W najnowszym odcinku dość wiele się stało. Dowiedzieliśmy się że nie wszyscy z Murphytown zostali zapakowani i zawiezieni do Zony. 10k stracił rękę a ta dziewczyna z wojska której imienia nadal nie pamiętam zginęła. Nadal nie wiemy kto zrobił zamach i dlaczego.
Zamach zrobili Gadacze z tym Estesem. Ta zombiaczka z połową twarzy i tym murzynem maczają w tym palce.
Estes nie jest człowiekiem, on jest gadaczem. Wybory miały dać gadaczom pełne prawa takie jakie mają ludzie żywi.
Chcieli zabić George + tych z rady by nie było niewygodnych osób dla rozpoczęcia Nowego Świata dla Gadaczy.
Dante stał się kozłem ofiarnym by zrzucić podejrzenia na niego.
Kurczę, mam mieszane uczucia co do tego odcinka. Pierwszy, który podobał mi się, powiedzmy "tak sobie". Na tyle, że nie miałam weny napisać wątku w sobotę rano. Teraz też się zbieram jakoś bez przekonania.
Obcięta ręka? Chyba prztyczek do TWD, gdzie cykali się uciąć łapę Ryszardowi w obawie przed zbyt dużymi kosztami CGI. Scena bez sensu. I Lily była duża fajniejszą postacią od Red, niestety. 10K przy Red staje się ciepłymi kluchami. Była fajna, ale się posypała po śmierci (rzekomej) 5K.
Lily miała jaja. I dawali radę jako duet z Dziesiątką. A tu znowu ciepłe kluchy. No wkurzyło mnie to. A 10K dużo musi znosić. Naprawdę mogli tę łapę odciąć komuś innemu.
Generalnie odcinek jakiś chaotyczny. Nie w klimacie ZN. Zaleciało mi TWD niestety.
Czuć to pędzenie w kierunku TWD. Serial stał się o wiele bardziej poważny, a czarny humor i groteska zeszły na dalszy plan.
Mimo wszystko serial o dziwo pobił jakościowo ostatnie sezony TWD. Efekty komputerowe i makijaż trupów dalej nie zachwycają ale jakość ujęć, scenariusz i gra aktorska budzą szacunek. Faktycznie można cieszyć się emocjonalną chwila,a gdy bohater ginie widz odczuwa smutek.
Szkoda Lily ale zginęła w fantastyczny sposób - jej śmierć ZSZOKOWAŁA widzów, podobnie jak utrata ręki przez Tysiaka. Od czwartego sezonu TWD nie odczułem nic podobnego w stosunku do żadnej z tamtejszych postaci.
Pięknie się rozwinęli.
Machnąłeś się z numeracją, czwarty odcinek dopiero przed nami :D
Dwa ostatnie odcinki obejrzałam ciurkiem, ze względu na poślizg czasowy. Napiszę powyżej jak Szamanka, że mam mieszane odczucia. Jakoś mniej czuję w tych ostatnich epizodach specyficzny klimat tego serialu. Odnoszę wrażenie, że scenarzystów momentami zbytnio ponosi z różnymi zbiegami okoliczności i wyskakiwaniem z jakimiś motywami z dopy. A może to moje tylko subiektywne wrażenie, bo serial już się dosyć przejadł, nastąpiło już zmęczenie materiału i nie bawi tak jak na początku.
Zawiedziona jestem zgonem Coopera i Lily. W przypadku tego pierwszego cały czas się obawiałam, że ostatecznie zostanie on sprowadzony do roli epizodycznego bohatera i niestety moje obawy się potwierdziły. Szkoda, bo zapowiadał się interesująco i fajnie by było jakby mieli takiego badassowego Django w drużynie (w przeciwieństwie do tej (tego?) George, która póki co mnie nie przekonuje i ma w sobie coś irytującego) A i między nim a Robertą, była przyjemna chemia. Śmierć Lily też odebrałam z poczuciem rozczarowania. Wolałabym, żeby zginęła Czerwona, która IMO nie wnosi nic ciekawego, a tylko sprawia że musimy oglądać na ekranie jej nudnawe mizianie się z Tysiakiem. Z odcięciem łapy Tysiaka mnie mocno zaskoczyli. Będzie miał teraz chłopak ciężko.
Pisząc szczerze, to najbardziej w sumie mnie interesują solowe przygody Murphy'ego.
Jestem tak zawiedziona śmiercią Lilly, że mi się oglądać odechciało. Na początku bardzo kibicowałam Tysiakowi i Red, ale po jej zniknięciu jakoś szybko o niej zapomniałam.
Chemia między Tysiakiem a Lilly była miliard razy bardziej wyczuwalna, mimo że się nie miziali w każdej możliwej wspólnej scenie. Po pierwszych dwóch, świetnych odcinkach przy 3 się trochę zawiodłam i zniesmaczyłam :|