7,4 824 tys. ocen
7,4 10 1 823934
6,8 70 krytyków
Avatar
powrót do forum filmu Avatar

Jeśli ktoś lubi chodzić do kina 'na efekty', to się nie zawiedzie. Ja zwykle efekciarskich blockbusterów unikam jak ognia. W tym przypadku skusiłam się z powodów wiadomych (przełom! 3D! coś pięknego! etc.!) Nie urzekł mnie jednak ten sztucznie wyczarowany świat świecidełek i bijących po oczach kolorów. Co z tego że piękne, skoro nie ma duszy? Wszystkie te cudeńka kojarzyły mi się niestety z kiczowatą estetyką bazarowych suwenirów. Jak bajecznie kolorowy landszafcik, który w pierwszym momencie zachwyca feerią barw i dopieszczeniem detali. To ja dziękuję, wolę 'chropowatego' van Gogha.

Nie wiem też co w tym filmie przełomowego, bo obrazy 3D oglądałam w IMAX już kilka lat temu i jakiejś szalonej różnicy jakościowej nie widzę. No i poza tym, cóż, fabuła jest żenująco infantylna i boleśnie schematyczna. Trailer zdradza 90%, reszty można się domyślić ('If you want a happy ending, you schould go and see a Hollywood movie'). Żadnych intrygujących zwrotów akcji, dobro jest dobre, zło jest złe i to złe w najbardziej stereotypowej formie (ach, ten okropny, zdemoralizowany do cna pułkownik, twardy 'madafaka'), a ponętna brunetka musi mieć obowiązkowo gustownie rozdartą koszulkę w strategicznym miejscu. Aktorzy nie starają się tchnąć choćby minimum życia w swoje postacie (może poza Ribisim), a Worthington po dwóch filmach, w których go widziałam (poprzednio "Terminator: Ocalenie") zaczyna mnie irytować samym swoim wyglądem.

I naprawdę nie jest tak, że film nastawiony na efekty musi razić aż tak daleko posuniętą życzeniowością i płytkością scenariusza. Wręcz nie powinien, bo techniczne i wizualne cuda-niewidy przestają zadziwiać dość szybko, a jeszcze szybciej wyrastają naśladowcy i wówczas film, z perspektywy czasu, obronić się może tylko, jeśli w ślicznym opakowaniu jest coś więcej. Klimat, charyzmatyczni bohaterowie, niebanalna historia, karkołomny koncept. Nawet jeśli historia w swoich najbardziej ogólnych ramach jest niczym więcej jak opowieścią o odwiecznej walce dobra ze złem ("Gwiezdne wojny"), to po latach broni się doskonale choćby ciekawymi postaciami, sowizdrzalskim humorem i intrygującymi woltami. "Avatar" to historia płaska i pusta, a miejscami niezamierzenie śmieszna poprzez swoją patetyczność, w dodatku tak strasznie wtórna, że skojarzenia narzucają się same: "Tańczący z wilkami", "Pocahontas" i trochę "Parku Jurajskiego" na dokładkę. Gdyby to był film 2D, wyszłabym z kina po półgodzinie.

ocenił(a) film na 10
Diana

"Co z tego że piękne, skoro nie ma duszy?"

Nie zgadzam się z twoją opinią. Oczywiście każdemu z nas oglądając ten lub inny film towarzyszą czysto subiektywne odczucia. Jednak pisząc, iż świat Pandory nie ma duszy to dla mnie wypowiedz płaska, pusta i niezamierzenie śmieszna przez swoją wtórność z jaką przeciwnicy filmu operują. Cameron moim zdaniem stworzył Gwiezdne Wojny (które mają przesłanie równe wtórne i proste) XXI wieku. Stworzył świat kompletny i niepowtarzalny w swojej magii. Ja nie widziałem tam sztuczności, widziałem inność która wciągnęła mnie i zafascynowała od pierwszego spojrzenia. Podobnie nietrafiony (zaznaczam dla mnie) jest argument wtórności. Równie wtórne w swojej prostocie i przesłaniu są filmy które wymieniłaś "Tańczący z wilkami", "Pocahontas" (historie stare jak świat). To, że są wtórne i proste nie zmienia faktu, iż są one opowieściami uniwersalnymi, szczerymi i prawdziwymi. Liczy się sposób w jaki przedstawiony nam ten przekaz. A ten jest niesamowity.

ocenił(a) film na 5
ALIEN_K

"Jednak pisząc, iż świat Pandory nie ma duszy to dla mnie wypowiedz płaska, pusta i niezamierzenie śmieszna przez swoją wtórność z jaką przeciwnicy filmu operują."

??? Trawestacja fajna rzecz, ale trzeba ją umieć stosować. Reszty nie skomentuję, bo Twoje próby polemiki sprowadzają się do zaprzeczeń.

ocenił(a) film na 10
Diana

"Twoje próby polemiki sprowadzają się do zaprzeczeń"

Zaprzeczeń? Czy ja się czegoś wypieram? Piszę o swoich odczuciach odnośnie świata wykreowanego przez Camerona. A, że są one niezgodne z Twoimi. No cóż.

ocenił(a) film na 5
ALIEN_K

Toteż ja Ci nie odbieram prawa do własnych odczuć. Ale mają się one nijak do moich argumentów. Piszesz np. "Stworzył świat kompletny i niepowtarzalny w swojej magii. Ja nie widziałem tam sztuczności, widziałem inność która wciągnęła mnie i zafascynowała od pierwszego spojrzenia." Fajnie, przyjmuję do wiadomości. Ale co na to odpowiedzieć?

Natomiast co do reszty, widzę, że różnimy się w pryncypiach. Dla mnie nawet historia w założeniu prosta, musi być choć trochę oryginalna, mieć to, o czym pisałam w pierwszym poście. Czarno-białe postacie, sentymentalizm, schematy i patetyczność z miejsca mnie odrzucają. Zgadzam się z Tobą, że liczy się sposób przedstawienia historii, tylko, jak widać, zadowalają nas zgoła odmienne sposoby.

Diana

Droga Pani -
a nie prościej ... paluszkami ?

ocenił(a) film na 5
dadmor

Drogi Panie -
a nie lepiej... bez maniery?

ocenił(a) film na 8
Diana

Współczuję, bo po pierwsze musisz być chyba bardzo często zawiedziona wychodząc z kina, a po wtóre, bo nie do końca rozumiesz chyba ideę powstania takiego wynalazku jaki kinematograf. I na koniec jedna przyjacielska uwaga: następnym razem (oby takiego nie było), idąc na "mecz piłki nożnej", nie bądź zdziwiona, że 22 gości ugania się za szmacianką, bo to świadczy raczej o Tobie niż o nich...

ocenił(a) film na 5
jaet

W każdym meczu 22 gości ugania się za szmacianką, ale jest szalona różnica między finezją Brazylijczyków a potykaniem się o własne sznurówki Polaków. Ergo - jeśli nie umiesz czytać ze zrozumieniem, nie komentuj, a już pod żadnym pozorem nie próbuj sięgać po analogie.

ocenił(a) film na 7
Diana

"Nawet jeśli historia w swoich najbardziej ogólnych ramach jest niczym więcej jak opowieścią o odwiecznej walce dobra ze złem ("Gwiezdne wojny"), to po latach broni się doskonale choćby ciekawymi postaciami, sowizdrzalskim humorem i intrygującymi woltami"

W Avatarze z przykrością stwierdzam(to jest fakt)tego nie znajdziecie i z tego też powodu ten film leży.Diana takie sam mam odczucia,szkoda bo Camerona bardzo sobie ceniłem jako reżysera...

ocenił(a) film na 5
aronn

Ba! Cameron nakręcił przecież takiego "Terminatora", który też był technicznym przełomem jak na swoje czasy, a jednak do czarowania efektami się nie ograniczał i wciąż znakomicie się go ogląda.

Diana

A przypadkiem nie chodzi Ci oto że trochę za mało przemocy było w tym filmie. Bo pamiętam że w Terminatorze było jej aż nadto przynajmniej jak dla mnie.

ocenił(a) film na 5
MorganaBlackcat

Nie, zupełnie nie.

aronn

"W Avatarze z przykrością stwierdzam(to jest fakt)tego nie znajdziecie i z tego też powodu ten film leży.Diana takie sam mam odczucia,szkoda bo Camerona bardzo sobie ceniłem jako reżysera..."

To nie jest fakt, tylko twoje zdanie. Każdy może co innego uznawać za ciekawą postać i nie wszystkim musi się podobać naiwny wieśniak Luke o złotym sercu, Vader tak zły, że aż czarny, porozumiewający się ze światem za pomocą złotych myśli mistrz Kenobi, zabili go i uciekł Han Solo czy zrobotyzowani Flip i Flap. Czy też może patrzysz na te postacie przez pryzmat ich rozwoju w 3-6 filmach i porównujesz z jednym Avatarem? Podejrzewam, że gdybyśmy dostali do Avatara 3 prequele i 2 sequele, to też bohaterowie byliby "wewnętrznie bogatsi". Tak czy owak - z "faktami" w przypadku takich rzeczy, jak subiektywne odczucia, lepiej być ostrożnym.

ocenił(a) film na 5
StreetSamurai

W ogóle nie każdemu muszą się podobać GW, ale tu naprawdę nie chodzi o kwestie ilości sequeli, tylko o sposób narracji i widoczne gołym okiem uproszczenia, bardzo charakterystyczne dla (stereo)typowego Hollywood. Ktoś to lubi - voila! Ale proszę nie subiektywizować takich rzeczy jak brak jakichkolwiek półcieni tak w fabule, jak i w charakterystyce postaci. Są źli, są dobrzy, jest walka, jest śmierć wodza i "Weź mój łuk, córko", jest obowiązkowy końcowy pojedynek między protagonistą i antagonistą, jest zły pułkownik i zero wolt whatsoever.

Wiesz, przez jedną krótką chwilę miałam nadzieję, że oto reżyser ma coś w zanadrzu, że będzie jakieś napięcie, zdarzy się coś nieprzewidywalnego. Kiedy Jake i Neytiri leżą razem po wspólnie spędzonej nocy, wjeżdżają nagle buldożery. Jednocześnie widzimy jak Jake 'obudziwszy się' w 'realu' ze smakiem pałaszuje śniadanie, a w tym czasie przerażona Neytiri rozpaczliwie próbuje odciągnąć na bok bezwładne ciało Jake'a. Miałam nadzieję, że my, widzowie, o czymś nie wiemy, że Jake dogadał się z pułkownikiem, że zdradził, że wiedział o tych maszynach. Zmroziło mnie. Oto wcześniej spędził z Neytiri noc, ona mu zaufała, teraz szarpie się, by go uratować, a on je sobie spokojnie śniadanko, wiedząc co się tam dzieje. Son of a bitch, no! :> Ale nie. Już za moment wszystko toczy się gładko jak bajce. Szlachetny Jake pozostaje szlachetnym przez cały czas. Nie ma miejsca na wahanie, zdradę, niejednoznaczność.

Diana

"Son of a bitch, no! :>"

No i masz swoją woltę. Spodziewałaś się czegoś innego.

ocenił(a) film na 5
StreetSamurai

Poczucia humoru nie można Ci odmówić. :D

użytkownik usunięty
StreetSamurai

"Każdy może co innego uznawać za ciekawą postać i nie wszystkim musi się podobać naiwny wieśniak Luke o złotym sercu, Vader tak zły, że aż czarny, porozumiewający się ze światem za pomocą złotych myśli mistrz Kenobi, zabili go i uciekł Han Solo czy zrobotyzowani Flip i Flap."

Kapitalne podsumowanie GW, udało Ci się mnie rozbawić. Co nie zmienia faktu, że jestem zagorzałym fanem serii, może poza pierwszym epizodem drugiej (pierwszej) serii.

Diano, jeśli wolisz "chropowatego" van Gogha, to polecam Obcego- częśći 1-3 (bo 4 to już przegięcie), o ile nie widziałaś. Potworek jest po prostu piękny w swojej brzydocie. "Dwójka" jest Camerona. Fabuła zaskakująca nie jest, ale napięcie większe niż w Terminatorach.

Na Avatara idę na 17.15, napiszę cosik po zapoznaniu się z tym rewolucyjnym tworem.

ocenił(a) film na 5

"Obcego" widziałam, ale tylko 1. część naprawdę mną trzepnęła. Druga jest zbyt... efekciarska. ;)

użytkownik usunięty
Diana

Byłem, zobaczyłem, oceniłem

Po Twoich postach nie wiedziałem, czego się spodziewać po tym filmie, jednak świeżo po seansie już sobie zdanie na temat tego obrazu zdążyłem wyrobić. Wcale się nie dziwię, że ten film Ci się nie podobał, jeśli spodziewałaś się czegoś a la GW, bo Avatar ma niewiele z nimi wspólnego. Po przeczytaniu fragmentów streszczenia na Filmwebie spodziewałem się fabuły bardziej w stylu Ostatniego Samuraja (najemnik wysłany nie wiadomo dokąd zaczyna doceniać wartości i styl życia tubylców, co skłania go do zmiany frontu), jeno z nowocześniejszym face liftingiem, jednak stylem i powolną narracją ten film przypomina mi najbardziej…. „Misję” z 1986. Twoje porównanie z „Tańczącym z Wilkami” jest w pełni uzasadnione. Skoro jednak twierdzisz, że ten film jest płytki, to jesteś w stanie mi wyjaśnić co takiego ma w sobie „Misja”, a czego nie ma Avatar? Dla mnie jedyną wyraźną różnicą jest brak happy endu w „Misji”- wszyscy „dobrzy” giną. Avatarem zawiodą się Ci, którzy spodziewają się kina akcji, bądź humoru a la GW/Indiana Jones, gdyż większość filmu to nawet nie Park Jurajski, to wręcz film DOKUMENTALNY o dinozaurach na Discovery Chanel tudzież innym Animal Planet. Pierwsza część filmu to przewodnik multimedialny po Pandorze, tu nie ma mowy o kiepskiej fabule, tu fabuła prawie nie istnieje, stanowi tło dla magicznego świata Pandory, tu czas zatrzymał się w miejscu, jak w „Pożegnaniu z Afryką”. Oglądanie tego w 2D to po prostu głupota. Graficznie w 3D to cud, miód i orzeszki. Film jest na pewno nietypowy, nawet jak na SF, i dlatego zostanie zapamiętany. Aczkolwiek nie zakwalifikowałbym tego filmu do Fantasy, a GW jak najbardziej.

P.S. 3 część Obcego jeż tak efekciarska jak 2 nie jest, jest za to chyba najbardziej "mroczna" z serii.

ocenił(a) film na 5

"Misji" nie widziałam. Wiem, shame on me. ;) Zamierzam. Kiedyś.

W przypadku "Avatara" nie spodziewałam się niczego a'la. Ani też niczego nader głębokiego. Ale jednak liczyłam, że nie będzie to poskładane jedynie z gotowych hollywoodzkich prefabrykatów, których przykłady już podałam tu i ówdzie w tym wątku. Jeśli ktoś nie dostrzega specyficznego tonu i stylu, tak charakterystycznych dla nieskomplikowanych masowych fabuł, to trudno, ja mu na to oczu raczej nie zdołam otworzyć. Jeśli dostrzega i mu nie przeszkadza - na zdrowie. Też mam takie filmy, w których mankamenty widzę, ale mi nie wadzą.

użytkownik usunięty
Diana

Prooszę Cię .... kolejna, oryginalna, indywidualistka we własnym założeniu, szukająca wad tam gdzie mogłaby skupić się na zaletach. Finezja Brazylijczyków ... tak to efekt ciężkiej pracy, fantazji, pasji, którą na szczęście potrafią docenić miliony na świecie = Avatar.
Nie depcz ... tylko omiń albo dołącz się do wysokobudżetowego Apelu Camerona by szanować to co depczymy.

ocenił(a) film na 5

Wyloguj się, usiądź, ochłoń, przemyśl i przeformułuj, bo ciężko wyłapać sens. "Indywidualistkę" potraktuję jako komplement. :>

użytkownik usunięty
Diana

Poradziłabym Ci to samo, bo troszkę się zagubiłaś w swoich odpowiedziach i nawet nie jest mi przykro, że sensu nie wyłapałaś skoro jesteś spragniona tylko komplentów. Pomyślności w Nowym Roku życzę.

ocenił(a) film na 5

Dziękuję za troskę i za życzenia. Nawzajem.

użytkownik usunięty
Diana

p.s.bezsensownie nawiązałam do twojej odpowiedzi :
''W każdym meczu 22 gości ugania się za szmacianką, ale jest szalona różnica między finezją Brazylijczyków a potykaniem się o własne sznurówki Polaków''.
Chodziło mi o tylko o tą finezję, którą dostrzegłam w Avatarze. Jednak zrobiło mi się przykro troszeczkę, stąd próba wyjaśnienia ;) Pozdrawiam

ocenił(a) film na 8
Diana

Droga Diano, analogia była w swojej przemowie bardzo prosta, choć spróbowałaś ją odwrócić jak "kota ogonem". Otóż idąc na film typu "Avatar", wiadomo z góry czego można się spodziewać. Ty czujesz się jednak rozczarowana. Powtarzam raz jeszcze, współczuję, bo najwyraźniej nie potrafisz się kinem bawić, a wszędzie szukasz analogii, zapożyczeń, uproszczeń albo wyższych prawd. Dla Ciebie ten film był "potykaniem się o własne sznurówki Polaków", a dla mnie, trzymając się tej sportowej terminologii, meczem koszykarskiej drużyny Harlem Globetrotters i myślę (to wynika z mojej wrodzonej skromności ;D), że jestem zdecydowanie bliżej prawdy niż Ty. Ergo - jeśli nie znajdujesz w kinie tego, czego szukasz to zacznij czytać książki, a już pod żadnym pozorem nie próbuj silić się na tego rodzaju pseudoeksperckie komentarze. Zakładam, że jednak nie zastosujesz się do mojej rady, w takiej sytuacji polecam Ci obraz gruzińskiego twórcy Aima Karweładze pt "Zapach zielonych traw", będziesz zachwycona. Razem z reżyserem, będzie Was dwoje. Pozdrawiam.

ocenił(a) film na 5
jaet

Kolejny współczujący! Epidemia jakaś z tym współczuciem. :>

"Ergo - jeśli nie znajdujesz w kinie tego, czego szukasz to zacznij czytać książki"

Bardzo dobra rada, wujku. :>

(Spuść powietrze, głęboko odetchnij i przestań przeprowadzać psychoanalizy przez net. Zawsze chybione. To naprawdę nie koniec świata, jeśli się komuś nie podoba film, który dla Ciebie jest rewelacją. Cheer up!)

ocenił(a) film na 8
Diana

Nadinterpretowujesz koleżanko. Nigdzie nie napisałem, że "Avatar" to rewelacja, jednak wychodząc z kina byłem usatysfakcjonowany, bo otrzymałem to, czego oczekiwałem (a nawet, zważywszy na pewne okoliczności, więcej... ;D). Wdałem się z Tobą w tą dyskusję, tylko z jednego powodu, otóż uwarzam, że ten Twój post, to swoista rodzaju prowokacja, mająca "połechtać" Twoją próżność i nic więcej, a "kto sieje wiatr...". Chciałaś udowodnić swoją inteligencję ? Ok, jesteś osobą inteligentną. Chciałaś pokazać swoją wiedzę o kinie ? To też Ci się w jakiś sposób udało. Jesteś indywidualistką i lubisz płynąć pod prąd ? Nie ma sprawy - pomyślnych wiatrów. Co więcej, z pewnymi Twoimi tezami, mogę zgodzić się w całej pełni, ale Ty czynisz z nich zarzuty, a to już dla mnie gruba przesada. Film może Ci się podobać lub nie i absolutnie masz prawo do własnej opinii na jego temat. Jeżeli jednak zaczniesz wygłaszać ją, jak jakąś prawdę objawioną, to nie dziw się potem reakcji ludzi.
A co do współczucia, no wiesz, kiedy 100 osób coś Ci mówi... ;D.
W Nowym Roku, życzę więcej luzu na kinowych seansach, chyba się przyda.

ocenił(a) film na 5
jaet

Zabawne. Jeśli ktoś pisze jedno zdanie w stylu "film do d..., nie podobał mi się", zaraz odzywają się głosy krytyczne, że warto byłoby swoje zdanie uzasadnić. Jeśli ktoś swoje zdanie uzasadnia, spotyka się z zarzutami o prowokację, popisywanie się wiedzą, whatever. Takie rzeczy tylko na FW. :)

Reakcjom się nie dziwię. Z co kulturalniejszymi dyskutuję, z zacietrzewionych żartuję, bo już za stara jestem na bicie łopatkami i sypanie piaskiem w oczy. Więcej luzu to ja życzę w interpretacji niezgodnych z własnymi odczuciami opinii. :>

ocenił(a) film na 8
Diana

Peace sister ;D. Uznajmy, że trochę luzu przyda się nam obojgu. Dla oczyszczenia atmosfery i udowodnienia swoich dobrych chęci polecam Ci (tym razem szczerze), "Tlen" Wyrypajewa z Karoliną Gruszką. To prawdziwa rewelacja i pozostaje tylko żałować, że w Polsce nie powstają takie obrazy...

Diana

Wszystko fajnie, ale tak naprawdę jaki jest cel tego komentarza? Tzn. rozumiem, że chciałaś się podzielić swoją opinią o filmie, do której masz święte prawo itd. Po prostu zastanawiam się nad sensem dzielenia się z nią innymi w kontekście drugiego zdania. Chodzi mi o to, że mógłbym teraz wejść na stronę pierwszego z brzegu musicalu, którego to gatunku organicznie nie trawię, i napisać, że: "hollywoodzkich musicali zwykle unikam jak ognia, ten obejrzałem, no i tańczyli, śpiewali i się zakochiwali, żenada, wtórność i sztuczność". A tego nie robię, chociaż czasem jakiś musical oglądam i tylko utwierdzam się w swoim przekonaniu.
Twoja opinia jest jak najbardziej ważna - dla ciebie, ale co tak naprawdę chcesz nią przekazać innym? Co mamy z niej wynieść, gdy na starcie stwierdzasz, że kino tego typu suxx?

Inna rzecz, że wiele osób - moim zdaniem - nie pojmuje, na czym polega prawdziwa rewolucja tego filmu. Owszem, sama w sobie dotyczy ona głównie technologii, ale w ogólnym rozrachunku efekt jest magiczny. Otóż Avatar to nie jest film nastawiony na efekty, to znaczy ja go tak nie odbierałem. Yup, to właśnie napisałem. Na efekty są nastawione filmy typu Transformers, gdzie co chwilę "holy shit! samochód zamienił się w robota!" dla samego efektu zamieniania się samochodu w robota, albo 2012, gdzie co chwilę "holy shit! największy wybuch ever!" w celu pokazania największego wybuchu ever. A co mamy w Avatarze? Ano biegają sobie po lesie, strzelają sobie z łuku, jeżdżą sobie na koniach i (OK, wiem) latają na ptokach, obserwują "religijne" obrzędy. To chyba pierwszy film, który używając samych efektów potrafił sprawić, że tych efektów się nie dostrzega w ich dotychczasowym sensie. Cameron mógł zapchać film scenami akcji, jak dajmy na to Bay, które właśnie byłyby nastawione na efekty, gdzie co chwila coś by wybuchało a bohaterowie robili w zwolnionym tempie uniki przed kulami, ale tego nie zrobił. Postacie za to oglądają drzewa i wspinają się na skałki. Jest to wszystko efektowne, bo jest po prostu pięknie zaprojektowane i wykonane, ale wybór ikrana to nasze zwykłe ujeżdżanie konia, a nie szalona pogoń przez piąty wymiar za ziejącym ogniem potworem.

ocenił(a) film na 5
StreetSamurai

Nie chadzam do kina TYLKO dla efektów. Jeśli oprócz efektów jest coś jeszcze, przyjmuję je z radością. Tutaj wybrałam się do kina ze względu na 3D, bo to jednak wciąż jeszcze relatywnie nowa rzecz (w przeciwnym wypadku pewnie poczekałabym na DVD). Miałam jednak nadzieję, że fabuła nie będzie aż do tego stopnia pretekstowa.

Diana

"Nie chadzam do kina TYLKO dla efektów."

Fajnie, ale czemu mi to mówisz?
Sensu zakładania tego tematu jednak dalej do końca nie rozumiem (nie wykluczam oczywiście, że wina leży po mojej stronie).

Generalnie szkoda, że film ci się nie podobał. To się zdarza, niestety.

ocenił(a) film na 5
StreetSamurai

"Fajnie, ale czemu mi to mówisz?"

Bo pytałeś. Jeśli nie widzisz różnicy między "dla efektów" i "tylko dla efektów" oraz nie przemawia do Ciebie dodatkowe wyjaśnienie, którego Ci udzieliłam, to rzeczywiście więcej już nic nie mogę zrobić. A sens zakładania tematu wpisuje się w sens istnienia tego forum dyskusyjnego. :>

Za musicalami też nie przepadam. Nie oglądam. Nie komentuję. To jednak troszkę coś innego niż w tym przypadku.

Diana

"Bo pytałeś."

Nic podobnego.

"Jeśli nie widzisz różnicy między "dla efektów" i "tylko dla efektów" oraz nie przemawia do Ciebie dodatkowe wyjaśnienie, którego Ci udzieliłam, to rzeczywiście więcej już nic nie mogę zrobić."

Różnica jakaś tam jest, chociaż w rzeczywistości jedno zawiera się w drugim a rozważania są czysto teoretyczne i bardzo abstrakcyjne, bo nie ma filmów składających się TYLKO z efektów. Tak czy owak na samym wstępie napisałaś wyraźnie:

"Ja zwykle efekciarskich blockbusterów unikam jak ognia."

Dostrzegam słowo "zwykle", ale widzę też mocne podkreślenie "jak ognia". Piszesz, że za musicalami też nie przepadasz (czyli również "zwykle"), ale ich już nie komentujesz, bo to "troszkę coś innego". Drążyłbym dalej, co konkretnie, ale oboje wiemy, że nie uzyskam odpowiedzi, więc sobie daruję;)

"A sens zakładania tematu wpisuje się w sens istnienia tego forum dyskusyjnego. :> "

Też ja właśnie pytam, tak z czystej ciekawości, o czym chcesz dyskutować, skoro swoją wypowiedź zaczynasz od "filmy typu X są do bani", po czym piszesz, że "film Y należący do typu filmów X jest do bani". Nie bardzo widzę tu miejsce na dyskusję, zatem i sens pisania komentarza mi umyka. Gdyby tu była tylko opcja oddania głosu "tak" lub "nie" w sondzie "czy podoba ci się ta wypowiedź", to bym rozumiał, ale w obecnej sytuacji... :)

StreetSamurai

Aha, żeby nie było, że tu jakąś protekcjonalność uprawiam - nie uzyskam odpowiedzi wykraczającej poza abstrakcyjne i czysto subiektywne rozważania, z czego zdaję sobie sprawę i zapewne tak samo sam bym to tłumaczył.

ocenił(a) film na 5
StreetSamurai

Nie do końca. Musical to odrębny gatunek, jednocześnie ramy i esencja danego obrazu. To zgoda na pewną specyficzną konwencję, gdzie zawiesić musisz zwyczajową percepcję kina. Oto nagle, ni z tego ni z owego, w środku zdarzeń aktorzy zaczynają śpiewać i tańczyć. Wtf? ;) W życiu nie zaczynasz nagle śpiewać i tańczyć. To akceptacja zupełnie innego sposobu narracji.

Natomiast efekty mogą być oprócz i mogą być zamiast. Jeśli oprócz efektów jest fabuła, która ma ręce i nogi, super. Jeśli takiej fabuły nie ma, same efekty mnie nie zadowalają. Oczywiście, jak zawsze, dla jednych infantylna fabuła jest ok, a dla innych - nie. Ale to już inna bajka.

Diana

Musical to był tylko przykład na mechanizm zjawiska, bo my tu rozmawiamy o inaczej przebiegającym podziale. Ale można to pociągnąć, abstrahując nawet od samego poziomu Avatara - "efekciarskie blockbustery" też mają swój sposób narracji, który tak ci nie odpowiada. Na dobrą sprawę, jeśli chcesz być konsekwentna, ty nie możesz nawet powiedzieć, że ten film cię zawiódł. Miał ci się nie podobać i nie podobał. Co więcej - gdyby ci się spodobał, to poczułabyś się rozczarowana, dobrze rozumiem;) Krążę ciągle wokół sensu pisania pierwszego posta, ale naprawdę mnie to ciekawi:)

"Natomiast efekty mogą być oprócz i mogą być zamiast. Jeśli oprócz efektów jest fabuła, która ma ręce i nogi, super."

Tylko widzisz, o fabule Avatara można powiedzieć wszystko: że jest prosta(cka), przewidywalna, słaba, płaska itd., ale nie można powiedzieć jednego - że nie ma rąk i nóg. Co jak co, ale - zwłaszcza jak na dzisiejsze standardy - jest logicznie poukładana, bez idiotycznych plot devices w stylu magicznego czarnego płynu z D9 i poważniejszych logicznych dziur oraz, wbrew pozorom, nie wymagająca zbyt dużych pokładów suspension of disbelief. Chyba że dla ciebie fabuła mająca ręce i nogi to fabuła, która ci się podobała - ale zgodzisz się chyba, że wtedy należałoby określić to inaczej.

"Oczywiście, jak zawsze, dla jednych infantylna fabuła jest ok, a dla innych - nie. Ale to już inna bajka."

Cóż za infantylna wypowiedź:) Albo i odwrotnie - gdzież w tobie dziecko? :) Równie dobrze można napisać, że dla jednych fabuła jest infantylna, a dla innych - nie.

ocenił(a) film na 9
StreetSamurai

"Tylko widzisz, o fabule Avatara można powiedzieć wszystko: że jest prosta(cka), przewidywalna, słaba, płaska itd., ale nie można powiedzieć jednego - że nie ma rąk i nóg."
Dokładnie :)

ocenił(a) film na 5
StreetSamurai

Żeby "Avatar" mi się spodobał, Cameron musiałby nieco inaczej poprowadzić narrację. Gdybym miała pewność przed seansem, iż jego film jest tylko "efekciarskim blockbusterem", pewnie bym odpuściła. Nie miałam tej pewności. Choćby ze względu na ogromny sentyment do "Terminatorów". Gdyby nie był to film 3D, poczekałabym na DVD. Usilnie próbujesz wykazać mi tutaj brak logiki i niespójność motywów, ale doprawdy nie wiem po co.

Magiczny czarny płyn z D9? Dlaczego zaraz magiczny? Równie magiczna jest w takim razie owa więź Na'vi z naturą. To właśnie w "Avatarze" mamy do czynienia bardziej z fantasy niż z sf. Choćby scena z początku, gdy nasiona świętego drzewa otaczają Jake'a, symbolicznie naznaczając go tym samym jako wybrańca. Klasyczny motyw fantasy.

"Cóż za infantylna wypowiedź:) Albo i odwrotnie - gdzież w tobie dziecko? :) Równie dobrze można napisać, że dla jednych fabuła jest infantylna, a dla innych - nie."

W ten sposób wszystko można zrelatywizować. I dochodzimy do de gustibusu.

Diana

"Usilnie próbujesz wykazać mi tutaj brak logiki i niespójność motywów, ale doprawdy nie wiem po co. "

Nie próbuję:) Ale nie zmienia to faktu, że na starcie określiłaś się jako zagorzała przeciwniczka tego rodzaju filmów. No mam to na piśmie, nic nie poradzisz;) Albo zagalopowałaś się na początku, albo teraz ratujesz tylko sytuację:) Podkreślam emotkę, bo piszę to bez złośliwości:) Rozumiem, o co ci chodzi.

Co do (braku) fantasy w Avatarze, to pisałem niżej. Oczywiście można uznać, że czarny płyn jest tak zaawansowany, że ludzie go nie ogarniają, ale tak czy owak to dużo większe fantasy niż wszystko w Avatarze, zwłaszcza ta, moim zdaniem naprawdę idiotyczna przemiana. To tak, jakby w Avatarze Jake na końcu nie został "ściągnięty" ze swojego ciała do Avatara (w sposób przecież podobny do tego, co działo się w laboratorium, tylko bardziej wyrafinowany), a w swojej ludzkiej postaci napił się soku z magicznego drzewa i dosłownie zmutował w trzymetrowego niebieskiego stwora. To byłoby fantasy i głupota jak czarny płyn:)

ocenił(a) film na 5
StreetSamurai

Przecież nie wszystko musi być wyjaśnione w SF od A do Z. Sam dałeś świetny przykład solaryjskiego Oceanu u Lema. A co z procesem betryzacji z "Powrotu z gwiazd"? Dlaczego czarny płyn miałby być bardziej fantasy niż więź z planetą? Oba te koncepty to czysta licentia poetica, z tym że w "Avatarze" zasygnalizowano na czym ta więź się zasadza (sieć neuronowa), a w D9 - nie do końca, wspominając tylko, że może to mieć związek z DNA obcych. Tego typu domniemań i sugestii jest w SF na kopy, nawet u Mistrza Lema. Dlaczego nie razi Cię przeniesienie świadomości z jednej powłoki do drugiej, a za idiotyczną uznajesz metamorfozę ciała za sprawą materiału genetycznego o nieznanych właściwościach? Szczerze mówiąc, to pierwsze wydaje mi się daleko trudniejsze do przeprowadzenia, choćby przez sam fakt, że wciąż nie wiemy do końca co to jest świadomość, osobowość, jądro człowieczeństwa i w jaki sposób elektryczne impulsy i procesy chemiczne tworzą coś tak wyrafinowanego jak poczucie "Ja". Przy tym wszystkim mutacje genetyczne to pikuś.

Diana

Zakładamy, że odkryto nośnik świadomości, tak jak odkryto nośnik informacji biologicznej.
Taką świadomość zatem będzie można kopiować, tak jak już dziś umiemy kopiować materiał genetyczny, zwłaszcza w przypadku zgodności owego materiału biologicznego u źródła i kopii. I jest to koncept dużo bardziej prawdopodobny, niż literalna zamiana takiej świadomości na świadomość zupełnie innego gatunku, podobnie jak niemożliwa jest (OK, dzisiaj i może kiedyś będzie - chodzi o to, że sam pomysł jest absurdalny) zamiana informacji biologicznej na zupełnie inną, w dodatku w żywym, w pełni ukształtowanym organizmie i w dodatku w mgnieniu oka. Jestem to sobie w stanie wyobrazić w granicach sf, ale jest to moim zdaniem głupie (zwłaszcza w hard sf), tym bardziej, gdy przedstawione tak jak w D9, czyli jako niewyjaśniony i nachalny plot device.

ocenił(a) film na 5
StreetSamurai

Kurde no, nie żartuj! :) Jeśli coś we współczesnej nauce jest mało prawdopodobne, to właśnie odkrycie tajemnicy człowieczeństwa i zagadki świadomości. Zapewne będziemy latać po kosmosie wzdłuż i wszerz, a wciąż nie będziemy wiedzieli na czym polega istota integralności naszego Ja.

Ale jeśli zakładasz, że odkryto nośnik świadomości, to załóż też, że czarny płyn jest nośnikiem informacji biologicznej o wciąż nieznanych, a potężnych właściwościach. Poza tym w D9 nie ma mowy o zmianie świadomości, a jedynie o przemianie czysto zewnętrznej. Myślę, że Wikus pozostał sobą w sensie poczucia Ja. Czarny płyn jako gadżet nieznanej cywilizacji jest głupi, a rozumna planeta połączona siecią z jej mieszkańcami oraz bliżej nieokreślony 'nośnik świadomości' już nie? A tymczasem i jedno, i drugie równie (nie)prawdopodobne i należące do bogatego instrumentarium sf. Tak jak solaryjski Ocean, który materializuje ludzkie fantazje albo betryzacja czyniąca z ludzi potulne baranki. Też można powiedzieć, że absurdalne, nieprawdopodobne, głupie i bez podstaw naukowych. A w dodatku, koniec końców, niewyjaśnione. :)

Diana

"Kurde no, nie żartuj! :) Jeśli coś we współczesnej nauce jest mało prawdopodobne, to właśnie odkrycie tajemnicy człowieczeństwa i zagadki świadomości."

Czy ja wiem. Nie wiem:) Być może jesteśmy bliżej, niż nam się wydaje, i trzeba tylko rozgryźć fizykę kwantową? Jakiś front falowy stojącej fali stanu kwantowego?:)

To teraz ty mnie nie rozumiesz :D Jeszcze raz - dopuszczam ten pomysł na gruncie sf (chociaż uważam go za bardzo słaby motyw, takie "abrakadabra zamieniam cię w żabę!"). Nie zmienia to jednak tego, że w D9 czarny płyn to plot device, tym gorszy, że kluczowy dla całej fabuły. Nie chodzi o to, żeby tłumaczyć wszystko i dokładnie naukowo wyjaśniać, ale są też rzeczy mniej i bardziej dla fabuły ważne. Określenie "plot device" nie wzięło się z powietrza. Gdyby to inaczej pokazano, gdyby coś tam coś tam... A tak niestety mamy magiczny czarny płyn i nic tego nie zmieni, a film to ponoć hard sf właśnie. Jakiekolwiek byłoby to wyjaśnienie w Avatarze, to ono jest.

Diana

Poza tym nie musimy wiedzieć, na czym polega istota integralności naszego Ja, wystarczy ją tylko wyekstrahować :) Na podobnej zasadzie, jak kiedyś leczono różne choroby nie znając ich prawdziwych przyczyn:)

Diana

A, jeszcze jedno - nie powiedziałbym, że przemiana w D9 była "czysto zewnętrzna":) Jemu się nie zmienił kształt nosa czy nawet kolor skóry;) Inna rzecz, że tak naprawdę nie wiemy, w jakiego robaka zmienił się Wikus. Być może "umysłowo" też go zmutowało i został tym tępym dronem, a nie inteligentem pokroju kumpla czy siebie za ludzkich czasów. Wiemy tylko, że zrobił kwiatka i podrzucił żonie, co wyższej inteligencji nie wymaga:)

ocenił(a) film na 5
StreetSamurai

No ale skoro nie wiemy jak to tam z tą świadomością u Wikusa było, to nie wypada czynić zarzutów z czegoś, co może być jedynie naszym błędnym domniemaniem. ;)

Co do reszty, proszę z zażaleniem również do Lema o Ocean i betryzację. To też plot devices. Takich "czarnych płynów" w SF od metra. I - szczerze - wolę brak szczegółowych objaśnień i pole do spekulacji niż koncept przenoszenia świadomości za sprawą myślącej planety. Ale to już wybitnie sprawa indywidualnych upodobań. I jeszcze - pomyśl o ile ubożsi bylibyśmy, gdyby Lem wyłożył kawa na ławę co to są sepulki. :D Też przecież plot device i też kluczowy dla fabuły. :)

Diana

Zacytuję klasyka:

"Nie wiem czy rzeczywiście umyka Ci clou czy po prostu masz ochotę się podroczyć. :>"

;)

Stawiam na to drugie, ale ja dziś zmęczony jestem:)

ocenił(a) film na 5
StreetSamurai

To miłe, że tak ładnie cytujesz klasyków. :)

Jak odpoczniesz, to proszę o wyjaśnienie czym różni się plot device będący czarnym płynem od plot device'ów będących Oceanem, betryzacją i sepulkami. I dlaczego jedne plot device'y są ok, a inne nie. Bo naprawdę umyka mi clou. :D