Witajcie!:) Ktoś wpadł na genialny pomysł by podzielić wszystko na poszczególne sezony. Popieram tę inicjatywę i zakładam temat. Zagubionych można powiedzieć oglądam pierwszy raz w życiu, gdyż kiedyś widziałem może z kilkanaście odcinków i jakoś tak mi były nijak jeśli chodzi o ten serial. Obecnie jestem na 12 odcinku 3 sezonu :) i powiem tak do pewnych rzeczy trzeba "dorosnąć". Serial świetnie ukazuje życie realne jak i baśniowe. Najlepszą postacią jak dla mnie jest oczywiście Jack ... wspaniały człowiek, wielki wojownik, genialny przywódca. Irytuje mnie za to Said bo to chodząca encyklopedia:/ wszystko wie, wszędzie był i nic go nie dziwi ... Dobra to wpisujcie co tam chcecie: co was rozbawiło, co zdziwiło, co zasmuciło bo i takowe w 1 sezonie mieliśmy sceny, pozdrawiam:)
Wyznawcą? Oni po prostu nie zginęli podczas katastrofy lotniczej i tyle w tym temacie
Udbałeś sobie swoją wersję, którą: raz, że chyba nikt poza Tobą nie wyznaje, dwa, że ona po prostu nie pasuje do tego co w serialu widzieliśmy. Co jeszcze bardziej zabawne: próbujesz ją narzucić innym ;]
podyskutowac tylko bo to jest tylko punkt widzenia a film jest fantazja i niczym wiecej. Spinacie sie fani (choc lepiej brzmi wyznawcy ) juz na sama mysl ze ktos moze miec inne zdanie na ten twemat, jeden drugiego utwierdza tu w przekonaniu ze wie o czy pisze a tak nie jest niestety. Dobrze wiecie ze serial byl pisany na kolanie na potrzeby publicznosci (niezaprzeczam mi sie tez podobal) i nie wyciagacie zadnych wlasnych wnioskow, nic tyko sucha analiza jednego wymiaru a to nie o to przeciez chodzi. Wymiana pogladow procentuje, wchodzimy na ten portal by podyskutowac a nie szukac towarzystwa wzajemnej adoracji, nieprawdaz?
Nikt nigdzie nie zginął, to wszystko to był sen Hurleya. Oglądajcie uważnie w jednym z odcinków jest przecież wyraźnie wyjaśnione, że Gruby jest schizolem.
dzieki za info . Gruby raz jest schizolem raz medium rozmawiajacy z "prawdziwymi duchami" kiedy jest kim decyduje gremium filmweb'u
On nie jest żadnym medium. Jack, Kate itd. to wymysły jego wyobraźni, takie same jak Dave :/
To też jest wytwór wyobraźni Hugo. Przecież widział go w samochodzie i ten dał mu jakiś klucz. Wykreował to sobie, żeby poczuć się w ten sposób ważny, nie być tylko żałosnym spaślakiem zajadającym się kurczakami.
nawet wtedy jak prowadzil Jacka do portalu gdzie zobaczyl swoj stary dom? Byly tam jeszcze inne watki ktore kaza nam sie nad tym wszystkim zastanowic
No tak. Jack to wyobrażenie Hugo, a co za tym idzie jedna z jego podświadomości. Jack to alter ego Hurley'a (jedno z wielu zresztą), które sobie stworzył w swojej chorej głowię, żeby w ten sposób się spełnić, jako przystojny Pan Doktor ratujący Świat przed złem.
hmmm przyznaje film widzialem juz jakis czas temu wiec wszystkiego nie pamietam..... Twierdzisz ze Jack to od poczatku wyobraznia Hugo tak?
czyli ze lost jest serialem o Hugo i jego mnogiej osobowosci? Jak dla mnie moze byc :) zawsze to lepsze od prawdziwosci tej wyspy :)
no chyba ze ta na ktorej krecono serial bo w ta fabularna to tylko wyznawcy wierza :)
1x11
W tym odcinku najbardziej podobał mi się wątek Locke-Boone wraz z końcówką gdzie odnajdują właz. Równie dobrą sceną była reanimacja Charliego i sceny z Ethanem. Słabszą stroną tego epizodu są nudne i obojętne retrospekcje.
Ocena 4/6
pewnie pomyslicie ze troluje ale ... :) pomyslcie troche . Jasnowidz sie nie mylil Claire idzie na pewna smierc powiedzmy ze dzieki temu ze jej polecil ten lot ma szanse wyrwac sie z cyklu and " let go " ku swiatlosci ze wzgledu na swoje pogmartwane niewyrazne zycie ( jak wszyscy nasi bohaterowie) Jest w ciazy lecz nie dane jej bedzie cieszyc sie macierzynstwem bo dziecko juz na nia czeka u bram , w ostatniej scenie przechodza razem . Rezyserzy pogmartwali fabule z ucieczka by odwiezc was od meritum , Aaron jest aniolkiem wraca do puli ( let go) ze tak sie metaforycznie wyraze , zadne dziecko nie moze urodzic sie w czysccu to oczywiste .Autorzy tyle symboliki wam tam upchali w 6 tych sezonach ze hej :) czarne i biale , dym woda swiatlo i symboliki ktora jest nieznana lub ma mylic zapewne caly egipt i jego znaczki :)
Co wy gadacie za bzdety, jasnowidz manipulował Claire... użył Tricku podobnego do Sawyera - oddał pieniądze, by zdobyć zaufanie, i namieszał jej w głowie tylko po to by później zarobić jeszcze więcej.
Ups, jestem trochę do tyłu i chyba nie tylko ja. Niestety nie jestem w stanie oglądać codziennie po jednym odcinku, dlatego dziś nadrobię tylko część zaległości.
1x10
Mimo że akcja na wyspie się rozkręca, odcinek jakoś nie wywołał we mnie szczególnych emocji. Pewnie gdybym oglądała go za pierwszym razem byłoby inaczej. Paranoiczna Claire i jej koszmary - OK, ale cały odcinek wypełniony jej panicznymi napadami strachu to za dużo. Ogólnie inaczej się to ogląda ze świadomością, że tak naprawdę ta cała wyjątkowość Aarona jaką wmawiali nam twórcy przez 5 sezonów, właściwie jest obojętna dla akcji. Nie wiadomo po co właściwie był cały ten wątek z medium - dodał trochę tajemniczości, ale poza tym był bez znaczenia.
4/6
1x11
Jackocentryki zawsze są u mnie mile widziane, niemniej akurat ten jest jednym ze słabszych. Nie pod względem relacji Jack - Christian (te uwielbiam), ale po prostu mało było akcji i dużo dialogów. Choć rozumiem też, że trzeba było jakoś ukazać skomplikowaną więź łączącą Jacka z ojcem.
Wiemy już, z czego wynikała tak emocjonalna reakcja Jacka na śmierć Christiana - w pewnym sensie mógł siebie za nią obwiniać. Gdy ojciec nakłania go do podpisania dokumentu mówi "Tu chodzi o moje życie", czyli - jeśli stracę przez ciebie pracę, do reszty pogrążę się w pijaństwie i będzie po mnie, będziesz miał mnie na sumieniu. Cholernie ciężki wybór. Ostatecznie Jack odmawiając podpisu wydaje niejako wyrok na ojca. Zdaje się, że to była próba "przecięcia pępowiny", oczywiście nieudana. Jack uwalnia się od problemów z ojcem dopiero po jego śmierci.
Ocenę odcinka na pewno podnosi jedna scena, dla mnie zdecydowanie zasługująca na miejsce w top 3 tego sezonu - reanimacja Charliego. Nawet teraz wzruszyłam się gdy to oglądałam. Świetnie zagrana, pełna emocji, na tle ponurej, deszczowej scenerii, która dodaje jeszcze dramaturgii - to jedna z lepszych scen w całym Lost IMO. To jeden z tych momentów, które mam przed oczami ilekroć sięgam wspomnieniami do serialu.
5/6
Wtedy ten rewatch zajmie nam wieki...
Nie wiem jak inni, ja po prostu będę oglądać po 2-3 odcinki z rzędu jednego dnia. Jakoś wygospodaruję sobie czas.
1x12
Najsłabszy odcinek 1 sezonu. Wątek samolociku jest chyba najgłupszym w całym serialu. Podobają mi się sceny Rose-Charlie a także rodzący się romans między Sayidem a Shannon. I choć te postacie kompletnie do siebie nie pasują to oboje mają na siebie świetny wpływ. Świetna była także końcowa scena ze śpiewającą Shannon. Retrospekcje Kate były słabiutkie zresztą jak wszystkie w jej przypadku.
Ocena 2/6
Ja miałem ostatnimi dniami busy time i też z lekka przyhamowałem z oglądaniem. Ale zabieram się do odrabiania zaległości ;)
Episode no 11, czyli 'Ratujmy Charliego - odsłona pierwsza'.
Po trochę słabszym odcinku 10 zdecydowana zwyżka formy. Mnóstwo ciekawej akcji na wyspie + całkiem niezłe retrospekcje Jacka i Christiana jako spokojniejsza odskocznia do wydarzeń z wyspy. Jest to jednocześnie pierwsza odsłona lostowego 'Daddies Issues' - wątku z przyczyn osobistych bliskiego obu głównym scenarzystom, a przede wszystkim Damonowi Lindelofowi. Widzimy Jacka 'grzebiącego' swojego ojca swoją nagłą zmianą decyzji na spotkaniu poświęconym przyczynom zgonu operowanej pacjentki.
Na wyspie działo się dużo i szybko. Widzimy pierwsze większe zgrzyty na linii John - Jack. Do tego świetna scena ratowania przyduszonego Karolka, który jedną nogą był już na drugim świecie. A także początek współpracy Locke'a z Boonem i ich wspólne odkrycie metalowych drzwi do bunkra.
Ocena: waham się między 9 a 10, jednak ostatecznie daję 9+/10.
1x13
Jedyny odcinek z Boonem w roli głównej. Skupia się głównie na relacjach pomiędzy nim a Shannon. Flashe może nie powala ale dobrze wpisuje się w główną historię. Świetnie wypada Locke, który w tym sezonie pomaga innym. Dzięki jego pomocy Boone uwalnia się od niezdrowej relacji z Shannon. Rose i Locke stanowią świetne uzupełnienie dla Jacka. Podczas gdy on leczy ciało to wymieniona dwójka leczy duszę. Przy czym cała trójka jest skuteczna. Scena z sikaniem była przezabawna. Miała głównie na celu ocieplenie wizerunku Jina. Na plus także założenie ogródka przez Sun. Od tego momentu zaczęła się jej przyjaźń z Kate. Sama Kate była fatalnie rozpisaną postacią ale najlepiej wypadała w roli przyjaciółki Sun czy Claire.
Odcinek bardzo dobry i oceniam go na 5/6
Odcinek 12, czyli ciemna strona naszej Kasi.
Na kolana nie powalał, ale na pewno nie uznałbym go za słaby - takich odcinków w pierwszym sezonie po prostu nie było. Chyba odczuwasz jakąś wyraźną niechęć do postaci Pieguski, stąd aż tak niska Twoja ocena.
Minus odcinka: retrospekcje. Ale nie dlatego, że były jakieś słabe - wręcz przeciwnie, oglądało się je dobrze. Niestety były mało wiarygodne. Kate jaką znamy z 6 sezonów w żadnym wypadku nie byłaby zdolna do czegoś takiego co zobaczyliśmy w scenach w banku. A już na pewno nie po to, aby odzyskać ten samolocik, pamiątkę po miłości z dzieciństwa.
Na wyspie w tle głównych wydarzeń widzimy dość znaczący fakt: przeprowadzkę z pierwotnej plaży na nową - fajną, bo klimatyczną, z pobliskimi drzewami. Powód tego był jednak prozaiczny - Koszty utrzymywania spalonego wraku samolotu na jednej z plaż Oahu były gigantyczne, producenci nie mieli innego wyjścia i musieli przenieść obóz do nowej lokalizacji. Trzeba to było oczywiście wpleść jakoś w fabułę i zrobiono to dość zgrabnie - tłumacząc ten fakt silnym przypływem.
Po za tym odcinek pełen był par: najpierw James-Kaśka, potem Jack-Kaśka, dalej Rose-Charlie, Boone-John, aż na Shannon-Sayid kończywszy.
No i na koniec złotowłosa pośpiewała nam naprawdę ładnym francuskim akcentem. I choć odcinek mógł po części sprawiać wrażenie przegadanego, to mnie się podobało :) Stąd też ocena: 8/10.
Każdy sezon Lost w tym także 1 sezon miał jakieś słabsze odcinki z czego większość była z Kate w roli głównej. Jedynym dobrym kejtocentrykiem była Tabula Rasa choć i tam retrospekcje obniżają ocenę. Zazwyczaj jej odcinki ratują elementy całkowicie nie związane z jej postacią. Postać Kate jest fatalnie rozpisana ale sama aktorka w żadnym stopniu jej nie poprawiła. Kate psuję mi ten serial stąd moja ocena jej epizodów będzie oscylowała w granicach 2-3/6.
1x14
Odcinek przeciętny. Retrospekcje ukazują jak zmieniał się stosunek Michaela do syna. Szczególne wrażenie zrobiła na mnie scena z ptakiem. Wątek zdolności Walta nigdy nie był dokończony. Z drugiej strony chyba błędem było wprowadzenie go do serialu. Szybko dorastający aktor oznaczał szybkie pożegnanie z Waltem w Lost. Twórcy nie powinni go wciągać w takiej długofalowe wątki. Zachowanie Michaela wobec Walta i Locka było strasznie irytujące. Podobało mi się bójka między Charliem i Sawyerem a także końcówka. Minus za fatalnie zrobionego miśka chociaż ten z 3x03 też był tragiczny
Ocena 3/6
"Jest to jednocześnie pierwsza odsłona lostowego 'Daddies Issues' - wątku z przyczyn osobistych bliskiego obu głównym scenarzystom, a przede wszystkim Damonowi Lindelofowi."
Nie słyszałam o tym, możesz coś więcej powiedzieć na ten temat? Tzn. jaki to ma związek z Damonem?
Lindelof i Cuse, jak pewnie dobrze wiesz, prowadzili wspólnie oficjalny podcast Lostów, w ostatnich sezonach również jako video-podcast. W jednym z odcinków zapytano ich m.in. o to skąd w Lostach tyle wątków typu rodzice-dzieci, a w szczególności ojciec-dziecko. Obaj odpowiedzieli, że łączy się to z ich osobistymi względami. Obaj mieli, jak to sami ujęli 'dość skomplikowane' relacje ze swoimi ojcami. Ojciec Damona nie wierzył w jego zamiłowanie do pisarstwa. Na dodatek dość wcześnie umarł, co Damon ponoć mocno przeżył. Stąd właśnie chcieli przenieść część tych wspomnień do serialu. JJ Abrams również był za tym.
Ciekawe, nie miałam o tym pojęcia. To może tłumaczyć, dlaczego wszystkie te wątki z daddy's issues są tak poruszające i prawdziwe.
Jeszcze do oceniania odcinków. Postać centryczna w głównej mierzę determinuję ocenę epizodu. Odcinki z Benem, Sayidem czy Lockiem zawsze są bardzo dobre/ świetne. Wyjątkiem jest tu tylko "Further Instructions". Są to świetne postacie i wątki z nimi związane są interesujące. Zupełnie inaczej jest w przypadku pary Koreańczyków, których odcinki są przeważnie nudne czy Kejtocentryków, które stanowią większość zapychaczy w całym Lost.
"Zupełnie inaczej jest w przypadku pary Koreańczyków, których odcinki są przeważnie nudne czy Kejtocentryków, które stanowią większość zapychaczy w całym Lost." - to że nie przepadasz za tymi postaciami nie znaczy że te odcinki są nudne albo są zapychaczami , jeżeli chodzi o pare Jin i Sun to odcinki są właśnie ciekawe a szczególnie wydarzenia na wyspie.
To chyba zależy, kto lubi którą postać - Ja sayida nie trawiłem, postać przerysowana, stereotypowa i nierealistyczna (wnerwiający jak macgyver) i jakoś odcinki z nim mi się nie podobały... natomiast odcinek 10, i większość odcinków Hurleya pododobały mi się strasznie. To dzięki temu nie zrezygnowałem z dalszego oglądania serialu - a taki miałem plan, bo do 9 odcinka było po prostu nudno. (i nie podoba mi się też pilot serialu, widziałem go 3 razy, przed rozpoczęciem przygody z lostem, za pierwszym dotrwałem do końca 1 części, za drugim obejrzałem cały pilot i stwierdziłem że nie będę tego czegoś oglądał, i dopiero za trzecim razem jakoś się przekonałem, chyba dla tego że widziałem część jednego z dalszych odcinków w międzyczasie, i się zainteresowałem)
Locke jakoś mnie nie urzekł, sporo rzeczy w jego retrospekcjach było żałosnych...
Jeśli chodzi o wątki Sun i Jina, to akurat ich wątki wydawały mi się być ciekawe - ukazywały taki inny świat, i pokazywały jak wyspa się zmieniła. Po za tym te postacie miały sporo ciekawych wątków - Sun i angielski, ciąża, zaginięcie jina, jego relacje z Danielle z przeszłości, zakręcony odcinek z 4 sezonu, który mieszał trochę w głowach :)
Najgorsze było wszystko związane Michalem, jak dla mnie przynajmniej. Odcinki Jacka i Kate jakoś też nie porywały - to tak jak w Once Upon A Time - gdzie nie trawie retrospekcji Snow i Charminga, bo te postacie są po prostu nudne.
Jeśli jeszcze chodzi kate - w 1 sezonie akurat odcinki te były dość ciekawe, czego nie można powiedzieć o retro Jacka!
Odcinek 12, czyli Boone na haju.
Widzimy jak Boone raczej szybko zaczął być zazdrosny o w sumie niewiele jeszcze znaczące kontakty między Shannon a Sayidem. Jednak z retrospekcji dowiadujemy się dlaczego tak jest i że parę łączy coś więcej niż wyłącznie rodzeńska przyjaźń. I choć wiemy, że w zasadzie nie łączy ich pokrewieństwo krwi to jednak oglądanie ich 'miłosnych uniesień' należało do raczej średnio przyjemnych. Shannon z tych retrospekcji wydaje się być osobą pozbawioną większych skrupułów w dążeniu do swoich celów to z jej przyszłych retrospekcji dowiemy się, że jej przedwczesne osądzanie wcale nie jest takie proste.
Na wyspie oprócz Boone'oterapii prowadzonej przez Locke'a, widzimy raczej dość sielankową fazę egzystencji naszych Robinsonów : Hugo, który mimo swojej biegunki, nawiązuje przyjaźń z Jinem, Sun z Kaśką bawią się w ogródek, a Sayid udaje pomysłowego Dobromira ;-)
W tle głównych wydarzeń dostajemy pierwsze objawy magnetycznej anomalii wyspy oraz obserwujemy postępujący brak zaufania Jacka względem Locke'a.
Ciekawostka: sen na jawie Boone'a. Widzimy w nim jak 'wyobraża' sobie potwora, który podrywa do góry Shannon, a następnie zabija ją. Jest to dość dziwne biorąc pod uwagę, że Boone nigdy wcześniej na własne oczy potwora nie widział ;] Wprawdzie istnieje możliwość, że wyobrażał sobie jakąkolwiek jego postać to jednak chwilę wcześniej widzimy dość dobrze, że raz: cień na drzewach przypomina 'chmurę' oraz że potwór pojawia się nagle z podziemi, co jak wiemy jest zgodne z prawdziwym wyglądem i zachowaniem Dymka.
Ogólnie odcinek dobry, ale bez szału. Ocena: 7+/10.
Ot taka ciekawostka zanim przejdę do oceny odcinka 1x15
Damon Lindelof: Ogromna liczba fanów uważa epizod Stranger in a Strage Land za najsłabszy. Jest to odcinek o Jacku i jego tatuażach. Osobiście uważam, że przedstawianie go jako najgorszy odcinek jest trochę niesprawiedliwe. Nie jestem jego wielkim fanem, ale wtedy było tyle rzeczy, które sprowadzały się do tego odcinka, że po prostu musiał on zostać napisany, aby nie pominąć żadnego ważnego elementu fabuły. Jednocześnie było też wiele pomysłów, które nie do końca wypaliły. Podjęto złą decyzję odnośnie castingu, a także złą decyzję co do przesłania, jakie miał nieść odcinek. Historia z retrospekcji również była nieciekawe. Po prostu wszystko, co mogło pójść nie tak, poszło nie tak, ale nie uważam, że scenariusz odcinka był jakiś tragiczny i jest wszystkiemu winny. "Homecoming" był moim zdaniem wadliwy pod każdym możliwym względem.
1x15
Nie zgadzam się z Lindelofem. Nie widzę większych wad w tym odcinku a w porównaniu z Stranger in a Strage Land wypada wręcz rewelacyjnie. Sam odcinek był bardzo dobry i ciekawy. Podoba mi się w nim zaprezentowanie powrotu Claire i przygotowania do akcji z punktu widzenie Charliego, który nie został do niej dopuszczony. Wśród naszych rozbitków widoczny jest podział społeczny i Charlie choć należy do warstwy wyższej to nie zalicza się do ścisłej elity.
Retrospekcje może nie powalały na kolana ale dobrze ukazują upadek Charliego. Świetne był sceny walki w deszczu choć dziwi mnie, że Ethan tak łatwo dał się podejść. Samemu Charliemu trudno się dziwić, że zabił Ethana. I choć gdy oglądałem ten odcinek po raz pierwszy byłem zły, że stracono szanse czegoś się od Ethana dowiedzieć to znacznie lepszym więźniem był Henry Gale.
Odcinek bardzo dobry i oceniam go na 5/6
Nadrabiam zaległości ;p
1x12
Lubię retra Kate. Wiem, że nie każdy pała do niej sympatią, zwłaszcza do jej poczynań na wyspie, ale jednak retrospekcje ma na ogół ciekawe i trzymające w napięciu. Zawsze jest jakiś element zaskoczenia, zwrotu akcji, sama Kate też pokazuje wiele swoich twarzy - raz wyrachowanej oszustki, kiedy indziej psychicznie poranionej ofiary swojego ojczyma, kochającej córki, potem znowu zimnej zabójczyni... Dla mnie jej wyspowe, często głupie zachowanie nie przekreśla faktu, że retra ma niezłe.
Było też kilka wzruszających momentów. Selden twierdzi, że wątek z samolocikiem jest głupi. Czyżby? Czasem najmniejsze przedmioty mogą mieć dla człowieka naprawdę bezcenną wartość. Dobra, może to trochę łzawe i sentymentalne, ale jednak zdarza się to. Mnie poruszyła scena gdy Kate wykrzyczała, że samolocik należał do mężczyzny, którego zabiła. I scena z płaczącym Charliem.
Akcja z walizką, szukaniem kluczyka również mi się podobała. Dlatego cały odcinek 5,5/6.
1x13
Można powiedzieć, że wraz z rewatchem na nowo "odkrywam" postać Boone'a. Polubiłam go i szkoda, że trzeba będzie się z nim tak szybko pożegnać. Zwłaszcza jego stosunek do Shannon to ciekawy aspekt tej postaci. Jako że retrospekcje poruszały właśnie wątek ich pogmatwanej relacji brat-siostra, oglądałam z zainteresowaniem. I wcale nie odrzucały mnie sceny miłosne, wg mnie była między nimi chemia. A fakt ich "mentalnego" pokrewieństwa dodawał całej sytuacji smaczku. IMO lepiej do siebie pasują niż Shannon do Sayida.
Fajny wątek z ogródkiem, taki typowo pierwszosezonowy - na luzie, nie ma othersów, Dharmy itd., możemy obserwować zwyczajne, ludzkie relacje między rozbitkami.
Jedyne, co mnie wkurza to Locke. Niestety, jego samozwańcza postawa mentora i wujka dobra rada dla wyspowych podlotków (Walt, Boone) jest irytująca. Tym bardziej, że ze strony chłopaków widać ślepą fascynację "panem Locke'iem". Niemniej, dobra była scena z anegdotką o Michale Aniele. Zawsze podziwiałam scenarzystów za umiejętność wplatania takich anegdot w fabułę - o dziwo, na ogół wychodziło to sensownie i zgrabnie dopełniało dialog, nigdy nie miałam poczucia, że ktoś tutaj chce zaszpanować wiedzą.
Odcinek bardzo dobry, daję 5/6
1x16
Outlaws w dość realistyczny sposób pokazuję nam jak wygląda życie człowieka po zabójstwie. Mamy tu 4 morderców Sawyera, Charliego, Kate i Saiyda. Dwóch pierwszych nie radzi sobie z tą sytuacją. Kate wprawdzie też nie do końca sobie z tym radzi ale panuję nad sobą. Natomiast Saiyd ma najwięcej na sumieniu ale stara się tego nie pokazywać na zewnątrz. Każdy z nich cierpi po zabójstwie człowieka. Sawyer odkąd trafił na wyspie wyglądał na człowieka, który nienawidzi siebie i wyżywa się zarówno na naszych rozbitkach jak i na biednym dziku. Charlie przestaje być sobą. Ofiary Saiyda nawiedzają go w jego snach o czym dowiemy się w 2 sezonie. Kate ciągle walczy z poczuciem winy i stara się ukrywać przed rozbitkami prawdę o samej sobie.
Bardzo podoba mi się Hugo w tym odcinku. Hugo-przyjaciel to najlepsze jego wcielenie. Sayid świetnie sprawdził się w roli terapeuty. Saiyd z naszej 4 killerów jest najbardziej spokojny choć ma najwięcej ofiar na sumieniu. Brawa dla Hugo, że potrafił zorganizować skuteczną pomoc dla swojego przyjaciela :)
Podobała mi się też scena w której Locke opowiadał historię tragedii rodzinnej. Na minus sceny Sawyera z Kate. Niezbyt przypadała mi do gustu zabawa w Nigdy. Czy dwoje dorosłych ludzi, żeby szczerze pogadać musi się upić ? Ma to może jeszcze swój urok gdy ogranicza się do samej zabawy ale przy przejściu na poważne tematy sporo na tym traci. Same retrospekcje były chyba najlepszymi Sawyera w całym serialu. W pamięci utkwiła mi szczególnie końcówka w deszczu.
Odcinek słabszy od poprzedniego ale wciąż dobry i oceniam go na 4/6
1x14
Odcinek poświęcony moim ulubieńcom... O dziwo retrospekcje oglądało mi się ciekawiej niż akcję na wyspie. Atak niedźwiedzia polarnego był raczej kiepskim pomysłem scenarzystów, zwłaszcza, że po tej scenie widzimy jak Michael i Walt rozmawiają sobie jak gdyby nigdy nic o przeszłości, pisanych listach itd. Heloł - parę godzin temu dzieciak został prawie pożarty przez krwiożerczą bestię na tajemniczej wyspie, na której co parę dni ktoś ginie. Dla 10-latka to powinno być raczej traumatyczne przeżycie. Najwyraźniej trzeba było jakoś pokazać, jak to Michael troszczy się o syna itd. - szkoda, że w taki sposób.
Poza tym nic wyjątkowego się nie działo, jedynie wątek z pamiętnikiem Claire był jakimś urozmaiceniem. Naciągane 4/6.
1x15
Znalazła się Claire i to jest plus. Dobry wątek z planem jej odbicia i późniejszą zasadzką. W pierwszej chwili Charlie zabijający Ethana - jakoś mi się to nie spodobało, nie pasowało mi do Charliego. Jednak po głębszym zastanowieniu doszłam do wniosku, że ten czyn jakoś współgrał z jego retrospekcjami. Został w nich ukazany jako ktoś słaby, kto nie dorósł do bycia prawdziwym mężczyzną zdolnym do obrony najbliższych. Widać było, że wspominając wydarzenia sprzed katastrofy wstydzi się tym, kim był. Zabicie Ethana mogło być więc momentem zwrotnym w jego wewnętrznej przemianie - Charlie eliminuje ostatecznie człowieka, który mógłby zagrozić Claire, sam udowadnia sobie, że jest w stanie obronić ukochaną osobę. Może nie był to czyn przemyślany, raczej impuls, ale dla samej postaci i jej odrodzenia istotny.
Miało być 4, ale po przemyśleniu niektórych wątków wystawiam ocenę 5/6.
Episode 14 aka 'where is my son?'
Pierwszy z odcinków skoncentrowanych na relacji Michael - Walt. Ciekawe retrospekcje. Znów nic nie jest tak proste jakby mogło się wydawać. Michael - niby ojciec z przymusu, jednak nie końca, ponieważ zawsze chciał nim być, ale został, krótko mówiąc, wyrysany przez kobietę, którą kochał. Trudno mu odmówić starań, jednak z rolą ojca radzi sobie nie najlepiej. Zamiast budować pozytywne relacje na linii ojciec-syn, tak aby zdobyć jego zaufanie (w końcu ledwo co się poznali), to próbuje trzymać go na krótko. Walt jako jedyny dzieciak wśród rozbitków wyraźnie szuka przyjaciół, tymczasem Michael zamiast to zaakceptować, widzi w tych próbach jedynie zagrożenie dla swojej pozycji ojca. W ten sposób dochodzi to zgrzytów między nim, a Lockiem. Koniec końcem , John dzięki pomocy w ratowaniu Walta, ostatecznie zostaje w oczach Michaela rozgrzeszony.
Ze mniej ważnych spraw warta wspomnienia jest walka Charliego ze samym sobą o zajrzenie do pamiętnika Claire .. Charlie po raz kolejny udowadnia, że z pokusami wygrać nie potrafi, ale za to trudno było się nie pośmiać w scenie, kiedy co chwilę brał i odkładał ten jej pamiętnik ;-)
Na minus: niespecjalnie udany polarny misiek, choć na uwagę zasługuje fakt, że w większości scen nie stworzył go komputer, lecz zagrał aktor w przebraniu ;-)
Odcinek kończy cliffhanger z szukającą obozu Claire.
Ocena: 8/10
przepraszam, że się wcinam, ale obserwując wasze posty sam zapragnąłem na nowo obejrzeć lost. Pamiętam, że wysiadłem przy 3 sezonie, i zastanawiam się czy lepiej zacząć od 3 sezonu czy od początku. Wydaje mi się, że pierwsze 2 sezony dość dobrze pamietam pomimo paru lat przerwy :P
Oczywiście, że od początku. Oglądaj po kilka odcinków dziennie to nas dogonisz w ciągu kilku dni. Im nas więcej tym lepiej :)
zapraszamy, ale tak jak pisze selden, zacznij od początku, w końcu to rewatch ;)
Btw, ktoś wie, przy którym epizodzie powinniśmy "formalnie" już być? Bo na razie czeka mnie seans z Sawyerem, czyli 1x16 i nie wiem, ile mam jeszcze nadrobić. A mam akurat sporo czasu.
Nie ma sensu liczyć, ale powiedzmy, że na dziś niech to będzie odcinek 17.
Ja i tak raczej tyle nie obejrzę, bo jutro mam dość ważne kolokwium i wypadałoby coś na nie umieć ;]