Choc Gabe Ibáñez przedstawia szereg ekscytujących (choc nie całkiem nowych) pomysłow na temat sztucznej inteligencji, a i jego film również wygląda cholernie stylowo (film co prawda nie jest nakrecony w czerni i bieli, to jednak jego kolory są jakby "wyprane" i przez to fascynujące: Podczas gdy samo miasto jest tylko prowizorycznie i słabo oświetlone tylko przez dim neonów, to kolory w radioaktywnie skażonej pustyni bezlitośnie zanikają w tym surowym blasku słońca. Jak dla mnie HiT!) - to jednak te stereotypowe figury (ludzkie!) i ten konfuzyjnie opowiedziany plot z tym spiskiem - niestety u mnie zaciągają 'automatów' czesciowo w dół.
Mi szybko udalo sie uświadomic, że rezyser ktory był również zaangażowany w napisanie skryptu - poczynił sobie dużo myśli na temat sztucznej inteligencji i wyglądu (LOOK) swojego filmu. Jednak dla lepszego plotu to mu juz jego grypsu niestety nie wystarczylo: gdy jeszcze na początku udalo mu sie stworzyc gestą, natarczywo-deprymującą atmosferę, to niestety dalej sprawil ten dawny CGI Expert (jak dla tak wąskiego budżetu 15 milionów dolarów, to te jego animowane 'automaty' wyglądają po prostu fantastic!), ze w tej drugiej połowie filmu, niestety to wszystko zostalo zaprzepaszczone.
I to wlasnie ci powierzchownie naszkicowani gangsta-typy - ktorzy sie mają z tymi ich trudnymi do zrozumienia poczynaniami, nawzajem do siebie dorwac i to przede wszystkim rzucając sobie o uszy jakimis banalnymi Noir-frazesami - są glownym bledem w tym filmie. No to by bylo moze jeszcze do strawienia, gdyby filmowcom przyszloby na mysl pokazac z jakimis humorystycznymi wstawkami, że jest to oczywiste, że to tylko tutaj służy środkiem do celu. A zamiast tego Ibáñez opowiada te swoją historię z taką niemalze sakralną, świętą powagą, że caly prawie film dzialal na mnie pretensjonalnie i wrecz nudnie - az do koncowego finalu, gdzie udaje mu sie wreszcie powrocic do emocjonalnie chwytającego filmu - jakim juz byl na początku. No ale to tylko wlasnie te momenty - szkoda ze nie wystarczylo na calosc.