Na pozór bez sensu, na pozór głupoty dla śmiechu i komedyjki, ale ten śmiech... taki trochę przez łzy.
Chyba każdy z nas (kto chodził do podstawówki za komuny i zaraz po) miał moment, w którym spoważniał. Film jest i ma być symboliczny i momentami przerysowany.
Jednak ja się nie śmiałem, kiedy dyrektor wszedł do klasy i w klasie zapanowała absolutna cisza. W każdej szkole był taki nauczyciel, który bił linijką, rzucał kluczami w głowę, znęcał się i ubliżał. W każdej szkole był też taki naiwny, spokojny, któremu uczniowie wchodzili na głowę.
Koterski uprościł, ale te wszystkie wierszyki wypowiadane przez uczniów, durne zabawy, konkursy bekania i tego typu podobne głupoty, miały miejsce chyba w każdej szkole.
W jednej rodzinie wymagania wywindowane w kosmos i poprzeczka wysoko, w innej rodzice piją i nie interesują się dziećmi.
Topienie kotów, zabijanie psów, bicie dzieci przez rodziców i nauczycieli, to były nasze realia.
Dzisiaj jest inaczej, ale reżyser pokazuje jak to było kiedyś.
No i konkluzja filmu była wypowiedziana na końcu, przez panią sprzątającą.
Wygłoszona była głośno, brutalnie, wulgarnie i wprost, jak cepem w łeb.
Jak ktoś nie zrozumiał, to niech końcówkę obejrzy ponownie i posłucha tego, co powiedziała pani sprzątająca.