Co nie zmienia faktu, iż wystawianie najnowszemu filmowi Emmericha ocen poniżej 3 jest wręcz śmieszne. "2012" nie zasługuje na miano arcydzieła roku (daleko mu do tej pewnej granicy), ale też nie można zmieszać go z błotem. Mamy tu do czynienia z typowym filmem pod publikę ; reżyser doskonale podchwycił temat na czasie i wykreował największe katastroficzne widowisko wszech czasów. Niestety, moim zdaniem zapomniał o napięciu i emocjach, które gdzieś się rozpłynęły, nie dając się odczuć ani przez moment. Rzucił przeciętną, typową, amerykańską rodzinę w sam wir wydarzeń, każąc im stawić czoła ogarniającym ich z każdej strony kataklizmom. Ja jednak W OGÓLE się z nimi nie utożsamiałem. Ciarki po plecach przeszły mi tylko w scenie z dryfującym lotniskowcem. A przy scenach, gdzie główny bohater był od włos od śmierci - nawet powieka mi nie drgnęła. Nie czułem tej tragedii niestety. A czułem tylko wypracowaną do bólu amerykańskość, w KAŻDEJ scenie, co w pewnym momencie zaczęło przyprawiać mnie o mdłości. Nijakie aktorstwo (ani złe, ani dobre ; Harrelson ani Cusack niczego nie ratują swoim ogólnym, bardzo dobrym poziomem, niestety), słaba fabuła (tak, każdy obrońca tego filmu niech się pogodzi z tym faktem. Fabuła JEST słaba. To po prostu zlepek wszystkich możliwych kataklizmów, jakie mogą wystąpić bodajże 21 grudnia 2012 roku). Żenujące dialogi dopełniają całości. Co więcej, ja umierałem z nudów w przerwach między kolejnymi wybuchami itp. itd. Tak słabej próby utrzymania klimatu zwykłymi dialogami i prezentowaniem postaci i ich monologów, nie widziałem już od dawna.
Wycieczki do kina nie polecam, a wręcz odradzam. Ja żałuję wydanych pieniędzy. "2012" wbrew pozorom można spokojnie obejrzeć w domu, co też uczyniłem ostatnio i różniło się to niewiele od seansu na wielkim ekranie. Jeśli jednak wymagasz od filmu TYLKO I WYŁĄCZNIE dobrych efektów specjalnych (które "2012" oferuje naprawdę genialne!) i tym samym dobrej zabawy... To nad wypadem do kina możesz się zastanowić.