PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=133834}

Zagubieni

Lost
2004 - 2010
7,6 181 tys. ocen
7,6 10 1 180692
7,1 35 krytyków
Zagubieni
powrót do forum serialu Zagubieni

Pytanie

ocenił(a) serial na 10

Witam
Chciałbym wyjaśnić pewną niejasność. Mianowicie pierwsze to jak bohaterowie znaleźli się na wyspie.
1Czy był wypadek?
2 Desmond nie wprowadził liczb i wtedy ich ściągnęło
3 Zostali wezwani przez Jacoba?

Shanon przed postrzeleniem widziała Walta. Jak to był on to jak się tam znalazł będąc na tratwie?

Pzdr

luk52

Ciekawe..tylko jedną? ;)

Po pierwsze: to wszystko jest wymyślone przez twórców. Litości, nie jest to historia na faktach, tylko kino z elementami s-f, nie musi być do końca logiczne, ale można spróbować to wyjaśnić np tak:

Jacob ich ściągał/kierował na wyspę, a działo się to na przestrzeni wielu lat
Posłużył się Lockiem i bunkrem Dharmy aby spowodować wybuch
Ten wybuch strącił samolot, z którego przeżyło wiele osób :)

Oczywiście z punktu widzenia logiki jest to nieprawdopodobne i niemożliwe, ale jeśli brać pod uwagę że to tylko film, w którym różne rzeczy się dzieją, Jacob ma "moc" itp. - to trzeba to zaakceptować

Co do Shannon. Zobaczyła Walta, ale jak wiemy był on wtedy na tratwie. Mógł to być koszula (przeciwnik Jacoba, mógł przybierać różne postacie), albo to było przywidzenie / jakaś wizja

ocenił(a) serial na 10
mariusz_technik

Ok, dzięki.

mariusz_technik

O przepraszam, pomyliłem się w jednym punkcie: To Desmond nie wcisnął na czas ciągu cyfr (wklepał z opóźnieniem), i samolot spadł. Dopiero później była ta historia z Lockiem (postanowił ze zobaczy co się stanie jak nie wklepią "kodu")

ocenił(a) serial na 6
luk52

Generalnie na początku było tak, że bezpośrednio przyczyną katastrofy był właśnie Desmond, a nie jakiś wymyślony później Jacob. Powód był bardzo prosty, dwa pierwsze sezony opierały się wokół tzw. determinizmu i indeterminizmu, czyli, konfliktu między tym czy istnieje przeznaczenie, czy jest wolna wola itd. itd., a zostało to sprowadzone do postaci Jacka i Locka - konflikt nauki z wiarą itd. No ale to było jeszcze w czasach gdy Wyspa była Wyspą, a nie korkiem w d***e świata ;).

Niestety później wymyślono Jacoba i jakiegoś śmiesznego strażnika, z Jacka zrobiono popychadło, a z Lockiem ostatecznie nie mieli co zrobić (chociaż robili wokół niego wielkie HALO), wiec go zabili, a aktorowi dali nową rolę no bo w końcu był kontrakt do wykonania ;) - i tak właśnie umarła legenda.

użytkownik usunięty
luk52

Zbierając wszystko do kupy, to było mniej więcej tak:
Jacob wymyślił sobie, że ktoś musi go zastąpić, a przecież najlepszym sposobem za sprowadzenie sobie zastępcy jest powodowanie katastrof morskich/lotniczych. Na początku wyznaczył sobie 360 kandydatów, których życie było do odbytu, a później czekał aż oni sami się łaskawie domyślą, że są kandydatami. W międzyczasie zdecydowana większość poumierała, a reszta ułożyła sobie życie, co wykluczało ich kandydatury. Lot 850 był, można by rzecz, taką dużą "dostawą" nowych kandydatów, bo starzy w większości poodpadali. Z racji, że stacja Łabędź została zbudowana na Wyspie i wykorzystywała jej niezwykłe właściwości, można przypuszczać, że to nie sam Jacob sprowadzał kandydatów, tylko Wyspa robiła to za niego (zastanawia mnie tylko, kto w takim razie podejmował decyzję, Wyspa czy jej "strażnik"?). Bezpośrednią przyczyną katastrofy był Desmond, który nie wcisnął klawisza na czas, powodując uwolnienie się ogromnych pokładów energii, które przyciągnęły samolot, tak jak metalowy przedmiot. Nie wiem, w jaki sposób to wciskanie klawisza pomagało, fakt faktem, że w tamtym dniu było już za późno, bo samolot rozpadł się w powietrzu na kawałki. A zatem wszystkie trzy punkty są prawdziwe. Przyczyną pośrednią była sama Wyspa, bezpośrednią Desmond.

Co do zjawy Walta, to może kluczem do zagadki są jego niezwykłe zdolności, których wątek, niestety, został urwany, a które w jakiś sposób pozwalały mu się komunikować z niektórymi osobami (Shannon, Sayid, Locke). Nie mógł to być brat Jacoba, bo on mógł przybierać tylko postać kogoś, kogo ciało było na Wyspie. Druga opcja to najzwyklejsze przywidzenia, ale czy ktokolwiek wierzy w przypadki na Wyspie?

ocenił(a) serial na 6

360 kandydatów? Kandydatów z lotu 815 było zaledwie kilku, reszta pasażerów szła na "przemiał". Tak było przy każdej katastrofie lotniczej czy morskiej, Jacob wybierał kilku, naznaczał ich, a reszta ofiar była przypadkowa dla sprowadzenia tych paru. Dlatego to jeden z kolejnych idiotyzmów fabuły, bo gloryfikuje ona postać osoby, która dokonywała pośrednio masowego morderstwa przez swoją gierkę, w wybór następcy. To tak samo jak porównać Jacoba do cesarza rzymskiego Kaliguli, albo Nerona. Paradoksalnie postawa Jacoba i jego zachowania nasuwały wątpliwości co do jego kondycji psychicznej, a postawa jego brata wręcz odwrotnie, była postawą trzeźwą, wolnościową.

Sens serialu nie istnieje, bo tak naprawdę Jacob ochronił by Wyspę nie sprowadzając tam kompletnie nikogo, nie ingerując kompletnie w nic świecie zewnętrznym, i pozostawiając Wyspę, w ukryciu sam na sam mierząc się ze złem tam istniejącym. Jego zachowanie w kontekście "zasad" wymyślonych przez scenarzystów pozbawia u źródła ten serial jakiejkolwiek logiki i sensu.

użytkownik usunięty
darek_sith

Kandydatów z 915 było niewielu, ale przecież Jacob szukał już w XIX wieku (Black Rock), albo i wcześniej. Osobiście też bardziej spodobała mi się postać brata Jacoba i jak dla mnie to samego Jacoba mogłoby nie być. Byłoby nawet lepiej. Ale z jednym się nie zgodzę - kto go gloryfikuje? W jednej z ostatnich scen, kiedy Hurley zostaje "strażnikiem Wyspy" i zastawia się nad czymś (bodajże, co ma zrobić z Desmondem albo z tymi, którzy opuszczają Wyspę), Ben stwierdza, że "tak rządził Jacob", ale on nie musi tak rządzić. Moim zdaniem Ben niezbyt Jacoba uwielbiał, bo czuł się przez niego niedoceniony. I inni pewnie myśleli podobnie na temat jego metod "rządzenia" Wyspą.

Sens istnieje, ale w kompletnie innym miejscu. Chodzi mi o sens w znaczeniu "przesłanie". Natomiast samo zachowanie Jacoba było idiotyczne, choć z drugiej strony gdyby nie był idiotą to nic z tych rzeczy nie miałoby miejsca (no chyba że twórcy wymyśliliby bardziej logiczną koncepcję, ale nie wymyślili).

ocenił(a) serial na 6

Ale właśnie o tym mówię. Kandydatów było około 8. Jacob wybrał ich sobie, naznaczył, doprowadził do katastrofy, i ostatecznie doprowadził do śmierci pozostałych 40 niewinnych i niezwiązanych z jego planem osób. I to jest pozytywna postać w serialu? Ze statku Black Rock przeżyła tylko jedna osoba, którą chciał Jacob, reszta zginęła. Ilekroć kogoś sprowadzał wiązało się to z całą masą niewinnych ofiar, i do tego robił to dla zwykłej "zabawy" (widać jego podejście w rozmowie na plaży w "The Incident").

Gloryfikują go scenarzyści, prowadząc akcję w jego kierunku i robiąc z niego dobrego bohatera, chociaż tak naprawdę nie jest to dobra osoba, tylko jakiś porąbany typ, który lubi się pastwić nad losem ludzi. Wszyscy bohaterowie ostatecznie idą za nim chociaż tak naprawdę nie wiedzą kto to był, czy jest dobry czy zły tylko wierzą mu na słowo (zwłaszcza, że jego "wyznawcy" z Dogenem na czele chcą ich kilkukrotnie zabić, okłamują ich itd. itd.). Idą na ślepo bez zastanowienia za tak naprawdę złym człowiekiem.

Sens nie istnieje, bo fabuła sama sobie przeczy i nie ma kompletnie żadnego przesłania jeśli chodzi o wydarzenia na Wyspie. Sens serial miałby właśnie wtedy, gdy zwodzeni przez Jacoba kandydaci otrząsnęli by się ostatecznie i przeszli na stronę tego drugiego, pomagając mu opuścić Wyspę. Z tego wynikało by proste przesłanie, nie wszystko co wydaje się dobre, takie w rzeczywistości jest, i odwrotnie nie wszystko co wydaje się złe jest złem. W końcu serial od samego początku traktował m.in. o dobru i złu, bo to określało bohaterów, a zwłaszcza wybory między dobrem i złem A tak jest pójście na łatwiznę, czyli jest gość w białym - krystalicznie dobry, i gość w czarnym - krystalicznie zły. Jak w tandetnych westernach z Johnem Wayn'em. Poza tym postać Locke;a miałaby więcej sensu, a tak jest kupa. Ostatecznie mogliby oszczędzić Jacobów i innych i pozostawić Wyspę, jednym wielkim tajemniczym miejscem.

Czasami mam wrażenie, że każdy inny sposób zakończenia byłyby lepszy niż to co nam zaserwowano. Gorzej skończyć się chyba nie mógł.

użytkownik usunięty
darek_sith

Z tego, co ja zrozumiałem, to wszyscy, których nazwiska wypisał Jacob na kole w latarni, byli kandydatami. A tych nazwisk musiało być tyle, co stopni na kole, czyli 360. A że pod koniec przy życiu pozostała ósemka, to inna sprawa.

Rozwiązanie, które proponujesz byłoby naprawdę niezłe, gdyby tylko ten pomysł dopracować. Ale ja mam inną koncepcję (choć niedopracowaną) - Czarny Dym/brat Jacoba był zły, ale żadnego Jacoba nie było. Tamci (czy też Inni, chociaż nie lubię tej nazwy) tak naprawdę słuchali Czarnego Dymu, który rezydował w chacie (w serialu był wątek, który to sugerował, ale moim zdaniem słuchali oni Jacoba za pośrednictwem Richarda, a Ben tylko myślał, że Jacob jest w tej chacie, że jest niewidzialny i nie chce się przed nim ujawnić, więc słuchał tego, co mu doradzał Richard), który stał się tym, czym był np. w wyniku zwykłego wypadku. Dym nie chciał się wydostać z Wyspy, ale miał jakiś inny cel (nie będę teraz wymyślał jakichś złożonych historii, bo po co) i "wymierzał sprawiedliwość". Może najzwyczajniej w świecie chciał się zabawić kosztem niewinnych ludzi. Poza tym Locke i Walt - to oni powinni stanowić klucz do zagadki. Od początku byli kreowani na kluczowych bohaterów. Tymczasem obaj opuścili Wyspę, a Locke na dodatek zmarł w najbardziej żałosny sposób, jaki tylko można. Po takich przeżyciach dał się tak łatwo wykończyć.

Zresztą, nie ma co gdybać po kilku latach od zakończenia serialu. Dla mnie takie zakończenie było złe, ale nie sprawiło, że zapomniałem o świetnym początku i wspaniałych trzech seriach. W zasadzie wystarczyłoby, żeby nie zrezygnowano z tradycyjnych retrospekcji i już całość byłaby o wiele łatwiejsza do przełknięcia. Gorzej zawsze może być. Nie popisali się, mówiąc łagodnie, ale nie wierzę, że nie mogli wymyślić niczego gorszego.

ocenił(a) serial na 6

No tak. 360 było w ogóle wypisanych, ale to był ogół kandydatów na przestrzeni lat/wieków, natomiast z lotu 815 było ich góra 8-9.

Myślę, że to co napisałeś w drugim akapicie, to był pierwszy pomysł twórców. Jak oglądałem sezon 3 to właśnie tak to sobie dalej wyobrażałem, bo miało to jakiś sens. Było w tym sezonie wiele smaczków, i tajemniczości wokół Jacoba, chatki, powstałego z martwych Christiana itd. (jak choćby tajemniczy krzyk wzywający Johna, żeby nie wchodził do chatki pierwszy raz) Ale później wymyślono coś zupełnie nowego i nic co się potem działo nie miało sensu w porównaniu do tego co działo się w sezonach 1-3. Co do Johna i Walta również się zgadzam. Ich rola była niepomiernie wyróżniana. Zdolności Walta i cudowne ozdrowienie Locke'a jak i jego przeznaczenie były jednymi z głównych wątków, które zostały zakończone w najgłupszy możliwy sposób.

Niestety ten serial jest taki, że wszystkie odcinki się ze sobą łączą, a całość stanowi jedną historię która powinna być spójna, a nie jest, wręcz przeciwnie, to zmarnowany potencjał.

użytkownik usunięty
darek_sith

Cóż, wydaje mi się, że wszystko powiedziałeś. Dodam tylko, że właśnie o to mi chodziło z tymi kandydatami. Chociaż z lotu 815 mogło ich być znacznie więcej, niż 8-9, a biorąc pod uwagę nawet pasażerów, którzy nie przeżyli, to mogli oni stanowić większość. Choć zapewne było ich tam góra ok. 50 (może 48 rozbitków ze środkowej części + Eko i Ana-Lucia).

ocenił(a) serial na 10

Chciałbym dodać, jak Shanon widziała Walta to towarzyszyło temu szepty tak jak to było w przypadku Tamtych a jak miał to być brat Jacoba to było takie skrzypienie. To on nie mógł być raczej.

luk52

Szepty to były duchy, i czasami te szepty poprzedzały nadejście czarnego dymu,który z kolei był bratem Jacoba, który z kolei mógł przybierać postać kogoś z wyspy wg jakiegoś tam schematu :)

ocenił(a) serial na 10
mariusz_technik

Mi się wydawało, że szepty to tamci a do czarnego dymu było co innego. To jak były to duchy to jak je tamci przywoływali?

luk52

duchy niejako niezależnie się dawały słyszeć, ale często działo się to przed jakimś wydarzeniem, np gdy nadchodził dym dawało się nieraz słyszeć szepty, a potem dźwięk nadchodzącego dymka. "Tamci" to byli dla rozbitków inni ludzie na wyspie,jak się później okazało była to grupa Bena

ocenił(a) serial na 7
mariusz_technik

A moim zdaniem całą koncepcję Jacob/Brat w Czerni WSZYSCY odebrali opacznie. Wszystkim się wydaje, że Jacob jest postacią pozytywną, gdy tak naprawdę jest odwrotnie. Od samych narodzin los obydwu chłopców zostaje wypaczony gdy strażniczka wyspy zabija ich matkę. Potem karmi je kłamstwami, a tego bardziej rozgarniętego pcha do złego świadomie wypaczając jego światopogląd budowany ciekawością. Nie mamy żadnej pewności czy Człowiek w Czerni jest złem wcielonym, może to być jedynie kolejne kłamstwo macochy. Facet działa impulsywnie, nie przebiera w środkach bo jedyne czego chce to opuścić wyspę i zobaczyć resztę świata. Ja mu się nie dziwię. Przynajmniej zabijając robi to szybko.
Natomiast Jacob to kawał dziada. Swoim kandydatom przez tysiące lat niszczył życie, czynił je marnym i bezwartościowym, musiał ich sobie urobić tak, żeby podjęli się zadania, zostali na wyspie z jego obowiązkami, aż do śmierci. Widzimy to w jednym z odcinków kiedy płaci za skradziony przez Kate ?pojemnik na pierwsze śniadanie?, lub gdy daje Sawyer'owi długopis, aby napisał swój list. Tak samo postąpił pewnie z pozostałymi 360ma kandydatami. To jest dopiero chore i niewybaczalne, prawdziwe zło planowane z rozmachem.
Dlatego muszę się nie zgodzić, że postać Johna została wskrzeszona z powodu kontraktu. Trzeba być ślepym, żeby nie widzieć jak przez cały serial toczy się konflikt rozsądku z wiarą.
Od samego początku widzimy jak Jack i John zmagają się ze sobą o to jak zapewnić przetrwanie i o to na czym opierać swoje decyzje.
Później mamy pokazane dokładnie to samo gdy ukazana jest nam historia dwóch braci. Nic więc dziwnego, że na samym końcu mamy znowu wizerunek Jacka i Johna.
Jak dla mnie, cały serial jest genialny i ma sens. Za wyjątkiem ostatniego kiczowatego i bezsensownego odcinka. Imho powinno się to skończyć tak, że Desmond rozpierdziela wyspę, widzimy ją tonącą i nadaje to sens Alternato-futuro/retro-spekcjom. W obecnej formie to jedno wielkie WTF?! Gdzieś w kościach czuję, że wyspy nie rozwalono ze względu na koszty CGI. Mam nadzieję, że się mylę, bo jeśli nie to niech całe abc szlag jasny trafi.

ocenił(a) serial na 6
TommyTheTiger

No właśnie nie do końca tak jest.

Od 5 sezonu nie mamy do czynienia z Johnem tylko jego imitacją, więc na samym końcu nie ma już Jacka i Johna, tylko Jack i ktoś kto poza wyglądem z Johnem nie ma nic wspólnego.
Konflikt wiary z nauką, nie istniał od mniej więcej 4 sezonu, i nie został tak naprawdę zakończony między tymi dwoma postaciami. Wątek Locke'a nie prowadził do niczego tak naprawdę,podobnie jak wcześniejsze konflikty z Jackiem.

I to jest właśnie smutne w tym serialu, że większość wątków solidnych na początku została rozmyta na końcu, ale gdzieś przepadła w trakcie.

ocenił(a) serial na 7
darek_sith

"Od 5 sezonu nie mamy do czynienia z Johnem tylko jego imitacją, więc na samym końcu nie ma już Jacka i Johna, tylko Jack i ktoś kto poza wyglądem z Johnem nie ma nic wspólnego."
No i właśnie grubo się mylisz, Jacob i Jack oraz MiB i John wyznają takie same wartości. To, że właśnie Ci dwaj posłużyli jako naczynia wcale nie jest przypadkiem.

ocenił(a) serial na 6
TommyTheTiger

John i MiB wyznają te same wartości? Chyba jakaś pomyłka. John oddałby wszystko, żeby zostać na Wyspie, a MiB, żeby ją opuścić.

Chodziło mi, że postać John Lock przestał istnieć, bo zwyczajnie umarł.

ocenił(a) serial na 7
darek_sith

No w sumie racja.