Cierpiąca Gaia, apokalipsa i nowy początek świata, w koło macieju, do porzygu.
Zgadzam się całkowicie. Twórcy tego całego bajzlu najchętniej by widzieli ludzkość w koronach ze stokrotek biegających wkoło i ściskających drzewka... zaraz po odprawieniu codziennej, dziesięciogodzinnej mszy.
Ograny, przewidywalny, mdły - tyle mam do powiedzenia.
No przepraszam, te filmy nie propagują mszy, tylko coś zgoła przeciwnego - kult matki ziemi.
To jest to o czy mówi np. Al Gore - człowiek jako pasożyt na żyjącej Gai, śmiecący, zabijający i wydzielający dwutlenek węgla. Zgadzam się, że filmy są do pożygania religijne, ale z pewnością nie jest to religia biblijna tylko cholerny New Age z korzeniami w gnostycyźmie.
Nie sugerowałem jakoby było inaczej. Przesłanie filmu naprawdę nie wymaga głębokich przemyśleń.
Poprzez termin msza chciałem przedstawić jeden z rytuałów jakie są charakterystyczne dla różnych wierzeń i przez co zaznaczyć religijne zabarwienie fabuły filmu. Zamierzeniem było jednak wyśmianie absurdalności (z czego religia chrześcijańska jest powszechnie znana) ogółu, zamiast podania konkretnego, wyrwanego z kontekstu przykładu.
sory, konstruujesz jakieś za bardzo pogmatwane zdania, i nie rozumiem o co ci chodzi.
Mi także to nie pasuje, zwłaszcza że wyżej cenię rozwój technologiczny nad faunę i florę. Nie znoszę w tych filmach tego, że maszyny zawsze są w nich złem wcielonym, a Ci zwolennicy Gai to ostatnia ostoja humanitaryzmu na Ziemi (bo jak przekonują twórcy filmów postępu technologicznego z humanitaryzmem nie pogodzisz).
Film sam w sobie oglądałem z przyjemnością, ale to przesłanie jest tak oklepane i tak pretensjonalne, że aż mnie mdli.
Teraz tylko pytanie brzmi co według Ciebie zasługuje w filmie na ocenę tak wysoką, zarezerwowaną właściwie dla filmów naprawdę solidnie dopracowanych zarówno pod względem wizualnym jak i fabularnym.
W moim mniemaniu to ostatnie ogranicza się do wyeksploatowanych schematów, jednowymiarowych bohaterów i przewidywalnego rozwoju akcji. Zaś pomimo gromkich zachwytów odnośnie pierwszego - wierzę że pan Cameron jednak nie jest królem świata, a film atrakcyjny wizualnie nie musi być synonimem dla generowanej komputerowo grafiki, która w moich oczach nie wybija się wysoko ponad obecne standardy.
Tyle powiedziawszy, mając na uwadze wszystkie te niedociągnięcia, 8/10 jest po prostu czystym nieporozumieniem.
Klimat, animacja, pomysł, bohaterowie, odrobina magii zawarta w filmie.
Ale się wszyscy czepnęli Camerona. Ładne i piękne wychwalane jest co najmniej od czasów "Shreka", o Disneyu już nie wspominając. Naiwne, proste historyjki też mają się całkiem dobrze - "Forrest Gump", "Zielona mila" są powszechnie cenione, chociaż naprawdę nie widzę w nich wiele więcej ponad prosty przekaz ubrany w odrobinę humoru / łez. Przesłanie, chociaż nieco naiwne i powtarzane ostatnio dość często, jednak w tym filmie jest (na dodatek jest mniej łopatologiczne od "Otchłani" Camerona). Przy mojej ocenie zaważył głównie klimat.
"(...) mając na uwadze wszystkie te niedociągnięcia (...)" - Jakie niedociągnięcia? Jak dotychczas była tu jedynie mowa o naiwności przekazu i chociaż zgadzam się z tym, jednak nadal cenię bajki z humanitarnym morałem. Z pewnością lepsze to, niż wydmuszki w stylu "Madagaskaru".