Pamiętam ten serial. Pierwszy sezon zrobił na mnie niesamowite wrażenie i gdyby na nim się
skończyło lub jeśli w następnych seriach został poziom i klimat dałbym 9. Potem niestety zawiodłem
się i nawet nie dotarłem do 4 sezonu. Tajemnica, która była najważniejszą częścią tego serialu
zniknęła wraz z drugą serią. Owszem zastanawialiśmy co oni tam robią co się dzieje, ale to nie był to
samo. A szkoda, bo pierwszy sezon był przełomowy i genialny.
"Tajemnica, która była najważniejszą częścią tego serialu zniknęła wraz z drugą serią" - No nie wiem, czy tak drugi sezon to nie jest tajemnica serialu, oj jest i dużo się z nią wiąże ;) W zasadzie to wszystko się ze sobą wiąże.
Ale nie było już tego klimatu. Nie było strachu przed obcą wyspą, scen które obserwowaliśmy z perspektywy jednej postaci. Bardzo mi się podobało takie zagubienie (bardzo pasował tytuł serialu) i w dosłownym tego słowa znaczeniu, ale i na samej wyspie. Nie wiedzieli co się dzieje, czemu oni, czy są tu potwory, czy przeżyją. Po prostu nic nie wiedzieli. Potem to już był inny serial, pojawiały się inne wątki, inne postaci. Stał się mniej hermetyczny. Mniej Polański, bardziej Bayowy;). Jak już mówiłem, pierwszy sezon był dla mnie genialny, drugi do zniesienia, a następne to już nie to, to już inny serial niż na początku. Ale każdy ma inny gust;)
A ja uważam właśnie, że gdyby nie drugi sezon to ten serial nie stworzyłby sobie takiej mitologii. Dharma to kawał tej historii, a 1 sezon to świetne, ale jednak takie wprowadzenie do tej historii ;) poza tym jakby ten serial miał przez choćby 4 sezony wyglądać tak jak 1 sezon to chyba by wszystkich c**j strzelił ;p stałoby się to strasznie monotonne, w końcu musieli jakieś tajemnice odkrywać i dobrze. Każdy sezon przynosił coś nowego, co fajnie rozwijało historię poprzez co serial stał się bardzo rozbudowany, jak żaden inny. Serial się świetnie rozwinął i jest to wg mnie najlepsza serialowa historia, głównie pod względem oryginalności, świeżości i stylu. Ta historia jest wyjątkowa i żadna produkcja nie stworzyła takiego wirtualnego świata przedstawionego oraz społeczności.
Ja bym chciał aby rozwiązywali te zagadki, ale też aby pojawiały się ciągle tajemnicze rzeczy w klimacie pierwszej serii. Inaczej wyobrażałem sobie prowadzenie tego serialu. Oczekiwałem historii pokrewnej do Zaginionego świata (nie mówię tu o filmach, ale książce). Pierwszy sezon ciągle dawał nam coś nowego, fajnego. Drugi robił to nadal, ale już w inny sposób. A co do wirtualnych światów, to nie wiem co tu jest wirtualnego..:) Avatar to wirtualny świat, wiele komiksów manga, ale nie Zagubieni. Są tu po prostu elementy fantastyczne, jednak wszystko dzieje się w naszych realiach.
Nie czytałem Zaginionego świata, lecz widziałem z serialu co nieco i takie prowadzenie fabuły by mnie zawiodło, nie byloby to oryginalne, nie wiem jak jest w książce, ale raczej za równo jedno i drugie ma podobne motywy, jak dla mnie byłoby powieleniem wiele schematów i wątków, słabo by było.
Wirtualny świat, chodzi o to, że stworzony jakiś wątek na potrzeby serialu, w tym wypadku wyjątkowość wyspy i powiązania bohaterów. Każdy serial jest wirtualny, bo to nie dokument ;p Każdy serial ma wymyślonych bohaterów, otoczkę, czyli jednym słowem jak to nazwałem wcześniej świat przedstawiony, źle mnie chyba zrozumiałeś.
Poza tym, pamiętaj, że to był przede wszystkim serial o ludziach na wyspie a nie o wyspie z ludźmi ;)
Serial Zaginiony świat oprócz bohaterów i pierwszego odcinka nie ma wiele wspólnego z książką. Ja liczyłem na coś innego będąc fanem Verne i Doyle'a. Pierwszy sezon Zagubionych jest bardzo podobny do Zaginionego świata pod względem klimatu. Jako fan takich opowieści wciągnąłem się;) Lubię takie historie. Później to ewoluowało w innym kierunku troszkę mnie zawodząc. Ale jak już mówiłem każdy ma inny gust;)
"Tajemnica, która była najważniejszą częścią tego serialu zniknęła wraz z drugą serią" - No nie wiem, czy tak drugi sezon to nie jest tajemnica serialu, oj jest i dużo się z nią wiąże ;) W zasadzie to wszystko się ze sobą wiąże.
Gdyby nie było kolejnych sezonów, to pierwszy inaczej by wyglądał. Bo historia jest opowiadana od końca nie od początku.
Mnie chodzi o klimat serialu, ale każdy ma inny gust. W pierwszym sezonie naprawdę nie było wiadomo dlaczego są na tej wyspie, co to za wyspa, czy mieszkają tu potwory czy nie. Jeśli coś kogoś goniło nie wiedzieliśmy co to. Potem zrezygnowano z tych zabiegów na korzyść fabuły, którą moim zdaniem przesadnie rozbudowano i dodano zbyt wiele postaci. I nie rozumiem o co chodzi z tym, że pierwszy sezon by inaczej wyglądał gdyby nie było kolejnych?:) Nie można powiedzieć, że serial był opowiadany od końca, ale że po prostu wybrano ten moment, na początek opowieści. Tak robi się w wielu filmach, a potem stosuje retrospekcje, aby wyjaśnić nam dane losy postaci, zdarzenia itp. Ja mam inne odczucie. Wręcz odwrotne. Twórcy byli przygotowani na jedynie kilka serii, ale telewizja wymogła od nich więcej sezonów na skutek wysokiej oglądalności. No i zaczynały pojawiać się cuda niewidy, typu alternatywne losy postaci.
serial był planowany na 5 pełnych sezonów, jednak zdecydowano się rozbić 2 ostatnie na 3 mniejsze. Czasami np czytam, że 1,2 czy 3 sezon był przeciągany, ze za dużo odcinków w sezonie. Jak dla mnie to właśnie jest fair dla widzów, bo widz może dostać więcej historii i bohaterów, o ile oczywiście nie jest to rozciągane przez same nudne odcinki jak teraz w The Walking Dead. A teraz panuje taki trend żeby zrobić 10 odcinków w sezonie. Puszczają taki jakiś serial przez luty marzec a potem 10 miesiecy czekania. To jest wedlug mnie nie fair. A tak w ciągu 3 lat, czyli 3 pierwszych sezonów Zagubionych dostaliśmy więcej materiału niż w dzisiejszych serialach przez 6 sezonów i to było wedlug mnie dobre podejscie. Człowiek mógł być z tą cała społecznością przez około 8 miesięcy i tylko 4 miesiące czekania na odcinki ;)
Też nie lubię czekać od 6 mies. do nawet 2 lat na nową serię (jak w Sherlocku). Tylko, że wtedy te seriale są dopracowane, miło się je po prostu ogląda. Coś za coś;). Czyli miałem jednak dobre odczucie co do Zagubionych, że ich troszkę rozciągnęli. Co do pierwszej serii była dla mnie genialna, druga dobra, a niestety reszta zatraciła całkiem klimat. Następne były inne po prostu, inna estetyka, inny sposób przedstawiania historii. Chciałem wrócić do oglądania Zagubionych po obejrzeniu kilku odcinków ostatnich serii, ale nie dałem rady. Od 3 sezonu to już dla mnie nie to. Ile razy bym do niego nie wracał to już nie będzie sprawiał mi przyjemności. No nie podeszło mi to, poczułem, że to nie dla mnie. A było mi tym bardziej szkoda, bo uważam pierwszą serię Zagubionych za jedną z najlepszych wśród współczesnych seriali. Podobne odczucie mam do Skazanego na śmierć- pierwszy sezon perełka, potem równia pochyła. Cieszę się, że np w Grze o Tron każdy sezon, a nawet odcinek trzyma poziom, że taki Sherlock jest lepszy od większości blockbusterów, jakie wyszły w ostatnim 20leciu. Podoba mi się to, że współczesne seriale są równie dobre albo i lepsze od kasowych filmów.
Są różne gusta ;) jak dla mnie serial nie byłby taki wyjątkowy gdyby nie sezony 2 i wzwyż ;) Ja lubię gdy serial z sezonu na sezon się rozwija, kontynuje wątki z poprzedniego sezonu, ale tez wprowadza nowe, wtedy widzę rozwój serialu, to miało miejsce z Zagubionych i uważam, że każdy sezon był świetny, bo wnosił sobą coś nowego (z kązdym następnym sezonem serial mnie zaskakiwał iaż się dziwiłem, ile razy mnie jeszcze będą tak zaskakiwać ;] ), jakąś wartość do tej historii. Podobnie w Prison Break, chociaż tam w 4 sezonie to już polecieli troszkę z fabułą ;P Nie przepadam za czymś takim, że na początku serialu mamy zarysowaną jakąś sytuację i żaden następny sezon nie zmienia choć trochę punktu widzenia, cały czas wałkowane sa te same wątki, serial się nie rozwija. W Lostach tego nie było i za to właśnie kocham ten serial ;) A przede wszystkim za to, że opowiada niezwykłą historię ludzi, tego nie miał żaden serial który do tej pory oglądałem :)
Ja znowu jestem bardziej stały;) Lubię być zaskakiwany ale nie lubię zbyt dużych zmian w serialu;). Lubię Grę o Tron, mimo iż 90% głównych bohaterów już w niej zginęło, ale ciągle sposób opowiadania, klimat jest ten sam;). Uwielbiam wikingów, mimo tego, że poznajemy głównego bohatera jak jest rolnikiem, a potem staje się słynnym nawigatorem, przywódcą wypraw, potem jarlem, żeby w końcu zdobyć tytuł królewski. Zmienia się główny bohater, ale styl opowieści nie;). Ale tak czy inaczej co bym nie mówił złego, co by mi się nie podobało w kolejnych seriach Zagubionych, uważam ten serial za przełomowy. Jest to początek naprawdę dobrych, wysokobudżetowych, ze świetną fabułą produkcji telewizyjnych. A pierwszy sezon jest i będzie dla mnie majstersztykiem.
:) Jeszcze dodam, że może nie chodziło mi, że styl serialu ma się zmieniać, bo jednak pewien styl Zagubionych został do końca, ale sposoby podawania widzom fabuły, czy też, jakieś zwroty fabularne jak w 3 sezonie, bo kto w 1 sezonie by się spodziewał, że to tak bedzie wyglądało ;)? Lubię jak coś się rozwija a nie jest w stagnacji. Znaczy może inaczej wolę pierwszą opcję, co nie znaczy, że serial z tą druga opcją musi być w mojej opinii słaby. Przykładem może być Breaking Bad, serial należy do tych, które jakoś specjalnie nie wprowadzają nowych wątków w kolejnych sezonach, ale serial wybitny ;)
PS1.Możesz coś powiedzieć o Wikingach, bo przymierzam się do tego serialu ? Tylko o spoileruj, bo to nie forum WIkingów ;p
PS2. Jeszcze co do TWD to ja też trochę nie rozumiem popularności tego serialu, z sezonu na sezon wyraźnie zanika fabuła, serial jest wyraźnie słabszy, szczególnie, że tam się już nic nie dzieje ;p A po 1 sezonie (czyli po 6 odcinkach heh ;p) myślałem, że to będzie taki nastepca Zagubionych ;P
Mam identyczne odczucie co do TWD pierwsze odcinki dają nadzieję na coś naprawdę fajnego, a potem wszystko się zmienia w przeciętny serialik. Co do Wikingów to jest to typowy serial historyczny. Opiera się on z racji, że to były wieki ciemne głównie na podaniach nordyckich i zapisach brytyjskich kronikarzy. Zbudowanie postaci i ich szczegółowe losy, to już wymysł scenarzystów. Jest to serial o tyle niezwykły, że jego styl, cały ten klimat (łącznie z muzyką) zbudowany jest wokół Wikingów. Oglądamy świat nie z perspektywy chrześcijańskiej Europy, ale własnie oczami Wikingów. Jeśli oczekujesz dużej ilości bitew, krwi i akcji, to nie jest serial dla Ciebie. Jeśli oczekujesz zagadek, intryg i tajemniczości, to już zdecydowanie tak;). Pierwsze odcinki mogą nie przypaść do gustu, ponieważ serial ma naprawdę specyficzny styl. Niektóre odcinki biegną nieśpiesznie niczym zima Skandynawom, inne są szybkie jak ataki Wikingów. Poza tym charakter Wikingów został przeniesiony na ogólny klimat serialu. To troszkę może utrudniać na początku odbiór, jednak gdy się wciągniesz, gwarantuję super zabawę;). Największe plusy to muzyka (jest naprawdę dopracowana), bardzo dużo rekwizytów, niesamowita scenografia i dekoracja wnętrz, a to wszystkie okraszone genialnie sfilmowanymi widokami przyrody;). Należy też wspomnieć o aktorach, bo naprawdę zatrudniono artystów najwyższej klasy. A sama historia, na której oparta jest fabuła to opowieść o żyjącym naprawdę Wikingu Ragnarze, który od prostego rolnika staje się królem (to nie spojler, to akurat oczywiste od pierwszego odcinka;)). Obserwujemy jego przemianę, z dobrego, żyjącego z zasadami wiary Wikinga, w zręcznego intryganta, który jest w stanie zrobić niemal wszystko dla osiągnięcia celu. Naprawdę polecam;)
A co do The Walking Dead nie rozumiem fenomenu tego serialu;) Przypomina mi zwykły serial przygodowy, w którym biegają trupy. To już stary serial Zaginiony świat był lepszy.
Tajemnice nigdy nie były najważniejszą częścią tego serialu. Najważniejsi byli ludzie, To do nich odnosił się tytuł, to dlatego były retrospekcje w każdym odcinku. Największą tajemnicą pierwszej części serialu byli sami bohaterowie: kim byli, co ich spotkało i dlaczego znaleźli się na Wyspie. Reszta była atrakcyjnym dodatkiem. A co do zanikania tajemniczości serialu: to było nieuniknione i naturalne. Kiedy udziela się odpowiedzi na intrygujące zagadki to siłą rzeczy historia staje się mniej tajemnicza. Nie można mieć jednego i drugiego.
Dokładnie to wiem;) Chodziło mi o sposób prowadzenia serialu i jego styl. Tą całą otoczkę. Chciałem delektować się rozwiązywaniem tych zagadek, a pojawiało się zbyt wiele nowych postaci wątków, które zaburzyły moje odczucia. Także sposób poznawania wyspy twórcy inaczej prowadzili od 3 serii. Ale każdy ma inny gust jak to już napisałem wyżej;) Wolę seriale takie jak Wikingowie, Grę o Tron czy Sherlocka. od początku do końca genialnie prowadzone:)
Czekam na jakiś serial, który dorównuje Lost, ale jeszcze takiego nie znalazłem ;)
Zgadzam się z autorem tematu, pierwsza seria genialna natomiast każda kolejna była coraz gorsza aż nie dało się tego dalej oglądać twórcy się pogubili w wielu wątkach i w efekcie serial całościowo okazał się klapą.
No nie wiem, czy akurat jest tak genialnie prowadzony do końca po obejrzeniu 3 serii :/
Ale zgadzam się, też jestem jedną z tych dziwnych osób, którym najbardziej podobał się 1 sezon. Można się było zastanawiać jakie tajemnice kryje wyspa. Równie dobrze pasowały jakieś nadnaturalne sprawy i realistyczne wytłumaczenie i to było właśnie najfajniejsze.
Dla mnie pierwsze dwa sezony tego serialu były doskonałe, bo tylko na tyle autorzy posiadali koncepcję. Później legło wszystko w gruzach stał się bardzo nudny i bez ładu. Pierwsze dwa sezony oceniłbym na 10 stawiając je na tym samym poziomie co breaking bad oraz grę o tron, ale reszta sezonów to tylko nieudana próba zakończenia świetnego pomysłu wyłączając kilka zagadek serialu chociażby tajemniczy dym na wyspie, dlatego serialowi dałem tylko a może i aż 7.
Coś w tym jest, że te 2 pierwsze sezony są zazwyczaj bardzo wysoko oceniane, a od 3 coś się załamuje i wiele osób zaczyna krytykować serial.
Podczas mojego ostatniego rewatcha 1 i 2 serii zaczęłam się zastanawiać dlaczego tak jest, co różni początek od dalszych sezonów. Według mnie podstawowa różnica - bohaterowie. 1 sezon był jednak nie tyle poznawaniem wyspy, ile rozbitków. Oto na bardzo małej przestrzeni spotykają się ludzie z różnych światów, o różnych profesjach, poglądach, wyznaniach, temperamentach, którzy jakby zatrzymują się w połowie życiowego dystansu. Zostają wytrąceni z rutyny codziennego dnia, są zostawieni sami sobie, przez co muszą zmierzyć się nie tyle z niebezpieczeństwami wyspy, ile sami ze sobą - ze swoją przeszłością, swoimi grzechami i winami. Do tego oglądanie ich walki o przetrwanie, tego, jak kształtuje się hierarchia w grupie, jak narastają wewnętrzne konflikty czy zawiązują przyjaźnie między zupełnie obcymi ludźmi z różnych światów - to było szalenie ciekawe. Wystąpił efekt takiej jakby soczewki - mogliśmy podejrzeć zachowania ludzi w sytuacji ekstremalnej. Niby motyw już znany z kultury, ale jakby podany inaczej, atrakcyjniej, dosłowniej i bardziej realistycznie. Scenarzyści stworzyli tym samym genialny punkt wyjścia do dalszych rozważań nad ludzką naturą i psychiką. No i aura tajemnicy też oczywiście robiła swoje, tyle że my tę tajemnicę przeżywaliśmy "za pomocą" emocji bohaterów, co czyniło 1 serię jeszcze bardziej ekscytującą.
I od 2 sezonu historie bohaterów oraz ich uczucia ustępują pola osławionym już zagadkom. O ile w 2 serii zachowana zostaje jeszcze jako taka równowaga, to od 3 zaczyna się stopniowe odchodzenie od spraw postaci na rzecz wątków sci-fic i sensacyjnych. Do tego dochodzi pewna nieudolność w prowadzeniu tych wątków. Wg mnie do 2 sezonu scenarzyści mieli raczej większość wydarzeń jakoś rozplanowanych i umotywowanych, natomiast od 3 zaczęło się wymyślanie na bieżąco w stylu "jakoś to będzie, jakoś to wytłumaczymy za x odcinków". Chcieli włożyć do tego serialu za dużo na raz. Postacie w dużej mierze stały się instrumentami do uatrakcyjniania pokręconej fabuły, IMO wiele z nich straciło wiarygodność i swój pierwotny, niepowtarzalny rys z pierwszych sezonów (vide skandalicznie kretyński trójkąt miłosny - a ja naprawdę uwielbiałam Kate z 1 sezonu).
I potem na koniec gdy twórcy sami nie mogli zaprzeczyć, że zakończenie było zbyt raptowne, za mało umotywowane i odstające od całej fabuły, nagle stwierdzili - ale przecież to był serial o Jacku, Kate, Sawyerze, Locke'u i całej reszcie! To bohaterowie najbardziej się liczyli, nie wyspa!
Cóż, raczej marne tłumaczenie, bo przez ostatnie 4 sezonu bohaterowie prawie w ogóle się nie liczyli. Byli tylko tłem dla Dharmy, podróży w czasie, tajemniczych posągów, Jugheadów i innych "atrakcji". A fakt, że na końcu ich obecność jest tak silnie zaakcentowana zawdzięczamy tylko temu, że scenariusz zakończenia leżał w szufladzie twórców od 2004 roku, gdy fabuła była jeszcze bardzo skupiona na bohaterach.
Dlatego dla mnie scena w zaświatach i rozmowa Jacka z ojcem powiedzmy, że ratuje ten serial, sprawia, że "zachował twarz". Ale to co pośrodku było niestety zbyt mało przemyślane, zbyt chaotyczne i przedobrzone, bo nie sposób było upchać do tego serialu tyle wątków, ile chcieli twórcy i jeszcze zachować do tego jakieś resztki logiki i zasady prawdopodobieństwa.