Oglądałem wczoraj ostatni sezon Lost do 5 nad ranem. Byłem pod wrażeniem
praktycznie wszystkich 5 sezonów dotychczas. 5 był klimatycznie ciut inny, ale pozostała
atmosfera niepokoju i niewiedzy, powiedziałbym taki specyficzny klimat. Jednak ostatni
sezon serialu.. w mojej opinii był kiepski, z kilku powodów. Po pierwsze, wg mnie 6
sezon jest praktycznie od 1 do powiedzmy 14 odcinka wypełniony zapychaczami. Miło
było zobaczyć szczęśliwych bohaterów lotu Oceanic 815 i wiele razy na mojej twarzy
zagościł uśmiech, widząc połączoną rodzinkę Kwon, czy Sawyera i Juliet. Ale... to nie jest
Lost. Rozumiem , że każda bajka kiedyś się kończy, lecz ta zakończyła się... w mojej
opinii źle. W zakończeniu ( mam na myśli ostatnie 15 minut serialu) nie podobało mi się
praktycznie nic. Rozumiem jego sens (Jack spotyka ludzi na których mu zależy, którzy
umarli tak jak on, wcześniej, bądż później od niego i razem idą... dalej.) , jednak to nie
jest to. Końcowa scena, w której Jack i Christian rozmawiają w do bólu ekumenicznej
zakrystii i wchodzą do kościoła, jest niczym oklepana scena urodzin niespodzianki
powielana w sitcomach. Brakowało tylko wielkiego tortu i okrzyku "Suprise!" Gdzieś w
tym sezonie zatracił się cały klimat Lostów jakich znalem przez 5 sezonów. Gorszy lub
lepszy różnie to bywało. Ale to jest moim zdaniem cena za wyprodukowanie 6 sezonów.
Autorzy , czując spadek oglądalności, rakiem wycofujących się producentów zdecydowali
się na prosty zabieg. Zaserwowali nic nie wyjaśniający (bo za dużo by wyjaśniać)
kukiełkowy teatrzyk i zasugerowali widzom, żeby byli ludźmi wiary jak John Lock. Niestety,
ja i po ocenie widać wielu innych , to wciąż ludzie nauki...
Witam na forum :)
Oczywiście, masz prawo być w stu procentach człowiekiem nauki i nie lubić szóstego sezonu. Tematyka związana z życiem po życiu zawsze będzie kontrowersyjna, jeżeli ktoś nie wierzy w takie rzeczy, to na pewno jest ona dość denerwująca.
Osobiście życzyłabym sobie takiego happy endu. W swoim czasie wszyscy się dowiemy, czy po tamtej stronie coś na nas czeka czy nie, więc nie ma o co się spierać.
Jeśli chodzi o ekumeniczną kaplicę, to chodziło o pokazanie, że jest to miejsce dla wszystkich ludzi.
Zakończenie zostało napisane dużo wcześniej, twórcy do niego właśnie dążyli. Ogólnie można powiedzieć, że jest to serial o drodze życiowej wszystkich ludzi. Wyspa jest pełna niewyjaśnionych tajemnic, ludzie starają się ją poznać obierając drogę nauki bądź wiary, jak w prawdziwym świecie, o to mniej więcej chodziło twórcom serii.
Też uważam, że niektóre wątki nie zostały wyjaśnione w wystarczający sposób, jest za dużo niedopowiedzeń. Mam wrażenie, że scenarzyści trochę się rozpędzili a potem nagle zorientowali się, że nie maja już czasu. Szkoda, bo mogło wyjść to o wiele lepiej.
Jeśli idzie o niską ocenę serii - często wynika ona z czegoś innego. Mnóstwo ludzi nie rozumie zakończenia, średnio co kilka dni trzeba komuś tłumaczyć, że wyspa to nie zaświaty ;)
Mam to samo odczucie. Wydawało mi się, że 6 sezon był pisany na kolanie, i nie wiedzieli do końca do czego dążyli. Chociaż nie powiem miał swoje perełki które klimatem przypominały stare dobre LOSTy - Sundown i Happily Ever After.
A ja tam uważam że Lost w 6 sezonie to nadal Lost i ten sezon trzyma poziom tak samo jak pozostałe. Nie zgodzę się też z tym że w większości tego co widzimy to zapychacze,no ale co kto lubi... a co do ludzi nauki, to jak ktoś chcę być człowiekiem nauki to niech sobie będzie, ja tam wolę być jak John Locke;) Poza tym jak ktoś oglądając Lost chcę wszystko wiedzieć co,gdzie,jak,po co,dlaczego itp. to nie dziwię się że nie "czuję" tego serialu.
"Autorzy , czując spadek oglądalności, rakiem wycofujących się producentów zdecydowali
się na prosty zabieg."
W tym momencie jesteś w kompletnym błędzie. Data finałowego odcinka Lost została ustalona ... ponad 3 lata wcześniej, podczas produkcji trzeciego sezonu. I nie miała tu nic do znaczenia oglądalność, bowiem ABC wystawiło gwarancję produkcji serialu do końca, niezależnie od słupków popularności. Inną sprawą jest, że środki na realizację i produkcję ostatniego sezonu ze względu na ogólnoświatowy kryzys gospodarczy nie były już tak wysokie jak we wcześniejszych seriach, co widać gołym okiem
Co do wycofujących się producentów, nie sprawdziłem mea culpa. \
Co do nie - czucia serialu. Każdy przyzna, że porównując 3 pierwsze sezony z ostatnim, mówimy o 2ch różnych serialach. Nie zagłębiając się w szczegóły, różnice są istotne. O ile sezony 1-3 są swoistym majstersztykiem pod względem tajemniczości, kreacji postaci, czy historii, sezon 6 jest połączeniem niskich lotów serialu obyczajowego, z lataniem w te i nazad po Wyspie. Co do samego finalnego sezonu, może źle się wyraziłem. Wyjaśnia on całkiem sporo, ale w sposób dosyć... biedny. Mamy żółte światło , którego trzeba bronić, bo wszyscy umrą. Desmond gasi światło, nikt nie umiera, ale Dymek i Jack mogą się pobić. Dymek , którego nikt nie mógł ruszyć przez 6 sezonów, po 5 minutach ląduje na skarbie ze skręconym karkiem. Dlaczego Jacob przez 3 lata pobytu Desmonda na wyspie sam tego nie zrobił? Nie wiadomo. Potem jest jeszcze weselej. Tłuczona przez 16 odcinków obyczajowa część , w której Desmond lata po całym L.A. robiąc głupie rzeczy, kończy się wspólną wyprawą "do nieba"... Co to ma wspólnego z Wyspą, Jacobem itd. Nic. I końcowa scena. Po przejściu przez 6 sezonów otrzymujemy scenkę niczym z występu gospel. Dobrze że nie wyrosły im skrzydła.
Ale jedyne co słyszę to "nie zgadzam się, bo mi się podobało".
I tu się mylisz. Ten cały afterlife miał z wyspą bardzo wiele wspólnego, to właśnie życie na niej połączyło ich w sposób, który widzieliśmy. Przez te 6 sezonów, po oglądaniu wielu smutnych i radosnych scen, bohaterowie zmieniali się na lepsze i gorsze oraz wytwarzali więź. Wyspa to tło dla wydarzeń, które miały tam miejsce. W pewnym sensie można wątek wyspy i zagubionych traktować oddzielnie - i jedno i drugie ma swoje prawa i tajemnice. Gdyby nie lot 815 cały ten afterlife nie miał by miejsca.
Jeśli chodzi o akcję w L.A. - w Zagubionych od początku było mnóstwo wątków obyczajowych, dotyczących psychiki bohaterów i relacji między nimi, tak więc nie ma w tym wątku nic dziwnego.
Aha, jeszcze jedno. Nie masz racji pisząc, że zakończenie nie ma nic wspólnego z Jacobem.
Ono zostało przez niego wręcz przepowiedziane w tej scenie (jednej z najważniejszych w Lost):
http://www.youtube.com/watch?v=7yCmCOQbYAI
Musimy koniecznie zrobić ranking najlepszych scen... tę mógłbym oglądać bez końca :) Ale Lost zostawił nam wiele takowych ...
Dobry pomysł. Ewentualnie żeby każdy wypisał bądź podał linki do swoich ulubionych scen z Lost.
po tym wpisie utwierdziłeś mnie w przekonaniu, że NIE ROZUMIESZ TEGO CO DZIAŁO SIĘ W 6 SEZONIE, wytłumaczę Ci to na dwóch przykładach które sam podałeś...
"Mamy żółte światło , którego trzeba bronić, bo wszyscy umrą. Desmond gasi światło, nikt nie umiera, ale Dymek i Jack mogą się pobić. Dymek , którego nikt nie mógł ruszyć przez 6 sezonów, po 5 minutach ląduje na skarbie ze skręconym karkiem." - to pierwszy przykład który tłumaczy, że nie rozumiesz o co chodzi albo nieuważnie oglądałeś serial... dziwi że gdy gaśnie "żółte światło" a Jack i "Dymek" mogą się pobić, a przez 6sezonów nikt nie mógł mu nic zrobić a on nagle ląduje ze skręconym karkiem... no właśnie dlatego ląduje ze skręconym karkiem, bo trzeba było zgasić do tego to twoje nieszczęsne "żółte światełko" żeby móc go zabić! Mówił o tym bardzo wyraźnie Jacob, że tylko w ten sposób można zabić jego brata, jeśli ta scena Cie zdziwiła to jak już wspomniałem po prostu nie uważnie oglądałeś albo tego nie zrozumiałeś,
to że jeszcze bardziej nie rozumiesz serialu świadczy twoja wypowiedź "Potem jest jeszcze weselej. Tłuczona przez 16 odcinków obyczajowa część , w której Desmond lata po całym L.A. robiąc głupie rzeczy, kończy się wspólną wyprawą "do nieba". To jest już na prawdę dowód, że się pogubiłeś i nie masz zielonego pojęcia o tym co się działo na wyspie i poza nią...
jak wiemy retrospekcje ukazywały nam od samego początku losy bohaterów przed pobytem na wyspie, TO JAKIE POPEŁNIALI BŁEDY PRZED KATASTROFĄ - to bardzo ważne o czym piszę teraz - jednak pod koniec serialu zaczynają pojawiać się FUTUROSPEKCJE, ukazywane jest to co dzieje się z bohaterami poza wyspą w czymś co jest swego rodzaju czyśćcem, jak wiedzą osoby wierzące czyściec jest miejscem w którym należy odnaleźć samego siebie, zrozumieć swoje błędy, żałować ich, i to głupie latanie Desmonda robiącego głupie rzeczy jest właśnie lataniem po czyśćcu, nie wiem czy to pamiętasz, bo patrząc na to co wypisujesz to raczej nie bo widać że oglądasz serial nieuważnie to przypomnę Ci, że był taki okres na wyspie w którym bohaterowie podróżowali w czasie, w przeszłość, przyszłość i tak wiele razy na zmianę, wtedy Daniel Faraday powiedział, że Desmond jest jego stałą która może to wszystko naprawić, potem odnalazł go rzeczywiście na uczelni itp itd
do czego zmierzam, Desmond był stałą nie tylko dla Faradaya, ale dla WSZYSTKICH bohaterów! to on w futurospekcjach - czyśćcu miał im pomóc i to rzeczywiście robił jak np Claire i jej dziecku, miał pomóc wszystkim bohaterom zrozumieć błędy popełniane przed katastrofą, które widzieliśmy w retrospekcjach, w futurospekcjach - czyśćcu mieli je zrozumieć i naprawić,
dzięki temu mogli pójść do nieba, zostać zbawieni, Desmond musiał im jednak pomóc wszystkim i zebrać ich w jedno miejsce,
to, że futurospekcje są czyśćem i wtedy bohaterowie są MARTWI, powtarzam, są MARTWI W FUTUROSPEKCJACH, świadczy to, że gdy wtedy spotyka się Claire z Charlim, to się nie znają, jednak po pewnym momencie PRZYPOMINAJĄ sobie wszystko, to jak się poznali, to jak byli na wyspie, przypominają sobie swoje, życie!
i tak w skrócie powstała ta scena w kościele, jest to scena przejścia do nieba z czyśćca!
bohaterowie bramę do nieba musieli przekroczyć WSZYSCY razem, dlatego zebrali się w kościele i czekali na siebie, nie każdy z nich zmarł w tym samym momencie, to mam nadzieję, że załapałeś, jak wiemy Jack umiera na wyspie zamykając oczy w jednej z ostatnich scen, ale np Hurley dalej żyje na wyspie, czy Sawyer z Kate, którzy opuszczają ją samolotem,
tak więc po tym jak Jack umiera na wyspie, znów jest skok w przyszłość i widzimy jak już wszyscy bohaterowie są w kościele - czyli wszyscy już zmarli - i przechodzą razem do nieba,
ufff trochę się napisałem, powiem jeszcze tak, nie chcę Cię absolutnie urażać czy obrażać, ale po prostu swoją wypowiedzą dałeś dowód na to że nie wyłapałeś/nie zrozumiałeś tego co serial Ci chciał przekazać, taka jest prawdą, głupie bieganie Desmonda jest czymś ważnym a nie głupim, a jak wiemy już małe dzieci używają słowa "głupie" w stosunku do rzeczy których same nie rozumieją,
pisałem też już wcześniej, że serial LOST jest serialem z gatunku trudnych do zrozumienia, i pisałem to już też, że szczególnie właśnie 6 sezon przepełniony jest wręcz religią, filozofią i metafizyką, dlatego jego zrozumienie może być dość trudne,
ja sam oglądałem LOSTów dwa razy, i obejrzę te 6 sezonów jeszcze na pewno kilka razy w przyszłości jeśli jeszcze trochę pożyje,
pozdrawiam
To "nie zgadzam się bo mi się podobało" chyba było kierowane do mnie. Widzisz,po prostu nie chcę mi się 10 raz pisać tego samego;) Poza tym ja nie chcę Cię do niczego przekonywać, bo dla mnie to nie ma znaczenia czy Tobie się podobał ten serial czy nie. Nawet gdyby 98 z 100% uważało ten serial za gniot, to dla mnie i tak będzie świetny. Rozumiesz,co chcę przez to napisać?
Napiszę tylko tyle, że nie powiedziałabym że druga połowa serialu (4,5 i 6 sezon) są gorszę. Są inne. Uwielbiam wszystkie sezony,ale wbrew opinią większość dla mnie ta druga połowa była lepsza. Dlaczego? Dlatego że lubię fantastykę i podobał mi się ten motyw z podróżami w czasie, bo pojawia się Faraday,Miles, którzy są jednymi z moich ulubionych bohaterów, Lapidus, więcej akcji, przybliżona postać Dymka i Jacoba i tak dalej...
a dla mnie sezon 6 jest najlepszym sezonem LOSTów zaraz po 1,
sezon 6 jest bardzo ważny i bardzo dobry ze względu na to, że to właśnie w nim poznajemy bardzo wiele odpowiedzi na bardzo wiele pytań dotyczących historii wyspy i tego co na niej się działo/dzieje,
dla mnie druga połowa 6 sezonu jest e-p-i-c-k-a i nie boję się użyć tego słowa,
ostatni i docinek, poświęcenia Jacka, to jak kolejny raz się poświęca i umiera... scena w której zamyka oczy - dla spostrzegawczych, historia na wyspie rozpoczyna się i kończy DOKŁADNIE w tym samym miejscu i z tym samym bohaterem, Jakiem i przyjacielskim czworonogiem, - jest bardzo wzruszająca i muszę przyznać, że wtedy oczy mi się spociły - ale mogę się założyć, że nie tylko mi...
nie mam pojęcia czemu odniosłeś wrażenie, że 6 sezon pisany był jakby na kolanie? jest on BARDZO ale to BARDZO przemyślany, ponieważ łączy wiele niewyjaśnionych dotąd historii i jak już wspomniałem wyjaśnia zagadki, tajemnice wyspy!
ostatni sezon może być trudny w interpretacji ponieważ wiele w nim wątków filozoficznych, religijnych i metafizycznych - szczególnie w ostatnim odcinku - scena w kościele,
wydaje mi się, że w zrozumieniu 6stego sezonu dosyć kluczowe jest uważne oglądanie odcinków w których obserwujemy relacje między Jacobem a Mężczyzną w czerni, cofamy się do czasów ich dzieciństwa, poznajemy początek niezwykłości wyspy i w zasadzie to od nich wszystko się zaczęło,
Czy wg Ciebie poznanie tego kim jest/był Jacob, jak na wyspę trafił Richard Alperd i dlaczego na niej się nie starzał, jak na wyspę trafiła Czarna Perła, kim/czym jest czarny dym, Czy wg Ciebie odpowiedzi na te pytania zawarte w 6 części są pisane na kolanie?
powtórzę raz jeszcze, sezon 6 jest dla mnie najlepszy zaraz po sezonie 1, ale wg mojej skromnej oceny to właśnie sezon 6 jest n a j l e p i e j napisany, ze względy na to, że wyjaśnia on bardzo wiele tajemnic i zagadek w sposób całkiem logiczny i mimo wszystko bardzo dobrze kończy przygodę z serialem, jest ono wzruszające o czym również już pisałem ale także pozytywne,
pisałem już to na tym forum, wiele osób ma problem z tym serialem ponieważ go nie rozumie, relacji między bohaterami, zagadek, tajemnic, przesłań, dwuznacznych sytuacji itp, ale myślę, że Ciebie akurat się to nie tyczy, choć zarzutów pod adresem 6 sezonu jakoby zrobiony był na kolanie i z chęci zysku $$$ nie rozumiem kompletnie,
każdy ma jednak swoje zdanie, ważne, że jesteś fanem tego serialu ;)
pozdrawiam serdecznie wszystkich
Namaste
"Czy wg Ciebie poznanie tego kim jest/był Jacob, jak na wyspę trafił Richard Alperd i dlaczego na niej się nie starzał, jak na wyspę trafiła Czarna Perła, kim/czym jest czarny dym, Czy wg Ciebie odpowiedzi na te pytania zawarte w 6 części są pisane na kolanie?"
Jacob był zwykłym dzieciakiem, Richard trafił na wyspę bo sztorm zepchnął jego statek na wyspę, nie starzał się bo poprosił o to Jacoba (a Jacob jako zwykły dzieciak umie takie rzeczy), Czany dym powstał poprzez zetknięcie się bezimiennego brata Jacoba i strumyka. Tak, to są odpowiedzi pisane na kolanie.
Mi osobiście podobało się odmitologizowanie postaci Jacoba. Przez cały serial wszyscy trzęsą przed nim portkami, a w końcu okazuje się, że jest on zwykłym człowiekiem, którego wszystkie moce mają związek z pełnioną przez niego funkcją strażnika Wyspy. W ogóle jego postępowanie w wielu przypadkach jest, delikatnie mówiąc, dyskusyjne (te jego gierki z ludzkim losem). Hurley na 100% będzie tą funkcję sprawował lepiej :)
Co do Czarnego Dymu - ta cała sytuacja jest mocno niejasna, w najbliższym czasie mam zamiar posłuchać komentarza twórców serialu do tego nieszczęsnego "Across the Sea", może coś się rozjaśni. Problem polega tu na tym, że na tą historię należało przeznaczyć dwa, trzy odcinki, nie jeden.
A ja dla odmiany bardzo chciałem, żeby okazało się, że Jacob i jego brat to wcielone egipskie bóstwa lub ich namiestnicy. Ale to wynika chyba z tego, że uwielbiam kulturę Egiptu i wiele różnych niejasności fajnie potrafiło to rozwiązać. A przede wszystkim jedną: Jak Jacob potrafił podróżować po świecie i dlaczego wiedział dokładnie co i kiedy wydarzy się w życiu odpowiednich bohaterów, nawet przed tym jak i dotknął. To są moce które ich "boskość" ciekawie by tłumaczyła. Nie byłoby wówczas także pewnej sprzeczności dlaczego dał się zabić Benowi, skoro prawdopodobnie dobrze wiedział co ma się za chwilę wydarzyć. Może tego po części chciał, ale nie do końca mnie taka opcja zadowala.
Pst! Jak nie masz nic sensownego do powiedzienia w rozmowie, to milczysz! Zapamiętaj!
Ty również masz widocznie problemy z zapamiętywaniem, skończmy już tą "dyskusję" między nami bo do niczego ona nie doprowadzi,
żegnam i mimo wszystko pozdrawiam
Zachowujesz się niekulturalnie i się jeszcze dziwisz, że ktoś odpowiada ci w ten sposób? Mowy nie ma.
a tam gosciu srasz i spiewasz. Owszem 6 sezon jest slabszy od reszty (co nie znaczy ze nie zasluguje na okrzyki zachwytu pisalem o nim szerzej w innym poscie) ale zarzucenie mu przeslodzenia poparty moze byc tylko argumentem ogladania innego serialu. Wlasnie mroczna atmosfera go wyroznia, a zakonczenie nie jest zadnym na szybko przygotowanym marketingowym chwytem, bo jak juz mowiono bylo od dawna zaplanowane. Ludzie popelniaja duzy blad podchodzac do "Lost" jako do serialu przygodowego podczas gdy ma on daleko dalej siegajace ambicje. No i prosze cie, przez 6 sezonow scenarzysci znecali sie nad bohaterami ile wlezie, Locke'a, goscia ktorego wiekszosc pisakow postawiloby w pozycji zbawcy swiata fauny i jezior oni podeptali, zgwalcili i spalili a ty jeszcze marudzisz na w miare szczesliwe zakonczenie.