po przelocie po pilocie, okołostustarciowej sprawnościówce podsquidgejmowionej, całkiem nawet fajnie, ale mam trzy ale: po pierwsze, za dużo narzekanie poddziadziałych dziadków kwiatków na własne poddziadzianie (taki na przykład lebron ma lat czterdzieści jeden, a cięgiem na wznoszącej), po drugie - ja też tydzień temu wlazłem na śnieżkę (może i nieco wolniej, owszem, przyznaję, za to z cudownym, mistycznym wręcz uczuciem wtapianie się w harmonię bytu, okiem wrażliwym i uchem wyostrzonym tak, żem słyszałał odglosy planety obracającej się wokół własnej osi) (i co ty na to powiesz), a po trzecie - dlaczego, wdrapując się na ichniejszą śnieżkę, wszyscy noszą raczki, ale nikt nie nosi kałużyńskich.. tyle czepiania się, dobra, koniec, lecim dalej.