Film Scotta zasługuje na oskara. Choć daleko mu do Ojca chrzestnego to posiada swój klimat, który istnieje przez cały czas trwania filmu. Dla mnie bardzo dobrą sceną była konfrontacja głównych bohaterów - detektywa
(którego grał Crowe) i gangstera (w tej roli Washington) podczas ich rozmowy pod koniec filmu. Co do muzyki rzeczywiście nie zachwycała ale cały obraz jest wart obejrzenia. Jak dla mnie 9 na 10.