Witam Was wszystkich serdecznie.
Film Rolanda Emmericha "2012" wywołał bardzo różne i sprzeczne emocje na całym świecie. Zdarzają się ludzie, których nowe katastroficzne widowisko twórcy "Pojutrze" wzięło za serce i powaliło na kolana, a są też tacy - i chyba takich więcej - którzy twierdzą, że owe dzieło jest trywialną, pozbawioną logiki opowiastką w stylu Hollywood, opierającą się na oklepanych schematach i sztucznym wyciskaniu emocji.
Jeśli chodzi o obiektywne spojrzenie na film: rzeczywiście, niestety, nie pozbawiony jest typowych zagrywek reżyserskich filmów klasy B lub gorszej - mam tu na myśli mocne uproszczenia pewnych spraw, jak na przykład uciekanie przed każdym zagrożeniem w ostatniej chwili (na tej sferze dochodzi już nawet do takich absurdów, jak jazda samochodem przez deszcz meteorów, z którego bohaterowie wychodzą bez szwanku), ograny motyw Tatusia, który pokłócił się z Mamusią, przez co obraziło się na niego dziecko (które tak na prawdę bardzo go kocha), kończący się wzruszającym momentem pogodzenia całej trójki. Podobną sprawę mieliśmy ostatnio w "Dniu, w którym zatrzymała się Ziemia".
Nie będę nawet wymieniał licznych błędów, niektórych kosmetycznych, innych rażących jak słońce na Saharze, bo takich jest naprawdę bez liku. Chociażby fakt, że kobieta zauważa rękę głównego bohatera z kilkuset metrów, siedząc w pędzącym samolocie, którym trzęsie. To chyba taka cała kwintesencja "2012".
Natomiast przechodząc ad rem, do meritum mojej wypowiedzi, chciałem zaznaczyć wszem i wobec dwie sprawy.
Primo: na film należy się wybrać z odpowiednim nastawieniem. Zdecydowaliśmy rodziną, że idziemy na głupie, pozbawione sensu widowisko, w którym "fajnie rozwala się świat". Muszę przyznać, że taktyka się sprawdziła, bo bawiliśmy się świetnie, podglądając sztuczne do bólu rozterki i perypetie głównych bohaterów oraz efektowne sceny katastroficzne.
Secundo: wydaje mi się, że nawet sam Roland Emmerich podszedł do swojego dzieła z dystansem i pewną dozą humoru. Jeśli chodzi o to drugie, chciałem wymienić trzy genialne role - Woody'ego Harlessona, Zlatko Burica i Johanna Urba. Ten pierwszy stworzył kreację z lekka zwariowanego hippisa-radiowca, który tworzy naokoło różne teorie spiskowe, a dwaj ostatni to genialna para Rosjan-bogaczy, bawiących swoimi tekstami do łez.
Podsumowując: to, co słyszeliście od recenzentów i krytyków to prawda. Film pozbawiony jest polotu, sensu i logiki, pełen sztampowych i ogranych tematów, ALE ciekawi widowiskowością i humorem.
Co niestety nie ratuje filmu przed oceną 4/10. Zdecydowanie poniżej oczekiwań, zwłaszcza że trailer z falami zalewającymi Mt. Everest robi wrażenie.
I robi niezłego smaka.