SPOILERY!!!
Powody, dla których oglądam ten serial, określiłbym jako frywolno-infantylno-estetyczne . ;-) Chodzi mi właściwie tylko o to, by móc sobie popatrzeć na Harolda Perrineau. Jestem bowiem wielkim wielbicielem jego urody. To prymarna motywcja. Zresztą gdyby nie Oshin, której znana jest moja fascynacja urokiem pana Perrineau, to pewnie do dziś nie wiedziałbym o istnieniu takiego serialu.
A jaki on jest według mnie? Dużo w nim cukierkowatości i takiej naiwnej paraboliczności. Mr. Locke "nawraca" Jacka, budzi jego wrażliwość, otwartość na sferę duchową, nakłaniając go do wciśnięcia guzika na klawiaturze (chyba 2. odc. II serii). Tenże sam Mr. Locke trzema przypowiastkami "leczy" Charliego z uzależnienia narkotykami. Z kolei pani policjant z powodu traumy z przeszłości zabija niechcący kobietę, później chce zabić – już chcący - mężczyznę, ale przechodzi nagłe oczyszczenie i po metamorfozie postanawia nie zabijać nikogo, a zamiast tego zaczyna stronić od ludzi (a nuż, wyrządziłaby komuś kolejną krzywdę, albo ktoś skrzywdziłby po raz kolejny ją). Te i inne motywy. To jest wszystko dosyć wyświechtane, zbyt tanie, bym miał to kupić. Nie różni się to jakoś znacząco od historyjek z oper mydlanych. Zresztą sam montaż, wprowadzanie reminiscencji z przeszłości, z czasu sprzed katastrofy temu sprzyja. Niekiedy całe odcinki są skonstruowane w taki moralizatorski sposób. No np. cały odcinek jest napięcie między bohaterami, ale na koniec wszyscy się uspokajają i kochają i młoda matka dostaje masło orzechowe, a inni niczego nie dostają, żeby się nie pokłócili, i wszyscy są szczęśliwi, bo nieświadomi, i jest pięknie jak w "M jak miłość". Prowokacyjnie przerysowuję, ale tylko nieznacznie. Tak to wygląda po prostu.
Jest też dużo schematów. Jest pani kochająca bardzo męża, który pewnie zginął, i cierpi ona bardzo, ale przywódca stada ją pociesza. Pani po kilku dniach medytacji zaczyna wierzyć, że jej mąż żyje. I faktycznie, okazuje się po kilku odcinkach, że żyje. Wydumane. Realizacja innego schematu - dwu panów zabiega o względy jednej pani, ale pani nie wie, na którego się zdecydować. Czy wybrać spokój i bezpieczeństwo u boku tego rozsądnego, czy może nieco szaleństwa u boku tego niegrzecznego, wszak zawsze pociągała ją pewna zwierzęcość ;-) i w głębi swej natury też jest nieokiełznana.
Przez to, że schematyczny, serial staje się wbrew pozorom przewidywalny. Czy ktoś wierzył, że wyprawa tratwą zakończy się sukcesem? Czy ktoś miał wątpliwość co do tego, że po zatopieniu tratwy przez piratów Michael i Sawyer spotkają jednak Jina, jeśli nie na morzu, to na lądzie? To zaś, co nie jest wtórne i przewidywalne, jest już zupełnie udziwnione, jak ścigający ludzi dym, czy biegający po dżungli niedźwiedź polarny. Oczywiście wymyślać można różne rzeczy, choćby i najdziwniejsze, ale tylko, o ile znajdzie się dla nich jakieś uzasadnienie lub poda jakieś ich wyjaśnienie w swoim czasie, a nie zracjonalizuje je w prymitywny sposób, bo to ostatnie czyniłoby całą historię niewiarygodną po prostu, i nie ma tu znaczenia, czy jest ona realizowana w konwencji realistycznej czy nie. Czy twórcom uda się ta trudna sztuka? Zobaczymy.
A z drugiej strony można w serialu znaleźć zupełnie wydumane i nieprawdopodobne sytuacje, zjawiska, zachowania. Wydumane było np. to, że Mr. Locke w pobliżu samolotu z narkotykami ni z tego, ni z owego tracił władzę w nogach. Podobnie jak to, że naraził Boone'a na śmiertelne niebezpieczeństwo, którego istnienia był doskonale świadom. Nieprawdopodobny zaś było np. fakt, że pani policjant zdołała sama wykopać w tak krótkim czasie tak wielki dół. Warto porównać jego rozmiary z tym wykopanym przez Thoma Hanksa w "Cast away". A czemu był taki wielki? No bo kilkadziesiąt dni później musiały się do niego zmieścić cztery osoby i jeszcze pan operator z kamerą i jeszcze musiało zostać na tyle dużo miejsca, by dało się widzom w sposób przejrzysty przestrzennie pokazać, co się tam dzieje wewnątrz. ;-]
Żeby nie było, że jestem stronniczy i tylko narzekam ;-), to teraz o tym, co mi się podoba, co uważam za przyzwoicie zrobione, może nawet jakoś tam wartościowe.
Otóż postaci są moim zdaniem dość dobrze skonstruowane, są wyraziste i wiarygodne, część z nich oryginalna, choć niektóre jednak płaskie, jednowymiarowe, uproszczone. Jakie by jednak nie były, chwytają za serce ;-], budzą sympatię. No i każdy znajdzie coś (kogoś, jakiś typ) dla siebie w tej wesołej grupce. Niektóre wątki związane z poszczególnymi postaciami (ich przeszłością szczególnie) wydają mi się interesujące. Ale też trudno mi w zasadzie ocenić, czy są dobre.
Fajne jest też to, że twórcy nie boją się eliminować poszczególnych postaci, chociaż eksponowanie ni z tego, ni z owego postaci pana Artza tylko dlatego, że fajnie byłoby kogoś zabić w tym odcinku, a nie chcielibyśmy eliminować nikogo z pierwszoplanowych bohaterów, wydaje mi się znowu naciągane.
Fajnie, umiejętnie dosyć połączono wątki obu grup rozbitków w II serii. Podobało mi się zastosowane rozwiązanie. Z kolei w pierwszych odcinkach tej serii montaż był męczący. Najpierw nie pokazało się wszystkiego, żeby móc zbudować napięcie, a później, w kolejnym odcinku wracało się do raz już opowiedzianych zdarzeń, by opowiedzieć je inaczej, uzupełnić, a wręcz sprostować niekiedy, to wszystko przemieszane z nawiązaniami typu "w poprzednim odcinku" i wychodzi męczący mętlik. To nieuczciwe ze strony twórców, to takie oszukiwanie widza. Jak się nie umie budować napięcia ambitnymi - powiedzmy - środkami, to może lepiej wcale tego nie robić, niż iść na tego rodzaju łatwiznę. Podobnie, kiedy trzej rozbitkowie z tratwy trafiają z powrotem na wyspę. Najpierw przedstawimy Pana Eko i spółkę jako tubylców, za przeproszeniem, dzikusów, by za chwilę informacje płynące z ekranu skorygować i wyjaśnić, że to rozbitkowie, a nie osławieni Oni. Budowanie napięcia i atmosfery tajemniczości w taki sposób, tj. kosztem widza, jest nieuczciwe. Lubię, kiedy twórcy bawią się z widzem, nawet, kiedy bawią się nim, ale oszukiwanie go dla uzyskania jakiegoś tam efektu uważam za mało profesjonalne, powiedzmy.
Ogólnie tam niczego nie ma, w tej opowieści, poza tym, co widać na ekranie. Nie porusza się żadnych problemów, nic nie jest ukryte, nie ma miejsca na interpretację (domysły to inna rzecz). Nie wiem, we mnie nie rodzi się np. potrzeba oglądania tego serialu kiedykolwiek raz jeszcze. Można powiedzieć, że to kino akcji, kino przygodowe i z natury rzeczy robi wrażenia tylko za pierwszym razem, bo potem niknie efekt zaskoczenia, który to czynnik jest konstytucyjnym elementem tego typu produkcji. Być może, ale także za opowiadaniem z kategorii kina przygodowego mogą kryć się jakieś głębsze treści. Tak sobie wyobrażam.
Wychodzi mi więc, że ten serial to taka tania rozrywka. Przypomina mi trochę grę River Raid na Atari ;-) - jest wciągający i dobrze się człowiek przy nim bawi, dostarcza jakiejś przyjemności, ale niczego nie uczy, nie przyczynia się do naszego rozwoju, a w kinie chodzi przecież o to, by pobudzało nas ono do jakichś przemyśleń, kształtowało wrażliwość, duchowość, świadomość różnych rzeczy. A "Zagubieni"? Są wciągający i ekscytują, ale niczego nie uczą.
Tak czy siak, serial ogólnie mi się podoba i oglądałem go z przyjemnością, ale to, czy mi się podoba, czy nie, nie jest żadnym wyznacznikiem jego wartości kinowej, artystycznej. Świadczy raczej jedynie o tym, że gust mam niewyrobiony. :-]
A może nie istnieje coś takiego jak dobry serial po prostu. Może nie należy przykładać miary filmowej, a więc prawdziwie kinowej, do seriali. Może nie da się mierzyć ich jakości kategoriami kinowymi, bo to nie jest kino. Może.
(Ostatnie zdanie dedykuję Marlónowi. ;-))
Pierwsza wypowiedź na tym formum z którą mogę się zgodzić prawie w całości :). Efektowna ale nie efektywna produkcja - jak większość made by US.
Serial jest tanią rozrywką?
Twoja sama wypowiedź jest dosyć naciągana. Próbowałeś przedstawić rozprawkę na temat: "Czy seriale przynależą do kina?". Bez komentarza.
Napracowałeś się na pewno pisząc taki wiele i tak trudnymi słowami których większości nie rozumiałam :P ale cóż taka natura nastolatków =p hymm.. co tu by napisać od siebie ? Wg mnie filmu nie należy oceniać tak jak serialu- to przecież dwie całkowicie różne rzeczy, ale myślę też że obydwie rzeczy można nazwać w pewnym sensie kinem. Serial jest od tego żeby wciągał, żeby ludzie oglądali go z otwartą szczęką i żeby nie mogli się doczekać kolejnego odcinka. Mierzenie serialu z filmem to nieporozumienie? A co do samego Lost.. Ja osobiście nie uważam go za tanią rozrywkę, ale to moje zdanie a Ty możesz mieć inne. Niektóre postacie i sytuacje może rzeczywiście są trochę płytkie, ale to już od razu nie musi świadczyć o tym, że coś nie jest dobre. Sam napisałeś, że w kinie chodzi o to żeby coś nas pobudzało do przemyśleń, wyzwalało jakieś uczucia i Lost właśnie taki jest. Wyzwala uczucia, pozwala uświadamiać sobie pewne rzeczy, a jeżeli nie wzbudza w on w Tobie uczuć to być może jesteś gruboskórnym twardzielem..? (Nie obrażając Cię oczywiście :-] ) Zważając na mój wiek pewnie nie jest mi pisane oceniać czegoś bardzo profesjonalnie i tymi wszystkimi mądrymi słowami, lecz co tu dużo gadać jak dla mnie Lost to serial znakomity, zawierający w sobie wszystko to, co młody widz szuka teraz w telewizji. Wciąga jak diabli i po prostu chce się go oglądać:o)
Pozdrawiam
a mnie sie wypowiedz podoba, cholernie trafna, wlasnie tak powinno odbierac sie ten serial. A jesli ktos nie zrozumial jezyka wypowiedzi to nie najlepiej o nim swiadczy i raczej nie powinien sie tym chwalic.
Troche mnie przybiła do ziemi twoja opinia :). Ale dobra:
"Niekiedy całe odcinki są skonstruowane w taki moralizatorski sposób. No np. cały odcinek jest napięcie między bohaterami, ale na koniec wszyscy się uspokajają i kochają i młoda matka dostaje masło orzechowe, a inni niczego nie dostają, żeby się nie pokłócili, i wszyscy są szczęśliwi, bo nieświadomi, i jest pięknie jak w "M jak miłość"."
Tamten odcinek jak Charlie dał jej masło orzechowe na niby to było jedno z nielicznych szczęśliwych zakończeń. Zobacz sobie na inne (np. cyfry z loterii na włazie lub śmierć Boona). Kilka takich miłych momentów na pewno nie zaszkodzi serialowi, który i tak jest bardzo ponury. Poza tym nawet w "M jak Miłość" nie zawsze jest pięknie.
"Jest też dużo schematów"
Według mnie w dzisiejszych czasach dużo filmów i seriali ma wiele schematów. No bo ile mozna wymyślać ciągle nowe historiie. Najlepsze jest to, że jest to tylko wątek poboczny. Mało rzucaa się w oczy i akurat w tym serialu mnie za bardzo nie denerwuje.
"A z drugiej strony można w serialu znaleźć zupełnie wydumane i nieprawdopodobne sytuacje, zjawiska, zachowania. Wydumane było np. to, że Mr. Locke w pobliżu samolotu z narkotykami ni z tego, ni z owego tracił władzę w nogach."
Ale to o to chodzi, że ta wyspa jest niezwykła i tajemnicza. Przez to serial wciąga. W innym wypadku mielibyśmy 100 ekranizacje Robinsona Cruzoe. Ten serial byłby całkowicie bez sensu bez takich "wydumanych i nieprawdopodobnych sytuacji, zjawisk, zachowań" .
"Ogólnie tam niczego nie ma, w tej opowieści, poza tym, co widać na ekranie. Nie porusza się żadnych problemów"
Porusza się wiele problemów tych ludzi wtedy jak im się przypomina. Swoją drogą niezła grupka, bo każdy ma jakieś problemy i nigdy nikt nie jest szczęśliwy.
"niczego nie uczy"
Niczego to na pewno nie. Pierwsze co nasuwa się na myśl to, że uczy przetrwania. Uczy też chociażby w ostatnim odcinku, że czasem trzeba sobie odpuścić (wtedy jak Jack chce Boonowi odciąć nogę a to i tak nic nie da). Uczy, że pieniądze szczęścia nie dają a wręcz przeciwnie (pechowe liczby). Pokazuje jak narkotyki zniszczyły wspaniały talent Charliego. Jest pewnie tego wiele więcej.
"Tak czy siak, serial ogólnie mi się podoba"
A pisałeś, że nie jest wart uwagi. To jak?
"A może nie istnieje coś takiego jak dobry serial po prostu"
Istnieje istnieje. Tak serial to chociażby "Zagubieni". Nie istnieje za to coś takiego jak serial doskonały i idealny. W każdym możemy się do czegoś przyczepić. W "Zagubionych" takich elementów jak dla mnie jest bardzo mało. Takiego serialu przygodowego na pewno dawno nie oglądałem jeśli nie w ogóle. Poza tym seriale w mojej klasie oglądają wszyscy koledzy (15), chociaż pierwszy odcinek oglądałem tylko ja. Ogólnie teraz serial ogląda 2/3 klasy, co jest rekordem zaraz po "M jak Miłość", które 98% ogląda nałogowo a reszta od czasu do czasu. Wygląda więc na to, że w grupie 12-15,16 serial odniósł sukces.
To samo znajdziecie na forum w Filmy w TV.
Dla mnie 'Lost' to jeden z najlepszych seriali jakie widziałem. O ile nie najlepszy. Zrobiony z wielkim rozmachem i z pomysłowością. Nie zawsze sie zdarza, żeby serial był na tyle dobry, by zaciekawić aż w takim stopniu do ogladania go. Tutaj mamy pełno niedomówień co zmusza nas do tego żeby zastanowić się nad poszczególnymi odcinkami po skończonej emisji, a nie po prostu oznaczyć kolejny odcinek jako obejrzany. Do tego bardzo dobre pomieszanie teraźniejszości z przeszłością, co pozwala nam zrozumieć działania i czyny bohaterów. Widzimy jak przeszłośc na nich wpłynęła i jak starają się nie popełniać więcej tych samych błędów. Widzimy równiez ich przemianę. A wszystko opakowane w cudowne plenery, bardzo dobre zdjecia i klimatyczną muzykę. Do tego aktorstwo na bardzo wysokim poziomie...Czegóż można chcieć wiecej od zwykłej produkji TV?? Jak dla mnie, ten serial to strzał w dziesiatkę!!
Klee, słuchaj, nie oczekuj od serialu za wiele, bo na pewno się przeliczysz. Dawniej też miałem wielkie oczekiwania i zawsze się rozczarowywałem, ale doszedłem do wniosku, że serial to nie jest film - schematy i inne pierdółki zawsze w nim będą (ba, nawet jakieś tam powinny być). Od "Lost' za wiele nie oczekiwałem, nawet coś tam pomarudziłem podczas oglądania pierwszego odcinka, ale później doszedłem do wniosku, że serial jest po prostu inny i w ten sposób dobry, nawet bardzo dobry. Co z tego, że ma schematy, skoro autorzy umieją szybko z nich wybrnąć albo jakoś je ciekawie przedstawić. A porównywanie serialu do filmu jest po prostu nie na miejscu. "Lost" jest tak skonstruowany, aby mógł utrzymać się na wizji jak nadłużej (to jest w końcu celem serialu) i na dodatek nie nuży nas przy tym (scenarzyści świetnie to rozwiązali, dodają coraz to nowe zagadki - wole to od dodania nowego przystojniaka czy rozwodu głównych bohaterów). Gdyby to był film, aż tak bym się tym nie zachwycał, ale to jest serial, do licha, a takiego dawno nie było.
Pozdrawiam.