Możliwe, że w późniejszym czasie w tym wątku pojawią się spoilery. Na razie luźne przemyślenia i pomysły na sezon 5. Oczywiście na początek wątek, który jest najczęściej poruszany, a mianowicie (spoiler) kto jest w ciąży, z kim, gdzie, kiedy? ;)
Zacznę może od foreshadowing. Otóż temat dziecka pojawiał się kilkakrotnie, w tym sezonie oczywiście Milo - Dan. Wiemy, że Blair bała się już raz, że jest w ciąży, no i mówiła, że jest pro-choice. W tym sezonie również Dan i Blair oglądali Rosemary's Baby, a w ostatnich minutach finału Blair mówi do Dana, że będą oglądać The Landlord, czyli ciąża plus Brooklyn ;) Tu świetnie wpasowuje się historia Chuck/Blair/Dan albo Louis. Blair jest w ciąży z Chuckiem, ale decyduje się wychowywać dziecko z kimś innym (Louis/Dan) albo Blair w ciąży z Louisem i decyduje się wychować dziecko z Chuckiem albo Danem? Możliwości jest wiele.
Jeszcze jedna z możliwości jest taka, że to fałszywy alarm. Ewentualnie w ciąży jest Eleanor i Blair będzie nazywała swoją siostrzyczkę Yale (wątek z książki) ;)
No i oczywiście Serena też jest w grze. Test był w łazience w koszu, kamera pokazała zarówno drzwi Blair, jak i Sereny. To dopiero byłby OMG moment, gdyby Serena była w ciąży. Logicznie myśląc, czy Blair wyjechałaby i planowała ślub w listopadzie, gdyby była w ciąży? Raczej nie. Z drugiej strony wyjazd Sereny do Cali, który raczej nie był szczegółowo planowany, rozmowa z dyrektorką i kwestia "wybieram siebie" rzuca nowe światło na ten wątek.
Ten serial jest plot-driven, więc myślę, że wszystkiego można się spodziewać i nie zawsze każda historia musi mieć sens ;)
Rozbawił mnie 'blok Sereny' xD Wątek znikającego dziecka Doroty, które wychowuje się chyba samo (bo nie sądzę, żeby pokojówka wynajmowała nianię dla swojego dziecka) nie jest jedynym pozbawionym logiki w Plotkarze.
W jednym odcinku to dziecko się pojawiło, Dorota miała je ze sobą.
Dziś czytałam sobie książę i coś mnie naszło. W książce Elenor była w ciąży, może w serialu chcą do tego nawiązać, ale znów czemu ten test był w koszu Blair i Sereny. ..
Ale to by było kompletnie bez sensu, żeby przychodziła do łazienki Blair, by zrobić test. Przecież już w zeszłym roku dowiedziała się, co B. myśli na temat jej ciąży.
Jednak widać, że Chuck i Blair mimo wszystko szybko nie dadzą o sobie zapomnieć jako o parze, przynajmniej w Polsce. Nawet w ankiecie na Onecie się znaleźli :) http://film.onet.pl/fotoreportaze/najseksowniejsze-serialowe-pary,4773017,985249 0,fotoreportaz-maly.html#photo9852491
Pojawili się takze w ankiecie "Trójkąt miłosny ,którego macie dość". Chuck, Blair i Louis zajęli 3 miejsce xD
http://gleeclub.pl/?p=3616#respond
Dokladnie, kilka dni temu skonczylam ogladac 4 sezon i za chiny nie umiem sie za inny serial zabrac(no, moze PLL, ale nowe odcinki sa raz w tyg.-.-), takze w myslach ciagla B&C.. ;p
Ja choć już miesiąc po zakończeniu cudem przemogłam się do Pamiętników :p I teraz w głowie tylko Chuck-Blair Elena-Damon ;D
No i powoli ruszamy z piątym sezonem. Pierwszy casting call:
Male, early to late 20s, very handsome. To play a priest who speaks French very well, and has a French accent when speaking English. Ethnicity unspecified. Shoots first week in July and again in late July, 2011.
Co do postaci granej przez Roxane. Mam takie przeczucie, że księżniczka będzie dla Dana. W finale Dan wyskoczył nie wiadomo skąd z tekstem, czy Blair przedstawiłaby go dla Charlotte Casiraghi. Teraz ten tekst zaczyna nabierać sensu ;)
No tak, to skomplikowałoby sytuację na pewno i zapewne wzbudziłoby wcześniej, czy później jakieś emocje u Blair. Jeżeli Serena zostanie na kilka odcinków w LA, a na to się zapowiada, to fani DB raczej mogą być umiarkowanymi optymistami ;)
Zarówno księżniczka, jak i książę to tylko prop. Pytanie pozostaje dla kogo i pod kogo? CB, DB, DS? Pojawia się coraz więcej spekulacji na temat tego, że zarówno CB, jak i DS mają być propem DB. Nie chce mi się w to wierzyć, bo moim zdaniem aż tak odważni to scenarzyści nie są, chociaż nigdy nie mów nigdy ;)
Rozprawiacie tylko o głupiej ciązy już nie wiem ile.
Zresztą co z S i jej tajemniczym spotkaniem na plaży?
Co z ksiązką Dana? Co z tym co powiedziała Vanessa mu na końcu? " Chciałes bardziej być w tym świecie niż Jenny". Co z tajemniczą "Charlie" która pewnie razem wróci z G?
I tak stawiam na ciąze Blair i Chucka, bo to jest logiczne. Serena nie miała z kim, Elenor jest za stara i to nie jej łazienka (szkoda, bo w książke ona zaszła z Cyrusem w ciąże, zreszta tutaj nic nie jest jak w ksiązce i denerwuje mnie to czasami bo wolałabym zeby Vanessa była łysa, a Jenny wielkie cycki, a nie mały mózg jak tutaj, albo S non stop zdradzająca z N Blair i takie tak, a Bass jako ostatnia ciota z małpą, pieknie) .
Ivy po prostu wróci i będzie udawać Charlie. Ani spotkanie S. nie było tajemnicze, ani jej postać nie jest na tyle ciekawa, by o niej rozprawiać. Co do książki Dana, to jeśli chodzi o mnie, niezbyt mnie interesuje. Poza tym rozmawiamy o innych sprawach, po prostu ciąża co jaki czas się przewija.
witam wszyskich;) tak czytam sobie co tu wypisujecie ( someonelikeyou- jesteś genialnym źródłem informacji) i zastanawia mnie dlaczego jest tutaj tak mało fanów Dair.Może to nie wątek żeby o tym rozmawiać,no ale od Waszych wypowiedzi tutaj aż bije niechęć do ich "związku", co jest dla mnie dziwne zważywszy na to jaką furorę robią w stanach:D Ja przyznaje,że GG zaczynała mnie nudzić dopóki ten wątek się nie pojawił,oni naprawde razem są genialni! wiadomo,że w 1 i 2 sezonie tak jak chyba większość byłam pro Chair,ale teraz w ogóle mnie to nie rusza co się między nimi dzieje.Chuck zrobił się okropny,mówcie co chcecie ale swojego dawnego uroku to on już nie ma i nigdzie obecnie nie widze w nim tego bad boy'a którym piszecie.Jest nudziarzem a intelektualnie nie stanowi dla Blair godnego partnera do jakichkolwiek dyskusji,stąd nigdy między nimi nie było żadnych rozmów, chociażby o filmach,nie było z tego co pamiętam. No bo na czym właściwie opierał się ich związek? - ja powiedziałabym,że na intrygach i seksie.Bo chyba pożądanie to jest to co jest między nimi najsilniejsze.Chociaż nawet tego Leighton i Ed nie potrafią oddać, ta ostatnia "intymna" scena między nimi była sztuczna i jakaś taka wymuszona,pasji tam nie było na pewno. Dla mnie Chuck i Blair na tą chwilę się skończyli. Wbrew woli wszystkich Was, ja czekam na Dair i wierze,że się doczekam:D!
Nie wiem czemu ale nie działa mi opcja edytuj więc pisze to tutaj;)
Przypomnijcie sobie co powiedziała Blair na weselu Doroty - "I want pure and simple love". Kiedyś powiedziała jeszcze,że nie lubi osoby jaką się staje przy Chucku. Blair już nie jest w liceum, jest dorosła osobą, jej priorytety też zaczynają się powoli zmieniać,porównajcie sobie dawną i obecną Blair. Drogi Chucka i Blair się powoli rozchodzą, bo Blair jako charakter czyni jakiś progres chociażby swoją znajomością z Danem,który jest z Brooklynu.
A na koniec słowa Dana do Blair "I think you deserve to be with someone who makes you happy"- i ja też tak uważam, więc GO DAIR! :)
Mnie można uznać za fankę Dair, a przynajmniej to jedyna para, której kibicuje, bo naprawdę ich relacje przypominają mi prawdziwy związek oparty na równości i szacunku. Fanką Chair nigdy nie byłam, chociaż wiem, że jeszcze ludzie im kibicują, ale to ze względu na Chucka. Fani Blair raczej już dawno odpuścili sobie oglądanie serialu albo po prostu nienawidzą Chucka i chcą go jak najdalej od Blair i im się nie dziwię ;)
Twoje nawiązania jak najbardziej trafne. Jakbyś przejrzała wątek, to jeszcze znalazłabyś kilka fajnych spekulacji, jak m. in. to że Dan jest "center" Blair, ani niebem (Louis), ani piekłem (Chuck), i jak to mówiła Gossip Girl "Maybe it's better sometimes to just get what you need, and not what you want."
Mnie łączy ogromny wręcz sentyment z parą Chuck-Blair i nie wyobrażam sobie, żeby na końcu B była z innym, natomiast ciężko się nie zgodzić z wszystkimi zarzutami, jakie im postawiłaś i jakie stawiają im inni fani Dair - owszem, zrobili się nudni, nie łączy ich zbyt wiele poza seksem i intrygami a ta ich ciągła miłość przeplatana z udawaną nienawiścią, tęsknotą etc oraz ciągłe rozstania i powroty stały się monotonne, a chwilami wręcz żałosne. Między aktorami też jakoś nie ma tej chemii, którą było doskonale widać w 2. sezonie. Dlatego też 5. sezon moim zdaniem powinien być całkowicie pozbawiony wątku Chair jako pary (jako przyjaciele mogą być, choć to pewnie znów skończyłoby się w łóżku, więc lepiej nie igrać z losem i całkowicie ich od siebie odseparować). Tak więc wg mnie w tym sezonie zdecydowanie powinien się rozwinąć jakiś inny związek Blair, też chyba bym wolała, żeby to był związek z Danem, nie z Louisem, który mimo, że przeuroczy to jest też troszkę nudny. Mi się ta para bardzo podoba, sam motyw tego uczucia ('od nienawiści do miłości') też bardzo lubię, mimo, że jest tak banalny i oklepany. Sądzę, że to jest dobry moment na to, żeby Blair w końcu poszukała szczęścia u boku kogoś zupełnie innego niż żyjący w luksusach książęta z Manhattanu, jakimi byli i są Nate i Chuck. Uważam też, że to stworzyłoby świetną okazję dla Chucka, do jego powolnej (!) przemiany w dobrego człowieka. Może w końcu uda mu się wyhodować serce w miejscu tej bryły lodu. Bo ta jego nagła przemiana pod koniec 4. sezonu jest dla mnie mało wiarygodna i nieprzekonująca. Także, mogę z tobą zakrzyknąć: GO DAIR!
Ale oczywiście w sezonie 6. powrót do Chair, a Dan niech szuka szczęścia u boku jakiejś sympatycznej, inteligentnej księżniczki:)
Nie miałam nic do Chair w pierwszym sezonie. W drugim trochę zaczęło mnie już to wszystko wkurzać, głównie ze względu na to "i love you", trzeci to kompletna porażka tej pary, a przede wszystkim postaci Blair. Dla mnie Blair przy Chucku nie jest Blair. To nie jest związek oparty na partnerstwie, to nie jest równy związek. To jest związek w pewnym momencie (w sezonie 4) toksyczny, gdy młoda dziewczyna wraca do faceta nie patrząc na konsekwencje i mówi, że szczęście nie jest ważne w związku, to chyba każdy pomyśli, że jest coś nie tak. Nie chodzi nawet o to, że Chuck sprowadza ją na złą drogę zawsze, ale to, że w tym związku nie ma równości, to Chuck zawsze decyduje, to Chuck ma ostatnie słowo, to Chuck płacze na ramieniu Blair i to Blair ponosi wszystkie konsekwencje, a Chuck hula sobie w najlepsze, nie wspominając o tym, że dla każdej kobiety upokarzające jest oglądnie swojego byłego pięć minut po zerwaniu z laską na jedną noc.
Naprawdę to co ich łączy jest dla mnie niezrozumiałe. Jak tak inteligentna i mądra dziewczyna może wracać do faceta, który nie raz ją zranił, zawiódł i wykorzystał, a do tego zachowuje się zawsze jak skończony kretyn? Zastanawiałam się nad tym przez cały sezon trzeci i czwarty. Mam mała nadzieję, że końcówka sezonu czwartego dała mi odpowiedź na to pytanie i po prostu to była szalona miłość oparta nie na szacunku, szczęściu i równości, ale podległości, grach i bólu. Naprawdę nie chcę oglądać Blair z sezonu drugiego płaczącą, kiedy Chuck nie chce powiedzieć, że ją kocha, nie chce oglądać Blair z sezonu trzeciego, kiedy została sprowadzona do parteru i wykorzystana, nie chcę też oglądać Blair momentami z sezonu czwartego, kiedy chciała wszystko poświęcić, by być z Chuckiem, a później poświęcić nawet własne szczęście. To nie Blair. Blair dla mnie to zabawna, romantyczna i inteligentna dusza, a nie wieczna wycieraczka do butów Chucka :)
Wciąż słyszę, jaka to Blair jest zła przy Chucku, jak to się poniża i poświęca, by z nim być. I jest w tym może wiele prawdy. Zgadzam się, że mówienie, że szczęście jest nieważne w obliczu 'szalonej miłości' jest chore i nie powinno mieć miejsca. Zgadzam się, że 'upokarzające jest oglądnie swojego byłego pięć minut po zerwaniu z laską na jedną noc' i naprawdę dostrzegam wady Chucka, ale nie mogę znieść tego wiecznego wybielania Blair. Dla Chucka pewnie nie było żadnym upokorzeniem dowiedzieć się, że jego ukochana przespała się ze znienawidzonym przez niego wujem... Blair to tak naprawdę 'zabawna, romantyczna i inteligentna dusza'. Oczywiście - wszyscy doskonale znają wspaniały prawdziwy charakter Blair. To, że knuje i poniża ludzi to tak naprawdę maska. Może i tak jest. Ale z drugiej strony dlaczego tak trudno jest równocześnie założyć, że Chuck też jest naprawdę dobrym człowiekiem, jakiego widzieliśmy na początku 4. sezonu? Dlaczego, kiedy w końcu znalazł szczęście u boku Evy i kiedy chciał w końcu zacząć normalne, uczciwe życie Blair na to nie pozwoliła? I swoimi intrygami skrzywdziła i jego i Evę? Dlaczego wszyscy z chęcią powtarzają, jak to Chuck niszczy Blair i odbiera jej szczęście, a nikt nie pamięta tego, jak Blair zrobiła to Chuckowi?
Powtarzam po raz kolejny, nie jestem szaloną psychofanką Chucka, widzę, że nie jest idealny i że wielokrotnie skrzywdził Blair. Jedyne, czego nie potrafię zaakceptować to robienie z Blair wiecznej ofiary Chucka. Ona nie zawsze jest ofiarą. Jest także oprawcą i potrafi krzywdzić równie mocno.
Nie wielbię Blair, ale przy Chucku, Blair to aniołek :) Za sprawę IP nie mam do niej żadnych zarzutów, bo dla mnie to jednostronna wina Chucka. Co do Evy, zgadzam się, że przesadziła, ale tutaj znowu zaznaczam, że Chuck manipulował każdym jej związkiem. No i co do Evy jeszcze, ja podtrzymuję to, co mówią bohaterowie przy Chucku Blair jest najgorszą wersją siebie. Porównując do tego, jaka była z Nate'em, czy Louisem, a jaka z Chuckiem, to naprawdę niebo i ziemia. Nie mówię, że Blair jest zawsze niewinna, ale głównie jej motywy są powodem jej dużej niepewności, zagrożenia. Czy można mieć do niej o to pretensje? Blair przez cały czas była w cieniu Sereny, nie mówiąc o tym, że jest jedyną osobą obok chyba Dana, która naprawdę ciężko pracuje na to, co dostaje. Do tego jej najlepsza przyjaciółka przespała się z jej chłopakiem. Nie robię z Blair ofiary, ale to naprawdę jedyna osoba, która ciągle dostaje w tyłek, mimo że naprawdę zasługuje na wiele więcej.
Co do Chucka. Już powtarzałam to nie raz. Dla mnie Chuck to typowy czarny charakter, to że scenarzyści poczuli flow i poszli za tym, by zrobić główne wątki wokół niego przez ponad dwa sezony było błędem i sezon czwarty i trzeci dobrze to pokazały. Nie dość, że nie wniosło to żadnego rozwoju do jego postaci, to przystopowało też inne charaktery, szczególnie Blair. Nie mam nic do Chucka z sezonu pierwszego, pojawia się od czasu do czasu, czasami pomaga, czasami szkodzi, ma swoje głupie teksty itd. I nie mówię, że Chuck nie zasługuje na szczęście, ale dla mnie w jego wypadku szczęście to zakończenie na miarę takiej dojrzałości, że z własnej woli i własnego wyboru będzie sam, jako mężczyzna sukcesu, który wie czego chce i może w przyszłości będzie szczęśliwym mężem, czy ojcem, ale na pewno nie przeciągu pięciu najbliższych lat, jeżeli nie więcej.
Dan ma rozwiedzionych rodziców, siostrę, z którą zawsze są kłopoty, nie poszedł na wymarzone studia z powodu braku pieniędzy, tygodniami opiekował się i przywiązał do nieswojego dziecka, bo został oszukany przez swoją stukniętą ex-dziewczynę. Serena pochodzi z rozbitej rodziny, jej ojciec jest świrem, brat przeszedł załamanie nerwowe i był w szpitalu psychiatrycznym, matka wmieszała się w aferę z Benem, przez którą teraz odsiaduje areszt domowy, a przez którą Serena omal nie zginęła porwana przez Juliet. Ojciec Nate'a siedział w więzieniu, on miał problemy z rodziną matki a dziewczyna którą kochał zostawiła go dla jego kuzyna. Chuck nigdy swojej matki nie znał, za to miał okazję poznać kobietę, która się za nią podawała, jego ojciec nigdy nie okazał mu miłości, a potem zginął, zostawiając go samego z wujem, który zrobi wszystko, żeby go zniszczyć.
Stwierdzenie, że to Blair jest jedyną osobą, która zawsze dostaje w tyłek jest bzdurą. Każda z postaci ma za sobą niezłe bagno, Blair nie jest tu żadnym wyjątkiem, ale też na pewno nie jest pokrzywdzona bardziej od innych.
Troszkę się nie zrozumieliśmy. Nie wybiegam tu do ich losów rodzinnych, skupiam się jedynie grupie przyjaciół. To Blair najwięcej straciła i najwięcej wycierpiała od dnia pierwszego, Nate/Serena, potem Chuck, potem znowu Nate, potem Chuck i tak w kółko. Nie wspominam już o tym, jak Blair uczyła się, ciężko pracowała, a Serena dostawała się wszędzie ze względu na swoje długie nogi ;) Finał sezonu 4 lekko sugerował moim zdaniem, że będzie odwrócenie ról, i czekam na to naprawdę, myślę, że może być to dobry motyw.
Jeśli Blair zmiesza się z Brooklynem, to już będzie koniec Blair. Sorry, ale prawdziwa Blair nigdy by tego nie zrobiła. To prawda, Blair zasługuje na szczęście, ale nie znajdzie go w ramionach Dana. Czy będzie to Chuck, to nie wiem, ale na pewno nie będzie to Dan. Co do szacunku, to Blair nie do końca szanuje Dana. Uważa go za gorszego od siebie i nim pogardza. Teraz zdecydowanie mniej, ale dalej żywi do niego ww. uczucia.
Co do tego, że "prawdziwa Blair nigdy by tego nie zrobiła", jaka jest prawdziwa Blair? No właśnie, dla mnie to wrażliwa osoba, o bardzo romantycznej duszy, schowana cały czas w cieniu Sereny, ze sporą dawką niepewności, która powoduje, że włącza swoich mechanizm obronny, jakim jest knucie i bycie jedzą. No i co ważne nie widzę obok Dana osoby aż tak dbającej o swoich przyjaciół jak Blair.
Nie chcę nikogo obrazić, ale myślenie typu Brooklyn jest ble, bo jest ble, to jest myślenie dziecinne i z liceum. Scenarzyści to świetnie pokazali, w pierwszej klasie liceum Blair mówi, że nie stałaby normalnie obok Dana bez zastrzyka przeciw tężcowi. Trzy lata później z WŁASNEJ woli idzie na Brooklyn, by pogadać z Danem i spędzić z nim czas. To nazywa się dorastanie. To, że chłopak jest z inne klasy społecznej (chociaż tutaj naprawdę nie ma dużej różnicy w klasie, a od kiedy jego macochą jest jedna z najbogatszych kobiet w NY także w statusie) nie implikuje tego, że nie jest godny uwagi.
Motyw Brooklyn vs UES przewija się przez cały serial i naprawdę nie macie wrażenia, że scenarzyści opowiadają historię, która ma na celu ukazanie, że nieważne z jakiej klasy jesteś? Dan/Serena, Nate/Vanessa, Chuck/Eva, czy nawet Chuck na Brooklynie i Vanessa. A teraz Blair/Dan. Wystarczy popatrzeć na Lily i Rufusa. Dla mnie Lily to zdecydowanie bardziej Blair, niż Serena. Jak skończyła Lily? Dobrze wiemy.
Polecam Roman Holiday, The age of innocence, It Happened one night, Wuthering Heights, Gigi, czy nawet oklepane The Notebook i Titanic. Na większości tych filmów wzoruje się GG, nie wspominając o jeszcze innych tytułach odnoszących się do przekroju klas społecznych.
Ja nie widzę żadnej pogardy, wręcz przeciwnie,myślę,że Blair go szanuje i liczy się z jego zdaniem.Zresztą jak można gardzić przyjacielem? A że ona uważa Dana za swojego przyjaciela to jest pewne,kilka razy sama to powiedziała.Zresztą ostatnimi czasy mam wrażenie że jej jedynym. Bo przed nim się zwierza,do niego idzie ze swoimi problemami.Nie liczą się słowa tylko czyny;) Blair jest troche ofiarą swojego wyobrażenia o tym jak powinno wyglądać jej życie,dlatego trudno jej się było przyznać przed samą sobą że między nią a człowiekiem z Brooklynu nawiązała się nić porozumienia.
Zresztą mówisz o Blair tak jakby się nie zmieniła od 1 sezonu,ale ja tą zmianę widzę i mam nieodparte wrażenie że Louis to jest ostatni etap który Blair musi przejść przed ostatecznym krokiem w dorosłość,kiedy zrozumie,że świat to nie jest bajka,a ona nie może opierać się na swoich dziecięcych marzeniach. I że spełnienie tych marzeń to być może wcale nie jest to czego ona chce.
Blair spędziła cały rok w Brooklynie i nie potrafiła się tam odnaleźć. Po prostu to nie jest jej miejsce, nie należy do niego. Eleanor powiedziała kiedyś Blair, że kobiety Waldorfów nie wszędzie pasują i jak się okazało, Blair nie pasuje do Brooklynu. Owszem, Blair dalej pogardza Danem, dalej nie szczędzi mu uszczypliwości. Polubiła go ostatnio, więc stara się mu dogryzać mniej uszczypliwie.I jakoś nie mogę sobie wyobrazić Blair mającą utrzymanka tak jak Lily.
Ale przecież nie wszystko jest czarne albo białe. Blair może i jest częścią UES ale jedzie na Brooklyn do Dana i ogląda z nim filmy na jego starej kanapie,siedząc bez butów, wcinając pizze prosto z pudełka. A Dan jedzie na sesję zdjęciową, ubierając się w swój najlepszy garnitur,kiedy wcześniej nigdy by czegoś takiego nie zrobił. Nie należy patrzeć na nich przez pryzmat tego jacy byli w 1 sezonie, bo te postacie ewoluują (chyba nawet moge powiedzieć że są najlepiej pisanymi postaciami w scenariuszu), ich światy się mieszają, zacierają się granice.Ludzie chyba chcieliby widzieć Blair jako tą złą intrygantkę z Chuckiem do pary,ale ja mam wrażenie że serial idzie w innym kierunku, z czego się bardzo ciesze.
Oglądanie razem filmów to jeszcze nie związek. Od partnera i od przyjaciela oczekuje się różnych rzeczy, część się zazębia, a część jest zupełnie inna.
To, że Dan pojechał na sesje zdjęciową jakoś specjalnie mnie nie rusza. Zawsze miał skłonność do wzdychania do niedostępnych dziewczyn.
Sęk w tym, ze Blair i Dan świetnie się uzupełniają. I tutaj przykładem może być nawet film, czy sztuka. Dan szydzi sobie z Degasa, a mimo to idzie na to z Blair, bo widzi, że jej na tym zależy i a nóż widelec mu też się spodoba ;) Tak samo Blair, nie wierzy, że Dan przekonał ją by pójść na wystawę Beuysa. Oni wcale nie lubią dokładnie tych samych rzeczy, lubią filmy i sztukę, ale w tym się różnią jeżeli chodzi o style, czy rodzaje, a mimo tego świetnie się uzupełniają, idą na kompromis, są dla siebie samych wyzwaniem. Jeżeli to nie jest dobra podstawa związku, to naprawdę nie wiem co jest.
Jeżeli do tego dodamy to, że naprawdę dają dużo przestrzeni sobie, nawet jeżeli Blair zjedzie czasami Dana, to Dan to skwituje uśmiechem albo jakąś celną ripostą. Dlatego mi się podobają, są równym poziomie, jak partnerzy, dodajmy do tego rozmowy, bycie obok, rozwiązywanie problemów, ratowanie razem swoich przyjaciół, to naprawdę nie wiem co jeszcze może ich więcej połączyć.
Jest wiele przykładów na to jak świetnie się uzupełniają. Pierwszy z brzegu, rozmowa na temat Eleanor. "What's wrong?", które wypowiada Dan jest tak lekkie i wiarygodne, Blair oczywiście uszczypliwe uwagi, a on bardzo spokojnie podtrzymuje rozmowę, wie, że coś jest nie tak i Blair się otwiera.
Potem np. Blair idzie do Dana, kiedy Dorota odkrywa, że mają "romans" ;) Blair panikuje, nie wie co robić, Dan jest spokojny, mówi, że wszystko będzie ok, Blair się uspokaja i wymyślają razem plan. Czy nawet Dan na łożku Blair, ona wymyśla procedury, by nikt nie zobaczył, a Dan "oh joy" i dalej swoje :) To mnie urzekło w nich, są naprawdę dużą niespodzianką dla mnie, potrafią być razem przyjemni, zabawni, a kiedy trzeba poważni i dobrze się uzupełniają.
Cały paradoks polega na tym, że Dan i Blair to jedyne osoby, które rozmawiają ze sobą szczerze i naprawdę poruszają ważne tematy. Jeszcze większym paradoksem jest to, że to właśnie Dan był od początku serialu jednym prawdziwym oparciem dla Blair, zaczynając od sceny z korytarzem, przez udzielanie jej rad, pomoc, wsparcie na weselu, a także przez cały sezon czwarty - to Dan był jednym prawdziwym przyjacielem Blair, nie Chuck, nie Nate i nie Serena.
Nie mówię, że Dan nie jest przyjacielem Blair, bo jako przyjaciele są fantastyczni. Po prostu nie widzę ich jako pary.
Niby między Chair nie ma dawnej chemii. Okej, coś się wypaliło. Ale u Dair też tego nie widzę. A jak już ktoś wcześniej wspomniał, związek nie może polegać na wspólnym oglądaniu filmów. Nie chcę bronić Chucka, bo jest jaki jest i nic tego nie zmieni. Ale popieram Karolinę. Blair też zdarzyło się zniszczyć coś, na czym Chuckowi zależało. Zachowała się niemal jak Serena. Nie chciała być z C, a mimo to nie potrafiła znieść jego widoku z kimś innym.
To prawda. Uwielbiam Blair, ale wzorem cnót to ona nie jest. Nie jedna osoba już przez nią płakała. Jestem też rozczarowana tym, ze Blair zniżyła się do poziomu Sereny w 4.04. Na szczęście to było tylko jednorazowe zdarzenie.
Ciągle nie dowierzam, że spoglądacie na Dair tak powierzchownie. Przestańcie wreszcie powtarzać - 'wspólne oglądanie filmów to nie związek'. Jasne, że nie! Ale to jest tylko objaw tego, jak świetnie się ze sobą dogadują! To nie jest samo oglądanie filmów. To tak jakbym ja stwierdziła, że związek Chair w pierwszej połowie 3 sezonu był tylko mechanicznym pocieszaniem Chucka przez Blair jak w telefonie zaufania, a nie oznaką ogromnej troski Blair o niego.
Poza tym myślę, że choć Blair 'ma swoją ciemną stronę' nie ma co porównywać jej do Chucka. Blair pomiata ludźmi, a może raczej pomiatała, bo teraz to tylko drobne złośliwości, ale Chuck był dla niej całym światem. Jedyne złośliwości na jakie sobie pozwalała w stosunku do niego wchodziły w skład ich ciągłych gier lub zemst. Chuck za to krzywdził ją w momentach, kiedy ona chciała oddać wszystko za jego szczęście.
Krzywdziła, kiedy sama była skrzywdzona. Pewnie zrobiłabym w podobny sposób. Ciągle na językach jest Eva. Nie pojmuję tego. To on ją skrzywdził tak bardzo i podobno żałował i wciąż ją kochał. Widocznie nie na tyle żeby oszczędzić jej widoku swojej nowej wielkiej miłości. Która kobieta nie czułaby się skrzywdzona i nie chciałaby się zemścić?
Chuck sam nie pchał się z powrotem do Nowego Jorku, żeby kłuć w oczy Blair swoją nową miłością. Nie wróciłby tam, gdyby nie Serena i Lily, które go tam ściągnęły.
No w porządku, tylko czy gdyby tak naprawdę kochał Blair, czy mógłby przy niej okazywać tak wielkie uczucie Evie? http://www.youtube.com/watch?v=B36FzXGPpKE Cały czas mam to przed oczami i naprawdę nie rozumiem. Nawet gdybym nie miała cienia nadziei, że osoba którą kocham jdo mnie wróci, nie potrafiłabym zachowywać się tak dwa miesiące po rozstaniu, tym bardziej w jej obecności, wciąż twierdząc, że ją kocham.
Ja nie widzę w jego zachowaniu niczego złego. Dla mnie to szukanie dziury w całym. Nie wiem, bo nie jestem tak romantyczną duszą jak Blair, ale wydaje mi się, że jeżeli człowiek kogoś bardzo kocha to musi być cholernie trudneo ukrywać to uczucie. Zresztą co on właściwie zrobił, poza pocałowaniem Evy? Zwyczajnie ucieszył się na jej widok. Miał zignorować jej przyjście, żeby zadowolić Blair?
Przecież z dnia na dzień nie można się odkochać. Nie ważne co zrobi ta druga osoba i jak bardzo się jej nienawidzi to i tak wciąż się tą osobę kocha.
Moim zdaniem zachowanie Chucka w stosunku do Evy nie było niczym złym. Blair sama wcześniej mu powiedziała że go już nie kocha... Mam wrażenie że większość tutaj gada o szczęściu Blair a szczęścia Chucka nie bierze w ogóle pod uwagę. On nie ma prawa się zakochać bo coś cały czas czuje do Blair? Jakoś Blair całowała Loisa i dobrze wszyscy wiemy że wciąż kochała Chucka.
Ponadto jak Blair zachowywała się w stosunku do Evy, obwiniacie Chucka z to że pocałowała Eve,a Blair która już "go nie kochała" była ewidentnie gotowa zrobić wszystko by pozbyć się odrobiny szczęścia z życia Chucka.
Nie chce żeby wyszło że nie lubię B, bardzo ją lubię imponuje mi jej charakter ale irytuje mnie że z niej robicie święta a ze wszystkich dookoła potwory.
Nie, dziewczyny, źle mnie zrozumiałyście. Rozumiem wasz sprzeciw, ale z mojej strony wygląda to tak: Chuck zrobił Blair pod koniec 3 sezonu wiele świństw, ale cały czas utrzymywał, że tylko ona może go uszczęśliwić. Potem nagle zjawia się Eva i zagarnia cały jego świat, jest dla niego nie tylko szczęściem, ale wręcz wybawieniem. I gdzie ta jego wielka miłość do Blair?
Bo mi się wydaje, że gierki Blair w tej chwili są uzasadnione. Wiadomo, że go kocha, ale w tamtym momencie B ma jeszcze na tyle honoru, żeby się przed nim nie płaszczyć, co nie zmienia faktu, że moim zdaniem Chuck wie, ile dla niej znaczy, wciąż. Przecież ją zna.
Chodzi mi o to, że to on ją skrzywdził, to on był winny temu wszystkiemu i on powinien pokutować. Nie Blair, patrząc na jego miłostki. Skrzywdzona kobieta ma prawo nienawidzić, a facet musi się odkupić.
Poza tym, jak można pokochać kogoś, gdy jeszcze w poprzednim odcinku niemal płacze się przed kimś innym na stacji we Francji? Pokochał tą Eve na tyle, że całkowicie odpuścił sobie B i miał gdzieś czy kolejny raz ją krzywdzi? Tak, ale to całkowicie uzasadnione, bo przecież ona powiedziała, że już go nie kocha i do niego nie wróci. A co mi tam.
Ja zupełnie nie zrozumiem waszego stanowiska w sprawie Chucka (waszego - czyli dziewczyn, które niezbyt za nim przepadają). Chodzi mi o to, że kiedy Chuck walczy o Blair to jest źle, bo ona nie powinna być z nim, bo wtedy nie jest sobą i on ją unieszczęśliwia. Kiedy Chuck sobie Blair odpuszcza to też jest źle, bo przecież powinien czołgać się u jej stóp i prosić o kolejne szanse, nawet kiedy ona go odrzuca, a może zwłaszcza wtedy. Nie sądzicie, że to trochę niesprawiedliwe? Chuck nie zdradził Blair związując się z Evą, bo JUŻ Z NIĄ NIE BYŁ. Kochał ją i co z tego? To oznacza, że jeżeli kocha się kogoś, kto cię odrzuca, to powinno się poświęcić całe życie na wzdychanie do tej osoby? Kiedy u jego boku pojawiła się Eva, którą pokochał i która w końcu była jego szansą na 'odtoksycznienie' się to moim zdaniem zaangażowanie się w ten związek było najlepszym, co mógł zrobić. Uwielbiam Blair, naprawdę, też chciałabym widzieć ją szczęśliwą, ale dlaczego to jej szczęście ma być na pierwszym miejscu? Dlaczego o szczęściu Chucka nikt nie mówi?
Szczerze? Chętnie zobaczę Eve z powrotem, bo teraz jest dobry czas na jego wyleczenie się z Blair, teraz ma prawo zacząć od nowa. Nie skreślam jego szczęścia, po prostu mówię, że nigdy właściwie nie zależało mu na Blair w ten świetny sposób, w którym chcielibyśmy go zobaczyć.
Nie mówię, że zdradził Blair, że ma spędzić całe życie na wzdychaniu do niej, mówię tylko, że nie chciałabym zobaczyć faceta, który kochał mnie podobno całym sercem z inną kobietą kilka tygodni po tym jak skrzywdził mnie jak cholera. I to znowu ja w tym wypadku cierpię, nie on. On żyje dalej.
Chuck jest strasznie samolubny albo po prostu nie zna Blair i nie wie, że kocha go mimo wszystko. Liczy się tylko on.
Może mam uprzedzenie, najprawdopodobniej mam, ale moim zdaniem Blair usuwając z drogi Chucka Eve nie myślała, że wyrządza mu taką wielką krzywdę, bo wierzyła, że to ona jest dla niego ważna, ważniejsza od Eve i że jej nie potrzebuje. Chociaż przyznaję, że to całkowicie błędne i egoistyczne myślenie. Tyle tylko że jak dla mnie logiczne.
Prawda jest taka, że oni oboje są siebie warci. Jak dla mnie oboje są egoistami i oboje się krzywdzili. Na razie nie chcę ich razem. Ale myślę, że jeżeli uda im się przejść przemianę (Blair właściwie już się bardzo mocno zmieniła, więc chodzi głównie o Chucka), jeżeli więc Chuck przez ten 5. sezon dojrzeje i wyrośnie nieco ze swojego egocentryzmu, sezon 6. będzie idealnym momentem na powrót Chair jako zdrowego, dojrzałego, partnerskiego związku. A na razie - jak już wcześniej pisałam - bardzo chcę zobaczyć B z D i może C z E. Kto wie, może nawet zmienię zdanie widząc związek Dair i to im będę za rok kibicowała? Zobaczymy:) Na razie pozostaje mi tylko mieć nadzieję, że 5. sezon nie będzie ostatnim.