Od jakiegoś czasu zastanawia mnie skąd wśród miłośników serialu (a wcześniej także i u mnie)
taka niechęć do Jacka oraz sympatia do Locke'a (którym moim zdaniem błędnie przypisano łatki
"Man of Science" i "Man of Faith")?
O Jacku mówi się że irytujący, że zgrywa bohatera, że swoimi działaniami przynosił szkody oraz
że w pewnym momencie ta postać zaczęła być nudna. Postać Jacka (przez 5 sezonów) była nie
nudną lecz właśnie jedną z niewielu konsekwentnie prowadzonych postaci w serialu. Od
pierwszego momentu serialu, od otwarcia oka wiemy, że oto jest lider grupy rozbitków, ktoś
najbardziej ogarnięty, godny zaufania i Jack do 6 sezonu wywiązywał się z zadania.Obiecał
ludziom, że wydostanie ich z wyspy, wszystkie jego działania podporządkował temu, wierzył w to i
dokonał tego (dlatego właśnie jemu należy się tytuł Man of Faith - człowiek prawdziwej wiary i
oddania wartościom)
A John...... Człowiek Wiary, był człowiekiem wiary zmiennej jak chorągiewka. Pojawił się na
wyspie nowy duszek to Locke zaczynał wierzyć w co innego, aż na końcu w momencie gdy każdy
oczekiwał od niego że wie więcej o wyspie to twórcy zrobili psikusa - John okazał się być nic nie
znaczącą marionetką obracaną w rękach "ważniejszych graczy" Poza tym, że umiał rzucać noże,
John okazał się być mieszającą w fabule postacią lecz nic nie wnoszącą w nią ostatecznie.
Stąd wynikła w moich oczach rehabilitacja Jacka a zmniejszenie uwielbienia dla Locke'a.
A co wy o tym sądzicie?
Na pewno należy się twórcom wielka nagana za to jak zniszczyli i zmarnowali postać Locke'a, która od początku była moją ulubioną. Największe wady Lostów to zakończenie i pozbycie się Johna. A Jacka też zawsze lubiłem, nigdy nie irytowało mnie jego zachowanie, no może po drugim przybyciu na wyspę, ale wtedy wszyscy bywali irytujący.
SPOILER
Nie wiem niby kto był irytujący? Jack był cały czas konsekwntnie prowadzony, Kate jak zwykle wścibska, Sawyer miał zawsze swój świat, Jin i Sun - ich związek cały czas podobnie ewoluował, Des był cały czas tak samo ciekawą postacią, Nowe postaci jak Miles, Daniel, Charlotte były ciekawe, sporo wniosły. Hmm może irytujące były dla Ciebie same działania do zniszczenia budowanej stacji w 5 sezonie, bądź fabuła 6 sezonu i ich wędrówki, wdawanie się w konfilikty z Czarnym Dymem, Kandydatów i ich poczucia, że coś na tej wyspie znaczą? Ja nie zauważyłem by były irytujące. Wg mnie były konsekwentnie prowadzone i ciągle rozwijane, poznawaliśmy ich z każdym odcinkiem i nie było jak to często w serialach bywa, że postać zmienia się w którymś momencie o 180 stopni. Przecież każdy człowiek jest jakoś ukształtowany i nie zmienia sobie swoje stylu bycia od tak, każdy ma swoje maniery, wady, mankamenty. Takich bzdur w bohaterach nie zauważyłem.
A Locke? Gdzie ta postać zniszczyli według Ciebie? Przecież on zginął, a ta cielesna jego projekcja była Czarnym Dymem. To właśnie fajnie podkreślało dramatyzm tej postaci. Locke cały czas dążył do rozwikłania sensu wyspy itd itp a zginął bez polotu. Wierzył w coś czego nie zdąrzył osiągnąć, a na dodatek jego wizerunek został wykorzystany przez największego wroga wyspy, czegoś co Locke pokochał. To podkreśla jaką tragiczną postacią był., a nie zniszczenie jego postaci.
SPOILER END
No może problem nie tkwił w bohaterach, ale z tą konsekwentnością bym nie przesadzał, bo twórcy pogubili się pod koniec i serial trochę stracił polot, co swoją drogą skutkuje tym, że rzadko Zagubieni są wymieniani wśród najlepszych seriali, na co moim zdaniem zasługują.
A co do Locke'a to uwielbiałem tego bohatera i jeśli miał być pokazany jego tragizm, to powinno do tego dojść najlepiej w ostatnim odcinku i powinno to być coś z pierd*lnięciem. To moje subiektywne odczucie, było mi bardzo żal, gdy Locke odszedł bez żadnych fajerwerków jako nikt ważny.
Ja Ci powiem, że mi też było żal, że zginął w takich marnych okolicznościach (tak zwyczajnie można powiedzieć jak na tę historię), ale potem to zrozumiałem, że nie każdemu w życiu się udaje, człowiek może się starać całym sercem i nie zostanie nagrodzony, życie...a co do samej oceny - po prostu niedosyć, że ten serial od początku łatwy nie był, to potem stał się już cholernie trudny i trzeba było bardzo dużo myśleć i analizować, co jak dla mnie jest zaletą, ale wiem, że wiele osób się pogubiło w tym co się dzieje, bo jakiś szczegół im umknął i nie wiedzieli o co chodzi i mowili, że sie twórcy pogubili ;). Miał drugie (a może trzecie?) dno, i to od początku, czego wielu ludzi nie poczuło (a zachłysnęło się tylko zagadkami) i to było skutkiem takiej oceny następnych sezonów i przede wszystkim zakończenia. Ten serial był metafizyczny od pierwszego odcinka i nie rozumiem zarzutów odnośnie zakończenia, bo to oznacza, że ludzie nie rozumieli o co chodziło w 1 sezonie. Ja uważam, że to jest najtrudniejszy serial w odbiorze. Obok niego nie można przejść bokiem, trzeba się zagłębić w wiele życiowych tematów, ale też mieć bardzo otwarty umysł, jednym słowem trzeba być rozbitkiem. To jest rozwijający duchowo serial, tylko trzeba się otworzyć.
Zgadzam się. Postać Locke'a została zmarnowana i zginęła w najgłupszy z możliwych sposób. Sam fakt pozbycia się postaci jeszcze byłby do przełknięcia gdyby nie fakt, że wykorzystano później aktora do innej roli. I nie dość, że grał on zupełnie nową postać to ciągle określany był jako Locke'a, chociaż bohaterowie wiedzieli, że to nie on. Miałem wrażenie, że scenarzyści do końca chcą nabrać widzów, którzy lubili postać Johna i upiec "dwie pieczenie na jednym ogniu", tak żeby "fabuła" była spójna.
Niestety zabrakło budowanego przez niemal 5 sezonów rozwikłania sporu i powiedzmy "ostatecznej konfrontacji" Johna i Jacka, a budowany między nimi antagonizm, stracił wszelki sens. Cóż niestety, jedyne co zasługuje na uznanie w tym wszystkim to Terry O'Quinn który świetnie odegrał obie role ;).
Co do reszty to niestety niekonsekwencja wychodzi z tego serialu z każdej możliwej strony. 5 sezon jeszcze jakoś dawał radę, ale 6 sprawiał wrażenie jakby był pisany na kolanie, a twórcy zapomnieli co wcześniej nakręcili. Nic dziwnego, że nie ma go w rankingach najlepszych seriali.
Super, z tego co piszesz wynika, że jakby nie 6 sezon to serial byłby wymieniany w rankingach najlepszych seriali. Nie, nie byłby i nie będzie bo jest za trudny, już od 4 sezonu. Trzeba naprawdę się skupić wszystkie swoje szare komórki, żeby się w tym połapać. Według mnie świetny ruch, że serial się rozwinął i był dzięki temu zrozumiany dla mniejszej widowni. Sami twórcy mieli taki cel, wiedzieli i mówili o tym, że sezony bedą na tyle ciężkie, że widownia będzie malała. Chcieli opowiedzieć swoją własną, niesamowitą i oryginalną historie, dlatego wprowadzili wątek "z czasem" w 5 sezonie. A 6 sezon był bardzo metafizyczny i nadnaturalny, jak dla mnie super, ale czy od początku ten serial tego nie zapowiadał? Pomyślcie, magiczna wyspa, który leczy, czarny dym...dlatego nie wiem, czemu kogoś może dziwić coś takiego jak "światło", które nie wiadomo czy ma stałe miejsce, chata bądź latarnia, które też wydawałoby się, że zmieniają swoje miejsca (chociaż ja akurat mam na ta inną teorię) itd.
"Co do reszty to niestety niekonsekwencja wychodzi z tego serialu z każdej możliwej strony" - Widzę, że hejtujesz ten serial w każdej swojej wypowiedzi, jak tylko się da. ;) Musisz bardzo lubić ten serial mimo wszystko, żeby ciągle tu wchodzić i długoterminowo po nim jechać, hehe ;)
Co do Locke'a- to jak sobie to wyobrażasz, ludzie nadal widzieli jego postać to łatwiej im było go tak nazywać (i to jest tragizm tego bohatera, że nawet po śmierci jego imię było beszczeszczone, ale tak się na świecie po prostu dzieje). Jak go mieli nazywać? Czarny dym ?
Logika pojawiania się MiBa w ciele Locke'a była jak najbardziej na miejscu, co zostało zapoczątkowane już bodajże w 3 odcinku 1 sezonu, gdy Jack widział swojego ojca. Wiesz w ogóle, czemu tak się działo, czemu przybierał postaci ludzi ? Bo to trzeba wiedzieć, by zrozumieć motyw jego działania. Czuje coś, że nazywasz wszystko niekonsekwencją, bo nie potrafisz sobie wyobrazić, że może istnieć coś ponadnaturalnego, prawda?
Zawsze lubiłem Jacka. Irytująca to była Kate, które zawsze pchała się tam gdzie nie trzeba.