Dla mnie 3/10 zwykły zapychacz,jedyny pozytyw to rywalizacja a potem rozmowa między mieszkańcami więzienia i woodbury.
Zgadzam się z Tobą . Odcinek nieco nużący, chociaż na pewno lepszy od poprzedniego. Rozczarowało mnie spotkanie Gubcia z Rickiem. Miała być wielka konfrontacja dwóch liderów, a dostaliśmy nudną, nic nie wnoszącą rozmowę o niczym. Jak Gubcio zacząl opowiedać o swojej żonie, to myślałam że usnę. Rick mnie również rozczarował. Wie jakim człowiekiem jest Philipek, a on jeszcze rozważa rozejm. Ogólnie nie mam nic do dialogów, cieszę się że ostatnio dostajemy nieco spokojniejsze odcinki, ale ta rozmowa o niczym niemiłośierni mi się dłużyła. Myślę, ze można to było upchnąć w 10-15 min, a nie poświęcać cały odcinek.
Co do reszty. Na plus na pewno Hershel i Milton. Bardzo mi się podobał ten wątek. Widać, ze Panowie znaleźli wspólny jęya, a doktorek wydał się całkiem sympatyczny. Daryl i Martinez również dobrze się zaprezentowali. Rozbawiła mnie ich rywalizacja. Jak dzieci:D
Glenn w końcu się uspokoił, co bardzo mnie cieszy. Michonne również na plus. Zaczeła w końcu mówić, nawet uśmiech się pojawił, a co najważniejsze liczy się ze zdaniem Ricka i grupy.
Co do Merla. Tutaj akurat się z Tobą nie zgodzę. Myślę ze jego reakcja jest jak najbardziej uzasadniona. Myślę, że to nie chodzi nawet o Daryla. Po prostu facet doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że negocjajce z Gubciem nie mają żadnego sensu. Zna go lepiej niż ktokolwiek z grupy i wie do czego jest zdolny. Zapewne uznał, że jest to najlepszy moment żeby pozbyć się go raz na zawsze.
Na koniec Andrea, która jak zwykle nie wie co robić. Szczerze mówiąc, jest mi w tym momencie zupełnie obojętna. Zastanawiam się tylko, po jaką cholere powiedziała Gubciowi o Shane i Judith. Naprawdę mogła już sobie to darować.
Tak jak napisałam wcześniej, odcinek nie był zły, aczkolwiek spodziewałam się zupełnie czegoś innego.
Ode mnie 7/10.
Szczerze powiedziawszy to pod względem akcji/fabuły poprzedni odcinek mi się bardziej podobał. Przynajmniej oglądając go nie towarzyszyła mi myśl "Niech już będą napisy końcowe".
Milton może i jest ciapowaty, ale trzeba mu przyznać że dosyć łatwo mu idzie nawiązywanie dialogu :D Skubaniec, już chciał od razu kikuta Hershela oglądać, bez żadnej gry wstępnej. Pod koniec widzimy, że Miltiemu już definitywnie przestała się podobać postawa Philipka i myślę że zwieje on z Woodbury razem z Andreą, Pączusiem i jego grupą, oraz możliwe że jeszcze będzie z nimi Martinez.
Z jednej strony reakcja Merle'a jest zrozumiała, ale z drugiej to gdyby tam poszedł, to znając jego narobił by tylko gnoju i naraził Daryla i resztę. Lepiej żeby siedział na dupsku, bo już pokazał że działanie na spontana nie bardzo mu wychodzi. Ale co do jednego to miał rację - Powinni byli z Darylem dawno zabrać dupę w troki.
Serio bym wolała żeby Dixonowie odeszli ku zachodzącemu Słońcu i potraktować ich jako osobny wątek - tak jak to było w 10 odcinku.
Już ci powiem dlaczego! Bo wraz z powrotem do więzienia wrócili do swoich stałych ról:
Daryl ponownie został etatowym Kusznikiem i Mr. Muscle, czyli facetem, który zabija zombi & nothing more
Merle ponownie został etatowym Podżegaczem i Burzycielem Porządku (poprzedni odcinek dawał jakieś nadzieje, ale widzę, że go sprowadzili do parteru)
To jest jakby powtórka z 1 sezonu, tylko teraz Dixony są bardziej ugładzeni po brzegach (wpływ biblioteki w Woodbury i takie tam w ekipie Ricka)
Lepiej żeby się to zmieniło, bo takie brzydkie olewanie Dixonów nie działa na korzyść serialu.
To nie jest kwestia powrotu do więzienia, a nagromadzenia ogromu różnych wątków, które wręcz przytłaczają, a które to nie są ściśle związane z bohaterami. Jest to spowodowane całą tą "jazdą" z Gubernatorem, co zaowocowało tym, że na wierzch wyszli Rick, Gubernator, Andrea, a cała reszta gra drugie skrzypce, przy czym całej pierwszej wymienionej trójce zbiera się baty poprzez nieumiejętne prowadzenie ich charakterów. Sam trzeci sezon nie jest zły, ale pod względem rozegrania akcji to leży jeszcze niżej niż drugi sezon. Naprawdę nie dziwię się, że pozbyli się Mazzary ponieważ to jak położył on trzeci sezon zakrawa o kpinę. Owszem jest kilka odcinków dobrych, ale wiele z nich ma takie absurdalne rozwiązania że aż głowa mała. Nie będę się teraz nad tym rozpisywał bo i po co. Skończy się sezon za trzy tygodni to wyleje swoje bolączki :D
Cała kwintesencja Dixonów :D
http://24.media.tumblr.com/b91dc9c0cd155799a5d49c67289813b4/tumblr_miivyfNql01s4 eqrbo1_500.gif
Hhahahahahhahahhahahhaha Knur mnie rozwalił :D. A Daryl jak zwykle <ślini się>.
A to widziała? Już ci kiedyś miałam pokazać, ale nie było okazji
http://static.tumblr.com/e625bdfc191b0469386850581576530e/7xqozik/gbPmhocxj/tumb lr_static_tumblr_m7rm0kdgqi1r7l90q.gif
pewnie znasz ;)
Yep, znam ;]
A tu w wersji czarno białej:
http://media.tumblr.com/tumblr_m4yc7d3UZU1r28rtj.jpg
Jeszcze tutaj takie fajne coś:
http://25.media.tumblr.com/a47d832b25caed3cac713fa5c33c0c84/tumblr_mifrlrKBE21qg sy09o1_500.jpg
Zapomniałaś ze ten samotny wędrowiec mógł być niebezpieczny... Troszczysz się o tych których znasz i ufasz, nieznajomym nie ufasz. To nie autostopowicz w drodze na koncert...
Michonne miała wylecieć z grupy ale w poprzednim odcinku przekonała ich do siebie
Mógł owszem odstrzelić Gubernatora z miejsca ale chciał go poznać, i zorientował się że on kłamie, po oddaniu Michonne przyjdzie kolej na następnych...
Merle, cóż on jest nieprzewidywalny ale w nadchodzącym starciu na pewno się przyda
Nie przyszło Ci do głowy że to pytanie do Hershela było daniem szansy do namówienia się do ucieczki ? Rick jest obciążony ogromnym ciężarem, jest odpowiedzialny za wszystkich. To jak prosba o pomocną dłoń...
Odcinek według mnie był taki sobie. Szału nie ma. największe minusy:
-Rick myślałam, że jest inteligentny, myślałam, że nadaje się na przywódcę, w końcówce odcinku dowiódł, że nie. Zaatakowano jego więzienie, zabito dwóch ludzi, Maggie najadła się strachu, a Glenna pobito, a on myśli oddaniu Mich w ręce tego psychopaty. Jeszcze Gubernator kłamie mu bezczelnie, że to wszystko wina Merla. Na jaką cholerę?
-Gubernator - "Moja żona zginęła" itd. No co to miało być? Szkoda, że nie powiedział Rickowi o swoich rodzicach, dziadkach, w ogóle to o całej swojej rodzinie. Po co ta cała gadka?
Największe +:
Daryl i Martinez - gdyby testosteron mógł rozwalać monitory, to mój leżałby już w kawałkach.
Rick - mimo tego, że pod koniec odcinka zachował się idiotycznie, to bardzo mi się podobała jego postawa podczas rozmowy z Gubernatorem.
Uwagi do dwóch użytkowniczek powyżej (gtagirl, emo_waitress)'
A co innego mógł zrobić Rick jeśli nie spokojnie wysłuchać gubernatora? Wykrzyczeć mu: "Nie, nie oddam ci Michonne! Będziemy się ciulać, zabije ci matkę i wszystkich na literę G. lub F. Cho na solówkę!"? Miał przybrać twardszą postawę negocjacyjną? A co by ona dała? Miał się chwycić na jajka i pokazać, że ma większe?
Rick i każdy na jego miejscu rozważałby oddanie na śmierć Michonne, nawet gdyby nie gadał z Gubernatorem, a ze Stalinem we własnej osobie. Tak naprawdę Rick rozważał to może w 5%, więc to żadne rozważania, a myśli desperata z pokoju 101, który jest podstawiony pod ścianą. Myśli "a może jednak? A może wszystko się dobrze ułoży?" zawsze się pojawiają.
Historyjka o żonie mogła być po prostu zmyślona. Była jak najbardziej na miejscu (imo), bo miała przekonać Ricka do chronienia tego co ma. Pokazać gubernatorka z dobrej strony itd.
" Daryl i Martinez w kilku słowach opisali całą tą zyebaną sytuację i jak się skończy. Redneki i zakapiory wykazują się poziomem umysłowym niedostępnym dla Wielkiego Lidera." - no chyba Wielki Lider również ma dobry ogląd sytuacji skoro jest świadom, że nie ma żadnych szans na pokojowe rozwiązanie, że nie ma sensu dogadywać się z szaleńcem i pertraktować. c'mon :/ btw. scena z Darylem bardzo klimatyczna i miodna.
"no chyba Wielki Lider również ma dobry ogląd sytuacji skoro jest świadom, że nie ma żadnych szans na pokojowe rozwiązanie, że nie ma sensu dogadywać się z szaleńcem i pertraktować" gdyby było tak, jak mówisz, to Rick na końcu nie powiedziałby o tym Hershowi i nie sugerował, że się nad tym zastanawia. Gdyby był świadom braku perspektyw na pokój, to po prostu powiedziałby wprost: wojna i nie drążył potem tematu.
Powiedział o tym Hershelowi, żeby zrzucić z siebie cz. ciężaru brzemienia z powodu konieczności podjęcia "decyzji". Chociaż tak naprawdę już dawno podjął decyzję o walce. Wie, że nie może podjąć innej decyzji, bo tak naprawdę nie ma innej decyzji. Rick zdaje sobie sprawę, że wojna sprowadzi śmierć i zniszczenie. Zdaje sobie sprawę z tego, że nie można jej zapobiec. Irracjonalna chęć, aby Hershel powiedział "Hej stary, sprzedajmy mu Michonne. No big deal. Co nam szkodzi?" to tylko, jak już pisałem, szaleńcze myśli osoby, która zdaje sobie sprawę ze swojego tragicznego położenia oraz z tego, że nie uchroni swoich ludzi. Poza tym, gdyby Rick na poważnie rozważał oddanie Michonne to zaprzeczyłby całej swojej konstrukcji psychicznej.
"A co innego mógł zrobić Rick jeśli nie spokojnie wysłuchać gubernatora? Wykrzyczeć mu: "Nie, nie oddam ci Michonne! Będziemy się ciulać, zabije ci matkę i wszystkich na literę G. lub F. Cho na solówkę!"? Miał przybrać twardszą postawę negocjacyjną? A co by ona dała? Miał się chwycić na jajka i pokazać, że ma większe?" To chyba bardziej było do emo, nie do mnie. Jeśli do mnie to proszę jeszcze raz przeczytaj co napisałam o zachowaniu Ricka podczas rozmowy z Gubernatorem.
"Rick i każdy na jego miejscu rozważałby oddanie na śmierć Michonne, nawet gdyby nie gadał z Gubernatorem, a ze Stalinem we własnej osobie." Nie uważam, żeby to było rozważne mówić o każdym w takiej sytuacji.
"Historyjka o żonie mogła być po prostu zmyślona. Była jak najbardziej na miejscu (imo), bo miała przekonać Ricka do chronienia tego co ma. Pokazać gubernatorka z dobrej strony itd." to znaczy, że Gubernator nie docenia Ricka.
"scena z Darylem bardzo klimatyczna i miodna." z tym się zgadzam. i jeszcze to pokazywanie przed tą rozmową, kto lepiej włada swoją bronią. To było moim zdaniem klimatyczne, a zarazem trochę zabawne. Ta scena pokazała, że mężczyźni to takie duże dzieci.
To właśnie było do Ciebie :P
"-Rick myślałam, że jest inteligentny, myślałam, że nadaje się na przywódcę, w końcówce odcinku dowiódł, że nie. Zaatakowano jego więzienie, zabito dwóch ludzi, Maggie najadła się strachu, a Glenna pobito, a on myśli oddaniu Mich w ręce tego psychopaty." - To jak wg Ciebie miał się zachować Rick? Nie zauważyłem niczego w tym odc., co by wskazywało na to, że Rick nie nadaje się na przywódcę, ani tym bardziej żadnego zachowania, które ujmowałoby mu intelektu. Nie uważam, żeby nawet w 30% rozważał oddanie Michonne. To, że takie myśli się pojawiły nie oznacza, że R. rozważał to na poważnie. Na polu bitwy rozważa się wszystkie możliwe rozwiązania, nawet te najbardziej dramatyczne, mające najmniejsze szanse powodzenia.
Gubernator nie docenia Ricka? I tak, i nie. Okazał mu lekceważenie w chatce, próbował się zaprezentować z pozycji siły, ale uważa Ricka za główne zagrożenie dla siebie, którego trzeba się jak najszybciej pozbyć. Nie może być 2 samców alfa na dzielni.
Mnie się bardziej spodobały ich trzeźwe uwagi, szczerość i ich ludzkie zachowanie, np. poczęstowanie papierosem.
Podoba mi się twoje procentowe przedstawianie stopnia rozważań Ricka o oddaniu Michonne. :D
Chociaż uściślij, do mnie pisałaś, że myślał w 5%, a do gtagirl że w niecałych 30%. To spora różnica.
Spróbuję się z Tobą dogadać, bo chyba źle się zrozumiałyśmy. Rick zachował się ŚWIETNIE podczas rozmowy z Gubernatorem. Po raz ostatni się powtarzam i proszę, nie zmuszaj mnie do następnych powtórzeń. Końcówka odcinka, odcinka nie rozmowy, mi się nie podobała. "To jak wg Ciebie miał się zachować Rick?" Nie wiem. Naprawdę nie każdy (a już na pewno nie postać fikcyjna) myślałby o oddaniu Michonne. Nie wiem, czy oglądasz, ale jeśli tak, to spójrz na przykład na "Grę o Tron". Tam ta zawistna kobieta (czytaj Catelyn Stark) zawiniła i podjęła bardzo złą decyzję. Rob wiedział, że czasami trzeba zrobić, to co trzeba (w książce było to genialnie wytłumaczone,na samym początku, kiedy Ned tłumaczy swojemu synowi, naprawdę nie ważne kiedy i któremu, co oznacza bycie mężczyzną), że "rozejm" nic nie pomoże i, że z takiej wojny nie ma odwrotu.
Ciekawy przykład :)
Po pierwsze rozejm jest możliwy tylko z kimś, kto też tego chce. Filip już na wstępie powiedział, że mu generalnie nie zależy (nie będzie respektował granic, olał mapkę, co już powinno dać do myślenia).
Drugie: nie negocjuje się z terrorystami. To ich tylko utwierdza w przekonaniu, że tą drogą osiągną, co chcą. I że są górą.
Trzecie: poddanie się szantażowi raz oznacza oddanie się na wieczną łaskę szantażysty. Bo szantażysta NIGDY nie przestanie, dopóki nie "wydoi" do końca ofiary.
Nie wiem dlaczego, ale przypomniał mi się Putin mówiący, że z terrorystami się nie dyskutuje i, że nawet w kiblach nie mogą czuć się bezpiecznie.
LOL Putin się nie certoli. Jak bodajże piraci somalijscy zajęli statek z rosyjskimi marynarzami, to po prostu wysłał na nich komandosów. Pamiętam, że było oburzenie, bo taką akcję trzeba najpierw zgłosić i uzgodnić z jakąś międzynarodową agencją i czekać na pozwolenie, ale Putin się nikomu nie kłania :D
Mi się to hasło kojarzy z Amerykanami akurat i ich polityką ;)
O fak. To w "W KOŃCÓWCE ODCINKA" było tam od początku, prawda? Jezu... Odniosłem Twój post do dyskusji w chacie, stąd nieporozumienie. Wybacz. Myślałem, że jesteś jakaś niekumata, a to się okazało, że to ja jestem debilem, który nie potrafi czytać ze zrozumieniem. Idę zapaść się pod ziemię. Shit happens.
Tak, od samego początku.To idź poćwiczyć czytanie ze zrozumieniem, a ja poćwiczę korzystanie z tego znaczka http://speedy.sh/rzDZz/Bez-tytulu-kl.png na różnych profilach ;) (myślałam, że jesteś kobietą, to chyba dlatego, że dyskutuje na ogół z kobietami na filmwebie).
Wszyscy tak psioczą na Ricka, ale postawcie się w jego sytuacji. Grimes może i jest bezkompromisowy w tym co robi, ale nadal życie grupy jest dla niego najważniejsze. Jest to kwestia która odróżnia go od Gubernatora. Gdy ten robi te całek zagrania pod siebie, tak Rick myśli o ogóle. Próbował dać polubowne rozwiązanie otrzymując przy tym wsparcie Andrei, lecz niestety odbiło się to głuchym echem. Jak nigdy dotąd tak teraz został postawiony między młotem i kowadłem wieszając na szali prawdopodobieństwa istnienie 11 osób. Będąc w swojej pozycji musi rozważyć każdą możliwą opcję po to aby zaprzestać wzajemnej sieki jaka będzie miała miejsce. Walka nie jest rozwiązaniem. To, że poddaje w wątpliwość to co wydarzyło się w tej stodole świadczy nie o jego słabości, a sile ponieważ nadal szuka innego rozwiązania. On sam zresztą boi się odpowiedzialności. Walcząc z zombie stawia ludzi w innym zagrożeniu. Tam do śmierci może dojść z błahych powodów, ale i tak poziom zagrożenia jest mniejszy niż by się przypuszczało. Tutaj natomiast wystawia grupę na przeciwko socjopaty.
Pogadanka Gubernatora miała pokazać, że tak naprawdę Rick nie różni się od niego w wielu aspektach. Miało to również uświadomić mu, że to co przeżywa jest czymś, powiedzmy to sobie, normalnym w tym świecie, że nie on jeden kogoś stracił. Ponadto obrazuje to różnice w stanie psychicznym i jednego i drugiego. Kiedy Rick zachował jeszcze względną czystość umysłu, tak Gubernator nadal błądzi w świecie pozorów.
Ok, to kto następny po Michonne? Kto wie, może potem Filip zażyczy sobie Merla, bo go zdradził. A potem może Maggie, żeby dokończyć, co zaczął?
Poświęcając jedna osobę - która jakby nie patrzeć już teraz stała się członkiem grupy - Rick okazałby się nowym SHANEM, który pozbył się Otisa for a greater good. Czyżby jakieś podwójne standardy?
Od tej pory każdy w grupie zastanawiałby się, czy następnym razem nie będzie akurat ich kolej na bycie ZŁOŻONYM W OFIERZE.
Cóż, kwestia Michonne jest bardzo sporna. Niby zadomowiła się w wiezieniu, ale nie zbudowała na tyle silnych relacji jak i jej pozycja nie została ustabilizowana, by można było rozważać, przekładanie jej dobra nad dobro grupy. Rick choć znalazł nić porozumienia nadal jest sceptyczny. No przynajmniej ja to tak odbieram. Mówiąc szczerze to z całej tej 11 osobowej grupy, na Michonne zależy jedynie Hershelowi, Glenowi, Carlowi oraz Maggie. Do tego można dodać Andreę, ale z racji tego, iż jest w Woodbury, to jej nie biorę pod uwagę. Dla reszty jest obojętna. Dixonowie mają w szerokim poszanowaniu co się z nią stanie, Carol też jakoś nie rzuca się w ramiona ze szczęścia. Beth w ogóle trzyma się na uboczu. Co za tym idzie kwestia wydania Mich jest względnie zrównoważona, więc nie dziwmy się Rickowi, iż rozważa tą opcję. Niemniej jednak wiadomo, że takiego kroku nie podejmie, aczkolwiek każdy może mieć chwilę zwątpienia nawet jeżeli chodzi o tak silny charakter jakim jest Rick :D
Zgadzam się ze wszystkim, o czym piszesz :)
Co do postawy Ricka w trakcie rozmowy, generalnie jak już stało się jasne, że on tam będzie siedział i słuchał smutków Filipa, to polubiłam twarz Ricka, te uniesione brwi, na zasadzie, hmmm... co.. mów jeszcze... to zajmujące... ciekawe czy wyłączyłem żelazko... o rany jeszcze gadasz... ale ten bimber słaby..
Rick ma ten luk opanowany do perfekcji http://25.media.tumblr.com/tumblr_mei1l9Jwv61ridwrqo1_500.gif miał trening przy żonie
Odcinek bez rewelacji w sumie ale taki przegadany ale widocznie tak było w komiksie nudny był w sumie ten odcinek podobno jeszcze 3 odcinki i koniec sezonu 3 szybko .
Mimo że odcinek nie był jakoś przepełniony akcją to mi się podobał, nawet bardzo :) Przede wszystkim podobała mi się postawa Ricka, ale za to denerwuje mnie gubernator, nie lubię go :P Poza tym fajnie że nasza parka się pogodziła, swoją drogą ludzie na tumblr nazywają ich Gleggie xD Także fajnie że Glenn w końcu oprzytomniał, szkoda że prawdopodobnie zginie pod koniec 3 sezonu, kurde chyba się rozryczę wtedy. Zdziwiło mnie to, ale denerwował mnie Merle, szczerze mówiąc jestem pewnie jedyną osobą na tym forum która wolałaby aby z tych dwóch męźczyzn których typujecie zginął jednak starszy Dixon, a nie Glenn. Mówcie co chcecie, ale ja go nadal uwielbiam jako postać ;) Hershel na plus, w 2 sezonie denerwował tak teraz jest jedną z moich ulubionych postaci :D Carol nie było w ogóle, także na plus. Andrea mi wisi, reszta ok. :)
Największy dylemat tego odcinka to, czy Rick zrobi dobrze oddając Michonne? Wydanie Michonne oczywiście jest złe, ale czy wojna z Gubernatorem, w której w dodatku ma małe szanse na zwycięstwo jest dobra? Pytanie do Hersela było kluczowe - czy warto narażać życie swojej rodziny i swoich bliskich żeby ratować jedną, w sumie obcą osobę? Ja na ich miejscu nie wiem co bym odpowiedział:).
Dla mnie ten motyw to historia w pigułce, podobne rozważania musiał mieć np. Churchill, z przekonania antybolszewik kiedy dogadywał się ze Stalinem kosztem Polski, i zatuszowania ludobójstwa w Katyniu.
Generalnie uważam że odcinek był za bardzo rozciągnięty. Plus za rozmowę Daryla i Martineza, takie porozumienie zabijaków ponad podziałami:). Z kolei Merle grał chyba rolę zapychacza, jego awanturowanie się niewiele wniosło. Andrea jest dla mnie coraz mniej wiarygodna jako postać, niby inteligentna kobieta, a nie widzi że facet z którym sypia i przebywa to psychopata.
Ach, cóż to był za odcinek. Odcinek, który kompletnym brakiem dramaturgii i jakichkolwiek emocji przyćmił wszystkie poprzednie odcinki. Był pod tym względem tak bezbłędny i kompletny, że bez przesady można nadać mu miano Najchu jowszego Odcinka Sezonu. Albo nawet całego serialu.
No więc towarzystwo z obu obozów się zapoznaje. Rick i Governer odbywają nudną, rozwlekłą rozmowę, w której konkret pada na samiuteńkim końcu, po godzinie albo i więcej (jak można przypuszczać) pieprzenia o niczym. Daryl i Martinez najpierw urządzają zawody "kto jest większym madafaką", w następstwie których roziskrza między nimi iskra początku pięknej męskiej przyjaźni; podobnie ma się sprawa z Miltonem i Hershelem, tyle że tych zbliżają wspólne zainteresowania naukowe. No ale czymś się trzeba zająć, kiedy dwóch bossów konferuje w stodole. W więzieniu nie niewnoszący konflikt Merle-Glenn, a następnie kompletnie niepotrzebna, za to przydługa scena seksu na warcie (no ale może to oznacza, że w końcu skończy się idiotyczne pitolenie o rzekomym gwałcie). Michonne, postać świetnie rozwinięta w poprzednim epizodzie, mówi dwa zdania.
Podsumowując: ultra nędzny, nudny zapychacz, z zerowym napięciem, pełen pieprzenia o niczym. W porównaniu z poprzednim, świetnym "Clear" widać jakościową przepaść. Dużo postaci; co z tego, skoro każda dostaje średnio 5 minut i nic ciekawego nie wnosi. Nawet muzyka na końcu była słaba. Meh.
No proszę Cię, zawody Daryla i Martineza były naprawdę fajne i trochę zabawne. Widocznie mężczyźni nawet podczas apokalipsy odczuwają silną potrzebę rywalizacji i popisywania się swoimi "zabawkami".
Były głupie w ciul. Ja wiem, że to miał być kontrapunkt dla powagi chwili, humorystyczna scena rozładowująca napięcie, ale tylko mnie wkur wiła. Gdyby zamiast wstawiać takie przerywniki skoncentrowali się na zbudowaniu dobrej sceny rozmowy Ricka z Governorem (bo to mogła być naprawdę rewelacyjna scena), oglądałoby się to o niebo lepiej.
Nie odnoś tego do rozmowy Ricka z Gubernatorem. To nie ma nic do tego. Ja tam się świetnie bawiłam, kiedy Martinez pokazał jako pierwszy co duzi chłopcy robią z bejsbolem, a później Daryl "zabrał ofiarę" Martinezowi. Jak to napisałam wcześniej, gdyby testosteron mógł rozwalić komputer, to z mojego nie byłoby co zbierać.