Do obejrzenia lostow wzialem sie niedawno, ale szybko mnie wciagneli i skonczylem ogladac po 2-3 tygodniach, poki co jest chyba tylko jedna rzecz ktorej nie zrozumialem (moze mi sie cos jeszcze przypomni). Chodzi mi o sytuacje w ktorej Ben rozmawia ze swoim ojcem przy kolacji, akcja toczy sie juz w tym swiecie wykreowanym przez bochaterow , rozumiem ze byl to swiat co by bylo gdyby itd no i skoro wyspy nie bylo w ogole to czemu ojciec mowi mu ze nigdy nie powinni jej opuszczac i cos belkocze o niej a Ben tylko przytakuje? Czy chodzi o to ze staruszek byl nie spelna rozumu i dlatego Ben mu przytakiwal bo wiedzial ze gada bez sensu i sam tego nie rozumial?
Ten świat to tak naprawdę rzeczywistość wykreowana przez bohaterów już po ich śmierci. Być może dla każdego z nich wygląda inaczej. Ben i jego ojciec mogą przebywać tu razem i w ten sposób odnowić swoje więzi (w realu Ben go przecież zabił, a jego ojciec przez wiele lat nim pomiatał).
"Chodzi mi o sytuacje w której Ben rozmawia ze swoim ojcem przy kolacji, akcja toczy się już w tym świecie wykreowanym przez bohaterów , rozumiem ze był to świat co by było gdyby itd no i skoro wyspy nie było w ogóle" -
Źle robiłeś "łykając" Losta w 2-3 tygodnie...
W tym świecie wykreowanym przez bohaterów, wysadzono bombe wodorową. Cała akcja dzieje się w innym wymiarze, w którym została wysadzona owa bomba. Scenarzyści pokazali jak wyglądałoby życie (prawie) każdego z bohaterów, gdyby ta energia nie została odkryta (gdyż zostala zniszczona przez bombe wodorową). I tak:
Ben wyjechał z wyspy
Daniel nie został geniuszem
Juliet nigdy nie przybyła na wyspe
Pasażerowie lotu Oceanic 815 nie rozbili się
Desmond nie poznał Penny
Sayid nigdy nie "zgubił" Nadii
i wiele wiele innych ;)
Tak naprawdę cały ten motyw z bombą wodorową był zmyłką, chodziło o to, żebyśmy do samego końca nie domyślili się, czego dotyczy ten wątek. Wybuch bomby doprowadził jedynie do Incydentu na wyspie.
Warto obejrzeć sceny dotyczące życia po życiu jeszcze raz, wiedząc już, czym tak naprawdę jest ten świat i pobawić się w ich interpretację z tego właśnie punktu widzenia.
Tak, po części tak, ale w ich wykreowanym świecie ta bomba wybuchła. Dlaczego? Po pierwsze Desmond nie jest na wyspie, w stacji Łabędź. Po drugie zapiski Daniela. W rozmowie z Desmondem powiedział "Myslę... że ja już ją zdetonowałem" - chodzi o Bombe Wodorową.
Ludzie ale ja wiem o co biega w tym wykreowanym swiecie jak go interpretowac itd ale to sie nie trzyma kupy bo ok bomba wybuchla wyspa zatonela to jak niby Ben wyjechal z wyspy sadze ze nie dalby rady... pozatym byla by jakas jeszcze wzmianka o wyspie a on sprawial wrazenie jakby nie widzial w ogole o czym gada jego ojciec. Moze wtedy tam Ben uznal ze tatusiek po prostu cos majaczy po prochach
ale posłuchaj: jeśli żyje ojciec bena, to znaczy ze ben nie zabił ludzi Dharmy. prawdopodobnie wyjechali gdy ben był jeszcze nastolatkiem. taki wyjazd był możliwy, gdyż mieli łódź podwodną.
a jedyną wzmianką o wyspie było właśnie to - rozmowa bena z ojcem, dlatego że w wyniku wybuchu bomby, tylko ben (ze wszystkich bohaterów) był na wyspie.
To jest wątek filozoficzny, nie naukowy. Nie należy jego interpretować pod względem "logicznym", tzn rozważania dotyczące wybuchu bomby do niczego nie prowadzą. Trzeba się zastanowić, pod jakim względem życie bohaterów w tym świecie różni się od prawdziwego i dlaczego. Scen z ich życia chyba też nie należy traktować zbyt dosłownie.
Dla przykładu: w nowym świecie Jack ma syna, którego nie miał w rzeczywistości. Nie chodzi tu o to, że w zaświatach ludzie mają wymyślone dzieci. Największym problemem Jacka zawsze była jego relacja z ojcem. Mając syna, może zobaczyć, jak trudno jest być rodzicem. Popełnia on te same błędy, co jego ojciec, dowiaduje się, jak trudno jest się porozumieć z własnym dzieckiem. W ten sposób może go lepiej zrozumieć i mu wybaczyć . To takie przygotowanie do ich pojednania w finałowej scenie.
Ten wątek wymaga po prostu innego sposobu myślenia i interpretacji niż np. wątek podróży w czasie w 5 sezonie.
po wybuchu bomby wyspa nie zatonęła!
selene85, gdzie to przeczytałeś? ;> ale tak, masz rację. można to interpretować pod kątem filozoficznym, jednak ja zostane przy logicznym, ze szczyptą filozofii ;)
Rozważania dotyczące życia po życiu są zdecydowanie domeną filozofii :)
Nigdzie tego nie przeczytałam, to raczej moje własne przemyślenia. Po prostu wiele wydarzeń z tego świata pomaga bohaterom w jakiś sposób poradzić sobie ze swoimi problemami, ze złą przeszłością i przygotować się do "przejścia dalej".
Bardzo wyraźnie widać to też w wątku Bena. Sytuacja przedstawiona w odcinku Dr. Linus jest jakby odwróceniem tej z odcinka The Shape of Things to Come. Na wyspie Alex zginęła, ponieważ dla Bena najważniejszą rzeczą była władza na wyspie i nade wszystko bał się ją utracić. W nowej rzeczywistości Ben nie ma władzy, a gdy ma szansę ją uzyskać, wybiera jednak Alex. Tym razem dokonał właściwego wyboru, to takie odkupienie jego win.
The Shape of Things to Come:
http://www.youtube.com/watch?v=Rlg4qh6ohI4
Dr. Linus:
http://www.youtube.com/watch?v=6Bfh-ZGZneI
Relacja Widmore'a z Desmondem w 6 sezonie też jest całkowitym przeciwieństwem:
sezon 3: http://www.youtube.com/watch?v=_FaNJdRzqkw biedny Des :(
sezon 6: http://www.youtube.com/watch?v=pR3jOieH7Vg&feature=related
Sama nie rozumiem wielu scen w tym nowym świecie, ale niektóre są dość oczywiste :)
myślę że gdybyśmy szli tokiem myślenia selene85, to wyszłoby nam, że tu chodzi głównie o Jacka.
Tzn? Akurat w tej scenie nie ma nic o Jacku, ale np. ostatnia scena w serialu jest jakby przedstawiona z punktu widzenia Jacka - spotyka on swoich przyjaciół z wyspy, gdyż to oni właśnie byli najważniejsi.
nie mówie tylko o tej scenie, tylko ogólnie o tej linii czasowej po śmierci wszystkich z nich ;)
No, to zależy, akurat np sceny z Benem, jego ojcem i Alex nie mają z Jackiem nic wspólnego, Ben ma swoje własne problemy, które musi w tym świecie rozwiązać :)
wyspa zatonela w tym nowym swiecie na samym poczatku ostatniego sezonu jest pokazana pod woda jak leca samolotem po turbulencjach przez ktore samolot powinien sie rozbic, a co do calosci to mozliwe ze nie da sie tego tlumaczyc logicznie bo calosc jest dosc zagmatwana i wiele rzeczy pozostaje niewyjasnionych, wydaje mi sie ze tworcy pod koniec mieli problemy z polaczeniem wszystkiego w spojna calosc i dlatego powstalo wiele niedopowiedzen
Nie, twórcy się nie pogubili, po prostu w tym wątku tak na prawdę nie chodzi wcale o wybuch żadnej bomby :)
Tu masz wyjaśnienie tego wątku od osoby związanej z tworzeniem serialu:
Świat równoległy:
Ta rzeczywistość jest szczególnie interesująca z punktu widzenia teologii i zagadnień metafizycznych (przynajmniej dla mnie - ponieważ uwielbiam historyczne/ religijne teorie i fascynowały mnie wszystkie rozmowy na ten temat w pokoju scenarzystów). Podstawową tezą serialu jest, że każdy człowiek w swoim życiu połączony jest w szczególny sposób z konkretnymi osobami. Nazwijmy je bratnimi duszami (choć to nie najlepsze słowo). Ale ci ludzie, z którymi jesteśmy połączeni, odgrywają ważną rolę w czasie "najważniejszych wydarzeń naszego życia", jak powiedział Christian Shepperd. To są ludzie, z którymi podróżujemy we wszechświecie, od jednego życia do drugiego. Najbliżej tej teorii do hinduizmu, z dużą domieszką religii zachodnich.
Filozofia, którą stworzyli scenarzyści, bazując na tych religiach i wierzeniach, zakładała, że rozbitkowie z "Lost" podświadomie stworzyli sobie tą drugą rzeczywistość, gdzie żyją w czymś w rodzaju czyśćca do czasu, gdy doznają "przebudzenia" i odnajdują się wzajemnie. W chwili, gdy się odnajdują, mogą iść dalej. To jest właśnie wizja życia po śmierci, według "Lost". Według filozofii serialu, każdy tworzy jakąś swoją równoległą rzeczywistość, która jest czyśćcem, w której spotyka swoje bratnie dusze i jest tam do czasu, gdy wszyscy będą gotowi pójść dalej. To piękna wizja. Nawet jeśli nie jesteście religijni, a nawet nie interesują was sprawy duchowe, pomysł że żyjemy i umieramy razem z bliskimi nam osobami jest bardzo wzruszający.
To bardzo fajna, duchowa teza, która pasuje do tonu i podtekstów, które serial miał od samego początku. Ci ludzie MIELI BYĆ razem w samolocie. Było im przeznaczone przejście przez te wszystkie wydarzenia razem - nie tylko z powodu Jacoba i jego planu, ale dlatego, że tak chciała siła wyższa (Bóg, albo jakaś inna nadrzędna siła, w zależności od tego w co wierzycie). Serial zawsze obracał się wokół konfliktu: nauka kontra wiara i ostatecznie szala przechyliła się na stronę wiary. Najważniejsze pytanie serialu zostało wyjaśnione. To, które stało za każdą zagadką na wyspie, każdym wątkiem pobocznym, każdym bohaterem i każdym zwrotem akcji. To samo w sobie jest dużym osiągnięciem.
Ci którzy weszli do kościoła w ostatniej scenie nie byli połączeni z Anną Lucią, Daniel Russou, Alex, Milesem, Lupidusem i całą resztą postaci, które nie znalazły się w kościele (chodzi właściwie o wszystkich, którzy nie pojawili się w pierwszej serii). Mimo wszystko ci ludzie są w świecie równoległym. Dlaczego? To znów zadanie dla widzów. Ja myślę o tym w ten sposób, że ci, którzy pozostali w świecie równoległym wciąż muszą odnaleźć swoje bratnie dusze, zanim się przebudzą. Nie wykluczone, że osoby, z którymi są połączeni wcale nie były na wyspie, ale w ich innym życiu (np. partner Anny, człowiek którego zastrzeliła, mąż Danielle Russou itd.).
Wiele osób rozmawiało na temat Bena Linusa i tego, dlaczego nie wszedł do kościoła w ostatniej scenie. I jeśli zastanowicie się pod tym kątem nad światem alternatywnym, to otrzymacie odpowiedź na to istotne pytanie. Ben nie może iść z nimi, nie może iść dalej bo jeszcze nie połączył się z osobami, z którymi ma się połączyć. To on będzie musiał przebudzić Russou, Alex, Annę Lucię (może), Ethana, swojego ojca i całą resztę. To on będzie musiał odpokutować za ich złe uczynki i to znacznie bardziej niż będąc numerem dwa Hurleya. Musi zrobić dla swoich to, co Hurley i Desmond zrobili dla rozbitków. Musi pomóc im się połączyć. I będzie mógł iść dalej tylko wtedy, gdy wszystkie ogniwa łańcucha się połączą. Podobnie może być z Faradayem, Charlotte, Widmorem, Hawkinsem itp. To naprawdę staranna koncepcja. Przynajmniej dla mnie.
Ale jeszcze jedna uwaga zza "kulis": powód dla którego Ben nie jest w kościele, a także że nikt prócz bohaterów pierwszej serii nie jest w kościele jest taki, że scenarzyści napisali zakończenie serialu tuż po pilocie. I nigdy go nie zmienili. Scenarzyści zawsze mówili (i wielu im nie wierzyło) że znali zakończenie już po pierwszym odcinku. Podziwiam ich za to. To naprawdę fantastyczne. Początkowo Ben miał wystąpić w zaledwie 3 odcinkach i zginąć. Ale stał się jednym z ważniejszych bohaterów serialu. Mogli w łatwy sposób zmienić zakończenie i wprowadzić go do kościoła z innymi, ale problem sam się rozwiązał. Ben dostał świetną scenę z Lockiem przed kościołem... i to było to. Bardzo mi się to podobało. Dla tych, którzy się zastanawiają - oryginalne zakończenie zaczęło się w chwili kiedy Jack wszedł do kościoła i dotknął trumnę, a skończyło w momencie, kiedy Jack zamknął oczy, a samolot odleciał. To zakończenie napisane przez JJ Abramsa. Zachowali je.