Też dałem 6/10, ale zabawę miałem znacznie lepszą, niż wskazywałaby na to moja ocena. ;) IMO jeden z lepszych filmów Emmericha, który chyba wreszcie zaczął rozumieć konwencję, w której od zawsze się porusza, i trochę zaczął z nią igrać. Trudno przecież uznać za poważny film, w którym [SPOILERY] w chwili, w której zachodnie wybrzeże USA wali się pod ziemię nagle oglądamy scenkę na statku pływającym w pobliżu Japonii, na którym jeden z bohaterów śpiewa "To jeszcze nie koniec świata". ;) Zresztą takich "mrugnięć" do widza jest ZNACZNIE więcej (co w filmach Emmericha nie zdarzało się chyba nigdy). Trudno się nie uśmiechnąć, kiedy słyszy się, że "tak wspaniałe arki" mogły powstać tylko w Chinach (arki "made in China"), że premier Włoch zginął w trakcie modlitwy (Berlusconi świętoszkiem?), kiedy widzi się wbiegającą na pokład arki Elżbietę II z dwoma pieskami na smyczy, czy słyszy gubernatora Kalifornii (Schwarzenegera) opowiadającego, że "takich kataklizmów" to w filmach, w których grał nie było. :D Na dokładkę scenka z waleniem się kopuły bazyliki św. Piotra na zgromadzonych wiernych, co w połączeniu z nieco wcześniejszym pęknięciem malowidła w Kaplicy Sykstyńskiej - dokładnie między palcami Boga i Adama - wygląda niemal, jak znak od Boga, pokazujący, że odwrócił się On od ludzi i karze ich za grzechy. Poza tym w jakim innym filmie można zobaczyć statek uderzający w czubek Mount Everest? :D Na dokładkę niezła rola Harrelsona - malutka, ale wyrazista. Gdyby nie mocno irytujące ucieczki w ostatniej chwili (w limuzynie i w malutkim samolociku!) przed NIEMAL końcem świata (niemal, bo jednak się nie skończył :P), i gdyby nie głupiutka, ale spajająca całość filmu, historyjka rodzinna Cusacka, dałbym 7 - bo uznałbym, że to dobre kino katastroficzne, które bawi się tym, że jednak jest TYLKO filmem, a nie antycypacją "prawdziwych" (niby) wydarzeń. Ale tak - daję tylko 6.
P.S. Oczywiście można uznać, że te "ucieczki w ostatniej chwili" to też element zabawy z konwencją kina przygodowego, ale jednak trochę było tego za dużo. :P A wypowiedź Schwarzenegera wyglądała niczym autopromocja filmu - i dlatego była zabawna. :D Poza tym fajne jest to, że wreszcie nie sami Amerykanie ratują ludzkość przed wymarciem (też rzadkość u Emmericha). :D