałych. Miała w sobie coś romantycznego, zawierała więcej z życia.
Dokładnie w 1 dzień wiosny, w pewnej znanej księgarni na rogu, odbyła się prapremiera najnowszego dzieła biegłej antropolog. Nie była to ta, w którą włożyła mała karteczkę, na której spisała swoje czucia. To była jej kolejna część. W ogromnej sali zgromadziło się bardzo dużo osób, chcący nie tylko zdobyć nowy tom, jak i autograf, ale i porozmawiać ze swoją idolką…
- Dzień dobry państwu – przywitała się właścicielka księgarni. Mamy dziś zaszczyt spotkać się z panią dr Temperance Brennan, która zgodziła się dla państwa podpisać swoja najnowszą książkę, jak i na mały wywiad, po tych słowach rozbrzmiały gromkie brawa.
- Witam wszystkich i dziękuje za miłe przywitanie – odparła antropolog
- Zapraszamy do zadawania pytań – poprosiła pani Smith i po chwili do dyskusji włączyło się wiele osób
- Czym ta książka różni się od poprzedniej? – zapytał ktoś z tyłu
- To nie jest stricte opowieść o mordercach, narzędziach zbrodni – odparła. Bohaterowie są nadal ci sami, antropolog i agent specjalny, jednak zmieniły się trochę ich relacje, ale na dobre – oznajmiła. Tutaj wmieszałam wątek uczuciowy, mam nadzieje, że to się spodoba – dodała
- Czy Kate i Andyego połączył namiętny romans? – spytał pan z przodu
- Hm, powiem, że to nie tylko przelotny romans, to coś więcej, ale nie powiem co, trzeba przeczytać – powiedziała z uśmiechem
- Skąd pomysł na tytuł? – zapytała młoda dziennikarka. „Bones: The risk of love” - sprecyzowała
- Ktoś z moich bliskich powiedział kiedyś: „Życie podsuwa najlepsze rozwiązania” – powiedziała dumnie, a na sali usłyszała gromkie brawa. To ono pokazało mi, jak potoczyć losy bohaterów – dodała
- Czyli agent, z którym pani współpracuje, miał w tym jakiś udział, tak? – spytał mężczyzna z tyłu
- Booth – szepnęła. Tak – odparła, czym wywołała uśmiech na twarzy agenta
- To proszę mu podziękować – powiedziała jakaś dziewczyna
- I ucałować go za to – rzucił ktoś inny
- Dobrze – odparła czerwieniąc się. Obiecuję – dodała szeptem
- Nasz czas dobiegł końca – powiedziała pani Smith. Czas teraz na autografy – oznajmiła
Jakieś pół godziny była wolna. Agent odwiózł ją do Instytutu, gdzie czekało na nią ciało do identyfikacji. Nie wracali do tego, o czym rozmawiała kilka chwil wcześniej. Jednak on czekał na nagrodę, którą obiecała. Był cierpliwy, aż pewnego dnia…
- Sweety śpieszysz się gdzieś? – spytała artystka widząc, jak około 19 Brennan szykowała się do wyjścia
- Tak Ange, Booth ma dziś urodziny, i mam dla niego niespodziankę, mam nadzieję, że kolacja będzie mu smakować - odparła zamykając laptop
- Ty chyba żartujesz, nie wierzę! – pisnęła. Zrobiłaś dla niego urodzinową kolacje? – spytała nie dowierzając
- Tak, Angela, ale mam jeszcze inną niespodziankę – rzuciła i skierowała się w stronę drzwi
- Słodziutka, powiedz mi, błagam – poprosiła Angela
- Ang co to za niespodzianka, gdybym ci powiedziała? – odparła Brennan i zniknęła z drzwiami zostawiając ciekawą artystkę
- Brennan co ty kombinujesz? – spytała pod nosem. Dziś ci daruje, ale jutro wyciągnę od ciebie wszystko – odparła i opuściła gabinet przyjaciółki
Kilkanaście minut później, mieszkanie antropolog…
- Bones, to było pyszne – odparł kończąc swoje ulubione danie. Makaron z serem, to coś, co uwielbiam, a ty robisz to po mistrzowsku – dodał
- Dziękuje – odparła. Ale to nie koniec niespodzianek – dodała
- Nie? – spytał zaciekawiony
- Chodź – poprosiła i po chwili siedzieli oboje w salonie na kanapie delektując się winem
- To gdzie ta niespodzianka? – zapytał niecierpliwy. Bones ja siedzę tu jak na szpilkach – dodał
- Booth, z antropologicznego punktu widzenia… – zaczęła. Nie przerywasz mi? – spytała zaskoczona
- Uwielbiam kiedy tak mówisz – szepnął jej do ucha
- Tak? Z antropologicznego punktu widzenia nie jest to możliwe – rzekła. Ale to pewnie twój kolejny idiom, o jakimś ukrytym znaczeniu – powiedziała. I pewnie chodzi o to, że jesteś strasznie niecierpliwy – oznajmiła
- Tak Bones, strasznie niecierpliwy – powiedział. To jak z tą niespodzianką? – zapytał
- Proszę – szepnęła podając mu egzemplarz książki z napisaną własnoręcznie dedykacją. Przeczytaj - poprosiła
- Dobrze, ale najpierw spełń obietnicę daną wtedy w księgarni - poprosił
- Booth ty pierwszy – rzuciła. Przeczytaj – ponowiła prośbę
- Nie Bones, ty pierwsza – wtrącił
- Booth, wiem, że kobietom się ustępuje, ale wiesz, że ja jestem za równouprawnieniem i teraz daje ci pierwszeństwo – rzekła spoglądając w jego czekoladowe oczy, w których na nowo się zatracała
- Bones, ale ja jestem gentlemanem i daje pierwszeństwo tobie – rzekł
- Ale uparciuch – szepnęła
- Taki jak ty – odparł. To jak będzie z tym całowaniem? - spytał
- Booth – szepnęła i pocałowała go lekko w policzek. – Ok – powiedziała. Wywiązałam się z obietnicy – dodała
- A gdzie drugi? - spytał
- Co drugi? - odparła
- Bones, chyba nie o to chodziło tamtej pani – odparł z czarującym uśmiechem
- Booth – szepnęła zawstydzona
Ich ciała były tak blisko, jak nigdy do tej pory. Oddechy stawały się mocno słyszalne. U obojga puls wzrósł do niebezpiecznej wysokości. Nie tracili ze sobą kontaktu wzrokowego, coraz głębiej zatapiając się w oczach partnera, nie zwracając uwagi na nic, na fakt, że zaraz ktoś się może zjawić w jej gabinecie, w końcu drzwi są otwarte. Nic się teraz nie liczyło, tylko oni, czas, moment, chwila, w której się znaleźli.
- Booth – szepnęła i nachyliła się i pocałowała lekko w usta, to było zwykłe muśnięcie warg, jednak oboje w tym samym momencie przeszedł dreszcz. Po chwili oderwała się od niego i spojrzała mu w oczy.
- Teraz twoja kolej - powiedziała uśmiechając się. Przeczytaj, tylko się nie śmiej - poprosiła
- Whoa – szepnął. - To, jak mogę przeczytać? - spytał ledwo łapiąc oddech, po pocałunku, od którego minęła już jakaś chwila, to on nadal był pod jego wrażeniem
- Przecież powiedziałam, że tak – szepnęła nie tracąc z nim kontaktu wzrokowego
- Przeczytam na głos – powiedział i otworzył książkę na pierwszej stronie, gdzie zobaczył coś, na widok czego w serce zrobiło się cieplej.
„Booth,
Nie potrafię mówić o uczuciach, to domena twoja i Angeli. Nigdy nie kochałam, i nie wiedziałam, czym jest miłość, dopóki w moim życiu nie zjawiłeś się ty, mój rycerz w lśniącej zbroi FBI, jak mawia Angela, a ja zaczynam w to wierzyć. Wiem, że trochę za późno. Nie dacie rady nas uratować, choć wiem, że próbujecie, jednak czuje, że to mój koniec. Powoli zaczyna brakować nam tlenu. Nie wiele mi zostało, więc pisze do ciebie, byś wiedział, że ja… Musisz to wiedzieć, Kocham cię Booth, całym sercem, jesteś najważniejszą osobą w moim marnym życiu, które bez ciebie traci sens, kiedy cie nie ma obok, cierpię, jak nigdy nie cierpiałam. Pisze to byś wiedział, że to, co próbowałeś mi pokazać, że czas, który spędziłam z tobą, był czymś wyjątkowym, i nauczyłeś mnie kochać, jednego tylko nie zdążyłeś… Pokazać mi czym jest miłość, kochanie się, kiedy dwoje staję się jednością… Ale wiedz, że gdyby jakimś cudem, mnie uratowano, podejmę to ryzyko, bo miłość nim jest, a kto nie ryzykuje, ten nic nie osiąga, a traci wiele, a nawet wszystko… To moje pożegnanie… Kocham cię, i przepraszam, że nie miałam na tyle odwagi, by ci to powiedzieć…
Twoja na zawsze, Bones”
Booth czytał to z zapartym tchem, a po policzku spływała mu łza. W mieszkaniu zapanowała cisza, którą przerwała zaniepokojona antropolog…
- Booth – szepnęła. Gniewasz się? – spytała. Wiem może przesadziłam, ale wtedy pod Ziemią, myślałam, że umrę, musiałam napisać to, byś wiedział, że ja…, że ja potrafię kochać, nie tak, jak na to zasługujesz, ale – dodała. – Wiem, że sam ustaliłeś tą linie, która miała oddzielać życie prywatne od zawodowego, ale– szepnęła jednak nie zdążyła nic powiedzieć, gdyż Booth położył jej palec na ustach
- Temperance– szepnął wzruszony. Ja chyba śnie – dodał, a w oku zakręciła mu się łza. – Dobrze, Bones to może mi przeczytasz? – poprosił. Chce usłyszeć to z twych ust - szepnął
- Booth, a co ty na to bym ci pokazała? - spytała szeptem
- Ale co Bones, książkę? - spytał zdziwiony jej pytaniem
- Nie głuptasie, to – szepnęła i zbliżyła swe usta do jego, muskając je delikatnie, jednak z pasja
Po chwili...
- Przepraszam – szepnęła
- Bones nie masz za co – odparł. To było słodsze, od tego, co przeczytałem – szepnął. Cudna dedykacja, jednak poproszę o kolejną już nie na stronie – powiedział z łobuzerskim uśmiechem
- A gdzie? - spytała zalotnie, drocząc się z nim, co wprost uwielbiała
- Tu, gdzie ostatnio – odparł i zanim zdążyła zrobić krok, on już zatopił się w jej ustach
- I jak? - spytała odrywając się od niego
- Bosko, uwielbiam jak mnie całujesz – szepnął
- I żeby tak zostało – dodała i znów ich usta złączyły się w pocałunku.
Ta dedykacja, której przeczytał, te zaledwie kilka zdań, które rzuciły mu się w oczy, uświadomiły mu, że ona, jego Bones czuje to samo, i teraz nic nie zmieni tego. Po tych podchodach, grach słownych, wreszcie odważyli się na krok, który nie był trudny, ale bardzo przyjemny. Czy żałowali? Tak Jednego, że tak późno go wykonali. Tej nocy po raz pierwszy pokazali sobie miłość, jej cud, kiedy dwoje ludzi staję się jednością, którą oni tworzyli od dawna, choć nie była to jedność fizyczna. Dziś odkryli siebie, ich ciała złączyły się w odwiecznym tańcu miłości, w którym kobieta i mężczyzna stają się jednym…
Kilka dni później…
Nie było nic dziwnego, że ów książka o ryzyku miłości, stała się bestsellerem, jak każda jej poprzednia. Ta jednak różniła się od tych, które pisała wcześniej. Myślą przewodnią był cytat: "Kochać kogoś to ryzyko, jeśli nie jest się kochanym z wzajemnością. Jednak należy spróbować nawet, jeśli ryzyko wiąże się z niepowodzeniem, gdyż ono musi być podjęte, ponieważ największym zagrożeniem w życiu jest brak tego ryzyka" W tej dała upust swym pragnieniom, opisała coś, co pragnęła przeżyć, co stało się nie tylko literacką fikcją, lecz czymś, co doświadczyła pierwszy raz w życiu, i to dzięki niemu, przyjacielowi, partnerowi i mężczyźnie, któremu oddała swoje serce, które do niedawna uważała tylko za mięsień, które nie umie kochać, bo coś takiego, jak miłość nie istnieje. Jedna zjawił się on i pokazała czym ona jest, zrobił to w taki sposób, że nawet jej wyobraźnia nie byłaby zdolna do wymyślenia tego. Pokazał jej cud miłości, który był początkiem nowego życia, które się zrodziło z wielkiej miłości.
Po kilku tygodniach Bones napisała kolejną książkę, tym razem z dedykacją dla swojego nienarodzonego jeszcze dziecka, małej kruszynki, która połączyła ją i jego na dobre i na złe.
Ta również odniosła sukces.
Jednak dr Brennan Booth, większy, znalazła swoją druga połówkę jabłka, z którą dumnie kroczy przez świat. Teraz w spacerach po parku za rączki prowadzą małego Davida, który jest ich szczęściem, dla którego warto żyć. Są rodziną, której oboje nigdy nie mieli, ale skrycie o niej marzyli. Teraz ich marzenia się spełniły… A wszystko dzięki pewnemu Grabarzowi, To on porywając antropolog wskazał jej drogę, która musi podążyć, by być szczęśliwa, podjąć ryzyko, bo miłość jest tego warta…
Piękny OP, śliczne nawiązanie do porwania Bones przez grabarza,napisany list, pełen czułości, miłości i taki w jej stylu, ślicznie, książka z dedykacją dla niego i kolejna dla dziecka, spacer z ich synkiem cudownie, aż się wzruszyłam, ślicznie:)
Mi bardzo, bardzo podoba! ;) Ja mam prośbą, może ktoś explain dla mną co to chrześniak, matka chrzestna, itd? Ja próbowała prosić ktoś znajomy w US, ale wszyscy moje friends są pentecostal. Zgadywam, że to jest coś connected z christening, ale ja nie rozumiewam, dlaczemu małemu dzieciu christening... ;(
Thanks once agains, story is wonderful, amazing, adorable and fantastic! ;*
Dobrze zgadłaś, u nas jak dziecko się rodzi, w zależności od rodziców po pewnym okresie od narodzin jest chrzczone w Kościele. Otrzymuje rodziców chrzestnym, chrzestną i chrzestnego, na których może polegać, a w razie jakiegoś wypadku, lub innych powodów, może liczyć na jego pomoc. Takie dziecko to chrześniak (chłopczyk) i chrześnica (dziewczynka), mój na imię ma Dawid;D Jest kochanym, cudownym dzieckiem:) Pozdrawiam:* Cieszę się, że się spodobało opko:)
U nas w church christening jest jak ty zdecydowujesz, że chcesz sługować Bogu (ty musisz być pewien swoja wiarę) i nie ma chrzestnymi, dlatego ja nie rozumiała. Ale ja wiem już, dziękowuję! ;*
Piekne OP, cudny list, wszystko mi sie podobalo.
Bardzo wzruszajace.
Musze nadrobic sporo opek i skomentuje:)
Epilog ;-)
- Cześć Parker – powiedziała Angela na widok małego
- Część – odparł. Pomalujesz mi dziś znów twarz? – zapytał z uśmiechem
- Jasne, jak tylko tata się zgodzi – powiedziała spoglądając na agenta, na twarzy którego malował się smutek
- Tak smyku, ale najpierw musimy odnaleźć Bones – powiedział
- Tak Bones – przytaknął malec. Może ja mogę pomóc? – zapytał
- W sumie to tak – odparła artystka. Może opiszesz mi jak wyglądał ten pan, który cię trzymał, a ja zrobię jego rysunek, co ty na to? – zapytała
- Jasne, lubię opisywać ludzi – rzekł. To idziemy? – zapytał, na co artystka i agent zgodnie pokiwali głową i po chwili siedzieli w jej gabinecie
- Ja przejrzę te zdjęcia, a wy zajmijcie się rysunkiem – rzekł Booth. A co z podpisem? – dodał
- Za jakieś 15 minut powinnam mieć wyniki, Jack próbuje zdjąć z Camille odciski linii papilarnych – poinformowała
- Co to są linie papilarne? wtrącił Parker
- To są odciski palców, później ci pokaże, co można z nich wyczytać – powiedziała. A teraz opisz mi tego mężczyznę – poprosiła, na co Parker ochoczo przystał
Każdy zajmował się swoimi sprawami. Mały ze szczegółami opisywał człowieka, który przetrzymuje teraz antropolog, Booth przeglądał listy, w poszukiwaniu czegoś, co pomoże mu rozwikłać zagadkę, kim jest ich nadawca, bo odbiorcą była Bones. W każdym był ten sam tekst, jednak podpis był dopiero na ostatnim według daty.
Po około 15 minutach w gabinecie artystki pojawił się Jack z Camille.
- Cześć Parker – krzyknęli przekraczając próg, na co chłopiec odparł tym samym
- Wiemy, jak był podpis – powiedziała Cam. Czy „Araña” ci coś mówi? – zapytała spoglądając na agenta
- Nic – odparł po chwili namysłu
- Ten pan czasem wołała na swojego przyjaciela, Araña lub Martinez – wtrącił Parker. Zapomniałem powiedzieć, on miał tu na szyi tatuaż , małego pajączka – powiedział z pełną precyzją
- To by wyjaśniało, czemu mówi na niego pająk – odparła Angela. Powinniśmy wyszukać w bazie kogoś o tym przezwisku i porównać z tym rysunkiem – dodała
- Dobry pomysł – odparła reszta i po chwili przeszukiwali bazę danych w poszukiwaniu ów mężczyzny. To nie było takie trudne. Jedynym problemem, była ilość osób o tym przezwisku. Mieli jednak portret wykonany przez artystkę z pomocą małego chłopca, który był jedyną ich nadzieją.
Tymczasem w piwnicy…
Bones była w letargu. Jej twarz spuchła, krew już zaschła, jednak liczne siniaki pokrywały jej policzki. Czyżby była bita jeszcze w samochodzie? Otworzyła oczy, jednak powieki były tak ciężkie, że po chwili opadły. Jednak Bones nie poddała się bólowi, starała sie go przezwyciężyć, powoli otwierała oczy, spoglądając na sufit. Kiedy była już w stanie skoncentrować się na jakimś punkcie, zaczęła rozmyślać.
- Gdzie ja jestem? – szepnęła. Co ja tutaj właściwie robię? – dodała już w myślach
Po chwili zaczęła rozglądać się baczniej po pomieszczeniu, w którym przebywała. Chciała się podnieść, jednak kajdanki znacznie jej to utrudniały. Próbowała się szarpać, by tylko się z nich uwolnić, jednak nadaremnie. DO oczu napływały jej łzy, kiedy powoli uświadomiła sobie, gdzie jest, przypomniało jej się, jak ostatni raz widziała Parkera i Bootha, dwie osoby, które kocha nad życie, a potem jedno uderzenie, po którym osunęła się na ziemię.
- Czemu to się przytrafiło nie? – spytała przez łzy. Nie zrobiłam nic złego – dodała i zamknęła oczy, które szybko otworzyła, kiedy usłyszała, że ktoś wchodzi do pomieszczenia, gdzie przebywała
Mężczyzna zbliżał się do łóżka, na którym leżała. Pochylił się nad nią i poczuła jego oddech i odór alkoholu. Postanowiła grać na zwłokę, zanim się zbliżył znów zamknęła oczy, udając, że nadal śpi, jest nieprzytomna.
Instytut…
- Znaleźliśmy go – krzyknęła Cam. Najbardziej pasuje do opisu – rzekła. Parker, czy to ten pan? -zapytała pokazując mu zdjęcie
- Tak, to on – odparł chłopiec. To on – powtórzył
- Macie jego adres, cokolwiek? – zapytał Booth
- Za miastem była jego kryjówka, może nadal się tam ukrywa? – rzekła Cam. Booth, musisz jeszcze coś wiedzieć – szepnęła. On ma kogoś, dla kogo pracuje, tylko nikt nie wiem kim jest ten człowiek – dodała
- Daj mi adres, jadę tam – rzucił. Parker zostajesz tu – dodał spoglądając na syna
- Jadę z tobą – wtrąciła Angela
- Nie – rzucił. Hodgins zbieraj się – krzyknął. Angela przepraszam, ale to zbyt niebezpieczne – dodał
- Ale Brenn to moja przyjaciółka – szepnęła. Mogę się przydać – dodała
- Przykro mi, Ange – rzekł i po chwili opuścił pozostałych udając się z Hodginsem na parking, kierując się do kryjówki mężczyzny, który najprawdopodobniej porwał jego Bones
Tymczasem w piwnicy…
- Jaka jesteś piękna – szepnął. Teraz tylko moja, całą moja i niczyja więcej – rzekł. Długo czekałem na ten moment, i nic, ani nikt tego nie zburzy – dodał. W książce opisywałaś brutalny seks, bez miłości, teraz pokarze ci, tego czego pragnęła Kathy, w sumie ty, bo ją stworzyłaś, a ten agent nie zasłużył na Ciebie, on cię nie kocha jak ja – szeptał jej do ucha, śliniąc się an jej widok
Bones tylko zaciskała zęby, nie wierzyła w żadne słowo, który mówił. Teraz dotarło do niej, że to Booth jest tym, którego szukała, nawet nie przyznając się do tego przed samą sobą. Wiele by dała, by teraz był przy niej. Modliła się, by ją uratował, jednak wiedziała, ze to jest mało prawdopodobne, jednak nie traciła nadziei, tego nauczyła się przy nim. Mężczyzna dotykał jej całował, czym wywoływał u niej coraz większe obrzydzenie i wstręt. Z oczu spływały jej słone łzy. Wiedziała, czego od niej chce, i że nie ma żadnych szans, by jej nie skrzywdził, w końcu była przykuta.
- Teraz kochanie jest nasz czas – szepnął zbliżając swe usta do jej. Teraz pokaże ci, co to znaczy kochać się – dodał i wpił się w jej usta, wywołując u niej większy ból, w końcu usta miała posiekane
- Przestań – szepnęła błagalnie. Przestań – powtórzyła. Czego ode mnie chcesz? – zapytała spoglądając w jego oczy, które były pełne rządzy
- Jak to czego? – zapytał. Ciebie kochanie – rzekł i zaczął zdejmować z niej bluzkę
- Zostaw mnie – szepnął, a z oczu spłynęła kolejna łza
- Poczekaj – rzekł. Martinez! – krzyknął i po chwili pojawił się ów mężczyzna. Teraz zrobisz trochę zdjęć dla agenta – rzekł. A potem nagramy filmik, myślisz, że mu się spodoba? – zapytał z ironią w głosie
- Zrób ze mną, to co chcesz, już mi nie zależy, ale od mojego partnera się odczep – poprosiła. On nie jest winny, nic ci nie zrobił, chciałeś mnie, to masz – dodała. Zostaw go! – krzyknęła ile sił, jednak nie było to zbyt głośne
- Kochanie nie zabieraj mi tej przyjemności – rzekł całując ją. To będzie dla mnie nagroda, niech cierpi, jak ja kiedy cię nie miałem blisko – szepnął jej do ucha
- Nie miałeś i nigdy nie będziesz mieć – rzuciła. To będzie tylko zwykły seks, pod przymusem, nic więcej – dodała pewniejsza siebie
- To się zobaczy – rzekł i zaczął ją rozbierać. Jesteś taka piękna – rzekł kiedy jego oczom ukazały się kształtne piersi antropolog, lekko zakryte przez śliwkowy biustonosz.
- Nigdy nie będę twoja – szepnęła
- Już jesteś – rzekł i zaczął całować jej dekolt schodząc coraz niżej i niżej. Nagrywaj Martinez – warknął na niego
Tymczasem na zewnątrz…
- Jesteśmy na miejscu – rzekł Booth parkując swojego SUV-a. Tu masz broń, tylko nie celuj we mnie, zrozumiano? – zapytał Jacka, który na widok pistoletu uśmiechnął się
- Jasne – odparł. Fajna zabawka – rzucił. Mogę ją zatrzymać? – dodał
- To nie zabawka – powiedział Booth. Trzymaj się za mną i nie używaj, kiedy nie trzeba – dodał
Po chwili skierowali się do środka. Weszli i zaczęli się rozglądać. Z piwnicy dochodziły jakieś jęki i płacz.
- Idziemy – szepnął Booth
Po cichu zeszli na dół. W środku nie było byt ciemno. Widać było Bones leżącą na łóżku, mężczyznę, który jej dotykał, czym wywoływał u agenta większą złość, innego, który kręcił całą scenę. Na szczęście byli odwróceni tyłem i nie widzieli, że ktoś im się przyglądał. Bez słów, Booth kazał podejść do człowieka, który kręcił. Tymczasem…
- Gotowa na kolejną przyjemność? – zapytał zdejmując jej spodnie
- Nigdy! – rzuciła. Nigdy nie będę Twoja, należę do Bootha - krzyknęła plując mu w twarz
- Ty suko! – krzyknął i uderzył ja mocno w twarz, tak, że znów straciła na chwile przytomność
- Może ze mną się zabawisz? – zapytał agent celując w niego. Przecież jesteś taki mocny, jeden na jednego – rzekł
- I jest twój wybawiciel – rzucił. Powiem ci tyle, że jest tak dobra w łóżku, że…
- Nie zdążył jednak nic powiedzieć, gdyż jego twarz spotkała się z ręką agenta, po czym upadł na ziemie, uderzając się o kant łóżka. Po chwili Booth skuł obydwoje i ruszył do Bones, by ją uwolnić.
- Kochanie, co on ci zrobił? – szepnął całując ją w czoło. Jestem przy tobie, już nic ci nie grozi – szepnął, po czym Bones otworzyła oczy.
- Booth – szepnęła. To chyba jakiś sen – dodała zaskoczona jego obecnością
- Nie kochanie, to nie sen, to ja – powiedział a z oczu spłynęła mu łza
- Przepraszam – szepnęła. Ja tylko chciałam…
- Bones nic nie mów, oszczędzaj siły, karetka już tu jedzie – dodał
- Booth, pamiętaj nie ma takiej rzeczy, której bym dla ciebie nie zrobiła – szepnęła. Zrobię dla ciebie wszystko – dodała spoglądając w jego czekoladowe oczy, które błyszczały od łez
- Tak? – zapytał figlarnie
- Tak a ty? – odpowiedziała pytaniem na pytanie
- Ja też kochanie, zrobię dla ciebie wszystko – powiedział trzymając dłoń na sercu
- Pocałuj mnie – poprosiła. Tak bardzo tego pragnę – dodała i nie zdążyła nic powiedzieć, gdyż jej usta złączyły się w namiętnym pocałunku z ustami agenta
- Przepraszam, jeśli bolało – rzekł odrywając się od niej
- To był najsłodszy pocałunek, Booth – szepnęła. I mam nadzieję, że to nie był ostatni? – spytała
- Nie kochanie, to był pierwszy, lecz nie ostatni – powiedział i znów zbliżył się do niej, łącząc swe usta z jej
Po chwili przyjechała karetka i zabrała nieprzytomnego Smitha i Bones do szpitala.
Przeprowadzono badania, by sprawdzić czy mężczyzna dokonał gwałtu na antropolog, czy nie zaraził jej przez przypadek czymś. Na szczęście, nie zdążył się do niej zbliżyć. Chwilę później pewnie byłoby, już za późno.
Smith nie miał tyle szczęścia. Podczas operacji wykryto u niego guza, którego nie dało się zoperować, gdyż był za duży. Umarł na stole operacyjnym. Martinez został skazany za współudział w porwaniu Parkera i Bones, kilka dni po wyroku popełnił samobójstwo w celi.
Bones wróciła szybko do siebie. Na twarzy nie było żadnych śladów pobicia. Jej partner nie dostępował ją nawet na krok. Miedzy nimi nie było już tej linii, która odgradzała ich życie prywatne od zawodowego. Tworzyli związek, którego tak bardzo pragnęli od dawna. Zamieszkali razem, Parker był ich częstym gościem, z którym razem przyrządzali ich ulubione danie, jakim są naleśniki. O porwaniu dawno zapomnieli, cieszyli się chwilą i sobą.
Pewnej nocy, odkryli tą różnicę miedzy kochaniem się a zwykłym seksem, którego tak pragnęła Kathy, a najbardziej Bones, która stworzyła tą postać. Doznali cudu miłości. Kilka tygodni potem okazało się, że Bones nosi owoc tamtej nocy. Pod sercem rozwija się nowe życie, cześć jej i agenta, owoc miłości, która wiele razy była zagrożona, jednak przetrwała wszystko, bo tylko prawdziwe uczucie zwycięża.
Parker nie mógł doczekać się narodzin braciszka. Po 8 miesiącach na świecie pojawił się Seeley Jr, imię wybrał Parker na cześć ojca, który uratował Bones. Byli szczęśliwi i nikt, ani nic nie było w stanie tego zmienić.
ekstra epilog... na szczescie wszystko dobrze sie skonczylo... :) bardzo mi sie podobalo... czekam na kolejne opoko :)
słodkie story! ja bardzo byłam bana, że on ją będzie krzywdował, ale szczęśliwie nic nie stało ;) czekam na następny jeden! ;*
Ojj dziękuje za miłe słowa:* Pamiętam, że zaczęłam tu opko o zamianie ról, ale mam nowe i mam nadzieję, że się Wam spodoba:) Oto początek:D
Somebody once told me, that you fall in love in different ways. But the most common way, is the way you look that person in the eye, you will know that person is for you. And that's what I see when I look through your eyes...
1.
Życie czasami nas zaskakuje. Raz daje nam porządnie w kość, a raz nas rozpieszcza do granic możliwości. Nie spodziewamy się, jakie niespodzianki dla nas przygotowuje. Nie jesteśmy w stanie uwierzyć, że los się do nas uśmiechnął. Ciągle narzekamy na wszystko nawet kiedy nie jest źle. Nasza wyobraźnia nie zna granic. Wmawiamy sobie, że nie jesteśmy na tyle dobrzy, bądź nie zasługujemy na szczęście, bo w życiu wiele wycierpieliśmy, wiele osób nas zdradziło, zostawiło i obawiamy się, że sytuacja się powtórzy. Nie potrafimy zauważyć, a najgorsze docenić, a kiedy tracimy coś lub kogoś bliskiego, uświadamiamy sobie ile dla nas znaczył!. Co takiego sprawia, że jesteśmy tacy samotni? Bo nie zawsze jest to samotność spowodowana jakimiś przyczynami, lecz naszym własnym wyborem! Co musi się stać, byśmy wreszcie przejrzali na oczy, doceniając to, co mamy obok? I ciesząc się tym, najnormalniej w świecie, jak niewinne dziecko w sklepie z zabawkami, cukierkami, co jest dla niego czymś o czym zawsze marzył!
Temperance Brennan i Seeley Booth – dynamiczne duo, które od pierwszego spotkania, które tak na marginesie było ich przeznaczeniem, czego w ogóle nie dopuszczają do siebie, dwójka ludzi, kobieta i mężczyzna, których flirt, chemia potrafią rozgrzać atmosferę i osoby będące w ich towarzystwie, nie potrafią dostrzec co mają obok?. Czy są aż tak ślepi? A może to życie ich nauczyło, że nie zasługują na szczęście, że im ono jest po prostu nie dane? Że nie urodzili się pod szczęśliwą gwiazdą, jak wiele osób, które znają? Wiele pytań, a odpowiedzi jeszcze więcej!
Choć patrząc wstecz nie ma się co im dziwić! Oboje w życiu wiele wycierpieli. Dla obojga dzieciństwo nie kojarzy się z niczym dobrym, lecz przykrościami, upokorzeniem i czymś najgorszym, co sprawia, że oboje w inny sposób postrzegają świat. Ona odwraca się od ludzi, zamyka w sobie budując wokół mur, chowając się w kokon, który zapobiegnie kolejnym rozczarowaniom. On w przeciwieństwie do niej postanawia walczyć o swoje szczęście, a nie poddawać się, jednak los okrutnie z niego drwi... i znów przestaje się łudzić.
Każde z nich w inny sposób układa sobie życie. Ona nie szuka miłości, gdyż już dawno przestała w nią wierzyć. teraz liczy się tylko przelotna znajomość, zwykły seks, który zaspokaja jej potrzeby biologiczne, luźny związek, może przyjaźń i nic więcej, żadnych zobowiązań lub co gorsza uczuć.
On także po kilku nieudanych znajomościach, ma dosyć związków z kobietami, kilka lat wcześniej stracił wiarę w nie, szuka tylko przyjemności, a nie czegoś poważnego, na stałe, bo przecież nie jest wystarczająco dobry, by założyć rodzinę o której tak marzy...
Jednak to wszystko się zmienia... Od momentu kiedy agent poznaje ją, oschłą antropolog, dla której jego serce zaczyna bić od pierwszego spojrzenia w te niebieskie oczy, w których zakochuje się od pierwszego dnia, kiedy spogląda w nie, pomimo, że nie widzi w nich nic, oprócz smutku.
Dla niej to spotkanie też nie jest obojętne, lecz ona potrafi radzić sobie z uczuciami, i zabijając je w zalążku, bo przecież tych co pokochała zawsze ja opuszczali. Nie raz się o tym przekonała, czemu tym razem miało by być inaczej?
Początki ich współpracy, nie to, że nie były udane, ale bardzo trudne. Dwoje nieznanych sobie ludzi, o różnych charakterach, przeżyciach, spotyka się, by zacząć współpracę, która ma przynieść ogromne korzyści światu. W końcu on to najlepszy agent, a ona najwybitniejszy antropolog na świecie. To mówi za siebie… Tworzą związek idealny, tylko czemu tylko w pracy, przecież uzupełniają się, są jak woda i ogień, a przeciwieństwa się przyciągają jak magnes!
Miedzy nimi wytworzyła już do samego początku się ogromna chemia i flirt, co znacznie utrudniało im pracę. Już kilka dni po pierwszym spotkaniu, wyznaczyli linie, która miała oddzielać ich życie prywatne od zawodowego, która miała im pomóc w najlepszym wykonywaniu swoich obowiązków, a nie uniesieniom, pożądaniu, które może zranić nie tylko ją, ale i jego. Przecież rodzice i brat, najbliższe osoby zostawiły ją tamtego dnia samą, bezbronną, porzucili bez żadnego powodu, przecież była grzeczna, uczynna, i kochała ich ponad życie, okazując tą miłość na każdym kroku, a matka jego synka, Rebecca nie chciała za niego wyjść, gdyż według niego nie był wystarczająco dobrym facetem. I znów mylne wyobrażenia niszczą ich życie…
Czy jednak uda im się przezwyciężyć fatum, zły los, czarne chmury, które wiszą nad nimi od samego początku? A może znów wpadną w przelotne związki, próbując uciec przed miłością życia, która według nich może ich bardziej zranić niż uszczęśliwić? Wkrótce się przekonamy…
Zapomniałam dodać, że tytuł opka to SERCE NA ROZDROŻU:)
Ciesze się, że się Wam podoba:) Jedziemy dalej:)
2.
Wszelakie początki czy to w nowym miejscu, sytuacji jakiej się znajdziemy, szkole lub w pierwszej pracy, zawsze bywają trudne. Przecież nie można znaleźć drugiej takiej samej osoby, jak my, by nie było zgrzytów, niedomówień, byśmy porozumieli się za pierwszym razem. Każdy jest jedyny w swoim rodzaju i trzeba się z tym pogodzić, nie wymagając od drugiej osoby, by się stała naszą kopią, co ułatwi nam relacje. Nie można Myślec tylko o sobie, bo przecież człowiek nie potrafi żyć w samotności, w odizolowaniu. Do życia potrzeba mu nie tylko tlenu, potrzeba tej drugiej osoby, z którą będzie kroczyć do końca swych dni, do chwili kiedy jego serce zatrzyma się i odejdzie z tego świata. I choćby osoba zapierała się rękami i nogami, nie znajdzie poparcia dla samotności. Bo samotny człowiek umiera powoli w katuszach…
Tak było w przypadku tej dwójki… Dwie rożne osobowości, jedno miejsce, spotkanie, ale czy to było ich pierwszy raz, kiedy spojrzeli w swoje oczy? A może kolejny?
Nic nie wskazywało, że po tylu latach od tamtego momentu, ta dwójka znów się spotka, tylko w trochę innych okolicznościach, i chcąc czy nie zostaną partnerami. Jednak znając ich uparte charaktery znów coś ich rozdzieli… Tym razem na dłuższy czas… Ale fortuna kołem się toczy i przeznaczenie znów ich połączy, jednak zanim to nastąpi to długa droga przed nimi, pełna zakrętów, zawirowań, jednak na końcu czeka ich nagroda, na którą zasłużyli, i gdyby nie byli na tyle uparci i zobaczyli na samym początku, kim dla siebie są, ile jedna osoba znaczy dla drugiej, byli by już dawno szczęśliwi. Jednak po kilku latach wzajemnego docierania się, ich miłość jest silniejsza, dojrzalsza niż to pierwsze zauroczenie, pożądanie. Jest silna i nikt, ani nic nie jest w stanie tego zniszczyć… Ale zanim happy end, ich krótka historia…
Spotkali się pewnego dnia w auli, gdzie prowadziła wykład dla studentów 5 roku Antropologii sądowej. To była dla niej nowość. Zaraz po zrobieniu doktoratu, dziekan zaproponował jej etat na Uniwersytecie. Zgodziła się, choć nie było to spełnieniem jej marzeń. Dla niej badanie kości było sensem życia, natomiast dzielenie się swoja wiedzą z innym tylko przyjemnością.
On natomiast był bardzo wściekły kiedy wspomniał słowa swojego szefa… Nie mógł zrozumieć, czemu musi iść na jakiś durny wykład na temat, na który nie ma bladego pojęcia. Przecież kości to nie jego działka. Ściąganie przestępców, rozwiązywanie morderstw to coś, co od zawsze go fascynowało, coś co było jego życiem. Ale jednak rozkaz to rozkaz – rzekł nie wiedząc, że będzie musiał to często powtarzać.
Kilka dni wcześniej w siedzibie FBI…
Seeley siedział u siebie w gabinecie zajmując się ostatnim raportem, który leżał mu na biurku. Wieczór zbliżał się nieubłagalnie, więc starał się jak najszybciej. W końcu niedługo weekend, czas kiedy spędzi ze swoim 3 letnim synkiem. Za dużo by opowiadać, jednak ten facet ma naprawdę dużego pecha w życiu. Kochał i został wyśmiany. Teraz ma owoc tej miłości, jednak nie tak blisko, jakby tego chciał. Chyba się już z tym pogodził, w sumie nie miał wyjścia…
- Booth – rzekł Cullen wchodząc do jego biura
- Tak sir – odparł podnosząc wzrok w jego stronę
- Mama nadzieję, ze nie masz żadnych planów na sobotę – oznajmił
- Ale – tracił mu agent
- Bardzo mnie to cieszy, że nie – powiedział nie dając mu dokończyć. Na Uniwersytecie, w sobotę o godzinie 17 jest wykład pewnej utalentowanej antropolog, dr Temperance Btrennan, masz tam iść i nawiązać z nią przyjacielskie relacje – rzekł. Ma kilka doktoratów i jest najlepsza w swojej dziedzinie - oznajmił
- Ale czemu? – zapytał zaskoczony. Przecież antropologia to nie moja działka – próbował się wymigać, jednak miał za słabe argumenty
- Wiesz burmistrz chce byście zaczęli ze sobą współpracować, a wiesz zadowolony on, zadowolony ja, mam nadzieję, że zrozumiałeś – powiedział. Tylko się nie spóźnij ona nie lubi takich – rzucił i opuścił jego biuro zostawiając go samego
- Świetnie, tego mi jeszcze brakowało – rzekł. Pewnie kobieta ma już z 50 lat, sadząc po ilości tych doktoratów – burknął. Czym aj sobie na to zasłużyłem? – zapytał się w myślach. Przecież… A nie ważne – dodał i po kilkunastu minutach opuścił biuro udając się do domu.
Sobota, godzina 17.45, aula Uniwersytetu…
Booth był zły, ze musiał iść na ten durny wykład. Znał siebie i wiedział, że będzie się na nim strasznie nudził. Wpadł an genialny, jego zdaniem pomysł. Postanowił się lekko spóźnić, by nie musieć wysłuchiwać tych wszystkich bredni, bo przecież kość nic nie mówi, są inne metody. Stał chwilkę na korytarzu, przed drzwiami,. Zza których dochodził głos przemawiającej osoby. Nie mógł zrozumieć co się z nim dzieje… Był jednak przekonany, że ów głos już skądś zna, tak podpowiadał mu szósty zmysł który nigdy go nie zawiódł, a wiele razy pomógł w życiu, a nawet je uratował. Nie mógł jednak skojarzyć go z osobą. ..
Otworzył drzwi i wszedł do środka. Usiadł na końcu, by nie skupiać na sobie uwagi innych wsłuchanych w opowieść. Siedział już dobra godzinę, zastanawiając się, skąd on zna tą kobietę.
- Ten głos, ta twarz, to nie może być ona – szepnął. Przecież… Nie to nie możliwe – pomyślał i zaczął się wsłuchiwać w słowa pani antropolog. Pomimo, iż bardzo się starał, nie potrafił zrozumieć nic a nic, z tego co mówiła.
Po około 15 minutach, dr Temperance Brennan zakończyła wykład.
- No to teraz czas, byśmy się poznali – rzekł ruszając w jej stronę…
Nie spodziewał się, ze za chwile dozna szoku…
swoja droga bardzo ladny tytul... :) ciekawa jestem przebiegu ich rozmowy... :) i mam male pytanie... bedzie kontynuacja tego opoka o zamianie rol...??? :)
Inesita zapowiada się piękne opowiadanie, takie bardzo życiowe, ja lubię jak wstawiasz jakieś przemyślenia i dodajesz Bootha i Bones, ślicznie czekam na kolejna część:)
3.
Z daleka kobieta nie wyglądała tak, jak sobie wyobrażał. Nie miała 50 lat, była wysoką, doskonale zbudowaną, przede wszystkim młodą i uroczą osobą. Jednak ta twarz, ten głos nie dawały mu spokoju. Powoli zbliżał się do kobiety, która stała odwrócona do niego plecami, pakując jakieś papierki do torby. Była tak pochłonięta tym, co robiła, że nieusłyszana agenta, który kilkakrotnie wypowiada jej imię.
Po chwili odwróciła się, by zejść z mównicy. To, a raczej kogo tam zobaczyła, bardzo ją zaskoczyło. W przypadku, jak Booth nie mógł za bardzo przypomnieć sobie, kim jest ów kobieta, ona nie miała problemu.
Nie dość, że miała fotogeniczną pamięć, to znała się na kościach, z czaszki potrafiła odtworzyć twarz osoby. Tym razem nie musiała. Przed nią stał mężczyzna, cały i zdrowy, który zranił ją chyba jeszcze bardziej niż rodzice, opuszczając ja w przeddzień Bożego Narodzenia. On był tym, któremu zaufała i się strasznie zawiodła.
Stali chwile w milczeniu. Ona nie potrafiła odezwać się słowem, wygarnąć mu wreszcie prosto w twarz, on nadal był zdziwiony takim podobieństwem do tamtej dziewczyny.
- Dr Temperance Brennan – powtórzył nie tracą c z nią kontaktu wzrokowego
- Tak – burknęła i próbowała zejść, jednak była zbyt zdenerwowana i o mało co nie spadła, jednak Booth był czujny i chwyciła ja zanim zdążyła upaść na ziemie, wylądowała w jego silnych ramionach, w tych, w których kilka lat temu…
- Mam panią – szepnął jej niemal do ucha
- Dziękuję – odparła wydostając się z jego uścisku. Czego chce pan ode mnie? – zapytała spoglądając w podłogę, by nie zobaczyć blasku tych czekoladowych oczu, które zahipnotyzowały ją tamtego dnia...
- Jest pani antropologiem – rzekł
- Najlepszym w USA – wtrąciła. A nawet na świecie – dodała z dumą
- Dobrze, to już wiem o pani więcej – rzekł z czarującym uśmiechem, próbując rozładować dość dziwną atmosferę
- A pan kim jest? – spytała. Bo pewnie nie studentem antropologii – zażartowała chyba pierwszy raz do niepamiętanych czasów
- Nie, nie jestem – odparł. Nie znam się na kościach, tak jak pani – dodał. Jestem agentem FBI – rzekł. Agent specjalny Seeley Booth we własnej, skromnej osobie – przedstawił się, a jej twarz strasznie pobadała, kiedy usłyszała jego nazwisko, teraz nie miała już żądnych wątpliwości, to on…
- Seeley Booth – szepnęła. Agent specjalny – dodała. Ale ja nadal nie rozumiem, czego pan de mnie chce – powiedziała
- Ja już pani się pochwaliła kim jest, to mogę powiedzieć tylko tyle, że
- Że – wtrąciła nadal nie nabierając kolorów, stałą blada, mogła konkurować z kolorem ścian, była bielsza
- Dobrze się pani czuje? – zapytał z troską w głosie
- Dobrze – odparła. Przepraszam, ale jestem zmęczona – rzekła. To wydusi pan w końcu po co tu przyszedł – warknęła niechcący
- Nie musi być pani dla mnie taka nie miła – rzucił. Przyszedłem, by pomogła mi pani rozważać pewna sprawę – rzucił
- Ale ja jestem antropologiem, a nie agentką FBI – powiedziała lekko się uśmiechając, w końcu nie mogła dłużej się opanować tym czekoladowym oczętom wpatrzonym w nią i temu czarującemu uśmiechowi, na widok którego pewnie nie jednej miękną kolana
- I widzi pani w tym wypadku się uzupełniamy – powiedział.
- W jakim przypadku? – wtrąciła nie rozumiejąc jego odpowiedzi
- Dostałem dziś nową sprawę, dosłownie kilkanaście minut przed pani wykładem – oznajmił. Chce pani posłuchać? – zapytał próbując być miłym
- Nie bardzo – fuknęła
- To ja pani powiem – odparł z uśmiechem, na który ona odpowiedziała tym samym. Wiec za miastem znaleziono czaszkę, to chyba coś co pani lubi? – zapytał
- Nie można lubić czaszki, to oznacza śmierć kogoś – fuknęła. I co dalej z tą czaszką? – zapytała po chwili coraz bardziej zainteresowana
- Nie wiem co dalej, ja się na tym nie znam – odparł. Nigdy nie miałem do czynienia z kośćmi, ja łapę morderców, zazwyczaj ciałami zajmuje się koroner, i przysyła mi zdjęcia, które pomagają przy identyfikacji ofiar, ja jestem od brudnej roboty – rzekł
- Brudnej roboty? – spytała zaskoczona jego wypowiedzią
- No tak, spluwa, walka, to moja działka, pościgi – powiedział dumny. To zechce pani pojechać ze mną na miejsce zbrodni? – zapytał
- Dobrze, tylko zaniosę to do dziekanatu, proszę poczekać na mnie przy wyjściu z Uniwersytetu, dobrze? – zapytała
- Jasne, a mogę mieć prośbę? – zapytał
- Nie za dużo jak na jeden dzień - rzuciła z uśmiechem, co było dość dziwne, od kilku lat rzadko gościł on na jej twarzy
- Nie wiem, ja tak mogę w nieskończoność – odparł. Ale serio, to może będziemy mówic do siebie po imieniu, to ułatwi naszą współpracę – powiedział
- Współpracę? – wtrąciła.
- No tak – odparł z uśmiechem
- Dobrze, dr Temperance Brennan, miło mi – przedstawiła się ponownie podając mu dłoń kulturalnie na przywitanie
- Seeley Booth – odparł ściskając jej dłoń. Miło mi – dodał z uśmiechem
- Proszę poczekaj na dole, zaraz przyjdę – poprosiła i po chwili zniknęła za rogiem
Został sam, zachwycony nią, jak wtedy tamtą młodą dziewczyną…
ekstra... wiem ze sie powtarzam ale co mam poradzic ze mi sie podoba jak piszesz... :) bardzo fajna rozmowa xD :) czekam na cd :)
Jedziemy dalej:D
4.
Po chwili powróciła jak obiecała. Booth stał na schodach przyglądając się grupce studentów, którzy mieli właśnie wolne i postanowili posiedzieć na świeżym powietrzu.
- Już – powiedziała stając tuż za nim. Jedziemy? – zapytała zanim zdążył się odwrócić
- Tak – odparł. Zaparkowałem niedaleko, chodź – rzekł i po chwili siedzieli już w jego SUV-ie.
W samochodzie panowała cisza. Żadne nie miało czy to odwagi, czy ochoty na jakąś rozmowę. Booth patrzył przed siebie na drogę, Brennan w okno, podziwiając widoki, które oświetlały latarnie. Booth włączył radio, by umilić im jakoś podróż. Z głośników poleciała pewna piosenka...
* Well here we are again
I guess it must be fate
We've tried it on our own
But deep inside we've known
We'd be beck to set things straight
I still remember when
Your kiss was so brand new
Every memory repeats
Every step I take retreats
Every journey always brings me back to you
Nie wiedział jak ma się zachować, w końcu to nie było ustawione, nie wiedział, co akurat puszczą w radio. Ona na pierwsze takty aż podskoczyła na siedzeniu. Jemu piosenka ta kojarzyła się z utraconą miłością, jej z porzuceniem i bólem. Oboje poczuli przeszywający ból. On nie domyślał się, że ta dziewczyna jest tak blisko, ona nie wiedziała, czy da radę, by nie wspomnieć słowem, nie wykrzyczeć mu w twarz jak bardzo ja wtedy skrzywdził.
- Ładna piosenka – szepnął.
- Tak, ładna – odparła nie spoglądając na niego, obawiając się jej reakcji. Kojarzy mi się z kimś – szepnęła. W sumie to z…
- Tak? – zapytał spoglądając w jej kierunku. Wiesz mamy jeszcze trochę czasu – rzekł z uśmiechem
- Tak, z pewnym filmem: „Igraszki losu”, który oglądałam parę lat temu – powiedziała.
- Nie znam – szepnął. To pewnie jakiś romans, a ja takich nie lubię – dodał. Wiesz filmy akcji to rozumiem, ale…
- Na studiach, z moją przyjaciółką, w sumie to dobra koleżanka, ja się z nikim nie przyjaźnie, Margaret była tą, która uwielbiała takie historie, twierdząc, że to piękne jak ktoś po rozstaniu, szuka utraconej miłości – powiedziała. Ale ja tego tak nie odbieram – dodała racjonalnie po chwili sentymentu. A tobie? – spytała.
- Co mnie? - zapytał zdziwiony?
- Z czym ci się kojarzy? – zapytała nieśmiało
- Nie z czym, lecz z kim – odparł. Ale to nie czas na takie rozmowy – powiedział i zaparkował samochód
Po chwili ruszyli przed siebie. W jej głowie myśli galopowały z prędkością światła. Zastanawiała się czy może jeszcze ją pamięta, tą nieśmiałą studentkę, która… Ale przecież okłamała go wtedy, no może nie tak do końca, ale…
Po chwili znaleźli się na miejscu znalezienia ciała. Odór unoszący się z rozkładającego ciała o mało nie wywołał wymiotów u agenta, który pierwszy raz miał do czynienia z tak rozłożonymi zwłokami. Często miał do czynienia ze śmiercią, nawet będąc w Rangersach, ale w pracy jako agent ludzi znajdował kilka chwil po zabiciu, więc ich ciała nie zdążyły się jeszcze rozłożyć.
- Ale tu jest ciało – odparła spoglądając na zwłoki
- No przecież ci mówiłem – odparł
- Nie mówiłeś, że to czaszka – fuknęła. Może powiedzieć ci w innym języku – dodała coraz bardziej zdenerwowana, sądząc, że z nią pogrywa
- Przepraszam – wtrącił jakiś mężczyzna. Oto czaszka, o której tak debatujecie – rzekł podając jej ów rzecz
- Widzisz, nie kłamałem – powiedział z czarującym uśmiechem
- Wiesz tu są zwłoki – fuknęła. Zmarłemu należy się szacunek – dodała
- Oki, to co ci mówi ta czaszka? – zapytał
- To nie jakaś kryształowa kula, by przemawiała – odparła żartem, co po raz kolejny ja zaskoczyło. Wiesz mam znajomego profesora, który może mi udostępnić jego studio i tam ja obejrzę bliżej – oznajmiła
- Czyli? – zapytał zdezorientowany. Nic mi dzisiaj nie powiesz? – dodał
- Nie – odparła wkładając czaszkę to torebki na dowody. Poszukaj jakiegoś patologa, by oczyścił ciało i jutro ci powiem, gdzie je przywieźć – rzuciła
- Czyli prosisz mnie o numer telefonu? – zapytał figlarnie
- Nie – odparła. Wiem jak się nazywasz i gdzie pracujesz, nie będę mieć problemów z odnalezieniem ciebie – rzuciła i ruszyła przed siebie, nie wiedząc czemu, była z siebie dumna, że zakłopotała go i obniżyła jego ego
Po chwili siedzieli już w jego samochodzie.
- To może dasz się zaprosić na kawę? – spytał
- Raczej nie, jestem już zmęczona – odparła
- To może na ciasto? – próbował dalej
- Nie ustąpisz? – zapytała
- Nie – odparł zgodnie z prawdą
- Wiesz nie lubię ciasta – dodała podejmując z nim grę słowną
- Dobra, widzę, że cię nie przekonam, ale obiecaj mi jedno – powiedział
- Co? – spytała zaciekawiona
- Po tej sprawie, pójdziesz ze mną na kawę i na co jeszcze będziesz chciała, tak w ramach podziękowania – oznajmił
- Nie mogę ci obiecać – odparła i o mało nie wybuchła śmiechem widząc jego zaskoczoną minę. No dobrze ale tylko kawa – dodała lekko uśmiechając się i odwracając wzrok od jego czekoladowych oczu
- Ok. – powiedział. To gdzie cie mam zawieść? – zapytał. Do domu? – dodał lekko ja pesząc
- Nie, na parkingu zostawiłam samochód – rzekła. Więc wracamy na Uniwersytet – powiedział
- Jak sobie życzysz, ale nie mów, że byłem nie kulturalny – odparł skręcając w ścieżkę prowadzącą na parking
- Nie powiem – odparła z uśmiechem
Reszta drogi upłynęła im w ciszy. Po chwili dojechali na miejsce
- Dzięki – powiedziała. To cześć – rzuciła i zniknęła za rogiem
- Cześć – odparł i poczekał chwile, aż ruszy pierwsza
Po jakimś czasie dojechali do swoich mieszkań. Nie mogli się skupić na niczym. Ich myśli krążyły wokół tej drugiej osoby. Ona po kąpieli usiadła wygodnie na kanapie, delektując się zieloną herbatą z opuncją, on siedział oglądając mecz ukochanej drużyny NHL i sącząc zimne piwo. Żadne jednak nie potrafiło się skupić, on nie za bardzo rozumiał o co chodzi z tym niby faulem, ona nie potrafiła złożyć niż w sensowne zdanie do swojej najnowszej powieści. Oboje myśleli o sobie coraz bardziej. Po jakimś czasie zmorzył ich sen. Śnili o tamtym dniu, kiedy to po raz pierwszy się spotkali…
* Oto jesteśmy tu znowu
To chyba musi być przeznaczenie
Próbowaliśmy być osobno
Ale głęboko wiedzieliśmy,
Że wrócimy żeby wszystko ułożyć
Nadal pamiętam kiedy
Twój pocałunek był czymś tak nowym
Każde wspomnienie się powtarza
Każdy krok cofa
Każda podróż zawsze sprowadza mnie do ciebie
Bones is great, so sarcastic ;) I don't know if I understood well, but NHL is not a team, but League, there are many teams in NHL ;) For Booth I suggest Washington Capitals ;) Kisses! ;*
Dziękuję za wyprowadzenie z błędu, nie znam się na tym:( Wezmę pod uwagę Twoja sugestie w innym opku, pozdrawiam i życzę udanego wypadu na Karaiby, :*
Obie części genialne, piosenka o przeznaczeniu, świetnie skomponowała się z tekstem, bardzo mi się podoba, czekam na ciąg dalszy, super:)
Zgadzam się z dziewczynami, że super piszesz, wszystko mogę znaleźć w twoich opowiadaniach, radość, smutek, łzy, pięknie:)
bardzo fajna czesc :) ciekawe kiedy oni sie wczesniej spotkali i w jaki sposob skrzywdzil Bones... bardzo interesujace... czekam na cd :)
Pozdrawiam Was serdecznie :)
Sen w następnej części, teraz takie małe przedstawienie...
5.
Kilkanaście lat wstecz…
15 letnia Temperance od momentu kiedy porzucili ja rodzice, trafiła od jednego domu dziecka, do drugiego. W żadnym nie potrafiła się odnaleźć. Pewnego dnia trafiła do rodziny Fords, gdzie nie spotkała się z aprobatą ni rodziców zastępczych, ni przyszywanego rodzeństwa.
Jednak wtedy poznała przez przypadek Jocelyn, córkę ich sąsiadów, z która znalazła wspólny język, być może na podobne zainteresowania. Od pierwszej chwili polubiły się, i pomimo, że żadna nie opowiedziała nic o swoim życiu, wiedziały, że ta druga ma jakiś problem, który ma ogromy wpływ na jej życie. W ciągu kilku miesięcy, jak Temperance mieszkała u tamtej rodziny, dziewczyny zaprzyjaźniły się snując plany na przyszłość. Obie kochały antropologię, i zamierzały razem iść na studia, i zamieszkać razem, by Temperance nie musiała więcej przezywać terroru mieszkania pod jednym dachem z tamtymi ludźmi. W pokoju razem z nimi zamieszkała Margaret, tóra była bardzo miłą osobą, która znalazła wspólny język z przyjaciółkami. Jednak po kilku tygodniach zaszłą w ciąże i niestety musiała się z nimi pożegnać.
Obie dziewczyny różniły się od siebie nie tylko wyglądem, ale i zachowaniem. Tempe była bardzo zamkniętą w sobie, ale śliczną blondynką o niebieskich, jak ocean oczach. Jocelyn, brunetką o czekoladowym spojrzeniu, urodą przypominająca latynoskie gwiazdy, w końcu jej babcia pochodziła z Meksyku. Miały inne poczucie humoru, Tempe była zamknięta na nowe znajomości, a Jocelyn wręcz przeciwnie. Na studiach była gwiazdą numer jedne na Uniwersytecie.
Umiała zdobyć sympatie starszych studentów, którzy chętnie pomagali odnaleźć się jej w nowej uczelni. Tempe nie miała ochoty na spotkania w szerszym gronie. Wołała wieczorami siedzieć w książkach, i rozmyślać tym, co już nigdy nie wróci.
Pewnego dnia, jednak uległa. W końcu były to 22 urodziny Jocelyn, nie wypadało odmówić. Na małą imprezkę zaproszona, nie tylko studentów z antropologii. Wiadomo to Ameryka, tam impreza na kilka osób, to nic szczególnego. Każdy mógł przyprowadzić znajomego, im więcej osób, tym lepiej.
Martina z 2 roku przyprowadziła ze sobą pewnego chłopaka, który od dawna wpadł jej w oko. Był to przystojny z elitarnej jednostki specjalnej wojsk lądowych, Rangers. Na jego widok każdej dziewczynie miękły kolana, a jego spojrzenie przeszywało dusze każdej, która raz w nie spojrzała.
Chłopak był miły, sypał żartami jak z rękawa, był duszą towarzystwa, jednak nic nie wskazywało, że jego i tą dziewczynę łączy coś więcej, bynajmniej nie to co ona chciała. Urodziny były dość udane. Powoli każdy poznawał innych ludzi, dobrze się bawiąc. W przeciwieństwie do Temperance, która siedziała gdzieś z boku, by nikt jej nie zauważył. Bo przecież ona nie jest jakąś ciekawa, nie potrafi rozmawiać, więc może tylko odstraszyć ludzi.
Booth bawił się dobrze, jednak co chwilkę spoglądał na smutną twarz młodej dziewczyny, która chyba nie za bardzo się cieszyła, ze tu jest. Postanowił podejść do niej i przedstawić się, i spróbować zagadać, by włączyła się do zabawy, w końcu to urodziny, a nie pogrzeb.
Powoli kierował swoje kroki w kierunki Temperance. Z każdym jego ruchem, serce obojga przyspieszało. Po chwili…
- Cześć – rzekł stając naprzeciwko niej
- Cześć – odparła nieśmiało spoglądając w te czekoladowe oczy, w których zobaczyła radość, której samej jej brakowało
- Mogę się przysiąść? – zapytał, na co ona pokiwała lekko głową. Seeley Booth, miło mi – przedstawił się
- Joy Keenan – szepnęła sama nie wiedząc, czemu powiedziała tak zamiast Temperance Brennan, a może tęskniła za tą małą dziewczynką?
- Śliczne imię – szepnął posyłając jej ciepły uśmiech, na który odpowiedziała tym samym. Oznacza radość, a nie wiem, czemu się smucisz? – zapytał
- Zbyt długa historia – szepnęła. Nie starczy nocy, by ją opowiedzieć – dodała
- Mamy czas – powiedział spoglądając w te niebieskie oczy, widząc z nich gwiazdy
- Mamy – szepnęła mimowolnie
Siedzieli chwilkę, zamieniając ze sobą kilka zdań. Około północy, Jocelyn wpadła na pomysł, by rozpocząć karaoke. Wszystkim ta propozycja się spodobała. Na pierwszy ogień miała pójść właśnie Tempe, która była obdarzona pięknym głosem.
- Przed Wami moja przyjaciółka, która wykona dla nas jej ulubioną piosenkę, jaką jest: „La Isla Bonita”. Teraz chcę prezent w postaci piosenki od Ciebie – powiedziała Jocelyn spoglądając na siedzącą na uboczu dziewczynę
- Nie wiem, czy to dobry pomysł – odparła nieśmiało
- Nie możesz mi tego zrobić – rzekła. To moje urodziny – dodała
- Idź Joy – szepnął Seeley. Zrób to dla niej – powiedziała z uśmiechem
- No dobrze – odparła
Oponowała chwilkę, jednak nie mogła wygrać z taką ilością osób, która zaczęła skandować jej imię. Po chwili nieśmiało wyszła na środek. Wzięła mikrofon do ręki, wybrała jakąś piosenkę i zaczęła śpiewać. Kiedy wydobyła z siebie głos, wszyscy zamarli…
Po chwili…
- To było świetne – krzyknął ktoś z tyłu
- O tak – szepnął Booth stając tuż za Tempe, która przeszedł dreszcz. Może się przejdziemy? –zapytał i zanim zdążyła cokolwiek powiedzieć chwycił ją za rękę i opuścili gości udając się na plaże, która była nieopodal
Spacerowali w blasku księżyca wsłuchani w lekkie fale niesione przez wiatr, uderzające o brzeg. Od tamtego momentu byli nierozłączni, do chwili kiedy on musiał ja opuścić, ale zanim wyjechał…
... ale zanim wyjechal...??? co sie wydarzylo?? pieknie piszesz... jak zawsze zreszta :) czekam na cd :)
6.
Ich spotkania na początku nie były jakieś szczególne. Dużo rozmawiali, początkowo nawet nie trzymali się za ręce. On obawiał się, że ona się przestraszy, ona myślała, że to nic romantycznego, sądziła, że to tylko przyjaciel i nic więcej. Jedna z prze kolejne dni to się zmieniało. Oboje stawiali się coraz bardziej śmielsi. On częściej ją przytulał, głaskał po dłoni, co sprawiało jej przyjemność i nie oponowała. Pewnego dnia w parku, kiedy spacerowali alejkami, odważył się i chwycił ja za dłoń i nie puścił prze chwilę, oczekując jej reakcji. Ona lekko się tylko uśmiechnęła i ścisnęła mocniej jego dłoń, jakby w obawie, ze ucieknie i sen nagle pryśnie jak bańka mydlana.
Na zakończenie odważył się ja pocałować. Nie był to namiętny pocałunek, lecz muśniecie warg, im jednak to nie przeszkadzało. Na wszystko jest jeszcze czas, prawda?
Spotykali się dość regularnie. Częściej obejmowali się, trzymali za ręce, pocałunki były już bardziej namiętne. Pewnego wieczoru w jej urodziny, na pobliskiej plaży przygotował dla niej niespodziankę i prawdziwy prezent urodzinowy.
Umówił się, że przyjedzie po nią około 18. Nadmienił, by była gotowa na prawdziwą niespodziankę prosto z serca. Nie mogła domyśleć się, co przygotował dla niej, pomimo, że miała dobrą wyobraźnie, jednak Seeley był jej pierwszym chłopakiem, wcześniej nigdy nie spotkała nikogo, który zwróciłby na nią uwagę nie ze względu na jej urodę, pomimo, że nie malowała się była bardzo ładna. Każdy chłopak, który ją podrywał myślał tylko o jednym. Ona nigdy nie spotkała tego jedynego, w którym mogłaby się zakochać i przeżyć cos pięknego, co tylko jest jak dwoje ludzi się na prawdę kocha.
Sen był dokładnym odzwierciedleniem tamtej chwili…
Przywitał ja namiętnym pocałunkiem, który o mało nie zwalił jej z nóg, które za każdym razem, kiedy był w pobliży robiły się jak z waty.
- Gotowa na coś naprawdę romantycznego? – zapytał
- Z tobą tak – szepnął i po chwili byli już w drodze, gdzie czekała ją niespodzianka.
Kilkanaście minut później dojechali do magicznego miejsca. Powoli zeszli na dół po stromych schodach prowadzących na plaże, na której kilka miesięcy temu spędzili dużo czasu na rozmowie.
To, co zobaczyła wprawiło ją w zachwyt. Na środku stał mały stolik, na którym była przygotowana kolacja, której aromat unosił się w powietrzu, butelka wina stała w wiadereczku z lodem.
- To początek niespodzianek – szepnął i pocałował ją namiętnie
- Jak tu ślicznie – odparła z zachwytu
- Pani pozwoli – rzekł chwytając ją za rękę, na co ona odpowiedziała tylko szczerym uśmiechem
Usiedli oboje i po chwili zaczęli delektować się przygotowanymi potrawami, które były tak smaczne, ze w mgnieniu oka znikały z talerzy. Kolację popijali znakomitym półwytrawnym francuskim winem, który doskonale komponował się z jedzeniem. Po chwili…
- Może spacer brzegiem morza? – zapytała nieśmiało
- Jasne w twoim towarzystwie będzie to miła przechadzka – powiedział i po chwili spacerowali wtuleni w siebie, podziwiając słonce, które chyliło się ku zachodowi
Po pół godzinie wrócili i usiedli na kocu popijając czerwone wino. Rozmawiali chwilkę, następnie położyli się na kocu, spoglądając w niebo.
- Widziałeś? - spytała
- Nie – odparł kłamiąc, doskonale widział, chciał usłyszeć to od niej
- Seeley, nie widziałeś spadającej gwiazdy? – zapytała spoglądając w jego czekoladowe oczy, w których zobaczyła ten błysk, który uwiódł ją tamtego dnia
- Pomyśl życzenie – szepnął. Może się spełni – dodał z uśmiechem
- Ty też – odparła zamykając oczy i myśląc o najskrytszym marzeniu, on zrobił to samo
Po chwili…
Spojrzał na nią z taką czułością i miłością, jak nikt nigdy na nią nie patrzył. Chwycił jej podbródek, unosząc dziewczynę twarzą ku sobie. W oczach spostrzegli tą sama pasję i pożądanie. Wiedzieli, co się za chwile wydarzy. Chcieli zapamiętać siebie na czas, kiedy on wyjedzie. Nieśmiało zaplotła mu dłonie na szyi i spojrzała w jego niezgłębione oczy. Przybliżył do niej twarz i ich usta zwarły się w głębokim pocałunku, pełnym pasji i skrywanych namiętności. Jego dłonie przesuwały się po jej ciele, z niesamowitą precyzją badając każde zaokrąglenie, każdy skrawek jej skóry. Ona nie była mu dłużna. Jej palce wędrowały po jego plecach, zataczając okręgi. Oboje każdy dotyk sprawiał przyjemność, a na ciele pojawiała się gęsią skórka. Pocałunki były delikatne, jednak po chwili nabierały na mocy,
stając się coraz bardziej zachłanne. Po chwili oderwali się od siebie spoglądając sobie głęboko w oczy szukając przyzwolenia na kolejny krok.
Kiedy ponownie zaczął ją całować, ich języki się splotły. Booth pochylił się nad nią, a jego wargi stały się jeszcze bardziej zaborcze. Pocałunkom nie było końca. Badali opuszkami palcy swoje ciała chcąc dotknąć każdego jego zagłębienia. Kiedy byli już gotowi na kolejny krok, on oderwał się i spojrzał w jej oczy, które plunęły z pożądania. Po chwili...Rozłożył jej ręce szeroko, splótł razem ich palce i wszedł w nią.
Joy poczuła lekki opór, poczuł to również agent i znieruchomiał na chwilę. Potem zaczął się w niej poruszać, a jej ciałem wstrząsnęły, spazma rozkoszy. Joy głośno westchnęła i wygięła plecy w akcie uniesienia. Spokojnymi miarowymi ruchami Booth poruszał się do przodu i do tyłu, dając sobie i jej taką rozkosz, jakiej nigdy w życiu nie przeżyli. Po chwili oboje wydali z siebie jęk. Seeley uniósł się lekko i napawał wzrok widokiem jej ciała, które w świetle księżyca wiło się pod nim z rozkoszy. Oboje dali upust pożądaniu, które wreszcie znalazło spełnienie. Po udanym stosunku, leżeli wtuleni w siebie szepcąc czułe słówka. Jednak Booth musiał o to zapytać…
- Dlaczego mi nie powiedziałaś? - zapytał cicho po chwili
- Czego nie powiedziałam? – szepnęła. Że nigdy dotąd nie byłam z mężczyzną? – dodała nieśmiało
- Tak – odparł. Ale powiem ci, ze bardzo mnie to cieszy, ze to ja byłem tym pierwszym, który pokazał ci miłość – wyszeptał jej czule do ucha
- Ja też – odparła i złożyła mu na ustach czuły pocałunek
Leżeli chwilę ciesząc się swoja bliskością. Jednak robiło się coraz bardziej chłodno. Ubrali się szybko i udali do samochodu. Seeley zawiózł ukochaną do akademika, i obiecał, że przed jego wyjazdem się jeszcze spotkają.
Mijały dni, oni tryskali swoim szczęściem. Jednak niedługo los postanowił ich doświadczyć.
Nastał dzień wyjazdu. Pożegnanie było bardzo smutne. Jednak taki dostał rozkaz i musiał go wykonać.
- Obiecaj mi, że za 3 miesiące się spotkamy, na plaży, tam, gdzie doznaliśmy cudu miłość – poprosiła
- Obiecuję – odparł kładąc dłoń na sercu. Przysięgam – dodał i pocałował ją namiętne
Po chwili wsiadł na pokład.. Joy stała tam wpatrzona w ślady jakie zostawia po sobie samolot, na pokładzie, które znajduje się jej miłość życia, choć nie wierzyła, ze kiedyś taką spotka. Do chwili kiedy na jej drodze stanął on… Obojgu spływała łza smutku. Nie spodziewali się, ze to ich ostatnie spotkanie. Los, a raczej ktoś stanie im na drodze do szczęścia…
jakiez to bylo romantyczne... :) piekna czesc... :) ciekawe kto zniszczy ich szczescie... z niecierpliwoscia czekam na cd :)
GENIALNE! Świetne dwie części, piękny prezent dostała od niego, aż się rozmarzyłam:) Ciekawe, kto będzie chciał ich rozdzielić, czekam na dalsze części, świetne opowiadanie:)
Jedzemy dalej, mam nadzieję, że pamiętacie ;)
7.
Noc minęła dość szybko. Obudzili się niemal jednocześnie. Ona zerwała się na nogi, on chwile leżał, by osiwić się z tym, o czym przed chwilą śnił. - Czy to możliwe? – spytał. Czy to ona, moja Joy? – dodał. Nie to nie możliwe, to dr Temperace Brennan, a nie Joy Keenan – powiedział, po czym przewrócił się na drugi bok, i zamknął oczy w końcu miał jeszcze jakieś pół godziny, wolał spędzić je w tej pozycji.Tempe skierowała swe kroki do łazienki, by przemyć twarz zimną wodą. Od kilku lat nie śniła o nim, nie wspominała, a los tu postanowił z niej zadrwić, postawił go znów na jej drodze. Tylko od tamtej pory wiele się zmieniło. On nie jest już ta samą Joy, co wtedy, teraz pracuje, jest znana, do przeszłości nie wraca, nawet myślami. Stała wpatrzona w lustro, po twarzy spływały kropelki zimnej wody. Zastanawiała się, jak długo uda się jej ta farsa, jak długo będzie go zwodzić, ile zajmie mu czasu, by sprawdzić, czy to ona. A może to dla niego był tylko nieznaczący flirt, przygoda? Przecież jej nie poznał, nie udawał, że jej nie zna, a chyba tego by chciała, być zapomnianą niż niepamiętaną?Stała chwile jeszcze, po czym wytarła twarz w ręcznik i udał się do kuchni, by przygotować kawę, jak zawsze miała to w zwyczaju. Nigdy nie miała czasu na poranne śniadanie. Kawa wystarczała, szybki jej łyk, ubieranie w biegu, kluczyki, trzask zamykanego mieszkania i kierunek ten sam od kilku lat, Uniwersytet. Lubiła swoją pracę, jednak to nie było do końca to. Pewnego dnia dostała propozycję pracy w największym Instytucie w Ameryce, jednak wahała się, czy przyjąć ta posadę. Tu miała wykładać tylko, dzielić się swoją wiedzą ze studentami, tam, miała pracować z ludźmi, spędzać z nimi większość dnia, a kontakty miedzy ludzkie nie są jej najlepszą stroną. Jednak obiecała dr Goodmanowi, że się zastanowi, jednak zanim podejmie decyzję, musisz zakończyć rok na Uniwersytecie i dać im czas do znalezienia kogoś na jej miejsce, na co dyrektor Jeffersonian przystał. Teraz jej plany znów się pokrzyżowały, czas letniej sesji niemal dobiegał końca, a ona dostała pewną sprawę, i jak pech chciał z kimś, kogo pomimo, że kochała to straciła, a może to nie jest tak, jak sadzi?Szybko wybiegła z mieszkania kierując się na parking. Chwile potem już siedziała wygodnie przemierzając ulice Waszyngtonu. Na Uniwersytecie czekała ją czaszka do zidentyfikowania. Chciała to szybko załatwić, by mieć z głowy agenta, jednak tak naprawdę chciała go znów spotkać. Zobaczyć jego uśmiech, to czekoladowe spojrzenie, które uwiodło ją od samego początku, od pierwszego dnia, kiedy ich oczy się spotkały.Agent spał w najlepsze, kiedy ze snu obudził go alarm. Otworzył powoli oczy, spoglądając w sufit. Po chwili podniósł się z łóżka i powędrował do łazienki. Nie wiedział czemu, ale miał złe przeczucia co do dzisiejszego jak i jutrzejszego dnia. Czuł, że znów straci kogoś, za kim tak bardzo tęskni, kto jego zdaniem bardzo go zranił. Od tamtej pory nie angażował się w związki, poza przelotnymi z Rebecca, z którą ma wspaniałego synka, Cam i Tessą nie spotykał się z nikim. Żadna nie była w stanie wypełnić pustki po słodkiej Joy. Nie miał zbyt dużo czasu. Zjadł w pośpiechu śniadanie i opuścił mieszkanie. Jak każdego poranka kierował się do FBI, teraz jednak pojechał na Uniwersytet. Jakaś siła ciągnęła go w stronę Temperance. Ona także nie mogła zbyt skupić się na pracy, co było bardzo do niej nie podobne. Myślami wracała nie tylko do ich pierwszego spotkania lecz także, do ostatniego, które było zdecydowanie inne. Wiele by dała, by cofnąć czas, by nie zakochać się, jak sobie obiecywała, przecież coś takiego jak miłość nie istnieje, ludzi, których się kocha nie opuszcza się. A jednak jej serce pokochało i znów zostało zranione, a może to wszystko nie jest tak, jak myśli? Może tamtego dnia, coś, a raczej ktoś postanowił zniszczyć? Może się niedługo tym przekona, tylko które z nich rozpocznie tą trudną rozmowę. On, który kocha strasznie Joy, a nie zna Temperance, ona, której jakaś cząstka nadal kocha tamtego Seeleya?Stałą nad czaszką, przyglądając się jej uważnie, kiedy w jej mały gabinecik, tuż za czytelnia, stanął ktoś, o kim właśnie myślała…
Oj tak tak Ines pamiętam jeszcze to opowiadanko i zastanawiałam się kiedy się pojawi kolejna część... no i proszę jest... :) cieszę się bardzo z tego powodu :) super to wszystko opisujesz... jaaa... hmmm... już nie mogę doczekać się spotkania... (wiadomo kogo :PP) a tak nawiasem mówiąc świetny pomysł na opowiadanie :)
Pozdrawiam serdecznie :)
JA też pamiętam, jedno z nielicznych opowiadań, które mnie tak wciągnęło, świetny pomysł. Czekam teraz, aż wreszcie sobie wyjaśnią, kim są i wpadną sobie w ramiona i powtórzą 22 urodziny.
Wy ludzie chyba nie macie co robic a ludzie sie dziwia ze takie duze bezrobocie heh
Przesadzasz ja nie siedzę godzinami na kompie i stukam w klawiaturę ;p
Jak mam pomysł siadam i pisze, a w międzyczasie robię kilka innych rzeczy, więc się nie martw o mój czas, mam go dla siebie i innych, a to, że pisze to tylko hobby, nie musisz czytać, jak Cie to nudzi!!!
Lubie pisać...
Nie no spoko dziwi mnie to bo ja mam zaledwie czas obejrzec kilka odcinkow ale to juz nie te bonesy co kiedys pzdr
Wiesz czas wolny trzeba umieć sobie organizować ;p
Ale co do tego, że Bones nie jest już jak było masz 100% rację. Mnie nudzi ich taniec wokół siebie, ale cóż HH myśli, że będziemy wiecznie czekać na coś więcej, to się przeliczy, bynajmniej wg mnie, nie umie sprostać wymaganiom fanów, by zrobić z B&B parę, twierdzi, że to zniszczy serial, który nie jest romansem,wiem o czym jest serial, nie musi tłumaczyć ;p ale tu się myli, można prowadzić serial jeżeli B&B będą razem i to nie wpłynie na fabułę tylko trzeba umieć to zrobić, ale pan HH chyba nie ma na to pomysłu i woli ich oddalać, co jest głupotą, ale to moje skromne zdanie, pzdr :)