Może jestem zbyt wymagający, ale nie byłem w stanie przebrnąć przez narastającą nudę. Pierwszy odcinek obejrzałem z ciekawości. Pomysł rozproszonej informacji był niezły, w przeciwieństwie do filmu. Drugi odcinek jakoś się toczył, ale zacząłem dostrzegać oznaki wypalenia scenariusza. Z obowiązku oglądałem dalej, jednak przy siódmym odcinku powiedziałem sobie "dość"! Twórcy popsuli wszystko, co dało się popsuć, a wina rozkłada się równo po wszystkich. Zacznijmy od scenariusza posiadającego niespełniony potencjał, jakim mogło by być wykorzystanie potęgi rozproszonej, cząstkowej informacji, będącej w posiadaniu wielu osób z grupy Ultraviolet. Zamiast korzystać z wiedzy wszystkich jej członków, serial z niezrozumiałych powodów skupia się na kilku, fatalnie zresztą dobranych, omnipotentnych postaciach. Po kilku odcinkach narracja staje się nie do zniesienia! Stryj Stefan z "Klanu" też znał się na wszystkich niuansach prawnych.
Pozycja społeczna głównych bohaterów zatrąca SF, bowiem żyją na ewidentnie wysokiej stopie materialnej i nie robią dosłownie nic! Być może jest to normą w kraju, z którego pochodzi autorka oryginalnego scenariusza, ale w polskich realiach wygląda po prostu śmiesznie. Nawet celnik i policjant bardziej przykładają się do rozwiązywania zagadek kryminalnych, niż do swojej pracy.
Kolejny, mocno wrażliwy temat, to aktorzy, a raczej ich brak. Wszystkie role męskie wołają o pomstę do nieba, nawet S. Fabijański gra na jednej, niezbyt ciekawej nucie, bo trudno uznać za kunszt nieustanne prezentowanie naburmuszonej miny. Cóż, jeżeli ktoś słucha hip-hopu, to widocznie nieustannie musi okazywać, że jest macho.
Z aktorek przekonuje jedynie Agata Kulesza jako upierdliwa, wiecznie niezadowolona matka. Jeden gest, jedno spojrzenie i widz wie wszystko. Znakomita rola, wręcz za dobra do tak słabego serialu!
Od strony realizacyjnej nie dostajemy nic, co mogłoby pozytywnie zaskoczyć polskiego widza polskiego filmu. Dźwięk jest standardowo fatalny, poziomy dialogów, tła i muzyki w oczywisty sposób niezharmonizowane, a o reżyserze możemy tylko powiedzieć, że pewnie jest, skoro go (ich) wymieniono w czołówce. Dialogi fatalne, rozumiem, że miały być nowoczesne i młodzieżowe, ale jeśli 30-latkowie komunikują się między sobą w manierze 15-latków, to chyba coś jest nie tak. Irytująco manieryczny jest też ton i akcent melodyczny wypowiedzi bohaterów.
Z jednej strony szkoda, że własnymi siłami nie umiemy zrobić nawet przeciętnego serialu, z drugiej zaś miejmy nadzieję, że wcześniej czy później realizatorzy zrozumieją i przeanalizują swoje błędy, przestaną tkwić w samozachwycie i może doczekamy się czegoś na miarę pierwszej serii "Detektywa" zrobionego według oryginalnego, polskiego scenariusza, a dodatku z Sebastianem Fabijańskim w roli głównej. Jestem pewien, że dałby radę, pytanie tylko, gdzie jest polski Nic Pizzolatto?