To zawsze jest troszkę takie osobne święto, kiedy Marek Koterski wypuszcza nowy film.
Myślę, że większość Polaków ma osobne miejsce w serduszku na jego filmy i każdy obejrzał przynajmniej jeden, który wstrząsnął nim do samego pnia mózgu. A przynajmniej lubię tak sobie myśleć. Sama mam takie trzy: Dom wariatów, Dzień świra i Wszyscy jesteśmy Chrystusami.
7 uczuć balansuje gdzieś w okolicy tych najważniejszych dla mnie filmów w dorobku reżysera.
Pomysł obsadzenia dorosłych w rolach dzieci był ryzykowny. Mógł się udać tylko ze szczerymi intencjami twórcy i aktorów, bo przecież wszystko mogło skończyć się na infantylnym małpowaniu. I co? I wyszło REWELACYJNIE. Ten pomysł niesie ze sobą potężny ładunek egzystencjalny. Czuć tam śmierć, bezsens, żałość istnienia.
Żałuję tylko, że zarówno początek, jak i koniec filmu pod wieloma względami zgrzyta z fantastycznym środkiem filmu. Np. wyrazista scena fizjologiczno-erotyczna z samego poczateczku filmu nijak ma się do późniejszego odkrywania seksualności Adasia. Zbyt się odróżnia swoją formą ponad resztę filmu. Tak samo końcowy monolog Bohosiewicz jest mimo wszystko zbyt grubą kropką nad "i", w zasadzie robi się kleksem.
Marek Koterski często podkreśla w wywiadach, że niemal 100% materiału udało mu się wykorzystać w filmie... i mimo wszystko - to chyba był jednak błąd.
Tak czy siak, film zobaczyć trzeba, po prostu warto.
Pełna recenzja:
https://www.youtube.com/watch?v=hQFQEZ-_wSQ