Mało który aktor znalazł się ostatnio w takim ogniu krytyki jak Nicholas Cage. Zalew internetowych memów z wizerunkiem Cage'a, wyśmiewających jego udział w coraz bardziej żenujących produkcjach („Kult”, „Ostatnie zlecenie”, „Anatomia strachu”...) dokłada tylko kolejną cegiełkę do trendu „pogrążmy Nicholasa”. Inna sprawa, iż wspomniany odtwórca po części sam jest sobie winien, dobierając repertuar w mało trafny sposób. Niemniej w ciągu ostatniej dekady udało mu się odegrać parę dobrych ról, by wspomnieć choćby występy w filmach „Zły porucznik” i „Kick-Ass”.
Po przeczytaniu oficjalnych materiałów od dystrybutora („niekwestionowany gwiazdor kina akcji” i inne kwiatki), z drżącym sercem podchodzi się do produkcji sensacyjnej „Bóg zemsty”. Czy w tym przypadku ujrzymy Cage'a z tłustszych lat, biorącego udział w trzymającym w napięciu kinie czy też zobaczymy drugą twarz Nicholasa, tj. wyrobnika grającego na jedną minę zbitego spaniela w obrazie noszącym wszelkie znamiona tandetnej produkcji?
Nick Gerard (Cage), spełniony nauczyciel angielskiego w miejscowej szkole, pewnego dnia doświadcza niewyobrażalnej tragedii – jego kochająca żona Laura (January Jones) staje się ofiarą brutalnego gwałtu. Podczas odwiedzin w szpitalu, Nick spotyka tajemniczego mężczyznę Simona (Guy Pearce) oferującego mu wymierzenie kary gwałcicielowi w zamian za drobną przysługę. Niestety, agencja do której należał wspomniany dobroczyńca po dokonaniu zemsty zaczyna wymagać od Gerarda uwikłania się w coraz bardziej podejrzane zadania. Przyparty do muru mężczyzna decyduje się przeciwstawić Simonowi i jego pracodawcom...
Na wstępie rozwiejmy wszelkie wątpliwości – mamy ponownie do czynienia z filmem niskich lotów...Żart. Tym razem Cage'owi udało się wystąpić w solidnej produkcji, która swój poziom zawdzięcza w głównej mierze dobrze rozpisanemu scenariuszowi, z ciekawym pomysłem i zwrotami akcji. Owszem, skrypt ma pewne niedorzeczności na które po prostu trzeba przymknąć oko (bogobojny belfer z umiejętnościami komandosa?), niemniej sprawdza się jako baza pod niezobowiązujące i lekkie w odbiorze kino sensacyjne na jeden raz.
Oczywiście Cage gra jak zwykle na swoją modłę, oferując wciąż ten sam grymas twarzy, aczkolwiek w konwencji produkcji zahaczającej o klasę B nie razi to aż tak po oczach. Do tego w obsadzie znalazło się miejsce dla Guy'a Pearce'a i January Jones, którzy dodają nieco kolorytu produkcji.
Trochę w „Bogu zemsty” lekko zaskakujących twistów (intryga w jaką wciągnięty zostaje Gerard ma ciekawy finał), sporo chwytów niczym z taniego kina sensacyjnego, wszystko zaś doprawione sprawnie opowiedzianą historią. Sam Cage dwoi się i troi, bierze udział w strzelaninach, obija twarze oprychom (i nie tylko...) i skacze z gracją 10-tonowego słonia po mostach. Całość została podana niczym fast-food, tj. w natychmiastowej formie, bez zbędnych dłużyzn, lecz również bez wyróżniających się elementów. Jeśli widz przełknie mocno kiczowate dialogi i nietrafione koncepcje scenariusza, otrzyma porządne kino akcji w starym stylu. Bez głębszej filozofii i bez wprawiania w zachwyt, ot, na jeden seans.
W telegraficznym skrócie: Cage wkroczył na właściwy tor; po „Złym poruczniku” i „Kick-Ass” kolejna solidna produkcja ze znanym aktorem; trzymające w napięciu, lekko tandetne i naiwne kino sensacyjne. Bez szału, lecz również i bez większych zgrzytów.
Ogółem: 7=/10
Dobrze czasem spotkać kogoś, kto nie hejterzy na lewo i prawo, nie dostosowując swoich wymagań do rodzaju kina. Przekonałeś mnie do zobaczenia tego filmu, przy takim postawieniu sprawy żałować raczej nie powinienem. Pozdrawiam. PS. Życzę nam wszystkim podobnych konretów w komentarzach, zamiast fali hejtów czy też wygórowanych podniet.
Dziękuję za ciepłe słowa. Mam nadzieję, że seans się uda ;)
Co do Cage'a i jego występów w "koszmarkach" - w przypadku produkcji "Anatomia strachu" oddaję mu honor (mea culpa), film okazał się być (wbrew fali krytyki i średniej ocen 10% na RT) solidnym kinem opartym na (mniej lub bardziej prawdopodobnych) zwrotach akcji.
Polecam nie tylko fanom Coppoli, pardon, Cage'a ;)
No i cała moja opinia zawiera się w pierwszym poście :)
Nie zgodzę się tylko z oceną - ale to już kwestia subiektywna - dla mnie 6
A nawiązując do Anatomii Strachu - mam trochę inne zdanie, film oparty na konwencji nie raz, nie dwa wykorzystywanej, powiniem wnieść coś dodającego kolorytu, a tym razem poza zupełnie nielogicznymi sytuacjami, kiepskimi dialogami i Cage'em biznesmenem/komandosem (chociaż do tego można się już przyzwyczaić :) ) nic nowego nie było. Jednak przede wszystkim zawiodła rewelacyjna obsada. Po filmie z Cage'em i Nicole Kidman liczyłem na coś lepszego. Niestety dalej czekam na Cage z ,,Pana życia i śmierci" , lub ,,Face off" Bo co do tego że aktorem jest świetnym nie ma wątpliwości, jedynie repertuar często nie powala :)