Zdecydowanie nie rozumiem fascynacji tym serialem.
Serial przestał mi się podobać, właściwie już w momencie, kiedy zobaczyłam, kto gra
Holmesa. Aktor grający Sherlocka, moim zdaniem, zdecydowanie za młody i nienadający
się do tej roli, wybaczcie, ale po prostu moim zdaniem nie pasuje. Dlaczego? Bo
uważam, że brak mu przenikliwości w spojrzeniu, że wygląda za mało poważnie… i
nawet jak się złości… nie jest to moim zdaniem przekonujące, nie wywołuje żadnych
emocji, jest mało autentyczne, a kiedy wpada w melancholię, kładzie się na kanapie i nie
chce, żeby ktokolwiek mu przeszkadzał, to moim zdaniem wygląda jak dziecko
strzelające focha – brak mu autentyczności. Ten Holmes nie zachowuje się jak
prawdziwy i nie wygląda jak on… nie ma, że tak powiem… tego czegoś.
W ogóle, czym ma być ten serial?
1. Nowoczesną wersją Holmesa?! – a czy potrzebne są nowoczesne wersje naprawdę
świetnych rzeczy?! Czy trzeba Holmesa wprowadzać w XXI w.? Dawać mu laptopa,
komórkę i inne gadżety? Mnie osobiście fascynowało to, jak człowiek w XIX w. mający do
dyspozycji głównie swój umysł i książki jest w stanie zebrać wszystkie potrzebne mu
informacje – co jest trudnego we wpisaniu czegoś w wyszukiwarkę lub napisaniu
czegoś na forum? Namierzenia telefonu mając potrzebne do tego aplikacje? Jest to,
właściwie, nic innego niż to, co robią bohaterowie większości współczesnych seriali
kryminalnych –nuda! Owszem nawet ten Holmes więcej myśli, niż szuka w Googlach,
ale wciąż… to nie to samo.
2. Przeróbką Holmesa? – to samo, co ze współczesną wersją – jaki to ma cel? Po co
przerabiać dobre rzeczy?
3. Młodym Holmesem? – i znowu – dlaczego?! Co jest złego w dojrzałym facecie, który
sporo widział i przeżył?
4. Po prostu Holmesem? – o nie, zdecydowanie nie. Jak już wspomniałam Benedict
Cumberbatch w ogóle nie zachowuje się jak Holmes i nie wygląda jak on. Ponadto
odcinki mają się przeważnie nijak do opowiadań – podobne tytuły, nazwiska osób,
zahaczanie o fabułę…, ale przeważnie jest to jedno wielkie pomieszanie z poplątaniem
(z resztą jak i w kinowym Holmesie) plus zdecydowana przewaga dodatków od twórców
(w samym tylko odcinku „The Great Game” znajdują się mniej, lub bardziej luźne
nawiązania do ponad 5 opowiadań.) Po co? Wygląda to trochę tak, jakby twórcy
rozpaczliwie starali się pokazać, że jednak ma to jakiś związek z prawdziwym
Holmesem.
Naprawdę uważam, że już lepsza była wersja kinowa – przynajmniej jasno nastawiona
na akcję i trochę śmiechu (szczególnie w drugiej części), ale ten serial? Nie wiem,
naprawdę, skąd to zafascynowanie nim. Nie ma super akcji, nie jest prawie w ogóle
oparty na opowiadaniach. Czy naprawdę nie można stworzyć czegoś innego? Czy trzeba
było nazwać bohatera imieniem słynnego detektywa? Czy trzeba było, luźno bo luźno, ale
jednak, opierać się na opowiadaniach Conan Doyle’a? Czy nie można było stworzyć
czegoś nowego? Po prostu młodego inteligentnego detektywa, dać mu kumpla i paru
wrogów, wymyślić nowe zagadki i zrobić coś całkiem nowego? Czy jedyną opcją, by
„zwrócić uwagę widza” było danie bohaterowi nazwiska „Holmes”?
Chcę nawiązać też do jednej kwestii, która pojawiła się gdzieś na Filmwebie – w
komentarzach padła opinia, że ten Sherlock przypomina bardziej House’a – z tym się
zgadzam (tak wiem, że House wzorowany był na Holmesie, a ten z kolei na lekażu… cóż
za piękna ciągłość, prawda?). Podobieństwa:
1. Piłeczka, którą w jednym (chyba tylko jednym) z odcinków, podczas rozmyślań
odbijał Cumberbatch – dość charakterystyczne dla House’a, który odbija sobie nią, gdy
potrzebuje się skoncentrować, by wymyślić rozwiązanie zagadki.
2. Stosunek do innych ludzi – tak Holmes znał swoją wartość, tak uważał się za
wyjątkowego, tak dawał to jasno, czasem nawet bardzo jasno, do zrozumienia (choć
momentami bywał też skromny), ale robiąc to nie obrażał ludzi (a jeśli już mu się to
zdarzało, to bardzo rzadko) – Cumberbatch, jako Sherlock jest, delikatnie mówiąc,
niemiły… - House oczywiście też.
3. „Sabotowanie związku” Watsona (chodzi mi o randkę w cyrku) – Holmes nie
sabotował związku Watsona. Był miły wobec jego żony i choć zabierał czasem Watsona,
by ten brał udział w jego śledztwach, to gdy przychodził po niego do domu, czasem nawet
pytał, czy Pani Watson nie ma nic przeciwko temu. Za to House? – On jak najbardziej
poleciłby miejsce Wilsonowi i zjawił się tam rezerwując sobie trzecią miejscówkę
twierdząc, że naprawdę nie wie w czym problem.
4. Myślę, że coś by się jeszcze na pewno znalazło ;)
Dalsze minusy tego serialu:
1. Oczywiście wygląd i wiek aktora grającego Holmesa, ale nad tym nie będę się
rozwodzić.
2. Plastry nikotynowe zamiast morfiny, kokainy, czy chociażby papierosów i fajki?!...
serio!?! Uważam, że to do prawdy przegięcie. Rozumiem, że uzależnienia nie są czymś
najważniejszym, ale z drugiej strony… one tworzyły Holmesa, były niejako jego częścią,
pokazywały, że nawet on ma jakieś słabości… stanowiły, być może, swego rodzaju
mroczną stronę Holmesa…. ale plastry nikotynowe?! Błagam…
3. Podejście do Watsona i jego związku – jak już wspomniałam wyżej.
4. Podejście do Lestrade – choć Holmes nie miał najlepszego zdania o Lestrade, nie
traktował go tak jak ten tutaj i nie w dawał się z nim w takie kłótnie.
5. Podejście do kobiet – choć owszem, może nie wszystkie darzył sympatią, to jak było
napisane „był wyjątkowo miły i uprzejmy wobec kobiet” – Holmes był dżentelmenem –
ten tu, mam wrażenie, że bywa bardzo nie miły – nie mówię, że zawsze, ale to zupełnie
inna klasa (i nie ma tu znaczenia, że są to zupełnie inne czasy – albo ktoś się umie
zachować, albo nie).
6. Mycroft – Holmes miał bardzo dobre stosunki ze swoim bratem, przyznawał, że
gdyby to Mycroft był detektywem byłby lepszy. Pomagali sobie, nie było między nimi
zawiści i bezsensownej rywalizacji, po co to komu?
7. Technologia – badania chemiczne z użyciem nowoczesnych technologii, czy przy
użyciu XIX wiecznych metod, gdzie trzeba było trochę się pomęczyć, coś wiedzieć,
komputer/nowoczesny mikroskop nie odwalił za ciebie większości roboty – co robi
większe wrażenie?
8. Dedukcja w tym serialu jest mocno naciągana. Dlaczego? – bo w naszych czasach
dzieje się za dużo. Bo jest zbyt wiele różnych zawodów, możliwości, zbytnie wzajemne
przenikanie się kultur, brak barier, zbyt szybko wszystko się zmienia, i tak dalej, więc
ogarnięcie tego wszystkiego jest dużo trudniejsze i chcąc nie chcąc dedukcja robi się
naciągana…. Ponadto, co do hasła do komputera w Psie Baskerville’ów – nawet ja
mam bardziej skomplikowane.
9. Moriarty – moim zdaniem w tym serialu Moriarty to jakiś psychol – tak się
przynajmniej zachowywał. Moriarty był geniuszem, fakt w złym kierunku wykorzystał swój
potencjał, ale był geniuszem, nie błaznem. Moriarty szanował Holmesa i jego
umiejętności, a Holmes Moriartego. W tym serialu… może i w jakimś stopniu się
szanują i podziwiają, ale nie widać tego aż tak.
10. Stosunek do umierających w The Great Game (w sensie do ludzi, którzy mogli
wybuchnąć) – taki cynizm – tylko u House’a, Holmes szanował ludzkie życie.
11. Skradziony pendrive z supertajnymi planami i na prawdę nikt nie zrobił ich kopii?!
Nikt nie chciał mieć z tego pożytku? Pendrive wraz z nietkniętą zawartością wrócił na
swoje miejsce. - naciągane (tak wiem... Moriarty twierdził, że mógłby zdobyć te plany
kiedy tylko chciał... to czemu tego nie zrobił?).
12. I wiele innych…
Powiem szczerze… nie wiem jak twórcy mają zamiar wyjaśnić to, że Holmes przeżył skok
z budynku, tak, żeby nie było to naciągane… - nawet w kinowy Holmes w tej kwestii był
już na granicy.
Żeby nie było, że mi się nic nie podoba, powiem, że widoki są wspaniałe, a muzyka jest
nawet w porządku ;)
I starając się mówić całkowicie obiektywnie – 3cie miejsce to zdecydowanie za wysoko.
A jeżeli rzeczywiście zainteresowaliście się Holmesem, to polecam przeczytanie
opowiadań A jeśli chcielibyście coś obejrzeć, to polecam serial z Jeremym Brettem,
głównie dlatego, że:
1. Oczywiście nie w całości, ale w dużej mierze opiera się na opowiadaniach.
2. Aktor odgrywający rolę Holmesa jest genialny! (mam natomiast pewne zastrzeżenia
do Watsona, którego od drugiego sezonu gra Edward Hardwicke) – Po obejrzeniu ‘kilku
różnych Holmesów’ stwierdzam, ze Brett był najlepszy. Wyglądał jak Holmes,
zachowywał się jak Holmes, starał się utożsamić z postacią i był wybitnym aktorem.
Jego twarz była wstanie wyrazić wszystko, a jego wzrok wręcz przeszywał. Był w stanie
idealnie wcielić się w Holmesa i tę jego „dwoistość” – raz rozpierała go energia, innym
znów razem pogrążony był w melancholii, Brett oba te „stany” prezentuje znakomicie. Dla
mnie on jest i będzie jedynym Holmesem (pomijając Bretta, Cumberbatcha i Downeya
widziałam w tej roli przynajmniej 2 inne osoby i nikt mu nie dorównywał).
Jeśli ktoś zechce obejrzeć ten serial to od razu mówię – jest przepaść pomiędzy nim a
kinową wersją i serialem z Cumberbatchem. Dlaczego? Bo był kręcony z zamysłem, by
jak najwierniej i jak najlepiej przedstawić na ekranie, to, co Conan Doyle zapisał. Ten
nowy serial, jak i wersja kinowa, moim zdaniem, nastawione są natomiast głownie na
jak najszersze grono odbiorców, by jak najwięcej osób to polubiło i oglądało, by
serial/film „zarabiał pieniądze” i „zdobywał nagrody”. Wersja z Brettem była, w moim
odczuciu, bardziej sztuką dla sztuki. Brett jako Holmes może nie przypadnie od razu
ludziom do gustu – jest zdecydowanie inny niż Cumberbatch, czy Downey – ale
spróbujcie przebrnąć chociażby przez cały pierwszy odcinek i dopiero potem oceniać (ja
obejrzałam cały serial z Cumberbatchem, pomimo tego, że od początku mi się nie
podobał, bo uważam, że bez sensu jest wypowiadać się na temat, o którym nie ma się
zielonego pojęcia), poza tym wystarczy obejrzeć rysunki Sidneya Pageta, by przekonać
się, że Brett wyglądał dość podobnie do Holmesa, a postać detektywa raczej, na
pierwszy rzut oka, nie budziła zbytniej sympatii ;)
pozdrawiam ;)
Że dla mnie złe... Mówię o odczuciach(!)
Jejku czy Ty wszystko musisz brać dosłownie i nie umiesz myśleć abstrakcyjnie? Wszystko odbierasz zbyt dosłownie i do siebie. ja tylko mówię, że działa w obie strony i prawda zwykle leży po środku. Serial zapewne jest dobry technicznie i aktorsko, ale nie jest genialny. A to czy ktoś go pokocha czy znienawidzi jest kwestią indywidualną...
TYLKO warsztatowo. Bo historia a warsztat to dwie skrajnie odmienne sprawy. Moim zdaniem technicznie dobry - fabularnie leży... Próbowałam nawet oglądać z nastawieniem że oglądam sobie serial o wnukach Holmesa i Watsona... no ale się nie da... Bezsensu wydaje mi się w tym serialu choćby:
dedukcja - w oryginale Sherlock wnioskował na podstawie poszlak, obecnie mamy technikę badań mikrośladów więc na co domysły?
Drugie - kreacja bohaterów - niby niezła ale Sherlockowi brakuje nutki dżentelmena - serial kładzie nacisk jedynie na to iż bohater jest socjopatą, Irene? To już przemilczę - zero fascynacji umysłem za to bardziej wyeksponowana fizyczność. W końcu panna Adler była o wiele bardziej złożona - tu się ją spłyca. Watson - chyba najlepszy z całej obsady i jedyny w miarę taki jak trzeba. Moriarty - porażka na całej linii - z geniusza zbrodni do obłąkanego dziwoląga.
Kolejna rzecz - klimat. Owszem był - ale dobry dla taniego filmu sensacyjnego. Zaletą pierwowzoru jest tajemniczość wiktoriańskiej Anglii. A tu? Nic...
Można jeszcze wspomnieć o scenach takich jak - ukazanie rozmyślań bohatera - zalatuje średnią podróbką House'a. Wykorzystywanie znanych postaci i przerabianie ich w sposób dowolny... oraz niepotrzebne mieszanie motywów z książek z własnymi koncepcjami. Najbardziej uderzyło mnie to w "Hounds of Baskerville" - narzucone rozwiązanie choć udziwnione jakoś trzymało się kupy, więc po co było jeszcze dodawać materialnego psa? Trochę bez pomyślunku. Mam wyliczać dalej? ;p
Ps. I wierz mi jestem bardzo pozytywną osobą... gdybym taka nie była oceniłabym ten serial wyżej. Dlaczego? Bo nie zabierałabym się do niego z zapałem i uśmiechem przez co rozczarowanie nie byłoby dla mnie tak potwornie bolesne... Ten serial jest raczej przykładem dzieła, które oceniam nisko z powodu tego jak bardzo się zawiodłam. Pewnie gdyby produkcja opowiadała nie o Sherlocku ale o jakiejś wymyślonej przez twórców postaci umiałabym to coś polubić. A tak? Nie, nie i jeszcze raz nie.
Rozmawiamy na forum, bez udziału intonacji głosu i mimiki. Jedyną właściwą formą odbioru słowa pisanego jest tu dosłowność - inaczej się nie da. Nie mogę także przefiltrować Twoich słów przez specyfikę Twojej osoby.
Hounds of baskerville - tak, jak myślałam, nie obejrzałaś dokładnie. A może obejrzałaś tylko z kiepskim polskim tłumaczeniem? Realny pies to inny pies, niż koszmar Henry'ego.
Geniusz zbrodni z definicji jest obłąkanym dziwolągiem.
Nutkę gentlemana Sherlock ma - w ubiorze i sposobie wypowiedzi ;)
Skandal w Belgravii jest odcinkiem, który lubię najmniej. Ale za absolutnie genialny Reichenbach Fall wybaczę twórcom owo potknięcie.
Mam polemizować dalej? ;)
Właśnie o tym mówię - obejrzałam dokładnie. W "Hounds of Baskerville" było wszystko logicznie wytłumaczone - halucynacje, psychiczny wpływ... i to wydawało się sensowne i powinno było tak zostać. W końcówce otrzymujemy w miarę logiczne wytłumaczenie i nagle ni przypiął ni wypiał Sherlock strzela do zwykłego biegającego psa. No to jest bez sensu...
A ja myślałam, że geniusz zbrodni powinien być człowiekiem inteligentnym, a nie że tak ujmę zwykłym czubkiem :P
Sądzę iż rozmowa nie ma sensu. Nie staram się Ciebie przekonać - tylko chciałaś konstruktywnych argumentów - po co? By odpowiedzieć jak zwykła fanka że dla Ciebie to wszystko plusy? Straszne... jakbyśmy rozmawiały w innych językach :P
Wiesz, żaden inteligentny człowiek, który jest, ze tak powiem, społecznie przystosowany, nie zajmie się zbrodnią.
Ja bym chciała, żebyś podała mi argument, który do mnie przemówi. Jesteś w poważnej mniejszości, jeśli chodzi o stosunek do serialu - i chciałabym zrozumieć, o co Ci chodzi. Bardzo dziękuję za niewydumaną inwektywę - jak rozumiem lubić czy uwielbiać mogą tylko fani i to zwykli? Nie można uwielbiać, bo się człowiek poczuł urzeczony i uwiedziony? Nie mówię, że nie jestem fanką, po trosze jestem, ale na pewno nie bezrefleksyjną, a ten podtekst wyczuwam w Twojej wypowiedzi (chciałaś odbioru niedosłownego, to masz :P)
Podtekst był dlatego, że nie starasz się zrozumieć mojego punktu widzenia (co tak chętnie deklarujesz) odpowiadając mi w kółko, że właśnie tak jest fajnie itp. i z radością pytasz o dalszą polemikę. To mnie wkurzyło wiesz? Po prostu przypominasz mi w tej sytuacji moją koleżankę która na każdą refleksję odnośnie serialu odpowiada: "Ale ten aktor jest taki sexi. Masz jeszcze coś do pwoiedzenia?" no i co na to powiedzieć? :P
Jeśli chcesz byśmy porozmawiały normalnie o za i przeciw to na chwilkę odrzuć emocje związane z serialem, dobrze? :P
Wiesz, gdybym podchodziła emocjonalnie, obrzuciłabym Cię wyszukanymi inwektywami, ale wychodzę z założenia, że nie należy obrażać rozmówców, nawet w podtekście. Ty też nie starasz się zrozumieć mojego podejścia, więc o czym w ogóle rozmawiamy?
Ile razy mogę Ci pisać, że znam i lubię książkowego Holmesa i wielu wielbicieli serialu takoż, a Ty wciąż o to pytasz... Nie wiem tylko, czy w tym wątku, czy o adaptacjach, ale mam tam ten sam nick.
Oglądałaś serial w oryginale, czy z oficjalnym polskim tłumaczeniem, które wiele spłyca? Bo jeśli to drugie, to rozumiem Cię całkowicie - nie polubiłabym tego serialu, zobaczywszy i posłuchawszy go na BBC.
Oglądałam w oryginale z napisami robionymi przez moją przyjaciółkę, która ma takiego fioła na punkcie tego serialu, że nawet temat pójścia na basen sprowadza do serialu :P
Ta dyskusja naprawdę nie ma sensu, bo jeśli tylko starasz się mnie przekonać, ze nie mam racji i że serial jest "boski" to będzie to jałowa dyskusja... i co do tego ma tłumaczenie? Realia, sceneria, czasoprzestrzeń, kreacje bohaterów... tłumaczenie to sprawa marginalna...
Tłumaczenie ma gigantyczne znaczenie. Język i sposób wyrażania się też charakteryzuje postać.
Wersji polskiej z BBC Ent. nie da się oglądać, tłumacz zabił cały humor słowny i zaciemnił odniesienia do oryginału. Ja czytałam książki w oryginale, w oryginale oglądam taż adaptacje.
Każde tłumaczenie jest interpretacją. Każde.
Wierzę na słowo. Są filmy, których nie da się oglądać z lektorem, bo tłumacz tak niszczy film, że szok. Akurat w wypadku serialu tłumaczenie miało mały wpływ na moją ocenę... ale tak czy siak oglądałam wersję nie zniszczoną polskim lektorem (nie mam kanału bbc w kablówce). Mogłam słyszeć oryginalne głosy, co moim zdaniem było dużym plusem. A niejasności miałam przetłumaczone przez fankę serii, która jak sama mi mówiła - musiała przetłumaczyc sama bo na polskim tłumaczeniu cierpiała. Czyli miałam szczęście, prawda? :)
Ps. Mam nadzieję iż teraz wyraziłam się na tyle jasno, że zrozumiesz o co mi chodzi i co mną kieruje w bardzo negatywnej ocenie tego serialu.
Zabawne, gdybyś przeczytała moją wypowiedź zaledwie kilka postów wyżej, wiedziałabyś, iż książki o Sherlocku czytałam zanim zagrał go Cumberbatch.
Nie, nie mówię, że te filmy o wampirach są złe - sama ubóstwiam musicalową wersję "Nieustraszonych pogromców..", po prostu dostrzegam pewną ironię w tym, co piszesz.
Ah, robię sceny, atakuję Cię? W którym punkcie swojej wypowiedzi personalnie Cię uraziłam? Cóż, to twoje cytaty: "wiem, że nie znasz skoro Sharlock to dla Ciebie jedynie oszołom z serialiku :P" - ten ekhm 'argument' już chyba odparłam? "wiem literatura zbyt poważna byś znała" po pierwsze, przecinek, wybitna znawczyni literatury (tak tak, czepiam się :D), po drugie, rozumiem, że jesteś genialnym detektywem z Baker Street, i potrafisz wydedukować moje upodobania literackie na podstawie filmwebowego profilu (w takim wypadku, brawa dla ciebie).
w pierwszej wypowiedzi nie podałaś żadnych argumentów za tym, że serial to "koszmar i brutalne morderstwo" - oceniłaś CAŁOŚĆ produkcji w sposób subiektywny, mówiąc tak naprawdę WYŁĄCZNIE o swoich odczuciach. Dopiero kiedy piszesz coś konstruktywnego na poparcie tej swojej jedyneczki, można logicznie porozmawiać...
"przenosząc Sherlocka do XXI wieku zabija się zupełnie klimat" - "Sherlock" nie jest ekranizacją Doyla, jest interpretacją... a tego klimatu się nie zabija, jest po prostu jest zastąpiony czymś zupełnie nowym (mi się podoba, ale to naturalne, że zawsze znajdą się odmienne opinie).
"aktor którym dziewczęta bardziej się zachwycają niż fabułą" - akurat ja w filmach/serialach przywiązuję zwykle znacznie większą wagę do klimatu, estetyki, AKTORSTWA i wielu innych rzeczy niż do fabuły (nie mówię, że jest to kwestia marginalna, nie mówię też, że jest skopana w wersji BBC), więc akurat z tym się zgodzę - tyle że aktor i jego zdolność do kreowania postaci, grania i zainteresowania widza, a nie aktor i jego śliczna buźka tudzież ciało.
"A ja myślałam, że geniusz zbrodni powinien być człowiekiem inteligentnym" haha więc jest jakiś podręcznik albo konkretny kanon przedstawiania geniuszy zbrodni? Doyle nie opisywał zbyt dokładnie Moriarty'ego, to pozostawia scenarzystom szerokie pole do INTERPRETACJI. I mam wrażenie, że chcieli zaryzykować stworzenie skrajnie kontrowersyjnej postaci, co z pewnością osiągnęli..
Reszta argumentów w większości jest na zasadzie podoba mi się/nie podoba mi się, tak więc nie będę się wdawać w szersze dyskusje - to nie ma sensu, każdy ma inny gust i prawo do niego.
Również pozdrawiam serdecznie...
Ja na przykład też przywiązuję dużą wagę do fabuły. Cumberbatch jest cudowny, ale nie bardziej niż genialny scenariusz Moffata i Gatisa. Jestem pewna, że wiele się wśród nas znajdzie takich (mam na myśli nas, dziewczyny ;P), które rozsądnie oddadzą sprawiedliwość zarówno grze aktorskiej, jak i fabule. Bo czyż nie na tym polega ocenianie filmów i seriali???
quietstarcollapse - zgadzam się z Tobą co do Moriartego i kilku innych opini ;)
no pewnie, że fabuła jest bardzo dobra :) poza tym, bardzo ważna - przecież gdyby nie ona, to co aktorzy mieliby grać? nawet najlepsi z kiepskich scenariuszy niewiele wyciągną, tak więc oddaję sprawiedliwość ;p
I właśnie na tym to polega! Osądzanie nas o zbyt wysokie ocenianie ze względu na aktorów jest nielogiczne... Skoro dobrze grają i najwyraźniej WIEDZĄ, co mają grać - jak najlepiej świadczy to również o scenariuszu i reżyserze. Am I right? ;p
A tak wgl to mam error... Teraz się skapnęłam, że pisałaś, że fabuła nie jest dla Ciebie aż tak ważna xD
Forgive me, please. Ale ogólnie prawie wszędzie się z Tobą zgadzam, więc na jedno wychodzi :D
trochę zaprzeczam sama sobie, więc sprostowanie: fabuła jest ważna, ale osobiście zwracam w filmach/serialach większą uwagę na inne rzeczy, które mogły by być bez wartości, gdyby nie fabuła - są od niej zależne.
inna sprawa, może najważniejsza, scenariusz - bo to dwa różne pojęcia, ale w tych moich wypowiedziach łatwo o pomyłkę :)
podsumowując
Scenariusz > Fabuła (tzn ich "ważność" wg mnie:))
Co do ironii kochana, to nie wiem w jakim miejscu ją widzisz ;P
I weź daj spokój miałam gorszy dzień i bardziej dosadna wypowiedź mnie wkurzała, Ty akurat powinnaś to rozumieć.
Co do Twoich argumentów odnośnie interpretacji... Interpretacja? To nie ma racji bytu. Sherlock to akurat archetyp i robiąc takie dowolne interpretacje twórcy porywają się z motyką na słońce. Z góry poroniony pomysł. Czy nie lepiej byłoby zrobić serial inspirowany Sherlockiem? Współczesny młody detektyw i jego kolega rozwiązują sprawy analogiczne? Wtedy całość byłaby całkiem całkiem. A tak? No kurcze coś tu jest nie tak. Poza tym współczesny widz wcale nie jest idiotą i nie trzeba mu wszystkiego przenosić na jego realia by zrozumiał. Media chcą z nas zrobić kompletnych idiotów nie zdolnych do twórczego myślenia? Przecież gdyby nakręcono własną wersję Sherlocka w oryginalnym klimacie (nawet z tą samą obsadą) współczesny widz mógłby to nie tylko zrozumieć ale i polubić. Chyba powinno się poszerzać widzom horyzonty?
Ale zgadzam się co do ostatniego zdania. Ten serial jak widać da się tylko kochać lub nienawidzić. Zastanawiają mnie jednak tylko czy istnieją widzowie, którzy kochają Sherlocka Holmesa i zarazem uwielbiają serial...
Ps.Moriarty mimo wszystko był człowiekiem inteligentnym. Serialowy sprawia wrażenie kogoś o śladowej inteligencji kto gdyby mógł to najlepiej biegałby jedynie na czworaka tocząc pianę z pyska :P
ironia - używasz słowa 'wampir(ki)' w pejoratywnym znaczeniu i z pogardą, jako wyznacznik pewnych grup społecznych, a słowo to przewija się często w Twoich ocenionych filmach (przecież wiem doskonale, co miałaś na myśli, ale nie uściśliłaś, że chodzi ci o błyszczących w słońcu metroseksualistów :D dobra mniejsza o to - po prostu się czepiam ;)).
jeżeli interpretacja w kinie (podciągnę pod to ambitniejsze seriale, jakim zdecydowanie jest "Sherlock") nie ma racji bytu, to za parę lat (a właściwie jeżeli to byłaby prawda, pewnie i parę dekad temu) kino znalazłoby się w martwym punkcie. Archetyp? Ileż było udanych adaptacji/ interpretacji czy przede wszystkim nawiązań do jeszcze bardziej "archetypicznych" dzieł literatury - przykład z d..kosmosu: Biblia, Szekspir.
I może to dziwne porównanie, ale po prostu to samo było w XIX w, kiedy Manet i jego Śniadanie na Trawie czy Olympia (obydwa z kompozycją dokładnie z 'archetypicznego' Tycjana) wywoływały olbrzymi skandal i oburzenie. Dzisiaj standardowych wtedy malarzy akademickich mało kto kojarzy, Maneta znają wszyscy (którzy chociaż trochę interesują się tematem). Kino jest sztuką, więc ta analogia jest oczywista (mam nadzieję).
Nowe jest potrzebne, a Sherlock jest świeży i przez to fascynujący. "Inspirowanych Sherlockiem" seriali jest od groma, i to też tych całkiem dobrych (House chociażby, ironia - Holmes był wzorowany na lekarzu). To nie jest nic nowego. I chociaż całość może by i była całkiem całkiem, widz by się nie uśmiechnął patrząc na nowoczesne Baker Street czy cokolwiek innego w tym serialu, to już nie byłoby to; właśnie przez to, że Sherlock NIE ma pierwowzoru w serialowym świecie (czyli jest pierwszym, jedynym "consulting detective - only one in the world" jak sam się chwali) a jednocześnie widz (większość widzów) ten pierwowzór doskonale zna, sprawia, że ten serial ma "to coś", że świetnie się go ogląda, już oczywiście pomijając cudne wykonanie (bo już powstająca wersja amerykańska, 'Elementary' mnie tak bardzo nie zachęca, ale nie widziałam, nie oceniam - w każdym razie ten genialny warsztat też się bardzo liczy)
Oczywiście, że powinno się widzom poszerzać horyzonty! I dlatego odpowiedź na pytanie "co by było, gdyby Sherlock żył w XXI w" jest znacznie ciekawsza (przynajmniej dla mnie) niż już wałkowane przecież, "Co było, kiedy Sherlock żył w XIX w".
ostatni akapit: ja książkę bardzo lubię, doceniam i jednocześnie serial uwielbiam :) więc chyba są.
PS: http://www.maniacworld.com/albert-einstein-1.jpg a czy ten Pan wygląda na geniusza? chyba często jest tak, że ci najinteligentniejsi są też najbardziej absurdalni, w ten czy inny sposób :D
Cóż mówiłam ogółem o postaciach krwiopijców, a to że w kryminałach czasem tak określa się morderców to inna sprawa. prawda? Poza tym wychodzę z założenia, że moim rozmówcom nie trzeba tłumaczyć jak dzieciom wszystkiego dosłownie i łopatologicznie ;)
To co mówisz ma sens, ale w wypadku tej produkcji to co uznajesz za zalety jest właśnie największą wadą. Dla mnie to produkcja zrobiona pod publiczkę - ot kolejny serialik dla młodzieży. Może trochę mądrzejszy niż inny, ale nadal koszmarnie obchodzący się z oryginałem. Ja jako wielka fanka sherlocka nie trawię tej produkcji i raczej nic tego nie zmieni. Chciałam jedynie dowiedzieć się co całe masy fanek (i fanów) widzą w tym serialu... (poza aktorem :P)
Ale jednak nie chorzy psychicznie :P
Serialowy Moriarty jest bardzo inteligentny. Pisałaś, że nie oglądałaś Great Game - obejrzyj. I odtniutniaj się od tego młodego detektywa. 35 lat to nie taki znowu młody. To mający tyle, ile Sherlock u ACD.
Pisałam Ci już, że wielu sherlockistów uwielbia serial, na zachodzie toczą się poważne debaty, co jest lepszą adaptacją, film, czy serial, i serial wygrywa w cuglach. Wśród wielbicieli książek właśnie..
NIE mówię o wieku aktora tylko o przedstawieniu postaci, którą kreuje się na takiego mentalnego nastolatka by był bliższy widowni - czyli nastolatką. A aktor grający mógłby mieć i 50 lat - chodzi o co innego...
Chyba "wielbicieli" :P
Nie. Wielbicieli. Nie uważaj się, proszę, za wyrocznię, Twoje posty zaczynają mieć taki wydźwięk.
Nie znoszę, jak usiłuje mi się wmówić, że napisałam coś innego, niż napisałam.
Poczytaj fora brytyjskie poświęcone Sherlockowi ACD, poczytaj dyskusje wielbicieli książek, posłuchaj nagrań z dyskusji sherlockologów, to może zrozumiesz, o czym piszę. Akurat Brytyjczykom znajomości kanonu chyba nie zarzucisz?
W ogóle nie rozumiesz o co mi chodzi :P
Ja nie odpowiadam za gusta innych, a Brytyjczycy to dla mnie akurat odstraszający przykład, bo znam ich zbyt dobrze... I nie mówię o Nieznajomości tylko prędzej o braku szacunku dla kanonu. Ot fajna książeczka, ale wszystkie wariacje na jej temat przyjmowane są z otwartymi ramionami. Ja tylko jestem ciekawa co jeszcze nam filmowcy zafundują... może doczekamy się Poirota, który w XXII wieku walczy z kosmitami? Cóż wszystko przed nami. Ja uważam, że ta dyskusja nie ma sensu, bo zamiast dyskusji widzę tu tylko nakręcające się fanki, które nie umieją logicznie odpowiedzieć na pytanie z tematu: "skąd ten zachwyt" słyszę jedynie iż serial ma nagrody, wielką popularność i super aktora który niszczy postać... znaczy pokazuje ją w nowym świeżym świetle. Czyli nic praktycznie się od was nie dowiedziałam.
Życzę wszystkiego dobrego i miłego podniecania ulubionym się serialem w towarzystwie, które mniej wam działa na nerwy niż potworek, który raczy skrytykować to wiekopomne dzieło.
Dobranoc :)
Chyba to nie ja nie rozumiem. A raczej nie chcę zrozumieć. NIE ja, podkreślę.
Jeśli ktokolwiek ma prawa do postaci Sherlocka, to właśnie Brytyjczycy. Tam też jest najwięcej admiratorów powieści i opowiadań. A szacunek dla kanonu to ma być co? Międlenie w kółko takich samych adaptacji? Błyskotliwe przetworzenie może być równie pełne szacunku dla kanonu, co wierne odwzorowanie - vide setki ekranizacji i adaptacji scenicznych sztuk Szekspira. Ileż można oglądać to samo? Ale podane w nowej formie - można. Polecam Shakespeare retold.
Sama odpowiedziałaś sobie, skąd ten zachwyt : scenariusz, aktorstwo, zdjęcia, muzyka, reżyseria, nastrój, sprawnie wplecione cytaty z oryginału i inne doń odniesienia, błyskotliwe dialogi, znakomicie podane (stop, o aktorstwie już pisałam) - wiele osób wymieniało te czynniki. Zdaje się, ze wszystko czytasz wybiórczo. I tak, serial ma nagrody, przyznane przez osoby, które o wiele lepiej od nas znają się na warsztacie filmowym (podejrzewam, ze na książkach ACD również, wielu z nich się na nich wychowało). Serial jest popularny, ale to chyba nie wada?
Serial ma super aktora, i to nie jednego, raczej cała obsada jest znakomita. Jeśli to są wady produkcji, to masz rację, nie ma o czym dyskutować. Popodziwiajmy raczej seriale z naszego podwórka, większość na jedno kopyto i z tymi samymi aktorami.
Ja bardzo wnikliwym sherlockistą nie jestem (nie oglądałam wszystkich ekranizacji i nie znam opowiadań/powieści na pamięć), ale autorka tego bloga a i owszem, w każdym razie zbliża się do ideału. Poczytaj sobie jej recenzje odcinków. http://sherlockista.blogspot.com/2010/08/study-in-pink-i-blind-banker-czyli-nowy .html
Ehh jak tu z Tobą dyskutować, skoro wypowiedzi moje i innych obrońców serialu (które, nawiasem mówiąc, zawierają znacznie więcej - w miarę możliwości - obiektywnych argumentów i logiki, niż Twoje) sprowadzasz do "nakręcających się fanek".
Tak naprawdę jedynym Twoim zarzutem jest "profanacja" kanonu (to już odparłam chyba najbardziej łopatologicznie jak się da, "a wychodzę z założenia, że moim rozmówcom nie trzeba podawać wszystkiego na tacy", poza tym nikt nie zabrania Ci mieć własnego zdania, po prostu fajnie by było, gdybyś szanowała zdanie innych) i to, że część widowni zachwyca się głównym aktorem (właściwie nie rozumiem, w jaki sposób to może być zarzut).
To jest produkcja pod publiczkę? Cóż, film Ritchiego można uznać za takowy, komercyjny. Serial Moffata to coś zupełnie nowego, mógł okazać się wielką klapą. I nie widzę nic "nastoletniego" w postaci Cumberbatcha; jest tak socjopatyczny, protekcjonalny względem kobiet i nieco szowinistyczny, jak tylko mógłby (i nie wiem, jak te cechy mają przysparzać mu nastoletnich fanek, naprawdę).
Zamiast dyskusji widzę tu tylko nakręcającą się hejterkę, która nie potrafi logicznie odpowiedzieć na pytanie "obiektywnie, co w tym serialu jest takie koszmarne, że zasługuje na 1" (nie piszę normalnie tego typu rzeczy, ale w Twoim świecie dyskusja najwidoczniej tego wymaga)
Aha, i niektóre Twoje wypowiedzi typu "miłego podniecania ulubionym się serialem" (zachowałam oryginalną pisownię :D) są poniżej poziomu, jaki fani (większość) starają się utrzymać w tej dyskusji.
elatus, zgadzam się :) zwłaszcza co do Brytyjczyków - to tak jakbyśmy my zekranizowali w jakiś oryginalny sposób załóżmy "Pana Tadeusza", a oni by się oburzyli, że to przecież nie tak i nie mamy szacunku do kanonu :)
Nie będę sobie strzępić języka na tą pseudo dyskusję... W każdym razie gratuluję - zwłaszcza wysokiego poziomu dyskusji jakie staracie się utrzymać. Jesteście genialne :P
Pozdrawiam kółeczko wzajemnej adoracji.
Och, jakie to typowe wyjście przy braku argumentów. My odpowiadamy na Twoje zarzuty, a Ty z braku kolejnych zarzucasz nam niski poziom dyskusji i bycie kółkiem wzajemnej adoracji.
Co z tego, że Twoje początkowe argumenty zostały obalone, z wyjątkiem tych subiektywnych, ale każdemu wolno mieć własne zdanie. Jesteśmy bezmyślnym kółeczkiem wzajemnej adoracji. W sumie miło mi, ze ktoś stawia mnie w jednym rzędzie z członkami Brytyjskiej Akademii filmowej, oraz trzema scenarzystami Sherlocka. I tłumem innych miłych ludzi, których jedynym celem w życiu nie jest parcie pod prąd wbrew wszelkiemu zdrowemu rozsądkowi.
Nadal się od Ciebie nie dowiedziałam, czemu szacunek dla kanonu ma oznaczać wierne trzymanie się tekstu pisanego, dlaczego twórcza adaptacja nie może taka być? Zwróć uwagę, że Conan Doyle obsadził swojego bohatera w czasach, w których żył. To samo zrobili twórcy serialu.
Dlaczego nie wypowiesz się na temat współczesnych adaptacji Szekspira i ich stosunku do kanonu? - wszak temat jest równoległy, bo największą wadą serialu, według Ciebie, jest nie mające racji bytu uwspółcześnienie. A może Brytyjczykom Szekspira też ruszać nie wolno? Dlaczego nie przeczytasz przytoczonych przeze mnie słów Sherlockisty? Ona zna kanon doskonale. Z nią podyskutuj.
Ten wątek, ze można by zrobić serial ci sami aktorzy fabuła podobna tylko nie nazywać tego Sherlokiem. Myślisz ze byłoby lepiej. Ludzie krzyczeliby, ze wszystko ściągnęli z Holmsa, ze nic wymyślić nie potrafią. Wierz mi lub nie do wszystkiego każdy maże się przyczepić. A osobiście nie wydaje mi się że opcja kochać lub nienawidzić rzeczywiście jest prawdziwa. Ja ani kocham, anie nienawidzę. Po prostu lubie. Jak każdy inny serial. Mam tak zwane fazy na niektóe filmy, ale nie na ten (dla wyjśnienia fazy czyli, że kocham i nie myśle o niczym innym), Kochałam Harrego Pottera, Zmierzch może nawet pierwszą serie pamiętników wampirów, ale to jest zwyczajny serial jak na mnie. Fajny motyw, dobrze poprowadzony, ale bez rewelacji. Dałam mu 8 jak pamiętam mam nadzieje, ze dobrze. Trzeba pamiętać, ż seriale kręci się dla rozrywki, a w sumie to uważam, że nic nigdy książki nie pobije, nawet jeśli książka jest napisana na podstawie filmu i tak często jest lepsza. Tak po prostu jest. I to tylko dla tego, ze w książce wszystko sobie wyobrażamy. Jak nam coś nie pasuje to podświadomie to zmieniamy. W filmie wszystko jest n tacy nie potrafimy tego zmienić.
Sumując osoba, która nazywa ten serial badziewiem a mówiąc że inny film\serial jest lepszy jest mało wiarygodna. To wszystko jest na tym samym poziomie bo wszystko oparte o jedno. Tylko, ze ze względu na różne poglądy każdy widzi to inaczej.
Znowu się rozpisałam musze nauczyć się streszczać.
Pozdro dla fanów i anty, żeby nie było że się podlizuje.
P.S. Mam 14 lat, więc mozecie powiedzieć, ze mam nie równo pod sufitem. Wszyscy to mówią.
To co tu czytam, jest... oszałamiające.
Ja rozumiem, że każdy może mieć własne zdanie, ale żeby nie darzyć sympatią genialnego aktora, który gra tu Holmesa?
To... przykre. :(
Za młody? Nie! To po prostu jedna z licznych adaptacji powieści Sir Doyle'a, nie może być taka sama, po prostu musi być inna, musi się czymś wyróżniać!,
Ten serial, czy też filmy z Robertem Downey'em w roli głównej, to tordowne ekranizacje, obie uwielbiam, a gra aktorska, wg mnie, w obu przypadkach jest genialna!
hahahahahahahaha, powiedziałabym że jesteś idiotą, ale SH stwierdziłby że to strata czasu dlatego tego nie napisze!
Zauważyłeś może ocene serialu? Jeśli jeszcze się nie zorientowałaś 8,7 to wysoka ocena, właściwie rzadko spotykana. Popatrz na ilość wystawionych ocen, oglądających osób... A teraz dojdź do wniosku że prawdopodobnie jesteś idiotą.
Nie obchodzi mnie ta dyskusja, ale - ile ty masz lat, dziecko?
Czy na FW NAPRAWDĘ egzystują jeszcze kretyni, według których ocena filmu/serialu na owej stronie jest wyznacznikiem jakości dzieła? I, co gorsza, na tej podstawie odbierają innym prawo do wyrażania swojej opinii? Czy jesteś z tej grupy idiotów, którzy przejmują się rankingiem FW i uważają, że skoro "Skazani na Shawshank" jest na 1. miejscu, to automatycznie znaczy, że jest najlepszym filmem w historii? Bo nie ogarniam takich ludzi.
Momencik, ale po co ta napastliwość?Ocena świadczy o tym, że zdecydowanej większości widzów serial się podobał.
Skazani na Shawshank są świetnym filmem, jednym z najlepszych w historii, wylądował wysoko w najlepszej 500 filmów wszech czasów magazynu Empire (na 4 miejscu); zatem nie widzę nic złego w uznawaniu tego filmu za bardzo dobry. http://www.empireonline.com/500/
Uważanie za najlepsze filmów, które są nie do obejrzenia dla szerokiej publiczności uważam za snobizm.
Dobry film to taki, w którym każdy znajdzie coś dla siebie - i wysublimowany intelektualista i, powiedzmy hydraulik, sportowiec, czy gospodyni domowa.
Mnie niepokoi coś innego - moda, na nielubienie tego, co lubią inni. I zjeżdżanie tego w niecenzuralnych czasem, słowach. Bez argumentów, właściwie, z wyłączeniem subiektywnych. Oczywiście, ocena filmu/serialu zawsze będzie subiektywna, ale nie można twierdzić, że film jest obiektywnie gniotem, jeśli okazuje się, że wiele naszych argumentów jest wyjętych z ciemnego zakątka. Popatrz na pierwszy post w tym temacie, i na to, co zostało z "obiektywnych" zarzutów jego autorki.
Jest różnica między stwierdzeniem "to gniot", a stwierdzeniem "mnie się nie podoba". Życie byłoby piękniejsze, gdyby ludzie o tym pamiętali. Nie tylko przy ocenie filmów.
"Mnie niepokoi coś innego - moda, na nielubienie tego, co lubią inni. " jedno słowo: HIPSTERZY, drugie: j*bani.
Nie, nie uważam, że wszystko, co lubią inni jest złe - ale nie uważam, że oznacza to, że jest dobre. I chociaż zgodzę się z większością Twojej wypowiedzi, rankingi filmwebowe są troszkę bez sensu. Sorry, ale Ian Somerhalder na 59. miejscu (znany jest wyłącznie z młodzieżowego serialiku), przed np Ironsem - to jest śmieszne.
Annebell_Lee "(...)w wypadku tej produkcji to co uznajesz za zalety jest właśnie największą wadą" według Ciebie, każdy odbiera to inaczej. Znowu się kłania to, że musimy oceniać subiektywnie, ale 1/10 to nie jest sprawiedliwa ocena tego serialu. nawet subiektywnie, jeżeli obejrzałaś całość, czy tam parę odcinków, to coś Cię przed tym ekranem zatrzymało (zakładam, że nie miałaś spluwy przystawionej do głowy przez koleżankę)
Znowu muszę tłumaczyć? Ech, bywa.
Użytkowniczka o nicku "poziomka4" daje do zrozumienia, że według niej wysoka ocena świadczy o jakości dzieła, a co za tym idzie, jeśli pewna grupa coś lubi, to to świadczy o jakości tegoż (przykłady można mnożyć, od kiepskiej jakości filmów, po kiepskiej jakości żarcie, jak odpady z KFC, które też kochają miliony), co pociąga za sobą kolejny wniosek użytkowniczki, że każdy, kto ośmiela się wyrażać własne zdanie jest, cytuję, idiotą. Bo nie zgadza się z większością. Bo tak. Dla quietstarcollapse to również nie jest po prostu "wyrażanie zdania" - nie, to jest je*ane hipsterstwo. (Po prawdzie, obie grupy są żałosne - zarówno hipsterzy jak i anty-hipsterzy. Pierwsi sprzeciwiają się prądom tylko dla zasady; drudzy - wychodzą z założenia, że każdy, komu nie podoba się więcej niż jeden obiekt pałowania pewnej grupy - np. kucyponki czy inny serial - jest je*anym hipsterem. Bardzo, bardzo mądre. Cóż za klasa. Och). Nawiązując do "Sherlocka" - "Sherlock" jest po prostu modny. Tak samo jak niegdyś "House" (pamięta ktoś jeszcze czasy, kiedy ten serial okupował 1. miejsce rankingu?) - i wszyscy się pałowali, choć wysoki poziom trzymały tylko pierwsze cztery sezony, resztę zaś można przyrównać do "Mody na sukces". Ale był modny. Teraz nie jest. Oczywiście - powiecie, że przecież dobry serial pozostaje dobrym serialem. Lecz nie w tym rzecz. Zauważcie, że teraz krytyka serialu jest o wiele bardziej tolerowana, niż wtedy, kiedy był na fali. Teraz ludziom to zwisa, co myślisz o "House". A co było wtedy? Zjadali cię i popijali czerwonym winem. Teraz z kolei "Sherlock" też jest modny i nie wolno ci go nie lubić (bo A - jesteś je*anym hipsterem, zgodnie z retoryką anty; B - na niczym się nie znasz/nie masz gustu/nie masz mózgu/nie masz serca/nie masz niczego, jak za Kononowicza). Wnętrzności się przewracają.
Wybacz, ale spłycasz temat. Ja uwielbiam ten serial, odkąd go zobaczyłam po raz pierwszy, kupiłam przypadkiem, nic o nim nie wiedząc, z miłości do produkcji o Sherlocku. Zatem nie wrzucaj wszystkich do jednego worka. Mój post wynikał z faktu, że Twoja odpowiedź niosła przesłanie przeciwne do twierdzenia poziomki - filmy ocenione wysoko są ocenione wysoko przez durnych użytkowników i raczej nie są dobre. Oburzyło mnie posłużenie się przykładem naprawdę dobrego filmu jako ilustracją tej tezy, błędnej zresztą. Ocena odzwierciedla popularność zwykle, nie poziom filmu. Choć ja Sherlocka uwielbiam i kupuję mimo potknięć, poszczególne odcinki oceniałam inaczej, niż całość.
Zatem nie wrzucaj wszystkich do jednego worka.
I zejdź z wysokiego, mentorskiego tonu, to nie ułatwia dyskusji.
Elatus, to nie jest rozmowa o "Sherlocku", więc nie musisz przekonywać mnie, jak kochasz ten serial i jak na niego trafiłaś. Za sprawą szybciej piszącej, niż myślącej, poziomki, poruszyłam kwestię o niebo ważniejszą, niż wartość jakiegokolwiek serialu.
I błagam, napisz mi, w którym zdaniu stwierdzam, że filmy wysoko oceniane są tak oceniane przez durnych użytkowników i nie są dobre? Dawałam jedynie do rozumienia, że to NIC nie znaczy (dany twór po prostu trafia w gusta danej grupy) - nigdzie nie napisałam (i nie uważam tak), że wysoka ocena ZAWSZE świadczy o złej/dobrej jakości dzieła. Nie ma takich reguł. Nie posłużyłam się też przykładem "Sherlocka" (bo i nie uważam bo za podręcznikowy przykład). W pierwszych zdaniach mojego poprzedniego posta kompletnie odbiegam od tematu serialu i nawiązuje do problemu, jakim jest postrzeganie wartości czegoś poprzez popularność. Nie ma nic o "Sherlocku". Dopiero pod koniec piszę o MODZIE (nie o myśli "wszystko co popularne, jest złe", jak sądziłaś na początku), gdzie podaję jako przykłady "House'a" i wiodącego teraz prym "Sherlocka". Chodzi jedynie o fakt, że każda moda przychodzi i odchodzi i za jakiś czas nikt nie będzie robił problemu z krytykowania "Sherlocka", tak jak teraz nikt nie robi go z krytykowania "House'a". Fandom się po prostu dezaktywuje, wypadają mu zęby.
Widzisz, ale chodzi o to, że mnie, na przykład, zawsze będzie ruszało, jak ktoś skrytykuje serial, który lubię, bo lubię nie dlatego, że jest modny, ale dlatego, że lubię. Na dezaktywację fandomu Sherlocka bym nie liczyła, wystarczy popatrzeć na aktywność w przerwach między seriami. Są prawdziwe perełki, wśród ton badziewia, oczywiście.
Widzę, że sens mojej wypowiedzi Ci umknął. Ja nie mówię, że nie można mieć własnego zdania - wręcz przeciwnie - po prostu "hejtowanie" dla zasady, bo coś jest modne, albo odwrotnie, lubienie czegoś, bo nikt tego nie zna (huh tak nawiasem mówiąc, też widziałam Sherlocka zanim usłyszałam o tej produkcji COKOLWIEK, związek z książką w tytule mnie zachęcił), jest dla mnie kompletnie bez sensu, jest właśnie je*anym hipsterstwem. To tak jakby oceniać filmy na podstawie tego, czy były wyprodukowane w roku parzystym, czy nie. Aha, i to nie było nawiązanie konkretnie do tej dyskusji, mówię o pewnym zjawisku społecznym.
No, ale mniejsza o to - po prostu trzeba znać różnicę między nonkonformizmem a antykonformizmem, bo są to dwa kompletnie skrajne pojęcia
To nie ja nie odróżniam nonkonformizmu od antykonformizmu.
Moje słowa są reakcją na słowa elatus, która, kompletnie z... czarnej dziury, nawiązuje do "niepokojącej mody nielubienia tego, co popularne", a potem Twoich - też z czarnej dziury - o hipsterach. To nie ma związku ani ze mną, ani z dyskusją, ale jednak ich używasz, co wydawało się w wyraźny sposób nawiązywać do mojej krytyki (czy nawet założyciela tematu, co też jest śmieszne i nie na miejscu). Jeśli nie, po prostu nie pisz o rzeczach bez związku. Na dygresję to nie wyglądało. I znów - "usprawiedliwianie się" i wielce romantyczna historia "por que zwróciłam uwagę na Sherlocka". Doprawdy, to bez związku. Ludzie, którzy olewają "zarzuty" innych nie mają potrzeby "usprawiedliwiania" się - a więc jeśli je olewasz a mimo to opowiadasz, że zwróciłaś uwagę na serial zanim nastąpił sherlock-boom, to chyba kolejna zagrywka z czarnej dziury.
Chyba jednak nie, bo z Twoich, i nie tylko, postów wynika, że serialem interesują się tylko napalone na odtwórcę głównej roli nastolatki, i to tylko dlatego, że jest moda. Nie zarzucaj innym odejścia od tematu, skoro sama zaczęłaś go ciągnąć. Z czarnej dziury to był dla mnie Twój argument z posta poprzedniego, że to nie rozmowa o Sherlocku. Cały ten wątek jest o tym serialu, więc nie widzę niczego złego w tym, że posługuję się jego przykładem.
Nie olewam zarzutów innych, polemizuję z nimi, zwłaszcza tam, gdzie są to zarzuty z gatunku "merytorycznych". Przeciwniczka, które zaczęła ten wątek, pisała o wielu rzeczach z serialu, że są niezgodne z kanonem. Jak jej się czarno na białym pokazało, że są, tak jak i innym dyskutantom, którzy do tego nawracali, to nagle staliśmy się kliką wzajemnej adoracji. Bo już obcy sobie ludzie nie mogą mieć takiego samego zdania. Aha.
I nie usprawiedliwiam się. Informuję, dla jasności mojego stanowiska w dyskusji.
nie wiem czy mi teraz uwierzycie, ale to szczegół. Chciałam tylko przeprosić, bo moja siostra ma w zwyczaju wchodzić czasem na mojego laptopa. Musiałam się nie wylogować i narobiła mi karambolu. Przyszłam na FW patrze a tu same powiadomienia do forum z Sherlocka.
A włączając się do tematu.
Mi tam Sherlock przypadł do gustu przy pierwszym odcinku. Może dla tego że był zupełnie inny niż ten z książki. I akurat te aspekty które uznajecie za minusy serialu mi się podobają; np. przeniesienie detektywa do XXI wieku.
Ale zachwytu jaki wywołał również nie rozumiem. Znam wiele seriali które biją Sherlocka na głowę i są niżej w rankingu.