Jak by tu zacząć moją wypowiedź? Hmmmmm? Może tak: "Boże, Boże, Boże, w końcu, nareszcie doczekałem się odcinka, który został w większości przegadany. W końcu dialog, w końcu relacje, w końcu problemy emocjonalne, żywy strach!! Nareszcie!" Dobra, frustracje wylane, mogę przejść do właściwego toku wypowiedzi :D Tradycyjnie już na samym początku powiem jak oceniam odcinek. Wnioskując po stwierdzeniach powyżej opiniuję go bardzo wysoko. W skali od 1-10 z czystym sumieniem wystawiam mu 9. Teraz pytanie dlaczego? A no z prostej przyczyny, która brzmi: "jest treściwy". Zmniejszenie akcji do minimum wyszło "The Suicide King" na dobre. Na bardzo dobre można by nawet powiedzieć. Twórcy dzięki swoistemu odsapnięciu od ciągłej gonitwy mogli sprawnie pociągnąć historię dokładając coraz to nowych wątków, będących w końcu bez podłoża opierającego się na konflikcie więzienie-Woodbury. To raz. Dwa, przedstawiono nam kilkoro bohaterów z kompletnie innej perspektywy. Trzy, zaimplementowano kilka nowych płaszczyzn, jeżeli chodzi o punkty patrzenia na otaczającą rzeczywistość, tychże bohaterów. I cztery, sprawie nakreślono przyszły tok wydarzeń następnych odcinków.
Żeby zachować jakąś spójność, zacznę typowo od bohaterów (w końcu najważniejsza rzecz w "Żywych Trupach), lecz zrobię to z nutką niekonwencjonalności, bo od Gubernatora
Gubernator, moim skromnym zdaniem, należał w tym odcinku do trójki najbardziej intrygujących bohaterów. Obok niego jest Rick i sama Andrea. Nie Daryl, nie Merle, nie Glen i Maggie, a właśnie ta trójka. Czym mi jednak tak "zaimponował Blake (zaznaczam, że to odrobinę nieadekwatne słowo)? A no tym, że w końcu pokazuje swoją prawdziwą naturę. Nie ma bawienia w klocki. Oczywiście proces postępuje powoli, aczkolwiek można już odczuć to jego prawdziwe "ja". Najbardziej w oczy rzucają się dwa momenty. Pierwszy to walka na arenie, w której to widzimy, jak Gubernator wręcz rozkoszuje się tym chaosem. Można powiedzieć, że wręcz go to cieszy, zaspokaja, ale jednocześnie przy tym fascynuje. Odniosłem wrażenie, jakby zaspokajał tą sytuacją to swoje drugie, chore zaznaczam, oblicze. Drugi moment, to kwestia dobicia konającego już mieszkańca miasta. Tym oto mały gestem Gubernator powiedział "GTFO". Nie obchodzi go już nic. Charyzma, troska, oddanie poszło się przysłowiowo bujać. Koniec. Woodbury jest dla niego tylko miejscówką. Poszedł w rozwiązanie "Niech się dzieje wola nieba". Nie będzie już obiadów, festiwali itd. Dla niego liczy się tylko zemsta. Bezpieczeństwo innych jest mu obce. Naprawdę nie zdziwiłbym się, gdyż do dokonania tej swoje zemsty użył niewinnych ludzi.
Skoro poszedł Gubernator, to teraz czas na Andreę. Mówcie co chcecie, ale w tym odcinku ta postać zrobiła na mnie piorunujące wrażenie. Naprawdę zapunktowała. Uważam, że twórcy wiedzieli co mają robić dając właśnie ją w otoczenie Woodbury. Blondyna w końcu pokaże swoje prawdziwe, pozytywne "ja" wcześnie skrywane. Kiedy wszystko w około się walki, ona zachowuje zdrowy rozsądek i działa ze sporą dozą rozwagi i inteligencji by zapanować nad tym chaosem. Początkowo wątpiłem w taki zabieg, ale tutaj pokazano, iż Andrea dysponuje sporymi umiejętnościami perswazji, przy czym wymuszanie na otaczających jej ludziach pewnych zachowań, nie jest robione dla jej dobra. Kiedy w około postępuje proces dehumanizacji (patrz Martinez i reszta) ona zachowała pokłady moralności, wiedząc że liczy się jednostka ludzka. Gubernator sobie odpuścił, ale ona nie i to widać. Poza tym tutaj mieliśmy również pierwsze zderzenie się dwóch odmiennych światopoglądów. Z jednej strony ona, z drugiej Blake, co ponadto uświadomiło jej z kim ma tak naprawdę do czynienia. Do tego wyszła na jaw kwestia Glenna i Maggie wraz z atakiem Ricka na miasto, jak i przedmiotowe traktowania niej samej. A i jeszcze jednak kwestia czyli "jesteś tutaj tylko gościem". Jestem wręcz pewien, że w następnych odcinkach będziemy świadkami szybkiego odsuniecie się Andrei od Gubernatora. Każde późniejsze przejawy uczucia, czy rzekomej lojalności, staną się jedynie grą pozorów, choć nie wykluczam tego, że może mieć ona pewne obawy i wewnętrzne rozdarcie. A i jeszcze jedno, nie wiem jak wy, ale ja osobiście odczułem, iż Andrea, nie uwierzył w te nowinki o zamordowanych. Wydaje mi się iż ułożyła sobie wszystko do kupy, wiedząc że całe to zajście to jedna wielka gra Blake'a. Rick w końcu bez powodu nie posunie się do ataku na obcą grupę, o czym Andrea wie.
No i na sam koniec Rick. Co tutaj dużo mówić, jeden wielki pozytyw, mimo postępującej psychozy. Jestem pełen podziwu zarówno dla aktora, jak i dla samego rozwoju tejże postaci. U Ricka widzimy ewidentnie dwie płaszczyzny. Jedna, to racjonalne i klarowne działanie, wraz z dobrze przemyślanymi zagrywkami taktycznymi. Wie kogo, jak i gdzie postawić, co jest niewątpliwie przejawem moralnego kręgosłupa, z tymże sam Rick nie obarcza się już śmiercią innych w około, gdyż zdaje sobie sprawę czym ryzykują (no za wyjątkiem Lori). Druga płaszczyzna to wewnętrzna wojna z własnym "ja" tak skrzętnie przez niego skrywana. Wyrzuty sumienia, żal, złość, agresja. Cała ta gra ozorów była tymczasowa, gdyż już teraz odsłonił wszelkie karty. Ewidentnie wzbudza przerażenie wśród grupy ocalałych, jednakże ci ocaleni wiedzą, iż jest to po części ich wina, więc na pewno się od niego nie odwrócą.
A jeszcze kilka zdań skrobnę o samym Darylu. Cóż, dużo tutaj nie ma co pisać. Jak już tutaj z wieloma uzgodniłem, Daryl zacznie usadzać Merla na każdym kroku. Skończy się jego podskakiwanie. A propos tego fragmentu to zacytuję wypowiedź Reedusa co do sytuacji Merla "Michonne wants to kill Merle, Glenn wants to kill Merle, Governor wants to kill Merle". Oj ma chłopina przekichane. Wracając jednak do meritum. W oczy rzuca się jedna rzecz, a mianowicie Darylowi ciężko gdy zostawia Ricka. Widać to w jego zachowaniu. Sam Daryl wie jak ważnym filarem jest dla reszty i jak wszyscy na nim polegają, więc niewątpliwie jest mu ciężko. Szczególnie jeśli mowa o Carol (romans wisi w powietrzu). Będzie miał chłopak wyrzuty.
Co zaś się tyczy Maggie. Dziewczyna jako jedna racjonalnie myślała w całej tej sytuacji. Kiedy Rick mówił stanowczo "nie", a Glenn wraz z Michonne gotowali się do zamordowania Merla, ta jako jedna dostrzegła w nim pozytywy. Zdawała sobie sprawę, że taki nabytek w ich grupie to wielki zastrzyk wielu możliwości. Zaimponowała mi takim myśleniem.
Glenn i Michonne trzymali się znacznie na uboczu, więc ich kwestię póki co pozostawiam.
Teraz przejdę do krótkiego opisu odcinka. Jak już wspomniałem, podobał mi się bardzo. Nawet nie zdawałem sobie sprawy, iż mimo wiedzy co, jak i gdzie się wydarzy, będą pod takim wrażeniem. To zapewne jest spowodowane faktem, iż w końcu mam jakiś materiał do analizowania. "The Suicide King" był wyważony, stonowany, spokojny i to jest jego zaletą. Wszystko tak jakby rozwija się w wolniejszym tempie, ale jednak ciągle zachowano dynamizm, przy czym ten dynamizm nie zalewa widza. Odniosłem wrażenie lekkiej subtelności w sposobie przekazywanej treści. Możliwe, iż jest to zasługa samej reżyserski, Lesli Glatter. Chciałbym aby to ona zasiadła na stałe za kamerą, ale raczej jest to niemożliwe.
Co do nowo zaczętych wątków (wymiana po myślnikach)
-relacja braci Dixon
-kwestionowanie przywództwa Ricka
-lojalność Andrei
-konflikt między Maggie a Glenem
-zacieśniające się relacje grupy z Michonnoe
-możliwi nowi w grupie Ricka
-Michonne i Andrea, czyli co dalej
-kwestia Tyreesa
-przyszłość Judith (mam co do jej przyszłości złe przeczucia, i nie są one związane z Gubernatorem)
-Hershel przejmuje po części władzę w grupie
-konflikt wartości między członkami grupy
-zemsta na Woobdury i jej efekt
Jeszcze trochę by się tego znalazło. Jak widać szykuje się spore pole do analizy, szczególnie jeśli chodzi o przyszły odcinek. Wydaje mi się, że będzie tam miała miejsce walka partyzancka prowadzona przez Gubernatora. Prócz wyjazdu do Cynthiany dostaniemy jeszcze mały prezencik. Świadczyć może o tym fakt, że w czasie kiedy Andrea przychodzi do więzienia, na spacerniaku jest już ta karetka, a jak wiadomo spotkanie zapewne będzie miało miejsce w odcinku 11. Tyle jeśli chodzi o moje zdanie. Jak ktoś chce może komentować, czekam na dyskusję, jak nie to mówi się trudno :)
a się tam wszyscy kłócicie o głupoty. ja chcę tylko wiedzieć czy Rick zarucha Beth, a Daryl zarucha Carol
Nie wiem jak Wy, ale dla mnie to zagranie z duchem Lori było dla mnie kiepskim, kiczowatym żartem pokroju horroru klasy B. Żenuła. Ogółem odcinek też dupy nie urywa, niby stara się być przegadany, ale w moim przekonaniu czegoś tu brakuje.
Mnie także zagranie z duchem Lori w białej sukni się nie podobało, ale oprócz tego odcinek jak najbardziej tak.
Zapraszam do przeczytania recki ostatniego odcinka na http://www.strefawalkingdead.pl/the-suicide-king-zywy-przeglad-1/
Boski odcinek ;) ! Nie będę się rozpisywała, bo wszystko było świetne, a końcówka genialna ;D. Może nie każdemu się podobało, ale ja już nie mogę się doczekać następnego odcinka :).
Zgadzam.sie świetny odcinek . Nie lubiłam lori udawała swietoszkie i pozowała na ofiarę ale rozumiem ze Rick w końcu pęka ma tyle na barkach. Facet nie uporał się ze zdrada lori z najlepszym.kumplem ich śmiercią narodzinami dziecka . Żal.mi Carla dzieciak patrzył i musiał zabić shana i własną matkę . Widać różnice miedzy tym obecnym a tym z piewszego sezonu . Wszystkie postacie się zmieniły . Licze na szybki powrót normalniejszego z braci . Ci nowi mnie denerwują nie chce ich w grupie Ricka zresztą oni będą robić tylko za mięso armatnie w przyszłym starciu z gubernatorem. Glen mnie denerwuje mary nic się stało przynajmniej nic tak strasznego . Nie rozumiem jego reakcji i chceci mordu . Andrew nigdy nie lubiłam i nic tego nie zmieni. Laska z mieczem może być ciekawa. Czekam na dalszy rozwój akcji . Ps. Czuje tick może coś mieć złego w relacjach z niemowlakiem .tak czuje
jeśli chodzi o "tych nowych" to tyreese nie posłuży jako mięso armatnie, bo będzie jedną z najdłużej żyjących postaci (jeżeli pójdzie tak jak w komiksie).
Tyreese wcale nie jest jedną z najdłużej żyjących postaci w komiksie...
Patrząc przez pryzmat komiksu na żywot Tyreese i na to że pojawił się dopiero teraz to niewykluczone że nie będzie robił właśnie za mięso armatnie :D
nie ? :D to sorry. nie czytałam komiksu tylko kiedyś jakieś krótkie streszczenia poszczególnych zeszytów, także może mi się pomylił z inna postacia.
w każdym bądź razie z całej czwórki nowoprzybyłych ma najwięcej do powiedzenia, myśli trzeźwo, może uchowają go na jakiś czas :)
Nie znam komiksu nigdy nieczytalam chętnie bym się zapoznałam z komiksem . Dla mnie nowi to dwoje białych i para ciemnych .jedni chcą przejąć więzienie drudza chce się dogadać ktory to tyeeese
Dzięki nadal ich nie lubię :) rick musi przeżyć najdłużej nie jakis Tyress . Rick wymiata nawet jak swiruje choć licze ze mu przejdzie . Od. Ciemny to moja wariacja poprawności politycznej na słowo murzyn
oby Tyreesa nie zwalili, w komiksie był jednym z moich ulubionych :)
jeszcze dobrze by było jak zrobili scene w sali gimnastycznej ;)
Mega Kozak kozak akcja :))
Muszę przeczytać komiks ale niestety nie mogę nigdzie znaleźć tłumaczonego może ktos by porzucił linka ?
Nie mogę wrzucić linka. Napisz do mnie prywatną wiadomość, żebym Ci mogła go wysłać, bo tutaj chyba nie da rady.
Chad L.Coleman ma zapewnioną robotę przez następny sezon :D W tedy dochodzie do definitywnego starcia z Gubernatorem, z racji przedłużenia wątków więziennych. Niemniej jednak wydaje mi się, iż może pożyć sobie znacznie dłużej. Dlaczego tak uważam? A no już tłumaczę. Ewidentnie widać jak nakręcił się Glenn. Chłopak kompletnie przestał trzeźwo myśleć, przy czym uroił sobie jakiej chore zamiary. Chce ponadto wykończyć Gubernatora. Na dzień dzisiejszy, takie działanie nie wróży mu świetlanej przyszłości. Mimo dużej sympatii do tego bohatera, jestem skory stwierdzić, iż czwarty sezon stanie się jego ostatnim. Co za tym idzie, o ile takie zajście będzie miało miejsce, powstanie wolny vacat, który sprawnie zapełni Tyreese. Podobna sytuacja spotkała np. Michonne (od samego początku padła do głównej obsady, choć tego nie widać) oraz Andreę.
Nawet jeśli by pożył przez czwarty sezon to i tak nie będzie to zbyt długi czas ;D
Śmiała teoria. Cóż, już zdarzyło się dwa razy że przyśpieszono śmierć pewnych postaci (Dale,Lori), więc i w tym przypadku nie jest to wykluczone. Osobiście na razie nie widzę takich przesłanek, żeby tak sądzić. Szczerze powiedziawszy to mnie postać Glenna ani w komiksie, ani w serialu jakoś specjalnie nie zachwyca (po ostatnim odcinku nawet mnie dosyć zirytował) i w sumie to nie było by mi żal gdyby dednął.
Zważywszy na to, że robi za T-dog3.0 to i tak dość sporo :D Czy zaś śmiała teoria? Możliwe. Wiemy już jak kończą Ci co skaczą na prawo i lewo. Weźmy chociażby Merla, chociaż on miał szczęście bo do czynienia miał jedynie z Rickiem, więc obyło się bez jakiegoś większego uszczerbku na zdrowiu :D Glenn skacze do Gubernatora a to już trochę inna bajka. Poza tym doszły mnie słuchy, że Kirkman nie darzy sympatią Stevena Yeun, stąd też pozbył się Glena w komiksie. Co za tym idzie, skoro ma wpływ na scenariusz, może do tego dążyć i tutaj. Niemniej jednak pożyjemy zobaczymy.
Co sie stało że Tomb tutaj siedzisz czyżby Andrea cie wystawiła? haha
Walentynkowy żarcik :P bez urazy:P
wypolerowalem mu maseczke dzieki temu chłopak jest taki szczesliwy ze spiewa cały dzien utwór "Power of Love" haha
Wiesz, Andrea Andreą, ale Ciebie Shane po mieście szuka, i nie wygląda na zadowolonego także wiesz... No ja tam w każdym, bądź układzie nie wnikam :D
Jakby na to nie patrzeć to niestety - Pączuś jest T-Dogiem wersja 3.0, tak jak piszesz :D
No nie wiem czy bycie kaleką z jedną ręką jest obyciem się "bez większego uszczerbku na zdrowiu" ;D Nie mniej, rzeczywiście Merlin akurat miał szczęście że "tylko" stracił łapę. Można by tu też wspomnieć Shane'a, który również się awanturował i skończył, jak skończył. Tak że można wywnioskować że zbytnie fikanie w tych czasach nie bardzo popłaca, a startowanie do takich typów jak Gubernator może tym bardziej się źle skończyć...
Też mi się coś obiło o uszy że Kirkman nie bardzo lubi naszego Azjatę. Pożyjemy, zobaczymy ;]
No wiesz, utrata ręka, w porównaniu do utraty życia to akurat dość mały uszczerbek. choć nie zaprzeczam temu, iż było to poważne. Odstępstwem od tej teorii jest jedynie Hershel. Dziadek nikomu nigdy nie wadzi, a nogę stracił :D Co do Shane'a to przemilczę tę sprawę, bo się znowu stado hien zleci (filippo_2 bez urazy :D)
No racja, mogło być gorzej. "Always look at the bright side of life", jak to się mówi. Hershel jedynie zawadził jakiemuś zombiakowi, który sobie spokojnie odpoczywał w ciemnym korytarzu więzienia :D
haha nie mam urazy ja jestem tylko skromnym mezem sprawiedliwosci i rycerzem moralnosci który zostanie doceniony i spocznie na Wawelu albo na Powązkach haaha ;)
Dla mnie odcinek raczej z tych "szału nie było"... Troszkę za mało się działo, ale z drugiej strony to na plus, że wszystko w sumie było w ciągu jednego dnia.
Odniosę się do Twojej wypowiedzi:
"-kwestionowanie przywództwa Ricka" - przepraszam, ale że niby przez kogo i gdzie??
"lojalność Andrei" - hmm pewnie miałeś na myśli lojalność wobec Ricka i reszty, sorry ja tego jeszcze nie widzę, ona póki co jest w szoku co do tego, że Guver przetrzymywał Maggie i Glenna itd., ale znów pokazała naiwność w momencie gdy rozanielona ucieszyła się, że udało jej się opanować ludzi i wybronić Gubernatorka i to głupie spojrzenie gdy tłum się uspokoił kiedy spojrzała w okno na "ukochanego" :P moim zdaniem dalej naiwnie mu wierzy, ufa i nie wiem co jeszcze, nie wnikam w to, dla mnie dalej jest durną pindą i czekam, aż się otrząśnie
"-zacieśniające się relacje grupy z Michonne " - no kolejna rzecz której nie widzę... dalej się na nią boczą ona na nich, zero dialogów, ale dajmy im czasu to o czym mówisz nawet się nie narodziło, zjednoczą się dopiero w walce - po walce, jakoś gdzieś tak ;)
"-przyszłość Judith (mam co do jej przyszłości złe przeczucia, i nie są one związane z Gubernatorem)" - mógłbyś rozwinąć, bo też mam swoje przypuszczenia, ale ciekawa jestem Twojego zdania w tej kwestii :)
"-Hershel przejmuje po części władzę w grupie " - znów dla mnie on nie przejmuje nawet cząstki władzy tylko wspiera Ricka, próbuje mu ułatwić w ogarnięciu wszystkiego, to nie jest przejmowanie władzy...
aa zapomniała o Lori :P
zdecydowanie wolałabym ją widzieć jako zombiaka niż zjawę :O :|
czyta ktoś ten komiks?? może mi ktoś wyjaśnić na czym polega sprawa zeszytów w tomie??? Jest jeden tom czyli jedna książka. I co to są te zeszyty????
Zeszyty wychodzą co miesiąc. W jednym tomie znajduje się 6 zeszytów. Do tej pory wyszło 107 zeszytów. No i 17 tomów (do 102 zeszytu). Jeden zeszyt ma do 30 stron, co obejmuje sam komiks, reklamy innych no i odpowiedzi na pytania fanów.
Kupowałeś kiedyś komiksy Kaczora Donalda w kiosku? Te "gazetki"? To można nazwać zeszytem.
Mówiąc szczerze, wszystko to, do czego się odniosłaś, to po prostu wątki, które w odcinku "The Suicide King" się rozpoczęły, z tymże, czekają one na rozwinięcie, więc ciężko aby cokolwiek tutaj napisać, zważywszy na to, że nie mamy jeszcze odpowiednich materiałów. Niemniej jednak, jako iż jest to mój temat, to odniosę się do nich.
Ad1. Jak już mówiłem, jest to wątek dopiero rozpoczęty, który swój dalszy rozwój będzie miał w następnych odcinkach. Niemniej jednak już mamy jedną osobą, która kwestionuje przywództwo Ricka. Tą osobą jest Glenn, który jawnie skrytykował postępowanie Grimesa. Po zapowiedź, które będzie można znaleźć, następny będzie Carl. Co do reszty, to zapewne będą chcieli Ricka odrobinę odsunąć, jednak zrobią to w trochę delikatniejszy i mniej bezpośredni sposób.
Ad2. Dziwisz się temu, że Andrea czuła radość ze względu opanowania wzburzonych reakcji w mieście? Wydaje mi się, że każdy czułby się podobnie, kiedy znalazłby się w centrum zainteresowania, a jego działania odniosłyby zamierzony skutek. Już nawet nie chcę wspominać o tym, że to pewnego rodzaju triumf. Kiedy wszyscy inni popadli w panikę i mało co się nie powyrzynali nawzajem, ona zachowała względny spokój. Co do spojrzenia w "okienko" niczym Romeo i Julia w słynnej scenie balkonowej. Moim zdaniem jest to kolejnym przejawem triumfu. Kiedy Gubernator ma w głębokim poszanowaniu to co się dzieje na zewnątrz, jej nadal zależy na ludziach w około i ich bezpieczeństwie, mimo tego, że są jej oni obcy. Poza tym ja odebrałem to spojrzenie jako nutkę pogardy w stosunku do samego Gubernatora. Pokazuje, że nie on jest już u władzy.
Ad3. Czy wszyscy się na nią boczą? No z tym bym polemizował. Rick jest w stosunku do niej nastawiony anty, tylko z tego względu, że nie ufa ludziom. Od ostatniego odcinka ulegnie to diametralnej zmianie ze względu na ingerencję Hershela. Glenn jest jej wdzięczy na doprowadzenie Ricka i reszty do Woodbury, a Maggie natomiast kieruje w stosunku do niej w miarę ciepłe "odczucia". Otwarcie powiedziała, że sama może sobie nie dać rady, a co za tym idzie, może być za tym, aby pozostawić ją w grupie. Sam Hershel też zapewne będzie żywić do niej w miarę stabilne relacje. W końcu też brała udział w ratowaniu naszych dwóch gołąbków.
Ad4. Zaniepokoił mnie sposób w jakim Rick patrzy na dziecko. Zważywszy na jego stan, może on upatrywać w niemowlaku cząstki z Shane'a, a wiadomo co Rick o tym typku myśli. Sam Rick w tym momencie jest nieobliczalny. Nadal liczy się dla niego dobro grupy, ale nie panuje nad swoimi emocjami jak i zachowaniem, tak więc różnie to może być.
Ad4. Oj żebyś się nie zdziwiła :D Wszystko poruszę w innym wątku, gdyż uważam, że ta kwestia jest warta przedyskutowania, a zważywszy na to, iż w tym temacie dzieje się wszystko i nic (poza paroma wyjątkami) lepiej nie zamieszczać tego tutaj.
Ad. Ad 3 ;) A mi się wydaje, że Rick jest do niej nastawiony anty, bo Michonne nie powiedziała mu nic o Andrei. Jakoś nie wyglądał na zadowolonego kiedy pytał się jej czy to prawda.
Niewątpliwym jest to, iż zatajenie kwestii Andrei przysporzyło kolejnego problemu. Nie wiadomo jakie konsekwencje to ze sobą przyniesie. Jednakże z drugiej strony Mich to twarda babka, która nie boi się działać i tą rzecz Rick chyba dostrzegł. No przynajmniej tak mi się wydaje :D Wcześniej miał opory przed jej wprowadzeniem do grupy gdyż obawiał się o jej przyszłość, lecz skoro ci są otwarci do nowych....
Ja trochę nie rozumiem tego (patrząc z perspektywy bohaterów) że Rick nie chciał wziąć Merle'a, a Michonne tak. No bo mimo wszystko po Merlu to przynajmniej wiadomo czego się spodziewać (darcia ryja i wylatywania z pięściami), a o takiej Michonne nic nie wiedzą. Tu sobie gdzieś znika, tu nic nie mówi...no jednym słowem nieprzewidywalna.
Wyjaśnisz mi może czemu Michonne postąpiła tak a nie inaczej? "Nie wiadomo jakie konsekwencje to ze sobą przyniesie."Raczej niezbyt duże, a to ze względu na to, że Andrea nie miała w grupie nikogo aż tak bardzo bliskiego. Gdyby miała i gdyby ta osoba była tak narwana jak Merle doszłoby do jakiegoś dużego spięcia. Sądzę, że ze względu na dbanie o własne tyłki szybko jej to wybaczą. Pytanie tylko czy Andrea będzie w stanie to zrobić, jeśli się dowie. Każdy chyba byłby wkurzony na jej miejscu. "Jednakże z drugiej strony Mich to twarda babka, która nie boi się działać i tą rzecz Rick chyba dostrzegł." Każdy by to zauważył.
Czy nie przyniesie to dużych konsekwencji? No z tym by polemizował. Zatajenie kwestii Andrei sprawiło, iż sprawy potoczyły się tak, a nie inaczej. Wszystko skończyło się jedną wielką wyrzynką między więzieniem, a Gubernatorem w Woodbury. Poza tym sprowadziło na więzienie samego Gubernatora, i to jeszcze r "rozzłoszczonej" wersji przez jej atak na niego. Gdyby Michonne wspomniała o Andrei, to sprawę można by załatwić stosując inną taktykę. Można by uniknąć otwartego konfliktu. Rick mógłby w jakiś sposób zdybać Andreę koło Woodbury, powiedzieć co i jak itd. Sama Andrea wymusiłaby na Gubernatorze wypuszczenie Glena jak i Maggie. Gdyby ten wyraził sprzeciw w tedy na arenę mógłby wejść Rick jako iż byłoby to ostatecznym krokiem, choć jest duża szansa iż wszystko potoczyłoby się w miarę łagodnym torem. Doszłoby do rozlewu krwi, ale przynajmniej więzienie byłoby w miarę bezpiecznej pozycji. Sama Andrea miałaby przy tym pełny obraz Gubernatora (na dzień dzisiejszy już ma) i mogłaby spokojnie uciec. Teraz natomiast możliwości ucieczki nie ma. Wie, że Gubernator mógłby posłać po nią ludzi, a poza tym została sama i bez broni. Wszystko właśnie wynikło z milczenia Michonne.
Więc być może Andrea ją znienawidzi. No chyba, że Michonne ma jakieś wytłumaczenie. Ja już się nie mogę doczekać jak to wszystko się potoczy. W sumie to jednym z powodów dla których oglądam TWD jest to, że czekam na to, aż czarna się jakoś ogarnie. Drugim są bracia, a zwłaszcza Merle. Reszta mnie tak średnio obchodzi teraz :) Mam nadzieję, że twórcy zrobią coś z postacią Mich i nie rozłączą braci.
Raczej wątpię w to, aby Andrea znienawidziła Michonne. Mimo wszystko jest to jej znajoma i poniekąd rodzina. Mich zawiniła tylko w tym, że nie znalazła odwagi w tym, by powiedzieć Andrei o co toczy się gra, w momencie kiedy ta miała możliwość. Poza tym teraz blondyna ma świadomość, dlaczego Mich ponownie pojawiła się w miasteczku i dlaczego zaatakowała Gubernatora. Jako, że ona sama opowiadała jej o Ricku i reszcie, może sobie również dopowiedzieć fakt, iż nasza Ninja złączyła się z jej starą grupą tworząc "jedną wielką szczęśliwą rodzinę Ricków".
Co do kwestii, które mnie najbardziej intrygują. Niewątpliwie kwestia Ricka i jego położenie w grupie. Następnie konflikt na drodze wiezienie-Woodbury. Równocześnie do tego kwestia Andrei. Na koniec wątek braci i asymilacja Merla do warunków więziennych. Reszta oczywiście również gra ważną rolę, ale nie tak ważną jak wyżej wymienione przeze mnie czynniki.
Trochę na obronę Melre'a chciałam zaznaczyć że nie dosć że kiwał Glennowi że nie ma zdradzać miejsca gdzie jest grupa, to w trakcie tej "walki" z Darylem mówił do niego "rób to co ja" jak mniemam chcąc ich stamtąd jakos wydostac. Wczesniej zachował się jak się zachował ze względu na wdzięcznosć dla Gubernatora , jaki by nie był uratował mu życie a to zobowiązuje. Poza tym oboje z bratem wychowywali się raczej w patologicznych warunkach zatem i to nie pozostaje bez wpływu na ich zachowania. Merle jest postacią nie tyle negaatywną co tragiczną nie umiejąc z niim nawiązać relacji wymagającej zaufania, na dodatek zawodząc to pseudozaufanie,które miał dla niego Gubernator.Facet od dzieciństwa stara się przetrwać jak widać mimo pozorów wcale nie za każdą cenę.
Cóż, czy Merle miał tragiczne dzieciństwo? Z tym bym polemizował. Starszy Dixon sprawia wrażenie, jakby lubował się w kłopotach, w nieprzystępnych warunkach czyli narkotyki, bójki itd. On chełpi się czasami zadawaniem bólu (patrz zadowolenie z siebie podczas wspominania dawnych czasów, w czasie kiedy był przykuty lub nawet pobicie T-doga) jak i obrażaniem. Ma ogromne mniemanie o sobie przy czym emocje biorą górę. Niemniej jednak nie znaczy to, że jest głupi. Wręcz przeciwnie, cechuje go dość spora inteligencja jak i ogromne zasoby sprytu oraz szczęścia. Ile razy wychodził cało z problemów? Szkoda jedynie, że nie pokazuje tej inteligencji w pozytywnym świetle. Tak naprawdę to z całej dwójki Dixonów to Daryl miał tragiczne dzieciństwo, a to przez to, iż Merle wciągał go w nieodpowiednie towarzystwo. Jak to mówiła Carol? "Merle sprawi, że będziesz czuć się winny". Nie kto inny a właśnie Merle stłamsił w młodszym Dixonie pozytywną stronę jego natury, wyciągając na wierzch arogancje zachowanie. To właśnie on zaimplementował w jego podświadomość pewne wzorce zachowań. Jako iż Daryl był tym młodszym, to nie mógł się spod tego wpływu wyrwać. Dopiero obecność Ricka pozwoliła na to, aby Dixon dostrzegł w sobie coś innego, coś głębszego, pozytywniejszego stąd taki sprzeciw w stosunku do Merla.
Co do zachowania Merla w stosunku do Gubernatora. No z tym również bym polemizował. Merle jest człowiekiem, który wdzięczności nie okazuje. Jego sposób zachowania się w stosunku do Blake wynikał z faktu, iż Dixon czuł wobec niego respekt podsycany strachem. Wiedział do czego ten facet jest zdolny więc wolał się nie narażać, zachowując swoje życie, jak i Daryla. Wykonywał rozkazy, ale nie robił tego z dużą przyjemnością. Według Twojego toku myślenia, Merle powinien zachowywać się podobnie w stosunku do Ricka. Jak jednak jest? Mamy kompletnie odwrotną sytuację. Reasumując szuja zawsze pozostanie szują. Jak wspomniałem kiedyś, Merle sprzedałby własną matkę dla profitów :D
Co zaś się tyczy kiwania głową. Ewidentnie widać to na ekranie, ale nie ma to odzwierciedlenia w rzeczywistości. Póki co sam Merle o tym nie wspominał. Może faktycznie miał jakiś plan, tyle tylko, że ten plan jakoś przepad bez echa. Jeżeli jednak nadal będą milczeć na ten temat, to ja osobiście uznam to jako błąd aktora, bądź nieumiejętne cięcie odcinka. Ten gest był gestem bardzo ważnym dla ogólnego wydźwięku historii.. Gdyby wyszedł na światło dzienne, to sytuacja mogłaby się potoczyć zupełnie inaczej. Niby pierdoła ale jednak wiele zmienia.
Ja mam tylko do powiedzenia tyle, że czasami jest tak, że jak nie ma nam kto włożyć do głowy pozytywnych rzeczy, to właśnie wyrastają tacy ludzie jak Merle. Spójrzcie jaka zmiana nastąpiła w Darylu. Śmiem twierdzić, ze gdyby nie Rick i Carol zupełnie inaczej by się zachowywał. A co do Merle'a to ja zdania nie zmienię. Jemu po prostu przydałaby się kobieta albo ktoś kto by mu się sprzeciwił i obiłby mu tą mordę. Może poczułby jak to Ty nazwałeś respekt podsycany strachem.
No ciężko się nie zgodzić. Efektem zachowania Merla jest niewątpliwie brak autorytetu co ewidentnie widać. Panoszył sie chłop przez całe życie, i to samo robi obecne. Jeżeli trafi do wiezienia to Rick go przytemperuje. Na pewno Daryl będzie miał spory udział w tym procesie, to zaobserwujemy już w następnym odcinku.