Oglądam ten serial z rosnącym zniecierpliwieniem z odcinka na odcinek. Twórcy próbują nas wmanewrować w sympatię wobec szemranej, mafijnej rodzinki, która bezczelnie ukrywa morderstwo i w której wszyscy (poza małą dziewczynką) regularnie kłamią. I nieistotne, że druga rodzinka nie wygląda na lepszą (choć stary Wayne przynajmniej intryguje swoim szaleństwem). Do tego dziwna rozgrywka między podstarzałym facetem a młodą dziewczyną, która łazi w nie wiadomo jakim celu po jego ranczu. Autorzy tak to pokazują, że mnie ta rozgrywka obchodzi tyle co historia placka ziemniaczanego albo pręgi po berecie na czole. Powtarzane są praktycznie te same cliffhangery (Royal umrze za dwa lata, olaboga!). Do tego przemożna nuda - ktoś łazi, gada, załatwia. Zawiązujące się wątki miłosne naciągane jak pończochy babci na stracha na wróble.
A przecież samo założenie - świetne. Aktorstwo niezłe. Kamera dobrze pracuje, piosenki nie rażą.
Coś tam poszło źle, albo było już źle od początku.