To tak jak z zauroczeniem. Wpatrujesz się w kogoś, niby nikt atrakcyjny, ale ma w sobie jakiś czar, urok. Takie jest "Więzienie Oz". Nic wielce ambitnego, a zaczynasz śledzić tę historię, myśleć o bohaterach. Jednym kibicować, innych nie znosić. Swoje robi klimat absurdu, czwarta ściana Hilla, sposób montażu, muzyka...