PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=233995}

Kości

Bones
2005 - 2017
7,6 78 tys. ocen
7,6 10 1 78160
7,2 4 krytyków
Kości
powrót do forum serialu Kości

Witam to znowu ja:)
Dobiegliśmy do 1000 i trzeba było stworzyć nowe forum i ot jest:)
Zamieszczę tu dalsze części opek, których nie skończyłam na tamtym forum, apotem pojawią się nowe:)
Pozdrawiam wszystkich:)
WASZA INES:)

Inesita84

Sully zamierza porwac Chrisa??? !!! znalazl sie tatus... i tak bardzo mi sie podobala ta czesc... super piszesz :) oby tak dalej... :) czekam na cd :)

Inesita84

Początek cudny ;) a końcówka... niech tylko Sully spróbuje porwać Chrisa to... czekam na cd :)

Natusia94

Oki skończyłam niedawno, ale to jeszcze nie to najgorsze, co zaplanowałam :|

Nie śmiejcie się z podrywu ;P


W głowie miał już obmyślony cały plan działania. Był agentem więc nie miał zbyt wielkiego problemu. Często prowadził podobne sprawy. Które kończyły się różnie, raz szczęśliwie, raz nie. Jedyne, co wiedział, to, że ta historia zakończy się, tak jak postąpi Temperance. Choć wie, że dziecko jest dla niej ważniejsze niż agent, bynajmniej tak sadził.
Stał chwilę wahając się, jednak podjął już decyzję i nie mógł z niej zrezygnować. Kochał Tempe, jednak nie była to miłość, jak ta sprzed roku, to była obsesja na jej punkcie, która zwiększyła na mocy, kiedy zobaczyła Bootha i jego dziecko. To było za wiele. Postanowił się zemści, już on ma sposób, jak rozdzielić dynamiczne duo i sprawić, że Temperance na zawsze znienawidzi agenta, to ostania z możliwości., pierwsza to oczywiście powrót antropolog z synkiem w jego ramiona, przecież było im kiedyś dobrze i teraz też może być. Ale musiał tez zaplanować inną wersję na wypadek, gdyby Brennan jednak oponowała.
Po chwili namysłu nacisnął na domofon…
- Słucham – usłyszał miły głos po drugiej stronie
- Dzień dobry, tu agent specjalny Tim Sullivan – odparł. Oto moja odznaka – dodał pokazując do monitora
- Tak agencie - odparła młoda dziewczyna. W czym mogę pomóc? – spytała
- Przyszedłem zobaczyć się z moim synkiem – powiedział
- A jak się nazywa? – spytała
- Brennan, Chris Brennan – odparł wiedząc, że Tempe dała mu jej nazwisko pomimo, iż on jest ojcem
- Tak, Chris to pana synek? – spytała. Uroczy chłopczyk, taki wesoły, chyba po mamie, to miła kobieta – dodała
- Tak, po mamie, to mogę go zobaczyć? – zapytał
- Chwileczkę, muszę sprawdzić pańskie dane, proszę zaczekać – powiedziała i zaczęła stukać w klawiaturę
- Dobrze, poczekam – rzekł zaciskając żeby, czuł, że traci grunt pod nogami. A co jeśli ona nie wpisała mnie na ojca? – myślał. Co wtedy? – spytał
Po chwili…
-Tak, zgadza się agent Sullivan – rzekła. Jest pan tata malca, już otwieram drzwi – dodała
- Dziękuje pani, stęskniłem się za malcem – szepnął i wszedł do środka, gdzie przywitała go ta sama dziewczyna
- dzieci bawią się teraz na górze, proszę za mną – powiedziała i ruszyli schodami do maluchów
- Chris – krzyknął, czym wywołał nie mały popłoch u dzieci, jak i dwóch opiekunek, które z nimi przebywały. Mogę do niego podejść? – zapytał
- Jasne, przecież to pana synek – powiedziała zachwycona jego osobą
Sully miał ogromne szczęście. Na razie jego plan nie napotkał na komplikacje, widział wczoraj małego, wiec nie miał problemu z jego rozpoznaniem. Podszedł do chłopca i wziął go na ręce.
- Synku – szeptał wzruszony. To ja twój tatuś – dodał
- Przepraszam, ale czemu pan mu to tłumaczy? – spytała starsza kobieta. Przecież jest pan ojcem, on to chyba wie? – dodała
- Wie – odburknął. Ale nie widzieliśmy się trochę, byłem na misji – rzekł. Jestem agentem specjalnym – dodał, by się uciszyła
- To tak, jak pan Booth – rzekła druga. On też jest agentem – dodała z rozmarzeniem
- Jest wolny, może się pani za niego brać – powiedział bez namysłu.
- Wolny? – zdziwiła się. A ja myślałam, że on jest z dr Brennan, wyglądali na szczęśliwych razem – dodała ze smutkiem
- Jest sam, przecież mówię – rzekł. On tylko się nimi opiekuję, kiedy mnie przy nich nie ma – oznajmił. To fajny gość – rzucił od niechcenia
- Fajny – odparła z zachwytem na samo wspomnienie dobrze umięśnionego agenta o czekoladowych oczach i ślicznym uśmiechu, pojawił się jej uśmiech na twarzy
- Pani jest w jego typie – powiedział widząc jej zachwyt
- Tak? – spytała
- On lubi blondynki o takim typie urody, jak pani – powiedział. Żadna brunetka, szatynka lub ruda nie wchodzi w grę – dodał. Następnym razem proszę wykonać jakiś krok w jego stronę, bo on jest bardzo nieśmiały, choć na takiego nie wygląda – powiedział
- Skorzystam z opinii – powiedziała i powróciła do zabawy z dziećmi, w końcu była w pracy.
- Mam taką prośbę – powiedział do dziewczyny, która nie mogła oderwać wzroku od niego, była wpatrzona jak w obrazek
- Tak, słucham – odparła po chwili, kiedy dotarło, że coś do niej mówi. Przepraszam zamyśliłam się – dodała
- Pewnie myślała pani o chłopaku – rzekł. Taka piękna kobieta, ma zapewne wielu adoratorów – dodał flirtując, by dziewczyna aby w stanie zrobić dla niego, to o co tylko poprosi, przechodził taki kurs i teraz zamierza wprowadzić to do planu
- Oj przesadza pan – odparła rozanielona
- Wcale nie – rzekł. Mówię prawdę, jestem agentem, a on nie może kłamać, szczególnie tak pięknej dziewczynie, jak pani – dodał posyłając jej promienny uśmiech
- Ale miał pan do mnie jakąś prośbę, prawda? – zapytała
- W sumie to ma pani rację – rzekł. Czy mógłbym małego zabrać Tu na plac niedaleko, na jakąś godzinkę, stęskniłem się za nim – dodał. Ale po godzinie go przywiozę tu, by nie miała pani problemów z Temperance, ona jest taka zapracowana – dodał
- Hm, nie wiem, czy tak można – zaczęła. Ale jest pan ojcem, podpisze pan pismo i zabierze małego na spacerek, taka ładna pogoda, a my siedzimy w zamknięciu – powiedziała
- Dużo macie dzieci, maluchy to niech siedzą i się bawią tutaj – powiedział od niechcenia. Nie upilnowałybyście tych wszystkich szkrabów – powiedział spoglądając na rozdarte twarze dzieciaków
- Oj tak wesoła gromadka – powiedziała. To o której chce pan zabrać małego? – zapytała
- Jak to możliwe to jak najszybciej - rzekł. Jeśli to nie problem – dodał już spokojniej, by nie wzbudzić podejrzeń
- Może pójdziemy na dół, muszę sporządzić wypis małego, choć to tylko godzina, ale…
- takie zasady, rozumiem, chodzi przecież o bezpieczeństwo maluchów – powiedział iście poetycko
- Dokładnie – odparła z uśmiechem i po chwili Sully mógł zabrać syna na spacerek.
- Do zobaczenia za godzinkę – powiedział. Pomachaj Chris – szepnął i opuścił żłobek
- Miły człowiek – powiedziała dziewczyna i zajęła się papierkami, które miała na biurku.
Na zewnątrz…
- Teraz zabieram cię na wycieczkę – powiedział wkładając go do pożyczonego fotelika. Gotowy?? Jedziemy, a potem zadzwonimy do mamusi, by się nie martwiła o syneczka – rzucił i po chwili ruszył z piskiem opon

Inesita84

wiedzialam, ze to zrobi... latwo mu poszlo... ciekawa jestem co dalej... :) z niecierpliwoscia czekam na cd :)

ocenił(a) serial na 10
mara625

No to ładnie ... Ja nie chciałabym byc na miejscu "agencika" jak Booth i Bones dowiedzą sie co się stało i go znajdą ...
Czekamy na CDK!
Pozdrawiam (:

Inesita84

Nie ujdzie mu to na sucho! Jak mógł zrobić coś takiego? Porwać Chrisa?! Niech tylko go Booth albo Brennan złapie (a najlepiej oboje) to zobaczy...
Co może się jeszcze zdarzyć gorszego?!
Co do podrywu... powiem tyle, że baaardzo poprawił mi humor xD czekam na cd :)

Natusia94

Miałam dwa pomysły na zakończenie, ale do głowy wpadł mi kolejny, nie wiem, co to opko ma w sobie, ale nie chce się skończyć;( Z cdk ma kilka zdań, postaram się wrzucić jeszcze dziś cdk, ale nie wiem z jakim zakończeniem jeszcze...
Jak tylko skończę to obiecuje zabrać się za epilog do 2 lat, pozdrawiam :)

Inesita84

Ok, napisałam:) To jest cześć wspólna do epilogów, na razie mam zaplanowane dwa:)


Tymczasem w Instytucie…
Brennan siedziała nad raportami, do których powróciła po chwili rozmarzenia.
- Booth, gdzie jesteś? – szepnęła. Powinieneś już wrócić – dodała coraz bardziej martwiąc się o niego
W tym samym momencie zadzwonił telefon..
- Słucham – powiedziała. Booth, gdzie ty jesteś, ja tu czekam – rzuciła
- Spokojnie Bones – odparł zaskoczony jej reakcją. Coś się stało? – zapytał
- Nic, tylko martwiłam się, ze nie przyjeżdżasz – odparła
- Spokojnie Bones, nie było mnie zaledwie pól godziny – powiedział. Dzwonię, by powiedzieć, ze przyjadę gdzieś za godzinę, Cullen, zwołał jakieś spotkanie, muszę na nim zostać – dodał
- Dobrze, to przyjedz po spotkaniu – powiedziała ze smutkiem
- Bones, powiesz mi co cię gryzie? – zapytał
- Booth, nie mam tu szczurów lub jakiś robaków Hodginsa – odparła. Nic mnie nie gryzie – rzuciła, co poprawiło humor agentowi
- Moja Bones – szepnął. To była przenośnia – dodał, próbując się nie roześmiać
- Booth, ty się śmiejesz – rzuciła. Czemu? – spytała zdezorientowana
- Nie Bones, jakbym śmiał z tak pięknej interpretacji: Co cie gryzie – odparł
- Booth policzę się z tobą, ja przyjedziesz rzuciła i humor partnera udzielił się i jej
- Obiecujesz? – zapytał
- Tak, masz to jak w skarbcu – rzuciła bez namysłu, a może specjalnie…
- Bones – szepnął
- Co? – zapytała drocząc się z nim. Co znowu powiedziałam nie tak? – spytała i tym razem to ona miała ochotę się pośmiać
- Ty wiesz? – rzekł. Teraz odgrywasz się za tamto – rzucił z uśmiechem
- Wiem, ze nie mówi się masz to jak w skarbcu, tylko jak w banku – powiedziała. Teraz widzisz, jak to miło, jak się z ciebie ktoś śmieje – powiedziała
- Oj Bones, poczekaj jak tylko przyjadę, to zobaczysz – odparł. A teraz muszę już iść, zebranie się zaczyna, cześć – rzekł
- Cześć – odparła i rozłączyła się. Tu cię mam agencie Booth – powiedziała z dumą i uśmiechem i powróciła do raportów
Jednak coś ją zaniepokoiło. Przeczuwała, ze coś się dzieje złego, nie mogła jednak skojarzyć, co i z kim. Nie wierzyła w jakiś szósty zmysł, o którym opowiadał jej partner, ale nigdy nie miała takiego czegoś. Poczuła niepokój…
- Bones, co się z tobą dzieje? – zapytała. Pewnie to ta wizyta Tima – szepnęła. Wiedział, kiedy się zjawić – dodała ze smutkiem. Ale przecież ty go nie kochasz, on nic dla ciebie nie znaczy, to przeszłość – szepnęła. Chris jest tylko mój – powiedziała pewnie i zabrała się za lezące raporty.
Nie minęło 10 minut, jak usłyszała melodyjkę…
- Booth – szepnęła z uśmiechem przekonana, ze to on. Sully – krzyknęła spoglądając na wyświetlacz. Czego ode mnie chcesz? – spytała siebie i odrzuciła polaczenie
- Mamusia pogrywa ze mną – rzucił spoglądając na chłopca, który mu się przyglądał. Zaraz, dam jej ostatnią szansę – powiedział i wystukał jej numer
Bones ponownie odrzuciła, nie chcąc rozmawiać z nim.
- To była ostatnia szansa – rzekł. Teraz nie będę miły – fuknął i zaczął pisać wiadomość…
Po chwili…
- Co to znowu? – spytała. Wiadomość od… Nie Tim, co ty chcesz ode mnie? – zastanawiała się. Nie ma czasu – rzuciła i powróciła do raportów…
- Poczekamy na odzew – powiedział spokojnie. Damy czas – szepnął i przestał spoglądać na malca, który nie przejmując się porywaczem, najzwyczajniej w świecie zasnął
- Dobra Temperance czas minął – rzekł. Ale ja jestem dobry i dam ci ostatnią szansę – powiedział i postanowił ostatni raz zadzwonić, jednak Brennan znów odrzuciła. Zadzwonimy do wujka Bootha – rzucił i wybrał numer
W kieszeni agenta zaczęła wirować Motorola, jednak on był przecież na spotkaniu, nie mógł od tak wyjąć sobie telefonu. Jednak, kiedy sygnał się przedłużał wystraszył się, ze to coś z Bones i wymknął się po cichu, co zdenerwowała trochę Cullena…
- Booth słucham – rzekł
- Seeley – odparł Sully, myślałam, że się rozłączę od tego czekania – rzucił
- Co chcesz? – zapytał
- Od ciebie nic – odparł
- To po co do mnie dzwonisz? – zapytał
- Dzwoniłem do Tempe, ale nie odbierała, wysłałem nawet wiadomość, ale chyba też nie przeczytała – oznajmił, A to bardzo nie dobrze – zaznaczył
- Tim, co chcesz, mam spotkanie – warknął. Cullen już się wścieka – dodał
- Ok. to cześć – rzucił. A tak na marginesie, ten mały to strasznie jest podobny do Brennan, szczególnie kiedy śpi, no patrz, całą mama – rzucił
- Sully – krzyknął, ale usłyszał tylko sygnał rozłączonego połączenia…. Cholera co jest grane – rzucił po czym zadzwonił do Bones
- No nie znowu telefon – powiedziała. O Booth, już się za mną stęskniłeś? – szepnęła i odebrała
- Bones dzwonił do ciebie Sully? – zapytał
- Tak, ale nie odbierałam – powiedziała. Nie chcę z nim rozmawiać – dodała
- Ale dzwonił do mnie – rzekł. Mamrotał coś, że Chris jest podobny do ciebie szczególnie, jak śpi – poinformował
- Booth, nie strasz mnie – poprosiła. I tak miałam już jakieś złe przeczucie zanim zadzwoniłeś – dodał
- Sprawdź wiadomość i oddzwoń, dobrze – poprosił
- Dobrze, zaraz się odezwę – rzekła. Cześć – rzuciła i się rozłączyła
Weszła do skrzynki odbiorcze i zaczęła czytać:
Droga Temperance, ma twojego synka, a raczej naszego. Jest taki słodki, zabrałem go ze żłobka na spacer, rozumiesz takie spotkanie z tatą…
Ne skończyła czytać dalej… Odszukała numer od placówki i połączyła się…
- Żłobek, pani Smiith przy telefonie – odparł głos w słuchawce
- Tu dr Brennan, dzwonię by zapytać co u mego synka – rzekła
- Chłopca zabrał tata na godzinę – odparła kobieta. Niedługo powinien powrócić – dodała
- Jakim prawem dałyście obcemu mężczyźnie moje dziecko – krzyknęła wściekła
- Ale to przecież ojciec, agent Sullivan – broniła się dziewczyna
- Wiem, kto to jest, ale nie mieliście prawa, mu dać małego, on go porwał – rzuciła łkając. Jak mu się coś stanie nie odpowiadam za siebie – dodał i rozłączyła się. Sully, zrób coś małemu, a przysięgam, że – szepnęła i wybrała jego numer…
- No zobacz wujek Booth, już się poskarżył – rzekł. Szybko – rzucił. To mamusia sobie teraz poczeka, jak ja – szepnął i nie odebrał polaczenia.
Bones próbowała kolejny raz, jednak bezskutecznie…

Inesita84

Oh ten Sully! Niech tylko Booth go dorwie!

Natusia94

swietna czesc... najbardziej podobalo mi sie droczenie Bootha i Bones... xD super... czekam na cd :)

mara625

Sorki mam masę nauki na zjazd i za cdk zabiorę się dopiero w niedziele po egzaminach;(

Inesita84

ok z niecierpliwoscia czekam na niedziele... :)
Powodzenia na egzaminach... ;)

Inesita84

good luck na exams! ;) ty mnie gonisz o cd, to teraz ja pogonić czas do niedziela xD

just_american_girl

Kaja już jestem w domciu, postaram się napisać cdk, i ty też pisaj:D
Pozdrawiam:)

just_american_girl

No ja zaraz dalej chapter dodam, dziękuję, że czytasz i polecasz ;))
nie mogę doczekać, aż 2 lata epilogują xD
całusy!

www.mycreativity.blox.pl

ps. jak exams? ;)

just_american_girl

NMZC KAJA:* Dwa lata też o nich dziś myślałam:) Zobaczę co mi się uda napisać:) Zaraz zmykam do koleżanki pomóc jej córce w angielskim, list napisać:) a potem zabieram się za cdk, wstawiaj idę czytać:)
Po egzaminach dobrze zaliczone na 5:D Już niedługo koniec:) Miłego wieczorku:*

Inesita84

u nas w Boston jest teraz noon xD dobra, ide ubierać, bo bedziemy late do church ^^

czekam na cd!

just_american_girl

Przeprasza za zwłokę.. Ale nie miałam jak pisać wczoraj;(

Oto epilog:)


Bones spróbowała kolejny raz, jednak znów bez odzewu. W środku aż się gotowała. Wyobrażała sobie moment jak dorwie całego Tima i policzy się z nim za jego występek, tylko najpierw muszą go znaleźć.
- Booth, jesteś jedyną osobą, która może mi teraz pomóc – szepnęła i wykręciła jego numer
- Booth – słucham – rzekł. I jak, czego się dowiedziałaś – pytał zaciekawiony
- Booth, on porwał mi synka, on go ma – mówiła przez łzy. Nie odbiera telefonu, boje się, że może coś zrobić małemu, zaraz oszaleje – rzuciła
- Spokojnie, zaraz przyjadę do Cebie, wszystko będzie dobrze, czekaj i nigdzie nie wychodź – poprosił
- Booth, jak on coś mu zrobi, zabije go i pójdę siedzieć, ale go zabije – szepnęła
- Nie bój się kochanie, zaraz będę przy tobie – szepnął, jednak ona nie usłyszała tego, jak ją nazwał. Znajdziemy go- dodał i się rozłączył
Bones nie potrafiła sobie znaleźć miejsca. Do oczu napływały kolejne łzy, była bezsilna. Postanowiła kolejny raz spróbować, jednak sytuacja powtarzała się kolejny raz. Sully pogrywał z nią, nie miał zamiaru odbierać, chciał by poczuła się tak, jak on. Chodziła nerwowo po pokoju, nie wiedziała co ma zrobić.
Kilka chwil potem w jej gabinecie pojawiła się Angela, która przyniosła jej portret ofiary z ostatniej sprawy.
- Sweety, tutaj masz dane tego mężczyzny znalezionego w lesie – mówiła nie spoglądając nawet na przyjaciółkę tylko szukając czegoś na kartce, którą dołączyła do zdjęcia.
- Angela – szepnęła łkając
- O Boże Brennan co się stało? – spytała podbiegając do stojącej antropolog
- Sully porwał Chrisa – odparła i wtuliła się do przyjaciółki w tym samym momencie pojawił się agent
- Bones, już jestem – rzekł przekraczając próg jej gabinetu
- Booth, jak on Cs mu zrobi ja nie przeżyje – powiedziała i teraz przytuliła się do niego
- Znajdziemy go, wszystko będzie dobrze – rzekł głaszcząc ją po głowie
W tym samym momencie rozdzwoniła się komórka Bones…
- Sweety to Sully – rzekła Angela podając jej telefon
- Gdzie jest mój syn? – krzyknęła odbierając go. Oddaj mi Chrisa, nie masz do niego żadnych praw – mówiła
- Spokojnie – odparł Sully. To także moje dziecko, mam prawo iść z nim na spacer – drażnił się z nią. Teraz śpi sobie smacznie, jest taki jak ty – dodał
- Oddaj mi go, błagam – szepnęła łkając
- Kochanie, chcesz go odzyskać, to na moich nie twoich warunkach – powiedział. Spotkajmy się i porozmawiajmy, tylko bez Bootha, inaczej już nigdy nie zobaczysz swojego syneczka, a szkoda, bo to miły dzieciak – rzucił
- Gdzie chcesz się spotkać? – spytała. Obiecuje, że będę sama – dodała, co bardzo uraziło stojącego obok agenta
- Za pół godziny, na przystani, tam, gdzie widzieliśmy się ostatnio – odparł. Pamiętaj od ciebie zależy życie małego – rzucił i się rozłączył
- Sully, Slully – krzyczała, jednak w słuchawce słyszała tylko dźwięk rozłączonego połączenia. Jadę tam – rzuciła kierując się do drzwi
- Bones, on jest niebezpieczny, nie możesz jechać sama – rzekł Booth, próbując ją zatrzymać
- Nie Booth, mam być bez ciebie, inaczej już nigdy go nie zobaczę – powiedziała
- Bones, obiecałem ci, ze zawsze będę przy tobie i chcę słowa dotrzymać, chce ci pomóc – rzekł błagalnie
- Nie Booth, nie mogę ryzykować utraty dziecka – rzuciła chłodno
Stała chwile wpatrzona w czekoladowe oczy partnera, w których nie było tego blasku, tylko żal i rozgoryczenie. Bardzo chciała, by był przy niej, by… Jednak utrata małego byłaby dla niej ogromną stratą. Sully dostał tego, co chciał…
- Nie Booth, nie – krzyknęła. Nie pozwolę by przez ciebie stała się Chrisowi krzywda – rzuciła i opuściła gabinet, w którym w szoku zostali Booth i Angela, której o dziwo zabrakło języka w buzi, co było bardzo dziwne w przypadku największej plotkary w Instytucie
- Angela, ja muszę jechać za nią – rzekł. On oszalał, zrobi krzywdę obojgu – powiedział. Nie mogę stracić kogoś kogo kocham, nie – szepnął
- Jedź, nie słuchaj jej, mówiła w złości, zrozum ją – odparła Angela odzyskując głos
- Wiem Angela, Sully chciał nas skłócić, wiedział, jak uderzyć w czuły punkt – powiedziała. Ale nie jest taki mądry, jak mu się wydaje, nie pozwolę mu jej kolejny raz skrzywdzić – rzucił
- Uważaj na siebie i przywieść ich powrotem – szepnęła Angela
- Będę i przywiozę, zobaczysz niedługo będziesz się z nim bawić, jak do tej pory – odparł i udał się na parking, z którego z piskiem opon odjeżdżała Bones
Ruszył za nią, tak, by go nie zauważyła. Ona nie była w stanie rozglądać się za siebie, patrzyła na drogę i myślała tylko o chwili kiedy weźmie w ramiona swojego ukochanego synka. Z oczu spływała jej kolejna łza. Przemierzała ulice Waszyngtonu, nie zwracając na zasady panujące na drodze. Była niespokojna, jak i jej partner, który był tuż za nią. W ciągu kwadrantu oboje dojechali na przystań. Bones wysiadła z samochodu i zaczęła biec w stronę łodzi agenta, z nadzieją, że tam zastanie swojego synka… Biegła przed siebie, nie zwracając uwagi na spacerujących ludzi. Booth podążył za nią wtapiając się w tłum dla niepoznaki. Po chwili doszła do łodzi na końcu…
- Sully to ja – krzyknęła i w momencie zobaczyła tą twarz
- Proszę mamusia się zjawiła – rzucił. A gdzie twój agent? – zapytał
- Nie ma go, przecież miałam być sama – odparła
- No popatrz, rzuciłaś go dla mnie – odparł z dumą. Wiedziałem, że nadal mnie kochasz – powiedział
- Ja nigdy nie byłam z Boothem – szepnęła z żalem.
Choć nie byłą dobra w psychologii podjęła jego grę…
- Masz rację, kocham cię – powiedziała. Mamy synka razem, a bez miłości to nie możliwe – dodała. Mogę go zobaczyć? – spytała
- Jasne, wejdź na pokład – zaproponował.
- Łódź się kołysze, a ja jadłam przed chwila i nie chcę zwymiotować od tego – rzekła. Zobacz jakie Łądne molo, może się przejdziemy. Jak rodzina, mama, tata i dziecko? – zapytała nie pewna jego reakcji
- Kochanie nie umiem się tobie sprzeciwić, poczekaj wezmę tylko naszego synka i idziemy – odparł schodząc pod pokład
Po chwili powrócił z malcem na ręce. Bones podbiegła do nich i zabrała Chrisa..
- Moje kochanie, nic ci nie jest? – zapytała. Moje słoneczko – szeptała tuląc małego do piersi
- Widzisz, że jest cały, nie mogłem mu przecież nic zrobić, jestem dobrym tata – rzekł z duma
- To co z tym spacerem? – spytała chcąc skierować się w stronę, gdzie zaparkowała swoją Toyote
- Idziemy – odparł i odwracając się zobaczył agenta z wycelowaną w niego bronią
- Nie przeszkadzam? – zapytał
- Booth, co ty tutaj robisz? – zapytała zaskoczona Brennan
- Mówiłem, że zawsze będę przy tobie, a ja słowa dotrzymuje – rzekł zbliżając się do nich
- Okłamałaś mnie – rzucił wściekły Sully. Jak mogłaś, mówiłaś, że mnie kochasz – krzyczał jak opętany
- Sully, jesteś chory – szepnęła powoli kierując się w stronę Bootha z małym na reku. Ja cie nigdy nie kochałam, nie wiedziałam co to miłość, dopóki nie spotkałam… - w tym momencie Sully ruszył za nią
Bones zdążyła zrobić unik i Sully poślizgnął się o wystająca linę cumującą łodzie i wpadł do wody uderzając o kadłub statku. Booth wskoczyła za nim. Udało mu się go wyciągnąć, jednak agent nałykał się za dużo wody. Po chwili doszedł do siebie.
- Temperance, kocham cię – rzekł. Stwórzmy małemu rodzinę, której ty nigdy nie miałaś – poprosił
- Nie Sully, w rodzinie panuje miłość, szacunek i zrozumienie – odparła. A miedzy nami nie ma żadnej z tych rzeczy. Ja ciebie nie kocham, nie mogłabym być z kimś, tylko dla seksu, teraz to wiem – dodała posyłając najszczerszy uśmiech Boothowi
- Ty od zawsze kochałaś Bootha – szepnął. Czemu, ja wcześniej tego nie zauważałem, nie pakował bym się w coś, co nie ma przyszłości – szepnął
Jednak oni wcale go nie słuchali. Booth podniósł lezącego agenta i zakuł go w kajdanki odczytując mu jego prawa. Po chwili na miejscu zjawiła się policja, która zabrała Tima.
Stali w trójkę wpatrzeni w siebie, jak w obrazek. Teraz nikt nie był w stanie zmącić ich szczęścia.
- Dziękuję, że mnie nie posłuchałeś – szepnęła całując go w policzek
- Bones, nie przeżyłbym, gdyby się coś Wam stało – odparł spoglądając jej głęboko w oczy, w których zobaczył ten sam łysk, jak kilka chwil wcześniej, kiedy byli razem w czwórkę z Parkerem. Bones mogę cię o coś zapytać? – spytał
- Jasne – odparła z uśmiechem. Wiesz, że powiem ci prawdę, ja nie umiem kłamać – powiedziała z dumą. Tego nauczyłam się od ciebie – dodała
- Czy to prawda, że to co mówił Sully? – spytał niepewny
- A co on mówił? – odpowiedziała pytaniem na pytanie
-Że…
- Że cię kocham? – wtrąciła. Od zawsze? – spytała na co on pokiwał twierdząco głową. Tak, to prawda – szepnęła. Kocham cię, choć wcześniej nie potrafiłam, nie wiedziałam co to miłość – szepnęła. Ty mnie jej nauczyłeś – dodała
- Bones, nie wiesz, jak się cieszę – rzekł. Ale nadal w to nie wierzę – szepnął
- A teraz? – spytała składając mu na ustach delikatny pocałunek, pełen miłości i oddania
- Wierzę – szepnął. Ale chyba się mało postarałaś – powiedział figlarnie, po czym wpił się w jej usta, smakując ich smak
Stali całując się namiętnie, nie zwracając uwagi na tłum gapiów, który wpatrywał się w tą scenkę. Ich namiętnego całusa przerwał…
- Tata – szepnął Chris
Oderwali się do siebie, spoglądając na chłopca, który pierwszy raz w życiu powiedział słowo.
- Booth, on nazwał ciebie tatą – rzekła wzruszona Bones. Chcesz stworzyć mu rodzinę, jakiej oboje nie mieliśmy? – spytała
- Kochanie – szepnął całując ją a potem chłopca
- Nikt tak do mnie jeszcze nigdy nie mówił – szepnęła
- Przyzwyczaj się bo od dziś będę ci powtarzał to na każdym kroku – rzekł nie mogąc się powstrzymać znów całując ją namiętnie. Kocham cie i chce być z tobą i z małym, na dobre i na złe – rzekł
- Ja ciebie też kocham, od zawsze – szepnęła. I to się nie zmieni, z każdym dniem będę cię kochać mocniej i mocniej – dodała
- I ja ciebie – rzekł. A teraz chodźmy do domu – zaproponował. Mały pewnie ma dość wrażeń – szepnął i chwycił ją za rękę i spacerem skierowali się ku przyszłości, która malowała się w najpiękniejszych barwach. Wreszcie odnaleźli siebie…

Inesita84

jak dobrze ze Booth nie posluchal Bones...
"tata" - piekne az sie wzruszylam... :) ekstra !!! :)

Inesita84

ślicznie! ja długo czekała, ale to było worth tego! mi bardzo, bardzo podoba ;)

Inesita84

Cudowne... ^^ Opłacało się czekać :)

Natusia94

Cieszę się, że się podobało:)

Zrobię dla Ciebie wszystko:)

Takie moje nowe opko ;)




Nie mogę sobie wyobrazić czegoś, czego bym nie zrobiła, by mu pomóc...

Te słowa powiedziała na głos pierwszy raz w życiu, nie wiedziała, że następnego dnia, będzie miała okazję, by to potwierdzić...


Sobotnie popołudnie

Siedziała w swym gabinecie. W Instytucie było cicho, po korytarzu pląsał, co pół godziny ochroniarz, który był jedyną osobą poza nią w pracy, w końcu był weekend, inni jej znajomi siedzieli w domowych pieleszach, bądź bawili się w towarzystwie przyjaciół.
Nie mieli obecnie żadnej sprawy, to był czas, kiedy jej partner spędza czas w towarzystwie swego ukochanego synka. Pewnie siedzi z nim w parku, lub na placu zabaw, mały to uwielbia, a ojciec się cieszy, kiedy widzi swego smyka szczęśliwego. Choć mało czasu spędzają razem stara mu się wynagrodzić wszystko wtedy, kiedy są razem, - myślała, a na same wspomnienia zabaw w ich towarzystwie, pojawiał się jej lekki uśmiech na twarzy.
Ona nie miała rodziny, praca była jej hobby, które zabierało jej wiele czasu. Teraz znalazła chwilę, by coś napisać kolejny rozdział swojej książki. Była tak pochłonięta swym zajęciem, że nie zauważyła, jak się powoli ściemniało. Z rozmyślań o książce, partnerze wyrwał ją głośny stukot kropli deszczu, które uderzały w okno i spływały po nim. Po chwili zebrała się i opuściła Instytut, udając się do swego mieszkania.
Usiadła otulona w koc na sofie, w dłoni trzymała kieliszek wytrawnego wina, co chwila upijając z niego łyk.
Czytała jakąś książkę, którą dostałą od partnera na urodziny. To była dość ciekawa powieść o dwójce przyjaciół, którzy są w stanie dla siebie zrobić wszystko.
Co chwila coś wyrywało ją z zaczytania. Od kilku chwil otrzymywała głuche telefony, kiedy odbierała, słyszała czyjś oddech w słuchawce, nikt nie odpowiadał, co bardzo ją zdziwiło z początku, lecz później zaczęło bardzo irytować. Nie miała innego wyjścia, wyjęła wtyczkę z gniazdka i telefon zamilkł. Po chwili powróciła do miłej lektury.
Około 20 znów coś jej przerwało. Tym razem rozdzwoniła się jej komórka. Podniosła się i udałą w stronę komody, gdzie zostawiła swój telefon. Spojrzała na wyświetlacz, kiedy zobaczyła migającą ikonę Booth, na twarzy pojawił jej się lekki uśmiech.

- Słucham – rzekła
- Cześć, tu Booth i Parker – usłyszała w słuchawce
- Cześć chłopaki – rzekła
- Co porabia nasza ulubiona pani antropolog – spytał Booth
- Ulubiona, Booth, jedyna jaką znasz – stwierdziła
- Oj Bones, ja chciałem być miły, wiesz taki mały...
- Komplement? - wtrąciła
- O tak, lepiej bym tego nie nazwał – oznajmił
- Dziękuję miły. - rzekła. Czytam książkę, która mi podarowałeś, a Ty, pewnie wygłupiasz się z Parkerem – rzekła
- Tak, powiem Ci, że miło spędzamy czas, może do nas dołączysz? – zaproponował
- Już późno, jestem zmęczona, ale jutro chętnie, może pójdziemy do zoo – zaproponowała
- Jasne, Parker, co Ty na jutrzejszy wypad do zoo, z Bones – spytał malca
- Super – krzyknął malec
- To załatwione, masz za sobą dwóch facetów Bones, którzy...
- Którzy – wtrąciła
- A nie ważne, kiedyś ci powiem – rzekł wymijająco
- Jaki jesteś tajemniczy, taki jak telefony, które otrzymywałam kilka minut temu – oznajmiła
- Telefony, jakie telefony – spytał z troską w głosie
- Ktoś wydzwaniał do mnie, z głuchymi telefonami, kiedy pytała kto, słyszałam tylko czyjś oddech – rzekła. Teraz wyłączyła go i mam spokój – dodała
- Bones, nie ruszaj się z domu, pozamykaj drzwi i okna, zaraz będę u Ciebie – oznajmił
- Booth, nie martw się, drzwi mam zamarznięte, mieszkam na 10 piętrze, więc pewnie nikt przez okno mi nie wejdzie – rzekła z ironią
- Bones, ja nie żartuje, zrób to, o co Cie prosiłem, choć raz mi się nie sprzeciwiaj – poprosił
- Booth, ja jestem już dużą dziewczynką, umiem o siebie zadbać, tym bardziej...
- Wiem, że nie jesteś już dzieckiem, ciągle mi to powtarzasz, ale takie telefony to nie są żarty, wierz mi, zaraz będziemy u Ciebie – rzekł rozłączając się
- Ale Booth – rzekła, jedyne, co usłyszała to dźwięk przerwanego połączenia

Booth zabrał swego syna i po chwili opuścił swoje mieszkanie, udając się w kierunku apartamentowca Bones. Po pół godzinie dojechali na miejsce...


Inesita84

ciekawe co to za telefony... bardzo interesujaco sie zaczyna... :) czekam na cd :)

Inesita84

Kolejna część:)

Bones siedziała na kanapie, oczekując na przybycie partnera. Nie potrzebnie powiedziała mu o tych telefonach, przerwała mu czas, który miał spędzać z synem, wiedziała, że ma go zbyt mało i każda minuta jest dla nich bardzo cenna. Jednak nie dało się już tego cofnąć. Z rozmyśleń wyrwał ją dzwonek do drzwi. Podeszłą do nich niepewnie, spojrzała przez judasza, a tam zobaczyła twarz partnera trzymającego małego chłopca na ręce. Otworzyła je, a malec rzucił się na nią, wyciągając ręce do góry, by podniosła go. Chętnie to zrobiła, a w podzięce dostała buziaka w policzek.

- Wejdźcie do środka – rzekła zapraszając ich
- Dzięki Bones, mam nadzieję, że nie przeszkadzamy – szepnął spoglądając niewinnie na partnerkę
- Wy nigdy – oznajmiła

Po chwili siedzieli w salonie, bawiąc się w zabawy, które wymyślał im malec. Bones była szczęśliwa, widząc partnera z synem. To zawsze coś ciekawszego niż siedzenie w domu w samotności i czytanie książki, choćby była to najpiękniejsza powieść, jaką się w życiu czytało. Przebywanie z inną osobą to zawsze coś miłego, tym bardziej, kiedy ta osoba jest Ci ktoś bliski, przyjaciel, a może nawet ktoś jeszcze bliższy.
Booth też był uradowany w jednym monecie znalazły się obok niego dwie osoby, które kochał nad życie, bez których nie wyobrażał sobie kolejnego dnia. Był zadowolony z faktu, że przywiózł tu syna. To dla Bones nowa sytuacja, w której pomimo częstych obaw na spotkanie z malcem, radzi sobie świetnie. Dzieci chyba ja kochają. Miło spędzali czas, bawiąc i wygłupiając się na potęgę. Bones ledwo łapała oddech po męczących zabawach z malcem, jednak uśmiech nie schodził jej z twarzy. Czasem nawet ona była prowodyrką zabaw, czego przykładem, był niewinne uderzenie partnera poduszką, która leżała na sofie. Booth nie dał za wygraną. Oddał tym, samym. Po chwili cała trójka urządziła sobie bitwę na poduszki, w której, jak się można było domyśleć, przegrał agent, ale nie ma się co dziwić, własny syn zawarł pewnie układ z jego przyjaciółką, mający na celu
wciągniecie agenta do tej zabawy. Po chwili siedział cały w piórach. Wyglądał dość śmiesznie, gdyż Parker i Bones śmiali się, aż rozbolały ich brzuchy.
Po chwili opamiętania, Parker z nadmiaru wrażeń i nadmiernego wysiłku, najzwyczajniej w świecie zrobił się głodny i bardzo chciało mu się pić.

- Tato, burczy mi w brzuszku – szepnął
- A mówiłem, prosiłem, zjedz coś, to nie – rzekł agenta
- Tak, nie byłem głodny, a teraz to bym chętnie coś zjadł – dodał skruszony malec. Wiesz na co mam ochotę – zapytał
- Wiem, pewnie na naleśniki – rzekł Booth. Sam też bym je zjadł – rzekł rozmarzony
- To je zróbmy – krzyknął malec
- Ale my nie jesteśmy u siebie, Bones zrobi Ci kanapkę – oznajmił
- Ale ja chce naleśniki tato – rzekł, a w oku zakręciła się łza
- Smyku, nie wiem, co na to Bones – przedział Booth
- Na co – spytała wracając z łazienki
- Bo Parker jest głodny – rzekł
- To trzeba dać mu jeść – wyjaśniła Bones
- Ale Ty nie wiesz na co, on ma ochotę – oznajmił Booth
- Parker, może ty mi powiesz, bo od taty to trzeba ciągnąc – rzekła spoglądając na malca
- Zjadłbym naleśniki – rzekł. Ale kanapka też może być – dodał spoglądając na lekko zdziwiona Bones
- Naleśniki powiadasz, dobrze zrobimy naleśniki, ale tata musi nam pomóc – powiedziała, spoglądając na partnera
- Jestem mistrzem w robieniu naleśników – rzucił podnosząc się
- Dopóki nie zjem, nie uwierzę – szepnęła
- Tata ma racje, robi najlepsze naleśniki pod słońcem – rzekł uradowany malec
- Pod czym, jak to - spytała. Z antropologicznego punktu widzenia
- Nie ważne, to jak idziemy do kuchni – zaproponował
- Tak – krzyknęli chórem

Po chwili pobiegli do kuchni, gdzie rozpoczęły się przygotowania do późnej kolacji...

Inesita84

Bardzo ślicznie! Ja bardzo lubiam takie warm, family scenes ;) ale ja gotta feelin' że ty będziesz mess up... :D

just_american_girl

Kaja, you've gotta feelin' that I'll mess up??? Yes, a little bit:)
Ale będzie happy end:)Pozdrawiam i czekam na dal na to, co obiecałaś w prywacie:D

Inesita84

rowniez lubie takie rodzinne scenki... :) super czekam na cd :)

mara625

Oto on:)

Szło im dość nieźle. W ciągu pół godziny zrobili wspólnie ciasto, nie obyło się przy tym bez żadnych wygłupów, w których Bones chętnie brała udział. Każde w wyniku tych żartów, ubrudzone było w mące lub w jakimś innym składniku ciasta naleśnikowego. Bawili się przy tym znakomicie. Wspólne przygotowywanie jedzenia sprawiło im dużo radości i niezapomnianych wrażeń. Po kilkunastu minutach, naleśniki były gotowe.
Parker na sam widok oblizywał buzię, nie mogąc się doczekać porcji dla niego.
Po chwili zasiedli w trójkę do kolacji, która bardzo im smakowała i znikała z talerzy w zastraszającym tempie. Naleśniki to była kolejna rzecz, która ich łączyła.
Czas upływał im w iście przyjacielskiej atmosferze. Po skończonej kolacji, Parker pozbierał talerze ze stołu, a Bones razem z Boothem pomyła je łącznie ze sztućcami. Byli tak pochłonięci pracą, a może sobą, że nie zauważyli, jak malec zasnął z głową na kuchennym blacie. Nie ma się czemu dziwić, wszak było już dość późno, wskazówki zegara wskazywały po północy.

- Booth – szepnęła odwracając się w stronę malca
- Tak Bones – szepnął
- Parker, on chyba zasnął – stwierdziła
- O tak, mój smyk. Bones muszę się zbierać – rzekł
- Co po nocy będziesz się tułał z malcem, Booth nie – rzekła podnosząc głos
- Bones zasiedzieliśmy się, ale teraz już czas na nas – oznajmił
- Booth możecie zostać, jak dla mnie żaden problem.
- Bones ale
- Żadne ale, bo się obrażę – wtrąciła
- Dobrze Bones tylko nie to – szepnął
- Widzisz teraz to Ty nie możesz się oprzeć mojemu urokowi – rzekła podchodząc do chłopca
- I nie tylko temu – szepnął
- Mówiłeś coś – spytała spoglądając na niego
- Nie, nic takie tam
- Takie tam powiadasz – wtrąciła
- Głośno myślałem Bones – rzekł kierując się w ich stronę
- Booth on jest cudowny – rzekła głaszcząc go po główce – rzekła. Ja śpi wygląda jak aniołek – dodała
- Dziękuje Bones, to miłe z Twojej strony – rzekł spoglądając w jej oczy, które nie wiadomo czemu zaszkliły się
- Bones czemu płaczesz., zrobiłem coś źle – spytał po chwili
- Nie Booth, nic tylko ja
- Bones, co się stało – rzekł chwytając ją za podbródek, by spojrzała na niego
- Nic tylko, ja tak patrze na niego i Ciebie, to Wam zazdroszczę – szepnęła
- Czego Bones? – spytał nie rozumiejąc partnerki
- Wszystkiego jesteście dla siebie wszystkim, Parker ma wspaniałych rodziców – rzekła
- Bones Ty kiedyś też będziesz mieć dzieci uwierz mi – szepnął nie tracąc z nią kontaktu wzrokowego
- Booth nie możesz mieć takiej pewności, życia nie da się zaplanować – odparła
- Ufasz mi i wierzysz – spytał
- Tak Booth, jak nikomu na świecie – przytaknęła zgodnie z prawdą
- To ja Ci mówię, że będziesz mieć dziecko, nie Bones dzieci – rzekł uśmiechając się
- Booth do tego trzeba dwojga, powinieneś się tego domyśleć – rzuciła
- Bones każdemu na świecie pisana jest druga osoba, każdy ma gdzieś połówkę, która na niego czeka – szepnął
- Tak tylko moja chyba jest w na innej planecie Booth – rzekła
- Nie możesz być tego pewna, może jest ktoś obok, tylko Ty tego nie widzisz – oznajmił
- Booth dla mnie nie ma nikogo – upierała się
- Bones nigdy nie mów nigdy – rzekł
- Mówisz tak, by mnie pocieszyć, ale ja nie będę nigdy matką, nie mam w sobie instynktu macierzyńskiego, o byciu żoną to nawet nie myślę - oznajmiła
- Bones przyjdzie taki czas, że zapragniesz tego ze wszystkich sił, a wtedy to się spełni – powiedział
- Mam w to uwierzyć Booth – spytała
- Bones czasami warto wierzyć w marzenia, one często się spełniają – rzekła. Poza tym, wierzę w to, że będziesz wspaniałą matką, przekonasz się – dodał
- Booth kto lub co Ci to przepowiedziało – spytała. Złota kula – dodała
- Nie Bones, tylko...
- A no tak ten Twój szósty zmysł – wtrąciła
- On też, wiesz nigdy mnie nie zawiódł – odpowiedział
- Booth, Angela mówi, że zawsze musi być ten pierwszy raz – przytoczyła smutna. Tym razem może Cię zawieść - dodała
- Bones szósty zmysł tak, ale nie serce Bones – rzekł. Ono mi mówi, że zaznasz szczęścia, na które tak zasługujesz Temperance – szepnął

Na dźwięk swojego imienia prawie zamarła. Rzadko zdarzało się, by wypowiadał je, ale kiedy już to zrobił, brzmiało inaczej, nadawał mu innego znaczenia. To było miłe.
Usłyszawszy ostatnie zdanie, nie mogła się powstrzymać od płaczu. Spojrzała jeszcze raz w jego pełne ciepła, zrozumienia i czułości oczy i wtuliła się w jego tors, szukając tam spokoju, którego tak potrzebowała. Tylko w jego objęciach czuła się szczęśliwa i bezpieczna, jak z nikim innym na świecie.

- Spokojnie kochanie – szepnął

Jednak ona tego nie usłyszała, gdyż ze zmęczenia i płaczu zasnęła wtulona w jego silne ramię.
Po chwili zaczęła chrapać, co było znakiem dla Bootha, że jego partnerka, przyjaciółka i nie tylko odpłynęła do krainy snów.
Wziął ją delikatnie na ręce i zaniósł do sypialni, kładąc bardzo delikatnie na łóżku, by jej nie zbudzić. Patrzył jeszcze chwilę na nią. Spała tak słodko, na twarzy malował jej się lekki uśmiech.
Zbliżył się do niej, by pocałować ją na dobranoc w czoło, życząc tym samym słodkich snów.
Następnie zgasił lampkę nocna, stojącą na szafce i opuścił sypialnie, udając się do salonu, by położyć się z synem spać. Na jego szczęście kanapa w jej salonie była rozkładana, co bardziej ułatwiło im ulokowanie się na niej z synem, który tak, jak Bones smacznie spał. Po chwili wszyscy oddali się w ramiona Morfeusza.
To była piękna noc. Booth i Bones pierwszy raz w życiu spali tak blisko siebie, śniąc o tym samym...

Inesita84

jak slodko... pieknie i nie tylko... bardzo mi sie podobala rozmowa dynamicznego duo... :) czekam na cd ;)

mara625

cudnie! a u mnie nowe story began, as I promised ;)

just_american_girl

Kolejna część:)


Noc minęła spokojnie. Ranek nastał niespodziewanie szybko. Pierwsze promienie słoneczne wpadały przez rozsunięte rolety do sypialni pani antropolog oświetlając ją całą.
Bones nieśmiele zaczęła otwierać oczy rozglądając się po pokoju. Powoli wracały wspomnienia z wczorajszego wieczoru, wspólna kolacja, rozmowa z przyjacielem, która była bardzo pomocna.
Na samą myśl o nim, jak i śnie, który miała na twarzy pojawił się jej uśmiech zadowolenia.
Przeciągnęła się lekko, słysząc lekkie strzelanie kości, które pod wpływem ruchu zaczęły dawać o sobie znak.
Wyciągnęła rękę w poszukiwaniu telefonu, by sprawdzić, która godzina. Było dosyć wcześnie, dochodziła 8. Postanowiła podnieść się, by zobaczyć, gdzie ulokował się jej partner, gdyż sama wczoraj zasnęła, zanim zaproponowała mu i małemu swoje łóżko, w którym o dziwo sama się znalazła.
Założyła na siebie szlafrok i udała się do salonu. Chwilę po przekroczeniu progu zauważyła dwóch śpiących królewiczów. To był słodki widok. Podeszła na paluszkach, by ich nie zbudzić.
Spojrzała z czułością na ojca przytulającego syna. Ten obrazek zapierał dech w piersiach, nawet chwycił za serce chłodną Brennan.
Skierowała swą dłoń w kierunku twarzy agenta, głaszcząc ją delikatnie. W odpowiedzi usłyszała cichy pomruk partnera, po czym na twarzy namalował mu się uśmiech.
Odsunęła rękę, bojąc się, ze go obudzi.
Ale śpioch – przeszło jej przez myśl. Jest jeszcze wcześnie, to nie jest jego godzina, on zawsze uwielbia spać niech jeszcze pośpi, ja w tym czasie przygotuje śniadanie - pomyślała i skierowała swe kroki do kuchni, zamykając za sobą drzwi, i jakieś hałas nie ich zbudził.
Po chwili zajrzała do lodówki w poszukiwaniu jakiś składników, z których mogłaby przygotować śniadanie.
Miała szczęście, że przedwczoraj zaopatrzyła się w potrzebne do życia rzeczy, takie jak mają normalni ludzie w swych domach. Inaczej to chyba jedli by wczoraj wodne naleśniki. Na samą myśl o tym przeszedł ją dreszcz.
Już nigdy nie dopuszczę, by w lodówce lub szafkach brakowało podstawowych rzeczy do egzystencji istoty ludzkiej – pomyślała, po czym zabrała się ochoczo za obieranie pomarańczy, z których zamierzała wycisnąć świeży sok dla Parkera. W planach miała tosty i jajecznice...

Tymczasem w salonie...

Booth nadal smacznie spał. Przewracał się jednak z boku na bok, walcząc sam z sobą. Nie chciał się budzić, woląc pospać jeszcze trochę. Jednak w pewnym momencie, pomimo zamkniętych drzwi dobiegł go zapach świeżo przygotowanej kawy. Ta czarna ciecz wytwarzała taki intrygujący aromat, że zdecydowanie postawiła go na nogi, choć dochodził on z daleka. Spojrzał na syna, który ani drgnął.
Spanie to ty masz po mnie – szepnął całując go w czoło, po czym zwinnym ruchem, nie robiąc dużego hałasu wyskoczył z łóżka.
Przetarł oczy rękami i udał się za zapachem dochodzącym z kuchni...

Śniadanie zajęło je około pół godziny. Była tak zaabsorbowano jego przyrządzaniem, ze nie usłyszała dźwięku otwieranych drzwi i wchodzącego partnera do pomieszczenia.
Stał tak przez chwilę przyglądając się poczynaniom Brennan, która wyglądała przy tym bardzo pociągająco. Każdy jej wyważony ruch ciała wywoływał u niego gęsią skórkę. Przyglądał jej się dłuższą chwilę. Po chwili postanowił się ujawnić...

- Dzień dobry – rzekł
- Booth – szepnęła odwracając się w stronę z której dobiegał głos. Dzień dobry – przywitała się
- Jak się spało? – zapytał zbliżając się do niej
- Dobrze, ale trzeba było mnie obudzić, ja położyłabym się w salonie a Wy w sypialni – odparła
- Bones nie martw się ta nowa kanapa jest wygodniejsza od tamtej – stwierdził
- Mnie tamta też nie pasowała, była za twarda – rzekła. Dziękuję, że zaniosłeś mnie do sypialni Booth, bo pewnie nie dotarłam tam o własnych silach – dodała z lekkim uśmiechem. Przepraszam, że usnęłam - szepnęła
- Nie ma za co Bones przepraszać, ani dziękować, nie jesteś ciężka – wyznał odwzajemniając uśmiech, wprawiając ją w rozbawienie
- Ale następnym razem będziecie spać w normalnym łóżku – drążyła temat.
- Bones jesteśmy tylko gośćmi, więc
- Booth jesteście wyjątkowymi gośćmi – wtrąciła. Następnym razem to ja zdecyduje, gdzie będziecie spać, w końcu to moje mieszkanie – rzekła
- Dobrze, ale powiem Ci, że wolę tą kanapę, tam się śnią piękne rzeczy – rzekł z uśmiechem na samo ich wspomnienie
- Tak – spytała figlarnie. Wiesz ja też miałam interesujący sen – odparła
- Może mi opowiesz – zaproponował
- Może kiedyś – przytaknęła
- W takim razie, ja też Ci nie powiem, o czym śniłem – przekomarzał się z nią. Uwielbiał kiedy się złości, wyglądała wtedy jeszcze piękniej, szczególnie kiedy zaciskała zęby i marszczyła czoło, robiąc przy tym smutną minę.
- I tak się dowiem – stwierdziła bez ogródek. Wyciągnę to z Ciebie - dodała
- Tak, a jak? – spytał
- Już ja mam na to sposoby – rzekła posyłając mu figlarne spojrzenie
- To ja czekam z niecierpliwością – droczył się nadal
- Doczekasz się mój drogi – pomyślała
- A jak tam Parker – spytała po chwili
- Jeszce śpi – odpowiedział
- Na bezsenność to on nie cierpi, ale to chyba ma po tatusiu – fuknęła
- I nie tylko to – poinformował. Zaraz go obudzę, już późno, śniadanie gotowe, a my mamy plany, szkoda dnia na spanie – oznajmił

Inesita84

ekstra... jak ja uwielbiam opowiadania w takim stylu... :) czekam na cd :)

mara625

Kolejna część ;D


Booth odwrócił się w stronę drzwi, udając się po syna. Bones została sama. Tysiące myśli kotłowało się jej w głowie. Spędziła z nimi zaledwie parę godzin, a oni sprawili, że jej świat, w którym sama żyła, zaczął zmieniać barwy, przestając być smutne i szare. Na twarzy pojawił się uśmiech. Po chwili agent powrócił z synkiem na rękach.

- Dzień dobry Bones – przywitał się malec
- Dzień dobry Parker. Przygotowałam śniadaniem, mam nadzieję, że Ci posmakuje – rzekła
- Na pewno – odparł siadając do stołu.

Po chwili w trójkę zajęli się konsumpcją. Bones naprawdę się postarała bo obaj panowie zajadali się, tak, aż im się „uszy trzęsły”.

- Parker powoli bo się zadławisz smyku – rzekł Booth
- Tata, ale te tosty są takie pyszne – odparł chłopiec chwytając następny
Dziękuję - rzekła szczęśliwa Bones
-Tata jest mistrzem w robieniu naleśników, a Ty Bones w tostach, są pyszne - stweirdził malec
- Dziękuje- odparła. Booth co ty dziecku jeść nie dajesz – szepnęła z poważną miną
- Bones on jest niejadkiem – wtrącił. Namówić go do jedzenia to jak cud - dodał
- Kim Booth? - zdziwiła się. Booth nie wygląda na niejadka, co Ty chcesz od dziecka, przecież je – rzuciła
- Bones, ja nie mogę uwierzyć w to, co widzę, to trzeba uwiecznić, masz kamerę – spytał
- Zepsuła się – szepnęła robiąc smutną minę
- Trudno, ale co się odwlecze to nie uciecze – rzekł
- Słucham – spytała, a na twarzy malowało się jej niezrozumienie. Nie wiem co to znaczy – dodała
- To znaczy, że coś, co się nie da zrobić teraz, można zrobić potem – odparł malec przysłuchujący się ich rozmowie
- Widzisz Bones, nawet 8 latek wie, co to znaczy – zrucił
- Booth – syknęła i nieświadomie kopnęła go lekko w kostkę
- Auć Bones litości, to bolało – syknął z bólu
- I dobrze, bo miało, odechce ci się żartów ze słynnej pani antropolog – oznajmiła
- Ale to bolało - powtórzył
- To teraz znam Twój czuły punkt i zamierzam to wykorzystywać, wtedy kiedy będziesz niegrzeczny – rzekła
- Tata jest nie grzeczny – krzyknął malec próbując powstrzymać śmiech
- Parker i Ty przeciwko mnie – szepnął
- Tata, ja – zdziwił się chłopiec. Nigdy – dodał widząc poważną minę ojca
- No ja myślę – rzekł do syna. Bones wiesz ja się odegram – rzekł
- Już to widzę, a nawet zaczyna się bać – rzekł pokazując mu języka
- Bones – krzyknął. Dobrze, że Parker tego nie widział – syknął
- Czego nie widziałem – spytał chłopiec wstający z podłogi, gdzie upadła mu zabawka
- Nic synku, nic tak mi się powiedziało - próbował zmienić temat
- Pocałowaliście się – krzyknął malec. I teraz się wstydzicie – dodał

Oboje siedzieli w szoku, po tym, co powiedział przed chwilą. Aż im w gardłach zaschło, chwycili w biegu szklankę i wypili duszkiem sok.

- A czemu tak uważasz – spytała Bones po chwili
- Bo każdy kto się lubi lub kocha się całuje – wyjaśnił
- A skąd to wiesz – drążyła temat
- Tata mi powiedział – odpowiedział zgodnie z prawda
- Co Ty dziecku opowiadasz Booth – spytała spoglądając na partnera
- Prawdę Bones i tylko prawdę – odparł posyłając jej figlarne spojrzenie
- Kiedyś leciał taki film w telewizji, jak się całowali, to spytałem czemu, a tata mi wytłumaczył – dodał Parker
- Wiesz może już koniec na ten temat – wtrącił Booth
- Tato, czy ty się wstydzisz – zapytał
- No tak tato, czy ty się wstydzisz – zapytała powstrzymując się od śmiechu, jednak nie wytrzymała
- Wiecie, chyba powinniśmy iść na świeże powietrze, bo Wam brakuje chyba tlenu – rzucił wstając
- Ja umyje szybko naczynia, a Wy poczekajcie na mnie w salonie – poprosił
- Booth pomogę Ci – wtrąciła nadal się śmiejąc
- Wiesz Bones poradzę sobie, pobaw się z Parkerem, jesteście identyczni – oznajmił zbierając talerze ze stołu
- Bones choć pokarze Ci puzzle o dinozaurach, które zabrałem z domu - poprosił
- Dobrze Parker już idę – rzekła i oboje zniknęli za drzwiami.

Inesita84

super... tylko tyle powiem... az mi sie szczery usmiech pojawil na twarzy... :) biedny Booth xD hehehee... :) czekam na cd :)

mara625

Kolejna część :>

Teraz w tym momencie zlał go rumieniec. Dotarło do niego, jakiego mądrego ma syna. Nie to, że nie wiedział o tym wcześniej, ale teraz przeszedł samego siebie. Rozmarzył się na samo wspomnienie jego słów.
Bones układała z Parkerem puzzle, jednak co chwila wracała do tego, co usłyszała z ust tego malca.
Nie wiedziała, co ma o tym myśleć, choć było to miłe...
Po 15 minutach w salonie pojawił się Booth.

- To jak jedziemy na wycieczkę – zapytał
- Tak – krzyknęli chórem
- Dobra odpowiedź zuchu – dodał
- Zuchy – skrzywiła się Bones
- Tak zuchu Bones – rzekł
- Zuch Bones fajnie – stwierdził Parker
- Też mi się podoba – dodał z dumą
- A mnie - rzekła. Mnie też się podoba - oznajmiła po chwili namysłu
- Fajnie - krzyknęli razem
- Ok dosyć gadania, zbieramy się - zaznaczył Booth
- Tak jest - rzekli pozostali

Po chwili zwarci i gotowi, w wesołych nastrojach opuścili mieszkanie Brennan i udali się do zoo...
Nie przeczuwali nawet, że ta wycieczka zmieni dużo w ich życiu...
W samochodzie agenta panował harmider. Parker namawiał Bones na śpiewanie z nim piosenek, jednak ona ciągle powtarzała, ze nie umie śpiewać. By to sprawdzić Booth zaczął jakąś piosenkę.

- Tato – krzyknął malec
- Co smyku jak śpiewać, to śpiewać, nie – rzekł
- Booth Parker ma racje, piosenkarza by z Cienie nie było – oznajmiła
- To może Ty pokaż na co Cię stać – rzucił
- E tam – szepnęła
- Bones zaśpiewaj coś mi, proszę – powiedział malec robiąc maślane oczy

To też masz po tatusiu – pomyślała

- Dobrze, ale to nie będzie żadna piosenka dla dzieci – oznajmiła
- A jaka – spytał malec
- Parker poczekaj, aż zaśpiewa – rzekł Booth. Mam pomysł każdy będzie śpiewał urywek, a inni będą zgadywać, co to za melodia, zgadzacie się – spytał
- Tak – krzyknęli jednocześnie
- Bones, zaczynaj – poprosił Booth
- Dobrze, gotowi – spytała na co oboje pokiwali głową. To zaczynamy zabawę – dodała
I come home in the morning light – zaczeła. My mother says when you gonna live your life right. Oh mother dear we're not the fortunate ones

Zachwycali się jej głosem, nie pozostali jednak dłużni...

- And girls they want to have fun Oh girls just want to have fun. -śpiewali już w trójkę

Po chwili Bones przerwała...

- Znacie to – spytała zdziwiona
- Cindy Lauper – krzyknęli.
- Tytuł "Girls Just Wanna Have Fun" – rzekł malec
- Świetnie Parker, nie wiedziałam, że znasz takie piosenki
- Mama ją uwielbia, ciągle chodzi i jej słucha – wyjaśnił
- Ja tez ona była moją idolką, jak byłam mała i nadal jest – oznajmiła. Booth kolej na - Ciebie – dodała
- Dobrze, to może ta – rzekł. And I've been drinkin' now Just a little too much – zaczął. And I don't know how – śpiewał. I can get in touch with you Now there's only one thing for me to do, that's to To get home to you – śpiewała z nim
- Poco – szepnęła
- Znasz – zapytał
- Kocham tą piosenkę – rzekła

Na wspólnym śpiewaniu minął im czas, po chwili dojechali na miejsce...

Inesita84

switna czesc... :) ach jak ja lubie Parkera... :) zawsze "ubarwnia" opowiadania... ;) czekam na cd :P

mara625

Oto cedek:)

Szybko opuścili samochód kierując się w stronę małego drewnianego budynku.
Razem trzymając się za ręce dumnie przekroczyli bramę wejściową. Sam widok zoo położonego na ternie Parku Narodowego wywołał u nich uśmiech na twarzy. Zakupili bilety i po chwili wkroczyli w świat zwierząt roślin i wszystkiego, co tak bardzo kochali. Kontrakt z przyrodą był im bardzo potrzebny. Przyłączyli się do jakiejś grupy zwiedzającej z przewodnikiem, bacznie wsłuchując się w jego słowa.

Na 117 ha zobaczymy tu ciekawe gatunki zwierząt i roślin. Na dużych wybiegach fosowych prezentują się ssaki kopytne i duże drapieżniki, w dobrze urządzonych wolierach zobaczyć można gatunki ptaków drapieżnych, sów, ptaków grzebiących, krukowatych i wodnych. W centralnej części ZOO położony jest piękny staw z wyspą, którą zamieszkują wolnościowe ptaki wodne. W klatkach wzdłuż alejki małego koła zamieszkały małe drapieżniki – objaśniał przewodnik.

Po chwili jednak malec zobaczył małe słoniątko, od którego nie mógł oderwać wzroku.

- Tato, tato, pójdźmy tam, proszę – krzyczał malec
- Parker uspokój się – błagał Booth
- Właśnie tato idziemy – wtrąciła
- Bones nie mów do tato proszę Cię – szepnął
- Tatku – rzekła
- Widzę, że umiesz żartować – odparł
- Uczę się od najlepszych – rzekła posyłając mu szczery uśmiech
- Mam to uznać jako komplement do mojej skromnej osoby – spytał
- Nie wiem Booth, czy ja wspominałam coś o Tobie – rzekła chwytając malca za rękę

Po chwili zniknęli mu z oczu. Parker biegał od klatki do klatki przyglądając się zwierzętom w nich umieszczonym. To był dla niej raj na ziemi. Kochał zwierzęta, a tu miał wszystkie gatunki zamieszkujące najdalsze zakątki Ziemi w jednym miejscu. Choć wiedział, że powinny być w swoim naturalnym środowisku, ale tu jednak mogą żyć bez stresu, ze staną się pożywieniem dla innych większych od siebie drapieżników. To było jedyne pocieszenia dla malca.
Co chwila zadawał masę pytań pani antropolog, która nie nadążała z odpowiadaniem na nie, gdyż malec zadawał wciąż nowe i nowe.
Po chwili poszukiwań, Booth odnalazł ta dwójkę, która kilka minut temu uciekła mu z pola widzenia.
Zauważył Bones stojącą obok klatki z lwem, trzymającą za rękę jego syna. Był odwrócona do niego plecami, co postanowił wykorzystać. Zbliżył się do nich prawię bezszelestnie. Oboje byli bardzo zajęci przyglądaniem się wygłupom małych lwiątek, co było bardzo zabawne i wywoływało uśmiech u nich na twarzy.

- Bones popatrz na tego z łatą na buzi – rzekł malec
- Parker to jest paszcza nie buzia, zwierzęta nie mają buzi , jak my – odparła
- Teraz to zapamiętam – rzekł. Bones ale jesteś mądra – dodał
- Dziękuję – szepnęła
- Zobacz jak rzuca się na swego brata – rzucił
- To akurat jego siostra – szepnęła. Nie miała zamiaru uświadamiać chłopca w tej sprawie, szczególnie w miejscu, w jakim się znajdują
- Są śliczne i takie zabawne – mówił chłopiec, który nie mógł się napatrzeć

Tymczasem Booth był już bardzo blisko. Stanął tuż za Bones, która poczuła czyjś oddech na szyi. Już miała odwrócić się i przywalić napastnikowi, za którego miała osobę stojącą tuż za nią, jednak Booth był szybszy. Chwycił ją w biodrach, oplatając swe ręce wokół jej talii...

- Tu Cię mam – szepnął jej do ucha
- Booth, chcesz bym dostała zawału – rzekła
- Ależ skąd – rzekł nie odrywając się od niej
- Booth możesz mnie puścić – poprosiła
- Jak mnie tak wygodnie – odparł
- Tato, pójdziemy do żyraf – zapytał malec
- Jasne idziemy – odparł chwytając Bones za rękę, na co odpowiedziała nieśmiałym uśmiechem. Nie przeszkadzał jej fakt, że spaceruję sobie za rękę z kimś, kto jest dla niej wszystkim, choć jeszcze tego nie wie, a może już...

Spacerowali alejką oglądając każde zwierze, rozmawiając o nich i śmiejąc się przy tym, spędzając miło czas. Booth spoglądał na swą partnerkę, która bawi się z jego synkiem.
W oczach pojawiła się mu łza szczęścia. Teraz miał przy sobie dwie bliskie i kochane osóbki, dla których warto żyć.

Nic nie wskazywało, że niedługo okaże się, że życiu tej dwójki grozi ogromnie niebezpieczeństwo, a sam Booth będzie musiał dokonać wyboru, kogo uratować z opresji...

TBC:)

Inesita84

ekstra czesc... taka slodko-rodzinna... ;) tylko ta koncowka... ciekawe co sie stanie.. czekam na cd :)

mara625

Jedziemy dalej:)

Byli tak zajęci swym towarzystwem, że nie zauważyli, jak od dłuższego czasu ktoś im się z daleka przygląda. To byłą ta sama osoba, która wczoraj wydzwaniała do Bones. Mężczyzna widząc kobietę, w której zakochał się w znanej i cenionej pisarce, gdy tylko ją ujrzał tamtego dnia w księgarni, kiedy podpisywała swoją najnowszą powieść, spoglądał teraz na nią, która świetnie bawiła się w towarzystwie agenta o jego syna.
To mnie popamiętasz – szepnął. Ona jest moja, i tylko moja – dodał.
Patrzył na nich, nie mogąc powstrzymać złości kiedy agent zbliżał się do Bones, dotykał ją lub chwytał za rękę. Aż się w nim gotowało, kipiał ze złości. W głowie szalały mu myśli. Zastanawiał się, co zrobić, by ona była przy nim, by mógł ją całować i pieścić. Wyjął z kieszeni telefon i wykonał połączenie.

- Martinez tu Smith, jestem w zoo – rzekł
- szefie w którym zoo – spytał Martinez
- Ty idioto, a ile mamy zoo w Waszyngtonie – zapytał
- Kilka – odparł
- To poszukaj tego największego baranie na mapie i przyjeżdżaj tu jak najszybciej – rzekł. Ona tu jest. Musisz mi pomóc – dodał
- Szefie będę za 15 minut – oznajmił i rozłączył się
- Co za kretyna znalazłem – syknął. Po akcji pozbędę się go jak psa – rzucił

Bones, Booth i Parker chodzili od klatki do klatki oglądając umieszczone w nich zwierzęta.
Malec był szczęśliwy bawiąc się z ojcem, jak i z Bones, którą bardzo polubił. NA końcu alejki zauważyli mały namiot, w którym odbywał się pokaz tresowanych psów.

- Parker idziemy zobaczyć małe show – spytał Booth
- Jasne – odparł malec, po czym chwycił dłonie ojca i Bones i ruszyli przed siebie.

Parker był zadowolony z występu. Jednak jak to małe dziecko, po chwili zaczął grymasić.

- Tato, tato, chce mi się pić –szepnął do ojca
- Parker wstrzymaj się jakieś 15 minut – zaproponował ojciec
- Dobrze, ale potem pójdziemy na frytki i hamburgera – rzekł malec
- Tak – przytaknął

Po około 20 minutach przedstawienie odbiegło końca. Opuścili namiot udając się w poszukiwaniu jakiegoś pomieszczenia, gdzie mogliby usiąść i zjeść obiad. Mijali kilka po drodze, jednak wszystkie były zatłoczone.

- Tato, nie mam siły dalej iść – oznajmił malec
- Dobrze poczekaj tu z Bones, ja poszukam czegoś i przyjdę tutaj do Was – zaproponował
- Dobrze – przytaknęli
- Nie ruszajcie się stąd ani na krok – dodał oddalając się
- Tak jest – rzekli spoglądając na siebie i uśmiechając się

Zostali sami. To było dość odludne miejsce w zoo, jakby zapomniane przez wszystkich. Pośrodku przebiegała małą alejka, obok stały dwie ławki i nic poza tym.
To było doskonałe miejsce dla Smitha, na uboczu, gdzie nikt ich nie zobaczy, który wraz ze swym głupawym wspólnikiem postanowił podjechać swym autem i wykonać plan, który wymyślił zakochany szaleniec.
Parker siedział na ławce. Po chwili usłyszeli jakieś miauczenie dochodzące z pobliskich krzaków. Nie wiedziała, że to był podstęp. Podniosła się, by zobaczyć co w trawie piszczy. Myślała, ze to jakieś zagubione zwierzątko.

- Parker słyszysz? – spytała
- Tak, to chyba mały kotek – rzekł

W tym samym momencie podjechał do nich samochód, z którego wysiadł Smith.

- Witam dr Brennan – rzekł.
- Kim jesteś? – spytała
- Twoim przeznaczeniem – oznajmił zbliżając się do niej
- Chyba sobie mnie z kimś pomyliłeś – szepnęła
- Nie kochanie – odparł wyciągając do niej rękę
- Czego ode mnie chcesz? - spytała
- Ciebie – szepnął chwytając ją w pasie
- Puść mnie – krzyknęła

Parker z tego wszystkiego zaczął płakać, nie wiedział co się dzieje, co to za pan, który trzyma Bones i czego od niej chce.

- Zamknij się – krzyknął wściekły Smith
- Parker nie płacz – poprosiła błagalnie Bones

Jednak chłopiec nie mógł opanować łez, ani płaczu, który się pogłębiał. Bones wykorzystała ten moment i uderzyła z całej siły w czułe miejsce napastnika, który pod wpływem bólu puścił ją.
Nie widząc innej możliwości, znalazł w sobie trochę siły i uderzył mocno w twarz Bones, która osunęła się na Ziemie. Chciał wciągnąć ją do samochodu, jednak to było niemożliwe.

Całej sytuacji przyglądał się Martinez, który opuścił samochód. W oddali zobaczył powracającego Bootha, który szedł spoglądając na Ziemie, uważając, by się nie potknąć z tacą, którą niósł. Nie myśląc nic, Martinez chwycił płaczącego chłopca.

- Szefie zmywamy się, tam idzie jakiś mężczyzna – krzyknął

Po czym oboje wsiedli do samochodu i odjechali z piskiem opon. Booth usłyszał dziwny hałas i podniósł głowę. Z daleka zauważył leżącą Bones i odjeżdżający samochód, który na pokładzie ma jego synka.

- Parker – krzyknął biegnąc ile sił w nogach

Inesita84

kolejny szaleniec zakochany w Bones... chociaz nie ma sie co dziwic... :) biedny Parker... ciekawe co dalej...

mara625

Kolejna część:)

Podbiegł do niej. Leżała półprzytomna, ledwo mogła wydusić z siebie głos..

- Parker – szeptała. Booth, gdzie jest Parker – pytała.
- Oni go porwali, jak ich dorwę to ich tymi rękami pozabijam Bones – krzyczał zanosząc się z płaczu.
- Booth, to moja wina, oni porwali go przeze mnie – szepnęła
- Ja ich dorwę, nie martw się, a teraz jedziemy do domu.

Podniósł ją i wykonał kilka połączeń. Wyjaśnił o co chodzi szefowi, opisał mniej więcej markę samochodu, kolor, rejestracje. Bones była obolała, lekarz, który ją zbadał kazał jej leżeć i odpoczywać, ale ona nie mogła. Chodziło przecież o życie małego chłopca, którym jest syn jej partnera. Został porwany zamiast jej, nie może siedzieć z założonymi rękami. Zadzwoniła po artystkę, która po chwili byłą już u niej. W tym samym momencie opuścił je Booth, który bał się zostawić samą Bones. Teraz miała towarzyszkę. On teraz musi znaleźć syna.
Bones opisała twarze porywaczy, a Angela zrobiła z nich portrety pamięciowe, które były niemal identyczne, z wizerunkiem porywaczy. Teraz tylko Booth musi poszukać ich w bazie.

- Angela on został porwany przeze mnie – szepnęła plącząc
- Sweety, Booth go znajdzie, nie martw się – próbowała pocieszyć ją artystka
- Jak mu się coś stanie, to będzie moja wina – rzekł. Ja tego nie przeżyje, Booth pewnie się załamie – dodała
- Kochanie nie wolno Ci tak myśleć. Booth jest znakomitym agentem, Cullen mu pomoże, wszystko będzie dobrze – szepnęła Ange

Bones płakała cały czas. Jednak po pól godzinie zmordowana zasnęła. Angela zadzwoniła po Bootha, by przekazać mu portrety, które wykonała dzięki opisowi Brenna. Zjawił się w ciągu kilku minut.

- Ange mam prośbę, zawieś te rysunki Cullenowi, ja nie dam rady, głowę chce mi rozsadzić - rzekł. Wiem, że już dawno po północy, ale
- Booth już do niego jadę – rzekła. Wykąp się, znajdziemy go – rzekła próbując podtrzymać go na duchu.

Po chwili opuściła mieszkanie przyjaciółki, kierując się do dyrektora FBI. Booth tymczasem usiadł obok śpiącej Bones. Położył się obok i usnął zanim zdążył się wygodnie ułożyć.
Obudził go telefon. Wstał natychmiast i pobiegł do przedpokoju, by wyciągnąć swój telefon komórkowy z kieszeni kurtki, uważając, by nie obudzić śpiącej Bones. Na wyświetlaczu migała ikona „numer prywatny”.

- Słucham – odebrał telefon, a twarz pobladła i krew zastygła mu w żyłach.
- Agent Booth, mamy pańskiego syna – rzekł głos
- Nie rób mu nic, to jeszcze dziecko – poprosił, a z oczu spłynęły mu łzy
- Jeszce żyje, ale
- Jak dostałeś ten numer? Co do cholery chcesz ode mnie? - spytał wściekły
- Odezwę się do Ciebie za pól godziny, nie mieszaj w to policji, inaczej mały zginie – rzekł
- Słuchaj – rzekł, jednak jedyne, co usłyszał to sygnał przerwanego połączenia

Booth usiadł na łóżko i zacząłem myśleć o tym, co robić. Musiał działać. Nie można sobie pozwolić na utratę nawet sekundy – myślał. W tym samym momencie obudziła się Bones.

- Z kim rozmawiałeś – spytała nieśmiało
- Z porywaczami – odparł chowając twarz w dłoniach
- Co powiedzieli – spytała dotykając lekko jego ramienia
- Powiedzieli, że zadzwonią za pół godziny, i że mam nie mieszać w to policji, inaczej on zginie – szepnął, a z oczu spłynęła mu kolejna gorzka łza.
- Booth - szepnęła

Bones nie wiedziała, co powiedzieć, Przytuliła się do niego, próbując w ten sposób jakoś ulżyć w cierpieniu. Wiedziała, że słowa są tu zbyteczne. Płakał jak małe dziecko. Wtulił się w nią, a ona gładziła go po włosach, powtarzając: Wszystko będzie dobrze. Znajdziemy go. Po chwili zadzwonił telefon. Znów migała ikona „ numer prywatny”...

Inesita84

ojej... ciekawe czego oni chca... chociaz chyba sie domyslam... czekam na cd :)

mara625

Jedziemy dalej, nie wiem ile jeszcze części, bo co chwila zmieniam wersje;(


- Booth odbierz – szepnęła. To pewnie znów oni -dodała
- Słucham – rzekł
- Trochę kazałeś mi czekać, nieładnie – rzucił głos w słuchawce. Twoja piękna partnerka jest obok, nie wiem, czy możemy rozmawiać? – dodał
- Jestem sam, mów co z moim dzieckiem – rzucił
- Nie ładnie kłamać, nie mówił tatuś? – spytał z ironią
- Co z moim synkiem? – spytał ponownie agent
- Ma się dobrze, nie wiedziałem, że tak lubi lody i koktajle mleczne – odparł. Co ty dziecku nie dajesz takich rzeczy? – spytał
- Chce go usłyszeć – powiedział zdenerwowany Booth
- Jest zajęty, przecież mówię, że je – drażnił się nim głos
- Zrób mu coś, a obiecuję, że cię znajdę i gołymi rękami zabije – powiedział tracąc grunt pod nogami
- Straszysz mnie? – spytał głos. Nie ładnie, ale wiesz ja się ciebie nie boję – rzekł. W sumie szkoda dzieciaka, taki fajny – rzucił
-Ty sukin… - wtrącił Booth. Czego ty ode mnie chcesz? – zapytał
- Wtedy w zoo, chciałem ją, ale napatoczył się ten twój dzieciak, strugał bohatera – odparł. Teraz zrobisz tak, jak ja chcę, zrozumiałeś? – zapytał
- Oddaj mi syna – rzekł błagalnie
- Oddaj mi Temperance, odzyskasz synka – powiedział
- To chwyt poniżej pasa – doparł Booth
- Nikt nie mówił, że życie jest usłane różami – rzekł. Teraz masz wybór, albo ona, albo syn – rzekł i się rozłączył
- Słuchaj mnie – krzyknął agent, jednak nikt mu nie odpowiedział
W mieszkaniu zapanowała cisza… Brennan nie za bardzo rozumiała z usłyszanych słow. Agenta roznosiło od środka. Był na prawdę wściekły…
- Booth – szepnęła. Co chciał? – zapytała po chwili, kiedy partner nadal milczał
- On chce wymienić ciebie na Parkera, rozumiesz? – spytał. Każe mi wybierać – dodał. Jedno życie ukochanej osoby, na drugie – rzekł, a z oka spłynęła mu łza
Bones zaniemówiła…
- Booth, zrobię to – odparła po chwili
- Co Bones, ty nie możesz tu nic zrobić – rzekł. Musze wymyślić coś innego, nie oddam mu ciebie, i odzyskam syna, tylko nie wiem jeszcze jak – powiedział smutno
- Booth, posłuchaj mnie przez chwile – rzekła. Nie ma takiej rzeczy, której bym dla ciebie nie zrobiła – powiedziała. Zrobimy jak chce – rzekła. Wymienisz mnie na syna – szepnęła, a z oczu spłynęła jej gorzka łza
- Nie Bones, nie mogę na to pozwolić, kocham was oboje, nie przeżyje jeśli się stanie coś któremuś z was – rzekł
- Booth – szepnęła. Chciała powiedzieć to samo, jednak w tym samym momencie zadzwonił znów telefon, znów z ikoną: „numer prywatny”
- Booth, słucham – rzekł
- To znowu ja – rzekł głos, jaka piękna scena z wyznaniem, wprost jak komedii romantycznej – rzucił. Parker to wyjątkowe dziecko, nieprawdaż? - zapytał
- Chcę go usłyszeć – ponowił prośbę agent
- Dobrze, ja dam ci go do słuchawki, a potem ty dasz mi ją, zgoda? – zapytał
- Nie ma mowy – rzekł. Jestem sam, nie ma ze mną Bones, ile razy mam powtarzać – krzyknął. Daj mi syna – dodał
- Kłamiesz- odparł głos. Widzę, że siedzi obok, trzyma cię za dłoń – oznajmił
- Jak to ją widzisz? – zapytał. Masz podsłuch i kamerę w moim mieszkaniu? – zapytał. Ale gdzie? – dodał rozglądając się po mieszkaniu
- Nie znajdziesz – rzekł. Ale możesz poszukać – dodał. To jak będzie? – zapytał Głos za głos – powiedział
- Chcę usłyszeć syna – powiedział
- A ja doktor Brennan – odparł
- Bones – szepnął. On chce usłyszeć ciebie w zamian da mi Parkera – rzekł
Brennan nie odpowiedziała tylko przechwyciła telefon…
- Czego od nas chcesz? – zapytał wściekła
- A dzień dobry na przywitanie? – zapytał. Troszkę kultury dr Brennan – powiedział
- Kultury, chyba żartujesz, niech Parkerowi spadnie chociaż rzęsa z oka, to ja sama cię znajdę i zabije, słyszysz? – powiedziała bez ogródek
- Że co? – zapytał. Spadnie rzęsa z oka, a to nowość – rzekł próbując opanować śmiech. Taka pani inteligentna, książki pisze a tu…
- Już usłyszałeś jej głos, teraz chcę usłyszeć Parkera – wtrącił agent
- Jeszcze tylko jedno słówko d pani antropolog i dostaniesz 2 minuty z synem – rzekł. Nie zmienię zdania, wiec się nie wysilaj – powiedział
- Tylko słówko – rzucił wściekły podając jej słuchawkę
- Posłuchaj uważnie, nie będę powtarzał – rzekł. Za godzinę pojedziesz na lotnisko, tam znajdziesz adres, pod który masz przyjechać, ale bez żadnych numerów, inaczej mały zginie, zrozumiałaś? – zapytał
- Tak – odparła. Zgadzam się tylko nic mu nierób, on jest niewinny, to tylko dziecko - rzekła
-Pamiętaj, to zależy tylko od ciebie - oznajmił A teraz daj telefon tatusiowi – poprosił
Po chwili….
- Parker – rzekł Booth
- Tatuś – odparł malec. Ale masz fajnego kolegę, kupił mi lody czekoladowe i mlecznego shake, tak jak lubię – rzekł
- Posłuchaj mnie, to nie jest mój kolega, uważaj na niego, nie zbliżaj się za bardzo, zrozumiałeś? – zapytał
- Ale tato – rzekł malec
- Parker, to nie jest zabawa, zrób, to o co cie prosiłem – rzekł. Pamiętaj, ze cie kocham i niedługo się zobaczymy – dodał
- Ja ciebie też kocham, do zobaczenia tatusiu – rzekł i ktoś wyrwał mu telefon
- Minęły dwie minuty – rzekł.
- Zrobię co tylko zechcesz, tylko nie rób mu krzywdy – rzekł błagalnie Booth
- Wszystko? – zapytał
- Tak, wszystko, co tylko zechcesz, kocham syna i on jest najważniejszy w tym momencie – powiedział zdruzgotany agent
- To jak wszystko, to teraz czekam na piękna panią antropolog, teraz ja się z nią zabawie – rzekł. Odezwę się za dwie godziny, tylko nie każ mi czekać, bo może być za późno – rzekł i rozłączył się zanim Booth zdążył cokolwiek powiedzieć…

Inesita84

robi sie coraz ciekawiej... niech no tylko Booth go dorwie... to lepiej wole nie myslec... ale chyba za daleko wybiegam w przyszlosc... :) z niecierpliwoscia czekam na cd :)

Inesita84

Tak sobie dzisiaj pomyślałam, że może i ja wrzucę tu swojego OP? Nie jest to najlepszy pomysł, bo nie jestem zbyt dobra z polskiego i nie mam takiej wyobraźni do opowiadań jak Wy, ale mogę spróbować, nie?
A więc tego OP napisałam już baaardzo dawno temu (to już chyba z rok) i jakoś nie miałam odwagi go wrzucić... jest związany z Dniem Kobiet (wiem trochę się spóźniłam, ale trudno :) ) przepraszam za wszystkie błędy, literówki itp. naprawdę nie za dobrze wychodzi mi pisanie :( ale dobra nie przynudzam... miłego czytania (mam nadzieję xD)



Dziś jest dzień, który uwielbiają wszystkie kobiety- te małe jak i te duże- a mianowicie Dzień Kobiet.
Był poniedziałek. Tego dnia Seeley Booth wstał bardzo wcześnie rano- co było niezłym poświęceniem, ponieważ jak wszystkim wiadomo jest niesamowitym śpiochem. Jednak dzisiaj było inaczej. Wstał bez żadnego ociągania, bo z okazji Dnia Kobiet postanowił zrobić swojej partnerce niespodziankę. Umył się, ubrał i ruszył do pobliskiej kwiaciarni kupić Bones ogromny bukiet stokrotek- kwiatów, które ona wprost wielbiła. Wiedział, że ona bardzo wcześnie wychodzi do pracy, więc musiał się pośpieszyć aby nie zastać zamkniętych drzwi. W ciągu 15 minut był już na miejscu. Wszedł szybko po schodach, schował kwiatki za plecy i zapukał do drzwi. Przez dłuższą chwilę nikt mu nie otwierał. "Pewnie się spóźniłem. Na pewno jest już w pracy."- pomyślał ze smutkiem Booth. Kiedy miał już odchodzić, nagle drzwi się otworzyły. Stała w nich jego Tempe ubrana w króciutki szlafrok. Miała wilgotne włosy, więc zapewne dopiero wyszła spod prysznica. Pierwsze co usłyszał to
- Booth?! Co ty tutaj robisz?
- Mnie też cię miło widzieć Bones.
- Przepraszam. Witaj Booth. Wejdź.- zaprosiła go do środka
- Tak sobie pomyślałem, że może wpadnę do ciebie i zjemy razem śniadanie.- powiedział z uśmiechem i wyciągną przed siebie reklamówkę z jedzeniem
- Miło z twojej strony, ale ja śniadania nie jem, więc musisz zjeść sam.
- Ej, tak nie można. Specjalnie wstałem o barbarzyńskiej porze, żeby pójść do piekarni po świeże pieczywo dla ciebie, a ty mi mówisz, że nie jesz śniadania i że mam sobie je zjeść sam...?- zapytał z udawanym oburzeniem, ale na jego ustach można było dostrzec niewielki uśmiech
- Przepraszam Booth. Jeśli tak bardzo ci na tym zależy, to wyjątkowo mogę zjeść z tobą śniadanie.- powiedziała z uśmiechem
- Nie trzeba było tak od razu?- zapytał- To ja zrobię śniadanie, a ty idź się przebrać.
- Pomogę ci. Mam czas żeby się ubrać.
- Lepiej będzie jak się ubierzesz, a ja zrobię śniadanie.- " Jak zaraz nie wyjdzie, to najzwyczajniej w świecie się na nią rzucę."pomyślał Booth.
- Ok. jak chcesz...- powiedziała i wyszła
Booth szybko zabrał się do pracy. Wstawił kwiatki do wazonu i zabrał się do przygotowywania śniadania. Po 10 minutach wszystko było gotowe.
- Mmm... jak pięknie pachnie...- powiedziała z uśmiechem wchodząc do kuchni
- Dziękuję. Proszę siadaj.- odsunął jej krzesło
- Przyniosłeś kwiatki?- zapytała zdziwiona
- A, byłbym zapomniał! Zapewne nie wiesz jaki dziś dzień?
- Noo... poniedziałek.- odpowiedziała z lekkim uśmiechem, a Booth wzniósł oczy ku niebu
- To też, ale dzisiaj jest Dzień Kobiet... Mówi ci to coś?
- A powinno?!- zapytała choć dobrze wiedziała o czym mówi jej partner
- 8 marca to święto wszystkich kobiet... w tym dniu mężczyźni składają im życzenia, kupują prezen...- nagle przerwał widząc minę Bones.- zaraz, ty o tym dobrze wiesz, prawda?
- Nieee... no co ty...- powiedziała z miną niewiniątka
- Nie ściemniaj...- powiedział
- Co mam ściemniać? O co ci chodzi?- zapytała z miną "nie wiem co to znaczy"
- Tak się mówi... nie ściemniaj znaczy nie kłam... Ok. może zapamiętasz.... to jak z tym świętem? Powiesz mi skąd wiesz?
- No dobra... od Ang.... przez ostatnie parę dni ciągle za mną chodziła i mi o tym opowiadała...-powiedziała z uśmiechem
- Mogłaś mi powiedzieć... nie musiałbym ci na darmo tłumaczyć....
- Przepraszam, ale tak było zabawniej...
- Ciekawe dla kogo?!-zapytał trochę zły
- No już, nie denerwuj się. Ja po prostu lubię jak mi coś tłumaczysz....
- Naprawdę?- zapytał już z uśmiechem
- Oczywiście.- powiedziała i dała mu całusa w policzek
- A to za co?-zapytał zdziwiony, ale i szczęśliwy
- Na przeprosiny...- powiedziała z uśmiechem- a teraz jedzmy i zbierajmy się, bo spóźnimy się do pracy...
- Ok, ale ja mam dla ciebie jeszcze jedną niespodziankę...
- Tak?! To powiedz co to takiego...
- Nieee... jakbym ci powiedział to nie byłaby to już niespodzianka - powiedział z uśmiechem- Zobaczysz wieczorem...
- Hej, to nie fair... nie możesz mi kazać tak długo czekać...
- A właśnie, że mogę. A teraz chodźmy bo się naprawdę spóźnimy.- powiedział i pojechali do Instytutu. W czasie lunchu agent zabrał antropolog do ich knajpki i powiedział, że dzisiaj wieczorem przygotuje dla nich kolację. Umówili się na 20 i wrócili każde do swojej pracy.
Booth krzątał się po mieszkaniu i dokonywał ostatnich poprawek przed przyjazdem swojej partnerki. Był bardzo podekscytowany tą kolacją. Nie wiedział czemu, ale miał wrażenie, że dzisiaj zmieni się całe jego życie. Nagle ktoś zapukał do drzwi, a szeroki uśmiech zagościł na twarzy agenta. Podszedł do lustra wiszącego obok drzwi i uważnie się sobie przyglądnął. Musiał przyznać przed samym sobą, że wyglądał bardzo pociągająco. Miał na sobie czarną, dopasowaną koszulę z podwiniętymi do łokci rękawami i ciemne jeansy, które idealnie pasowały do całości. Otworzył drzwi, a jego oczom ukazała się Tempe, chociaż tak naprawdę nie był tego taki pewien... Kobieta stojąca w drzwiach miała rozpuszczone, piękne włosy, które opadały jej kaskadą na ramiona, piękną czarną sukienkę, która uwydatniała jej idealną figurę... wyglądała po prostu jak bogini... najpiękniejsza bogini, jaką kiedykolwiek widział na oczy. Patrzyła na niego z uśmiechem.
- Booth?- zapytała niepewnie, ponieważ jej partner po prostu zaniemówił
- Bones?- zapytał
- Nie...św. Mikołaj... jasne, że to ja... mogę wejść?
- Co? Jasne, że tak... przepraszam... wyglądasz, wyglądasz pięknie...-wyjąkał
- Dzięki. Ty też nieźle się prezentujesz...
- Dzięki. To siadaj, proszę... zaraz przyniosę jedzenie...- powiedział i poszedł do kuchni. Nie mógł wyjść z podziwu. Zawsze uważał, że jego partnerka jest piękną kobietą, ale żeby aż tak... nie mógł oderwać od niej wzroku.... Po otrząśnięciu się z szoku wrócił do niej z jedzeniem. Jedli w miłej atmosferze
- Mmm... to było pyszne Seeley.... nie wiedziałam, że umiesz tak świetnie gotować.- Brennan nie mogła wyjść z podziwu
- Jeszcze wielu rzeczy o mnie nie wiesz...- powiedział z uśmiechem- A teraz może pooglądamy coś na DVD i napijemy się wina?
- Jasne. Czemu nie?
Po chwili siedzieli już w salonie oglądając jakąś komedię romantyczną. Czas płyną bardzo szybko i nawet nie zauważyli, że minęła już północ.
- Już późno Booth. Chyba powinnam się zbierać.- powiedziała Tempe i wstała z kanapy, choć wcale nie miała ochoty się stąd ruszać... było jej z nim dobrze...
- Już?!
- No już jest po północy...
- Ale ja jeszcze nie dałem ci prezentu... musisz jeszcze poczekać...- powiedział wstając, tak że znajdowali się bardzo blisko siebie
- Już i tak bardzo dużo mi dałeś... twoja przyjaźń jest dla mnie najwspanialszym prezentem... nie potrzebuję nic więcej
- Ale ja i tak chciałbym ci to dać... proszę poczekaj chwilę...- powiedział i poszedł szybko do sypialni. Chwilę później wyszedł z niej trzymając w ręce małe pudełeczko.
- Proszę to dla ciebie. Wszystkiego najlepszego z okazji Dnia Kobiet...- powiedział z uśmiechem, który rozmiękczał kolana wszystkim kobietom
- Dziękuję.- powiedziała Tempe i zaczęła rozpakowywać prezent, którym był piękny srebrny łańcuszek z serduszkiem, na którym wygrawerowane było "B&B"- Jest prześliczny... naprawdę dziękuję...- powiedziała wzruszona i chciała pocałować Bootha w policzek. Jednak on w tym samym momencie przekręcił głowę i ich usta znalazły się w niespodziewanym pocałunku, który trwał tylko chwilę...
- Przepraszam.- powiedzieli w tym samym momencie, ale po chwili patrzenia sobie w oczy znów się pocałowali, jednak tym razem zachłanniej. Pocałunek był baaardzo, baaardzo namiętny. Całowali się, jakby zaraz miał się skończyć świat... jakby to wszystko było tylko snem, z którego nie chcieli się obudzić... na chwilę oderwali się od siebie, ale tylko po to aby powiedzieć równocześnie te oto słowa: "Kocham cię", które zmieniły ich życie na zawsze... po chwili znów przywarli do siebie ustami i powoli udawali się w stronę sypialni agenta, gubiąc po drodze kolejne części garderoby... Tego wyjątkowego dnia, jakim jest Dzień Kobiet ta oto dwójka doznała cudu, o którym od zawsze marzyli... doznali cudu miłości... i dzięki niemu już nigdy nie będą sami... teraz już będą razem... na zawsze....
THE END

PS. Liczę na szczerą opinię... :)

Natusia94

Natusia, bardzo fajne OP, czytałam z ogromną przyjemnością:) To było słodkie, czekam na coś nowego w Twoim wykonaniu, naprawdę mi się podobało:) Lekkie i przyjemne:*

Inesita84

dokladnie zgadzam sie z Ines... opowiadanie bardzo lekkie i przyjemne... poprostu super sie czytalo Natusia... ;) i wcale nie zauwazylam zadnych bledow... moze dlatego ze nie lubie polskiego... xD :) czekam na jakies nowe opoko... ;)
Pozdrawiam... :)

mara625

Cieszę się, że się podoba:) Teraz trochę smutniej:(

- Cholera – krzyknął Booth podnosząc się
- Booth, co się stało? – zapytała stając obok niego. Co ci powiedział? - spytała
- Że się z Tobą zabawi, rozumiesz? – rzekł zdenerwowany. Ja mu się zabawie, prędzej zabije go, a nie – dodał
- Booth, uspokój się, zdenerwowanie ci tu wcale nie pomoże – rzekła próbując go uspokoić
- Bones, nie pozwolę by się ktoś tobą bawił! – krzyknął. Już za wiele wycierpiałaś – dodał
- Booth, posłuchaj mnie – wtrąciła. Tu nie chodzi o mnie tylko o Parkera, myśl o nim – poprosiła
- Bones, myślę o nim, ale to co ten wariat proponuje, to… - zamilkł na chwilę. To istne szaleństwo – dodał
- Booth, spotkam się z nim – rzekła. To jedyne wyjście z sytuacji, - dodała
- Nie Bones, załatwię to sam – rzekł. Już jedno życie ukochanej osoby, jest narażone, nie mogę narazić drugiej – rzekł całując ją w policzek
- Booth, nie pozwolę ci na to, tylko mnie się może to udać – powiedziała. On chce wymienić Parkera, na mnie - szepnęła
- Nie Bones, nie! – krzyknął i udał się do wyjścia. Teraz załatwię to po mojemu – rzucił i wyszedł zostawiając ją samą
- Booth, co ty chcesz zrobić? – spytała się w myślach. Hm, mam nie wiele czasu, za pół godziny muszę być w wyznaczonym miejscu – szepnęła. Odzyskasz syna, za bardzo go kochasz, cierpiałbyś bardziej, niż jak… - nie skończyła jednak, gdyż zabrała klucze do samochodu i opuściła mieszkanie..
Tymczasem Booth jechał do siedziby FBI, by poszukać czegoś, co mu pomoże zidentyfikować porywaczy synka. Jedyne co wiedział, to, że chodzi tutaj, o kogoś kto jest zafascynowany jego partnerką, wie o niej znacznie więcej niż kto inny. Domyślał się, że może to być jakiś psychofan. Wyjął stertę akt poprzednich spraw, listy fanów do Bones i inne papierki, w których chciał poszukać klucza, lub czegoś co go naprowadzi do mężczyzny, który ma jego synka.
Bones szybkim krokiem zbiegła po schodach. Nie ma za dużo czasu, więc ni może go tracic na czekanie na windę. Wybiegła z apartamentowca i skierowała się na parking, skąd udała się na lotnisko, gdzie miała czekać na nią jakaś wiadomość.
Jechała ulicami Waszyngtonu, a z oczu spływały jej łzy. Obawiała się o życie chłopca, który jest dla jej partnera najważniejszą osoba. Nie darowałaby sobie, gdyby przez nią stało się coś złego temu malcowi, którego pokochała od pierwszej chwili.
Kiedy stała na światłach rozdzwonił się jej telefon…
- Słucham – odparła odbierając
- Bones, chyba coś znalazłem – rzekł. Przyjedź to siedziby FBI, musisz mi pomóc, sam nie dam rady – poprosił
- Booth – szepnęła. Ale to jest teraz niemożliwe – rzekła łkając
- Bones, ty płaczesz? – zapytał. Czemu? – dodał zaniepokojony jej stanem
- Nic mi nie jest – odparła, jednak on nie bardzo w to uwierzył
- Bones, co się stało? –zapytał. Czy on dzwonił do ciebie? – spytał po chwili
- Nie, Booth, nikt do mnie nie dzwonił – odparła. Ale..
- Ale , co? – wtrącił. Bones, gdzie ty jesteś? – zapytał, kiedy w słuchawce usłyszał klakson, jakiś mężczyzna tym sposobem chciał powiedzieć Bones, że już zielone i czas ruszać
- Booth, przepraszam, jadę na spotkanie z porywaczami, musiałam, nie pozwolę by skrzywdzili Parkera – rzekła. Przepraszam – powtórzyła i się rozłączyła, by nie rozpłakać się na dobre
- Bones, Bones – krzyczał jednak bez odzewu. W co ty się wplatałaś? – szepnął. To nie było rozsądne – rzucił i wściekły opuścił swój gabinet. Charlie, namierz mi samochód dr Brennan – powiedział wpadając do pokoju innego agenta
- Teraz? –zapytał zaskoczony
- Nie jutro – fuknął. Masz na to 2 minuty – powiedział. Jak dojdę na parking, a ty nie znajdziesz jej, wylatujesz z pracy, zrozumiano? – zapytał nie na żarty
- Tak jest, sir – odparł młody i zabrał się za poszukiwanie sygnału z GPS, który agent umieścił bez jej wiedzy, na wypadek, gdyby wpadła na genialny pomysł działania na własną rękę. Pamiętaj 2 minuty – powtórzył i opuścił młodego, który wystraszył się wizją utraty pracy
Bones dojechała na miejsce z kilkuminutowym opóźnieniem. Wbiegła na lotnisko i zaczęła się po nim rozglądać. Nie wiedziała, ze jest podglądana. Po chwili podbiegł do niej młody chłopak.
- Dr Brennan? – zapytał
- Tak, to ja – odparła. Kim jesteś? – spytała
- To jest dla pani przesyłka – rzekł podając jej małą karteczkę z adresem.
- Kim jesteś? – zapytała ponownie, jednak nie uzyskała odpowiedzi, gdyż chłopak zmył się po wykonaniu zadania
- Jadę tam – szepnęła i cofnęła się do wyjścia
- Booth siedział już w swym samochodzie, nerwowo spoglądając raz na drogę, raz na telefon, który milczał
- Charlie, masz jeszcze dosłownie chwilkę – fuknął i w tym samym momencie zadzwonił Charlie
- Mam go – rzekł. Jest nieopodal opuszczonej cementowni za miastem – rzekł
- Dobra robota Charlie, należy ci się podwyżka, jak ją znajdę oczywiście – rzucił na pożegnanie i nacisnął na gaz
Bones dojechała na miejsce. Nie było tam nikogo oprócz niej. Po chwili nadjechał czarny samochód, z którego wyszedł mężczyzna.
- No widzę, ze mnie posłuchałaś – rzekł
- Gdzie jest Parker? – zapytała. Gdzie on jest? – ponowiła pytanie, kiedy nie uzyskała odpowiedzi
- Tutaj – odparł wyciągając z samochodu chłopca
- Bones – szepnął malec.
- Bones – rzekł mężczyzna. A kto wymyślił cos tak głupiego? - zapytał
- Parker – krzyknęła i zaczęła biec w ich stronę. Kochanie nic ci nie jest? – zapytała
- Nic, ten pan był miły dla mnie, ale tata powiedział… Gdzie jest tatuś? – zapytał
- Zaraz się z nim zobaczysz – odparła przytulając chłopca. Masz mnie, odwieź go do ojca – poprosiła
- Nie słodziutka, zostawimy go tutaj, on już nie jest mi do niczego potrzebny – powiedział. Chodziło mi o ciebie – dodał
- Jak możesz? – syknęła. Co z ciebie za człowiek? – spytała. To niewinne dziecko, ze mną zrób co chcesz, ale jego oddaj ojcu – rzekła błagalnie
- Dobrze, zadzwonię do agenta i powiem mu, gdzie jest mały – powiedział. Parker, idź tam, gdzie stoi ten szyld – powiedział. Usiądź i czekaj, Az tata po ciebie przyjedzie -= powiedział
- A co z Bones? – zapytał
- Bones jedzie ze mną na wycieczkę – odparł mężczyzna
- Gdzie jedziesz? - zapytał spoglądając na Bones
- Parker zrób to, o co cie prosi, idź tam – rzekła całując go w czoło. Proszę – dodała
- Dobrze – odparł chłopiec i po chwili oddalał się od dwójki
- Do zobaczenia Bones – rzucił
- Parker – krzyknęła. Powiedz tacie, że go kocham – poprosiła. Przekaż mu to, dobrze? – spytała
- Dobrze, przekaże, obiecuję – powiedział kładąc swoją malutką dłoń na sercu
- Powiedz, że go przepraszam, ale nie mogłam inaczej – powiedziała i z jej oczu spłynęła łza
- Dobra koniec sentymentów – fuknął i chwyciła ją, próbując pocałować, jednak Bones odwróciła głowę. Nie igraj ze mną maleńka – rzucił i dał jej w twarz, a z ust popłynęła krew
- Auć – syknęła, jednak nie pokazała, jak bardzo ją zabolało, by nie dać mu satysfakcji
Parker doszedł już do wyznaczonego miejsca i usiadł, tak jak kazał mu mężczyzna w tym samym momencie przyjechał Booth…
- Masz eskortę – powiedział wściekły uderzając ją ponownie w twarz, tym razem tak mocno, że straciła przytomność
- Bones – krzyknął Booth parkując swojego SUVa
- To wasze pożegnanie – szepnął i włożył antropolog do samochodu i odjechał z iskiem opon. Booth niestety nie zdążył dobiec… Kiedy czarny samochód zniknął z pola widzenia, ukląkł chowając twarz w dłonie, a z oczu spłynęła mu gorzka łza… Chwile potem poczuł maleńką dłoń na swym ramieniu…

Inesita84

cudna czesc... az brak mi slow... :) piekne az nie wiem czemu ale sie wzruszylam... chyba przez sposob w jaki piszesz... ekstra czekam na cd :)

mara625

- Tatusiu – szepnął chłopiec. Gdzie pojechała Bones? – zapytał nie za wiele rozumiejąc z zaistniałej sytuacji
- Sam nie wiem – szepnął. Wiesz ona musiała coś załatwić – zrekł. Niedługo ja zobaczysz z powrotem – powiedział przytulając chłopca do siebie, tak bardzo mu go brakowało
- tatusiu, ty płaczesz – szepnął. Coś jest nie tak, wiem – rzekł spoglądając w zapłakane oczy ojca. Ten pan nie jest dobry, bo uderzył Bones, ze ona upadła – powiedział i rozpłakał się
- Spokojnie Parker, to nie tak, jak myślisz – rzekł próbując uspokoić malca.
- Tato, ale ja widziałem – odparł chłopiec.
- Nie myśl o tym, jedziemy do domu – rzekł do synka
- Ale znajdziesz ją? – spytał
- Tak, znajdę – powiedział. Tylko gdzie? – przeszło mu przez myśl. Poczekaj Park, muszę zadzwoni do Angeli, by przyjechała po samochód Bones – oznajmił i wyjął Motorole i wykręcił numer artystki. Angela, tu Booth, możesz przyjechać do starej cementowni, tu Bones zostawiła swój samochód, nie mogę jechać dwoma – rzekł
- Booth, co się stało? – spytała. Czemu Brenn zostawiła samochód tam? – spytała. Gdzie ona jest, ze nie może wrócić nim? – powoli się nakręcała
- Angela, Bones została porwana, przyjedź tu szybko, ja nie mam chwili do tracenia, muszę jej szukać – rzucił i się rozłączył
- Co – krzyknęła. Jak to porwana? – pytała jednak nie uzyskiwała odpowiedzi. Sweety, w co ty się znów wpakowałaś? – szepnęła i wybiegła z gabinetu po Jacka, w końcu ktoś musi ja tam zawieść
- Już – rzekł. Wsiadaj – poprosił chłopca i po chwili byli w drodze powrotnej do domu…
Tymczasem Bones nadal nie odzyskiwała przytomności. Smith z pomocą niemrawego Martineza wnieśli ja do piwnicy i położyli na łóżku, czekając aż się ocknie.
- To się szef teraz zabawi – rzekł Martinez
- Zabawie, och na to czekałem tyle czasy, by mieć ją w ramionach – rzekł z rozmarzeniem
- A ja też będę mógł? – zapytał
- Nie! – warknął. Ona jest moja i tylko moja, rozumiesz? – zapytał
- Taj – odparł szeptem
- Ale będziesz mógł popatrzeć – dodał. I zrobisz dla mnie film – powiedział z chytrym uśmiechem
- Film? – zdziwił się. Na pamiątkę? – zapytał lekko zaskoczony
- W sumie nie dla mnie – odparł. Dla agencika, niech sobie popatrzy jak jego ukochana kocha się ze mną, a nie z nim – powiedział. Niech cierpi, choć w sumie nic mi nie zawinił, ale przez jego dzieciaka, musiałem czekać – dodał dotykając twarzy antropolog. Moja śliczna – szepnął śliniąc się na jej widok
- I będzie pan tak czekał, aż się ocknie? – zapytał Martinez
- Nie, w sumie mam jeszcze coś do zrobienia – odparł. Zostawiłbym ciebie z nią, ale
- Ale? – wtrącił. Ja się nią zaopiekuje – powiedział uradowany spoglądając na nią od stóp do głów
- Znasz powiedzenie, „nie dla psa kiełbasa”? – fuknął
- Znam – odparł z przekąsem. Zrozumiałem aluzje – powiedział niezadowolony
- Teraz pomożesz mi ja przykuć do łóżka, na wypadek, gdyby się ocknęła i chciała uciec, jak nas nie będzie – rzekł
- Tak jest szefie – powiedział i pomógł Smithowi
Kilka minut później opuścili piwnice i udali się po pewną rzecz, która bardzo byłą potrzebna mężczyźnie.
Tymczasem Booth zabrał chłopca ze sobą do siedziby FBI. Szukał czegokolwiek, co mogło mu pomóc w odnalezieniu Bones, a chłopiec bawił się swoimi zabawkami.
Po chwili…
- Booth – rzekł
- Tu Angela – powiedziała. Odstawiłam samochód Brenn i weszłam do niej do mieszkania – rzekła. Znalazłam tutaj mały pakunek – poinformowała
- Angela jaki pakunek? – zapytał
- W środku są listy od jakiegoś fana, i kilkanaście zdjęć, z Tobą i Parkerem – odparła. Zaraz ci je przywiozę – rzekła
- A jest napisane od kogo? – zapytał
- Zamazany podpis – szepnęła
- Kurde – fuknął. I co teraz? – zapytał szeptem
- Booth, spokojnie jestem artystką, nie takie rzeczy odzyskiwałam – odparła. Pojadę najpierw do Instytutu – oznajmiła. Potem podrzucę ci te listy, dobra? - zapytała
- Angela spotkamy się tam, by nie tracić czasu – rzekł. Nie mamy go za dużo – dodał. Zaraz będę tam z Parkerem, może się przyda, może coś zapamiętał – powiedział i po chwili bez zbędnych wyjaśnień zabrał malca i skierował się na parking.
W samochodzie….
- Tato, a gdzie my jedziemy? – zapytał malec
- Do Instytutu – odparł włączając się do ruchu
- Tam jest Bones? – zapytał Parker. Już wróciła? – dodał
- Nie – odparł ze smutkiem. Jeszcze nie – zdoła szeptem
- tato, tęsknię za nią – rzekł. Ona jest taka fajna i miła – dodał. Pamiętasz, jak razem robiliśmy naleśniki? – zapytał z uśmiechem
- Pamiętam – odparł i na chwile na jego twarzy pojawił się uśmiech na samo wspomnienie tamtej chwili. Jak wróci to zrobimy je znowu, chcesz? – zapytał
- Tak – krzyknął uradowany malec. Tato – szepnął
- Tak smyku? – zapytał. Coś się stało? – dodał spoglądając na chłopca
- Bon Bones mi kazała ci cos przekazać – rzekł. Zanim ten pan, zanim
- Spokojnie, co ci kazała przekazać? – spytał
- Kazała ci powiedzieć, że cię bardzo kocha i przeprasza, ale nie mogła inaczej – wydusił to w końcu z siebie chłopiec
- Tak ci kazała powiedzieć ? – zapytał nie dowierzając w to, co usłyszał
- Tak, powiedział bym ci to przekazał, poprosiła, jak już odchodziłem – potwierdził Parker
- Smyku, jesteś najcudowniejszym synkiem, jakiego mam – rzekł
- Jak mówi Bones, jedynego – powiedział malec i zaczęli się śmiać wspominając jej śmieszne wytłumaczenia
Po chwili dojechali do Instytutu, gdzie czekała już Ange…